- Opowiadanie: ElCyd91 - Stary druh Dębowa Tarcza (opowieść w odcinkach: odc 02)

Stary druh Dębowa Tarcza (opowieść w odcinkach: odc 02)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Stary druh Dębowa Tarcza (opowieść w odcinkach: odc 02)

 

Na wstępie chciałem zauważyć, że zarówno: „Wyprawa weterana” (w oryginale Weterana), jak i „Stary druh Dębowa Tarcza”, są wstępem do dłuższego opowiadania i stanowią spójną całość.

(Wstęp z: "Wyprawa Weterana.")

 

Zastanawiał się, jakie jest prawdopodobieństwo, że Wielki Mistrz i Zakon Białego Wilka udzielą mu jakiegokolwiek wsparcia w wyprawie. Ekspedycja, na jaką się porywał, mogłaby się zakończyć fiaskiem jeszcze nim opuściłaby Marchie.

 

(Stary druh Dębowa Tarcza)

Nie miał żadnej pewności czy takowe prawdopodobieństwo w ogóle istnieje. Miał jednak przeczucie. Coś podpowiadało mu, że to może się udać. Dopił swój grzaniec głębokim haustem. Podszedł do szynkwasu, odstawił kufel i wygrzebał z sakwy pemińskiego srebrnika. Wręczył go gospodarzowi wprost do ręki mówiąc:

– Świetny grzaniec, Derich. Ale dorzuć następnym razem trochę ususzonego, zmielonego goździka.

– Zapamiętam, Haill. Dokąd to już cię tak gna? – zapytał karczmarz chowając srebrnika.

– Interesy – odparł puszczając mu oko, cicho przy tym cmokając – Trzymaj się ciepło.

Derich Estchat kiwnął tylko głową w odpowiedzi. Haill wyszedł pośpiesznym krokiem. Ledwie uchylił drzwi a już przywitał go chłodny zimowy wieczór, wiatr, mróz…

-Nienawidzę zimy – zawarczał pod nosem.

Szybkim żołnierskim krokiem udał się na najbliższy urząd pocztowy. Napisał dwa listy. Pierwszy pośpiesznie, nie zważając na kaligrafie. Zaadresował go do swojej przyjaciółki, której niecodzienne zdolności mogły się okazać niezbędne w wyprawie na kraniec znanego świata. Nad drugim usiadł, pisząc go powoli i spokojnie, uważnie stawiając każdą literę i każde słowo. Ważył słowa, jak wprawny alchemik składniki niebezpiecznej mieszaniny. Pióro skrzypiało dźwięcznie, łącząc się w swym lamecie z piórami urzędników, wypełniających swoje obowiązki. Ten był przeznaczony do osoby mu znacznie bliższej, żyjącej w Leidenmarchii. Kobiety, którą kochał ponad wszystko, co było mu znane. Kiedy skończył, uważnie go przeczytał. Szukając jakichkolwiek niedociągnięć, po czym westchnął głośno.

– To będzie jakaś cholerna, tragiczna w skutkach komedia – rzekł sam do siebie, wyobrażając sobie reakcje Agnes na ten list. Nie cierpiał rozprawiać o swojej przeszłości i uczuciach… Nie był w tym dobry. Odczekał chwilę, aż atrament wsiąknie w papier, podał listy urzędnikowi. Wysypał na blat garść złotych monet wyraźnie zaznaczając, że wiadomości mają dotrzeć szybko. W Marchii urzędy pocztowe działały niezwykle sprawnie, nawet biorąc pod uwagę niedawną wojnę i chaos, jaki po sobie pozostawiła. Poza jej granicami, wyglądało to zupełnie inaczej. Jedyne, co mu zostało do zrobienia, to odnaleźć pewnego krasnoluda, Uptengara. Jego starego druha, który ponoć przebywał w Hadorze. Nie było to jednak zadaniem tak trudnym, jak mogło się wydawać. Hador był ogromnym miastem portowym, ulukowanym u ujścia Nory do Morza Gościnnego. Mieszkało w nim kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Jednak miejsc, w którym można by napotkać krasnoluda pokroju Uptengara, było zaledwie kilka.

 

***

 

Następnego poranka, Uptengar i Haill dosłownie, wpadli na siebie na placu rynkowym. Nie zauważyli się pośród tumanów śniegu, sypiących się z nieba i tłumu ludzi przemykających po rynku. Wracających po długiej zimowej nocy, do swoich codziennych zajęć. Dzieciom jedynym, pogoda wydawała się nie przeszkadzać. Radośnie obrzucały się śnieżnym puchem, skacząc, piszcząc, śmiejąc się. Biegając wszędzie w koło jak małe konie wyścigowe.

– Haill? – zapytał krasnolud zadzierając wysoko brodatą siwą głowę.

– Witaj Dębowa Tarczo. – odparł tamten, spoglądając na niego z wysoka. -Bardzo się cieszę, że cię widzę przyjacielu.

– Ja również. – odparł krasnolud, uścisnęli się jak przystało na starych druhów. – To, co Jastrzębiu? Idziemy gdzieś usiąść? Czy będziemy tu stać i czekać, aż zamienimy się w bałwany? Z twojej miny wnioskuje, że masz coś ciekawego do powiedzenia.

Haill przytaknął spokojnie, choć widać było wyraźnie jego ożywienie. Zaprosił swego przyjaciela do najbliższej oberży. Tam młody półelf, przy kuflu mocnego grzanego piwa, szybko objaśnił mu, na czym polega jego plan i dokąd zmierza. Uptegar ochoczo przystał na zachęty swego, z lekka zapalczywego druha. To wprawiło Jastrzębia w osłupienie. Nagle okazało się, że cały arsenał argumentów, jakie przygotował był zupełnie zbędny. Dębowa Tarcza, miał jeszcze do załatwienia kilka spraw w Hadorze, chciał koniecznie doprowadzić je do końca nim opuści piękną stolicę Korony Pemińskiej.

 

 

***

 

Wyruszyli o brzasku 5 lutego, jeszcze nim słońce dobrze wychyliło się zza horyzontu. Wsiedli na pokład najbliższego statku płynącego w górę Nory, przez rzekę Ede do Barmessi. Pogoda wyraźnie sprzyjała żegludze, mimo silnego nurtu rzeki „Syreni Nóż” zaciekle darł tafle wody, popychany przez silny południowy wiatr. Niebo rozpogodziło się, ukazując podróżnikom bezmiar nieskazitelnego błękitu.

– Zadziwiające. Trzeciego dmuchało z północy, silny mróz i bezchmurne niebo. Wczoraj śnieg. Ba! Dywan śniegu, ledwo własną wyciągniętą rękę było widać, niemalże bez wiatru. A dziś wieje z południa, i znów mamy czyste niebo…

– Rozpoczęła się Cyklada. – wpadł mu w słowo krasnolud, stając razem z nim na dziobie okrętu.

– A, co to takiego? – Haill nigdy wcześniej nie słyszał o czymś takim.

– Przez najbliższe dwa dziesiątki będzie wiać z południa, lub południowego zachodu. Teraz mrozy wyraźnie zelżeją. Latem zazwyczaj oznacza to duże deszcze i częste burze. Cyklada nagania całą wilgoć znad morza na ląd. Tam wilgoć skrapla się jako deszcz.

– A w zimę jako śnieg?

– Dokładnie. – odparł Uptengar– Nie występują każdego roku. Występują cyklicznie, stad ich nazwa, co trzy cztery lata.

– Nawet nie wiedziałem, że coś takiego istnieje. – zdziwił się Jastrząb.

– Młody jeszcze jesteś, niewiele o świecie wiesz. Ja nie dość, że stary już jestem, to jestem też druidem. My spędzamy całe życie na odgadywaniu tajników natury.

– No i żyjecie w celibacie.

– Nonsens. Utarty stereotyp. Druidzi też mają dzieci i to dość liczne. Tylko nasze żony ukrywają przed światem wieść o tym, że ich mężowie są druidami. Bo i z czym się tu afiszować.

– A ty masz żonę?

– Nie. Dość już mam kobiet i ran, jakie po sobie pozostawiają. – odparł krasnolud wyciągając zza pazuchy długą fajkę. Nabił ją zielem i podpalił. Z początku Haill obrócony w inną stronę zupełnie tego nie zauważył.

– Zabawne. – zauważył druid poprawiając gruby skórzany pas u spodni. – Krasnoludzkich druidów z tego, co wiem jest około setki. Rozsianych po całym świecie. A ja już myślałem, że jestem unikatem.

– Skoro ty już na to wpadłeś to znaczy, że są i tobie podobni. – do nozdrzy Hailla właśnie doleciał zapach, uderzająco podobnego do kopcącej się trawy. Obrócił się gwałtownie szukając źródła zapachu i dostrzegł swego przyjaciela puszczającego przez sumiaste wąsy strugę siwego dymu. Z lubością pykającego fajkę.

– A ja głupi myślałem, że ciało druida to świątynia nie kloaka. – rzekł po chwili.

– Wszystko jest dla ludzi młody elfie. – odparł druid puszczając przez szerokie nozdrza kolejną smużkę dymu.

– Trzeba mieć jednak mózg i rozsądek by z tego korzystać. – dodał po chwili spoglądając na niego.

– A wiesz, co jest ostatnim hitem w śród młodzieży? – zapytał elf grzebiąc w kieszonce kaftana.

– Nie. – skwitował druid, zapierając się nogą o niską beczkę.

– Cygara. – rzekł po chwili Jastrząb demonstrując krasnoludowi długie, brązowe coś, najwyraźniej zrobione z jakiegoś cienkiego papieru. Przypominało mu wyjątkowo prostą kupę. – Farendürski tytoni w bibułce. A właściwie cienkim papierze. Sześćdziesiąt srebrników za jednego.

– E tam. – machnął ręką krasnoludzki druid, po czym znów pyknął swoją ukochaną fajkę.

Uptegara, odkąd tylko pamiętał pociągał świat powierzchni i jego niezwykłe kolory. Przeciętnego krasnoluda niewiele to interesowało. Przeciętny krasnolud przy beczce piwa i pieczonym prosiaku, wolałby wydobywać z wnętrza ziemi cenne surowce, lub też płodzić kolejnych małych krasnoludów. Uptegar od początku był inny. Nie interesowały go igrzyska, próby, bijatyki za forsę. Czy też podrywanie krasnoludzkich niewiast, jak zwykli czynić jego pobratymcy. Zadawał ojcu i mentorom wiele pytań o świat powierzchni. Wszyscy wmawiali mu, że jak wyjdzie na powierzchnie to zginie, wciągnie go bezmiar nieba. Porównywali to nawet to wciągnięcia przez małolata smarka do nosa, zamiast postąpić w myśli zasady: „nie chciałeś leżeć w nosie, to leż na kamieniu”. Albo też wmawiali mu, że jak tylko oddali się od bezpiecznych gór pożre go jakaś dzika bestia, spragniona mięsistego krasnoludzkiego zadka. Kiedy raz zapytał ojca:, „Więc dlaczego żyją tam ludzie i elfy?” , Oudin, bo tak mu było na imię, poważnie już sfrustrowany nieustannym gradem pytań, odparł: „Bo są wysocy, silni a przede wszystkim strasznie tępi. Na powierzchni nie ma miejsca dla krasnoludów synu. Zapamiętaj to wreszcie.”

Któregoś dnia ojciec w końcu go zabrał, na powierzchnie by w końcu uświadomić mu, że miejsce krasnoluda jest w kopalni nie na powierzchni. W tajemnicy przed synem, kupił nawet niedźwiedzia i kilka wilków. To miało być „przedstawienie”, kilku krasnoludów i jeden z ludzkich kupców zgodzili się wziąć w nim udział. Jak to jednak często bywa, coś poszło nie tak, zaszczute głodne wilki rzuciły się na młodego krasnoluda zaganiając go i zrzucając w przepaść wprost w zimne objęcia wód Rogu Venitala, górskiej rzeki spływającej przez ziemie olgaradów i dalej wpadający do Wielkiego Jeziora Leidenmarchii.

Chłopak przeżył cudem. A bystry prąd rzeki bezpiecznie poniósł go daleko na południe, odnalazł go szaman jednego z olgarackich klanów. Nazywano ich elayvin’ekasen’unakan, co oznaczało: Słuchający Głosu Wszechmatki, byli kapłanami, zielarzami, akuszerami, nierzadko posługiwali się prostą magią, by zwiększyć siłę mikstur, które ważyli w swych ziemiankach. Szaman uleczył jego rany, otarcia, sińce i pękniętą kość ramienia. Nakarmił i zaprowadził znów do miejsca, z którego przyprowadziła go tutaj rzeka. Był milczącym przewodnikiem. Wydawałoby się, że nie umiał mówić. Kiedy się jednak rozstawali, po siedmiu dniach wędrówki, szaman ukląkł przed nim płożył mu rękę na ramieniu, po czym przemówił. Z jego wilczego, włochatego gardła, wydobył się chrapliwy głos. Intonowany charakterystycznym dla psowatych olgaradów powarkiwaniem i cichym buczeniem, wydobywającym się gdzieś głęboko z klatki piersiowej.

– Tutaj się rozstajemy, dziecko kamienia. Tam w głębi góry, w jej trzewiach, bliscy twoi, twoja rodzina. Nie słuchaj tego, co mówią o tym, co wyżej niż podziemia. Świat, co wyżej niebezpieczny, lecz nie dla druida. Ten, kto słucha, ten mądrość lasu słyszy. Kto słyszy i te mądrość pojmuje, pośród najgłębszych ciemności, ścieżki nie zgubi. – kiedy skończył mówić, wskazał mu ścieżkę w górę rzeki, gdzie miała się znajdować krasnoludzka strażnica, a dalej wrota do podziemnych tuneli. Kiedy Uptegar obrócił się by mu podziękować szaman Elayvin zniknął. Dosłownie rozpłynął się w powietrzu. Później potoczyło się już wszystko samo. Najpierw wielka radość, że wrócił cały i zdrowy, kilka lat później wielki zawód. Krasnolud został druidem. Uptegar w domu nie był już mile widziany. Został wydziedziczony, wygnany. Przygarnął go krąg elfich druidów. Szybko więc znalazł swoje miejsce na ziemi. Choć bardzo przeżywał utratę rodziny.

 

CDN…

Koniec

Komentarze

Drodzy czytelnicy/komentatorzy. Pierwotnie odcinek drugi, miał się nazywać „Szara Przełęcz”, fabularnie jednak nie jest jeszcze gotowy… Poza tym nagle okazało się, że w trakcie pracy nad nim, wyrosły mi dwie kolejne strony opowiadania. Prawdopodobnie znajdziecie tu kilka braków w przecinkach, lub też ich nadmiaru. Prawdopodobieństwo nie jest duże (tak myślę). Literówek czy błędów typu: „głupie odzienie”, nie powinniście znaleźć. 

- Tutaj się rozstajemy, dziecko kamienia. Tam w głębi góry, w jej trzewiach, bliscy twoi, twoja rodzina. Nie słuchaj tego, co mówią o tym, co wyżej niż podziemia. Świat, co wyżej niebezpieczny, lecz nie dla druida. Ten, kto słucha, ten mądrość lasu słyszy. Kto słyszy i te mądrość pojmuje, pośród najgłębszych ciemności, ścieżki nie zgubi. – (na wypadek, gdybyście uznali część przecinków za zbędne, chciałbym zauważyć, że mówi to Olgarad. Oni zwyczajnie tak się wysławiali w ludzkiej mowie, był to, więc z mojej strony zabieg celowy i świadomy)

 

Zacznę od błędów, które znalazłem w pierwszym fragmencie. Tym zająłem się dość szczegółowo, resztą sobie odpuściłem, bo błędw było za dużo. Jednakże to zestawienie powinno Ci uzmysłowaić, nad czym musisz jeszcze popracować:

"-Świetny grzaniec Derich." przed Derich przecinek. Tak jest przy każdym zwrocie do jakiejś osoby i wypada o tym pamiętać. Poniżej taki sam błąd, brak przecinka przed imieniem."

"zapytał karczmarz chowając srebrnika." wydaje mi się, że przed chowając powinien stać przecinek, ale tu nie jestem 100% pewien.

"- Interesy– " brak spacji pomiędzy 'y' i '-'

"Haill wyszedł dość pośpiesznym krokiem" okropnie niezgrabne. Albo 'wyszedł pośpiesznym krokiem' albo 'dość się śpieszył', ale nie razem.

"szczelnie okręcając się każdym rodzajem odzieży," to dopiero ciekawe...

"-Nienawidzę zimy- zawarczał pod nosem." brakuje spacji przy myślnikach.

"Szybkim żołnierskim krokiem, udał się na najbliższy urząd pocztowy." niepotrzebny przecinek.

"Pierwszy, pośpiesznie nie zważając na kaligrafie." jeśli już, to przecinek powinien po pośpiesznie.

"do swoje przyjaciółki" literówka, brakuje 'j' przy swojej.

"skutkach komedia. – rzekł sam do siebie." niepotrzebna kropka po 'komedii'

"rzekł sam do siebie. Wyobrażając sobie reakcje Agnes na ten list." a tę kropkę zamieniłbym na przecinek, całość brzmiałaby dużo lepiej.

"podał je urzędnikowi." do czego odnosi się to je? jeśli do papieru, to powinno być 'go', bo innego podmiotu nie wiedzę. Można się domyślać, że chodzi o listy, ale te stały tak daleko, że należałoby je przypomnieć, bo w przeciwnym wypadku zdanie wydaje się pozbawione sensu.

"Nie było to jednak zadaniem tak trudne" coś nie zagrało z odmianą. Albo "zadanie tak trudne" albo zadaniem tak trudnym".

"rozłożonym u ujścia Nory do Morza Gościnnego." a kto je rozłożył? lepiej położonym, umiejscowionym, ulokowanym itd.

"Jednak miejsc, w którym" w których, skoro tych miejsc było więcej, niż jedno.

 

To by było na tyle, jeśli chodzi o pierwszą scenę. Niestety, kolejne nie są wiele lepsze, a momentami nawet znacznie gorsze i nie chodzi mi tylko o sprawy związane z niedoborami warsztatowymi. Ale po kolei:

"Haill z kolei musiał opróżnić skarbiec pobliskiego banku ze złota, które swego czasu tam pozostawił." to brzmi tak, jakby miał zamiar okraść ten bank.

"kosztowało około pięćdziesiąt srebrników na dziesiątek" co to właściwie znaczy?

"Syreni Nuż" na pewno miało to być napisane przez "u", a nie "ó"?

Najbardziej rozbawiła mnie jednak scena, w której elf odbiera złoto, jest tak absurdalna, że ociera się o groteskę. Rozumiem, że może być najemnikiem, ale pokaż mi żołdaka, który trzymałby w banku worki złota. Argumentacja, że tylko część pochodziła z żołdu, a reszta to zysk z łupów wojennych jakoś do mnie nie przemawia. Albo inflacja w tej krainie jest tak duża, że złoto jest niewiele warte, albo ten elf był bogaczem na miarę Rotschildów i zamiast szukać jakiegoś krasnoluda druida, mógłby po prostu wynająć całą armię... Nie przemyślane, przesadzone i w ogóle nie logiczne. W dodatku, jakmim trzeba być półgłówkiem, żeby brać ze sobą worki złota i dźwigać je samemu na plecach?

W tym tekście jest niestety znacznie więcej takich kwiatków. Fabuła jest raczej kiepska, ktoś zbiera drużynę, żeby wyruszyć na jakąś tajemniczą wyprawę. Nie rozumiem też, jak można zająć się na taką skalę kreacją świata (wymieniasz kilkanaście nic nieznaczących nazw miejsc, rzek itd.) a zaniedbać główny wątek fabularny. Skupiasz się na mało istotnych sprawach, dlatego całość leży i kwiczy.

Tekst do gruntowanej poprawy, tak jeśli chodzi o fabułę, świat i rządzące nim prawa, warsztat i logikę całości. Opowiadanie ociera się o grafomanię, więc długa droga przed Tobą drogi Autorze. Choć całość wzbudziła we mnie raczej śmiech, niż zainteresowanie, to doczytałem do końca i wierzę, że z czasem cość możę z tego wyjść. Także czytaj dużo dobrej literatury i pisz dalej, a każda kolejna próba powinna być lepsza od poprzedniej.

Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia!

W porównaniu z moim pierwszym wpisem na "Nowej Fantastyce" jest dużo lepiej, co do grafomnai i śmiechu. Śmiechu musi troche być. Nawet w "Wiedźminie" Sapkowskiego były takie momenty gdzie nie dało się nie śmiać. A grafomania... jak już wspomniałem wcześniej, jestem autorem-amatorem, mam do powoiedzenia dobrą historie, ale obawiam się, że bez takich niedorubek wartatowych, typu włąśnie tu brak przecinka, mała literówka... Nigdy nie słynolem z "nieomylnego pióra", i zapewne długo jeszcze nie zasłyne. Niestety nie mam wokół siebie gromady biegajacych w koło speców, którzy kontrolowali by mnie na bierząco. Albo ja bym im gadał co ślina na niesie, a oni by z tego robili historie jak np. Christopher Paolini. 

Dobra. Nie ma co. Wracam do starej konwencji, bo widze, że z tego kombinowania tylko się bólu głowy nabawie. Nie ma sensu tak sztucznie wydłużać tytułu. 

Tak, humor w opowiadaniach jest jak najbardziej wskazany, ale wtedy, gdy jest zamierzony, a nie, gdy konwencja i konstrukcja świata wywołują śmiech. Tu nie chodzi o to, żeby się nad kimś pastawić, po prostu, drogi Autorze, musisz zrozumieć, że, mimo iż mamy do czynienia z fantasy, to nie wszystko można zawrzeć w takim opowiadaniu. No chyba, że przyjmiesz jakąś na wskroś prześmiewczą konwencję i napiszesz humoreskę, lub satyrę naśmiewającą się z gatunku, jako takiego. Jednak to opowiadanie nie wygląda na takie, toteż pokazałem Ci, co moim zdaniem, powinno zostawić przemyślane/zmienione, żeby całość nabrała wartości.

 

Większość tu piszących to amatorzy, więc to żaden argument obronny. Zamiast się tłumaczyć, trzeba zagryźć zęby i wziąć się za siebie, to daje dużo lepsze efekty, niż szukanie dla siebie usprawiedliwień.

 

Pozdrawiam

Wiem, wiem. Ja doskonale wszystko rozumiem. Choć przyznam że lekko w siebie zwątpilem po Twoim ostatnim komentarzu dorgi Coldzie. Nie uznałem go bynajmniej za obraźliwy, był nawet pocieszjący. Widze poprostu, że był to kiepski pomysł. Wróce poprostu do starej konwencji. Ta jest bardziej kombinowana, myślałem, że będzie dobrze. Ale widze, że pomysł był poprostu kiepski. Potrzebowalem by ktoś to zwerywikował ktoś kto się na tym zna i ma "oko" na szczegóły... tak jak z tym bankiem dla przykładu. Choć to już nie był taki znowu szczegół. Pokazujac to publicznie byłem gotowy na taką małą... "chłoste"

Bynajmniej się nie gniewam, ani nie załamuje. "Zgryzam zęby" i biore się do dzieła. :)

Dzieki i pozdrawiam.  

Lepiej niż poprzednio, znacznie lepiej. Posługujesz się lepszym językiem, opisy są ciekawsze, acz nadal masz problemy z interpunkcją. Jest też kilka paskudnych błędów, jak: „w śród”, ale już Clod znalazł wcześniej usterki i Ci je, Autorze, pokazał.

Spodobał mi się pomysł przybliżenia postaci, z wprowadzeniem fragmentu ich historii, ale krasnolud indoktrynowany przez Anubisa pozbawionego boskiej mocy mnie powalił. Aczkolwiek to Twój element świata, i w żaden sposób nie nakłaniam CIę do zmiany. Nigdy nie rozumiałem po prostu wprowadzania zwierzęcych humanoidów.

Lecz niestety nie ma w tym „odcinku” żadnej akcji, a przydałoby się troszkę. Proponowałbym połączenie historii i jakiegoś postępu w fabule. Bo tutaj mamy do czynienia jedynie z retrospekcją.

Pozdrawiam,

ja.

To olgarad. Poprostu stwierdziłem, że będzie oreginalnie zrobić "wilkołaka", który mimo wyglądu bestii jest bardzo ludzki. W moim świecie z racji siły i inteligencji olgardowie uważają sie za... takich... strażników porządku i równowagi tak to nazwijmy. Nie chodzi o to, że ładują się w każdą wojne ludzi, elfów czy krasnooludów. Chociaż... co ja się tu będę rozpisywał, wyjaśnie w opowiadaniu. Kawałek po kawałku. 

Albo zrobie jeszcze inaczej... wymieszam starą konwencje z nową. Będzie i akcja, przyśpiesze w ten sposób też fabułe... A nowasza knwencja będzie taka bardziej opisowa, przemyślenia postaci ich opisy, historia itd...  

Clod zrobił, co zrobił, więc ja łapankę odpuszczam. A byłoby co łapać. Wciąż interpunkcja, parę literówek (np. tytoni zamiast tytoń), parę niezręczności językowych (np. wręczanie do ręki, lol) jest. Pracuj dalej nad warsztatem, ale to bardzo dobrze, że starasz się uczyć ; )

 

Powiem więc tylko, że ten tekst mnie raczej nie zainteresował. Niestety ze wstępami do wydarzeń często jest tak, że trzeba parę rzeczy powiedzieć, nim zacznie się coś dziać... Ale też trzeba się za wszelką cenę starać, by złowić czytelnika na haczyk, by rzucić mu choć obietnicę tego, co może się później rozwinąć.

Tutaj jest dla mnie za dużo użalania się nad sobą, cięzkie dzieciństwo i okrutne kobiety, które zadają rany. No, to niestety za mało, żeby mnie wciągnąć. ; P

 

Powodzenia przy dalszych próbach!

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Pogoda wyraźnie sprzyjała żegludze, mimo silnego nurtu rzeki „Syreni Nóż” zaciekle darł tafle wody, (...). ---> przecież to można napisać na przykład tak: Silny południowy wiatr sprzyjał żegludze, "Syreni Nóż" raźno ciął dziobem przeciwny nurt rzeki / raźno posuwał się pod silny prąd rzeki (...). Od zaciekłego darcia tafli wody zęby mogą zaboleć, bo zaciekłość to stan psychiczny, a statek nie jest człowiekiem, darcie to trwałe rozdzielanie jakiegoś materiału na części, a wody rozedrzeć się nie da, tafle to liczba mnoga, a rzeka jest jedna. Przy okazji uwaga o ważności "ogonków": gdyby ciął dziobem taflĘ wody, nie było by się czego czepiać...

Najpierw jasno, prosto i bezbłędnie, potem z ozdóbkami.

Reszta uwag brzmiałaby bardzo podobnie do uwag moich poprzedników.

Cóż mam dwie opcje... albo się uczyć, albo sobie oduścić. A najwyższy czas w końcu coś wydać. :D Do wydawania jescze daleko zwłaszcza przy takich  bykach, zdaje sobie z tego sprawe ale jakoś trzeba się motywować. :)

Uczyć się, uczyć! Bez kapitulanctwa proszę!

 

Kapitulacja nawet mi przez myśl nie przeszkła. :D 

Nowa Fantastyka