- Opowiadanie: Julius Fjord - Odruch śmiertelny

Odruch śmiertelny

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Odruch śmiertelny

O świcie kolejny mężczyzna rozpaćkał się o chodnik.

 

Kobiety jednak bardziej preferują terminale. Tak jest kulturalniej, bardziej higienicznie. W cieple, miła obsługa, roboty sprzątające na miejscu. Tylko kolejki straszne. Od zapisu do wizyty mija nieraz kilka tygodni. Rzeczywiście może się odechcieć umierać.

 

Na wszelki wypadek zadzwoniłem do pracy, że się spóźnię, i zalałem wrzątkiem antytan zmieszany z kawą. Popijając, przewijałem w Medium nekrologi z pierwszych stron. I tym razem nie zabrakło gwiazd fikcji, znanych finansistów i sportowców. Slajdom towarzyszyły opisy, wywiady z bliskimi i komentarze. W rankingu popularności brylowała modelka Indira Claymoore, która w samej tylko bieliźnie D&G wyskoczyła z promu w próżnię, wraz ze swoim chihuahua.

 

Przyjechali po półgodzinie i zanim wyczyścili teren, byłem już ubrany i świeży. Przy windach zastałem tłok. Nie znosimy widoku krwi na własne, nieprzesłonięte Medium oczy. Gdy droga wolna, wyleźliśmy naraz jak dżdżownice w deszcz. Radiański z apartamentu obok szturchnął mnie i powiedział, żebym podszedł do starego Mikela, który dziś obchodził umrzyny. Poklepałem Baska po ramieniu i pożyczyłem mu spełnienia oczekiwań eschatologicznych. Wyglądał na spokojnego.

 

Wsiadłem do sama, które mnie zawiozło pod biurowiec. Nad miastem wisiały ciężkie chmury. Ulice były puste, jeszcze bardziej niż wczoraj. Mając i tak odnotowane spóźnienie, mogłem pójść na melancholijny spacer po placu głównym lub odwiedzić Dąbrowską w jej biurze. W Medium Lokalnym trąbiono o masowej mogile znalezionej we wnętrzu kościoła ekumenicznego, więc wolałem oszczędzić sobie przykrości i wybrałem to drugie.

 

Na pierwszym piętrze oprócz oddziału medycznego znajdował się terminal. Pomyślałem, że nie chciałbym pracować ze świadomością, że za ścianą umierają ludzie. Dąbrowską zastałem spierającą się o coś z wielką dziewczyną w okularach. Zauważyła mnie dopiero po chwili.

 

– Pięknie się złościsz! – zawołałem na powitanie.

 

– No proszę, Lunak. Wysublimowany jak śnieg po zimie. Czemu zawdzięczam przyjemność?

 

Stanęła przede mną pewna siebie, w lekkim rozkroku. O tak, noszony niedbale biały fartuch dodawał jej drobnej sylwetce prestiżu.

 

– Jeśli podam swoje powody, nie będzie już tak romantycznie. A tak poza tym, co u ciebie? Jakieś kłopoty?

 

Zlustrowała mnie krytycznie od góry do dołu, jakby zastanawiała się: kupić tę sukienkę czy jej nie kupić. W końcu wyrwana z zamyślenia, nachyliła się nade mną, tak że poczułem zapach jej perfum, i powiedziała konspiracyjnym szeptem:

 

– Widzisz tę na trzeciej? To moje kłopoty. Ma na imię Melasa. Tak, tak, rodzice jej nie kochali. Jest tu nowa.

 

Wielka dziewczyna w okularach spojrzała na nas. Chyba domyśliła się, że o niej mowa, bo poczerwieniała, poderwała się z krzesła i odeszła obrażonym krokiem. Dąbrowska patrzyła za nią obojętnie, ale gdy tamta minęła windy i poszła dalej w kierunku terminala, przestraszyła się i pobiegła za nią.

 

Ruszyłem za nimi.

 

W poczekalni paliły się świece, a okno było przesłonięte kotarą. Umówieni na wizytę siedzieli w ciasnych kręgach z rodzinami i przyjaciółmi. Wszyscy ubrani byli w ciemne garnitury i garsonki. Gdy wszedłem, zwróciły się na mnie oczy przepełnione żalem. Aż przystanąłem. Zrobiło mi się słabo.

 

Drzwi do terminala były uchylone. Usłyszałem czyjeś krzyki. Podeszła do mnie pani z tacą, na której niosła dzbanek i filiżanki z antytanem i herbatą. Łagodnym głosem spytała, w czym może pomóc. Chciałem ją ominąć, lecz zastąpiła mi drogę. Wywiązała się krótka przepychanka. Taca upadła na podłogę, a porcelana się potłukła. Pani zaczęła płakać. Kilka osób wstało z miejsc. Wśród nich znalazł się mój sąsiad.

 

Wtedy nastąpił huk. Przytłumiony, głuchy – znaczy sufit się nie walił – ale i tak powstało zamieszanie. Mikel pierwszy dopadł okna i odsunął kotarę.

 

– Pożar!

 

Pożar? Byłem w połowie drogi, żeby zobaczyć na własne oczy, kiedy pani od tacy wydała z siebie niepokojący odgłos, niby zagrożony kot. Odwróciłem się. Ściskała w drżącej dłoni długopis. Pobielały jej knykcie. Na wykrzywionej w spazmatycznym grymasie twarzy rozmazał się makijaż. Podniosła dłoń do góry. Zrozumiałem.

 

– Nie, proszę tego nie robić.

 

Za późno. Z impetem wbiła długopis w szyję. Sądząc po obfitości krwawienia, naruszyła tętnicę. Zdążyłem jedynie chwycić bezwładne ciało, nim upadło. Jeszcze się trzęsło.

 

Zaległa cisza. Ludzie patrzyli na nas, przełykali ślinę, oddychali ciężko. Znałem ten stan i to, co po nim mogło nastąpić. Tylko kręciłem bezsilnie głową. Jedna osoba złapała się za usta, potem druga, trzecia. Nie, nie mieli wymiotować. Instynktownie wiedzieli, dokąd i po co się udać. Do terminalu. Po śmierć.

 

Sam nie czułem się lepiej. Powoli traciłem łączność z Medium, ale myślałem jeszcze jasno. Rozerwałem zębami wyciągniętą z kieszeni saszetkę antytanu. Połknąłem go na sucho. Chwilę trwało, zanim mi się polepszyło. Patrzyłem mętnie w okno na smugę czarnego dymu. Pewnie znowu wybuch gazu, pomyślałem. Potwierdziło to Medium Lokalne.

 

Potem nie bez obaw wszedłem do terminalu. Nie byłem gotowy na kolejną porcję tego, co wydarzyło się w poczekalni. Ale musiałem się upewnić, czy Dąbrowskiej nic się nie stało.

 

Sala okazała się bardzo przytulna, wystrój był utrzymany w zielonkawej tonacji. Na ścianach wisiały symbole religijne i obrazy przedstawiające rozmaite wyobrażenia życia pośmiertnego. Na środku stał duży wygodny fotel z konsolą wbudowaną w boczne oparcie. Dąbrowska siedziała na nim nieruchomo. Drgnęła, gdy usłyszała kroki.

 

– Wystarczy, że nacisnę przycisk, a zostanie mi wstrzyknięta trucizna – powiedziała rzeczowo. – Otworzy się zapadnia i zjadę na minus dziesiąte, na cmentarz. Martwa jak martwa natura.

 

– Jeśli źle się czujesz, dam ci antytan.

 

– Nie, mój drogi. Jak martwa natura – podkreśliła. – Czy kiedykolwiek słyszałeś, żeby nasi przodkowie świadomie tłumili w sobie popęd życia? Dlaczego my mamy tłumić popęd śmierci? Natura, natura, natura! Natura chce dla nas dobrze. Antytan? Życie z przyzwyczajenia to żadne życie. A skoro już tu jestem…

 

– Ja… tylko…– Spuściłem głowę. – To smutne.

 

– Nie martw się. Wejdź jutro na mojego bloga. Zadedykuję ci notkę. Opiszę, jak było. Możesz też zostawić komentarz pod moim nekrologiem. Byłoby mi miło. Naprawdę.

 

Uśmiechnęła się słodko.

 

Westchnąłem.

 

– Wiesz, że nie mogę zostać i trzymać cię za rękę? Złamanie protokołu. Pieprzone prawo. Założę się, że nie żyje już żaden prokurator, który mógłby mnie oskarżyć, no ale kartoteka ciąży nad tobą przez całą wieczność.

 

– Wiem. – Wciąż się uśmiechała, gładząc palcem przycisk na konsoli. – Idź już. Będę czekać niecierpliwie. Do zobaczenia po tamtej stronie.

 

– Do zobaczenia – odparłem z ociąganiem.

Koniec

Komentarze

Przeczytałem, ale nie bardzo łapię o co tu chodzi. Może jakiś zdekoncentrowany dziś jestem, albo coś? Nie traktuj tego jak opinię o tekście, a raczej jako ślad, że tu byłem.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Gdy droga wolna, wyleźliśmy naraz jak dżdżownice w deszcz. - gdy droga zrobiła się wolna.
Ulice były puste, jeszcze bardziej puste niż wczoraj. - niepotrzebne drugie puste.

— Pięknie się złościsz — zawołałem na powitanie. - gdyby na końcu wypowiedzi stał wykrzyknik, to byłoby to zawołanie. A tak to chyba tylko stwierdzenie.

Tekst praktycznie bezbłędny, bardzo starannie napisany. Czytało się szybko i łatwo, ale fabuła do mnie nie przemawia. Strasznie pesymistyczne to opowiadanie. Poza tym powody, dla których ludzie tak łatwo się zabijają, są słabo opisane. Czytelnik nie dowiaduje się niczego o tym, dlaczego ludzkość nagle chce popełniać masowe samobójstwa.

Według mnie przeciętnie.

Pierwsze zdanie jest mistrzowskie. Niestety nie bardzo pasuje do nastroju dalszej narracji i całości tekstu pod względem językowym. Jeżeli jest to wypowiedź narratora, który bierze udział w dalszych wydarzeniach, to powinien pozostać przy jednym sposobie wypowiedzi. Ale zdanie jest świetne, bo od razu wprowadza napięcie, które mogłoby zostać genialnie wykorzystane do budowy fabuły.

Ładne zdania, miło i szybko się czyta, ciekawa narracja, jednak wiele wtrąceń, dygresji i przemyśleń narratora sugerowałoby raczej bardziej obszerny tekst, co najmniej kilkustronnicowy (tak to się pisze?).

Absolutnie genialny jest dla mnie jest ten fragment "Czy kiedykolwiek słyszałeś, żeby nasi przodkowie świadomie tłumili w sobie popęd życia? Dlaczego my mamy tłumić popęd śmierci? Natura, natura, natura! Natura chce dla nas dobrze. Antytan? Życie z przyzwyczajenia to żadne życie". Ja odebrałem to jako uzasadnienie właśnie tej sytuacji, w której znaleźli się ci ludzie, powód dla którego popełniają samobójstwa, jednak nie wiem czy takie było założenie autora, jeżeli tak, to nie zostało to zaznaczone jako dostatecznie ważne, mam wreżenie, że była to jakaś kolejna dygresja i takie nie-wiadomo-co. Gdybym mógł już wystawiać oceny to dałbym coś między 3 a 4. 4 za ten jeden fragment (to, że ludzie przestali odczuwać popęd życia), a 3 za to, że tekst nie w swej krótkości, chaotyczności i niezrozumiałej (przynajmniej przeze mnie) fabule nie przekazuje właściwie nic ciekawego. Ale zarysował w mojej głowie bardzo interesującą wizję świata kiedyś.

Pięć dużych punktów za prawdziwe myślniki.

Przydałoby się wyjaśnienie przyczyn tego samobójczego ciągu. Niekoniecznie wprost --- drogowskazik, aluzyjka, o czym myśleć jako o przyczynie... To największa wada tekstu. I praktycznie jedyna.

Pozdrawiam i czekam na następne opowiadanie.

Dziękuję wszystkim za komentarze! Palce mnie świerzbią, więc pewnie coś jeszcze napiszę.

Pozdrawiam.

Tekst rzeczywiście pognał do przodu jak dziki. Z jednej strony dobrze, bo był wciągający. Z drugiej --- źle. Pozostawiłeś zbyt mało informacji na temat rzeczywistości. Akcja leciała, ale czytelnik musiał sobie nieprzyzwoicie dużo dopowiadać. Językowo na wysokim poziomie.

Skoro łapy świerzbią, to rozwiń ten świat w kolejnym tekście. I w szczególności zadbaj --- o czym wspomniał już AdamKB --- żeby zaznaczyć przyczyny tych wszystkich specyficznych dla Twojej rzeczywistości zachowań bohaterów. Z niecierpliwością czekam na nowe opowiadanie.

pozdrawiam

I po co to było?

7/10

krótkie, mocne, choć racja, że "rozpaćkanie" nie pasuje.

Dzięki, dzięki za uwagi :)

 

Już się produkuje. Nowe.

Mogę tylko podpisać się pod przedpiszczami. Powiedzieli juz wszystko. Powodzenia. Postaram się zajrzeć do tego nowego dzieła, bo zapowiada się intrygująco. :)

(...) pod przedpiszczami.

Przyznać się, kto piszczał! :-)

A. To chyba mi w głowie piszczało z przepracowania. :D

Opowiadanie można scharakteryzoiwać tak: "coś tam, coś tam" kiedyś (?) chyba (?)wydarzyło się (?), s teraz wystarczy " coś tam, coś tam", aby ludzie niezwłocznie popełniali samobójstwo.... Oczywiście, istnieje infrastruktura obrządku samobójczego.  A to akurat Autor opisuje sumiennie... Na tę podstawową ułomność  tekstu -- brak jakichkolwiek odniesień -- wskazali przedmówcy. Autor nie raczył wyjaśnić, czemu ludzie są tak słabi psychicznie i jaki charakter miało to fatalne, pierwsze "coś tam, coś tam". Powodów powstania ośrodków samobójczych, czyli terminali, licznych jak grzyby po deszczu, też nie wyjaśnił. Po prostu są. Oczywiście nie wyjaśnił też, czym jest antytytan. Istnieje, i już.

W sumie --- obrazek.  Rozbudowana scenka. Zarys większego opowiadania.

W sumie --- mało zrozumiałe opowiadanie, wygrane na jednej tylko, chwytliwej nucie. 

Autor miał ciekawy pomysł spoleczeńtwa  funeralnego. Należało tylko rozbudować zamiar pisarski. Ale -- Autor r tego nie uczynił.

Narracyjnie i kompozycjnie --- słabo. Wyszło średnio na jeża...

3/6

Dzięki, Rogerze, za cenną krytykę :)

Witaj!

 

[cytat z AdamKB]Przydałoby się wyjaśnienie przyczyn tego samobójczego ciągu. Niekoniecznie wprost --- drogowskazik, aluzyjka, o czym myśleć jako o przyczynie... To największa wada tekstu. I praktycznie jedyn.[koniec cytatu]

 

Nic dodać i nic ująć. Podobało mi się - tak na 4.

 

Pozdrawiam

Naviedzony

Nowa Fantastyka