- Opowiadanie: Dragolikanin - Nieznani

Nieznani

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Nieznani

Było ciemno. W kanciapie unosiła się woń papierosów. Wiedziała, że tego nie lubi dlatego z uśmiechem wciąż wciągała dym do swych płuc. Siedziała przy parapecie patrząc na krajobraz niczym z kiepskiego horroru. Cmentarz wyłaniał się tuż koło starego wesołego miasteczka. Twarz jej towarzysza przybrała dość srogiego wyrazu, nie cierpiał gdy dym tytoniowy mieszał się z jego czterdziestoletnią whisky.

 

Pół mrok panujący w pokoju, rozświetlany tylko migoczącymi, wątłymi płomieniami na czubkach świec, psuł dodatkowo jego nastrój.

 

Zerknęła z ukosa na stół, który podtrzymywał jeszcze niepuste butelki. Już nie wiedziała ile czasu tu siedzi w tej dziurze. Po co też już nie pamiętała. Wszystko było lepsze od tego co wcześniej. Wszystko lepsze od walonego bidula, nawet on tam w kącie. "Dobra, nie wpadaj w melancholię, bo będziesz nadawać jak jebane zombie. "– pomyślała.

 

– Co tam u Ciebie nowego od tych paru minut? – bąknęła gdy jej papieros wciąż się tlił.

 

– Oprócz tego, ze Twoje papierosy psują mi smak doborowego trunku? Nic. Mogłabyś chociaż otwierać to okno, skoro przy nim palisz… – Odpowiedział lekko poirytowany.

 

Zamieszał trzymaną wciąż w dłoni kwadratową szklankę i wypił reszki whisky migoczącej mdławo na dnie.

 

Westchnął i przemówił już bez śladu irytacji.

 

– Nienawidzę tej dziury. Wkurza mnie, jest tu zimno i ciemno… Ale gdzie znaleźć teraz opuszczony dom, do którego nikt nigdy nie zagląda….

 

-Wiesz co? W tym momencie doborowe otoczenie psujesz Ty ze swoim doborowym trunkiem.-powiedziała z przekąsem. Dziura jak dziura, bywała w gorszych. Tu przynajmniej prawie nie było psychopatów. Spojrzała na kompana spod ściany i poprawiła rudą grzywkę, która spadała na jej okrągłe lenonki. "prawie cipka z niego." pomyślała i zerknęła znów za szybę. Wiatr delikanie smyrał ją po plecach więc otuliła się lekko jakimś kocykiem. Pierwszy raz ujrzała go na autostradzie. Łapał stopa jak ona i Lu. Szły tak nawet nie długo. Uśmiechnęła się na myśl o Lu. Dziewczyny były zgrane odkąd się pojawiła w bidulu. Miały razem pokój. Mimo pedofila– wychowawcy Lu wciąż pozostawała nawiedzoną chrześcijanką. Pewnej nocy Alice weszła pod jej kołdrę. Cóż Lu była dość nietypową chrześcijanką.

 

Nagle rozmyślania przerwał jej mocniejszy powiem wiatru, drzewa za oknami przechyliły się dziko. Kolejny powiew, okiennice roztworzyły się z suchym trzaskiem, fryzury zgromadzony rozwiały się na wszystkie strony. Zaciekawione spojrzenia zwróciły się w stronę okna skąd biło dziwne światło, skupisko światła przybliżało się i rosło w zdumiewającym tempie, zaciekawienie ustąpiło przerażeniu. Błysk zatrzymał się w framudze, począł kręcić się jak śmigła wiatraka, a z jego wnętrza wynurzał się kontrastujący swą prawdziwością i ciemnością we wszechobecnym lśnieniu. Gdy całe ciało stanęło na podłodze twardym pewnym krokiem, kula światła zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Gdy oczy zgromadzony przestały być pod wpływem oślepiającej mocy blasku, dostrzegły one wysokiego młodzieńca, dobrze zbudowanego, o szerokich barach, umięśnionych ramionach i spalonej skórze naznaczonej wieloma bliznami, bo wielu bojach odbytych w miejscu gdzie świat styka się z niebem. Jego charakterystyczna głowa zdobiona była przez długie rude włosy, a broda zakrywała cały podbródek. W ręce trzymał wielki, zdobiony pięknym czarnym smokiem, miecz.

 

-Tak, spoko, spoko gościu. Piękne wejście. Wzruszyłam się. – mruknęła Alice pod nosem i wyszła na dwór szukać Lu. Poszła po południu do kiosku. Z czegoś trzeba się utrzymywać. Lu miała sposób. Wróżyła z kart. Jak mawiała "To Jezus jest jej natchnieniem". Ludzie się nabierali. Trudno by nie. Był rok 3452, ludzie tracili nadzieję a jej piękne duże niczym lazur oczy ją im dawały. Cholera jej też. Lu taka była. Nie to co "cipeczka". Dziewczyny nazywały go tak za jego plecami. Prawda była taka, że Mikołaj taki nie był. Wychował się głęboko w Rosji. Miał charakterystyczne słowiańskie rysy i był dość wysportowany. Przed tym jak wydostał się spod panowania Związku Zakonu Rie był drwalem. Jak zabili jego matkę nie miał wyjścia – uciekł. Świat taki jest– chory. Zamienił zapach świerków i tundry, która utrzymała się jeszcze na tamtym terytorium na zapach starych mercedesów i fiatów. Gruchoty te jeździły tylko na tych terytoriach. Tu swoich łap nie zapuścił jeszcze Mark, więc było nędznie ale przynajmniej była wolność. Istoty nie czuły się tu jak w kajdanach. Zwierzęta łapano na bagnach i koło cmentarzy. Tu gdzie mieszkali była może rudera, ale to i tak był jeden z wygodniejszych lokum. Sierocińce budowali w co drugim mieście, na obrzeżach byli uchodźcy jak nie z obszaru Zakonu to z biduli, nie wiadomo co gorsze. Alice szła w stronę rozpadającego się kiosku a przy kanciapie stali wciąż dwaj młodzianie rozpoczynając rozmowę.

 

W pokoju, z którego przed chwilą wyszła Alice, spokój długo nie rządził. Niebieskawa kula wróciła, wpadając znów we framugi okna. Nowy przybysz cofnął się, za jego plecami stanęli Lu i Mikołaj, oboje z przerażeniem wypisującym się na twarzy, tylko twarz barbarzyńcy nie przedstawiała nic, żadnego uczucia igrającego z jego obliczem. Tym czasem czarny kontur wyłaniał się z blasku, najpierw długie odnóża z pokracznie wygiętymi wielkimi palcami zakończonymi długimi pazurami, potem bycze kopyta upadły na drewnianą podłogę, następnie czarny tygrysi pysk wyłonił się z portalu wyłaniając od razu ze swej paszczy wielkie ostre zęby, na koniec wielkie czarne nietoperze skrzydła zabiły w powietrze. Portal zniknął, a stwór rykną potężnie a z jego gardła wydobyły się zielone płomienie, zaczerniające sufit.

 

Wojownik oparł się na swym mieczu i bacznie obserwował bestie, śledził każdy ruch, który pokazywał, że stwór jest nie mniej przerażony od obecnych tu mieszkańców szczątków planety ziemi. Ale jego strach przestał grać rolę, gdy spostrzegł przed sobą rudobrodą twarz swojego odwiecznego przeciwnika, ryknął gniewnie i uderzył monstrualnym kopytem o podłoże, palce jego zamykały się i otwierały, jakby rozgrzewane przed atakiem. Gelap nie wzruszył się przedstawieniem stwora, uniósł swój wielki miecz i wymierzył ostrzem w stronę przeciwnika

 

– Odejdź stąd stworze z Nubi, krainy piekieł.

 

Szkaradna postać zaśmiała się złowieszczo, docierając do każdego ucha w promieniu trzystu metrów. Jego głos rozbrzmiał jak odległy ton, jakby wyłaniał się z podziemia.

 

– Sprowadzę tu swoją armię, ta planeta zginie razem z Tobą.

 

– Dość moich słów, niech teraz zaśpiewa mój miecz!

 

Potężny zamach wielkich ramion przeciął powietrze, w którym przed chwilą była głowa bestii, ona zaś odskoczyła i cięła swoimi pazurami lewe ramię rudego wojownika. Kolejny szybki cios miecz wyprowadzony przez barbarzyńcę przeciął skrzydło stwora, czarna maź wypłynęła na podłogę, kolejny szybki cios, czarny smok śmigną na srebrze i uderzył potwora krótką szyję odrąbując łeb potwora. Zielone płomienie za balansowały na urąbanej szyi i zgasły gdy cielsko upadło całą swoją masą na deski.

 

Nagle niebiosa się rozstąpiły, zza chmur wyłoniły się czarne, okrągłe okręty. Działa przeciw lotnicze zaczęły wyć posyłając kule w wrogich najeźdźców, ale oni też otworzyli ogień, czarne kulę nie znanej materii uderzały w ziemie. Ludzie padali jeden za drugim a chodnik słał się trupami jak liśćmi w jesienny wieczór. Krwawe ściany, upadały wznosząc tumany kurzu, przez które przenikały tylko szkarłaty krwi i języki ognia.

 

Jeżeli ktoś przetrwałby tą tragedię, jedyne co mógłby opowiedzieć, czego byłby pewien, to to, że śmierć przyszła z niebios.

 

Współautorstwo: Wika

Koniec

Komentarze

" Wiatr ciut smyrał ją po plecach więc otuliła się ciut jakimś kocykiem." Morderczo bezbłędne zdanie...

Pozdrówko.  

„Wiedziała, że tego nie lubi dlatego...” - przecinek po „lubi”.

 

„Twarz jej towarzysza przybrała dość srogiego wyrazu...” - Albo nabrała srogiego wyrazu, albo przybrała srogi wyraz.

 

„Pół mrok panujący w pokoju” - Półmrok łącznie.

 

„Już nie wiedziała ile czasu tu siedzi w tej dziurze.” - Dostawiłabym przecinek przed „ile”. Poza tym albo ile czasu tu siedzi, albo ile czasu siedzi w tej dziurze, albo ile czasu siedzi tu, w tej dziurze.

 

„Wszystko było lepsze od tego co wcześniej.” - Przecinek przed „co”.

 

„...bo będziesz nadawać jak jebane zombie. "- pomyślała.” - Bez kropki po zombie i bez spacji przed cudzysłowem.

 

„- Co tam u Ciebie nowego od tych paru minut? - bąknęła gdy jej papieros wciąż się tlił.” - Przecinek przed „gdy”. Poza tym w dialogach (i w opisach też nie), nie zapisujemy zwrotów typu „ciebie”, „ty”, wielką literą.

 

„- Oprócz tego, ze Twoje...” - twoje małą literą, literówka: że.

 

„Mogłabyś chociaż otwierać to okno, skoro przy nim palisz... - Odpowiedział lekko poirytowany.” - „odpowiedział” małą literą. Jest to „odgłos paszczą”, czyli kontynuacja kwestii mówionej, nie odrębne zdanie, które należy zaczynać wielką literą.

 

„Zamieszał trzymaną wciąż w dłoni kwadratową szklankę” - Zamieszał szklankę czy raczej jej zawartość? Może: zakręcił szklanką.

 

„Westchnął i przemówił już bez śladu irytacji.” - Tu na końcu zdania lepiej wypadłby dwukropek.

 

„...do którego nikt nigdy nie zagląda....” - wielokropek ma zawsze i wszędzie tylko TRZY kropki.

 

-Wiesz co? W tym momencie doborowe otoczenie psujesz Ty ze swoim doborowym trunkiem.-powiedziała z przekąsem.” - Kiedy stosujesz myślniki, spacja zawsze powinna być po obu ich stronach. W sprawie zapisu dialogów zajrzyj TU. Koleżanka Selena pięknie zebrała w jedno wiele ważnych rzeczy, w tym właśnie kwestie prawidłowego zapisu dialogów.

 

„"prawie cipka z niego." pomyślała i zerknęła znów za szybę.” - Prawie wielką literą, bo to początek zdania. Po niebo bez kropki. Za to po cudzysłowie przydałby się przecinek lub myślnik.

 

„Wiatr ciut smyrał ją po plecach więc otuliła się ciut jakimś kocykiem. Pierwszy raz ujrzała go na autostradzie.” - Powtórzenie. Przecinek przed „więc”. I kogo ujrzała na autostradzie? Kocyk, tak?

 

„Szły tak nawet nie długo.” - Niedługo łącznie.

 

„Mimo pedofila- wychowawcy” - tu bez spacji po myślniku. Pedofil-wychowawca.

 

„Cóż Lu była dość nietypową chrześcijanką.” - Przecinek po „cóż”.

 

Nie dojechałam nawet do połowy. Wrócę tu później. A jak doczytam do końca, ocenię również warstwę fabularną, oczywiście.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Oczywiście w końcu nie podałam linka do wątka Seleny. Tutaj.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Joseheim, dziękuję. Jeżeli chciałem przeczytać jakiś komentarz, to właśnie taki. Przynajmniej pomagasz popracować nad sobą i nad tym, by bardziej zwracać uwagę na to, co się piszę. Faktem jest jednak, że większość błędów to omyłkowo postawiona spacja, czy inne duperele. Ale dziękuję za krytykę. :) 

Jednak postanowiłam zrobić to za jednym zamachem...

 

„Nagle rozmyślania przerwał jej mocniejszy powiem wiatru” - Literówka: powiew. A może raczej „podmuch”, bo powiew występuje w kolejnym zdaniu, więc stanowi powtórzenie.

 

„fryzury zgromadzony rozwiały się na wszystkie strony.” zgromadzonych.

 

Um, nie, scena ze światłem i pojawianiem się mnie zdruzgotała, zarówno przez sposób opisania jak i gramatykę. Nie podejmuję się rozbierania jej na części.

 

„ale to i tak był jeden z wygodniejszych lokum.” - Ale to i tak było jedno z wygodniejszych loków.

 

„Działa przeciw lotnicze zaczęły wyć posyłając kule w wrogich najeźdźców, ale oni też otworzyli ogień, czarne kulę nie znanej materii uderzały w ziemie.”

Przeciwlotnicze łącznie.

Przecinek po „wyć”.

Posyłając WE wrogich najeźdźców.

Literówka: kule.

Nieznanej łącznie.

Literówka: ziemię.

 

„Jeżeli ktoś przetrwałby tą tragedię.” - TĘ tragedię.

 

Ok, drugą część naprawdę przejrzałam tylko na wyrywki. Drogi Autorze, podobnie jak w przypadku pierwszego tekstu, w tym również kuleją interpunkcja i gramatyka. Niestety, przecinki polubić trzeba, a właściwa odmiana wyrazów jest niezbędna do tworzenia sensownych zdań.

 

Co do fabuły, to odnoszę wrażenie, że złożyłeś tekst z dość przypadkowych elementów. Najpierw kreślisz złowieszcze tło dla Alice, bo tu sierociniec, jakiś facet, Lu, twarda rzeczywistość itp., itd., potem kreślisz rys całego zdegenerowanego świata, a tu nagle w kuli światła wyskakuje jakiś wojownik z mieczem i... i co? Odpiera inwazję z kosmosu? Jak się to wszystko łączy? O co właściwie chodzi? Do czego zmierzałeś? Nie wiem. Za dużo przypadkowości i chaosu, jak dla mnie.

 

Próbuj dalej, drogi Autorze. Dużo czytaj. Nie zaniedbuj tych nieszczęsnych gramatyki i interpunkcji, bo bez nich ani rusz. Musisz mieć albo dobry warsztat, by przeforsować zawiłą fabułę, ale bardzo prostą – a przy tym wciągającą! - fabułę, by dało się pominąć niedociągnięcia warsztatu. Niestety, na ten moment oba te elementy wymagają od Ciebie jeszcze bardzo dużo pracy. A zatem pracuj. ; ) I powodzenia.

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Przepraszam za nabijanie kolejnych komentarzy, ale tam wyżej miało być oczywiście "wątku" Seleny, a nie wątka. ; / (Kaja się).

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Jeżeli mam być szczery... To opowiadanie było tworzone z różnych części. Pisaliśmy je z koleżanką, ona swoję trzy groszę, ja swoje. Taka jest geneza tego utworu, dlatego tak kuleje. Wstawiłem je bardziej dla zabawy, niż dla jakieś większej "chwały". Ale po raz kolejny dziękuję za krytykę, bo dzięki temu poprawianiu zdań na pewno się czegoś nauczę. Obiecuję, że następny tekst pisany solo, będzie lepszy. Bo jednak nie chciałem poprawiać po koleżance i tak dodałem poddając korekcie tylko moje wypowiedzi. :) 

No popatrz, jak trafiłam. ; P Have fun zatem, przy kolejnej próbie. ; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Przy następnej próbię z nią, na pewno. :) Spróbuję jednak dodać coś tylko mojego, już na poważnie. :)

Joseheim wzięła na siebie w zasadzie cały trud --- przytakuję gorliwie Koleżance, Autora zaś trzymam za słowo, że przedstawi lepszy tekst.

Mam wrażenie, że autor nie przeczytał w życiu ani jednej ksiązki napisanej po polsku. Mylę się?

Nowa Fantastyka