- Opowiadanie: Reve - At Ten i Lynsey Ross

At Ten i Lynsey Ross

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

At Ten i Lynsey Ross

Historia nie kończy się na śmierci

 

At Ten i Lynsey Ross

 

 

 

Pijany mężczyzna stał w cieniu. Opierał się o ścianę szarego, brudnego budynku. Po jego kaftanie spływały strugi deszczu.

Przez zabłoconą uliczkę szła samotna kobieta. Nerwowo stukała trzewikami o kamienie rozglądając się dokoła.

Mężczyzna wyszedł z mroku. W ręku trzymał butelkę. Wytrząsnął ostatnie krople do gardła i zastąpił kobiecie drogę. Wystraszona chciała uciec, ale mężczyzna chwycił ją mocno za rękę tak, że aż zsiniała. Kobieta zaczęła się wyrywać i krzyczeć. Napastnik gwałtem przyciągnął ją do siebie i roztrzaskał butelkę na jej głowie. Odłamki szkła posypały się we wszystkie strony wbijając się w skórę. Kobieta osunęła się na ziemię a z jej ciała wypłynęły strużki krwi mieszając się z wodą i błotem.

Mężczyzna stał chwilę nad jej zwłokami. Z kieszeni kaftana wyjął kartkę zakreśloną symbolami. Pstryknął palcami, a na jego ręce mimo deszczu, pojawił się ogień. Mężczyzna wsadził kartkę w płomienie. Stał w kałuży krwi, zapatrzony w czarny strzępek szybko niknący w ogniu na jego dłoni. Płomień zgasł.

Mężczyzna padł martwy.

 

 

– Ludzie! Ludzie! Pomocy! Wołajcie tu lekarza!

– Lepiej księdza i grabarza…

 

 

– Taka młoda… Miała ledwie dwadzieścia sześć lat! Całe życie stało przed nią otworem.

– Oj, kochana sąsiadko. Nikt nie wie kiedy to przyjdzie jego kolej na zejście z tego świata.

– Co prawda to prawda.

– Ale i tak żal dziewczyny…

– Jej matka podobno chciała powiesić się ze smutku.

– Clene? A to ci dopiero! Zawsze miałam ją za silną osobowość.

– Została zupełnie sama. Biedna kobieta! Tyleż cierpień…

– Ach, nie rozmawiajmy o tych ponurych sprawach. Za chwilę makaron mi wykipi.

 

 

– Z prochu powstałaś i w proch się obrócisz…

– Co za ironia! A zamordował ją podpalacz! Sam mistrz Zakonu Eldurberdosa!

– Cii…

– …i niech spoczywa w pokoju na wieki wieków.

– Amen.

 

 

– Na suche pola ruszamy…

– …by pożogę siać!

– Przez świat wędrujemy…

– …szerząc wolność!

– Sprzyja nam ogień…

– …jedyny sojusznik w walce!

– Nie straszna nam żadna istota…

– …Ni śmierć! Ni ból! Ni życie!

– Oddajmy hołd Mistrzowi, który odszedł w Jasność. Niech i u nas zabłyśnie ogień!

Z setek uniesionych w górę dłoni wybuchły płomienie rozgrzewając wnętrze groty. Po ciałach spłynęły krople potu. W chwiejnym blasku namaszczono nowego Mistrza Zakonu.

 

 

Śledztwo Trwa

Dnia 13 października At Ten, przywódca Eldurberdosa, zabił swoją ostatnią ofiarę. Była to Lynsey Ross, dwudziestosześcioletnia nauczycielka śpiewu. Nauczała w Szkole Imienia Powstańców roku 327.

Nie wiemy, co nakłoniło At Tena do popełnienia sto czterdziestego ósmego morderstwa. Nie wiemy również, dlaczego po uśmierceniu Ross, Edurberdosa popełnił samobójstwo. Sprawę bada policja z pomocą Selbów.

Na razie zdołano ustalić, że morderca znał swoją ofiarę rok i że łączyła ich bliska przyjaźń.

 

 

– Mówiłam jej, żeby mu nie ufała! Mówiłam!

– Uspokój się. Płacz nic tu nie pomoże.

– Dlaczego ona nigdy nikogo nie słuchała?!

– Masz tu chusteczkę.

– Dziękuję. Tak mi brak Lynsey…

– Wiem, ale potrzebuję nowej nauczycielki. Dasz radę, Dualce?

– Tak, pani dyrektor. Postaram się.

 

 

– Co mam teraz zrobić?

– Żyć. Nic innego ci nie pozostało, synu. I módl się. Módl się o niebo dla Lynsey oraz łaskę dla At Tena.

– Gdyby żył, zabiłbym go. Ten szaleniec nie zasługuje na żadną łaskę!

– Kieruje tobą żal…Bóg odpuści ci te słowa, ale nie chowaj dłużej urazy.

– Święty mężu, nie wiesz, o co prosisz. Moja żona odeszła…

– …do Boga! I spotkasz ją jeszcze, synu! Wierz w to i nie grzesz więcej.

– Ojcze, módl się za nią… i za mnie. Bo nie wiem, czy znajdę dosyć siły.

– Niech Bóg ci błogosławi. Zaiste gorzki napój podano w twym kielichu.

 

 

– A gdzie jest pani Ross?

– Co się stało?

– Pani Ross wyjechała na wakacje?

– Kiedy wraca?

– Jest chora?

– Spokojnie dzieci! Pani Ross… Przez pewien czas będzie nieobecna… Od dziś to ja będę waszą nauczycielką śpiewu. Co robiliście na poprzednich lekcjach?

 

 

Postępy

W ostatnich tygodniach śledztwo w sprawie śmierci Lynsey Ross i At Tena gwałtownie przyspieszyło.

Odział Selbów (Stworzeń Prawdy) przesłuchując znajomych Ofiary, trafił na kilka istotnych informacji. Z ich zeznań wynika, iż na miesiąc przed tragiczną śmiercią, doszło do kłótni między Lynsey Ross a At Tenem. Dziewczyna oznajmiła mu, że nie chce go już więcej widzieć, na co Mistrz Zakonu przeklął ją kreśląc ogniem znaki na drzwiach jej domu. Lynsey Ross wymieniła owe drzwi już następnego dnia tak, że niewielu zdążyło ujrzeć tajemnie symbole.

Policja nie chce zdradzić (lub nie wie), co było powodem kłótni między Lynsey Ross i At Tenem.

 

 

– Słyszałam straszne krzyki. Ona mówiła coś o szaleństwie i braku moralności, a on o ogniu i jej mężu. Niewiele z tego zrozumiałam… Ale chyba ona nie chciała zrobić czegoś, na czym bardzo mu zależało. Wcześniej nigdy tak nie krzyczeli….

– Chce pani powiedzieć, że wcześniej też się sprzeczali?

– I to nie raz! Ale w końcu zawsze się godzili i raczej nie podnosili na siebie głosu…

– A mąż Lynsey Ross? Gdzie wtedy był?

– W podróży. Pan Ross często podróżuje w interesach.

– Na długo wyjeżdża?

– Zwykle na dwa czy trzy miesiące… Napije się pan kawy?

– Selbowie nie piją i nie jadają posiłków. – powiedział jakby z uśmiechem biały stwór mocniej wbijając wzrok szarych bezźrenicowych białek w kobietę.

– Ach… No tak. Przepraszam.

 

 

– Zrobił to. Jednak to zrobił. Trzeba przyznać, odwagi mu nie brakowało. Eldurberdosa rzadko popełniają samobójstwa. I kto by się dziwił? Śmierć oznacza dla nas początek końca. Księża wierzą w niebo i miłosiernego Boga. W sąd i nagrodę za dobro. Wiara naiwnych!

Po śmierci przychodzi Jasność. Królestwo Ognia. Pożogi, której służymy. Każda ofiara złożona rękoma Eldurberdosa jest zapłatą za wolność ludzkości. Składamy w ofierze swoje życie i usługi aby inni się odrodzili ponownie. Jesteśmy straceni. Dobrowolnie oddajemy się ogniu. Eldurberdosa są zbawcami świata. A choć wszyscy nami gardzą, to kiedyś dostąpimy chwały.

At Tenie, przyjacielu, zazdroszczę ci odwagi. Niech ogień będzie ci łaskawy, jak był tu, na ziemi.

 

 

– Słyszał pan, że policja rozwiązała sprawę śmierci Ross?

– Nie do wiary! A mówiono, że utknęli w martwym punkcie po raporcie Selbów.

– Panie drogi! Zgłosił się do nich jakiś profesjonalny detektyw. Tak, ot! Całą sprawę wyjaśnił!

– Niech pan opowiada! Bardzom ciekaw!

– A no, ta Ross była piosenkarką ale mąż nie wierzył w jej talent i kazał w domu siedzieć, a nie karierą się zajmować. Podobno ciągle gdzieś wyjeżdżał i dziewczyna sama zostawała. No to ona, żeby się czymś zająć, zaczęła uczyć w szkole. Któregoś dnia jeden z Eldurberdosa przechodził obok jej klasy i usłyszał jej śpiew. A trzeba panu wiedzieć, że Eldurberdosa, aby przywłaszczyć sobie moc ognia , śpiewają mu litanie i modlitwy. Wkrótce o Ross dowiedział się Mistrz Zakonu. Udał się do niej podając się za wpływowego bogacza, który zafascynowany jej głosem, mógłby pomóc jej w zrobieniu kariery…

 

 

– Podobno nigdy od siebie nie odstępowali. Przesiadywali u niej do późnej nocy dyskutując i nucąc.

– I niby to repertuar ustalali. Phi! Głupia dziewczyna! Obcego mężczyznę obdarzać takim zaufaniem!

– O zmarłych źle się nie mówi… A Lynsey odnalazła dzięki niemu nadzieję. Czy ty byś się oparła, gdyby ktoś chciał pomóc ci w spełnieniu marzeń?

 

 

– Módlmy się w intencji Lynsey Ross. Niech Bóg da jej niebo i życie wieczne. Zbłąkana owca nawróciła się do Pana, choć zapłaciła za to życiem. Lynsey umarła śmiercią męczeńską za wiarę. Nie ugięła się pod mocą szatana. Niech i nam Bóg da odwagę do codziennej walki z grzechem.

– Amen.

 

 

– Przepraszam cię, Lyn. Zostawiłem cię. Musiałaś być bardzo samotna… Wybacz. Nie chciałem tego. Po prostu… Nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak się czujesz.

 

 

– To czemu ona w końcu umarła?!

– Bo nie zgodziła się przystąpić do Eldurberdosa! Chcieli ją zaciągnąć, bo jej głos mógł wzmocnić Zakon. A jak odmówiła, to ją At Ten zamordował.

– Nie rozumiem… To po co sam się potem zabił?

– A kto go tam wie! To jakiś szaleniec kamikadze był! Pewnie się upił i nie wiedział co robi.

– At Ten?! Może i był z niego wariat ale… Kto popełnia celowe samobójstwo pod wpływem alkoholu?

– Szaleniec kamikadze.

– A mi się wydaje, że on nie zniósł odmowy. Wiesz, był Mistrzem, a tu nagle ktoś się mu postawił…

– Filozofujesz! Zupełnie jak moja narzeczona! Ona uważa, że At Ten kochał Lynsey. Pod presją Eldurberdosa musiał ją zabić, a ponieważ mordując ją zranił swoje serce, to popełnił samobójstwo. Ale dla mnie to ten wariat nie miał żadnych uczuć. Zwykły świr.

 

 

Koniec

Komentarze

Niestety, doszłam do "stróżek krwi" i odpadłam. Co takiego jest w tym magicznym słowie...?

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

No wiesz, dozorczynie to figury ho ho...

-------------

Nerwowo stukała trzewikami o kamień (...).

To ta zabłocona uliczka wybrukowana była pojedynczym kamieniem, a kobieta kręciła się wokół rzeczonego kamienia, by móc stukać o niego trzewikami?

Wiem, złośliwy jestem, ale widzisz, podczas pisania, potem podczas sprawdzania tekstu, trzeba troszeczkę myśleć, żeby dziwnych rzeczy nie było. A wszystko z powodu liczby pojedynczej zamiast mnogiej...

Dodam, że pomyłek jest więcej --- ale nie tragicznie dużo.

--------------

Podoba mi się forma przekazu. Pogaduszki sąsiadek, rozmówki z kapłanem, wyrywki z gazety zamiast wlokącej się przez siedemdziesiąt stron relacji albo zamiast wysilonych opisów śledztwa, wydumanych ceremoniałów sekty.

"z jej ciała wypłynęły stróżki krwi" - nie rozumiem, dlaczego napisałeś "stróżki", skoro kilka linijek wyżej miałeś "strugi". Chcę ci tylko uzmysłowić, że te stróżki podeszły dawno temu do rangi portalowego żarciku. Otóż, stróżka to żeński odpowiednik stróża. Strużka to wyraz, którego szukasz.

"Mężczyzna wsadził kartkę do płomieni" - "w płomienie".

Gratuluję pomysłu. Opowiadanie napisane jest w naprawdę ciekawy sposób. Jeśli miałbym być szczery, chyba pierwszy raz się z czymś takim tu spotkałem. Za to zdecydowany plus. Tekst polecałbym jeszcze tylko przejrzeć pod kątem kilku małych błędów interpunkcyjnych i zapisowych.

Tak czy inaczej, ode mnie czwóreczka. Należy ci się.

Podobało mi się, nawet bardzo. Daje 5.

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

A mnie jakoś za specjalnie nie ruszyło.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Jednak przeczytałam do końca. Ale ani sposób przedstawienia, ani fabuła mi nie podeszły.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Sporo literek, z których niewiele wynika. Mogło być gorzej, ale historia mogła mieć też jakiś sens, morał, lub choćby ciekawy język.

4/10

Nie podeszło mi niestety.

Nowa Fantastyka