- Opowiadanie: poroh - POBRATYMCY (czwarty i ostatni fragment)

POBRATYMCY (czwarty i ostatni fragment)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

POBRATYMCY (czwarty i ostatni fragment)

W głównej izbie karczmy, która jeszcze przed chwilą tonęła w ciemnościach, płonęły setki świec. Przy jednym ze stołów siedziało sześciu Kozaków, jak z obrazka, ogolone głowy, czarne wąsy, zaczesane za ucho osełedce, jeden palił fajkę, drugi ostrzył jatagan, pozostali grali w karty. Jurko znał zamiłowanie Niżowców do jaskrawych barw, dlatego był zaskoczony, że ci mieli czarne bluzy. Jeszcze nigdy takich nie widział.

 

Z miasta Azowa, z niewoli ciężkiej trzech braci uciekało.

Oj, dwaj na koniach,

A trzeciego

Nie zabrali z sobą jak obcego.

Za braćmi konnymi bieży on, pośpiesza,

O surowe korzenie, o białe kamienie

Białe swe nogi kozackie rozrywa,

Krwią ślady zalewa…

Zauważył dziada-lirnika dopiero, gdy ten zaczął śpiewać dumkę. Siedział pod piecem w tym samym miejscu, gdzie usadowiła go Salome. Skąd się tutaj wziął? Niedowidzący dziadyga, zdążył przede mną wrócić z Uroczyska Trzech Kruków, czy nikt go tam nie zaprowadził i cały ten czas spędził w karczmie, zastanawiał się.

– Czas już! – rzucił Ługaj.

Natychmiast jeden z mężczyzn wybiegł na dwór. Po chwili grupa mołojców w czarnych mundurach wprowadziła Zaporożca. Był odziany w drogie szaty, karmazynowe i błękitne, wetknięty za pas buzdygan świadczył, że pełnił ważną funkcję na Siczy. Kazano mu stanąć na środku izby.

– Szumajło, poznajesz tego Kozaka? – zapytał go dziad-lirnik donośnym głosem.

Szumajło zmrużył oczy aby lepiej widzieć i przez chwile przyglądał się Ługajowi.

– Nie poznaję ojczulku – odpowiedział.

– Może teraz będzie ci łatwiej – Ługaj ściągnął czapkę i odsłonił straszliwą ranę na głowie.

– Hospody pomyłuj – wybełkotał zaskoczony Szumajło.

– Poznajesz? – zapytał dziad-lirnik.

– To niemożliwe, przecież ty…

– Odpowiedz! – nalegał dziad.

Lirnik, ku zdumieniu Jurka, nie był już nieporadnym staruchem. Sprawiał wrażenie jakby codziennością było dla niego przesłuchiwanie dowódców kozackich.

Szumajło zaczął trząść się, pobladł, z zaciśniętej krtani udało mu się wydusić słowa:

– To Ługaj, poznaję. Myślałem, że ty…

– To nieważne co myślałeś – przerwał mu dziad. – Znasz pieśń o trzech braciach, którzy jako jasyr trafili do twierdzy Azow?

– Znam. Dwaj uciekali konno, jednego zostawili.

– I zginęli, ten trzeci przeżył – dodał dziad.

– Ojczulku, sam wiesz, że wśród Kozaków jest zwyczaj, że rannych na chadzkach, jeśli nie można zabrać, zostawia się. Tak było i rok temu. Tatarzy osaczyli nas i gdy atamana Ługaja szable pogańskie pocięły, zostawiliśmy go w stepie, tak jak i wielu innych.

– Nie o to chodzi, Szumajło.

– A o co?

– Kto jest twoim pobratymcem?

Szumajło zadrżał.

– Ługaj.

– W cerkwi świętego Mikołaja przysięgałeś, że swego pobratymca w potrzebie nie opuścisz, prędzej zginiesz. Co ty na to? – ciągną dziad-lirnik.

– Przysięgałem – odparł ponurym głosem.

– Ale nie tylko to, Szumajło. Nie tylko to.

– Czego jeszcze chcecie?

– Skąd wziąłeś złoto, żeby podpłacić mołojcom, aby wybrali ciebie atamanem? Skąd u ciebie rącze konie i złoty pierścień?

Pot obficie wystąpił na czoło przesłuchiwanego, ręce trzęsły się jak w ataku delirium.

– Ojczulku, po co pytasz?

– Ci oto panowie mołojcy – dziad-lirnik wskazał ręką na Kozaków w czarnych mundurach – to przedstawiciele wszystkich kureni. Powiedz to przy nich.

– Ze skrytki w zatoce przy wschodnim brzegu Chortycy. Siedem kroków od Tatarskiej Skały.

– Szumajło, czy to była twoja skrytka?

– Nie, należała do Ługaja, od niego się o niej dowiedziałem.

– Dlaczego ci o niej powiedział?

– Na wypadek jego śmierci miałem przekazać skarb na utrzymanie arsenału w Trechtymirowie.

– Uczyniłeś wedle jego słów?

– Ojczulku, przecież wiesz, że nie.

Zostawiłeś pobratymca w stepie, złamałeś dane mu słowo, okradłeś go. Wiesz, że za to powinieneś dać gardło.

– Znam zwyczaje.

– Atamanie, staniesz do pojedynku z Ługajem, albo sznur i na gałąź, wybieraj – powiedział mocnym głosem lirnik.

Jurko przyglądał się temu wszystkiemu oniemiały. Watażka nie okłamał go, to co widział było bardziej niezwykłe od wszystkiego, co dotąd mu się przyśniło.

– Gdzie będziemy się bić?

– A choćby i tu, miejsca jest dość – rzucił Ługaj.

Mołojcy odsunęli wszystkie sprzęty pod ściany, a zaraz potem błysnęły szable. Wiedział już do czego potrzebował go Ługaj, na czas pojedynku miał trzymać jego wierzchnie odzienie, sam ataman rozebrał się do koszuli, aby nic nie krępowało ruchów. To samo zrobił Szumajło, ale on położył swoją bluzę pod ścianą, nie miał nikogo, kto służyłby mu za sekundanta.

Patrzył jak urzeczony, gdy dwaj atamani rzucili się na siebie z szablami. Zadawali cięcia, odparowywali ciosy, blokowali i atakowali z biegłością charakterystyczną dla rębajłów z Dzikich Pól. Raz jeden raz drugi uzyskiwał przewagę i zmuszał swojego przeciwnika do rozpaczliwej obrony. Losy pojedynku długo ważyły się.

Zdziwił się, gdy okazało się, że zwycięzcą nie był, tak jak przewidywał, pokrzywdzony Kozak, ale jego przeciwnik: zdrajca i złodziej! Przecież Bóg, skoro stanęli na Sądzie Bożym, powinien pomóc Ługajowi! Widać Wszechmocny i tym razem nie okazał się sprawiedliwy, pomyślał. Ługaj padł na podłogę z kolejną potworną raną na głowie.

– Tym razem wygrałeś – oznajmił dziad.

Walka kosztowała Szumajłę wiele wysiłku, koszule przemoczył pot, czoło perliło się, ziajał ciężko. Mimo to chciał jak najszybciej opuścić karczmę. Gdy był w drzwiach, raz jeszcze zwrócił się do niego lirnik:

– Do zobaczenia za rok, atamanie.

Zarżał koń, gdy Szumajło go dosiadł. Znikł w mroku, nikt go nie ścigał, żaden z Kozaków w czarnym mundurze nie interesował się nim od chwili, gdy zakończył się pojedynek. Przedstawiciele kureni wynieśli ciało Ługaja na dwór, aby stężało. Nie padał już deszcz. Do świtu brakowało jeszcze kilku godzin.

Mołojcy rozsiedli się na ławach. Palili fajki, grali w czuprundyra, co jakiś czas jeden z Kozaków, ten który przegrał, szarpany był przez zwycięzcę za osełedec. Dziad drzemał w kącie. Nic nie wskazywało na to, że przed chwilą odbyła się w izbie dramatyczna walka. Ten spokój wydał się Jurkowi nie z tego świata. Nie z tego świata musieli być też ci Zaporożcy i lirnik, myślał. Co mnie dobrego spotkało na tym świecie, nic, odpowiedział sobie i zagryzł wargi. Nic, pośmiewiska z kuternogi, kulawca, nie chciał sobie nawet przypominać tych wszystkich wyzwisk, docinek, jakie musiał znosić gdy był dzieckiem. Niejeden raz musiał dać komuś w zęby, aby nabrał szacunku, częściej jednak to on zbierał cięgi. Ciekawe, że nigdy nie wyśmiewali tych, którzy zostali okaleczeni podczas bitwy. A jeśli oni są wysłannikami Diabła? A nich tam, nic nie mam do stracenia, pomyślał.

Dopiero po dłuższej chwili udało mu się przełamać nieśmiałość i zagadnąć Kozaków.

– Panowie mołojcy – zaczął. – Ataman Ługaj przyjął mnie na służbę, a teraz leży martwy. Powiedzcie co ze mną? – skłamał, pamiętał dobrze, że okres służby miał skończyć się przed świtem.

– On nie jest martwy – rzucił jeden z Zaporożców od niechcenia i wypuścił z ust potężny kłąb dymu.

– Ale przecież…

– Chcesz nadal służyć atamanowi? – wtrącił się lirnik.

Skwapliwie przytaknął.

– Za rok odbędzie się kolejny pojedynek. Od posłańca otrzymasz wiadomość, gdzie masz się stawić.

Nie wierzył własnym uszom.

– Kolejny pojedynek? – wydusił.

– Tak – odpowiedział dziad. – Co roku ci dwaj atamani będą bić się na szable, aż do skutku. W końcu Szumajło przegra, a wtedy obu Bóg osądzi.

Niech sądzi kto chce, pomyślał Jurko i po raz pierwszy w życiu poczuł się kimś ważnym. Nie było to tym, czego zawsze chciał, ale lepiej być sługa słynnego atamana choćby raz w roku przez godzinę, niż tylko zwykłym woźnicą, chłopem pana Sieniutyńskiego.

 

KONIEC

***

Dumka może i toporna, ale za to autentyczna.

 

To ostatni fragment opowiadanie liczącego około 20 stron.

Koniec

Komentarze

Napracowałeś się, nazewnictwo ok. Niemniej tekst od strony warsztatowej jest słaby. Podam przykład, który odzwierciedla praktycznie wszystkie grzechy główne: "Zarżał koń, gdy Szumajło go dosiadł. Znikł w mroku, nikt go nie ścigał, żaden z Kozaków w czarnym mundurze nie interesował się nim od chwili, gdy zakończył się pojedynek. Przedstawiciele kureni wynieśli ciało Ługaja na dwór, aby stężało. Nie padał już deszcz. Do świtu brakowało jeszcze kilku godzin."

Mężczyzna wsiadł na konia, który potem zadrżał, a nie odwrotnie jak napisałes - zachwiana kolejność zdarzeń.

Kto znikł w mroku?- Koń?

Nie podjęli pogoni, bo: zapadła ciemność? Kozacy załozyli czarne mundury? [przy okazji Kozaków było więcej niz mundurów] NIe zwaracali uwagę na pojedynek?

Przedstawiciele kureni? - fatalnie dobrane słowo, nie pasuje, kojarzy sie z otrzymanymi plenipotencjami.

Czy prawdziwym powodem usunięcia ciała był proces gnilny?

Co w tym wszystkim ma do fabuły deszcz poplątany ze świtem?

Trudno ocenic, czy mój komentarz wskaże ci właściwa drogę nad warsztatem. Nie martw nadto, pisz dalej, ale poczekaj z publikacja min tydzien, potem czytaj na głos i poprawiaj. Wyłapiesz wiekszosc błędów. Bez oceny.

Faktycznie, trochę błędów jest.
Pozdrawiam. 

"Nie było to tym, czego zawsze chciał" - zgrabniej byłoby "Nie tego zawsze chcial", bo "to tym" brzmi dość paskudnie. Przekształacjąc zdanie w ten sposób jednocześnie unikamy powtórzenia czasownika "być".

A  te setki świec, które zapłonęły w jednej chwili, to kto zapalił?

Trochę zadziwiające było to,że Szumajło tak łatwo dał się przesłuchać lirnikowi,
atatman o takiej pozycji nie powinien  poddać się presji,niszczy to jego wizerunek dumnego przywódcy.. 
Końcówka nawet zaskakująca,podoba mi się,chociaż mógłbyś nadać temu "zmartwychwstaniu" bardziej tajemniczy klimat.
Tak - odpowiedział dziad. - Co roku ci dwaj atamani będą bić się na szable, aż do skutku. W końcu Szumajło przegra, a wtedy obu Bóg osądzi.No,zabrzmiało trochę za sucho.

Nowa Fantastyka