- Opowiadanie: nitras - Laura Grot

Laura Grot

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Laura Grot

Jest to jedno z moich starszych opowiadać(żadnego niedokończyłem z powodu mojego braku talentu, który widze. Obecnei jestem w trackie pisania dalszej części "Akademii Artystów" i korzystam przy jej pisaniu z natchnienia jakie mi niesie Władca Pierścieni, "Boży Wojownicy" oraz obecna literatura jak "Zwiadowcy", "Mag", "Ragnarok 1940", "Miecz i Kwiaty" czy "Karaibska Krucjata"(Marcin Mortka).

Dziękuje za wszelkie rady i komentarze, takze te negatywne.

 

Prolog
Stara Sosna to małe miasteczko zamieszkiwane przez ludzi, położone w pobliżu ogromnego garnizonu królewskiej armii gdzie stacjonuje ponad dziesięć tysięcy królewskich żołnierzy. Zaledwie parę kilometrów stąd znajduje się Czarna Dolina otoczona magiczną barierą dzięki której ucieczka z tego miejsca jest niemożliwa. Więźniowie polityczni odsiadują tu swój dożywotni wyrok ciężko pracując w kopalniach węgla. Wśród społeczności górniczej możemy spotkać przedstawicieli wielu ras, między innymi są tam Wilkołaki, Minotaury, Koboldy, Krasnoludy, Elfy czy Wampiry. Taki stan rzeczy utrzymuje się już od ponad trzystu set lat. Wtedy to do władzy doszedł król Jeremi III, którego dekret ustanowił wszystkich odmieńców niewolnikami ludzi. Od tego czasu każdego odmieńca zakuwano w kajdany i sprzedawano w niewolę, tych bardziej niebezpiecznych wtrącano do Czarnej Doliny gdzie spędzali resztę swego życia. Jednak jak w każdej historii tak i w tej istnieje ziarnko nadziei na lepszą przyszłość. Jest nim utworzona w Czarnej Dolinie organizacja mająca na celu zniszczyć magiczną barierę i odsunąć od władzy wszystkich, którzy są przeciwni odmieńcom. W szeregach organizacji ważną rolę odgrywa stary klan demonów członkowie którego od urodzenia posiadają zdolności magiczne. Jednak było ich niewielu, dlatego postanowili że połączą się więzami krwi z innymi odmieńcami, tak oto powstały kolejne rasy odmieńców posiadające niewielkie umiejętności magiczne. Na szczęście wśród nich znalazło się też kilka osobników o bardzo potężnych umiejętnościach przypisywanych każdej z ras. Laura Grot jest jedną a takich osób. Jej ojciec Korneliusz był w połowie Wilkołakiem, a w drugiej Elfem. Matka Samanta natomiast była córką Demona i Wampirzycy. Ich córka była jedyną osobą w ośmioosobowej rodzinie od które już w dniu narodził można było wyczuć silną magię. Ta moc połączona z długowiecznością elfów, wieczną młodością wampirów oraz siłą Wilkołaków, sprawiła że dawno złożone przyrzeczenie mogło się wypełnić. Los jednak znów się odwrócił od mieszkańców Czarnej Doliny. Bowiem w tym czasie w królestwie zaczęło brakować niewolników. Dlatego obecny władca Józef V rozkazał swoim żołnierzom by zabrali wszystkie dzieci narodzone w Czarnej Dolinie w przeciągu ostatnich trzech miesięcy, by następnie sprzedać je niezadowolonej z obecnej sytuacji ludności. Tak oto Laura trafiła do domu hrabiego Montiera. Przez pierwsze lata swojego życia była pod opieką jednej z pokojówek mieszkających w szopie obok pałacyku. Teodor Montier był szanowanym człowiekiem i często widywano go na bankietach organizowanych przez Józefa V, miał on jednego syna Wojciecha, który miał odziedziczyć całą fortunę ojca. W domu Mortierów wykorzystywanie seksualne niewolnic było na porządku dziennym, zarówno przez swoich panów, gości, czy resztę służby. Gdy Laura wkroczyła na drogę do dorosłości, wzbudziła zainteresowanie nie tylko swoich braci, ale także syna hrabiego i jego gości. Podczas osiemnastych urodzin Wojciecha Laura wypełniała obowiązki lokaja na zabawie, urodzinowej, którą zorganizował syn hrabiego dla swoich przyjaciół. Panowie będąc już po kilku po kieliszkach mocnego wina przygotowanego specjalnie na ten dzień postanowili dać upust swoim rządzą. Zamknęli wiec drzwi do pokoju i zasłonili kotary. Rzucili na podłogę osaczoną przez pięciu dobrze zbudowanych mężczyzn dziewczyną, usta zakneblowali kawałkiem zdartego z niej stroju. Laura czuła na szyi oddech oprawcy, krew zaczęła wrzeć w jej żyłach, a serce biło coraz mocniej z strachu, przed tym co zaraz nadejdzie. Łzy spływały jej po policzkach, miała nadzieję że to koszmar, i że zaraz się obudzi. Nienawiść do ludzi wzbierała w niej coraz bardziej z każdą sekundą, przeklinała w myślach moment w którym dostała się do tego domu. Jedyne czego teraz pragnęła to stracić przytomność i nigdy więcej się nie obudzić. Zamknęła więc oczy i czekała na swoje przeznaczenie. W chwili gdy młody hrabia miał właśnie zacząć zabawę ogromna magiczna fala energii wywołała która odrzuciła oprawców Laury. Słysząc łomot Laura otworzyła oczy, szybko zorientowała się, że nie jest już w pokoju Wojciecha, ale w ciemnym lesie. Nie miała pojęcia jak to się stało i jednak była szczęśliwa, że udało jej się uciec. Nie wiedziała gdzie jest, ani co teraz powinna zrobić. Była tylko pewna jednego. Tego że już nigdy nie będzie służyć ludziom i od teraz rozpocznie nowe życie. Wstała więc i ruszyła w głąb lasu w poszukiwaniu kryjówki w której mogła by otrząsnąć się i przemyśleć następny ruch w nowym życiu.

 

Rozdział I
Minęło już parę tygodni od wydarzeniach w domu rodziny Montierów i wieść o tym rozniosła się po okolicznych miastach i wsiach. Wielkimi krokami zbliżała się jesień, do której przygotowywali się mieszkańcy Leśnej Polany. Kobiety w domy konserwowały żywność na zimę i szyły ubrania, dzieci pomagały w polu zbierając ziemniaki, a mężczyźni wyruszyli na polowanie do pobliskich lasów w celu zdobycia dobrej zwierzyny na jesienne dożynki. W czasie tegorocznych łowów mężczyźni byli bardziej ostrożni niż zwykle, ponieważ chodziły słuchy, że w okolicy grasują potwory, co było widać po rozszarpanych szczątkach jeleni, dzików czy niedźwiedzi.. Co prawda starosta zgłosił już tą sprawę do oficera straży, ale po śmierci jedynego następcy rodu Montierów wojskowi zajęli się poszukiwaniem dziewczyny za złapanie której wyznaczono pięćset rubli nagrody. Jednak koszary straży nie były jedynym miejscem gdzie miejscowi mogli szukać pomocy. W okolicy znajdowała się tawerna, która była miejsce często odwiedzanym przez wszelakiej maści najemników, krętaczy i szubrawców do wynajęcia. Co prawda wynajęcie takiej bandy nie było tanie, ale oni mogli rozprawić się z grasującą bestią jeszcze przed uroczystością. Wieśniacy nie mieli zbyt dużych portfel więc suma za pozbycie się kłopotu nie była wielka bo liczyła tylko 5 rubli, ale i tak znalazło się paru śmiałków gotowych przyjąć zlecenie. Na misję wyruszyło pięć gru składających się w sumie z dwudziestu sześciu śmiałków, lecz do tej pory nikomu nie udało się zgładzić potwora. Było kilkoro wojowników którzy wrócili z wyprawy, jednak żaden nie przyniósł z sobą truchła.

Kolejne dni były deszczowe i chłodne, a czas dożynek został przełożony z powodu grasującej bestii. W karczmie panowała przyjemna atmosfera, ogień z kominka rozświetlał główne pomieszczenie, na zewnątrz wiał zimny porywisty wiatr, i padał deszcz, ciemne chmury przysłaniały słońce, przez co dzień wydawał się środkiem nocy. Wtem drzwi do karczmy się otworzyły, a w nich stanął wędrowiec odziany z stary, postrzępiony płacz z kapturem zrobiony całkowicie z śnieżnobiałej wilczej skóry, takiej jak mają zwierzęta z dalekiej północy. Na nogach miał grube zimowe buty chroniące przed zimnem i wodą. Wędrowiec zdjął kaptur spod którego ukazała się twarz pięknej kobiety, o niebieskich oczach, śnieżnobiałej cerze i długich blond włosach, zwisających spod badany. Nieznajoma rozpinając swój mokry płaszcz, podeszła do grubego karczmarza wycierającego kufel do piwa w swój ubrudzony fartuch.

– Szefie jedno piwo, tylko szybko, bo mnie suszy! – wykrzyknęła i rzuciła na ladę pięć srebrników. Po czym odwróciła się w stronę kominka i patrzyła na płonący w nim ogień. Barman szybko zabrał monety i nalał kobiecie piwa. Powoli sącząc trunek o nieznanej konsystencji i niezgorszym smaku przeglądała leżące na ladzie oferty pracy. Nie było ich wiele, i tylko jedno wydawało się Laurze godne uwagi.

– Barmanie! Możecie mi coś więcej powiedzieć o tym zleceniu? – pokazała świstek papieru na którym wypisana była suma dziesięciu rubli za zgładzenie okolicznego potwora.

– Ach to. Już jakiś czas temu starosta jednej ze wsi zostawił tutaj to zlecenie, jednak od paru dni nie było żadnego chętnego. Większość ludzi którzy się go podjęli już nie wracała, a bestia stale pożerała okoliczną zwierzynę łowną. Słyszałem że nawet straż próbowała załatwić tę sprawę, ale im również się to nie udało. Ponoć oficer straży dobrze zapłaci za łeb bestii. Jednak nie wiem jak duża to może być suma. Jeśli naprawdę chcesz się tego podjąć to zacznij poszukiwania od drogi za miastem, jest tam ogromny głaz a zaraz za nim ścieżka do lasu. Myślę że tam właśnie powinnaś zacząć szukać.

– Dziękuje staruszku, już sobie poradzę. Masz tu jeszcze dziesięć srebrników i przygotuj mi pokój na jutrzejszy wieczór. Jestem pewna że wrócę, i po zakończone pracy będę potrzebować chwili odpoczynku. – Odparła, po czym wypiła ostatni łyk piwa i opuściła karczmę.

– Meliso, przygotuj na jutro pokój numer trzy dla tej dziewczyn. – Wykrzyknął barman do jednej z pracownic.

– Już znam ludzi takich jak ona, typy spod ciemnej gwiazdy, którzy nigdy nie rzucają słów na wiatr. Jestem prawie pewny, że jutro spotkam ją ponownie.

Ścieżka do lasu była widoczna tak jak mówił karczmarz. Idąc dalej ścieżka zaczęła się urywać, lecz Laura miała w zanadrzu parę sztuczek, których nauczyła się przez ostatnie parę tygodni. Nakreśliła na ziemi parę słów w ojczystym języku, którego nauczyła się od innych odmieńców podczas służby na dworze Montieriego po czym głośno je przeczytała.

– Sal, eregro erh. – znaki na ziemi zajaśniały, litery zamieniły się w węża, który zaczął szybko pełznąć na wschód. Ruszyła za nim, miała nadzieję że pomyliła się i wypowiedziała wszystkie słowa z odpowiednią dykcją, dzięki czemu wąż zaprowadzi ją do celu. Istota rozpłynęła się, nieopodal znajdował się kamienny krąg, a tuż za nim, coś co wyglądem przypominało wejście do grobowca. Wokół unosiła się woń gnijących ciał, nie wyczuwała jednak w tym miejscu żadnej magii, lecz jedynie silną żądze krwi. Ciarki przeszyły ją od stóp do głów. Nie było to jej pierwsze zadanie, i nie pierwszy raz będzie musiała kogoś zabić. Już wcześniej tak się czuła gdy zabijała ludzi zbliżających się do jaskini w której przez pewien czas koczowała. Znała zarówno smak zwierząt łownych jak i ludzi, rozumiała dlaczego stworzenie wybrało sobie to miejsc na swoje leże. Było wprost idealne, dobrze położone względem pobliskich wsi, do tego nie brakowało również zwierzyny. Jednak, jedna sprawa nie dawała jej spokoju. Choć była na miejscu już od kilku minut, bestia nie pojawiła się by bronić swojego terytorium. Taki stan rzeczy był bardzo niepokojący, i istniała możliwość że teraz łowca stał się zwierzyną.

 

Koniec

Komentarze

Kilka uwag:
1) Prolog jest nie do przejścia. Spisałeś go w sposób biurokratyczny, w sposób notyczny, czyli jak protokół.
2) Jak mam ocenić tekst, skoro dałes mi jego wyrywek? Jeśli mam ocenić to, co mi dałeś, to mogę prosto i szybko: jest pozbawione spójności.
3) Ruble, niezbyt duże portfele wieśniaków, barman w karczmie i PARU śmiałków, którzy stanowią pięć grup po dwadzieścia kilka osób mnie rozbroiły. To znaczy, że używasz słownictwa, które jest niekompatybilne- pochodzi albo z języka specjalistycznego, zupełnie innego od stylizowanego świata, albo mocno potocznego. 
4) Nielogiczności, nieumiejętność zapisywania dialogów, literówki, problemy stylistyczne.  

Dziękuje ci 6Orson6. Jak już pisałem to tylko fragment bo nie dokończyłem opowiadania(zawsze mam z tym problemy).

Nitras, napisz mi, jaki widzisz sens w publikowaniu części opowiadania? Czy potrafisz ocenić tekst po 1/3, albo 1/2? 

Nie wiem czy potrafię nigdy nie oceniałem cudzych tekstów, ale pewni. miałbym z tym problemy.

Nitras, załóż zbroję płytową, do ręki weź wlócznię, nie zapomnij o tarczy, mieczu i mizerykordii do dożynania ofiar. Pisanie to nie przelewki. Pisanie to wojna.

Och. Po pierwsze: wstawka odautorska na wstępie zabija masą potknięć stylistycznych. Poza tym jestem dziwnie pewna, że po przeczytaniu o „braku talentu, który widzisz”, sporo osób wzruszy ramionami i popędzi czytać inne teksty.

 

Jedziemy dalej. Drogi Autorze, słyszałeś może kiedyś o akapitach? Jeśli nie, to najwyższa pora, dowiedzieć się czym są i zacząć ich używać.

 

„Wilkołaki, Minotaury, Koboldy, Krasnoludy, Elfy czy Wampiry” - a czemuż to piszesz te nazwy wielkimi literami? A ludzie byli z małej. I słusznie, bo elf to równie zwykłe słowo jak krzesło. No i w dodatku jesteś niekonsekwentny, bo dalej widzę, że już „wieczna młodość wampirów” jest z małym „w”.

 

„...od ponad trzystu set lat.” Trzysta set? Yeah. Powściągnąwszy sarkazm dodam, że „trzystu lat” w zupełności wystarczy, „set” w środku to błąd.

 

„Laura Grot jest jedną a takich osób. Jej ojciec Korneliusz był w połowie Wilkołakiem, a w drugiej Elfem. Matka Samanta natomiast była córką Demona i Wampirzycy. Ich córka była jedyną osobą w ośmioosobowej rodzinie od które już w dniu narodził można było wyczuć silną magię.”

1. Dobrze, że zaakcentowałeś, że chodzi o drugą połowę, bo ktoś mógłby pomyśleć, że to na przykład trzecia, nie?

2. Pogrubiłam wszystkie „jest” i „był”. Chłopie, nie można tak pisać! Jak nafaszerujesz czytelnika kupą zdań skonstruowanych dokładnie tak samo, odpadnie po pierwszej strony, znudzony do granic.

3. Literówki - „od której już w dniu narodzin”.

 

„...zarówno przez swoich panów, gości, czy resztę służby. Gdy Laura wkroczyła na drogę do dorosłości, wzbudziła zainteresowanie nie tylko swoich braci, ale także syna hrabiego i jego gości. Podczas osiemnastych urodzin Wojciecha Laura wypełniała obowiązki lokaja na zabawie, urodzinowej, którą zorganizował syn hrabiego dla swoich przyjaciół.”

 

„...postanowili dać upust swoim rządzą.” - Rządzi to to zdanie, a upust dali „żądzom”....

 

Rzucili dziewczyną na podłogę? Jejku jej. Może jednak dziewczynę.

 

„W chwili gdy młody hrabia miał właśnie zacząć zabawę ogromna magiczna fala energii wywołała która odrzuciła oprawców Laury.” - Przeczytaj to zdanie na głos, Autorze.

 

Ok, to był prolog. Dalej nie idę, bo już się zmęczyłam.

 

Ten tekst... nie jest opowiadaniem. To szkolne wypracowanie, i to niestety raczej na poziomie późnej podstawówki niż liceum. Wszystko, co opisałeś, to niejako plan wydarzeń, zarys czegoś, co należałoby dopiero opisać.

Fakty dotyczące budowy świata i panujących na nim zwyczajów trzeba raczej podawać powoli, wplatać je w wydarzenia, a nie od razu walić nimi czytelnika jak kafarem.

Myślę, że Twoim problemem jest niestety to, że mało czytasz. Prawda? Pisanie to trudne rzemiosło, w które należy się wczuć, a najprostszą drogą do tego jest zobaczenie, jak poradzili sobie inni, ci już docenieni i uznani za dobrych, przed Tobą.

Próbuj pisać, oczywiście, ale w tej chwili jeszcze daleka droga przed Tobą. Konstrukcja zdań, interpunkcja, gramatyka na początek. Ponadto konstrukcja fabuły... bo ją też trzeba umieć zbudować, samo pisanie nawet składanych zdań jedno po drugiem nie wystarczy.

 

Nie zniechęcaj się i próbuj, ale nade wszystko czytaj, czytaj, czytaj.

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Nitras nie oceniałeś cudzych tekstów? To skąd wiesz, jaka literatura Ci się podoba, a jaka nie? 

Jak demon ( potwór) rozszarpywał niedżwiedzie, to banda najemników czy obwiesiów z tawerny mogla się skichać, a nie walczyć z "grasującą bestią".
Trzeba najpierw przeczytać, jak silnym, sprawnym i morderczo skutecznym napastnikiem jest niedwiedż, potrafiący ( to nie żart) na krótkim dystansie dogonić i powalić biegnącego konia, a także samotnie stawić czoła dużej watasze wilków, jeżeli tylko oprze się o drzewo. 
1/6

Niedźwiedź brunatny (Ursus arctos) - gatunek drapieżnego ssaka z rodziny niedźwiedziowatych. Sierść niedźwiedzia brunatnego jest, jak sama nazwa wskazuje, ciemnobrązowa, choć niektóre jego podgatunki mogą mieć futro jaśniejsze. Niedźwiedź jest potężnie umięśniony i bardzo silny. W pozycji wyprostowanej mierzy - w zależności od płci - od 1,8 m do 3 m. Waga poszczególnych osobników waha się od 200 do 800 kg. Niedźwiedzica wydaje na świat co dwa lata dwoje-troje niedźwiadków. Ciąża trwa około 8 miesięcy. Poród następuje zwykle między grudniem a lutym. Niedźwiedź żyje średnio 20-25 lat. W niewoli jednak może osiągnąć wiek 40 lat. Jest wszystkożerny: żywi się nasionami, grzybami, dżdżownicami, ślimakami, jajami ptaków, chętnie zjada miód, poluje także na zwierzynę leśną, łowi też ryby. Żyje w puszczach, w tajdze, w zalesionych rejonach górzystych. Zamieszkuje Azję, Europę Północną i Amerykę Północną. Obecnie żyje na świecie około 200 tysięcy

RogerRedeye: dzięki za opis niedźwiedzia! Są groźne, ale unikają konfliktów. Moje ulubione "potwory".

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

"zabrali wszystkie dzieci narodzone w Czarnej Dolinie w przeciągu ostatnich trzech miesięcy" - jeśli te dzieci miały w sobie choć trochę z ludzi, to były niemowlakami. Co komu po niemowlakach, które pewnie umrą podczas transportu i trzeba je będzie wychowywać, zanim staną się jakimkolwiek materiałem na niewolników? Może lepiej byłoby napisać, że polowali na nastlatków czy młodych ludzi?
"biło coraz mocniej z strachu" - "ze"
"W chwili gdy młody hrabia miał właśnie zacząć zabawę ogromna magiczna fala energii wywołała która odrzuciła oprawców Laury" - wywołała co?
"która była miejsce często odwiedzanym przez wszelakiej maści najemników" - "miejscem"
"Na misję wyruszyło pięć gru składających się w sumie z dwudziestu sześciu śmiałków" - "grup"
"płacz z kapturem zrobiony całkowicie z śnieżnobiałej wilczej skóry" - "płaszcz"
"Barman szybko zabrał monety i nalał kobiecie piwa" - anachronizm. W średniowiecznych karczmach nie było barmanów.
"Ciarki przeszyły ją od stóp do głów" - określenie nietrafione, bo zakładam, że Laura miała tylko jedną głowę.

Dobra, w temacie z Hyde Parku napisałaś, że nie masz cierpliwości. Niestety, jeśli zamierzasz brać się za pisanie, musisz choć trochę jej w sobie znaleźć. Bo widzisz, większości tych błędów można byłoby uniknąć, gdybyś tylko przeczytała własny tekst uważnie raz czy dwa. Jeśli piszesz tylko do szuflady, możesz pozwolić sobie na lenistwo i brak cierpliwości, ale jeśli chcesz, żeby ktoś czytał twoje teksty, musisz szanować swoich czytelników.
Poza tym, bezwzględnie musisz wprowadzić do tekstu akapity. Wierz mi, że akapit to nie żaden fikuśny wymysł, który można pominąć, bo nie wie się, jak go stosować. Akapit to niezbędna część każdego utworu. Bloków tekstu nikt czytać nie lubi.
Kuleje również interpunkcja, ale ten problem doskwiera akurat każdemu. Polecam lekurę: http://so.pwn.pl/zasady.php?id=629734
Jeśli chodzi o brak talenty, to powiem tak - talent nie istnieje. Jest tylko ciężka praca i cierpliwość. Wszyscy, którzy odnoszą sukces w polu literackim, włożyli w niego niepojętą ilość wysiłku. Jeśli ty, już na wstępie, twierdzisz, że nie masz cierpliwości do pisania, po prostu przestań pisać. Jeśli chcesz gdzieś zajść, musisz przygotować się na masę pracy i wyzwolić w sobie pokłady cierpliwości.
Więc czytaj dużo dobrej literatury i ćwicz. Ćwicz. Ćwicz. Zobaczysz, że za jakiś czas, twój styl sam się wyrobi i sama będziesz dostrzegać własne błędy.
Teraz jednak, dobrym początkiem byłoby zapoznanie się z zasadami interpunkcji, zapisu dialogów i funkcjonowania akapitów.

@ vyzart - W temacie z Hyde Parku wypowiadała się Nitra, a to jest opowiadanie nitrasa ;) Tak tylko zauważam.

Nad tym wstępem nawet Gall Anonim by zapłakał. Nie do czytania, niestety. Przeczytaj go jeszcze raz, podziel na akapity, odpowiedz sobie na pytanie: po co jest ten wstęp? co ma w sobie takiego, żeby zainteresować czytelnika? Jeżeli nie znajdziesz nic takiego, pomiń wstęp i to, co w nim zawarłeś, przedstaw w opowiadaniu (dialogi bohaterów, komentarz narratora).
Rozdział I nie jest lepszy. Wieje nudą, niestety. Ciężko się czyta Błędy wypisali już "przedpiścy", więc nie będę się powtarzać, ale tekst jest nimi najezony.

Rinos, to zależy. Niedżwiedzie są wszystkożerne. Istnieją i istnialy niedżwiedzie, ktore są  wegeterianami w tym sensie, że z mięsa jadają tylko ryby. Jednakże wystarczy, że niedzwiedż spróbuje mięsa zwierzęcego i szybko zmienia gusta... 
Teraz niedżwiedzie maja lekko - dokarmiają je ludzie albo buszują w poblizu domostw. Starcza im pożywionka. I nie potrzebują się męczyć polowaniem.   
Ale - nie chodzi mi o to. Widziałm taki filmik z kamery monitoringu. Było to w Polsce. Niedziedż łaził sobie nocami, przyłazil do domu państwa zakochanego w ziwerzętah, otwieral drzwi w murze  i wyjadał ze spiżarki to, co mu smakowało. Więc w końcu się zdenerwowali, drzwi obili blachą, zalożyli potęzną antabę i zamknęli na potęzną kłódkę. I  co? Rozwalił wszystko jednym uderzeniem lapy. Jednym. Potem wyjadl, co chcial. Misiek nie byl specjalnie duży.
A więc - jak bestia rozszarpywała niedziedzie, to bractwo z tawerny musiało podjąć bardzo poważne działania, żeby ją pokonać. Moim zdaniem, mogli się skichać, a nie pokonac potwora, rozszarpującego niedżwiedzie. O jeden wyraz za dużo. Trzeba wiedziec, co sie pisze.
Pozdrowienia.     

Rzeczywiście, Dreamy. Kajam się w swej ułomności i proszę o wybaczenie.

początek, który w głowie mojej brzmiał jak lektor z peerelowskiego dziennika telewizyjnego, skutecznie uniemożliwił mi lekturę całego tesktu.

Nowa Fantastyka