- Opowiadanie: Virginia - Grzybobranie Babci Jagódki

Grzybobranie Babci Jagódki

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Grzybobranie Babci Jagódki

 

Wczesnym rankiem Babcia Jagódka zbierała grzyby na śniadanie. Czerwona kula słońca leniwie wynurzała się z niebieskich oparów mgły, ptaki powoli budziły się z krótkiego, nocnego snu, a cały las mokry był od rosy. Babcia szła powoli wydeptanymi ścieżkami. To nie te czasy kiedy mogła biegać swobodnie po wykrotach, po mchu nasączonym wodą jak gąbka i przeskakiwać pnie przewróconych przez wichurę drzew, ale teraz już nie musiała tego robić – znała każdy zakamarek lasu na pamięć, sama wydeptała te dróżki, po których teraz stąpała opierając się na swojej drewnianej laseczce. Chodziła po tym lesie jeszcze z rodzicami, kiedy wiele z tych wysokich drzew było tylko małymi siewkami i znała doskonale wszystkie miejsca gdzie można było znaleźć jagody, poziomki, maliny, grzyby – twarde prawdziwki, koźlaczki z cętkowanymi nóżkami, borowiki, oślizgłe maślaki w sam raz do marynowania. Babcia Jagódka była już stara, ale wzrok miała dobry i nieźle widziała grzyby ukryte w na wpół rozłożonej leśnej ściółce. Nic więc dziwnego, że po godzinie wiklinowy koszyk staruszki pełen był grzybów i Babcia postanowiła, że czas wracać. Rześkie powietrze poranka dodało jej sił i ruszyła całkiem żwawo do domu.

 

Czuła już w ustach smak ciepłej jajecznicy z prawdziwkami i nie mogła się doczekać śniadania, ale sprawy nie ułożyły się po jej myśli. Kiedy tylko wyszła z lasu i postawiła stopę na polnej drodze prowadzącej do domu oślepił ją snop jasnego światła, padającego prosto z nieba. Babcia Jagódka liczyła sobie już ni mniej, ni więcej tylko sto lat, domyślała się, że nie zostało jej wiele czasu na tym świecie, więc pierwsze co przyszło jej do głowy w tej sytuacji to, że musiała umrzeć na tej drodze z koszykiem pełnym grzybów w ręku. Ale czemu tak nagle, pomyślała staruszka, czuła się przecież całkiem nieźle tego dnia, nic jej nawet nie bolało bardziej niż zazwyczaj. W końcu doszła do wniosku, że widocznie dana jej była lekka śmierć i nie ma co narzekać. Upewniła się tylko w tym przekonaniu, kiedy zaczęła unosić się powoli, tak lekko jakby jej ciało nic nie ważyło. Była już metr, dwa nad ziemią i wzlatywała coraz wyżej, mogła zobaczyć swoją chatkę i drogę do wsi, a później samą wieś, dachy domów, ludzi uwijających się jak mrówki i jeżdżące w kółko samochody. Nie cierpiała samochodów. Pomachała im nawet na pożegnanie, całkiem zadowolona, że nigdy więcej ich nie zobaczy.

 

Jedyne, co dziwiło Babcię Jagódkę to to, że wciąż trzymała w ręku koszyk z grzybami. Wątpiła żeby miały jej się teraz przydać, ale skoro została z nimi zabrana, musiał być w tym widocznie jakiś cel. Dlatego też trzymała kurczowo koszyk w jednej ręce, w drugiej laseczkę z ciemnego, lakierowanego drewna. Tak na wszelki wypadek, gdyby miały jej się jeszcze przydać w przyszłym życiu.

Babcia unosiła się i unosiła, nie widać było końca tego unoszenia, widziała miasta, jak wielkie, ruchliwe plamy szarości, zielone kleksy lasów i pól. Widok był bardzo piękny, ale zaczynała się powoli niecierpliwić. Mogła już dawno być w swojej chatce z brzuchem pełnym grzybów, a tu nic z tego, leci i leci gdzieś, nie wiadomo gdzie. Zawsze myślała, że śmierć będzie chociaż odrobinę bardziej ekscytująca, a teraz nie mogła nawet podnieść pochylonej przez czas głowy, żeby zobaczyć gdzie właściwie zmierza.

 

Każda podróż gdzieś się jednak kończy. Babcia Jagódka usłyszała zgrzyt dobiegający gdzieś z góry i strumień światła wciągnął ją do jakiegoś pomieszczenia. Niewiele widziała, bo w środku było całkiem ciemno, tylko migały jakieś lampki, czerwone, niebieskie i żółte. Szybko przeleciała przez to dziwne wnętrze, znowu usłyszała cichy zgrzyt i znalazła się w małym pokoiku z metalowymi ścianami, na których też paliły się różne diodki i lampki, a mnóstwo małych ekraników wyświetlało rzędy dziwnych znaków, których Babcia nigdy wcześniej nie widziała. Światło delikatnie położyło ją na łóżku, które wyglądało trochę jak szpitalne i zniknęło tak samo nagle jak się pojawiło, a kiedy go zabrakło Babcia Jagódka znowu poczuła ciężar swojego ciała, zabolał ją skrzywiony przez czas i pracę kręgosłup, złamana w dzieciństwie ręka, nogi zmęczone przechadzką po lesie, w ogóle zabolało ją wszystko co boleć powinno. Myśl, że jednak nie umarła, trochę ją rozczarowała, trochę zmartwiła, ale bardzo była ciekawa co w takim razie tutaj się działo i skąd wzięło się całe to, niewątpliwie nieziemskie, światło

 

Najbardziej zaniepokoiło Babcię Jagódkę łóżko, na którym leżała. Za bardzo przypominało szpitalne, a ona nie cierpiała szpitali, nigdy w żadnym nie była, chociaż dzieci cały czas ją namawiały. Staruszce przyszło nawet do głowy, że to taki bardzo wymyślny i podstępny sposób jaki jej syn, który był lekarzem wymyślił, żeby jednak zamknąć matkę na badania. Bardzo jej się ta możliwość nie spodobała, przycisnęła więc do siebie koszyk z grzybami, złapała mocno laskę, gotowa żeby się bronić, gdyby ktoś próbował podłączyć do niej jakąkolwiek aparaturę, lub wsadzać jej rurki w różne otwory ciała.

Leżała tak, cała napięta i zdenerwowana, kiedy kawałek ściany w pokoiku przesunął się i do środka weszło kilka bardzo dziwnych istot, które w ogóle nie przypominały lekarzy pracujących w szpitalu syna Babci Jagódki. Były raczej niskie, wzrostu bardziej dzieci niż dorosłych, miały zielonkawą skórę i duże czarne oczy. Wszystkie ubrane były w kombinezony i kitle. Babcia Jagódka naliczyła w sumie pięć tych sworzeń. Jedno z nich pchało przed sobą wózek z jakąś aparaturą. No tak, tego się spodziewała!

 

Dziwne istoty zaczęły kręcić się wokół łóżka, na którym leżała Babcia Jagódka, jedna z nich włączyła jakieś urządzenie i zaczął mówić do małego mikrofonu.

– Ziemska kobieta, lat sto. Przystępujemy do przeprowadzenia wiwiseksji.

W tym czasie pozostałe stwory, zaczęły ściągać Babci chustkę z głowy i wydzierać z rąk koszyk z grzybami. Zdenerwowana całą sytuacją Jagódka, nie zastanawiając się wiele, zdzieliła jednego z nich laską po wielkiej, szarozielonej głowie. Stworzenie syknęło cicho i odsunęło łapiąc się śmiesznymi, małymi łapkami za głowę. Babci wydało się, że zobaczyła w jego wielkich oczach łzy i nagle żal jej się zrobiło biednego stwora, któremu przecież nie chciała zrobić krzywdy. Po prostu broniła swojego śniadania.

– Wybacz – powiedziała – nie miałam zamiaru cię skrzywdzić, mały ludziku.

– Głowa, boli, boli – biadoliło stworzenie, kiwając się w przód i w tył – boli, boli.

Jego towarzysze zebrali się wokół, oglądając troskliwie miejsce uderzenia, a Babci Jagódce zrobiło się naprawdę głupio. Zeszła powoli z łóżka i podreptała do grupki istot. Te, trochę zdziwione, trochę przestraszone, rozstąpiły się przed nią, widocznie bojąc się laski, którą nadal trzymała w ręce. Uderzony stworek patrzył przerażony, aż cały skulił się w sobie i zmalał. Poruszyło się serce Babci Jagódki, przypomniały jej się własne dzieci i nie zastanawiając się wiele pocałowała stworka w czoło, tam gdzie go wcześnie uderzyła, a później pogłaskała go po szarej, suchej skórze.

– No już, w porządku, nie ci nie będzie, do wesela się zagoi – powiedziała łagodnie i wróciła na swoje łóżko. Szare istoty otoczyły ją ciasnym kordonem przyglądając się ciekawie za dużymi oczkami i mrucząc coś między sobą chicho.

– Kim wy w ogóle jesteście, dzieciaczki? – zapytała Babcia Jagódka cichym, spokojnym głosem, żeby biedactw przypadkiem nie wystraszyć jeszcze bardziej.

– Jesteśmy przybyszami z planety Kin-dza-dza – powiedział jeden z nich, widać najodważniejszy.

– Hm, z planety Kin-dza-dza powiadasz – Babcia Jagódka zamyśliła się na chwilę. – Nie znam, nigdy nie słyszałam, to musi być strasznie daleko?

– Nie tak strasznie – powiedział kosmita – tylko dziesięć lat świetlnych stąd, dlatego często odwiedzamy tę planetę.

– Ach tak… ale czemu nigdy wcześniej o was nie słyszałam?

– No cóż – odparł zielony ludek – staramy się to robić bardzo dyskretnie.

– Rozumiem – powiedziała staruszka. – Ja nazywam się Babcia Jagódka. Czy możecie mi powiedzieć – dodała po chwili – co to jest ta… fifisekcja, którą chcieliście na mnie przeprowadzić? Widzicie, ja nie bardzo lubię badania…

 

Ludziki skupiły się w rogu pokoiku i coś tam długo ze sobą dyskutowały szepcząc do siebie i machając swoimi małymi rączkami. Babcia Jagódka zaczęła się niecierpliwić, w końcu pora śniadania dawno już minęła, a nawet stuletnia staruszka, chociaż niewiele już potrzebuje, musi czasem coś zjeść. Nic jednak nie mówiła, bo nie chciała przerywać narady, która wyglądała na bardzo ważną. W końcu kosmiczne ludki musiały dojść do porozumienia, bo rozstąpiły się i najodważniejszy z nich, ten który wcześniej rozmawiał z Jagódką, podszedł do łóżka. Babcia widziała, że jest bardzo zakłopotany, jego policzki robiły się coraz bardziej zielone, aż zakwitły rumieńcami w kolorze wiosennej trawy.

– Babciu Jagódko – powiedział zakłopotany – wiwisekcja, jakby to… no… to dosyć nieprzyjemne badanie…

– Z wtykaniem dużej ilości rurek, tam gdzie nie trzeba? – dopytała się Babcia Jagódka bo żal jej było zielonego ludka, który nie mógł wydusić z siebie prawdy.

– Tak! – powiedział kosmita z ulgą, uradowany, że nie musi nic więcej wyjaśniać. – To jest bardzo nieprzyjemne badanie, które polega na wtykaniu mnóstwa rurek tam gdzie nie trzeba.

– To bardzo, bardzo nieładnie moje ludki – powiedziała babcia z poważną miną grożąc palcem – porywać stuletnie staruszki w środku dnia, tak zupełnie bez pytania i robić im takie rzeczy.

– Ale Babciu Jagódko, nie mieliśmy wyjścia, kazali nam to zrobić – odparł ludek. –

Gdybyśmy wiedzieli, że trafimy akurat na ciebie, to my byśmy nigdy…

– No, no. – Babcia znowu pogroziła palcem. – Porywanie innych starszych pań też nie jest dobre. Kto wam każe robić takie rzeczy ludki?

– Profesor nam każe – odpowiedział kosmita rozkładając cienkie ramionka w geście bezradności.

– Jaki znowu profesor? – zapytała Babcia Jagódka.

– No, nasz profesor, od astrobiologii.

– Od czego?

– Od biologii istot z obcych planet – wyjaśnił kosmita. – Mamy taki przedmiot na studiach.

– Ludki – złapała się za głowę Babcia Jagódka – to co wy takiego studiujecie, że każą wam porywać staruszki?

– W sumie – powiedział kosmita rumieniąc się jeszcze bardziej – to studiujemy literaturę, ale mięliśmy za mało zajęć w programie i dorzucili nam w ramach fakultetu właśnie astrobiologię. Profesor kazał na zaliczenie zbadać jakąś obcą formę życia. Nie bardzo nam się to uśmiechało, bo w sumie w ogóle nas to nie interesuje, ale cóż poradzić, wynajęliśmy statek, przylecieliśmy na Ziemię, i wybacz Babciu Jagódko, ale wybraliśmy coś na chybił trafił i wypadło na ciebie. Bardzo nam przykro z tego powodu, ale jeśli nie zbadamy czegoś, nie skończymy naszych studiów.

– To jest rzeczywiście trudna sprawa – przyznała Babcia Jagódka po chwili namysłu. – Rozumiem, że jestem wam potrzebna, ale widzicie ludkowie, ja naprawdę nie lubię takich badań. Czy nie moglibyście odesłać mnie z powrotem na dół i wziąć sobie coś innego?

– Niestety Babciu Jagódko – powiedział zmartwiony kosmita – ale starczyło nam oszczędności na wykupienie jedynie dwóch promieni grawitacyjnych, jeśli odeślemy cię z powrotem na powierzchnię planety, nie będziemy mogli zabrać już nic innego.

– Ach rozumiem!

 

Jagódka westchnęła zrezygnowana. Na prawdę nie cierpiała całej tej aparatury i przeszywał ją dreszcz na samą myśl o rurkach, ale trudno, przecież nie będzie miała na sumieniu kariery pięciu młodych i zdolnych, jak zakładała, kosmitów, którzy przylecieli tutaj specjalnie po to, żeby zaliczyć przedmiot. Szkoda jej było biedaków, zwłaszcza, że ostatecznie wyglądali na całkiem sympatycznych. Już miała się zgodzić na całą procedurę, kiedy wpadł jej do głowy pewien pomysł.

– Słuchajcie ludkowie – powiedziała – a czy koniecznie musicie zbadać człowieka?

– W zasadzie Babciu Jagódko – odparł kosmita – to nigdzie nie jest nawet powiedziane, że forma życia musi pochodzić z Ziemi. Ważne żeby była bardziej złożona od wirusa. Wybraliśmy człowieka bo to dosyć popularny obiekt i jest dużo opracowań.

– Skoro tak powiadacie ludkowie z kosmosu, to może zobaczylibyście moje grzybki? To, jak zgaduję, też są formy życia – Babcia podała kosmicie swój pilnie strzeżony koszyczek. Istota przyjęła go z zainteresowaniem i zaniosła do kolegów, którzy wciąż stali nieśmiało w kącie, przysłuchując się rozmowie. Debatowali przez chwilę, później ostrożnie z namaszczeniem, wyjęli wszystkie grzyby i każdego po kolej włożyli do kilku różnych urządzeń, śledząc dokładnie dziwne znaki i symbole, które wyskakiwały na ekranikach. Babcia Jagódka znowu zaczęła się niecierpliwić, bo nie tylko minęła już pora śniadania, ale nadchodził powoli czas na obiad, a kosmiczni ludkowie, chociaż bardzo mili, nie wpadli jednak na pomysł żeby poczęstować ją czymś do jedzenia. W końcu skończyli i podszedł do niej kosmita, który do tej pory z nią rozmawiał.

– To jest wspaniałe Babciu Jagódko – powiedział nie kryjąc entuzjazmu. – Nie obraź się, ale dużo lepsze niż ty. Tu jest kilka gatunków, a do tego żaden z nich nie widnieje w naszej bazie danych, czyli są całkiem nieznane!

– A czy to, że nikt ich wcześniej nie badał nie utrudni wam pracy biedaczki? – zapytała Babcia Jagódka. – Mówiliście, że wybraliście człowieka bo jest najlepiej opracowany.

– Ależ skąd! To jest właśnie najlepsze, prawdopodobnie nikt przez wiele lat nie sprawdzi naszych wyników, więc nie będziemy musieli się za bardzo starać! Dzięki Babciu Jagódko, jesteś wspaniała!

 

Ludziki stanęły w równym rzędzie i jak na zawołanie ukłoniły się pięknie w podziękowaniu. Wkrótce też uruchomiły promień grawitacyjny i odesłały Babcię Jagódkę z powrotem na żwirową dróżkę, prowadzącą prosto do jej drewnianej chatki. Zapadał już wieczór i staruszka szybko podreptała do domu, schować się przed zimnem jesiennej nocy. Całkiem też była zadowolona z tego miłego spotkania z miłymi studentami, tylko kiszki jej grały marsza, a przecież nie miała już grzybków.

Koniec

Komentarze

Hym. Całkiem sympatyczne a jednak słabsze. Nie wiem tylko czy to mi przejadła się konwecja czy faktycznie Jagudka się starzeje :) . Stawiam 4.

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

Babcia Jagódka była już stara, ale wzrok miała dobry i czas przygiął ją mocno do ziemni, to też wcale nieźle widziała miękką, na wpół rozłożoną leśną ściółkę, a od jej gorzkawego, grzybnego zapachu, kręciło ją w nosie. – Logika tego zdania szwankuje jak cholera. Po pierwsze, wynika z niego, że dobry wzrok babci był jakoś powiązany z przygięciem jej do ziemi przez czas, co jest bez sensu. Zamiast „i” postaw kropkę.  Dalej, ze zdania wynika, że miała dobry wzrok i była zgięta, więc dobrze widziała ściółkę. Niby ok, ale jak tak bliżej się przyjrzeć, na chłopski rozum, jakby miała dobry wzrok, to nie musiała by być przygięta do ziemi żeby wyraźnie widzieć. A gdyby jednak była zgięta, to to jest sam w sobie powód do wyraźniejszego oglądania gleby. Moja sugestia:

Babcia Jagódka była już stara, ale wzrok nadal miała dobry, więc wcale nieźle widziała rosnące w miękkiej ściółce grzyby.

A w kolejnym zdania zaznaczyć, że szła zgięta, więc przez intensywne zapachy bijące z runa kręciło ją w nosie.

 

Rześkie powietrze poranka wypełniające stare, zwiędnięte piersi dodało jej sił i ruszyła całkiem żwawo do domu. – Ejże, kobieta nie oddycha cyckami!!! (Co akurat jako przedstawicielka płci pięknej, powinnaś doskonale wiedzieć :P) Ten frazeologizm odnosi się do napełnienia płuc, więc zmień koniecznie na „powietrze wypełniające pierś”, w sensie płuca i wywal to „stare i zwiędnięte”.

 

 Babcia unosiła się i unosiła, nie widać było końca temu unoszeniu, już cała ziemia zaczęła maleć u jej stóp, - Ziemia. Sformułowania „u stóp” używa się, gdy coś jest koło tych stóp, blisko czegoś. Np. Wioska leżała u stóp ogromnej góry. Wynika z tego, że Ziemia leżała tuż koło jej stóp i kurczyła się. Zdanie do przerobienia.

 

Jak zołożysz jakiś fanklub Babci Jagódki, to daj znać, pierwszy się zapiszę :P

Kilka uwag technicznych, dotyczących błędów znalezionych po drodze. Do tego kilka powtórzeń się znalazło, ale czytało się tak przyjemnie, że już nie chciało mi się wyłuskiwać.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

 Babcia unosiła się i unosiła, nie widać było końca temu unoszeniu, - Aha, bym zapomniał. Tu powinno chyba być "tego unoszenia"

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Fasoletti dzięki za uwagi!

Ejże, kobieta nie oddycha cyckami!!!


Dobrze wiedzieć;)

Jak zołożysz jakiś fanklub Babci Jagódki, to daj znać, pierwszy się zapiszę :P 


Wygląda na to, że Babcia Jagódka ma przyszłość:)

Smutna kobieta z ogórkiem.

Ja tam na przykład oddycham przeponą. ; p

 

Widzę, że w międzyczasie, odkąd drukowałam, edytowałaś tekst, no ale...

 

"Jedyne, co dziwiło Babcię Jagódkę to to, że wciąż trzymała w ręku koszyk z grzybami. Wątpiła żeby miały jej się teraz przydać, ale skoro została z nimi zabrana, musiał być w tym widocznie jakiś cel. Dlatego też trzymała kurczowo koszyk w jednej ręce, w drugiej laseczkę z ciemnego, lakierowanego drewna. Tak na wszelki wypadek, gdyby miały jej się jeszcze przydać w przyszłym życiu." Powtórzenie.

 

"-Ziemska kobieta, lat sto." - Brak spacji po myślniku.

 

Poza tym jest brakuje wielu przecinków, ale za leniwa jestem, żeby wymieniać, gdzie.

 

"Babcia Jagódka zamyśliła się na chwilę. – nie znam, nigdy nie słyszałam" - "Nie znam" winno być wielką literą.

 

"...szepcząc do siebie i machając swoimi małymi rączkami." - A czyimi miały machać? ; P

 

"Ale Babciu Jagódko, nie mięliśmy wyjścia" - Literówka: mieliśmy.

 

"- No, no – babcia znowu pogroziła palcem." - Babcia wielką literą, po no no kropka.

 

A "astrobiologii" i "biologi" przez dwa ii na końcu, nie jedno.

 

"studiujemy literaturę, ale mięliśmy za mało zajęć" - Znowu literówka; chyba że mięcie wyjść i mięcie zajęć ma jakiś ukryty sens...

 

"Jagódka westchnęła zrezygnowana. Na prawdę nie cierpiała" - Naprawdę łącznie.

 

"...nigdzie nie jest nawet powiedziane, że forma życia musi pochodzić z ziemi. " - Ziemi wielką literą, wszak chodzi CI o naszą planetę, nie?

 

Co do fabuły, za bardzo mi się kojarzy z demonem, ten sam koncept ubrany tylko w inne słowa, jak na mój gust. Chwali się porządny warsztat, ale jednak czegoś mi zabrakło.

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Nie marudzić za bardzo! Perypetie Kornela Udałowa też były raz ciekawsze, raz mniej intrygujące.

Ale że tłumacz tych przygód, potem korektor i redaktor lepiej się do roboty przykładali, to jednak prawda... Virginio? Co Ty na to?

 

joseheim

Co do fabuły, za bardzo mi się kojarzy z demonem, ten sam koncept ubrany tylko w inne słowa, jak na mój gust.


Coś w tym jest. Zdaje się, że opowiadania o Babci Jagódce  robią trochę za bardzo schematyczne. 

AdamKB

Ale że tłumacz tych przygód, potem korektor i redaktor lepiej się do roboty przykładali, to jednak prawda... Virginio? Co Ty na to? 


Virginia na to, że nie jest ani redaktorem, ani korektorem i żadnego przygotowania do takiej pracy nie ma (co widać), ale może obiecać, że będzie lepiej przykładać się do roboty.

Smutna kobieta z ogórkiem.

ok, to jeszcze jest fajne, ale formuła się kończy. co jeszcze zostało? babcia vs. podróżnicy w czasie, babcia vs. Skynet i (najstraszniejsze) babcia vs. kontrolerzy komisji europejskiej. a poten nyndza

6/10

 babcia vs. kontrolerzy komisji europejskiej


Ha, na to nie wpadłam, ale napisałam opowiadanko babcia vs aktywiści greenpeace. Raczej go tutaj nie wrzucę;)

Spokojnie, właśnie pracuję nad ciekawszą, bardziej rozbudowaną formą dla Babci Jagódki. 

Smutna kobieta z ogórkiem.

Simpatico.

Jak zawsze super, chciaż przygoda z wampirem chyba jednak bardziej przypadła mi do gustu;)

Virginio, napisz grubaśną książkę o przygodach Babci Jagódki i ją wydaj :D

Mermaids take shelfies.

Takie mam właśnie plany;)

Smutna kobieta z ogórkiem.

To ja już kasę zbieram, bo chętnie takową książkę kupię ^^

Aczkolwiek, podobnie jak koleżanka powyżej, najbardziej podobała mi się "przygoda z fampirem" xD

Mermaids take shelfies.

Ha, szczerze powiedziawszy, spodziewałem się, że teraz będą kosmici. Po demonach i wampirach to musieli być kosmici. No ale nic to, Babcia Jagódka jak zwykle wywołuje we mnie emocje bardzo pozytywne. To chyba jedna z najcieplejszych serii na tym portalu. 

Tak czy inaczej, czytało mi się bardzo miło. A nuż Babcia Jagódka zdecyduje się jeszce tu pojawić.

Nowa Fantastyka