- Opowiadanie: ElCyd91 - Wyprawa Weterana. (Opowieść w odcinkach)

Wyprawa Weterana. (Opowieść w odcinkach)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wyprawa Weterana. (Opowieść w odcinkach)

Hador, 3 luty 1279. Zima była niezwykle ostra w tym roku, upiorne styczniowe mrozy przeciągały się. Od dziesiątka nie ustawał silny północny wiatr. Wydawał się przenikać do szpiku kości, nawet przez najgrubsze odzienie. Porządny grzaniec i palenisko były jedynym ratunkiem z tej opresji. Haill ustawił krzesło przodem do trzaskającego w kominku ognia, grzejąc skostniałe z zimna palce o kufel gorącej herbaty z rumem i miodem. Tutaj w Marchii, był to zimą ulubiony napój rozgrzewający. Młody półelf chętnie przebywał wśród Pemińczyków. Dobrze traktowali inne rasy. Czego nie można było powiedzieć o ludziach z innych królestw, księstw i republik. Był to niezwykły naród, fascynowali go. Pracowici, wytrwali, niezwykle waleczni. Prawdziwi patrioci z odwagą i honorem prący w bój w obronie swej wolności i swego króla. Pemińska armia właśnie z tego słynęła, niesłychanej wręcz zaciętości i szarży. Chłopi i mieszczanie, bitnością szlachcie nie ustępowali. Haill służył wiele lat pod pemińskim sztandarem. Dobrze więc o tym wiedział.

 

– Nienawidzę zimy. – mruknął pod nosem, słuchając łomotu wiatru za oknami karczmy. Powoli upił z kufla pełen łyk. Z miejsca czując jak, gorący płyn, parzy język i podniebienie. „Strasznie mały ruch dzisiaj w tej karczmie…” pomyślał. Był już wieczór, ostatnie promienie słońca, kryły się już za horyzontem. O tej porze „Kulawy Kozioł” zazwyczaj pękał w szwach, a nie licząc kilku bywalców był jedynym klientem. Uchem chwytał urywki rozmów, ale nie wnikał w nie. Nie interesowały go specjalnie problemy tubylców. Skupiał się na swoich. Pociągnął z kufla kolejny, mniejszy łyk, powoli rozprowadzając go w ustach. Ciesząc się słodko-gorzkim smakiem „pemińskiego grzańca”. Już od kilku dziesiątków bezcelowo włóczył się od karczmy do karczmy. Od miasta do miasta. Nawet mimo trzaskającego mrozu. Szukał zajęcia, pracy, czegoś na czym się skupi. Nie chodziło mu o to by zdobyć pieniądze, i tak miał ich pod dostatkiem. Wtedy, gdyby miał czym się zająć i zima nie dłużyła by mu się w nieskończoność. Jego mózg nie cierpiał stagnacji. Potrzebował wyzwań, zagadek… adrenaliny. Na wojnie miał tego pod dostatkiem. To była już jednak przeszłość. Od wojny z Cesarstwem Ossen minęły już trzy lata.

 

– Trzy długie lata– pomyślał na głos, wpatrując się w płomienie tańczące po drewnianych polanach. Od paleniska biło kojące ciepło. Nie potrafił zebrać myśli, błądziły bez celu po jego umyśle, szukając jakiegoś rozwiązania. Był weteranem, dwóch ostatnich wojen w których brały udział wojska Korony Pemińskiej. Farendürskiej Kampanii przeciw hordą orków. I niedawnej wojnie z Ossen… Jednego był pewien, nigdy nie zapomni Długiego Marszu. Gdy w rok po batalii na Szafranowych Polach i śmierci Mistrza Ulmara pokonali Ocean Wartownika i tysiące kilometrów lądu, by zniszczyć znienawidzone Cesarstwo. Przebyli wodę i ląd by dokonać zemsty. Przemaszerowali całą Sembię i zmiażdżyli, każdą armie Ossen jaka stanęła im na drodze. Slawimir V i jego poplecznicy zadyndali na szubienicach, ku wielkiej uciesze gawiedzi ze Skowy, stolicy Cesarstwa. Nie wiązał z tamtymi czasami zbyt miłych wspomnień, zresztą, jakie wspomnienia mogła pozostawić po sobie wojna? Już wolałby stracić pamięć, niż wciąż budzić się w nocy z krzykiem. Tylko tyle pozostało mu z tej wojny, nie licząc niewielkiej fortuny jaką, grosz do grosza, uciułał ze swojego co miesięcznego żołdu. Policzył, że taki żołd spokojnie wystarczyłby na utrzymanie w dobrobycie żony i dwójki dzieci. Ale co mu po tym skoro nie mógł wrócić do Leidenmarchii? Nie. To wszystko było jeszcze zbyt świeże. Najpierw będzie musiał zaczekać, aż zabliźnią się rany. Kończył mu się grzaniec… i pomysły co ze sobą począć. Czuł się jak skowronek, zamknięty w ciasnej klatce.

 

Nagle coś mu zaświtało w głowie… Mistrz Ben. Farendür. Nachylił się ku ciepłym językom płomieni, łapczywie liżącymi wilgotne polana. W jednej chwili, myśli odzyskały jasność. Zmrużył powoli chłodne orzechowe oczy, składając w całość nic nieznaczące skrawki pamięci. Na południe od Mer’arellin, rozległych mokradeł zamieszkanych przez jaszczuroludzi i szerokim pasmem Gór Kallenhbor. Leżały ziemie niczyje, niezbadane, prawdopodobnie niezamieszkane. Może za tymi górami czekała go wielka przygoda? Albo śmierć. Prychnął w myślach „Lepsza śmierć, niż gnicie w tej nicości. I tarzanie się w własnych rozterkach.” Łyknął grzańca, chwile jeszcze się nad tym zastanawiając. Wpatrywał się w płomienie i kominkowy żar. Czując na twarzy bijące od nich rozkoszne ciepło. Zastanawiał się, jakie jest prawdopodobieństwo, że Wielki Mistrz i Zakon Białego Wilka udzielą mu jakiegokolwiek wsparcia w wyprawie. Ekspedycja na jaką się porywał, mogła by się zakończyć fiaskiem jeszcze nim opuściła by Marchie.

 

CDN…

Koniec

Komentarze

Drogi Autorze, skorzystaj z możliwości edycji tekstu, którą znajdziesz w swoim profilu, aby dodać akapity. Mało kto da się skusić na zwarty blok tekstu.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

czyli mam to skrucic?

Nie, teraz jest ok. ; ) Wcześniej nie było podziału, wszystko leciało jednym ciągiem.

 

...a "skrócić" pisze się przez "ó". ; /

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Wiem w klawiaturze mi się cos poprzestawiało np. zamiast „z” pisało się „y” i na odwrót. Co do tekstu wstawionego powyżej, przepraszam za jego układ, jeszcze nie do końca wychwyciłem ja działa tutejszy edytor.

Wiem w klawiaturze mi się cos poprzestawiało np. zamiast „z” pisało się „y” i na odwrót.

 

Wciśnij i przytrzymaj chwilę lewy ctrl + lewy shift. Powinno pomóc.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Faktycznie poskutkowało. Zapomniałem o tym. Dziękuje.


Poprzestanę na dwóch cytatach, ponieważ na przepisywanie całości i pokazywanie palcem każdego po kolei błędu trwało by chyba do północy.

Zima [,-] była niezwykle ostra w tym roku, upiorne styczniowe mrozy i nieustające od tygodnia silne wiatry przegryzały się przez nawet najgłupsze odzienie. Pijąc w skórę i mrożąc szpik w kościach na lodowe sople.

Najgłupsze odzienie? Jedyna rada: poszukać mądrego odzienia. Przegryzały się? Hm. Może przenikały? Pijąc w skórę? No, może to jakiś zwrot, charakterystyczny w Twoim środowisku. Mrożąc szpik w kościach na lodowe sople. To znaczy, krótko mówiąc, uśmiercały nieodwołalnie. A może miałeś na myśli frazeologizm: przenikały do szpiku kości? Jeśli tak, nie należało go modyfikować, bo po pierwsze tego się z frazeologizmami nie robi (zwłaszcza, gdy się nie potrafi), po drugie zaś z modyfikacji często wynikają śmieszne bzdury.

Pemiński żołd [,-] dla najzwyczajniejszego ochotnika był prawie dwa razy wyższy niż w jakimkolwiek innym z Smebijskich krajów. Wystarczył [,+] by utrzymać [,-] we względnym dobrobycie [,-] żołnierza i jego rodzinę. Korona sowicie wynagradzała walących (kogo??) w jej obronie. Jego myśli bezcelowo błądziły po pustce umysłu, niczym dziecko we mgle.

Zacznę od pytania, czy ostatnie z zacytowanych zdań też dotyczy żołdu. To znaczy, czy te myśli, błądzące bezcelowo niby dziecię we mgle, należały do żołdu.

Nie do żołdu, lecz do Hailla? No popatrz, jaki jestem domyślny...

Autorze, podmiotów nie mieszamy ze sobą, nie przeskakujemy od jednego do drugiego bez poinformowania czytelnika, że teraz mowa nie o żołdzie, lecz o Haillu.

Utrzymać w dobrobycie? A nie: zapewnić względny dobrobyt?

Delikatnie mówiąc: słabiutko. Straszne skutki braku bliższej znajomości z językiem polskim.

Wypisałem znaczną część błędów, lecz nie wszystkiego nie zauważyłem, gdyż jestem zmęczony i nigdy nie byłem wszechmocny. A oto i one.

"wiatry przegryzały się przez nawet najgłupsze odzienie" - to „najgłupsze” odzienie jest jakimś takim kulawym epitetem.

"Tutaj w Marchii, był to zimą, ulubiony napój rozgrzewający." - chyba coś przekombinowałeś z przecinkami.

"Był to bardzo niezwykły naród." - nie jestem pewny, czy wzmocnienie słowa „niezwykły” jest potrzebne.

"Wziął łyk grzańca" - nie wiem dokąd go wziął, lecz czasownik „upił” zdaje się być właściwszym.

"Korona sowicie wynagradzała walących w jej obronie." - literówka, jak mniemam.

"Na południe od Mer’arellin(...). Leżały ziemie niczyje, niezbadane" - w tym zdaniu i w kilku jeszcze innych powstawiałeś kropki zamiast przecinków. Trochę to przeszkadza w odbiorze opisów.

"ale, bynajmniej" - tutaj przecinek powinien znajdować się przed słowem „ale”.

"Krasnolud bynajmniej nie był zaskoczony" - powtórzenie. „Bynajmniej” rzuca się w oczy.

"Raz już się okazało że to grupa zbirów a nie jego przyjaciółka" - przecinki przed „że” oraz „a”.

"Nauczyła byś" - razem się to pisze.

"Choć Krasnoludowie starali" - tutaj, autorze, krasnoludów zaznaczyłeś wielką literą, gdy w każdym innym fragmencie piszesz z małej. Taka drobna niekonsekwencja z Twojej strony.

"Szybko się okazało że miała zdolności magiczne." - przecinek przed „że”

"A Untara poświeciła" - widzę tutaj małą literówkę.

"przebyli wzburzone wody Wartownika by zmierzyć się z hordami" - przecinek przed „by”.

"Uptengar był krasnoludem druidem." - przepraszam, ale muszę to napisać: DUID! Jakoś skojarzyło mi się z krasnoludzkim druidem Pikelem wyjętym z twórczości Salvatore'a.

"Nie było by ich jednak stać musieli by" - musieliby pisze się razem.

"Był druidem nie wojownikiem." - przecinek przed „nie”. Dwa zdania później powinien być przecinek przed „których”.

Teraz już nie mam siły zaznaczać przecinków, więc skupię się na innych sprawach.

"Gdyby nie te skóry z venitali i nasza szyba" - literówka. Aczkolwiek wyobraziłem sobie szybę do pomocy. Przednie.

"się przez przełęcz to przysięgam że połamie" - połamię.

Niestety sama fabuła jest raczej uboga. Prawdopodobnie jest to wstęp do czegoś dłuższego, lecz warto to na początku zaznaczyć. Jeżeli nie - to tytuł jest całkowicie nie na miejscu.

Przed zamieszczeniem tekstu proponuję mimo wszystko odstawić go na kilka dni. Przeczytać i poprawić. Odstawić. Poprawić. I dopiero pomyśleć o publikacji.

Jeżeli jest to Twój początek w pisaniu tekstów - to nie jest zły.

Pozdrawiam,

ja.

No cóż. Jestem świerzym pisarzem i mam problemy z interpunkcją. Otrografią również. Słowo "najgłubsze" miało być "najgrubszym" to zwyczajna literówla. Jest ich jeszcze kilka z tego co widze, ale nie chce mi się tego wypisywać. To wstęp do długiej i bogatej w zaskakujące zwroty akcji opowieści. Wstawiajac ten tekst byłem gotów na takie komentarze.

Co do Uptengara, nie miałem pojęcia że ktoś już wymyślił krasnoluda druida. Twórczości Salvatore'a nie znam, choć żałuje. 

Ale musze przyznać że się pośmiałem troche. Śmiałem sie z siebie, oczywiście.Komentatorzy, pokornie dziękuje za wytknięcie mi byków i obiecuje poprawe. Rad posłucham i szybko wciele je w życie. Musze znaleźć tylko kogoś kto będzie mi to czytał na głos.  

Jak ja kocham takie literówki, śmiech na sali. No nic, muszę uważać co pisze.

Gdybym zajrzał tutaj wcześniej, też pewnie wypisałbym Ci z tekstu masę błędów. 

Musze znaleźć tylko kogoś kto będzie mi to czytał na głos. 

Są odpowiednie do tego programy. Na przykład "Iwona". Ale uwaga --- najprawdopodobniej nie poradzi sobie ze wszystkim, może "zaciąć się" na przeróżnych Hjarg'theirphang'skrlarach (ach, te piękne imiona!, nazwy własne!).

Teraz powinno być znacznie lepiej. "IVONA" okazala sie bardzo pomocna przy wychwytwaniu, zarówno błędów typowo ortrgraficznych jak i literówek. Okazała się użyteczna nawet przy interpunkcji. Nie mam jednak pewności czy pozbyłem się wszystkiego. Nie mam jeszcze "pisarskiego oka", tak to nazwe. 

Pierwsze nieśmiałe kroki, jako autor opowiadań, zacząłem stawiać 6 lat temu. Z różnym skutkiem i z różnych powodów, powracałem i porzucałem moją małą pasje. Teraz wiem jednak jak dokładnie kreować mój świat. Mam też hstorie wartą opowiedzenia. A wszystkie wychwycone błędy to jedynie dowód na to, że pośpiech jest złym doradcą. 

Przy okazji --- Autorze, pamiętaj o pisowni tytułów...  Co to jest, że tak cyklicznie publikuowane są teksty opatrzone tytułami z kropką na końcu? A z treści opowiadanka nie wynika, iż bohater nosil przydomek "Weteran". W samym  tytule dwa rażące błedy. Niestety, nie do przyjęcia. 

Pozdrówki.

2/6

 

Ja tylko nadmienię, że IVONA to fenomenalny wynalazek! Teraz już nie muszę się prosić, żeby ktoś przeczytał mi na głos moje wypociny ^^

Co do opowiadania, to już chyba wsyzstko zostało napisane. Teraz, drogi Autorze, nie pozostaje nic innego, jak zastosować się do wypunktowanych rad i kontynuować pisanie, byle z lepszym skutkiem :)

Pozdrawiam

ElCydzie, jestem zaskoczony. Pozytywnie zaskoczony. Wielka różnica na plus. Pozwól, że zadam Tobie pytanie: a od razu nie można było?

W nagrodę --- ale tylko tym razem --- odpuszczam łapankę.

Dziękuje AdamKB. Można było... ale jak już wspomniałem wcześniej, pośpiech to zły doradca. : ( Tak bardzo zależało mi żeby ktoś w końcu przeczytał, choć kawałek, że nie sprawdziłem wysyłanego tekstu. Bez Iwonki było by znacznie ciężej. Co do tytułu, nie mogę go już poprawić. Czas edycji dobiegł końca.

Ostatecznie nie jestem z siebie zadowolony, choć uśmiałem się niesamowicie przy tych literówkach. Pierwsze wrażenie zrobiłem kiepskie przyznaje, ale mam jeszcze nie jednego asa w rękawie. : ) Jestem pasjonatem-amatorem, w tym moja siła. Czekajcie. Wkrótce odcinek kolejny, „Szara Przełęcz”. 

Ale zanim wyśle choć pół słowa sprawdze je i pięć razy jak będzie trzeba.

Teraz jest o wiele lepiej, Autorze. Na kolejny odcinek będę czekał zatem i mam nadzieję, że będzie na co.

Powodzenia!

Nowa Fantastyka