- Opowiadanie: CzubekxD - Dwadzieścia osiem gramów

Dwadzieścia osiem gramów

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Dwadzieścia osiem gramów

Komisarz Roman Borowski szedł na posterunek z ponurą miną. Nie dość, że śledztwo utknęło w martwym punkcie, to w dodatku z nieba złośliwie lało. Funkcjonariusz odnosił wrażenie, że wszystko sprzysięgło się przeciw niemu. Seria porażek prześladowała go przez ostatni miesiąc. Dziś rano kalendarz wskazał ostatni dzień maja.

 

Policjant przekroczył próg miejsca pracy. Zostawiając sprzątaczce kawał ciężkiej roboty, przedarł się do swojego biura. Otworzywszy drzwi, zobaczył chaos, pierwszy pozytywny akcent tego dnia. Bałagan oznaczał, że nikt niczego nie ruszał. Wojna z panią Haliną wreszcie przyniosła skutek: przestała dobierać się do jego rzeczy. Zastanawiało go, czego serwis sprzątający może szukać w jego prywatnym świecie. Rozgardiasz pasował policjantowi, ponieważ w pedantycznym ładzie nie mógł niczego znaleźć.

 

Słuchawkę telefonu odłożył na bok, tak na wszelki wypadek. Po tym co ostatnio serwował mu los, aparat przekazywał tylko złe wiadomości. Zawsze jednak ktoś mógł wpaść osobiście z jakimiś rewelacjami, ale na to nie miał już wpływu. Borowski ciężko westchnął. Ta myśl nieco go zasmuciła.

 

– Cześć Romek. – Aspirant Sławomir Cholewa wtargnął do samotni partnera, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu. – Stary nas wzywa. Nie wiesz czego może chcieć?

 

– Cześć. Pojęcia nie mam – mruknął Borowski. – Znając życie, pewnie nas opieprzy za śledztwo. Właśnie, nie masz świeżych tropów?

 

– Niczego nowego się nie dowiedziałem. Ruszaj się – instruował Sławek, wydając palcem polecenia. Komisarz zwlókł się z krzesła. – No szybko! Szef nie będzie czekał wiecznie.

 

Tu się aspirant Cholewa akurat mylił. Szef zawsze czekał. Szczególnie na okazję, żeby komuś dowalić. Na komisariacie powszechnie uważano, że wbijanie szpilek to jego hobby. Cholewę przeniesiono niedawno. Nieświadomy niczego dobrowolnie pchał się w paszczę lwa. Marsz do gabinetu ciągnął się w nieskończoność.

 

Zapukali. Z pokoju Starego rozległ się krótki rozkaz – Wlazł! – podkomendni karnie weszli. Droga ucieczki zamknęła się za Borowskim. Młody pójdzie jako przynęta. Tyle dobrze.

 

– Jak tam moje orły się spisują? Jak śledztwo idzie szanownym panom? – Borowski wyraźnie czuł kpinę w głosie komendanta Drabskiego. W tym wypadku każda odpowiedź była zła.

 

– Sprawa stoi w miejscu. Brak dowodów. Niechęć mieszkańców do współpracy z organami państwowymi. Te czynniki doprowadziły nas do ślepego zaułka. Wykonane czynności do tej pory nie pozwoliły nam na jednoznaczne wskazanie sprawcy – referował aspirant. Borowski wiedział, że tematu nie należało podejmować. – Całkowicie wykluczyliśmy tylko jednego podejrzanego.

 

– Brawo! Geniusze! Odsuwam was od sprawy. Przejmie ją ktoś inny. Wy jesteście za dobrzy na tak łatwe śledztwo – szydził komendant. – ABW poprosiło mnie o kilku ludzi do obserwacji dwóch biznesmenów. Chcieli najlepszych, więc dostaną was. Reszta ma ważniejsze rzeczy do roboty. Macie się zgłosić do ich siedziby na Kustronia. A teraz won!

 

Może ten miesiąc wcale nie zakończy się tak źle. W końcu prosta robota, do której nie trzeba się przygotowywać. Czyżby pech mnie opuścił? – pomyślał Borowski.

~*~

 

Światło boleśnie drażniło oczy. Ręka wydawała się nierealna. Wyciągnął ją przed siebie, obrócił dłoń w prawo, potem w lewo. Nie mógł się na niczym skupić. Odnosił wrażenie, że śni. Ale kim był i co tutaj robił nie miał pojęcia.

 

Niewiadoma siła nagle wyrwała go z letargu. Ból rozdzierał całe ciało, czuł go każdym, najdrobniejszym nawet nerwem. Janusz Okrzesik doszedł do siebie dopiero po chwili. Personel medyczny podtrzymywał go, bo bali się, że zaraz się przewróci.

 

Każdy inaczej znosił teleportację. Niektórym tylko szumiało w głowie, inni rzygali. Cóż, przecież przed chwilą umarli, a teraz zostali powołani do życia na nowo.

 

– Nienawidzę tego ustrojstwa! – zaryczał głos obok prezesa. To wył dyrektor wykonawczy Adam Stadnicki. Należał do grupy, której skutki podróży przysparzały sporo kłopotów.

 

– No już, nie drzyj się. Wiesz przecież, że zaraz ci przejdzie. Wiesz, jak to działa – pocieszał prezes. – Algorytm jest prosty. Rozszczepia cię na fotony w jednym miejscu, znikasz i pojawisz się w innym.

 

– Taki mądry? Lepiej poczekaj do końca skanu medycznego, bo zaraz okaże się, że narządy ci poprzestawiało.

 

– Przyjechaliśmy zrobić biznes. Fuzja z Lintexem przyniesie nam krocie. Dlatego osobiście nadzoruję porozumienie.

 

– Tak, wiem. Czytałem gazety.

 

– To wiesz też, że potrzebuję cię w świetnej formie. Do spotkania żadnego alkoholu, dragów czy dziwek – wyliczał Okrzesik. – Do tych ostatnich masz z resztą największą słabość.

 

– Nie mów mi, co mam robić. Jestem profesjonalistą i do swoich zadań przygotowuję się odpowiednio. Do burdelu pójdę po wszystkim. – Stadnicki uśmiechnął się pod nosem.

~*~

 

W policyjnym garażu, w równym rzędzie, stały latacze. Aerobowe pojazdy lśniły na srebrno-niebiesko. Borowski zaczął szukać maszyny. Po pięciu minutach dreptania po piętrze znalazła model, który odpowiadał wydanej karcie wozu.

 

– Szlag mnie jasny trafi! Jednostka dostaje nowe latacze, a my mamy poruszać się tym złomem? – Purpura zalała twarz komisarza. Ten wóz uważał za kolejny zły omen.

 

– No weź przestań. Zawsze mogło być gorzej. – Optymizm nigdy nie opuszczał aspiranta.

 

– Mhm… Ciekawe jak? – grymas irytacji wykrzywił oblicze Borowskiego.

 

– Kazaliby nam jechać komunikacja miejską. – Wyglądało na to, że pojazd pamiętający czasy samochodów odpowiada Cholewie.

 

Śledczy ze wściekłością trzasnął drzwiami i odpalił napęd elektro-magnetyczny. Latacz uniósł się w górę. Policjant przeszedł na sterowanie ręczne.

 

– Czemu nie wpiszesz koordynatów docelowych? Tak byłoby szybciej.

 

– Została mi marna namiastka kierowania. Tym się nawet rozbić nie da. Zaprojektowali to tak, żeby odległość zawsze wynosiła trzydzieści centymetrów. Od wszystkich barier tunelowych i innych cudów techniki.– narzekał Roman. – Dziadek opowiadał mi, jak kiedyś wyglądała jazda samochodem… To były czasy.

 

– Tak, świetnie. Widziałeś statystyki wypadków? – retorycznie zapytał partner. – Pewnie, że nie. Na drogach ginęło kilka tysięcy osób rocznie w samej Polsce!

 

– Nie umieli jeździć, to ginęli. Tyle.

 

Po piętnastu minutach sprzeczek dojechali do centrum. Z lewej strony ujrzeli wysoki, szklany budynek, a przed nim grupę ludzi z transparentami. Ktoś krzyczał przez megafon.

 

– Znowu protestują przed kliniką teleportacyjną?

 

– Najwidoczniej. Wiesz o co dokładnie chodzi? – Sławek podrapał się w głowę, próbując rozgryźć zagadkę.

 

– O dwadzieścia osiem gramów, jak zwykle. Uważają, że brakująca waga to dusza i człowiek traci ją w trakcie teleportacji. Każdemu za pierwszym razem ubywa dokładnie tyle. Nikt nie potrafi wytłumaczyć tego zjawiska.

 

– A ty przemieszczałeś się w ten sposób?

 

– Tak, raz.

 

– Jak to wygląda?

 

– Robią ci skan biologiczny, zapisują DNA w postaci zero-jedynkowej, wklepują kilka danych do komputera i po chwili znajdujesz się gdzie indziej – opowiadał kapitan. – Podobno cię dezintegruje czy coś, ale nic nie czujesz. No może po przebudzeniu w klinice. Mnie straszenie powykręcało.

 

– Podobno jeden facet zwariował od tego.

 

– Pamiętam. Głośna sprawa. Lekarze stwierdzili, że koleś już wcześniej miał nierówno pod sufitem. Rodzina sądziła się z kliniką. Wiesz jak się skończyło? – Czoło pokryły mu zmarszczki. Kapitan posłał szybkie spojrzenie Cholewie. Chciał usłyszeć odpowiedź, bo nie potrafił przypomnieć sobie finału sprawy.

 

– Świr chyba się powiesił, a rodzina doszła do porozumienia. Coś w tym stylu. Nie jestem do końca pewien.

 

– Dobra. Dojeżdżamy. Bierz parasol i wychodzimy.

 

Na zewnątrz padał rzęsisty deszcz. Okazało się, że deszczochron nie stanowił podstawowego wyposażenia wozu policyjnego. Latacz miękko opadł na ziemię, a policjanci musieli szybko przebiec odległość dzielącą ich od siedziby ABW. Borowski złorzeczył na budżet służb państwowych.

~*~

 

Limuzyna podstawiła się pod kliniką. Dwóch biznesmenów zajęło miejsca z tyłu pojazdu. Kierowca wprowadził dane do komputera pokładowego i ruszył w kierunku hotelu. Za ogrodzeniem czekał rozwścieczony tłum, więc latacz musiał wyhamować. Pierwsze poleciały kamienie, a kiedy wóz zbliżył się jeszcze bardziej, protestujący zaczęli walić po karoserii. Kierowca z trudem przedarł się przez masę ludzkich ciał.

 

– Co to do jasnej cholery było? – prezes nie krył zażenowania.

 

– Kolejna akcja, mająca na celu zamknięcie klinki – odpowiedział kierowca.

 

– Banda świrów. – Biznesmen podniósł szybę oddzielającą prowadzącego od pasażerów i zablokował mechanizm.

 

Stadnicki wyciągnął z kieszeni mały pakunek. W sześciu punktach ustawił wąskie nadajniki. Urządzenie zagłuszające rozmowy kilka razy puściło krótki sygnał, dając do zrozumienia gotowość do działania. Teraz czuli się bezpiecznie. Mogli wymieniać informacje bez przeszkód.

 

– Masz najświeższe prognozy fuzji? – Stadnicki podał wydruk Okrzesikowi. – Taka szansa trafia się raz w życiu. Mógłbym zabić za ten kontrakt.

 

– Znowu? – prezes udał szczere zdziwienie. – Pozbyliśmy się starego Lintowskiego. Kogo jeszcze chciałbyś usunąć?

 

–Każdego, kto stanie mi na drodze. Z tym kontraktem zostawimy nawet amerykanów w tyle. Lintex jest najważniejszym graczem na rynkach wschodnich, a my liczmy się w Europie Zachodniej. – Dyrektor wykonawczy zaczął rozglądać się po wnętrzu. Niestety, drogę do barku zagradzał Janusz.

 

– Przewidujemy jakieś sześć tysięcy zwolnień.

 

– Tylko? Mniej ludzi to mniej wypłat, premii. Obniżanie kosztów to najlepszy eufemizm do zwolnień. Tak musi być – stwierdził radośnie dyrektor.

 

– Bardzo lukratywny eufemizm.

 

Pojazd zatrzymał się. Biznesmeni szybko zerwali zakłócacze, gdyż urządzenia tego typu wprowadzono na listę przedmiotów zakazanych jakieś dwadzieścia lat temu. Głupio byłoby wpaść. Drzwi uchyliły się powoli. Przed wozem stało dwóch wielkich osobników w czarnych garniturach. Okrzesik i Stadnicki zaczekali aż ochroniarze rozłożą parasole, bo na zewnątrz padało.

 

– Witam panów – odezwał się goryl z lewej. – Apartament już czeka, został przygotowany zgodnie z wytycznymi.

 

– To bardzo dobrze. – Przedsiębiorcy ruszyli w kierunku drzwi. Prezesa zawsze zastanawiało , gdzie ochrona firmy znajduje tylu byłych wojskowych z sił specjalnych.

~*~

 

Borowski wbiegł do latacza niczym błyskawica. Z nieba ciągle padało. Żeby uchronić się przed kroplami, komisarz nakrył głowę aktówką. W teczce znajdowały się dane operacyjne. Cholewa w niewiadomy sposób zdobył parasol. Uważając, żeby nie zachlapać sobie butów, majestatycznym krokiem przebył odległość dzielącą go od pojazdu.

 

Odprawa w kwaterze ABW trwała około godziny. Grupy dostały rozkazy. Policjantom przydzielono obserwację podejrzanych z kamienicy naprzeciwko hotelu. Bardzo proste zadanie, czyli takie, jakie komisarz lubił najbardziej.

 

– Szybciej nie mogłeś? – syczał Romek. – Właź i jedziemy. Chcę się zaraz znaleźć na miejscu. Potrzebuję snu, a robota mi to umożliwi.

 

– Żartujesz chyba?

 

– Nie, w żadnym wypadku. – Nowina nieco zasępiła Cholewę, jednak po chwili odzyskał humor. Postanowił natomiast popsuć go komisarzowi. Nie zdawał sobie sprawy, że to misja niewykonalna. Fatalnego humoru policjanta nikt nie potrafił zmienić.

 

– Słyszałeś, że podobno, kiedy dostaniesz kulkę , nie usłyszysz wystrzału?

 

– Tak? Ciekawe jak to sprawdzili, skoro wszyscy potencjalni świadkowie nie żyją? – Niedowierzał Borowski. ­ ­– Akta byś przejrzał, a nie takie bzdury opowiadał.

 

– Żadne bzdury. Fizycy to badali. Dźwięk podobno porusza się wolniej niż pocisk. – Sceptycyzm komisarza drażnił Cholewę. Niezadowolony z rozwoju sytuacji wyciągnął dane operacyjne. Zaczął czytać. – Podsłuchujemy dwóch biznesmenów. Według ABW zjawili się w mieście wczoraj lub dziś. Zatrzymają się w hotelu Prezydent.

 

– No co mamy zwrócić uwagę? Za co mają trafić za kratki?

 

– Handel bronią, zlecanie zabójstw, malwersację, korupcję oraz inne równie ciekawe uczynki.

 

– Mam nadzieję, że zdobędziemy dużo materiału dowodowego – komisarz ziewnął. – A ja będę się mógł wyspać.

 

Do kamienicy dojechali przed jedenastą. Trochę się spóźnili. Mieli wymienić agentów, którzy spędzili tam ostatnie dwanaście godzin. Zastukali umówionym szyfrem. Drzwi zostały otwarte. Policjantów przywitała wycelowana w nich broń.

 

– Schowaj to debilu, bo jeszcze ktoś cię zobaczy i operacja się posypie – wysyczał Borowski.

 

– Nie ma mowy. Bezpieczeństwo przed wszystkim – odwarknął wysoki, postawny mężczyzna. – Właźcie do środka tylko powoli, bez żadnych gwałtownych ruchów.

 

– Niezły macie bajzel w biurze. Nie przysłali wam naszych rysopisów czy zdjęć? – Policjanci nie mając wyboru weszli do środka.

 

– Nie twój interes. Teraz powoli sięgnięcie do kieszeni i pokażecie mi legitymacje.

 

Pech dalej prześladował Borowskiego, dokumenty zostawił w radiowozie. Cholewa spokojnie wyciągnął portfel i pokazał wymagany dokument. Komisarz ciągle przeszukiwał kieszenie licząc, że partner coś wymyśli.

 

– A ty?

 

– Spokojnie, ręczę, za niego. Jest ze mną.

 

– Żartowałem. Wiedzieliśmy jak wyglądacie. – Osiłek poklepał ich po ramieniu. Borowski miał ochotę go zabić. – Zawsze tak żartujemy, jak ktoś się spóźnia.

 

– Cześć, jestem Zygmunt, a to Michał. – Drugi podsłuchujący wyglądał niemal tak samo, jak ten, który ich przywitał. – Chodźcie pokażę wam, co macie obserwować. Faceci raczej nie zajmują pomieszczeń przy oknach. Pewnie z przyzwyczajenia.

 

Pokój, z którego prowadzano obserwacje, znajdował się na poddaszu. Ostatni segment kamienicy odpowiadał wysokości pomiędzy czwartym, a piątym piętrem hotelu. Podejrzani wynajęli apartament niżej.

 

– Macie obserwować tamto pomieszczeni, wszystkie parametry ustawiłem, więc nie musicie niczego zmieniać. Zrozumiałeś? – Agent upewnił się, czy wytłumaczył poprawnie.

 

– Tak. Nie musisz traktować mnie jak dziecka – parsknął Borowski.

 

W tym czasie aspirant zapoznawał się z rozkładem pomieszczeń. Rozglądał się, jakby pierwszy raz w życiu widział mieszkanie na poddaszu.

 

– Nie obrażaj się, takie mamy procedury. Lecimy już. Pora się wyspać. Bawcie się dobrze.

 

Pożegnali się mocnym uściskiem dłoni.

~*~

 

Rachityczny człowiek powoli snuł się pośród kropli deszczu. Ciągłe, szybkie skręty głowy i wymachiwanie rękami odstraszały przechodniów.

 

– Dobrze. Rozumiem. Zrobię to – mamrotał. – Wszystko gotowe. Już niedługo. Tak wiem.

 

Zapętlił się w drzwiach obrotowych hotelu. Konsjerż pomógł mu w tarapatach. Rozpoznał Grzegorza Lintowskiego i wiedział, że młody człowiek bywa niezwykle szczodry.

 

– Witam panie Grzegorzu. Pozwoli pan, że zaprowadzę go na umówione miejsce. Goście już czekają.

 

– Oczywiście. Czy moi przyjaciele już tam są? – Mężczyzna wykrzywił głowę pod dziwnym kątem. W jego poczynaniach zawsze zauważano ekscentryczność. Teraz wydawał się jednak jeszcze bardziej dziwny. Załoga hotelu wiedziała, że stracił niedawno ojca. Jego zachowanie zrzucali więc na karb ostatnich wydarzeń.

 

– Przecież mówiłem, że to zrobię. Wiem. Na pewno. Chi – chi – chi. – wykrzykiwał co chwilę, jakby sam do siebie

 

– Tak, czekają. – Pracownik zignorował niezrozumiałe uwagi, wziął go pod ramię i zaprowadził na miejsce spotkania. ­

~*~

 

Biznesmeni postanowili odpowiednio przygotować apartament na przybycie kontrahenta. Technicy szybko rozstawili urządzenia zagłuszające podsłuch. Po skończeniu montażu od razu wyszli. W pomieszczeniu zostali tylko prezes, dyrektor wykonawczy i dwóch ochroniarzy. Reszta obstawiała korytarz. Kilku podczepiło się do monitoringu.

 

– Wiedziesz te cudeńka? Takimi nawet CIA nie dysponuje. Wydałem na to sporą sumkę, ale się opłaciło. Pewnie zagłusza całe piętro. – Okrzesika rozpierała duma z gadżetów. Tego typu ustrojstwa były jego konikiem. – Co ty robisz? Miałeś nie chlać przed transakcją!

 

– Uspokój się. Tylko jeden drink, żeby dodać trochę animuszu. Koki, przecież nie wciągam, choć mam na to straszną ochotę. – Starał się usprawiedliwić Stadnicki. – Chłopaki od kamer wszystko zmontowali?

 

– Tak, wydaje się, jakbyśmy weszli i zaraz wyszli. Nie lej następnego!

 

– Czyli hol wygląda na pusty? – Okrzesik odpowiedział mu skinieniem głowy. Dyrektor odłożył karafkę. – To dobrze.

 

Zegar na ścianie pokazywał dwudziestą trzecią czterdzieści siedem. Spotkanie powinno zacząć się za niecały kwadrans.

~*~

 

W pokoju rozchodził się miarowy stukot kroków. Komisarz Borowski czytał akta. Deszcz zmarszczył kartki, tusz zlał się w kilku miejscach. Przynajmniej zdjęcia wyglądały dobrze. Fotografie przedstawiały dwóch brunetów o sporych rozmiarach.

 

Funkcjonariusz przeszedł pomieszczenie już kilkukrotnie. Tam i z powrotem. Nie zwracał na nic uwagi. W ten sposób lepiej się koncentrował.

 

Borowski nawet nie zauważył, jak zawadził o coś nogą. Wydawało mu się, że utrzyma równowagę, jednak runął w dół. Przed upadkiem zobaczył, jak cała aparatura wali się na podłogę. Pech, jego odwieczny kompan, znów dał o sobie znać.

 

Cholewa nadbiegł, kiedy tylko usłyszał hałas.

 

– Nic ci się nie stało?

 

– Nie, ale trzeba ustawić tan przeklęty sprzęt.

 

– Narobiłeś niezłego syfu. – Aspirant spojrzał na zegarek. Wskazówki pokazywały dwudziestą trzecią czterdzieści. – Ustawianie sprzętu zajmie nam jakieś pięć, może dziesięć minut. Wstawaj, musisz mi pomóc. Idź do okna, weź mikrofon kierunkowy i wyceluj go. Ja sprawdzę czy nasłuch działa.

 

Policjant powoli podnosił się z podłogi. Uporządkował papiery. Zdjęcia i adres włożył do kieszeni, nie zdając sobie z tego sprawy. Borowski zaczął podpinać wszystkie kable. Mozolnie ustawiał urządzenia w miejscu, gdzie powinny się znajdować lub przynajmniej tak mu się wydawało.

 

– Działa?

 

– Mikrofon tak. Czekaj! Chyba mamy problem z połączeniem. Sprzęt ustawiliśmy dobrze. Jakieś zakłócenia. Szary szum. Nie działa poprawnie. Ktoś musi sprawdzić nadajniki w apartamencie. Losujemy?

 

– Tak. Co mi szkodzi. Rzut monetą? – bez przekonania stwierdził Romek. – Orzeł czy reszka?

 

– Reszka.

 

Moneta wyleciała w górę, obracała się, zawisła na chwilę w powietrzu i zaczęła spadać. Funkcjonariusz złapał ją z łatwością, przyklepał pieniążek do przedramienia i podniósł dłoń.

 

– Gramy do trzech zwycięstw? – naiwnie dopytywał się Borowski.

~*~

 

Strój pracownika technicznego znaleźli w szafie. Na policjancie ubranie nieco wisiało, przez co przypominał stracha na wróble. Do hotelu dostał się tylnym wejściem. Karta magnetyczna zamokła, dlatego przy drzwiach dla personelu spotkały go tarapaty. W końcu jednak zadziałała.

 

Cel znajdował się na trzecim piętrze, jeśli wierzyć notatce, którą trzymał w kieszeni. Natręctwo sprawdzania, narodowa cecha, przypominała o sobie co chwilę. Musiał kontrolować numer pokoju. Odruchowo patrzył na zdjęcie.

 

Pomieszczenie powinno być puste. Potwierdzały to dane z kamer. Podejrzani zameldowali się wczoraj. Musieli nieźle zabalować na mieście, ponieważ monitoring nie zarejestrował ich od wieczora.

 

Komisarz przyłożył kartę magnetyczną. Dioda zmieniła się z czerwonej na zieloną. Ostrożnie nacisnął klamkę.

 

Wtedy ktoś od środka gwałtownie szarpnął drzwiami. Komisarz wpadł do środka. Wylądował na twarzy. Usłyszał zawiasy i kliknięcie zamykającego się zamka.

 

Poczuł mocny uścisk na głowie. Czyjaś dłoń wplotła się w jego włosy ciągnąc go do góry.

 

To, co zobaczył, nie zgadzało się żadnym opisem zawartym w aktach. Dwóch wielkich facetów siedziało na fotelach. Dziury w ich ciałach ziały pustką, a czerwone strużki wypływały z ust. Wątły człowiek celował w klęczących facetów.

 

Wszystkiego pilnowali ochroniarze, niemal identyczni, jak ci zastrzeleni. Do karku przyłożono mu coś zimnego.

 

– Panie Lintowski to jakieś nieporozumienie – odezwał się facet, błagalnym tonem.

 

– Nie. Wszystko się zgadza. Tatuś do mnie przyszedł. Po teleportacji. Przybrałem na wadze. Dwadzieścia osiem gramów – wyraźnie bredził. – Połączył się ze mną. Wiem co mam zrobić. Zemsta. Żadnych świadków.

 

– Pomóżcie mi! Przecież wam płacę… – klęczący zaczął łkać.

 

– Przekupieni. Ja jestem lepszym pracodawcą. – Wariat odbezpieczył broń. – Tego też zabić!

 

Policjant pomyślał o kartce w kieszeni. Wyciągnął ją. Spojrzał.

 

Przez jego głowę w jednej chwili przeleciało wiele myśli: co ja tutaj robię? To nie ten pokój! Nie powinno mnie tu być! To nie nasi podejrzani! W co ja się wpakowałem?

 

W pokoju rozległ się huk. Kartka miękko opadała na ziemię.

Zegar wybił północ. Pech opuścił Romana Borowskiego.

Koniec

Komentarze

Fajne. Lekkie i przyjemne. Z technicznych spraw coś mi tam parę razy migło, ale nie ma sensu chyba wymieniać. Podobało mi się w każdym razie.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Całkiem, całkiem ;) I like it! xD

Ortografia się kłania. Wypatrzyłam "wyposarzenie" i nieszczęsne "stróżki". Jeśli chodzi o treść, to brakuje mi trochę jakiegoś rozwinięcia, bo całość wygląda jak obrazek scenki - ot wpadł nie tam gdzie trzeba to go zastrzelili. Natomiast zostało poruszonych sporo wątków, które gdzieś zawisły w powietrzu, jakby Autor miał koncepcję na coś większego, ale się rozmyślił. Niemniej czytało się dobrze.

Fakt, czytało się przyjemnie. Też coś mi tam po drodze wpadło, ale nie będę teraz wyszukiwał. Nie znam się zbytnio na rzeczy, ale troche rozbijanie na fotony mi nie podpasowało. Przyjemne zaskoczenie na koniec, choć rzeczywiście mogłoby to być jakoś bardziej rozwinięte żeby się posplatało. 

dzięki za uwagi. Fakt ortografia nie jest moja mocna strona, lecz się staram.

@Kale napisałem o fotonach, bo to, z tego co wiem, na chwile obecną jedyne cząsteczki, które potrafimy teleportowac.

Pozdrawiam

Istotnie. Przeczytałam dość gładko, głównie na sprawą krótkich zdań. Futurystyczne opowiadanie, mimo że to nie moja ulubiona konwencja, wywołało nawet parę uśmiechów. Rzecz dzieje się w przyszłości a w użyciu nadal są parasole (natura górą!), by zostać wpuszczonym do tajnego pomieszczenia należy zastosować stukanie umówionym szyfrem i jeszcze się wylegitymować (nie ma to jak stare, sprawdzone metody). Koniec kadzenia, teraz uwagi:

Młody pójdzie jako przynęta. Tyle dobrze.  -  Moim zdaniem: Tyle dobrego.

Te czynniki doprowadziły nas do ślepego zaułka -  Myślę, że znalezienie się przy ślepym zaułku nie jest jeszcze najgorsze. Problemy będą gdy się znajdziemy w ślepej uliczce/zaułku. Proponuję: Te czynniki zaprowadziły nas w ślepy zaułek.

Śledczy ze wściekłością trzasnął drzwiami i odpalił napęd elektro-magnetyczny.- z oraz elektromagnetyczny

Latacz uniósł się w górę  -  Nie wiem jak w przyszłości będą się poruszać latacze, ale nie przypuszczam by mogły unosić się dół, dlatego wystarczy: Latacz uniósł się.     

...zostawimy nawet amerykanów w tyle. Amerykanów.

Zapętlił się w drzwiach obrotowych hotelu.  -  Nie wiem jak można "zapętlić się" w obrotowych drzwiach. Natomiast mogło się stać, iż Grzegorz  Zaklinował się w drzwiach obrotowych hotelu.            

Dyrektor odłożył karafkę.  -  Z odłożonej karafki wyleje się jej zawartość. Dyrektor odstawił karafkę. 

Deszcz zmarszczył kartki, tusz zlał się w kilku miejscach. -  Z załym szacunkiem, ale czytając to zdanie odniosłam wrażenie, że tusz w kilku miejscach się zsikał. Proponuję: ...tusz rozmazał się w kilku miejscach.

Funkcjonariusz przeszedł pomieszczenie już kilkukrotnie. ...kilkakrotnie.

Tyle wyłapałam. Pozdrawiam.




 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Drobne potknięcia interpunkcyjne, drobne nieprawidłowości w zapisie dialogów.

Słowo "ostatni" występuje dwa razy w pierwszym akapicie.

"Zresztą" łącznie, nie rozłącznie.

Limuzyna sama się podstawiła? Przecież miała kierowcę?

Uważaj na spacje, czasem jest ich za mało, np. przy myślnikach, czasem wręcz za dużo, na przykład przy niektórych przecinkach.

Macie obserwować tamto pomieszczeni - literówka, brakuje e.

 

Bez bicia przyznaję, że nie rozumiem, co się wydarzyło na koniec. Kto, komu, gdzie i co ma do tego pech? Wydawało mi się, że to pierwsza część czegoś, a tu wygląda na to, że jednak nie... Zatem, ponieważ nie rozumiem, nie oceniam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Dzieki za uwagi.  Szkoda, że nie mogę juz edytować. Przynajmniej poprawie w orginale.

@regulatorzy

"tyle dobrze" może powinienem dodać - pomyslał policjant.

jesli chodzi o zapetlenie, chodziło mi o to, że kręcił się w kółko.

@josh nie chcę Ci dostarczać niepotrzebnie roboty, ale możesz mi podać jakieś przykłady spacji, gdzie jest ich za dużo, bo jestem ślepy jak kret. Może mam jakąś kretyńską manierę.

Dzieki za uwagi.

Nom, na przykład tu: "Prezesa zawsze zastanawiało , gdzie ochrona firmy znajduje tylu byłych wojskowych z sił specjalnych."

 

I tu: "– Słyszałeś, że podobno, kiedy dostaniesz kulkę , nie usłyszysz wystrzału?"

 

; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Dzięki. Ja faktycznie jestem ślepy, ponieważ saam tego nie zauważyłem, a tekst leżakował i kilka razy go przejrzałem.

Pozdrawiam

Fajnie się czytało, nawet nie zwróciłem uwagi na jakie kolwiek błędy. Oby więcej takich tekstów :P

Czubek, wybacz, ale dla mnie to jest wiele słów o niczym. Gdyby wylać z tego tekstu całą wodę, to może i powstalaby zgrabna miniaturka (bo samo sedno jest całkiem ciekawe), zamiast niezgrabnego tekstu z bardzo nikłą i pobieżną fabułą oraz papierowymi bohaterami.

www.portal.herbatkauheleny.pl

A, no i czy przypadkiem dusza nie waży 21 gramów?

www.portal.herbatkauheleny.pl

Zamiast "Tyle dobrze." powinno być "Tyle dobrego." Poza tym policjant mógł pomyśleć. Dobrze jest kiedy policjant myśli.

Zapętlić można np. sznurek robiąc na nim pętlę. Można także zapętlić się mówiąc o czymś i, straciwszy wątek, nie umieć dokończyć wypowiedzi.  Może Grzegorz zaplątał się w drzwiach (wszak ludzie potykają się niekiedy, bo plączą im się nogi), albo zamotał.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@Suzuki - chyba, aż tak okrutnie się nie pomyliłem. Na crtl+f znajduje 28 gramów. CO do lania wody, to założe się, że przy mniejszej ilości słów dostałbym listę sprzeczności, braków itp, itd A tak na marginesie to moje teksty, raczej nie przypadają Ci do gustu;)

@regulatorzy z pewną dawką obaw przyjmuję Twoje tłumaczenie.

No przykro mi, ja nie znalazłam nigdzie informacji o 28 gramach, a od kiedy pamiętam, zawsze się mówiło o 21 gramach (według teorii MacDougalla). Nawet film taki jest.

 

Naprawdę uważasz, że gdybyś wyrzucił 3/4 pseudozabawnych i nic nie wnoszących rozmówek między policjantami, to czytelnik nie zrozumiałby tekstu? 

www.portal.herbatkauheleny.pl

Pewnie by zrozumiał, ale chciałem zbudować charakter postaci. Na razie tylko ty uważasz, że jest tego za dużo. Po za tym chciałem napisać wiecej niż 5k znaków. Co do gramatury duszy to spotkałem się z różnymi poglądami. Na początku nawet miało być 21 grmów. Możę jakaś projekcja? Potem zmieniłem.

Lepiej późno niż wcale.  

Albo tekst nie ma tak zwanego przesłania, albo moja mózgownica się leni. Można też przyjąć, w ślad za poprzednio komentującymi, że wplotłeś, ale nie pociągnąłeś wątków, i dlatego niespecjalnie wiem, o co chodzi "tak we w ogólności". Ale, również w tejże ogólności, nie jest źle, moim skromnym zdaniem. Jeszcze trochę ćwiczeń nie zaszkodzi, ale już może być.

Nowa Fantastyka