- Opowiadanie: Montgomery - Historia Mary Redcap

Historia Mary Redcap

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Historia Mary Redcap

Historia Mary Redcap

 

 

 

Noc powoli dobiegała końca, zaczynało śœwitać. Tego dnia jednak, nadal nie można było dostrzec pierwszych zwiastunów śœwitu. Skutecznie powstrzymywały je wyjątkowo ciężkie chmury, które zawisły nad całym Forets Verlunn. Nieustępujący mrok mamił nawet leœne stworzenia. Dzienne nie wiedziały czy nadszedł ich czas, aby opuœcić swoje mateczniki i padały ofiarą nocnych drapieżców, którzy postanowili tego dnia zapolować dłużej. Nawet one jednak, nie chciały stanąć na drodze tym, którzy bezszelestnie przemykali się między wiekowymi drzewami.

 

Solidnych rozmiarów, piętrowy dom stał na samym skraju puszczy. Miał œciany pociągnięte niebieską farbą i szyby w oknach. Prawie wszyscy domownicy spali sprawiedliwym snem, poza dwójkš w niewielkim pokoju z tyłu domu. Ich noc nie minęła na niewinnym œnie.

 

– Czemu zawsze musisz uciekać przed œwitem, Mary? – zapytał półnagi młodzieniec podciągając się na łóżku. Z uczuciem wpatrywał się w rudowłosš dziewczynę, która właœnie wkładała przez głowę krótką halkę.

 

– Wiesz dobrze – na œlicznej twarzy pojawił się delikatny grymas irytacji, już nie pamiętała ile razy przeprowadzała tę rozmowę – Twój ojciec nigdy nie uważał mnie za dobrą partię, Brand – dziewczyna zdjęła z wezgłowia łóżka bluzkę, ubrała ją i zaczęła zawišzywać – A twoja matka… Wiesz dobrze, zawsze mówiła, że bogowie mnie przeklęli.

 

– Nie obchodzi mnie, co oni o tobie mówiš! Ja cię kocham, Mary.

 

– Ciszej. Pobudzisz wszystkich. Nie rób takiej miny – Mary podeszła do łóżka i nachyliła się nad Brandem, cmoknęła go delikatnie w policzek – Ja też cię kocham, kocham twój œmiech, umysł – uœmiechnęła się figlarnie – Twoje piękne ciało, ale..

 

Mary pisnęła kiedy Brand porwał ją nagle w ramiona i wciągnął na łóżko. Dziewczyna rozeœmiała się perliœcie i okręciła zwinnie tak, że Brand znalazł się pod nią.

 

– Ty diablico – powiedział radoœnie – Do œwitu jeszcze trochę, może… – Brand położył rękę na poœladku Mary, dziewczyna poczuła, że chłopak znowu budzi się do życia. Rozmarzyła się chwilę i… dała Brandowi pstryczka w nos i zeskoczyła z łóżka.

 

– I kto to mówi, największy kusiciel we wsi. Nie dąsaj się. Wszystkie dziewczyny łypiš na ciebie łakomie. Ale mówiłam ci już tyle razy. Nie możemy być razem, a przynajmniej jeszcze nie teraz. Jesteœ synem wójta, a ja tylko prostą pasterką. Do tego przeklętą – dodała z goryczą i zaczęła wkładać kwiecistą spódnicę.

 

– A ja już nie mogę tego słuchać, Mary – Brand zerwał się gwałtownie z łóżka – Nie można traktować tego co cię spotkało, jako kary – podszedł do dziewczyny i objął delikatnie – Twoja babcia, była wspaniałą kobietą, nie żadną wiedŸźmą.

 

– Mnie nie musisz tego powtarzać – Mary oddała uœcisk – Ale wiesz co mówią. Gdyby twoja matka dowiedziała się o nas na pewno stwierdziłaby, że rzuciłam na ciebie urok. A wiesz, jak prawo Imperium traktuje kobiety podejrzane o wiedŸźmie czary.

 

– Zabobony – Brand prychnął lekceważąco. BądźŸ co bądŸź, ojciec sam posłał go do szkół, aby nabrał obycia i kultury. Jak sam się jednak przekonał, w takich wioskach jak jego ciągle hołdowano starym przesšdom – Od stu lat nie pojawiła się ani jedna prawdziwa wiedŸma. Wybito je. To prawo dawno już powinno zostać zniesione.

 

– To samo mówili o zmiennych, Brand – powiedziała smutno Mary.

 

– Wiem. Przepraszam cię, ale wiesz, że ten był jedyny.

 

Dziewczyna wyœlizgnęła się z ramion Branda. Narzuciła wełnianą kamizelkę, usiadła na brzegu łóżka i zaczęła zakładać wysokie buty.

 

– Podobno – Mary odgarnęła z czoła kosmyk włosów – Dlatego też, nigdy nie zapominam tego – dodała, wsuwając w cholewę buta długi sztylet w pochwie z czarnej skóry – Na mnie naprawdę już czas.

 

Podeszła do Branda, pocałowała go namiętnie w usta i uszczypnęła w poœladek. Chłopak syknął, po czym westchnął i usiadł na łóżku.

 

– Może zostań dzisiaj trochę dłużej, do pierwszych promieni słońca.

 

Mary spojrzała na niego uważnie.

 

– Coœ ukrywasz. Nie zaprzeczaj, znam cię jak złego denara.

 

– Zdziwiło mnie, że o tym nie słyszałaœ. Ale przypomniałem sobie, że cały dzień byłaœ na targu w Adlerze. Wczoraj nad ranem, ktoœ zamordował starego Chestera – powiedział cicho.

 

– Co takiego?! I dopiero teraz mi o tym mówisz? Wiesz dobrze, że był jednym z niewielu, którzy byli dla mnie życzliwi – Mary rozgniewała się nie na żarty i zaczęła nerwowo bawić się pierœcionkiem z kutego srebra.

 

– Przepraszam cię, wiem ile on dla ciebie zrobił. Po prostu, nie chciałem cię martwić.

 

Mary spojrzała na niego twardo, chłopak zrobił przepraszajšcš minę, a jej też po chwili złagodniała. Zrobił to bo ją kochał.

 

– Wiadomo kto to zrobił? – zapytała rzeczowo.

 

– Nie. Znalazł go jego syn kiedy przyniósł mu mleko. Ale najgorsze jest to, jak go zabito – Mary spojrzała pytająco – Ktoœ go rozpłatał i wypruł mu flaki.

 

Mary skamieniała, przez chwilę cofnęła się o dziesięć lat, ale momentalnie wróciła. Wzięła z oparcia krzesła czerwoną pelerynę, narzuciła na ramiona i zapięła pod szyjš. Odwróciła się do Branda.

 

– Jednak pójdę, ale daj mi pistolet.

 

– Mary!

 

– Proszę cię, kochany. Nie kłóć się. Wiesz, że jestem dużš dziewczynką i umiem obchodzić się z bronią – Mary uœmiechnęła się niewinnie, na co Brand pokręcił głowš z rezygnacją. Podszedł do dębowego kufra w rogu pokoju i wyjął z niego niewielki pistolet skałkowy. Mary obrzuciła broń krytycznym spojrzeniem.

 

– Większego nie dostaniesz, jarzębinko.

 

Mary wzięła pistolet, sprawdziła czy jest nabity i wsunęła za pasek spódnicy na plecach.

 

– Dziękuję – jeszcze raz pocałowała Branda – Obiecuję ci, że naprawdę będę uważać i pójdę prosto do domu. Kocham cię, Brandzie Valderze – Mary narzuciła kaptur na głowę i wyszła przez okno.

 

– A ja kocham ciebie, Mary Redcap – powiedział cicho chłopak, zamykając okno.

 

 

 

Mary weszła pomiędzy najbliższe drzewa. Nie chciała, żeby ktoœ zauważył ją na drodze z domu wójta, dlatego zawsze wracała do domu okrężną drogą. Poza tym znała ten las jak własną kieszeń. Zwinnie omijała zaroœla i nisko zwisajšce gałęzie. Jednak ten poranek jej się nie podobał. Czuła, że śœwit jest tuż, tuż a jednak między drzewami cišgle panował mrok. Owinęła się szczelniej pelerynš i przesunęła pistolet na bok. Chłód okutej żelazem kolby od razu dodał jej odwagi. Dziewczyna weszła właœnie na niewielkš polankę. Jej œrodek zajmowała potężna wierzba płaczšca, której gałęzie zwisały do samej ziemi. Nagle wydało jej się, że usłyszała jakiœ szelest. Mary wyrwała zza pasa pistolet i odciągnęła kurek. Zdało jej, że szmer dochodził spomiędzy gałęzi wierzby. Mary zacisnęła zęby, nie była już małym dzieckiem. Podeszła do drzewa i rozchyliła gałęzie. U stóp drzewa kicał radoœnie mały królik. Mary odprężyła się i opuœciła broń. W tej samej chwili dostała silny cios w potylicę, przez mgnienie oka poczuła ból i zwaliła się bez czucia na ziemię. Ktoœ podniósł ją, zarzucił sobie na ramię i ruszył w głąb lasu.

 

 

 

Mary powoli wracała do przytomnoœci, ból w czaszce ciągle był dojmujący, ale dało się go wytrzymać. Dziewczyna powoli otwarła oczy i rozejrzała się. Nie mogła uwierzyć własnym oczom, leżała na łóżku w sypialni swojej babci w jej, dawno opuszczonym, domu. Spróbowała się poruszyć, jednak dopiero wtedy uœwiadomiła sobie, że jej ręce przywiązano do drewnianego wezgłowia łóżka. Szarpnęła na próbę, ale węzły zawiązano silnie i fachowo. Mary spuœciła głowę i ze zdumieniem zauważyła, że jest naga (wyjaœniło się czemu jest jej zimno), jej nogi również zostały skrępowane, ale przynajmniej mogła nimi poruszać.

 

– Ratunku! – krzyknęła – Czy ktośœ mnie słyszy?!

 

– No proszę, nasz gośœć się obudził – Mary obróciła głowę w lewo, kiedy usłyszała dziwny, charczący głos i zamarła. Do pokoju weszły trzy wilkołaki. Na ich widok dziewczyna dostała drgawek, przypomniał jej się koszmar sprzed lat. Krzyknęła i nagle, nie wiadomo skąd, najważniejsze zdało jej się to, że jest naga, a nie ma jak się zasłonić. Zaczęła szarpać swoje więzy, a wilkołaki wybuchły jakimœ podobnym do œmiechu warkotem.

 

– Nikt cię nie usłyszy, wiewióreczko – kontynuował stwór, który odezwał się jako pierwszy stając naprzeciwko Mary. Wtedy Mary coœ uderzyło w ich wyglądzie. Wilkołak, który się odezwał miał brązową sierśœć w wielu miejscach przecinaną pasmami siwizny, istota po lewej również miała brązową sierśœć, ale z czarnymi plamami, a trzeci z wilkołaków był czarny. Ale czy na pewno wilkołaków, nagle zastanowiła się Mary, ich pyski były krótsze, a uszy bardziej obwisłe. Jak u psów. Wtedy do Mary doszło, co najbardziej nie pasowało w ich wyglądzie. Wszystkie trzy stwory były ubrane. Starszy i łaciaty w szare tuniki z pasami, a czarny miał na sobie spodnie i starą, choć czystą, koszulę. Cała trójka była też uzbrojona, czarny miał u boku kord w skórzanej pochwie, łaciaty zatknięty za pas krótki toporek, a posiwiały sztylet i … jej pistolet. Dziewczyna przypomniała sobie nagle dawne opowieśœci i, z niedowierzaniem, zdała sobie sprawę kogo ma przed sobš.

 

– To niemożliwe – wyszeptała – Nie powinniœcie żyć! Pomocy!

 

– Nie powinniœśmy, a jakośœ żyjemy. Krzycz sobie jeśœli chcesz, ludzka suko. Nikt cię nie usłyszy. Poznajesz gdzie jesteśœ i dobrze wiesz, że ten dom stoi głęboko w lesie – powiedział podobny do psa stwór o czarnej sierœści.

 

– Jesteœście kedelami – stwierdziła Mary.

 

– Brawo – stary kedel, a raczej kedelka (Mary uœwiadomiła sobie, że istoty w tunikach to samice) pośœrodku wyszczerzyła kły.

 

– Przecież was wybito. Słyszałam i czytałam o tym.

 

– Tu masz rację. Wybito nas wielu, zbyt wielu, ale nie wszystkich. Zdradzeni przez wszystkich– – kedelka podeszła do łóżka i usiadła na jego brzegu – Przez własnego boga, potem przez braci z Hordy. Łudziliœśmy się, że Imperium nas przyjmie, ale zbyt wiele krwi ludzi przelaliśœmy – zamilkła i położyła łapę na udzie Mary –– Ale nie jesteśœmy tu, żeby rozmawiać o historii, Mary Redcap -– wysyczała kedelka i wbiła dziewczynie szpony w udo. Mary wrzasnęła z nagłego bólu, a dwójka pozostałych kedeli wyszczerzyła radoœnie kły.

 

– Nam chodzi o zemstę – powiedziała powoli stara kedelka i zlizała ze szponów krew Mary – Wiesz do czyjej œmierci się przyczyniłaœś– – istota złapała Mary za podbródek i zmusiła ją, żeby popatrzyła jej w oczy.

 

– Teraz chyba tak – odpowiedziała Mary.

 

– Tak, mojego ogara , a ich ojca -– młode kedele warknęły wœciekle.

 

– Mam to gdzieś-œ – krzyknęła Mary -– Twój pies był potworem, rozszarpał mojš babcię i pożarł jš!

 

– Głupia, młoda suko. To wy nas do tego doprowadziliœcie.

 

– Co?!

 

– Ci którzy przetrwali Wielką RzeźŸ uznali, że nasz lud musi się podzielić. Niektórzy ruszyli na Północ, inni do dalekiej Damarii, gdzie ponoć kwitnie ostatnie królestwo kedelów, reszta postanowiła szukać schronienia w lasach i puszczach, gdzie nie mieszkają elfy. Wielu jednak nie umie tak żyć. Zapomina o dawnej dumie naszego ludu. Cofa się do poziomu zwierząt. To przytrafiło się mojemu ogarowi.

 

– Obwiniasz mnie, że twój mąż stał się potworem?

 

Kedelka złapała Mary za włosy i zbliżyła pysk do jej twarzy.

 

– Obwiniam was wszystkich– – wycedziła – Wiem, że czynił zło. Wbrew temu co o nas zawsze mówiono, nigdy nie jedliœśmy waszego mięsa. Ale ty kazałaśœ Chesterowi rozpruć mu brzuch!

 

– On…– Mary zawahała się, drżała, wiedziała co ją czeka– – Połknął pierœcionek mojej babci, z jej palcem.

 

– Ludzka próżnośœć– – stara kedelka przejechała jednym pazurem po brzuchu Mary, dziewczyna znowu syknęła– – Wœród swoich wyrosłaśœ na… pięknośœć. Ale to bez znaczenia. Już się nią nie nacieszysz.

 

– Matko -– warknęła młodsza kedelka – Czemu w ogóle z nią rozmawiasz?

 

– Żeby zrozumiała, Tero! -– starsza suka wstała i spojrzała na unieruchomioną rękę Mary– – Mówisz o tym pierœcieniu?– – zanim Mary zdała sobie sprawę, kedelka złapała ją palec i gwałtownie wygięła. Dziewczyna wrzasnęła przeraŸliwie, kiedy pękła kośœć. Zadowolona kedelka zerwała pierœcionek razem z częœcią skóry i rzuciła pogardliwie w kąt pokoju.

 

– Matko– – wysyczał młody ogar podchodzšc do łóżka – Pozwól mi się nią zająć– – Mary z obrzydzeniem zdała sobie sprawę, że kedel patrzy na nią z pożądaniem. Znowu zaczęła szarpać więzy i nagle poczuła, że fragment wezgłowia delikatnie trzeszczy. Widać po tylu latach drewno zaczęło gnić, Mary przestała – A jak z nią skończę, własnoręcznie ją wypatroszę.

 

– Czerny! -– matka doskoczyła to młodego kedela i złapała go za koszulę– – Za bardzo przypominasz ojca – wycharczała mu w pysk – Pamiętaj, że jesteœmy kedelami, nie wilkami. Nie będziesz się plugawił ludzką samicą– – Młody kedel warknął wœciekle, ale odsunął się i karnie spuœcił łeb. Kedelka obróciła się do Mary i wyjęła zza pasa jej pistolet.

 

– To dla ciebie zbyt łagodna œmierć, Mary Redcap – Samica odciągnęła kurek i wycelowała w głowę Mary.

 

Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Rozległ się huk i prawa strona łba Tery eksplodowała w fontannie krwi. Ciało kedelki poleciało na nogi Mary, chlapiąc krwią na jej ciało i łóżko. Upadając Tera potršciła matkę, która wypaliła niecelnie i roztrzaskała wezgłowie łóżka. Z niedowierzaniem spojrzała na zwłoki córki. Obróciła się i podbiegła do okna.

 

– Żandarmi! -– krzyknęła na widok kilkunastu sylwetek biegnšcych w stronę chaty – W nogi, Czerny! Podbiegła do bocznego okna i wyskoczyła w las nie oglądając się na syna.

 

Ogar zawył wœciekle, spojrzał smutno za matką i z rozdziawioną paszczą rzucił się na Mary. Dziewczyna podniosła nogi żeby go odrzucić, ale kedel był szybszy i silniejszy. Jedną łapę wbił jej w bok, drugą w udo.

 

– Ja dokonam zemsty, ludzka suko -– wycharczał w twarz Mary, która jak szalona zaczęła szarpać oparcie łóżka – Rozszarpię ci gardło!

 

– Za dużo gadasz– – syknęła Mary i pocišgnęła ostatni raz, z głoœnym trzaskiem oparcie łóżka pękło i dziewczyna wbiła ułomek drewna w oko kedela. Stwór wrzasnął przeraŸliwie i sturlał się z łóżka. W tej samej chwili drzwi wyleciały z zawiasów i wpadł przez nie cesarski żandarm w granatowym mundurze i strzelbą w dłoni. Zamarł na widok zwijającej się z bólu psopodobnej istoty. Za nim do pokoju wpadł Brand, nie zawahał się i wpakował kulę prosto w łeb kedela. Odrzucił broń i rzucił się do Mary. Już po chwili dziewczyna była wolna. Brand narzucił na nią swoją kurtkę i teraz tulił mocno.

 

– Już dobrze, ukochana, już po wszystkim – uspokajał i gładził po zmierzwionych, rudych włosach.

 

– Jak mnie znalazłeś-– dopytywała się przez łzy, już prawie przestała drżeć.

 

– Nikt nie widział cię przez cały ranek, a potem usłyszałem, że ktoœ znalazł w chacie Chestera kawałki sierœci. Coœ mnie tknęło, obszedłem las obok mojego domu i znalazłem zapinkę od twojej peleryny. Zrozumiałem, że ktośœ cię porwał i przyszło mi do głowy, że jedynym co łączyło ciebie i Chestera była twoja babcia.

 

Mary otarła łzy zdrową dłonią i spojrzała w twarz ukochanego.

 

– Dziękuję ci, Brand. Ale była jeszcze jedna.

 

– Już spokojnie, nie martw się, Mary. Ona uciekła i już pewnie nie wróci. Już nigdy cię nie opuszczę, do samego końca. A teraz zabiorę cię stąd, trzeba cię opatrzyć. Potem opowiesz mi wszystko.

 

 

 

– To było nie tylko głupie, Merszi– – powiedział poważnie wysoki, potężnie zbudowany kedel o białej sierœci– – Wiesz co zrobiłaœś?

 

Merszi spuœciła łeb i nic nie powiedziała. Tak naprawdę nie miało to dla niej znaczenia. Dziesięć lat wczeœniej straciła ogara, teraz dzieci. Szeklan mógł ją nawet zabić.

 

– Nie odpowiadasz. Współczuję ci, ale naraziłaśœ nas wszystkich – Szeklan powiódł łapą po zebranych w obszernej grocie kedelach. Była ich ponad setka – I to dla zwykłej zemsty.

 

– Kiedyśœ zemsta była dla nas śœwięta, Szeklanie– – odezwała się cicho Merszi.

 

– Dobrze powiedziane -– kiedśyœ. Teraz wszystko się zmieniło. Ciężko było znaleŸźć w Imperium las bez elfów lub skrzatów. Ten taki był. Przez całe pokolenie żyliœmy tu spokojnie, niezauważani przez ludzi. A potem twój ogar postradał zmysły. Mieliœśmy szczęœcie, że wzięli go za wilkołaka. Więc trzeba było to zostawić!- – kilkunastu kedelów poparło go warknięciami i potrząsnęło bronią– – Tego co zrobiłaśœ ty i twoje dzieci nie da się odwrócić.

 

– Wiem. Zabij mnie, to już bez znaczenia.

 

– O nie, Merszi– – wódz Szeklan złapał ją za szyję i uniósł – Będziesz żyć z tym brzemieniem. ŒŚmierci swojego potomstwa i œmierci tych z naszego klanu, którzy nie przetrwają kolejnej tułaczki. Osobiœcie tego dopilnuję –– kedel puœcił Merszi, która zakrztusiła się z braku powietrza.

 

Szeklan obrócił się do pozostałych kedelów.

 

– Merszi zgubiła pogoń, ale cesarscy już o nas wiedzš. Mamy noc na przygotowania, a rano wyruszamy. Jeśœli dobrze pójdzie, nim miną trzy księżyce dojdziemy do Damarii. Będzie ciężko i częœć może nie przeżyć, ale pamiętajcie, że jesteśœmy kedelami, ciągle mamy naszą dumę! -– kedelowie zakrzyknęli gromko -– I oby historie o Mieśœcie Tysięcy Głów były prawdą.

 

 

 

Mary Redcap-Valder położyła córeczkę do kołyski i przykryła czerwonym kocykiem. Patrzyła z uœmiechem jak maleństwo powoli zasypia. Zgasiła œświeczkę i położyła się obok Branda. "„Znalazłaśœ szcz궜cie, ludzka suko, ale cieszysz się nim ostatni raz”"– – myśœlała ukryta między drzewami Merszi– "– „Wiem już, jaka pomsta będzie dla ciebie najbardziej dotkliwa. Szeklan puśœcił mnie dopiero po roku przekonywania go, kiedy przysięgłam na imię Upadłego Ogara, że wrócę. I wrócę. Z twoją córką, którą wychowam jak własną."”

Koniec

Komentarze

Przepraszam wszystkich, ale brak akapitów nie jest zamierzony. To jakiś bląd formatowania, za każdym razem kiedy wklejam tekst i próbuję go zmodyfikować, akapity znikają.

Dzięki za zrozumienie.

Brand położył rękę na pośladku Mary, dziewczyna poczuła, że chłopak znowu budzi się do życia. 

przepraszam, ale w tym momencie umarlam ze śmiechu:) 

jedyne, co mogę powiedzieć to: spójrz na dwa pierwsze akapity. 

pierwszy: Noc powoli dobiegała końca, zaczynało świtać. Tego dnia jednak, nadal nie można było dostrzec pierwszych zwiastunów świtu. 

no to w końcu świtało czy nie? wiadomo o co ci chodzi, ale dopiero dzięki późniejszym zdaniom. na początku powstała ci sprzeczność zniechęcająca czytajacego. lepiej byłoby napisać: już świtało, jednak ciężkie chmury wiszące na niebie sprawiały, że wydawało się jakby jeszcze była noc. 

drugi: powtarza się spali, sen, sen. nieładnie;/

przyznam, że te dwa akapity oraz dość infantylna scena łóżkowa zniechęciły mnie i reszty nie przeczytałam. oby ktoś z większą cierpliwością pokusił się o pełnowartościową ocenę:)


kocham twój umysł  hihi:) 

naprawdę przepraszam, ale nie mogłam się powstrzymać:)

A fajn geszeft panie z tom rude dziewczyne!

Cześć

i szyby w oknach. - ten fakt jest niewiarygodny!

To jest kolejny tekst, ktróy dziś czytam, gdzie po uzupełnieniu dialogowym nie występują kropki, następnę zdanie natomiast zaczyna się wielką literą. Czy mędrcy od języka polskiego coś zmienili? Niech mnie ktoś oświeci.

Jesteś synem wójta, a ja tylko prostą pasterką. - faktycznie straszny mezalians.

że był jednym z niewielu, którzy byli dla mnie życzliwi - powtórzenie.

Mary skamieniała, przez chwilę cofnęła się o dziesięć lat,  jak się cofneła? Wymłodziała? Sięgnęła pamięcią wstecz?

zdumieniem zauważyła, że jest naga (wyjaśniło się czemu jest jej zimno) -  to była naprawdę bystra dziewoja.

pamiętaj, że jesteśmy kedelami, nie wilkami.-O:o nie wiedziałem, że wilki spólkują z ludzkimi samicami.

Ja dokonam zemsty na ojcu, - chyba nie chciał się mścić na ojcu.

Mary Redcap-Valder - no i mamy peirwszą feministkę w Imperium. Podwójne nazwisko na wsi, w tradycyjnym społeczeństwie. 

Kedlerów wymyśliłaś sama czy pomyliły Ci się z koboldamiz BG?

Tyle z mojej strony.

Pozdrawiam

Drogi Czubku,

Co jest niewiarygodnego w szybach? Skąd wiesz, że moje społeczeństwo jest tradycyjne, akcja nie dzieje się w realnym Imperium.

Co do reguł języka to wybacz, liceum skończyłem dawno temu i nie wszystko się pamięta.

A kedelowie to mój wymysł, nie pomylili mi sie z koboldami. Nigdy nie wymyśliłeś swojej własnej rasy?

Pozdrawiam

Jeżu kolczasty pod włos czesany... Zapis dialogów zabałaganiony do nieczytelności.

Ja i wiele innych obecnych tu osób też dawno temu kończyliśmy licea lub inne szkółki. Ale nie usprawiedliwiamy się upływem czasu, łykamy pigułki na sklerozę, zaglądamy do słowników różnego rodzaju...

@Montgomery, akcja dzieje się na wsi tam zawsze społeczęństwo jest konserwatywne, jesli się nie zgadzasz to siegnij do prac profesora Zygmunta Seręgi czy profesora Krzysztofa Gorlacha.Rozwoj i postęp, a co zatym idzie rozluźnienie tradycyjnych form wiezi spolecznych, je st nierozerwalnie związane z niastem.

przy szybach nie złapales sarkazmu. Opis był tak niesamowity jak to, że mucha ma skrzydła.

Na chwilę obecną nie wymyśliłem żadnej rasy, ponieważ wszystkie antropomorficzne twory umysłu mają hiperbolizowane cechy ludzkie, ale to moja opinia, więc prosze się nią nie sugerowac.

mam nadzeję, ze trochę rozjasiłem.

pozdrawiam

M.C.

"Solidnych rozmiarów, piętrowy dom stał na samym skraju puszczy" - A czemu nie: "Piętrowy dom solidnych rozmiarów..."? To jakoś naśladowniczo z łaciny, rosyjskiego, sama-nie-wiem-czego?

"dziewczyna zdjęła z wezgłowia łóżka bluzkę, ubrała ją i zaczęła zawišzywać" - od razu zaznaczę, ze próbowalam dalej czytać, ale takie sformułowanie (w moich oczach) zwyczajnie zabija autora na miejscu. Gromem z jasnego nieba. Albo patelnią. W co ją ubrała? W pokrowiec? W malutkie ubranka? W kostium Kubusia Puchatka? Grrrr.

Nie będę Ci już wypominać, że edytior pozeżerał polskie litery i myślniki, bo pewnie zrobili to moi poprzednicy. Nie dąło się tego ręcznie naprawić?

 

Montgomery, ten tekst jest niestety do bólu dziecinny. A do tego dochodzi masakryczna wręcz sztuczność języka... Nie jest dobrze...

www.portal.herbatkauheleny.pl

Suzuki M. - każdy miewa czasem gorsze pomysły (mnie osobiście się podobał, ale przyjmuję krytykę), a myślniki i polskie litery poprawiałem, tylko potem znowu zniknęły :(

Byłem. Przeczytałem. Czekam na "coś" lepszego. Życzę powodzenia.

Nowa Fantastyka