- Opowiadanie: Pieniek - Nośnik pamięci

Nośnik pamięci

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Nośnik pamięci

-Mam dość zbierania tych pieprzonych artefaktów – zdanie to kołatało w głowie Siergieja na długo przed tym, zanim wylądował w barze "100 radów". Powtarzał je bez przerwy, od kiedy tylko zakrwawiony, umorusany błotem, wydobył jakiś błyszczący kamień, którego przeznaczenia nawet nie znał. Wiedział jednak, że w zonie są ludzie gotowi zapłacić za niego niezły szmal. Ryzykował więc zdrowiem, życiem (i stanem swego nadwerężonego kombinezonu) by tylko zarobić trochę kasy i przeżyć następne dni, do czasu aż ktoś zleci kolejną misję w strefie. No właśnie, najwyższa pora się trochę porozglądać, włożyć co trzeba komuś do kieszeni, i dowiedzieć się, gdzie teraz dzieją się najciekawsze, najlepiej płatne akcje. Najważniejsze, że artefakt sprzedany – Siergiej w spokoju mógł poświęcić się swojemu ulubionemu zajęciu, czyli płukaniu gardła przy pomocy najlepszego, przy okazji anty-radioaktywnego środka – ukochanej wódeczki. Wlewając w siebie kolejne szklanice, mieszając je z energizerem, czuł euforię i satysfakcję, jaką dana mu była ostatnio chyba gdy obcował z kobietą, a właściwie dziewczyną, na żniwach na południu. Teraz nie ma ani żniw, ani dziewczyn, ani nawet południa, wszystko po kurewsku trafił szlag.

Picie wódki w zonie, zresztą jak picie wódki w ogóle, niesie w sobie spory aspekt integracyjny. Niczym średniowieczna śmierć, tańczy i zrównuje stany, nie bierze pod uwagę rankingu stalkerów, tylko osobisty stosunek, a przede wszystkim miłość do niej. Siergiej wódkę kochał, co stawiało go w rankingu dość wysoko. Umiał się także nią dzielić, nie tylko, gdy mógł coś za nią zyskać, ale tak po prostu, z miłości do ludzi, świata i innego tałatajstwa. Trafił na bardziej pijanego od siebie, i stwierdził, że przepicie sporej części wypłaty tylko zmotywuje go do bycia lepszym stalkerem.

Zapoznany przy okazji kieliszka Włodia był cichym, mało znanym poszukiwaczem przygód w zonie, sam jednak dużo wiedział o wszystkich. Warto było się z nim napić choćby dla zasady, tak jak ludzie na zachodzie czytają gazety z informacjami, które nie dość, że ich nie obchodzą, to jeszcze nic z nich nie rozumieją. Tymczasem Włodia ma sporo do powiedzenia o strefie, i jeszcze jest naprawdę sympatycznym kolesiem, któremu nawet w normalnych warunkach Siergiej postawiłby kolejkę. Tymczasem Włodia zaczął monolog:

-Pora zerwać ze strefą, wracam na wieś, nie mam po co żyć, zaciukają mnie prędzej czy później, pierdolę to.

-Włodia, ale co ty mówisz, w strefie jest jak jest, trzymaj się głównych dróg i nikt ci nic nie zrobi, chyba że na anomalię trafisz. Nic nie zmienisz, nawet choćbyś chciał.

-Mylisz się Siergieju, a tak, polej, polej. Zona zawsze była tajemnicą, ale ostatnio daje za bardzo w duszę.

-Ale o czym ty mówisz (Zdrówko!)?

-Ano, a o wyprawie sześciu słyszałeś?

-Nic a nic, opowiadaj.

-Przyszedł tu kiedyś jakiś obcy, ani gość z baru, ani z nikt z Powinności, czy innej mafii, po prostu jakiś koleś wszedł ot tak, o dziwo albo jakąś magię miał w sobie, albo inny dryl, ale nikt go ani nie ruszył, ani nie zaczepił, kasy miał tyle żebyś się zesrał na sam widok. Zresztą ciesz się, że cię nie było, już byś nie żył. Dał zlecenie na podziemne jaskinie. Miał tam być jakiś rzadki artefakt, który przybliżyłby odkrycie tajemnicy Zony. Powiedział tylko: nie gwarantuję powrotu, nie gwarantuję że przeżyjecie, nie gwarantuję wam nic poza jednym – jeśli przyniesiecie mi to, czego potrzebuję, do końca życia możecie zapomnieć o zonie. Starzy stalkerzy olali go, nie wiem czy z braku sił czy może raczej zaufania. Ale znalazło się sześciu, którzy się zdecydowali pójść, nie mieli nic do stracenia a dużo do zyskania.

-I co, udało im się?

-Nie wiem, ale chyba nie. Nie było ich trzy dni, wrócili tu; nie rozmawiali ze sobą ani z nikim innym, urżnęli się tylko w trupa. Tego zleceniodawcy też już nie widziałem więcej.

-Czyli generalnie to musiał być jakiś wałek?

-No właśnie też tak wszyscy myśleliśmy. Tylko, że dwa dni temu wojsko znalazło ciała trzech z nich, były w stanie idealnym za wyjątkiem jednego szczegółu – mieli ucięte głowy, które ktoś najwyraźniej ze sobą zabrał.

-O boże, poważnie?

-Dokładnie tak, trzech zabitych, bez głów, trzech jeszcze żyje bądź nie, z nikim się nie kontaktują, ogólnie sprawa jest bardzo poważna.

-Myślisz, że to konkurencja ich wykańcza?

-Tego nie wiem. Kimkolwiek był ten człowiek, który ich tam wysłał, ich życie obchodzi go niewiele więcej niż los zdechłego psa na drodze.

Drzwi do baru otworzyły się szeroko, wtoczył się pijany stalker i natychmiast puścił kolorowego pawia na posadzkę. Poszukiwacze odsunęli się z obrzydzeniem, ale takim nieznacznym, wszak gorsze rzeczy widzieli już walcząc z mutantami – ludzką fizjologię dało się tolerować trochę bardziej. Siergiej odsunął się również, ale Włodia podbiegł, ocucił kolegę, a w jego oczach rozbłysły dwa ogniki:

-Gienka, o boże, ty żyjesz!

-Co to za życie, polują na mnie, po co ja się tam pchałem, po co, po co!

-Co się tam stało, mów, ale szczerze?

-Nieeeeeeeeeeważne, nie, nie mogę ci powiedzieć – tu nastąpiła przerwa na olbrzymiego pawia – są w zonie rzeczy, których nie zrozumiesz ani ty, ani ja, ani nawet Monolit. Biblia kłamie, piekło jest tu, na ziemi. Nie dam rady z tym żyć dalej, to jest silniejsze od nas wszystkich.

Gienka wyjął pistolet, którego jakimś cudem nie zatrzymali mu przy wejściu, i strzelił sobie w serce. Odgłos wystrzału na chwilę zagłuszył drętwą muzykę z barowego magnetofonu. Umilkły rozmowy. Na podłodze leżał martwy stalker, którego umysł nie był w stanie udźwignąć tajemnicy zony.

Pochowano go od razu, ekwipunku zbyt dużo nie miał, porozdawał go wcześniej przypadkowo napotkanym osobom. Zakopano go przy wejściu do bazy, miejsce w środku jest zbyt cenne, nawet najwięksi wojownicy areny na nie nie zasłużyli. Nocne patrole odstraszały psy i mutanty zbliżające się do kopców. Mimo tego, gdy rano Siergiej z Włodią poszli obejrzeć grób, był on rozkopany. W środku były zwłoki Gienki i innego stalkera. Ale bez głowy.

To prawda, strefa była dziwnym miejscem. Owszem, wszystko mogło się tu zdarzyć i nikt za bardzo się niczemu nie dziwił. Nikt jednak dotychczas nie mordował stalkerów z premedytacją, a już na pewno nie w taki quasi-rytualny sposób. Komuś chodziło o ich głowy – ale komu? Kto, jak kto, ale Indianie skalpujący przeciwników nie zamieszkiwali terenów byłego ZSRR, tylko zupełnie inny kontynent. Faktem jest, że od czasów tej afery stalkerzy bali się podejmować nowe misje, a o czymś takim jak wyprawy do Mózgozwęglacza czy zabicie Striełoka (tak tak, ten nawiedzony Naznaczony ma jakąś obsesję na jego punkcie) w ogóle zapomniano. Sprawa wydawała się beznadziejna, aż pewnego dnia wydarzył się incydent. Przejeżdżający przez terytorium Powinności transporter nie zatrzymał się do kontroli, zgodnie z procedurami został ostrzelany, załoga zginęła. W trakcie inspekcji odkryto izolowaną skrzynię, głęboko schowaną pod plandeką. W skrzyni były dwie ludzkie głowy, jedna należała do Gienki, druga do innego uczestnika tamtej wyprawy.

Analityczny umysł Siergieja próbował rozłożyć całą tą układankę na części i jakoś ją zrozumieć. Bez wątpienia komuś zależało na zabiciu stalkerów z tamtej wyprawy, a przynajmniej na ich głowach. Ale czy chodziło o dowód zabójstwa, znak, czy rytuał – tego na chwilę obecną nie sposób było ustalić. Z drugiej strony, jeśli komuś zależało na tych głowach, musiał mieć do dyspozycji sprzęt laboratoryjny, albo jakąś lodówkę do ich przetrzymywania. To kierowało tropy na pobliskie laboratorium, formalnie było ono nieczynne, ale wciąż pracowali tam chemicy-pasjonaci. Poza tym, idąc tropem zleceniodawcy, tylko oni mogli zaoferować sporą kasę za dziwne, pozornie niepraktyczne artefakty. Mieli kontakty w całej Europie, istniało wiele organizacji, niekoniecznie formalnych, gotowych zapłacić każde pieniądze za to, zażądają. Siergiej wiedział już, gdzie rozpocząć poszukiwania.

Najlepiej wybrać się było do laboratorium późną nocą. Ich amatorskie, wynajęte straże pójdą już spać, teren zaś będzie dużo łatwiejszy do spenetrowania. Cóż, o swoją głowę będzie się trzeba martwić nawet bardziej niż o swoje jajka, ale Siergiej lubił wyzwania. Byłoby łatwiej gdyby to było zlecenie, i ktoś obiecałby kasę z góry. Niestety, jedyną nagrodą była możliwość przybliżenia się do tajemnicy Zony. W sumie zawsze coś, może to właśnie on zostanie bohaterem strefy.

Drzwi do laboratorium były chronione magnetycznym zamkiem, próba ich sforsowania zakończyłaby się porażką. Laboratorium nie miało okien, co jeszcze bardziej utrudniało zadanie. Na szczęście Siergiej przypomniał sobie, że ładnych parę miesięcy temu ktoś zlecił misję tropienia cieniokrzewów, tajemniczej rośliny-samosiejki. Dziś rosły one na polu przy laboratorium, a drzwi do szklarni, w których dojrzewały, wydawały się być dużo mniej chronione niż wejściowe.

Siergiej napiął bark, włączył osłony egzoszkieletu i siłą swego ciała stłukł szklane drzwi. Brzdęk szkła zaalarmował naukowców, na szczęście strażnicy nie byli już obecni, inaczej spadłby na niego grad kul. Popędził do komory kriotonicznej, tam musiała znajdować się odpowiedź na nurtujące go pytania. Pomieszczenie z komorą zawierało dwa ciała, jedno kompletne, drugie bez głowy. Brakująca głowa, stymulowana kroplówkami, systemem diod była podłączona do komputera. Zapisywały się na nim urywki wspomnień z wyprawy martwego stalkera, w postaci obrazów i dźwięków. Głowa, a dokładniej to, co z niej zostało po nacięciach odsłaniających mózg, sprawiała wrażenie całkowicie samodzielnego bytu, mającego w pogardzie zonę, śmierć, niebo i piekło.

Siergiej dopadł laboranta:

-Co ty sukinsynu robisz, dlaczego mordujesz stalkerów?

-Ci stalkerzy to tylko pionki, poznali ważny fragment tajemnicy zony, ale wywołało to u nich taki szok, że nie mogli przekazać tego dalej. Często w wyniku stresu następuje wyparcie wspomnień, stalkerzy nie potrafią sobie bezpośrednio przypomnieć, co widzieli ani co robili. Jedyną metodą jest odzyskać to prosto z ich mózgu. Niestety, współczesna encefalografia nie potrafi robić tego bezboleśnie. Konkretnie chodzi o to, że odcinamy głowy, po czym intensywnie je skanujemy na obecność wszelkich bodźców. To taki nasz nośnik pamięci, niczym się nie różni od pendrive'a.

-Czy to usprawiedliwia mordowanie stalkerów?

-Jeśli ma to nas przybliżyć do rozwiązania zagadki zony, jestem gotów zabić dużo więcej niż sześciu kotów.

Laborant wykorzystał chwilę nieuwagi Siergieja i rzucił się do ucieczki. Schowany za półką, wyjął pistolet i strzelił na oślep. Kula mocno zraniła Siergieja, całe życie stanęło mu przed oczami, szczególnie okres naddnieprzańskich żniw. Ból przeszył cały jego bark, amortyzacja zapewniana przez skafander była daleko niewystarczająca. Odstrzelił laborantowi głowę, nie troszcząc się bynajmniej o to, czy z mózgu da się po śmierci odczytać jakiś przekaz. Byłoby to trudne tym bardziej, że rozbryzgał się on na wiele małych kawałków.

Zmiennicy laboranta na pewno się tu nie pojawią, zaalarmowani intensyfikacją działań miejscowych stalkerów. Pozostał jeszcze tylko jeden uczestnik wyprawy, zamrożony w komorze kriotonicznej. Choć jednemu z nich udało się uratować życie, choć on ma tu po co wracać. Siergiej przystąpił do wybudzania, wciskając zielony przycisk na konsoli.

Pawko budził się powoli, całe ciało mu drżało, ale zdawał się odzyskiwać świadomość. Zaczął ruszać kończynami, sprawiał wrażenie osoby przytomnej i świadomej. Wątpliwości budziły tylko jego oczy, białe jak śnieg. Odzyskał mowę:

-Nie wiem, kim jesteś. Puść mnie, wracam po swój artefakt, zona mnie wzywa.

-Zostań tu, nigdzie nie idziesz.

-Żegnaj, żyjecie w kłamstwie, tylko zona jest prawdą – zerwał bandaże i wybiegł z laboratorium.

-Pawko, nie idź tam, to cię zabije – krzyknął Siergiej, ale bardziej do siebie, niż by go zatrzymać. Na to było już za późno.

Zdecydowany nie mieszać się w sprawy, których nie rozumie, odpuścił. Nie gonił Pawka, jednocześnie miał dziwną wewnętrzną pewność, że on już nie wróci. Siergiej nie przybliżył się do odkrycia tajemnicy zony ani na jotę. Zaklął siarczyście i wolnym krokiem udał się do baru. Musiał się napić. I przemyć swoją ranę. Ale najpierw napić.

Koniec

Komentarze

Kurcze, takie jakieś pomieszanie bardzo fajnych zdań, z jajem i pomysłem z nijakimi...
Strasznie nierówne.
Ale klimatyczne :)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Hmmm - to nie Strugaccy, tylko chyba gra Stalker.
Nic nie zrozumiałem. Ani tego, że laborant tak szczerze mówi bohaterowi, czemu zabijają, ani tego, po co im same głowy, ani tego, że te głowy mogą być już odrobinę nieświeże (w końcu jedną wykopali z grobu, swoją drogą, gość nie mógł sobie w głowę strzelić, miałby dwie rzeczy z głowy).
No i jak bohater miał egzoszkielet (który pojawił się nagle) z osłonami, to czemu ich przy strzelaninie nie włączył? Chyba, że ten szkielet służy wyłącznie do rozbijania szyb...

Dzień dobry / dobry wieczór
Niezłe pomieszanie z poplątaniem wszystkiego. Typowe grzechy małego Kazia: to przecie fantastika, prose pana, i wszyściutko mozliwe... Przepraszam, ale inaczej tego nazwać nie można...
Czytałem i krytykowałem (w innym miejscu i czasie) tekst oparty na "Stalkerze". Lepszy nie był.
Antidotum: mniej gier, więcej literatury.

Nowa Fantastyka