- Opowiadanie: laryesce - MAGNUS GREEN - Part I

MAGNUS GREEN - Part I

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

MAGNUS GREEN - Part I

Nastały ciężkie czasy. Człowiek nie zajmuje już pierwszego miejsca w hierarchii. Ludzie żyją w małych osadach porozmieszczanych tak, aby byli bezpieczni. Stali się tchórzliwymi psami, którzy zapomnieli o rycerskich wartościach, o odwadze, o honorze, nie mówiąc już o Bogu. Świat całkowicie pogrążył się w chaosie. Nikt nie wierzył, że da się cokolwiek zmienić. Nikt, prócz jednego człowieka. Na dalekiej północy, nie daleko miasta Gretenvard, żył sobie ubogi rzemieślnik. Schodziły się do niego tłumy ludzi, aby naprawiał im przeróżne rzeczy. Miał do tego fach po swoim dziadku Gustawie. Jego Ojciec natomiast był rycerzem, który walczył u boku samego Króla Daraghora. Salin Green, bo tak brzmiało jego imię, toczył bój pod Kasatonią oraz pod Salomeą, gdzie ugodzony prosto w serce, poległ na ziemi wroga. Salin zostawił w rozpaczy syna i swoją żonę Klementynę, która po kilku latach samotności, z tęsknoty, odebrała sobie życie. Chłopak został zmuszony żyć sam i mógł liczyć tylko na swój miecz. Magnus Green nie zamieszkał w osadzie razem z ludźmi twierdząc, że strach przed czymkolwiek jest rzeczą niepojętą. Gdy ludzie pytają, co daje mu tyle siły i tyle otuchy, by nie bać się demonów i innych potworów. Odpowiada, że sam Bóg. Jak więc mówiłem, Magnus Green to nie byle kto. Jest waleczny, odważny, prawy, a na dodatek posiada czyste serce. Nie raz ludzie z osady mówili mu, że jest wyjątkowy. Jego dom położony jest na wzgórzu, widać z niego całą osadę. Sam dom jest ubogi, prawie cały zbity z drzewa bukowego. Na drzwiach frontowych widnieją inicjały jego Ojca, i matki, a także herb. Głowa wilka z koroną, przedzielona dwoma toporami. Wewnątrz pełno pamiątek, z wielu bitew ojca, a na głównej ścianie wisi obraz. Autoportret Salina Greena w całym rynsztunku. Wyglądał na nim bardzo groźnie. Magnus pamiętał swego ojca jedynie z opowiadań mamy, zwłaszcza, kiedy kładła go spać. Wiedział jednak, że ojciec kochał go najbardziej na świecie. Gdy słońce wstawało, Magnus każdego dnia zabierał kubeł na wodę i zmierzał do pobliskiego strumyka. Pewnego słonecznego ranka wracając do domu zauważył, że z komina ulatnia się dym. Wystraszony szybko pobiegł do domu sprawdzić ,kto wkradł się do jego domostwa. Zabrał stojącą przy drzwiach belkę i wolnym krokiem wszedł do środka. Na jego fotelu tuż przy kominku siedział młody mężczyzna.

– Kto śmiał wejść do mego domu bez mojej wiedzy?

– Z pewnością ktoś, kto nie boi się o własny los – odpowiedział nieznajomy.

– Albo jest na tyle głupi – odrzekł Magnus – Witaj Griffinie. Co Cię do mnie sprowadza?

– Witaj Magnusie.

Nieznajomy podszedł do stojącego nie daleko drzwi Magnusa, który rozpoznając włamywacza, odłożył belkę na bok.

– Dawno mnie tu nie było – podali sobie dłonie, po czym Griffin objął go i poklepał po ramieniu. – Ale jak sam wiesz przedarcie się przez środkową strefę nie jest łatwe. A niestety, mam złe nowiny i mam do ciebie prośbę.

– Zamieniam się w słuch Griffinie?

– Anthesterion ruszył ze swoimi upiorami na północ. Powiadają, że koniec jest bliski. Pragnę, abyś uciekł razem ze mną na Wyspę Słońca.

Tam Jego moc nas nie dosięgnie. Będziemy bezpieczni. W Great Warmouth czeka już na nas statek, którym mamy płynąć na wyspę. I co Ty na to? – spytał Griffin, choć zdawał sobie sprawę, że Magnus odmówi mu. Znał go dłużej niż jego własny ojciec, co akurat nie jest takie dziwne, gdy się ma Ojca rycerza.

– To miłe z twojej strony, że pomyślałeś o mnie.

– Czyli zgadzasz się? – zdziwił się Griffin.

– Nie Griffinie. Nie możemy uciekać całe życie przed złem tego świata.

– To cóż począć? Masz jakiś lepszy pomysł?

– Oczywiście, że mam. Zostać tutaj – odparł Magnus.

– Jak to sobie wyobrażasz? Chcesz podać swoje życie na tacy? Słyszałem, że silnych mężów przemienia w swoje upiory. Czy chcesz być taki jak On i jemu podobni?

– Oczywiście, że nie Griffinie. Ale nie mam, także ochoty uciekać ze swej ojczyzny.

– Nie mogę cię zaciągnąć drogi Magnusie na ten statek siłą.

– Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz.

– Jeżeli tak mówisz, to na pewno tak będzie, jednak Ja nie zamierzam zostać. Rano, co świt udam się do Great Warmouth.

– Dobrze Griffinie. A teraz pozwól, że cię ugoszczę tak jak powinienem.

– Dobrze – zgodził się, po czym obaj przeszli do kuchni.

Kiedy nastał przeraźliwie chłodny wieczór, oboje siedzieli przy kominku. Ogrzewając w ten sposób swoje przemarznięte kończyny. Siedząc wspominali stare dobre czasy.

– Wiesz, pamiętam jak byliśmy dziećmi. Nasi ojcowie wyjeżdżali na bitwy. My zostawaliśmy w domu i się bawiliśmy. Tęsknie za tym beztroskim życiem.

– Niestety moje wspomnienia nie są tak piękne jak twoje Griffinie.

Griffin odchyla głowę opierając ją o fotel.

– Wiesz chciałbym dożyć dnia, gdy będę mógł osiąść w podobnej chacie, co Ty, wyjść wieczorem i spoglądać na gwiazdy. Mógłbym się tak na nie wpatrywać godzinami. Przeklęty Anthesterion.

Magnus uśmiechnął się na słowa Griffina, bowiem uwielbiał go przede wszystkim za to, że strach nie był mu obcy. Magnus nie znał tego pojęcia, chociaż w głębi siebie odczuwał coś, co go przypominało. Kiedy ogień wypalił się do cna, Magnus, zaprowadził swego przyjaciela do łóżka, które przedtem, jak nakazywała gościna, pościelił.

Nie opodal osady, tuż za lasem bagiennym, w którym żyły leśne stwory, zwane przez osadników Murzołkami. Podążało całe wojsko Anthesteriona razem z Mighajami. Byłymi ludźmi, którzy zostali przemienieni przez plugawego Władce Ciemności. Paląc każdy dom i zabijając każdego człowieka, jakiego napotkali na swej drodze. Wśród nich z psami wielkimi jak niedźwiedzie, kroczyli Orkowie. Uderzając mieczami o swoje tarcze, śpiewali w niebogłosy: – ”Zabić ludzi, śmierć Letalom.” Jeden z Mighajów, który wyglądał najgroźniej i najobrzydliwiej zbliżył się do Masula A Tai’a, niegdyś władce wschodniego imperium. Przemienił go Anthesterion, kiedy podbił jego ziemie.

– Nie daleko na północ nasze orły wypatrzyły małą osadę. To chyba ostatnia osada na północy.

– Nie ma, na co czekać. Ruszamy w drogę. Pan Ciemności ucieszy się mogąc objąć całe północne imperium.

– Tak panie. Ucieszy się.

Następnego dnia, tak jak Griffin obiecał, spakował swój mały plecak, który miał ze sobą, następnie uzupełnił zapasy i ruszył w drogę. Prosto do Great Warmouth, gdzie oczekiwał na niego statek, który miał zabrać go w bezpieczne miejsce. W miejsce, gdzie siła i moc Anthesteriona nie docierała. Magnus nie krył zdziwienia, gdyż Griffin nigdy nie był tak mężny jak On. W młodości, kiedy przychodziło im walczyć między sobą, zawsze zwyciężał Green. W osadzie nikt nie wiedział o nadchodzącej wielkiej armii, która liczyła trzysta pięćdziesiąt Orków, w tym dwunastu Mighajów. W osadzie nikt nie znał się na walce oprócz Magnusa. Był w prawdzie jeden wojskowy piechur, lecz spojrzawszy na niego wzrokiem pełnym wściekłości, to uciekał On, gdzie pieprz rośnie. Tamtego ranka Magnus poszedł do osady, bowiem pragnął przekonać Dariusza, który stał na jej czele, aby wraz z mieszkańcami udali się w góry, gdzie mogli znaleźć bezpieczne schronienie.

– Witaj Dariuszu.

– Witaj Magnusie. Co sprowadza cię do mnie? Czyżbyś chciał wykupić ziemie, a może chciałeś prosić o pożyczkę?

– Nie. Nic z tych rzeczy panie. Wszystkiego mam pod dostatkiem. Obawiam się tylko tego, co za niedługo ma nastąpić.

– A co cię tak wystraszyło mężny Magnusie?

– Nie o siebie się boję, tylko o osadę i o ludzi w niej mieszkających.

– To miło z twojej strony, że martwisz się losem osady, ale to zbędne. Nie mamy czego się obawiać.

– A co z Anthesterionem? Zapomniałeś już o nim?

– A po co miał by nas atakować?

– Bo jest zły i przepełniony nienawiścią. Jedyne, czego pragnie to władać całym światem. Czyżbyś był zaślepiony Dariuszu, że tego nie widzisz?

– Zakazuje się zwracać do mnie tym tonem. To ja tu wydaje rozkazy. I jeżeli myślisz, że pozwolę ludziom odejść z wioski to się grubo mylisz. Nigdy na to nie przystanę.

– Posłuchaj Dariuszu. Nie chce nikomu rozkazywać, po prostu radze, abyś udał się z ludźmi w góry, chociaż na pare dni.

– Nie jestem tchórzem Magnusie. Ty też nim nie jesteś. Wiedz, że nie odejdę z wioski, choćbym miał przypłacić życiem.

– Może i nie jesteście tchórzem, ale nie myślicie jak władca. Jesteście głupcem Dariuszu. I będziecie jeszcze żałować swej decyzji.

– Wynoś się. Ty nawet nie jesteś częścią tej osady. Wybrałeś życie samotnika, więc nie przychodź tu więcej.

Magnus odchodząc mocno trzasnął drzwiami, co bardzo zdenerwowało Dariusza. Kiedy szedł w stronę domu usłyszał głośny dźwięk trąb Galicyjskich. Głównie trąby te zwiastowały wesołą nowinę lub triumf. Niestety nie tym razem. Goniec wiózł do osady złą nowinę. Nowinę o wielkiej armii pod dowództwem Masula A Tai’a. Wszyscy z osady z przerażeniem wypatrywali nadchodzącej zagłady, która niebawem miała się wydarzyć. Dariusz, gdy tylko dowiedział się o tym zwołał wszystkich mieszkańców osady przed główną bramę.

– Moi drodzy zebraliśmy się tutaj, ponieważ zło znów dało o sobie znać. Przeklęta armia Anthesteriona zmierza na północ, niszcząc po drodze wszystko, na co napotka. Nie pozwólmy, aby podbili oni i naszą osadę. Nie dajmy im tej satysfakcji. Moi drodzy, dziś każdy, kto ukończył szesnaście wiosen, stanie do walki z nie przyjacielem. I wiedzcie jedno. Oni niczym nie różnią się od nas ludzi. Mają jedno życie i postaramy się o to, aby nie przeżyli tej bitwy.

– Dariusz! Dariusz! – Wykrzykiwali ludzie z osady.

 

Koniec

Komentarze

Taaa, Tolkien inspiruje.
Ten Magnus to w końcu kim był? Rzemieślnikiem? Czy rycerzem, co to od małego mieczem machał? Bo wersje są różne...
"Salin zostawił w rozpaczy syna i swoją żonę Klementynę". Miało być, że rozpaczali żona i syn, a wyszło inaczej. Takich rzeczy jest więcej...

Chyba pisze, żę rzemieślnikiem. Od małego machał mieczem? Chyba oboję czytamy co innego.

"Na dalekiej północy, nie daleko miasta Gretenvard, żył sobie ubogi rzemieślnik. ... Salin zostawił w rozpaczy syna i swoją żonę Klementynę.... Chłopak został zmuszony żyć sam i mógł liczyć tylko na swój miecz."
Rozumiem, że nie był mały, kiedy został sierotą. Ale wtedy byłby to młodzieniec.

Daje się czytać, ale tekst do czyszczenia.
Pozdrawiam. 

Tekst pisałem i wymyśliłem spory czas temu może dlatego, dziękuje za opinie:)

Nowa Fantastyka