- Opowiadanie: Postumus - Captivus

Captivus

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Captivus

… Budzi się powoli z chłodnego i obezwładniającego letargu. Świat dookoła wydaje się początkowo chaotyczny, zamazany. Ciało nie reaguje jeszcze z wymaganą precyzją, jest zimne, odrętwiałe. Myślenie sprawia duże trudności, zwłaszcza gdy wszystkie zmysły informują jedynie o potrzebie znalezienia źródła ciepła.

Mózg rozpaczliwie stara się znaleźć jakiekolwiek informacje, które mogłyby pomóc w poprawie obecnej sytuacji. Przez umysł przepływa potok na wpół już zatartych wspomnień sprzed letargu. Przypomina sobie ciemne i ciepłe Gniazdo, jak również potężną sylwetkę Opiekuna. Pierwsze próby opuszczenia miejsca narodzin, wzrost… Potem nagłe pojawienie się dużego, szarego kształtu. Nagłe szarpnięcie… Chłód. A zaraz potem jest tutaj.

 

Czymkolwiek by to „tutaj” nie było.

 

Otoczenie okazuje się jednak być na tyle ciepłe, by dostarczyć ciału dostateczną ilość energii. Z każdą chwilą czuje się żywszy. Powoli testuje wszystkie swoje poruszacze, napina mięśnie, wykonuje pierwsze, trochę jeszcze nieskładne ruchy.

W końcu udaje mu się określić nieco dokładniej swoje położenie. Stoi w nieznajomym Otoczeniu, które wydaje się ciągnąć w nieskończoność we wszystkich kierunkach. Jego oczy rejestrują kilka szarych kształtów o gigantycznych rozmiarach, poruszających się niedaleko. Przez chwilę czuje strach– czy to Wrogowie? Jednak nie, ukryta w głębi mózgu pamięć jego gatunku nie wysyła teraz żadnego konkretnego sygnału. Być może jest po prostu za daleko i z bliska łatwiej je rozpozna? Zaciekawiony, czując już przyjemne ciepło ciała, uruchamia swoje poruszacze, chcąc zbliżyć się do owych kształtów… I nagle zostaje zatrzymany.

Po chwili bezbrzeżnego zdumienia próbuje jeszcze raz, z tym samym skutkiem. Wygląda na to, że coś, czego nie może dostrzec blokuje mu drogę. Jest przedstawicielem dosyć upartego gatunku, dlatego próbuje kolejny raz, z furią napierając całym swoim ciałem na niewidzialną barierę. Bez skutku.

Szybko okazuje się, że podobne bariery ograniczają go z każdej strony. Ciągną się też wysoko w górę, za wysoko by mógł je sforsować w normalny sposób. Przez chwilę próbuje wspinać się po barierze, ale jest za ciężki, a ściany jego więzienia zbyt gładkie. To na nic. Przez jakiś czas spogląda w górę, w dziwaczne, niemal oślepiające źródło światła i ciepła. Gdyby tylko umiał się tam dostać!… Niestety, jego gatunek nigdy nie opanował możliwości latania. Ta droga wyjścia jest nierealna.

 

W ten sposób uświadamia sobie, że jest uwięziony.

 

 

 

* * *

 

Jest głodny. Uczucie to, początkowo przytłumione potrzebą poznania swojej sytuacji, z czasem narasta, stając się nie do zniesienia, opanowując wszystkie zmysły. Bezwiednie napina wszystkie mięśnie, poruszacze przesuwają w tył i w przód, w oczekiwaniu na rozkazy. Wszystkie zmysły koncentrują się na poszukiwaniu czegokolwiek, co mogłoby zostać zjedzone.

Nagle jego uwagę przykuwa ruch w przeciwnej części Otoczenia. Porusza się tam kilkanaście znajomych kształtów. Mętnie zastanawia się, czy były tu od zawsze, czy też przybyły z Nienazwanego, po czym wszelkie myśli ustępują przed przemożnym pragnieniem jedzenia. Rusza do ataku.

Istoty są małe i miękkie, ich długie, obłe ciała poruszają się tymi charakterystycznymi szybkim skokami, który nauczył się rozpoznawać już dawno temu. Udaje mu się schwytać i zatopić kły w najbliższej z nich. Jego jad jest silny, na całe szczęście wyprodukował go już całkiem sporo. Ofiara wije się jeszcze, walczy niezbornie, ale jest silniejszy. Nadeszła pora uzupełnienia energii… Niemal od razu czuje przypływ sił. Co za przyjemność! Poruszacze pchają go silnie do przodu, w stronę kolejnego i kolejnego celu!…

 

* * *

 

Mija kilka cykli snu i aktywności. Powoli przyzwyczaja się do swojego więzienia, zapamiętuje wszystkie charakterystyczne miejsca, ocenia je pod kątem możliwości ukrycia się w razie ataku. Na razie nie wydaje się wprawdzie, by coś mogło mu tu zagrażać, ale jeżeli on mógł się tu dostać, to równie dobrze może to zrobić i potencjalny wróg.

 

W jego więzieniu znajduje się dziwna struktura, zbudowana z szarej, twardej i niejadalnej materii wygięta w nietypowe, kompletnie nieznajome kształty. Po długich wahaniach bada ją i odkrywa, że jest pusta w środku. To dobre miejsce, będąc w środku może obserwować swoje więzienie, nie będąc jednak widocznym z zewnątrz. Kilka przeróbek uczyni je dobrym punktem schronienia.

 

Kilkukrotnie był karmiony, znowu w ten dziwny, niewyjaśniony sposób. W jednej chwili jego więzienie jest puste, by w kolejnej być wypełnione obcymi, ale jadalnymi istotami.

Ktokolwiek go więzi, nie chce, by zginął śmiercią głodową. Ale jaki jest sens jego pobytu tutaj? Nie został zabity, nie jest zagrożony, nie pilnuje niczego, a do okresu godowego została jeszcze masa czasu. W takim razie… Po co?

 

 

 

* * *

 

Niepokoją go Kształty, migające często za barierami jego więzienia. Są gigantyczne, wielokrotnie większe od niego i jego więzienia. Czasami jedynie migają w oddali, innym razem wydają się zbliżać do bariery, zatrzymując się tuż przed nią. To zastanawiające. Czy one też nie są w stanie przebić tych dziwacznych ścian? Czy– paradoksalnie– to właśnie to ratuje mu życie, nie pozwalając gigantom na zapolowanie na niego? Początkowo ignorowane przez jego pamieć gatunkową, teraz budzą w niej coraz wiekszy niepokój.

Instynktownie boi się Kształtów, ale… Coś w zakamarkach jego wspomnień… Mgliste echa historii jego gatunku… Niemal „wyczuwa” wspomnienia innego świata, gdzie jemu podobne istoty polowały na przodków owych gigantycznych kształtów. Wtedy były one jeszcze małe i słabe, padały łatwym łupem jego przodków. Potem jednak coś się zmieniło, coś poszło nie tak. Podczas gdy kształty rosły, jego przodkowie pozostawali w gruncie rzeczy tacy sami, aż do teraz, kiedy to on boi się gigantów.

 

Czy to one go tu uwięziły? Czy to rodzaj Zemsty za dawne czyny jego rasy? Jest wystawiany na pośmiewisko, jako smutny przykład degeneracji gatunku? Przykra, przygnębiająca myśl.

 

* * *

 

Nie czuje się dobrze. Coś jest nie tak. Jego poruszacze, dotąd działające precyzyjnie i szybko, stały się od pewnego czasu niezgrabne, powolne. Całe ciało wydaje się napuchnięte, podrażnione. Czuje się tak, jakby był w nim… Uwięziony w takim samym stopniu, jak więżą i ograniczają go bariery jego więzienia. Od paru cykli nie je, nie ma ochoty. Każdy zbędny ruch jest bolesnym i trudnym przedsięwzięciem.

 

Wie, co się z nim dzieje, ale nie jest to przyjemna świadomość.

 

Nadszedł czas Rytuału. Nadszedł czas Przemienienia.

 

Pamieć przodków podpowiada mu, co ma robić. Dziwna jaskinia z szarego materiału wydaje się być najlepszym miejscem do ukrycia się. Wie, ze w czasie Przemienienia będzie bezbronny, dlatego stara się przylgnąć do ścian, stać się jak najmniej widoczny. Czeka, nasłuchuje. Czy Kształty dostrzegły jego stan? Czy zaatakują teraz, w chwili słabości? Nie, gdyby chciały, to mogły to zrobić już wiele razy. To one trzymają go tutaj, nie na odwrót. Mimo to, ostrożność nigdy nie zaszkodzi, a jego gatunek żyje tak długo właśnie dzieki niej. Przytula się wiec do jednej ze ścian i czeka na nieuniknione.

 

* * *

 

To trwa już od wielu chwil. Walczy, napinając mięśnie aż do bólu, przerywa na kilka chwil, by nabrać sił, po czym znowu napiera ze wszystkich stron, chcąc wydostać się z klatki własnego ciała. Czuje, jak jego zewnętrzne części rozchylają się, powoli ustępują dzięki jego tytanicznemu wysiłkowi, ale to jeszcze nie jest sukces. W dodatku coraz trudnij mu się oddycha. Musi się wyzwolić, albo zginie.

Ostatni, ostateczny wysiłek… Poruszacze drżą, napięte do granic… Mięśnie dają z siebie wszystko… Czuje, jak wszystkie organy jego ciała łączą się w wspólnym celu i w końcu… Tak! Czuje, słyszy tak wyczekiwany odgłos rozrywania się zewnętrznej warstwy ciała. Wolny, wolny, wolny!

 

Kolejne partie starego okrycia ciała ustępują powoli, odsłaniając nową, lśniącą skórę. Ogarnia go euforia. W jednej chwili, przepojony zwycięstwem nad wlasną słabością odrzuca od siebie leki, strach. W tej chwili „wierzy”, że prędzej czy później wydostanie się z tego wiezienia, „wie”, że znajdzie sposób na ucieczke, tak jak przed chwile uciekł własnym słabościom.

 

Z tryumfem, z rozkoszą dostępną tylko temu, kto przechodzi Przemienienie, opuszcza swoje ciało, swoją dawną powłokę, by stać się czymś nowym, czymś lepszym i…

 

 

* * *

 

-…. I dlatego chcę, żebyś na razie mu nie przeszkadzała. Jest teraz niespokojny i słaby, nie chcę go stresować.

– A-ha… No dobrze, nie ma sprawy. Ale…

– Ale co?

– Jest jedna rzecz, której nie rozumiem.

– Wal śmiało…

– Po co wstawiłeś pająkowi plastikowy zamek do terrarium?

Koniec

Komentarze

"Nie został zabity, nie jest zagrozony" - zagrożony

Szczerze powiedziawszy, przed pierwszym zestawem gwiazdek domyśliłem się, o co chodzi i właściwie wiedziałem już jak tekst się skończy. Jest tu nawet na portalu kilka podobnych. Co nie oznacza, że tekst jest zły. Wręcz przeciwnie. Opowiadanie napisane zostało - moim zdaniem przynajmniej - sprawnie i dobrze. Nie ma błędów, są za to emocje i dobry warsztat. Tylko powalającego pomysłu zabrakło.

 

Kilkukrotnie był karmiony, znowu w ten dziwny, niewyjaśniony sposób. W jednej chwili jego więzienie jest puste, by w kolejnej być wypełnione obcymi, ale jadalnymi istotami.
Ktokolwiek go więzi, nie chce, by zginął śmiercią głodową. Ale jaki jest sens jego pobytu tutaj? Nie został zabity, nie jest zagrozony, nie pilnuje niczego, a do okresu godowego została jeszcze masa czasu.

duuużo bycia. dużo.

reszty podobnych drobnostek nie chciało mi się wypisywać, ale się zdarzały - na przykład czasem brak spacji przed myślnikiem. zapewne pojawi się ktoś, kto to wskaże ;) na pewno przeczytaj jeszcze raz ostatnią pajęczą część, tę sprzed dialogu, masz tam dużo pozjadanych ogonków.

 

lubię pająki, lubię więc także i ten tekst. ale nie żeby jakoś specjalnie - nie wzbudził bowiem większych emocji, chociaż miło było go przeczytać. ot, analogicznie, przemyślenia kotka kanapowego, który pilnuje terytorium swojego salonu i czasem parska na właścicieli mieszkania. sytuacja trochę inna, ale dramaturgia podobna.

W momencie, w którym czytelnik domyśla się, że chodzi o pająka sprawa absolutnie sie wyjaśnia. Przydałaby się jakas zaskakujaca końcówka, bo plastikowy zamek to za mało, żeby uratować tekst; na dodatek nie pozbawiony błedów.

Tekst jest estetycznie i przyjemnie napisany. Dobrze się go czyta, ale --- jak zauważyli poprzednicy --- zamysł zbyt szybko wypływa na wierzch. Może opowiadanie dałoby się podkręcić, nadając mu trochę cięższą atmosferę --- np. wydatnie rozbudować scenę polowania i zabicia ofiary, lepiej opisać "miejsce zamieszkania".

pozdrawiam

I po co to było?

jeślie nie jesteś z pochodzenia Niemcem, nic nie usprawiedliwia nienazwowych rzeczowników pisanych wielka literą. puenta dobra, ale ogólnie nuda

5/10

Nowa Fantastyka