- Opowiadanie: ilias - Rozdział 1 - Burza

Rozdział 1 - Burza

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Rozdział 1 - Burza

Był ranek. Mimo wczesnej pory dnia niebo spowiły czarne, gęste chmury, a słońce opatuliło się w mroku niczym dziecko w ramionach swej matki. Nie padał jeszcze deszcz lecz wszystko wskazywało na to, że za moment nadejdzie burza. Taki stan rzeczy nie zdziwiłby nikogo gdyby nie pora dnia. Trzeba wiedzieć, że w królestwie Quesen za panowania obecnego króla Manosa zdarzyło się tylko kilka takich przypadków.

 

 

*

 

 

Manos nie był zwykłym królem. 500 lat temu przed obecnymi wydarzeniami gdy był jeszcze młody wziął udział w legendarnej wyprawie 6 śmiałków, którzy wyruszyli na poszukiwania Eliksiru Długowieczności. Walkę ze smokiem, który czekał na nich u celu podróży przeżył tylko Manos. Smok umierając wyjawił mu sekret, że musi napić się jego krwi, która była jednocześnie magiczną substancją tak długo przez wszystkich poszukiwaną. Przyszły król usłuchał smoka i nacinając jego wargę zaczerpnął puchar i napił się.

 

Władca Quesen pamiętał wszystkie poranne burze za swojego życia i znał skutki nie respektowania ich. Wiedział, że są to magiczne zjawiska dlatego też wydał dekret w swoim królestwie stanowiący, że żaden mieszkaniec, w trosce o swoje życie, nie powinien opuszczać swojej posesji na czas trwania burzy. Rolnicy początkowo buntowali się, ale byli bardzo przesądni więc musieli usłuchać woli króla.

 

 

*

 

 

Nagle zerwał się porywisty wiatr. W nielicznych przebłyskach słońca można było dostrzec sylwetkę człowieka na środku polany. Stał tam młodzieniec. Ubrany był tylko w długie czarne spodnie o szerokich nogawach, przepasane w pasie białym sznurkiem wyplecionym z włosia z grzywy mustanga. Spodnie zakrywały dolną część ciała odkrywając jedynie bose stopy młodzieńca.

 

Muskulatura chłopaka jak na jego wiek była imponująca. Miał silne, wyrzeźbione mięsnie. Na jego plecach widniał tatuaż wilka wyjącego do księżyca.

 

Na piersiach można było dostrzec amulet na srebrnym łańcuchu. Właściciel tego przedmiotu nie mógł być zwykłą osobą. Był to wyjątkowy amulet ochronny i składał się nań ząb małego smoka znajdujący się w skrystalizowanej łzy smoczycy.

 

W silnym wietrze, który zerwał się na polanie, jego włosy falowały niczym wzburzone morze. Był przystojny: smukła twarz bez blizn, głębokie zielone oczy, wyraziste brwi.

 

Nie był uzbrojony. W ręku trzymał jedynie metalowy pręt. Pręt ów był wysokości dwukrotnie większej niż on sam. Gdy pojawił się deszcz wbił go o krok przed sobą i czekał. Był spokojny. Wiedział co ma robić. Przez połowę swojego dotychczasowego życia ciężko trenował dla tej właśnie chwili. Był pewien, że się uda…

 

Próbował przypomnieć sobie treść wczorajszej rozmowy, a raczej monologu swojej mistrzyni Marakaji: „ (…) a teraz zapamiętaj to co ci powiem i weź to sobie głęboko do serca chłopcze. Nie zdawaj się jedynie na szybkość. Zaufaj instynktowi. Urodziłeś się aby dokonać tego co wydaje się niemożliwe. Garstce osób się udało, w tym mnie, więc i ty dasz radę. (…) Złap tą cholerną błyskawicę!”

 

Wicher i deszcz połączyły się w jedność uzupełniając się wzajemnie. Młodzieniec stał niewzruszenie. Nie myślał o możliwości porażki. Wszyscy poddani w królestwie Quesen wiedzieli co się stanie ze śmiałkiem w razie niepowodzenia. On sam również wiedział…

 

 

*

 

 

Na wschodnim skraju Mokrej Polany w gęstych chaszczach nie dało dostrzec się mistrzowsko zakamuflowanego szałasu. Zbudowała i zamieszkiwała go Efenea, która pod pretekstem wybrania się na polowanie, okłamując jednocześnie swojego ojca, skryła się na brzegu lasu aby móc obserwować cała akcję. Jedząc resztki upieczonego świstaka doprawionego szczyptą żabiego mchu rozmyślała nad tym co młodzieńcowi może się nie udać i jakie będą tego konsekwencje.

 

Nikomu nigdy tego nie zdradziła, ale była zakochana w owym tajemniczym młodzieńcu. Efenea była zawiedziona ponieważ jej ukochany nigdy nie odwzajemniał uczucia, którym go darzyła. Dorastali razem i przyjaźnili się, tak jak ich rodzice.

 

Efenea była z wykształcenia medyczką. Jedną z najlepszych w królestwie Quesen. Często była zapraszana na dwór władcy aby leczyć nawet samą królową Kasandrę.

 

Nigdy nie żałowała wyboru swojej drogi, ale często szkoda jej było, że nie mogła trenować u mistrzyni Marakaji: „Przykro mi Efi, ale nie posiadasz wrodzonego talentu ani wystarczających pokładów energii aby móc u mnie praktykować. Moja szkoła nie jest lekka. Możesz nie wytrzymać nie tylko fizycznie, ale również psychicznie.”

 

Miała świadomość, że jeśli uczniowi Marakaji stojącemu na polanie nie powiedzie się to nawet jej wybitne umiejętności medyczne mogą na nie wiele się zdać.

 

Czekała więc na rozwój wydarzeń…

 

 

*

 

 

Zaczął dąć tak mocny wiatr, że musiał spiąć włosy. Nie mogły mu teraz przeszkadzać. Wiedział, że chwila jego prawdy zbliża się nieubłaganie.

 

Nisko nad jego głową przeleciał stary jastrząb wydając krzykliwy, przeraźliwy kwil jakby chciał mu powiedzieć: „Człowiek! Iiiiiik! Uciekać! Pioruny! Iiiiiik! Zaraz!”

 

– Uda się. Musi. pewnie powiedział młodzieniec sam do siebie nabierając pachnącego deszczem powietrza.

 

Zaczęło mocno błyskać. Chłopak pozbył się złych myśli. Wygnał je na zewnątrz umysłu i pozwolił aby porwał je wiatr. Marakaja mówiła mu żeby w takich chwilach myśleć o bieli. Kolor ten utożsamia nicość, a chodziło o to żeby pozbyć się myśli, być czysty jak diament opłukany krystaliczną wodą górskiego strumienia.

 

Wpatrywał się w pręt wbity przed sobą. Był gotów. Nagle skoczył w powietrze na wysokość kilku metrów. Nie pomylił się. Wyczuł, że w następnej chwili na pręcie będzie już iskrzyła błyskawica. Instynkt go nie zawiódł. Wiedział, że aby złapać Okruch Nieba, bo tak czasami zwano błyskawicę w królestwie Quesen, nie wystarczy szybkość. Gdyby wyskoczył w chwili błysku, zanim znalazł by się w powietrzu byłoby już po wszystkim. Nie potrafił wytłumaczyć jak poczuł nadchodzącą błyskawicę. Po prostu wiedział kiedy ma zacząć działać.

 

Piorun nie dał na siebie długo czekać. Błysnęło, trzasnęło, huknęło. Z metalowego pręta nie pozostała nawet garstka popiołu, ale Okruch wciąż tkwił w ziemi uwalniając elektryczne odpryski. Chłopak utrzymywał błyskawicę z ogromnym wysiłkiem. Jego mięśnie naprężyły się jak nigdy. Na skórze pojawiły się kropelki potu gdzie miejscami poprzegradzane były nabrzmiałymi krwią żyłami, które nie nadążały dostarczać krwi do mięśni przy tak nadludzkim wysiłku. Jego ręce pociemniały, ale nie paliły się. Były wcześniej posmarowane specjalną maścią z krwistego porostu i tłuszczu z sadła gryfa, którą dostał od swojej mistrzyni.

 

– Pokaż co potrafisz piękna! – młodzian wiedział, że teraz nadchodzi kryzysowy moment. Burza sprawdza jego wytrzymałość. Teraz nie może odpuścić. Stanął szerzej aby nie stracić równowagi i silnie pociągnął błyskawicę do ziemi odrywając ją od nieboskłonu. Błyskawica raptownie zmalała przylegając płasko do ziemi, utrzymywana przez ludzkie dłonie. Wiła się niczym węgorz w rybackiej sieci. Nie dawała za wygraną. Ale on również nie zamierzał się poddać. Nie teraz.

 

Adept Marakaji już na kolanach, ostatkiem sił powstrzymywał błyskawicę przed zniknięciem. Zamroczyło go. Nic już nie widział. Podziwiał piękno subtelnej czerni. Czuł jak jego organizm słabnie. Padł wreszcie bezwładnie twarzą w świeżą, pachnącą deszczem trawę.

 

Zemdlał…

 

 

*

 

 

Efenea przyglądała się wszystkiemu z zapartym tchem. Wyjątkowość sytuacji sparaliżowała ją. Nie widziała dokładnie co się stało gdyż walczącego z żywiołem otoczyła łuna energii błyskawicy i zasłoniła go zupełnie.

 

Wygrywając z otępieniem wyskoczyła z szałasu tak gwałtownie, że zniszczyła zamaskowane wejście. Zaczęła biec ile sił na środek polany. Biegła niezwykle szybko i zwinnie. Tak jak wszyscy w Quesen.

 

Królestwo to wyróżniało się tym, że jego mieszkańcy posiadali niezwykła umiejętność błyskawicznego poruszania się. Przeciętna osoba potrafiła przebiec 200 kroków w 6 sekund co nie było żadnym wyczynem.

 

– Ilias! Ilias! – dobiegając krzyknęła Efenea.

 

Dziewczyna przykucnęła przy nieprzytomnym, ale dostrzegając ruch klatki piersiowej odetchnęła z ulgą. Zaczęła się zastanawiać czy Iliasowi się powiodło. Nic na to nie wskazywało, ale mimowolnie spojrzała na medalion i stwierdziła, że coś jest nie tak. Nie znała historii amuletu, ale Ilias tyle razy chwalił się nim przed nią, że zdążyła zapamiętać, że na łańcuch składało się 50 srebrnych ogniw. Zauważyła, że jedno ogniwo było inne. Tworzyły je dwie połączone ze sobą błyskawice.

 

– Udało mu się! – krzyknęła w podnieceniu. – Udało! Złapał ją!

 

Jej entuzjazm momentalnie ostygł. „Co ja mam teraz z nim zrobić?” – pomyślała odgarniając hebanowe włosy na bok i poprawiając spódnicę.

 

Usłyszała krzyki na skraju polany od zachodu. Zauważyła zbliżających się ludzi. Po chwili rozpoznała mistrzynię Marakaję w długiej powłóczystej szacie typowej raczej dla magów niż dla niej, jej jakże niezwykle wysokiego pachołka René i kilku przypadkowych gapiów.

 

W ciszy położyli go na płóciennych noszach i ruszyli w stronę miasta…

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Wszystkie niejasności np: magiczny amulet, wyprawa 6 śmiałków, itp w następnych rozdziałach.

„...a słońce opatuliło się w mroku niczym...” - Co robiło to słońce?

 

Przecinków nie poprawiam, bo już widzę, że brakuje ich bardzo dużo.

 

500 lat, 6 śmiałków – tekst od tego jest literacki, żeby również liczby zapisywać w nim literami. Pięćset lat, sześciu śmiałków. Tak jest po prostu ładniej.

 

„Rolnicy początkowo buntowali się, ale byli bardzo przesądni więc musieli usłuchać woli króla.” A to słuchanie króla bądź nie ma jakiś związek z przesądami czy może jednak z prawem i obawą o karę?

 

„Spodnie zakrywały dolną część ciała...” - No tak. Dobrze, że ich nie nosił na głowie, na przykład...

 

„Muskulatura chłopaka jak na jego wiek była imponująca. Miał silne, wyrzeźbione mięsnie.” - Literówka „mięśnie”, poza tym drugie zdanie tak naprawdę stanowi powtórzenie sensu pierwszego, więc jest zbędne.

 

„Był przystojny: smukła twarz bez blizn...” - Dziwnym wydaje mi się wspominanie o bliznach. Wszak nie jest to zwyczajowa cecha charakterystyczna u ludzi. To raczej istnienie blizny, a nie jej brak zasługiwałoby na wzmiankę.

 

„Gdy pojawił się deszcz wbił go o krok przed sobą i czekał.” - Wbił deszcz, tak?

 

„Próbował przypomnieć sobie treść wczorajszej rozmowy, a raczej monologu swojej mistrzyni Marakaji: „ (…) a teraz zapamiętaj to co ci powiem i weź tosobie głęboko do serca chłopcze.”

To taki przykład. Eliminuj zaimki, gdzie tylko możesz.

 

„Złap tą cholerną błyskawicę!” - TĘ błyskawicę.

 

„aby móc obserwować cała akcję.” - Literówka: „całą”.

 

„Wiedział, że chwila jego prawdy zbliża się nieubłaganie.
Nisko nad
jego głową...”

Powtórzenie. A poza tym o co chodzi z „jego prawdą”? Czy to nie jest ogólna prawda?

 

Co to jest kwil?...

 

„- Uda się. Musi. - pewnie powiedział młodzieniec” - W kwestiach dialogowych w takich wypadkach bez kropek na końcu tego, co mówi bohater.

 

„Chłopak pozbył się złych myśli. Wygnał je na zewnątrz umysłu i pozwolił aby porwał je wiatr. Marakaja mówiła mu żeby w takich chwilach myśleć o bieli. Kolor ten utożsamia nicość, a chodziło o to żeby pozbyć się myśli...” - Powtórzenie.

 

„...nabrzmiałymi krwią żyłami, które nie nadążały dostarczać krwi do mięśni przy tak nadludzkim wysiłku. Jego ręce pociemniały, ale nie paliły się. Były wcześniej posmarowane specjalną maścią z krwistego porostu...”

 

„Zaczęła biec ile sił na środek polany. Biegła niezwykle szybko i zwinnie.” - No i po co te powtórzenia...?

 

 Dość nieporadny warsztat. Zdecydowana absencja przecinków. Fabuła niestety raczej mnie nie zainteresowała. Może innym bardziej przypadnie do gustu.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr


Był ranek. Mimo wczesnej pory dnia niebo spowiły czarne, gęste chmury, (...). --- czy przypadkiem ranek nie jest jedną z pór dnia? Do tego porą wczesną? Swego rodzaju tautologia. Do poprawy.

(...) a słońce opatuliło się w mroku niczym dziecko w ramionach swej matki. --- bez sensu. Opatulamy się w co, nie w czym. Dzieci w ramionach matek się opatulają? Miało być, wszystko na to wskazuje, pięknie i poetycko, wyszło jak zwykle w przypadku wysilania się bez potrzeby.

Nie padał jeszcze deszcz lecz wszystko --- kiepski szyk, brak przecinka.

Trzeba wiedzieć, że w królestwie Quesen za panowania obecnego króla Manosa zdarzyło się tylko kilka takich przypadków. --- na pewno trzeba wiedzieć? Kto ma wiedzieć, jeśli naprawdę ta wiedza jest niezbędna? Za panowania obecnego króla Manosa --- czy to znaczy, że był jeszcze jakiś poprzedni król Manos?

Ubrany był tylko w długie czarne spodnie o szerokich nogawach, przepasane w pasie białym sznurkiem wyplecionym z włosia z grzywy mustanga. Spodnie zakrywały dolną część ciała (...). --- to się nazywa, Kolego, komizmem niezamierzonym. Pomijam przepasanie w pasie, ale to odkrywcze stwierdzenie, że spodnie zakrywały dolną część ciała... Ileż wiedzy do tej chwili mi obcej zdobyłem, czytając te kilka słów! 

Słabiutko, iliasie. Niestety. Ale jest na to rada. Dobre i dobrze napisane książki zamiast instrukcji do gier, komórek i pralek automatycznych, podręczniki do polskiego, słowniki jezyka polskiego plus dobra pamięć i chęć nauczenia się.

 Do zobaczenia pod bezbłędnym tekstem Twojego autorstwa.

W zasadzie trudno napisać coś nowego o tym tekście, oprócz banału, że jeszcze nie pora na publikację. Mogę tylko poradzić, byś jednak nie przerabiał słownika i podręcznika polskiego, tylko wszystkiego uczył się w praktyce - tak jest po prostu dużo łatwiej (przynajmniej dla mnie) i przyjemniej. Chociaż, porównując moje doświadczenie z AdamaKB-a, może jednak powinneś go posłuchać.

PS: Na litość boską, Adamie, który normalny gracz czyta instrukcję:)?

Nie wiem, bo sam zaczynałem od praktyki i dopiero gdy coś za cholerę nie wychodziło, nie dawało się zrobić albo zrozumieć, odkurzałem zbiór mądrości. załączony do symulatorów. :-) Ale widzisz, Lassarze, ta uwaga to już standard, nie do pominięcia...

[Wpatrywał się w pręt wbity przed sobą. Był gotów. Nagle skoczył w powietrze na wysokość kilku metrów. Nie pomylił się.]

no dobra, istnieją dwie możliwości: albo bohater skoczył w powietrze kilka metrów, albo pręt był gotów i nie pomylił się. obie możliwości bardzo mi siępodbają.

i ogólnie: przy txt ubawiłem się setnie, niestety, zapewne w taki spoósb, jak zamierzał autor.

jako lolkontent: dosnokałe

jako poważne opowiadanie: 3/10

A co tam, wypowiem się. Tekst ma jakieś plusy: ten pomysł o łapaniu błyskawic wydaje mi się dość ciekawy. Ale co do reszty, to niestety zgadzam się z wszystkimi przedmówcami, nie ma sensu po nich powtarzać.  W ogóle to miałem wrażenie, jakbym czytał jakiś szkicownik, plan czegoś dłuższego. /// Za szybko, za płytko i za topornie - jak dla mnie, rzecz jasna.

Nowa Fantastyka