- Opowiadanie: Halwor - [URW]: Rozdział 2; Umowa

[URW]: Rozdział 2; Umowa

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

[URW]: Rozdział 2; Umowa

 

 

Obrzeża małej miejscowości, pierwsze dni wiosny, dzień jak każdy inny. Słońce przyjemnie grzeje, drzewa zaczynają się zielenić. Zwróćmy uwagę na niewielki parterowy dom. Prowadzi do niego, trzydziestometrowa droga z kruszonych kamieni. Dalej, za domem, widać łąkę i las. Okolica sielankowa, przyjaźni sąsiedzi, żyć i nie umierać. Lokator domu właśnie otworzył oczy.

 

– Jak mnie łeb napierdala – Rafał Chrząszczyk wycharczał, oznajmiając światu jakże nieistotny fakt.

Wstał i powłócząc nogami jak zombie, potknął się o porzucone wczoraj ubranie. Padł w twarde objęcia podłogi.

– Ułwrabl… – odsunął spodnie od ust – …ego mać – skacowany umysł nie pozwalał skupić myśli – Pić – w ustach miał istną bezwodną krainę – No dalej – motywował ciało, by podjęło współpracę przy wstawaniu.

Po kilku próbach mężczyzna stwierdził, że lepiej się czołgać. Przepełzł z sypialni na korytarz. Przeprawa do kuchni zajęła kilka długich jak wieczność minut. Przerywał ją by uspokoić nieznośne falowanie podłogi. W końcu, na wysokości oczu zobaczył początek białego postumentu, efekt potęgowała żabia perspektywa.

– Lodówka – w jego chrypieniu, była słyszalna ulga i radość.

Wstał opierając nieposłuszne członki na białej powierzchni, z jej wnętrza porwał karton mleka. Białe strużki pociekły mu po brodzie.

– Lepiej – bezsensownie powiedział w przerwie pomiędzy kolejnymi, mniej łapczywymi, łykami.

Nieco chwiejnym krokiem skierował się do łazienki. Ściana okazała się niezawodną podporą. Lustro ukazało oczom Rafała paskudny widok. Podkrążone oczy i rozczochrane długie włosy. Blada twarz przekazywała jednoznaczną wiadomość; właściciel tej mordy, nie czuje się najlepiej. Na dworze słychać było przeszywające umysł ćwierkanie ptaków.

 

 

Dzień później, po odchorowaniu kaca giganta.

 

Rafał próbował sobie przypomnieć zdarzenie z przedwczoraj. Był na koncercie miejscowej grupy rockowej i nieźle popił z kumplami. Co działo się podczas powrotu do domu? Nie miał zielonego pojęcia.

– I tak było – przerwał szukając odpowiedniego słowa – świetnie – wolał nie przeklinać bez potrzeby, wczoraj miał powody.

Siedząc na leżaku w ogrodzie, popijał wodę z butelki. Świeże wiosenne powietrze oczyszczało umysł. Pod jego dom podjechał karawan, co do tego nie miał wątpliwości. Samochód był nawet wyposażony w firanki w oknach.

– Pewnie chce się o coś zapytać – Rafał podszedł do furtki.

Z wnętrza samochodu wyszedł młody mężczyzna w jego wieku. Wyglądał jak urzędnik z reklamy Alior Banku, z tą różnicą że ten miał jeszcze teczkę i parasolkę laskę.

– Dzień dobry – głos gościa był przyjemny w brzmieniu – Nazywam się Tomasz Stein – uścisnęli sobie dłonie.

– Rafał Chrząszczyk. W jakiej sprawie pan przyjechał?

– Sfinalizowania podpisanej przez pana umowy.

– Umowy?! – powtórzył jak papuga.

– Tak. Jestem przedstawicielem klienta, który zawarł z panem umowę. Pańskie podpisy widnieją na odpowiednich dokumentach – powiedział jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.

– Ja nic nie… – tknięty jakimś złym przeczuciem szybko zapytał – Kiedy to podpisałem?

– Przedwczoraj.

– Byłem pijany, nie pamiętam tego.

Tomasz Stein westchnął.

– Mogę wejść? Wszystko panu wyjaśnię.

– Dobrze – gospodarz drżącymi rękoma otwarł furtkę.

 

Zaprowadził gościa do salonu.

– Coś mi się wydaje, że to będzie długa rozmowa – Rafał podejrzewał, że nieświadomie wkopał się w niezłe kłopoty – Napije się pan czegoś?

– Chętnie – urzędnik najwyraźniej był zadowolony z obrotu sytuacji.

Po uzgodnieniu czego mężczyzna chce się napić, poszedł do kuchni. Po kilku minutach przyniósł dwie filiżanki herbaty i kruche ciasteczka.

– Jest pan z firmy pogrzebowej? – wypalił.

– Skądże. Pewnie pan nie uwierzy, ale to służbowy samochód mojego klienta.

– To znaczy, że on jest z firmy pogrzebowej? – Rafał usiadł na ulubionym fotelu.

– W pewnym sensie należy on do branży – Stein uśmiechnął się trochę, ukazując idealny garnitur zębów.

– Wie pan to interesujące – Chrząszczyk chciał się usprawiedliwić – Nie każdy jeździ karawanem.

– Prawda – urzędnik napił się herbaty, syknął poparzywszy sobie czubek języka – Możemy przejść na ty?

– Oczywiście – Rafał niezbyt lubił mówić do ludzi per pan lub pani.

– To co usłyszysz, wyda ci się nieprawdopodobne – Stein rozpoczął niepewnie.

– Więc lepiej będzie jeżeli usłyszę to natychmiast – ponaglił gościa gestem dłoni.

– To świetnie. Proszę wziąć pod uwagę, że jestem tylko zwykłym pośrednikiem – przerwał na moment, zbierając się na odwagę – Mój klient, to ktoś kogo popularnie nazywa się Śmierć.

– Ksywa jakiegoś gangstera?

– Nie to Śmierć – na kilka uderzeń serca zapanowała cisza, przerywana tylko siorbaniem herbaty przez obydwu mężczyzn.

– Moment. Chcesz powiedzieć, że rozmawiałem z Śmiercią?

– Tylko nie to – Stein zaszeptał pod nosem zrezygnowany – Trudno w to uwierzyć, ale to prawda – powiedział zdecydowanie – Nie, nie jestem świrem. Tak, Śmierć jako istota istnieje – urzędnik uprzedził pytania Rafała.

– Przymnijmy, że ci wierzę. Co oczywiście nie jest prawdą. To o co właściwie chodzi w tej sprawie? – powiedział z nieskrywanym zainteresowaniem.

– Dziękuję, za nieutrudnianie mi zadania – urzędnik odetchnął z ulgą – Najprostsze będzie okazanie ci umowy – Stein wyciągnął z teczki dokumenty.

 

Rzeczywiście jego podpisy widniały na papierach. Z umowy wynikały następujące fakty. Potwierdził swoją wiarę w istnienie zaświatów, Śmierci i własnej osoby. Z ogólnego urzędniczego bełkotu, wywnioskował najistotniejszy fakt. Zgodził się na przejęcie stanowiska Śmierci.

– CO?!

– Nie miej pretensji do mnie – Tomasz pił małymi łyczkami herbatkę – Sam to podpisałeś – nowa, według umowy, Śmierć poruszała tylko bezradnie ustami – Dziękuję za ugoszczenie – urzędnik wypił całą herbatę i zjadł przez ten czas kilka ciastek – ale muszę się zbierać – wyciągnął z kieszeni marynarki staromodny zegarek na łańcuszku – Z najważniejszych rzeczy które mam ci przekazać – zaczął wyliczać, starając się nie kruszyć zbytnio – W samochodzie znajdziesz insygnia stanowiska, pracę rozpoczynasz od jutra rano, reszta niezbędnych informacji jest w schowku po stronie pasażera. Samochód jest twoją własnością – przełknął to co miał w ustach – Dowidzenia – w tym momencie urzędnik zniknął przy głośnym „PYK!”. Śmierć Rafał nadal próbował wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk.

 

Siedział jeszcze przez parę minut w swoim ulubionym fotelu. Analizował nadal trzymaną w dłoni umowę. Popijał herbatę i zagryzał ciasteczkami. Wiedział, że powinien zareagować całkowicie inaczej. Stoicki spokój nie pasował do zaistniałej sytuacji.

– Więc jestem Śmiercią – spróbował smaku tych słów – i będę zabijał – nadal nie czuł powagi sytuacji.

Na razie nie umiał znaleźć innego wyjaśnienia, niż: „Pewnie, to jest niezwykle wykwintny żart, jakiejś bogatej osoby.”. Istniał pewien zasadniczy problem, ludzie nie znikają ot tak przy pyknięciu. Słyszał jedynie, o ludziach znikających przy „BUM!”. Ci ludzie, przeważnie byli niezwykle blisko materiałów wybuchowych. Istniało jeszcze jedno wyjaśnienie; nadal miał kaca i jego umysł podsuwał mu dosyć ciekawe wizje. Wczorajszego dnia miał ochotę zrobić komuś krzywdę, ale bez przesady.

– Wyjdę na zewnątrz, może czeka tam ekipa która wykrzyczy „Mamy cię!” – wypił ostatni łyk herbatki i skierował się do wyjścia.

Niestety nikogo nie zastał, a karawan nadal był na swym miejscu.

– Właściwie co mi szkodzi? – podszedł do czarnego pojazdu i zajrzał przez okno.

Wnętrze przypominało naprawdę luksusowy samochód. Okazało się, że drzwi są zamknięte.

– Przydałyby się kluczyki – Rafał stwierdził i poczuł ciężar w dłoni – Klucze! – odruchowo odrzucił przedmiot, który pojawił się znikąd.

Krzywoliniowy tor lotu, poprowadził podarunek w wysoką trawę.

– Pięknie – nie uśmiechało mu się, szukać w chaszczach tak małego przedmiotu – Można powtórzyć tę sztuczkę? – zapytał z nadzieją w głosie.

Stalowa błyskawica strzeliła w jego stronę, na polu posypała się ścięta trawa i miał już klucze w dłoni.

– Nawet zaczyna mi się to podobać – otworzył drzwi karawanu.

Rozsiadł się w wygodnym fotelu. Wnętrze pachniało skórą, miał aż ochotę ruszyć na przejażdżkę. Nachylił się i wyciągnął z schowka pakunek. Była to jakaś książka, naszyjnik i list.

– Lektura na dzisiejszy wieczór – zaśmiał się pod nosem i odłożył paczkę.

Wyszedł z zamiarem otwarcia bagażnika. Tam gdzie spodziewał się znaleźć trumnę znalazł długą skrzynię. W środku, na czerwonym aksamicie, była kosa. Najzwyklejsza w świecie kosa.

 

 

Wieczór tego samego dnia.

 

Między innymi z listu dowiedział się, że po pięciu tysiącach lat Śmierć postanowiła odejść na emeryturę. Podobno był obserwowany już od dłuższego czasu i okazał się najbardziej odpowiednim kandydatem. Chrząszczyk powinien natychmiast stwierdzić że to jest kompletny absurd. Jednak zaczynał się zmieniać, stoicki spokój i niezachwiana pewność towarzyszyły mu od chwili, gdy Tomasz Stein niespodziewanie zniknął. Lektura książki kompletnie zmieniła jego światopogląd. Śmierć, jako fizyczne zjawisko, nie wydawała mu się już taka straszna. Można powiedzieć, że proces ten jest nawet ekscytujący i przede wszystkim, potrzebny. Jak na razie przeczytał dopiero pierwszy rozdział „Księgi Umarłych”. Karawan który dostał w prezencie, rozwiał się jak zły sen w momencie gdy dotknął kosy, pomyślał wtedy jaka to szkoda że nie ma prawa jazdy. Na miejsce samochodu pojawił się staromodny rower z koszykiem. Naszyjnik z paczki wessał resztę powstałego dymu i w maleńkiej klepsydrze, która była jego częścią pojawił się czarny piasek.

 

 

Pierwszy dzień Rafała jako Śmierć.

 

Obudził się rześki, pełen energii i niezwykle kościsty. W lustrze zobaczył, tak jak się spodziewał, kościotrupa.

– Dziś czeka mnie najciekawszy dzień mojego życia – głos pełen ekscytacji nie pasował do jego wyglądu – albo lepszym określeniem będzie – zastanowił się sekundę – Najciekawszy dzień mojego istnienia! Ale najpierw muszę coś założyć.

Był jak na razie nagi, jeżeli można powiedzieć tak o szkielecie. Prócz koszuli nocnej, w kolorowe bąble, zwisającej na jego ramionach, nie miał nic na sobie.

 

 

Gdzieś bardzo daleko.

 

Kościotrup w ogrodniczkach umorusanych ziemią, siedział na ławeczce razem z brodatym starcem w bieli.

– Wreszcie mogę zająć się moją pasją – kościsty najwyraźniej był bardzo zadowolony.

– Nareszcie spokój – brodaty pogładził biały jak śnieg zarost – Wspaniałe miejsce – obaj rozkoszowali się widokiem ogrodu – powiem, że nawet lepsze od raju.

– Jak myślisz, młodzi sobie poradzą? – kościstego trapiła ciągle ta myśl.

– Znasz Steina. On potrafi się zorganizować, a o młodych się nie martw. Przypomnij sobie tylko nasze początki. Pamiętasz jak przypadkiem wywołałem deszcz i nie wiedziałem jak to zatrzymać? – emerytowana Śmierć zaśmiała się pod nosem na wspomnianą przez Boga historię.

– Miałem wtedy dużo roboty przez ciebie – były Bóg dostał kuksańca od Śmierci kościstym łokciem.

– Całe szczęście, że Tomasz sobie z tym poradził. Będzie mi brakować jego wizyt.

– Ja się cieszę, że nie będę go musiał tak często spotykać – rogata postać nadeszła ścieżką – Nigdy mu nie zapomnę tego zamknięcia na pół tysiąclecia.

– Lucyferze, nie mów tak. Stein w końcu pomógł ci się uporać z takimi czarownikami – była Śmierć zrobiła się trochę niespokojna.

– Szatanie, dokończymy może wczorajszą partię szachów? – Bóg powiedział zawadiacko.

– Oni chyba nigdy nie przestaną z sobą rywalizować – kościotrup zamruczał pod nosem.

– Pamiętaj Boże że tak łatwo ze mną nie wygrasz.

Emeryci ruszyli ścieżką rozmawiając i śmiejąc się. Można było usłyszeć cichutkie „pyk!”. W ogromnym ogrodzie, który pozostawili, kicał jak oszalały biały królik. Kolejne tym razem głośniejsze „Pyk!”, i pojawił się mężczyzna w garniturze i meloniku.

– Królik! Jak cię dopadnę, to ci nogi z dupy powyrywam – Stein złorzeczył pod nosem.

Koniec

Komentarze

Białe stróżki pociekły mu po brodzie. ---> recydywa w permanencji.

Druga strona lustra ukazała oczom Rafała paskudny widok. ---> druga strona lustra z reguły niczego nie pokazuje poza warstwą ochronną, nałożoną na warstewkę srebra.

Przecinki, zapis dialogów, wyodrębnienie zlanych z tekstem zdań, pełniących rolę śródtytułów... Zakończenie bez widocznego związku z początkiem...  Skończyłeś pisać pięć minut przed wstawieniem? Bo na to wygląda...

Zapis dialogów błędny.

"– Ułwrabl... – odsunął spodnie od ust – ...ego mać – skacowany umysł nie pozwalał skupić myśli – Pić – w ustach miał istną bezwodną krainę – No dalej – motywował ciało, by podjęło współpracę przy wstawaniu."

Powinno być tak:

– Ułwrabl... – odsunął spodnie od ust – ...ego mać.Skacowany umysł nie pozwalał skupić myśli. – Pić...W ustach miał istną bezwodną krainę. – No, dalej... – motywował ciało, by podjęło współpracę przy wstawaniu.

Wielokropki to moja swobodna interpretacja, a co do reszty: Kiedy po kwestii dialogowej nie następuje "odgłos paszczą" (powiedział, wycharczał, rzekł, wykrztusił itp., itd.), zdanie kończymy kropką, a opis po myślniku/półpauzie stanowi odrębne zdanie, które zaczynamy wielką literą i również kończymy kropką.

 

Przecinki, niestety, jedne stoją, gdzie nie trzeba, innych nie ma tam, gdzie być powinny. Interpunkcja trudna rzecz, ale warto przyswoić kilka podstawowych zasad.

 

Zamysł widzę i nawet pochwalam, choć oklepany jest, ale samo zakończenie: eee? Nie wiem, kim jest Tomasz Stein, jaka jest jego rola, a, no i o co chodzi z królikiem? Mam mieszane uczucia, więc nie oceniam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

A nie można było tak od razu? Inaczej wygląda, inaczej się czyta...

@AdamKB Prawda, można było tak od razu. Po za tym, dosyć ciekawie by musiały wyglądać białe stróżki spływające po brodzie :P

Związek z poprzednim tekstem jest, w następnej części wyniknie jaki.

 

@joseheim Dzięki, mam nadzieję że każdy mój następny tekst będzie zawierać mniej błędów, aż do całkowitego ich zaniku. Interpunkcja to moja bolączka od zawsze, ale z wadami trzeba walczyć.

Co do królika, moim zamysłem było zdezorientowanie czytelnika. No i się udało, wywołując u ciebie „eee?”. ^^

Nowa Fantastyka