- Opowiadanie: Rand Erb - Moneta niema. (szort)

Moneta niema. (szort)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Moneta niema. (szort)

Pierwszym co poczuł był przeraźliwy ból głowy. Został wybudzony jako pierwszy z całej załogi, trzy dni przed wejściem na orbitę Sinope, jednego z satelity Jowisza. Mieli się za nim chować, aż do spodziewanej chwili kontaktu. Qiunlingowi wydostanie się z komory hibernacyjnej zajęło około godziny. Przez kolejne dwie powoli odzyskiwał swoją sprawność fizyczną. W międzyczasie połączył się z AI nadzorującą lot i założył swoje okulary robocze. Pierwsze użycie wczepki po tak długim okresie hibernacji jedynie wzmogło ból głowy, więc bez wyrzutów sumienia zaaplikował sobie małą dawkę łagodnego leku przeciwbólowego. AI przesłała mu aktualne raporty na temat stanu Leinstera. Ostani pochodził z 18 maja 2086 roku. Odebrał go i od razu rzucił sobie na siatkówkę. Przyglądał się długim tabelom, bezwiednie zaciskając i rozluźniając dłoń aby poprawić krążenie. Wyglądało na to, że statek nie ma większych uszkodzeń, a jeśli pojawiały się jakieś usterki AI radziła sobie z nimi nad wyraz dobrze. To było bardzo pocieszające.

Qiunling zdążył już rozgościć się na mostku kiedy otrzymał informacje, że wybudzeni zostaną kolejni członkowie zespołu. Pierwszy na mostku zjawił się inżynier pokładowy, Steven Pinker. Młody chłopak o jasnych włosach i roześmianych oczach. Takiego ze szkoleń przynajmniej zapamiętał go Qiunling. Teraz wydawał się po prostu szary i zmęczony, bardzo zmęczony. Być może była to tylko kwestia hibernacji.

-Komandorze… – powiedział nie za bardzo wiedząc od czego zacząć.

-Daruj sobie wstępy i uruchom wczepkę. Prześlę ci raporty…

-Tak jest. – Pinkerowi nie zajęło dużo czasu zapoznanie się z obecnym stanem technicznym Leinstera.

– Niedługo będziemy na miejscu, komandorze. Co dalej?

– Nie wiem. Wygląda na to, że będziemy musieli na nich zaczekać. – Qiunling nie widział jak ma odpowiedzieć na to pytanie. Instrukcje były jasne i klarowne, ale prawda była taka, że będą musieli improwizować w zależności od tego z czym się zetkną.

– Możemy ich nie zauważyć, prawda komandorze?

– Słucham?

– Chodzi mi o to jak ich rozpoznamy. Nie wiem kompletnie nic oprócz tego, że powinni się zjawić mniej więcej w tym miejscu, ale czego mamy się spodziewać? Statku takiego jak nasz?

– Nie mam pojęcia, Pinker.

– Nie boi się pan? – młodzieniec spojrzał na swojego dowódcę wyczekująco. Jego oczy, teraz schowane za cienkimi szkłami w delikatnych, drucianych oprawkach, dalej nie odzyskały dawnej radości. Wyrażały niepewność i strach. Qiunling widział to wyraźnie i widział, że nie doprowadzi to do niczego dobrego.

– O co ci chodzi, Pinker?

– To jest inna cywilizacja, która przewyższa nas technologicznie. Z pewnością nie są z układu słonecznego, są z daleka. Bardzo daleka. Po co tu lecą? Co jeśli przed nami pojawi się Hernán Cortés? Tak na Ziemi wygląda historia kontaktów dwóch odmiennych cywilizacji. Skąd pewność, że teraz będzie inaczej?

– Przestań panikować, Pinker – odpowiedział Qiunling, siląc się na rozbawiony ton. – Mamy instrukcje na każdy scenariusz. Poradzimy sobie.

– Nie byłbym tego taki pewny. Mamy lingwistę na pokładzie, ale czy to wystarczy żeby się z nimi porozumieć? Możemy ich nie zauważyć tak samo jak my możemy pozostać nie zauważeni przez nich.

– Będzie musiało wystarczyć.

– Lecimy w ciemno, prawda? – Na to pytanie Qiunling nie odpowiedział od razu. Prawdę powiedziawszy wiedział nie wiele więcej niż jego rozmówca. Cała te wyprawa była desperackim aktem. Wysłani zostali za sygnałem radiowym, o którego treści nikt nie był do końca przekonany, ale postanowiono zaryzykować. Jeśli w Układzie Słonecznym miała pojawić się obca cywilizacja, ludzkość chciała wyjść jej naprzeciw z podniesioną głową.

– Musimy robić co do nas należy. –mruknął jedynie komandor.

Inżynier westchnął tylko w odpowiedzi. Widać było, że targają nim wątpliwość, których Qiunling nie umiał rozwiać. Trudno określić czy mogło to jakikolwiek sposób wpłynąć na powodzenie misji. Siedzieli na mostku pogrążeni w ponurym milczeniu, czekając na wybudzenie reszty załogi. Komandor podał sobie następną dawkę leku przeciwbólowego. Pinker wyciągnął z kieszeni małą monetę i podrzucił. Obaj skupili się teraz na obserwowaniu jej lotu w nieważkości.

– Co to jest?– spytał w końcu Qiunling.

– Prezent… Od narzeczonej – mruknął inżynier, wpatrując się wirującą powoli przed nim monetę.

– Tęsknisz? – Qiunling dopiero po chwili zdał sobie sprawę z niedorzeczności tego pytania i tego jak idiotycznie ono zabrzmiało. Nie otrzymał odpowiedzi.

– Jeśli wrócimy zobaczę się z nią za jakieś trzy lata.

Komandor nie wiedział co ma powiedzieć. Przygniotło go to „jeśli.” Miał stanowić trzon tej załogi i dbać o morale, a teraz sam zwątpił. Pierwszego kontaktu miała dokonać grupka przestraszonych, pełnych wątpliwości i onieśmielonych naukowców. Reprezentacja ludzkości.

– Wrócimy –mruknął patrząc na inżyniera, a na jego ustach pojawił się cień pocieszającego uśmiechu.

– Mam nadzieję – odpowiedział Pinker i schował monetę do kieszeni.

Koniec

Komentarze

Witam. Na początek kilka wpatrzonych przeze mnie przecinków na początek:

„Pierwszym co poczuł był przeraźliwy ból głowy” - przecinek przed był.
„bezwiednie zaciskając i rozluźniając dłoń aby poprawić krążenie” - przecinek przed aby.
„Możemy ich nie zauważyć tak samo jak my możemy pozostać nie zauważeni przez nich.” - przecinek przed jak.

Elementem tego krótkiego opowiadanka, który mis ię bardzo spodobał, była nieważka moneta, która wirowała w mojej wyobraźni. Niestety całość nie jest jakoś specjalnie odkrywcza, ani interesująca. Całość skałada się praktycznie z jednego dialogu, niewiele tutaj opisów. Niewiele fabuły.

Aczkolwiek podoba mi się sposób przedstawienia postaci, których charaktery zostały zgrabnie ukształtowane.

Pozdrawiam,

ja.

Tyle, że brzmi to jak wstep, a ja jestem ciekawy co się działo, jak już spotkali tę obcą cywilizację.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Myślałam, że będzie o kradzieży w muzeum, tylko znów z serii niefortunnych ;).

Nie wciągnęło mnie, ale znana jestem z niechęci do kosmosu, więc moje zdanie na temat można potraktować z przymrużeniem oka.

całkiem niezłe jako wstęp do czegoś większego

Dziękuje za komentarze. Szort był pisany bardzo szybko na konkurs studenciackiej gazetki i raczej nie doczeka się rozwinięcia w dłuższą formę, a z tą, muszę przyznać, mam problemy. Brakuje siły żeby przekroczyć 10 stron maszynopisu, bo opowiadanie zaczyna mi się nudzić i znajduję ciekawszy temat. Ten szort potraktowałem raczej jako ćwiczenie na rozruszanie pióra i chyba nie wyszło najgorzej...

Modne było kiedyś powiedzenie: nie jest źle, ale jeszcze nie jest beznadziejnie.

Ratuje Ciebie tylko przyznanie, że spieszyłeś się. Szczere wyznanie winy łagodzi wymiar kary... :-)

Wyszła Tobie notatka o tym, co chciałbyś napisać. Dlaczego temat zaczyna Cię nudzić? 10 stron to niewiele. Przełam się.

Autorze, zdaje się, że wiem, co czujesz! Musisz znaleźć swój własny temat, coś, co Cię naprawdę wciągnie. Przyanjmniej ja tak miałem. Przynajmniej ja tak miałem. Jeszcze w liceum usiłowałem pisać, ale też nie mogłem skończyć niczego dłuższego: kończyły mi się pomysły lub temat nudził. lub wymyślałem coś nowego, jeszcze lepszego. Potem zarzuciłem pisanie na bardzo długo, a potem odkryłem mitologię Słowian. Może Ty też musisz znaleźć swojego "konika"? ;)

 

Co do samego opowiadania: budzi zaciekawienie. Samo w sobie traktuje tylko o boawach przed nieznanym, o strachu i tym, jak ludzie próbuja sobie z nim radzić. Ale jest tego za mało, by wciągnąć na poważnie. Pociągnięcie akcji przez dłuższy czas, bez pojawienia się kosmitów (albo może zasygnalizowanie czytelnikowi w dyskretny sposób, że oni już się pojawili, a tylko bohaterowqie nie zdaja s0obie z tego sprawy?) mogłoby dać bardzo ciekawy thriller...

Nowa Fantastyka