- Opowiadanie: Mateusz - Moonchild

Moonchild

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Moonchild

Ja, syn księżyca, zatraciłem się. Ja, nadczłowiek. Ja, wilkołak.

Moja duma, moja pewność, mój wewnętrzny wilk.

Ona zabiła wszystko we mnie, nie dając przy tym nic. Jak mogłem upaść tak nisko?

Ludzie są niczym owce. Bezmyślne istoty zamykające swój żywot w konsumpcji, niezdolne do zrobienia czegokolwiek. Zwykła trzoda chlewna. Nie wiedzą o nas, a my dbamy, by nie uległo to zmianie. Strach wobec nieznanego jest największy. Najsłodszy.

Żyjemy w gettach, zamkniętych i wyizolowanych grupach. Tylko my, stado. Nikt więcej. Czasem jedynie słychać ludzi, gdy któryś z braci robi ucztę. Każdy przecież wie, iż świeże mięso jest najlepsze… Jednak nikt poza nami nie zna naszego domu. Nory, jak ją zwiemy. To nawet zabawne, mieszkamy w samym środku ich miast, a oni nie wiedzą o tym miejscu. Z całą swoją technologią, która miała odkryć im świat, z całą pewnością siebie o własnej wszechwładzy. Są ślepi na to, czego się boją. Na nocne koszmary z krwi i kości.

Ach, ale nas demonizuję. Zbyt wiele czasu spędziłem z nią, zaczynam nas widzieć ich oczyma. Oni, ludzie, zwą nas bestiami. W swoich baśniach i legendach jesteśmy ucieleśnieniem zła. Głupcy, nie widzą, iż sami są daleko bardziej pogrążeni w mroku. My zabijamy by żyć. By jeść. Oni? Dla bogactwa. Sławy. Zaspokojenia swoich krwawych żądz. Parszywe, zaślepione swoim boskim blaskiem robaki. Ach, gdyby tak tylko zobaczyli swoje prawdziwe oblicza…

Dygresje… nie mogę zebrać myśli… wciąż jeszcze szaleją. A wszystko przez nią… Muszę odzyskać spokój. Swoje opanowanie. Następna pełnia już blisko.

Zapewne powinienem o niej powiedzieć? O mojej Nemezys.

Poznałem ją w parku, podczas zaćmienia księżyca. Brzmi baśniowo? Wszystko zaczyna się niczym w bajkach z dzieciństwa. Niestety koniec nigdy nie jest równie kolorowy. Wręcz przeciwnie. Przychodzi prosto z wyrysowanych węglem koszmarów.

Pewnie sądzicie, iż ta, która zawładnęła wilkołakiem, musi być piękna? Nie, to nieprawda, ona była po prostu ładna. Sądzicie, iż w takim razie z pewnością nadrabiała to genialnością? Znów błąd. Była zwyczajnie mądra. A zatem, pytacie, co to za ideał? Żaden. To cholerna doskonałość. Chodzący złoty środek.

Choć nie. Nie złoty. Srebrny. Zabójczy dla wilkołaka. Zabójczy dla mnie.

Omotała mnie. Nie wiem czy celowo, czy nie. Zdobyła me myśli, wbiegając w każdy zakątek mego umysłu. Ona. Zwykły człowiek. A jednak tak niezwykły. Robak, który dla mnie był motylem.

Próbowałem się bronić. Walczyć o godność swego wewnętrznego wilka. Bez skutku. Zawsze przenikała przez mury, które budowałem, niczym duch. Upiór. Wszelki opór, który próbowałem stawić, był niczym. Pyłem. Ona zaś wiatrem.

W końcu poddałem się. Oddałem we władanie wichury. Zechciałem lecieć wraz z nią. Zabiłem swą dumę, by zniżyć się do kontaktu z ludzką istotą. Kontaktu innego niż kulinarny.

Stałem się wygnańcem. Wilk, który przegrał z człowiekiem. Nikt.

Mej Nemezys to jednak nie starczyło.

Zwyciężywszy, opuściła pole bitwy. Zostawiła mnie.

Jak mogła…?

Jak śmiała…?

Ja, syn księżyca, zawyłem do swojego ojca.

Bezsilność. To uczucie, absurdalne wobec mej wilczej potęgi, zawładnęło mną.

Mogłem ją zabić. Rozerwać na strzępy. Zjeść. Mogłem ją ugryźć. Przemienić w jedną z nas. Odczłowieczyć. Uszlachetnić. Mogłem… Mogłem zrobić wszystko z jej ciałem. Ale jej umysł pozostawał poza moim zasięgiem. Mój zaś… mój był we władaniu Nemezys.

Bezsilność. Uczucie rozpalające me żyły. Wyrywające ryk z ust. Szepczące: Zabij. Ją. Braci. Kogokolwiek. Zabij. Zatrać się w czerwieni. Weź krew i umyj ręce wobec tłumu swych myśli.

Zeczłowieczyła mnie. Odarła z wilczej duszy. Przez nią chciałem mordować. Nie by żyć, ale by życie odbierać. Niczym ludzie.

Jak mogła pozbawić mnie mojego wewnętrznego zwierzęcia!

Mogła…

Mogła wszystko…

Koniec

Komentarze

Monolog dramatyczno-komiczny, czyli proza z rodzaju "ona rzuciła go, a on cierpiał straszliwie". Z wilkołakiem w tle. Pozdrawiam.

Dodam, iż jest to szort, a zatem limit znaków był wyznaczony na 4000. To poniekąd wpływa na poziom skomplikowania tekstu :)

A gdzie dymki? Nie no żartuję :)

Nowa Fantastyka