- Opowiadanie: A.K.M. - Śmierć maga

Śmierć maga

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Śmierć maga

Nazywają ich psami, gdyż są tak samo posłuszni. Dobrą nazwą są również skunksy – ponieważ fetor śmierci czuć od nich na kilometr. Nienawidzą ich, lecz muszą udawać uwielbienie i szacunek, inaczej łatwo spotkać się ze śmiercią…

Mowa tu o Noel, czyli elfickiej armii królowej Nistro. Trudzą się zabójstwami, porwaniami czy rabunkami – wszystko na rzecz ojczyzny. Najlepsi z najlepszych, są jak roboty. Czekają na zadanie, wykonują je, dostają pieniądze i znów czekają. Czasami za zezwoleniem królowej biorą zlecenia od sojuszników elfickiej władczyni. Nie przywiązują się do nikogo, bo nigdy nie wiedzą, czy za niedługo nie będą musieli zabić tej osoby.

Pochodzą od Oel – złodziei, morderców. Różnica jest taka, że Oel byli przeciwko królowej i szlachcie. Terroryzowali wsie i małe miasteczka, jednak wciąż znajdowali się nowi chętni do przyłączenia do nich. Nasza Najdroższa Władczyni, Światło Bogini, ubiła z nimi umowę i zwerbowała do swojej armii. Na jej cześć do swojej nazwy dodali literę „N”. Noel pootwierali szkoły, gdzie uczą młodych swojego zawodu. Uczniów zdobywają w prosty sposób – z rodzin chłopskich porywają zdrowych chłopców albo dziewczynki.

Fragment księgi pierwszej „Ciekawostki o elfim świecie” Pita Dunowa.

***

– Ej, wstawaj!

Nick obudził się. Kątem oka zauważył, że ktoś chce go kopnąć w żebra. Szybko złapał czubek buta nieznanego przeciwnika.

– Nie – powiedział stanowczo.

Wstał, sztywny i wyprostowany, jak zawsze. Był elfem barczystym i wysokim, o ciemnej cerze. Włosy miał blond, oczy koloru bursztynu. Jego szczęka była kwadratowa, nos lekko haczykowaty. Umięśniony, wyglądał na trzydzieści lat. Ubrany był na czarno, na rękach miał skórzane rękawiczki z odsłoniętymi palcami, na szyi złoty medalik. W środku znajdowały się grawerunki przedstawiające słońce w okręgu. Przy jednym biodrze miał nóż, a na plecach samurajski miecz.

Znajdował się w lesie pełnym liściastych drzew. Jednak teraz było mało co widać – ciemne kształty roślin zlewały się ze sobą, utrudniając widzenie. Nawet elfom, które miały o sto razy lepszy wzrok niż ludzie.

W przeciwniku rozpoznał Hugo, chudego elfa przypominającego węża. Miał on długie ciało i wielkie ręce. Jego włosy były mysiego, nijakiego koloru. Oczy miał ciemne, na brodzie lekki zarost. Mógł mieć najwyżej dwadzieścia dwa lata, lecz ponieważ jest elfem, to kto go tam wie. Nick nie lubił go, choć nie mógł mieć do niego żadnych zastrzeżeń. Po prostu miał przeczucie, że nie warto mu ufać.

A przeczucie nigdy go nie myliło.

– Czego? – mruknął Nick.

– Jest już wieczór szefie. Powinniśmy zaczynać – powiedział wolno, jak do dziecka, Hugo.

Barczysty elf zmarszczył brwi. Nie cierpiał, jak ktoś go traktował go jak jajko, które zaraz może się stłuc. No dobrze, może awanturował się zawsze, gdy ktoś go budził lub upomniał. W gorsze dni może zdarzyło mu się zniszczyć kilka lokali, jednak nie jest jakimś gówniarzem z nożem w ręce.

Rozejrzał się po swojej grupie… Bliźniaki – dwóch chłystków o krótko ostrzyżonych, żółtych włosach i ciemnej cerze, Humpty i Dumpty. Wyglądali młodo, Nick stawiał na wiek między szesnaście a dziewiętnaście lat. Lubił ich, mieli coś takiego sprytnego w oczach i uśmiechu. Przez siedem lat byli wychowywani przez matkę, o ojcu nic nie było wiadomo, lecz na pewno nie był elfem – gdyż ich szybkość była niesamowita, nawet jak na elfy. Do drużyny należał również Rodens, niezwykle błyskotliwy pół elf, pół czarownik o długich białych włosach, związanych w koński ogon. Całkowity kontrast dowódcy, czyli Nicka – a przynajmniej w pewnych sferach. Ostatnim z grupy był Dun, pół olbrzym, pół elf o groźnym wyglądzie, który bał się jednak panicznie duchów, kobiet i kokard. Ubóstwiał za to każde zwierzę. Nick nadal zastanawiał się, jak to możliwe, że Dun został Noel.

Wyjął z przytroczonej do pasa sakwy obskurną mapę i włożył medalik do ust. Lubił go gryźć zawsze, gdy myślał lub był zdenerwowany.

– Humpty, Dumpty, wy zajmiecie się stróżami na zewnątrz. W tym czasie Rodens zdejmie na chwilę magiczne osłony, bym mógł wejść do zamku razem z Hugo. Dun ty będziesz czekał aż zrobi się gorąco. Rodens, na ile otworzysz osłony? – spytał Nick.

Oczy elfa o długich włosach zaczęły chodzić w tę i z powrotem. Kalkulował.

– Piętnaście osłon. Trzy sekundy. Wejdziecie przez okno od kuchni, z tyłu domu – odparł.

Nick kiwnął głową, wstał.

– Zaczynamy – szepnął.

***

Czarownik Onmister długo współpracował z królową Nistro. Jednak, jak wiadomo, każde przyjaźnie kiedyś się kończą, a stary przyjaciel może zamienić się we wroga. W życiu zwykłych istot muszą one sobie radzić same. W życiu koronowanych wkraczają Noel.

Nick spojrzał przez lornetkę. Zamek czarownika był mały, ale miał grube, kamienne ściany. Wszystkie okna, były strzeżone, nawet najmniejsze, jak również drewniane, stare drzwi z tyłu domu. Onmister albo wiedział, co go czeka, albo był neurotykiem.

Noc była dziś naprawdę ciemna i tylko księżyc w nowiu świecił jasnym blaskiem. Czarny zamek zlewał się z granatowym niebem, a sylwetki ochroniarzy wtapiały się w mury budynku – tylko od czasu do czasu można było zobaczyć ostry topór na tle nieba. Wokół na kilkanaście metrów było czyste pole, a dopiero potem zaczynał się las.

Nick uśmiechnął się. Dla Humpty ’ego i Dumpty ‘ego nie był to problemem.

– Kto stoi na straży? – szepnął.

– Dermony. Z głowami psów – odpowiedział Rodens.

Nick kiwnął głową. Ludzie uważali je za demony, lecz miały z nimi tyle wspólnego, co krasnoludy z urodą (a wiadomo, że tą cechą krasnoludy akurat nie grzeszą). Dermony to istoty z ciałami ludzi i głowami zwierząt. Cechowały się wielką siłą i wyostrzonymi zmysłami.

– Ruszamy – rozkazał.

Humpty i Dumpty wyskoczyli i zanim strażnicy zauważyli, że coś się dzieje, to już pierwsi z nich zostali pokonani. Topory popadały na ziemię, choć żaden z pozostałych elfów nie widział ruchów bliźniaków – byli po prostu za szybcy. Rodens w tym czasie zaczął mamrotać coś pod nosem i nakazał ruszać reszcie grupy. Nick, Hugo i Dun pobiegli do zamku i widząc podniesiony kciuk czarownika, weszli do środka.

Znaleźli się w spiżarni. Dun został na straży, a oni cicho poszli dalej – przez kuchnię, lecz zatrzymali się wkrótce przed wejściem do salonu. Nick zajrzał przez dziurkę od klucza i zobaczył trzech strażników. Jeden stał blisko nich, drugi kilkanaście metrów dalej, a traci przy schodach i było widać tylko skrawek jego ubrania.

Przygotował nóż, w jednej chwili otworzył drzwi i poderznął gardło najbliższemu ochroniarzowi i położył go delikatnie na ziemi. W tym czasie Hugo załatwił drugiego, lecz bardziej nieokrzesanie; ciało uderzyło z hukiem. Nick zaklął, zabijając ostatniego, który rzucił się na niego.

– Delikatniej – warknął.

Hugo kiwnął głową. Wbiegli cicho po schodach, co było dosyć łatwe, gdyż były one z kamienia. Przylgnęli do ściany, Nick oddał Hugo swój nóż i wyjął miecz, którego ostrze rozbłysło w świetle księżyca. Poczuł, jakby zwrócono mu jakaś część ciała.

Wyjrzał lekko. Zaklął w myślach, widząc drewnianą podłogę korytarza. Teraz czarownik na pewno ich usłyszy. W dodatku przy wszystkich drzwiach prowadzących do komnat stali strażnicy.

Nick schował się. Naprawdę nie wiedział, co robić. Włożył medalik do ust.

Następnie wyjął go i zagwizdał cicho. Hugo spojrzał na niego zdziwiony, na co jego dowódca odpowiedział ostrym spojrzeniem. Może to nie było mądre, ale się zniecierpliwił.

Jeden ze strażników, zaintrygowany niespodziewanym dźwiękiem, ruszył w ich stronę. Nick z ulgą odkrył, że to człowiek. Szybko poderżnął mu gardło i nawet nie próbował być delikatny. Ciało opadło z hukiem o ziemię.

Hugo popatrzył na to z obrzydzeniem.

– Jesteś szalony – szepnął.

– Wiem – odparł Nick.

Popatrzył przez chwilę na krew. Następnie zaatakował wraz z Hugo pozostałych strażników, zaczynając swój taniec śmierci. Robił uniki i atakował, ciął jak brzytwą, gdy tylko trafił na odpowiedni moment. Jego muzyką były skrzypnięcia drewna, przy każdym jego i jego przeciwników, kroku. Niektórych strażników nie zabijał, jedynie pozbawiał przytomności, innym ranił ręce, nogi czy tors. Krew lała się wszędzie.

Zrobił unik przy następnym ataku i podciął przeciwnika. Innemu wbił miecz w plecy.

Nagle zauważył uciekający kształt w czarnoksięskiej tiarze. Zaklął siarczyście. Onmister wymykał się drzwiami prowadzącymi na wieżę.

– Hugo! – krzyknął.

Uderzył ostatniego strażnika. W tym momencie poczuł przeszywający ból w plecach.

Przez chwilę zrobiło mu się ciemno przed oczami. Krzyknął, gdy metaliczne ostrze przesuwało się przez jego ciało dalej. Następnie dostał w tył głowy. Upadł z hukiem, krztusząc się krwią. Plecy bolały, z rany sączyła się szkarłatna ciecz. Spojrzał w górę.

Hugo.

– Czemu…? – stęknął Nick.

Chłopak nachylił się i zerwał łańcuszek z jego szyi.

– Więcej płaci – powiedział po prostu Hugo. – A to prawdziwe złoto, nie? Skąd taki śmieć jak ty ma tak cenną rzecz? – dodał.

Nick uśmiechnął się z trudem.

– Taki sam ze mnie śmieć, jak z ciebie – odparł.

Hugo zaśmiał się, kręcąc głową. Kopnął leżącego elfa w twarz.

I uciekł.

Nick zakaszlał, krew spłynęła na ziemię. Złamany nos utrudniał oddychanie. Miał dziwne przeczucie, że zostało mu mało czasu.

Cholerne przeczucia.

– Szefuś, ty to się zawsze załatwisz.

Nick spojrzał kątem oka w górę i pomyślał, że dlaczego, na cholerę, ostatnią rzeczą którą słyszy jest głos jednego z bliźniaków?!

Przed oczami majaczyła mu twarz Humpty ’ego z tymi jego czarnymi tatuażami. Nick zawsze miał ochotę zapytać go, po co mu takie tatuaże, jeśli ma ciemną skórę.

– Niezła ranka – mruknął Dumpty z tyłu.

Nick poczuł jego dłonie na plecach. Humpty w tym czasie wyjął flaszkę z zielonkawym wywarem i podsunął Nickowi do ust. Nick pomyślał, że już mocz ogra smakuje lepiej. Dumpty w tym czasie wyjął mu nóż z pleców i posmarował ranę magicznym mazidłem, a jego brat pomógł mu wstać.

– Obrzydlistwo – mruknął Nick.

– Szefunio zrzędliwy jak stara ciotka. Przydałaby się szefuniowi jakaś żona – odparł urażony Dumpty.

– Chociaż my tam nie wiemy, która by Szefcia zechciała. Chyba tylko głucha i ślepa – dodał Humpty.

Nick przewrócił oczami.

Poczuł się lepiej, krew przestała płynąc, a rana zaczęła się goić. Jedynie gniew pozostał.

– A tak właściwie, to co się stało? – spytał Dumpty.

– Hugo – odpowiedział Nick.

Bliźniacy zamilkli, przyśpieszając kroku.

***

Wbiegli na górę, a głośny huk od razu ich ogłuszył. Granatowe niebo zakryło się za szarymi chmurami, które przecinały żółte i jaskrawe błyskawice. Wiatr wiał z potężną mocą, siła podmuchu była tak wielka, że prawie ich przewróciła. Po przeciwnej stronie najwyższej kondygnacji wieży Nick spostrzegł czarownika ubranego w czarne szaty z tiarą na głowie. Włosy i brodę miał długie i brązowe, ręce chude. Obok stał Hugo.

Onmister otwierał portal.

– Co wy tu robicie?! – krzyknął Hugo.

Jego wrzask przeciął kłujący wiatr. Zmrużył oczy, jeszcze bardziej przypominając węża.

– Zostawcie go mnie, chłopcy. Wy zajmijcie się czarownikiem – rozkazał Nick.

Bliźniacy w jednej chwili zniknęli. Ich dowódca na chwilę stracił równowagę.

– Jak to możliwe? – szepnął z niedowierzeniem Hugo.

– Pamiętasz jak gwizdnąłem, sukinsynie? To przecież miał być nasz znak ostrzegawczy, gdyby coś zaczęło się dziać. Wtedy mieli wkroczyć bliźniaki lub Dun jako pomoc. Krótka pamięć, co? – odpowiedział Nick.

Hugo najeżył się. Następnie wyjął dwa noże i ustawił się do walki. Jedną rękę wyprostował, drugą zgiął, by mieć sztylet blisko twarzy. Jedną nogę odstawił w tył i oparł się na niej, cały czas gotów się odbić.

– Zobaczymy czy nadal będziesz taki pewny siebie, gdy własny nóż wbiję ci w serce – syknął Hugo.

Skoczył, zanim Nick zdążył jakkolwiek zareagować. W ostatniej chwili przytrzymał mocniej miecz i obronił się przed atakiem chłopaka. Ból w plecach przeszył go jak piorun, lecz nie dał tego po sobie znać. Dowódca Noel zabrał miecz i spróbował wbić łokieć w żebra Hugo, lecz ten odskoczył na kilka metrów. Następnie chudy elf podbiegł i zranił Nicka w biodro. Barczysty elf krzyknął. „Jest prawie tak szybki jak bliźniacy”, pomyślał Nick, „W dodatku ja jestem ranny. To będzie walka między siłą, a szybkością”.

Humpty wymierzył kopniecie w głowę czarownika, lecz uderzyło go pole magnetyczne, chroniące czarownika. Elf krzyknął i odbił się jak piłeczka od ściany. Dumpty podbiegł do brata.

– Przydałby się Rodens – mruknął Humpty.

Otarł krew z ust rękawem, następnie wstał przy pomocy brata.

– Co robimy? – spytał Dumpty.

– Musimy go na chwilę zdezorientować i zabrać różdżkę, którą ma przy pasie – odszepnął bliźniak.

Kiwnęli oboje głową, na zgodę i podbiegli do czarownika. Zaczęli krążyć wokół niego jak osy, które czekają na odpowiedni moment na użądlenie. Czarownik miał coraz większy obłęd w niebieskich oczach. W końcu strzelił mu z reki błękitny piorun, lecz jeden z bliźniaków uchylił się. Wtedy jego brat zabrał magikowi różdżkę.

– Wy! Dzieci Szatana! – krzyknął czarownik.

Humpty oparł się o mur, schował ręce w kieszenie.

– E, tam. Jakie dzieci Szatana? Tylko dlatego, że mamy spiczaste uszy, ciemną cerę i jesteśmy zabójczo przystojni? To dysy…Dysm…Choroba jasna, no! Jak to się nazywa? – spytał Humpty.

– Dyskryminacja.

Na dźwięk głosu drugiego elfa Onmister odwrócił się do tyłu. W jego oczach czaił się coraz większy obłęd, przemieszany z przerażeniem. Brat elfa z tatuażami pomachał magikowi jego różdżką, z której błysnęło kilka iskier.

– Oddaj mi ją, chłopcze! Wy nic nie rozumiecie! – krzyknął czarownik.

W jednej chwili Humpty podbiegł do niego i wykręcił mu rękę. Czarownik upadł na kolana i jęknął.

– Czego nie rozumiemy? – spytał.

Z oczu magika zaczęły płynąć łzy; spuścił głowę, jego ciało drżało.

– Nie mogę… Zabiją mnie – załkał.

Elf trzymający go przewrócił oczami i walnął nim o ścianę przy której stał Dumpty. Ten wbił mu nóż prosto w serce.

– Już i tak umierasz – mruknął brat Humpty ‘ego.

– My…Umieramy. Najstarsi z nas, wszystkie magiczne istoty: elfy, magicy… Królowa Nistro szuka pomocy, jest coraz bardziej rozgniewana, boi się. W dodatku przeciwnik rośnie w siłę… – głos magika zamieniał się w szept, był coraz bardziej łamliwy.

Czarownik pokręcił głową. Następnie zakaszlał, plując krwią na brodę.

– Jaki przeciwnik? – spytał Humpty.

Niestety, czarownik już nic więcej nie powiedział. Jego oczy rozszerzyły się i przez chwilę, króciutką, odbił się w nich blask zieleni. Bliźniacy patrzyli jak życie upływa z maga, jak piach unoszący się na wietrze. Niedługo potem ciężkie powieki opadły trochę, a Onmister umarł.

Burza zniknęła wraz ze śmiercią czarownika. Wszystko ucichło, wiatr wiał spokojniej, jakby śpiewał cicho swą żałobną pieśń. Z chmur zaczął padać deszcz, najpierw delikatny, potem rozpędził się jakby niebo chciało opłakać maga.

Nick był już cały we krwi. Hugo bawił się nim jak workiem treningowym i ranił, zanim jego były dowódca zdążył zareagować. Nick wiedział, ze ma ostatnią szansę.

– Kończmy to – mruknął Hugo.

Zabawa przestała go bawić.

Pobiegł w stronę Nicka, który ścisnął mocniej rękojeść miecza. Wiedział, że ma tylko jeden moment. Zamknął oczu, wsłuchawszy się w dźwięki. Pośród kropel deszczu uderzających o ziemię usłyszał zbliżające się kroki. Zmarszczył brwi, odliczając do trzech. Następnie podniósł energicznie miecz. Usłyszał krzyk, zmarszczył oczy.

Pierwsze co zobaczył, to krew skapującą na ziemię; podniósł lekko głowę. Idealnie wbił Hugo miecz w serce. Z ust chłopaka sączyła się krew, oczy miał przeraźliwie otwarte.

– Cholera – szepnął zdrajca.

Krew mieszała się kroplami deszczu. Hugo spojrzał na Nicka, przypominał teraz śmierć – chuda twarz i wytrzeszczone oczy.

– Królowa nas wykorzystuje Nick. Jej czas kończy się, tak samo jak białych elfów. Musisz zdobyć medalion św. Saksa, stanąć na czele powstania. Wiem, że się do tego nadajesz – szeptał Hugo.

Po policzkach spłynęły mu łzy. Nick zmarszczył brwi – dla niego były to słowa szaleńca.

– Proszę… – dodał Hugo.

I umarł, tak po prostu. W jednej chwili żył, mówił, w drugiej był już martwy. Nick zawsze uważał, że śmierć jest za prosta.

Wyjął miecz z ciała chłopaka i włożył do pochwy, nie bacząc na krew. Ciało Hugo opadło na ziemię z głośnym hukiem, przypominał teraz lalkę rzuconą przez dziecko – samotną i opuszczoną. Dowódca butem przewrócił go na plecy i wyjął z jego kieszeni swój medalion.

„To prawdziwe złoto, nie? Skąd taki śmieć ma taką cenną rzecz?” – słowa chłopaka rozbrzmiały w jego głowie.

Założył medalion i spojrzał w niebo. Chmury rozsunęły się, deszcz przestał padać. Rozpoczął się nowy dzień.

Czas na nowe zadanie.

***

Nazywają ich psami, dobra nazwa to też skunksy, bo fetor śmierci czuć od nich na kilometr. Nienawidzą ich, a muszą udawać uwielbienie i szacunek. Uważają, że są robotami, które tylko czekają na zadanie, by zabić. Nie przywiązują się do nikogo.

Czy jednak ktokolwiek z nas pomyślał, że oni też mają uczucia, lecz nie mają do nich praw?

Fragment referatu anonimowego ucznia pt. „Noel”

Koniec

Komentarze

Sugeruję wywalenie wszystkich przysłówków i przymiotników, a następnie sprawdzenie, gdzie one są rzeczywiście konieczne. Wynik przejdzie, przypuszczam, najśmielsze oczekiwania autora.
Pozdrawiam. 

Wstęp z księgi zapowiadał ciekawą treść, niestety.
Kolejna historia, żywcem wyjęta z sesji (jak się nie było na 10 poprzednich to nie bardzo wiadomo o co chodzi).
Praktyczny brak fabuły, opisy walk tragiczne, przytoczmy kilka kwiatków:
- pół elf, pół czarownik - to czarownik to jest rasa?
- Topory popadały na ziemię...
- Wbiegli cicho po schodach, co było dosyć łatwe, gdyż były one z kamienia.
- którego ostrze rozbłysło w świetle księżyca - z tego co kojarzę, to biegali gdzieś po korytarzach
- Bliźniacy w jednej chwili zniknęli. Ich dowódca na chwilę stracił równowagę. - ale o co chodzi?
- Dowódca Noel zabrał miecz i spróbował wbić łokieć w żebra Hugo, lecz ten odskoczył na kilka metrów. Następnie chudy elf podbiegł i zranił Nicka w biodro. - bez komentarza
- nie chce mi się cytować, ale w jednym momencie czarownika otacza pole magnetyczne, w drugim zabierają mu różdżkę i wykręcają ręce
- pokonanie ostatniego przeciwnika zamykaniem oczu i odliczaniem do trzech - bez komentarza

A po tym wszystkim całkiem ładne zdania na zakończenie i znowu ciekawy cytat z księgi.

Więc: strasznie nierówno, ale jest nad czym pracować w przyszłości.
2/6


"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Zgadzam sie, ze jest nad czym pracowac w przyslosci. Widac, ze osoba początkująca, ale moim zdaniem ma potencjal. Generalnie pomysl ciekawy, akcja wartka, czekam na kolejne opowiadania. Ćwiczenie czyni mistrzem:)

zostalo sporo pracy nad warsztatem, co zreszta wykazali panowie Jakub i DjJajko: ale bez pracy nie ma kolaczy - zatem smialo ostrz pióro na niezapisanych kartach autorze

Nowa Fantastyka