- Opowiadanie: GregN - Uczta tysiąca minionych lat (króciec, czyli szort)

Uczta tysiąca minionych lat (króciec, czyli szort)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Uczta tysiąca minionych lat (króciec, czyli szort)

Wrota – wielkie, sięgające na osiem elfich łokci w górę, z marmuru jak noc czarnego wykute – drgnęły.

Łamiące światło zdobienia poruszyły się – jakby zaklęte w nich dusze artystów odezwały się, skargą, jęcząc przeciągle, że zostać im przyszło, tutaj, bez ruchu, na podziw oczu tylu wystawionym być, woli własnej pozbawionym – choć żywym pięknem się stały zarazem, sztuki krzykiem nie zagłuszalnym.

Kurz, całkiem zwyczajny, posypał się z niezliczonych zakamarków – wzbił chmurkami małymi w powietrze, jeszcze przed momentem przesiąkłe gwarem oczekujących – teraz uciętym w jednej chwili, niby zaklęciem jakim.

Tłum oczekujących – ludzi, elfów, gnomów, nimf, smokusów i krasnali – istot z rasy wymienionych i nie, księgom często nie poznanym; królów, książąt i władyków, samic, samców i nijaków; straceńców, geniuszy, myślicieli, głupców, prawych i łajdaków, gołodupców i bogaczy – wszystko to zamilkło i wzrok wbiło w wolno rozwierające się wrota Jego siedziby. Trzysta lat bezruchu – kurz, wizg i kres nerwowego oczekiwania na Tysiącletniego.

I oto On. Nadchodzi!

Trzy stulecia skrywał się przed całym światem – za nic mając rodzące się w nadziei i po staremu umierające pokolenia, wznoszące się w górę narody i ich chaotyczne upadki, huczne szczyty i ciche kryzysy całych cywilizacji; tak jednostki, jak najznamienitsze kliki – wszystko miał za nic. Aż do teraz, gdy postanowił pokazać się światu. Zadać kłam plotkom – tam już niczego nie ma, za tą bramą, toż to przecież grobowiec – a w nim spoczywa legenda, nie żywa istota, tylko najzwyklejszy pod słońcami trup!

Czyżby?

Odgłos kroków – już jakby tym rozczarował – że właśnie wkracza, idąc, zwyczajnie, po ludzku, na nogach dwóch. Ale pozór normalności nie trwa długo – prawie wcale – bo Tysiącletni, jak na gospodarza przystało, niesie oczekującym atrakcje. Prócz siebie – atrakcji pierwszej.

Skromnie unosi dłoń, pozdrawia – pogłębiając tym samym ciszę, wyciskając z otoczenia ostatnie dźwięki, by został tylko stukot jego buciorów, niesiony w górę i na boki, rozbijający się po przepastnej komnacie.

Co powie? Co zrobi? Czym się stał przez te wszystkie lata?!

Miarowy stukot, spokojny krok. Ręce założone na plecach, pod falującym miarowo płaszczem. Skromne powitanie i ponownie dystans. Do wszystkiego.

Po co się zjawia?! Co zamierza na swe tysięczne urodziny?!

Myśli, plotki, przypuszczenia i domysły – u każdego. Bez wyjątku. I w absolutnej ciszy.

Miarowy odgłos kroków – wzrok i oczekiwanie.

Nagle kroki tracą rytm – potknięcie, szybkie tup-tup-tup, ręce w płaszcz się zaplątały…

– O żesz kurwa jego mać – krzyknął Tysiącletni Mag, lecąc na pysk.

Koniec

Komentarze

Miało być nie-szrotowo.... ale jakoś samo tak się zrobiło - spontanicznie, znaczy się ;-)

Może napiszę pełną wersję, może na dniach... 

Miłego czytania wszystkim.

PS. Dobrze znów być wśród Was ;-)

Powiem szczerze, że albo przesłanie jest za głębokie, albo nie ma go w ogóle. Nie podobało mi się. Do  tego dość trudno się czytało ze względu na kilka błędów interpunkcyjnych.

Jak na takie zadęcie we wstępie i roziwnięciu opowiadania, puenta jest przerażająco wątla.  

A czy to miała być puenta? Jakoś powątpiewam... Wydaje mi się, że Autor celowo zaczął wzniośle, dumnie i chmurnie, żeby zwyczajnie skontrastować --- dla samej zabawy rzeczonym kontrastem.

Jeżeli w zamyśle miała to być komedia, to dobrze, ale jeśli nie (w co wątpie) to nie jest to za dobre. Jak napisał sam autor, jest to twór spontaniczny, więc jest OK

Drodzy:

Urbanie Hornie - nie przesadzajmy z tym przesłaniem, zbytnio ;-) i gdzie te błędy? A może - tylko może - źle czytałeś, zamiast popaść w rytm przez autora narzucany, czytałeś własnym rytmem - tym samym mijając się z tym, co powienieneś dojrzeć?

RogerzeRedeyenie - puenta... cóż, nie każdy upadek musi być powodem do dumy ;-)

AdamieKB - witaj, po latach ;-) - sama zabawa, kontrastem, rzecz jasna ;-)

JackuRayanie - tylko komedia, bo cóż innego? rewolta w kilkuset słowach? och, to by dopiero była komedia - jak się patrzy, czyta, mruży oczy i niedowierza ;-) 

Dzięki za komentarze, jak zwykle, nieocenione! pzdr!!! ;-)))

Mag mógłby chociaż złamać nogę  i wrzasnąć przerażliwie z bólu... Wtedy oczekwianie tłumu na coś wyjątkowego zostałoby w opisie odpowiednio paradoksalnie zrównoważone.

Ale -- to Autor pisze opowiadanie, a nie czytelnicy. 

Oprócz upierdliwego języka opisów, opowiadanie napisane jest nieźle. Patos połączony z prostym potknięciem się daje ładny kontrast. Jak na króćca (który kojarzy mi się jedynie z rurką kołnierzową) to jest niezłe.

Pozdrawiam,

ja.

Zabawa kontrastem - zamysł fajny, ale wykonanie średnio mi się podobało.

 

Pozdrawiam.

Drodzy:

RogerzeRedeyerze - wyobraźmy sobie taki oto ustęp... I się potknął, na pysk poleciał, o posadzkę dupnął, aż mu zęby zadzwoniły - dwa nawet wypadły; do tego wstrząs mózgu i lekki zez, tak się bidok, z żenady, rozglądać zaczął na tłum wielki, ze wsząd go otaczający, śmiechem pod sufit się gromko śmiejący. ;-))) 

Ardel - opisy, opisy i jeszcze raz opisy... no dobra, przyznaję, że nieco popadłem... w opisy, przy moich dwóch ostatnich szortach, tfu - króćcach, chciałem rzec ;-) Dziękuję za pochwałę :-)

Eferelinie - jakie wykonanie byś wolał, podpowiedz, może... kto wie... może ;-)

 

Jeszcze raz wszystkim dziękuję! Połamania piór... czy zacięcia się klawiatur życzę! :-)

Fajny kontrast. Patos stylistyczny może się podobać lub nie, kto co lubi. Ja akurat lubię, ale należę raczej do wyjątków, niźli przykładów reguły. Ogółem, fajnie się pobawiłeś i... tyle. ;)

Świętomir - grunt to zabawa, kontrastem szczególnie. Choć przecie wiem i pamiętam, że to-takie-ten to jakby rozgrzewka, przymiarka i zakusy na coś... coś innego. Prawdę powiedziawszy nie miało być króćca (szorta, jak wolisz), ale... sam się zrobił w jednym zdaniu i, do kroćset, nijak nie mogłem się od tego uwolnić. Ostał się zatem króciec, czyli szort ;-)

Pozdrawiam, i tyle ;-)

Leśmianowski początek mało mnie zabił. Końcówka znów zbyt nagła. Niby kontrast jest, ale z wyjątkiem "naglej utraty stylu" nie ma niczego. Szkoda, bo w pierwszej chwili wrażenie jest calkiem niezłe.

Droga:

@Niezgodo.B - nagle... i tylko o to chodzi, bo owo nagle czyni istotną różnicę, jest w pełni świadomym zamysłem autora - świadomego niedoskonałości takiego narzędzia, ale uparcie próbującego owych nieszczęsnych przeskoków... Przypominam sobie popełnione tu opowiadanko -http://www.fantastyka.pl/4,5361.html - wśród komentarzy zarzut: o koniec wręcz spieprzony...ale jednocześnie, moim skromnym zdaniem, dopełniający cały utwór, ukazujący jeszcze głebiej cały proces tworzenia/pisania - jakże rzadko dokładnie taki, jakim byśmy - my, autorzy - chcieli go widzieć.

Dziękuję za trafny komentarz. Pozdrawiam serdecznie! :-)

No tak. Ale nagla utrata stylu to nie to samo, co nagłe zaskoczenie czytelnika interesującym zakończneniem, podkreślonym zmianą stylu. O to mniej więcej mi chodziło.

@ Niezgodo.b

Hmm... tak, rozumiem, nawet bardzo dobrze - szczególnie, że przeczytałem Twą uwagę dumając nad pisaniem - i pisząc ją w tychże dumaniach... Ale tym razem tak właśnie ma być - i nie utrata stylu, tylko zmiana, świadoma, na niemalże wszystkich wymiarach literackich.

Dziękuję raz jeszcze, pozdrawiam serdecznie! :-)

Nowa Fantastyka