- Opowiadanie: Dragolikanin - Tajemniczy chłopiec. Cześć 1

Tajemniczy chłopiec. Cześć 1

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Tajemniczy chłopiec. Cześć 1

Pogodnego dnia na ulicy prowadzącej na aleje Lipową, której nazwa pochodziła od pięknych rozłożystych drzew owego gatunku, szedł chłopiec powłócząc nogami. Wlekł się zmartwiony faktem, że właśnie kończył się ostatni dzień wakacji.

Był on nie wysoki i chudy. Twarz jego była prawie cały czas blada. Włosy miał on gęste i ciemne obcięte dosyć krótko. Jego rysy były lekkie, jak lekkie bywają u nastolatków kończących przyjemne gimnazjum i zaczynających przygodę z liceum.

Doszedł on do końca alei i skręcił w ścieżkę do domu zamieszczonego po prawej, bardziej zadrzewionej części ulicy, dwupiętrowy budynek górował nie znacznie nad resztą budowli. Dwa duże okna spoglądały na ulice, a wielkie szklane drzwi i trzy mniejsze okna wychodziły, na pięknie zadbany, ogródek. Przez wrota otoczone drewnianą altanką wchodziło się bezpośrednio do salonu, gdzie zwykle zasiadała rodzina w całej okazałości.

Po powrocie Tomek nie miał siły, by wykrzesać z siebie choć trochę kreatywności, gdyż wrócił z bardzo długiego i zaciętego meczu piłki nożnej, odbywający się na pobliskim boisku, przy ulicy morskiej.

Zjadł więc kolacje i resztę dnia spędził w swoim pokoju.

Nazajutrz Tomek wstał tak rano na ile pozwolił mu jego wakacyjny tryb życia, siadł na łóżko rozcierając pięściami oczy. Zszedł na dół przywitać się z rodzicami.

Na stole w kuchni czekało na niego śniadanie, które zjadł z apetytem. Po obfitym posiłku Chłopiec wrócił na górę. Z szafy wyciągną czyste eleganckie ubranie, przebrał się z piżamy w ów strój i zszedł z powrotem do kuchni majestatycznym krokiem prezentując się zabranym na dole obojgiem rodziców.

Chwile potem wszyscy opuścili dom i podążali w stronę szkoły. Po dotarciu na miejsce chłopiec wślizgną się między kolegów z klasy witając się z każdym z osobna.

Rodzice Tomka i innych dzieci stłoczeni byli razem. W około nauczycieli rozmawiając o nadchodzącym roku szkolnym.

Po krótkiej chwili pani dyrektor przemówiła wygłaszając mowę o świętach w tym roku o nowych wychowawcach dawnych 3 klas i konkursach będących w szkole rozgrywanych.

Po wygłoszeniu nudnych dla chłopca ale ciekawych dla rodziców mów pani dyrektor rozpoczęła rozdawać plany lekcji na jutrzejszy dzień.

Po zakończeniu ten czynności wszyscy mogli rozejść się do domów.

Tomek powróciwszy do domu, przebrał się jak najszybciej potrafił i pomknął na boisko, żeby jak najlepiej wykorzystać ostatni wolny od nauki dzień.

Rano wstał wyspany i całkowicie wypoczęty, zwinnie przeszukał szafę ubrał się w jeansy, czarną koszulkę i czerwoną bluzę z czarnymi rysunkami.

Po chwili zbiegł na dół z plecakiem naładowanym książkami i w pełni stroju.

Wchodząc do kuchni położył plecak obok stołu przy którym siadł. Zrobił to tak cicho i szybko że mama zmywająca w tej samej chwili naczynia nie wiedziała o tym. Tomek wstał z krzesła z szczerym zamiarem przestraszenia mamy. Jego zamiar dokonał się ale nie tak jak chłopiec sobie to wymarzył.

Mama odwróciła się od zmywania naczyń i natychmiast podskoczyła krzycząc przy tym tak piskliwie, że Tomka aż poderwało do góry. Oboje przez parę sekund nie wiedzieli co się dzieje, ale po chwili prawie płakali ze śmiechu. Śmiech za kończył się czkawką, a potem wyśmienitym humorem obojga domowników.

Śniadanie smakowało Tomkowi jak nigdy dotąd . Po posiłku wstała od stołu podniósł plecak, pożegnał się z mamą gorąco całując ją w policzek i wyszedł do szkoły.

Przeszedł po Ścieszce wdychając czyste powietrze i zapach tulipanów będących przy niej. Wszedł na chodnik kierując kroki w stronę głównej ulicy. Spojrzał na zegarek i przyspieszył kroku gdyż było późno i mógł starym tempem nie zdążyć na godzinę 8:00.

Po dotarciu na ulice przeszedł na jej drugą stronę by potem wejść do parku. Przeszedł przez bramę dostrzegając piękno natury znajdujące się w tym niesamowitym miejscu. Zwolnił i idąc powoli po migoczącej w słońcu dróżce przyglądał się drzewom których liście świeciły jak lampki w ciepłym słońcu poranka, wiewiórkom skaczącym z gałęzi na gałęzi i ptakom fruwającym z czubka na czubek łapiąc w locie owady które wpadły im do dzioba. Po chwili chłopiec skręcił w prawo by dojść do bramy od której szkoła była bardzo blisko dzięki czemu klasy szkolne często chodziły do parku na lody i spacer. Chłopiec doszedł do celu i skierował kroki w stronę placówki oświaty w Jeziorowie. Spojrzał na zegarek była godzina 8 za 10 min. Zwolnił wiec i spokojnym krokiem doszedł do terenu Szkoły.

Wszedł po 3 szerokich i długich kamiennych schodach i otworzył wielkie dębowe drzwi przez które przeszedł. Zszedł schodami w dół do szkolnej szatni tam zmienił buty i szybkim krokiem poszedł na pierwsze piętro pod klasę numer 29 gdyż tam miał on pierwsza lekcje którą była matematyka.

Nie był tam sam pod drzwiami sali siedziała dziewczyna o długich ciemnych włosach, lekko opalonej skórze ramion i twarzy.

Na jej krągłej buzi widniały duże zielone oczy pełne ciepła. Usta jej miały malinową barwę, nos był dosyć mały.

Te wszystkie cechy wyglądu spowodowały ze Tomek był zauroczony na widok dziewczyny.

Chłopiec podszedł nieśmiało w stronę tej piękniej i promieniującej urokiem postaci.

– Cześć jak masz na imię? – rzekł prawie nie dosłyszalnym szeptem.

– Ewelina – odpowiedziała dziewczynka głosem dodającym otuch chłopcu – A Ty?

-Ja, ja… a! ja no tego Tomek. – Odrzekł zamieszany chłopiec.

Ewelina zachichotała się.

-Nie jesteś z stąd, prawda?-

-Tak przeprowadziłam się z Lublina.

– A tego… – Wypowiedz chłopca przerwał Michał jego przyjaciel z klasy.

– Siemka Wiatrak jak wakacje?-

-Cześć! nie narzekam a u Ciebie?–

-Też dobrze. Widziałem jak podrywałeś tamtą dziewczynę i jak– Michał zniżył głos i zmienił jego barwę na jak to Tomek miał w zwyczaju nazywać uporczywie ciekawski.

– Wcale nie podrywałem, ja tylko chciałem się poznać z nową koleżanką z klasy.

– Taak oczywiście mów co chcesz ja swoje wiem– powiedział przyjaciel z pokrętnym uśmieszkiem.

Po chwili pojawili się inni uczniowie należący do klasy 6c.

Cały korytarz zalał się wesołymi rozmowami, plotkami, kawałami, opowieściami itp.

Zabrzmiał dzwonek, cała klasa ustawiała się w pary jedna z drugą.

Tomek staną z Michałem.

Wszyscy niecierpliwie spoglądali do tyłu, aż w końcu przyszła pani profesor Karczewska.

Spoglądania skończyły się, a w szkole zrobiło się nienaturalnie cicho, gdyż klasa 6c jako ostatnio w chodziła do sali. Tłum powoli kierował się ku drzwiom, każdy popychał się nawzajem, kiedy Tomek jako ostatnia para siadł już do ławki, lekcja rozpoczęła się.

Były to okropne nudy. Jak co roku pierwsza lekcja była wszędzie taka sama.

Każdy nauczyciel mówił o organizacji pracy na lekcji i o PSO(Przedmiotowy System Oceniania).

Zwykle na takich zajęciach nic się nie pisało, więc Tomek siedział zapatrzony w nowo przybyłą .

***

Za oknem świeciło słońce a na niebie nie było żadnej chmurki gdy wszyscy uczniowie wybiegli przed szkołę by rozejść się do domów.

Tomek zbiegł z kamiennych schodków i przebieg przez wykładany kostką brukową dziedziniec po minięciu furtki skręcił w prawo i dogonił kolegów z klasy.

W wesołym gwarze czas szybko mijał i Tomek został sam na ulicy Lipowej na, której końcu mieścił się jego dom.

Chłopiec przestąpił próg, rozejrzał się.

„Hmm nikogo nie ma"

Korzystając z ciszy panującej w domu chłopiec postanowił odrobić i tak nikłą prace domową, po czym legną na łóżko i za chwilę usnął.

Był na środku wielkiej polany, obok siedziała przestraszona dziewczyna, jej twarz wydawała się być za mgłą. Wokół stały otoczone przez ciemność stwory o posępnej posturze, chude, ciemne, pozbawione ciepła, zimno biło z ich aury, otaczając polanę ciemnością, smutkiem i cierpieniem. Przyroda wokół zdawała się uschła i obumarła. Nagle kilka rzeczy stało się jednoczenie:

czarny promień z rąk potwora ugodził dziewczynę, która padła na ziemie z martwą bezwładnością.

Miecz wbity przez chłopca w ziemie roztaczający się czerwony słup energii powalający bestie jedną po drugiej.

Tomek obudził się z niemym wrzaskiem cały zalany zimnym potem. Chwilę zajęło mu dojście do siebie po tym śnię po czym spojrzał na zegarek. Był wieczór.

Z dołu dobieg go głos mamy.

– Tomku! Zejdź na dół! Kolacja na stole!

Zejście na kolacje było lepszym wyjściem niż rozpamiętywanie tego co mu się przed chwilą przyśniło, a poza tym mama nie darowała by mu zostania w pokoju, więc powoli zszedł schodami do kuchni.

Na miejscu przywitała bo zmartwiona twarz Mamy, jej zwykle rumiana okrągła twarz stała się blada , jej zielone oczy ukazywały smutek i zmartwienie. Przeszyła chłopca wzrokiem po czym powiedziała

– Tomku czemu jesteś taki blady?– Podeszła bliżej ujęła jego twarz w swoje dłonie i przyjrzała mu się jeszcze raz

– Synku dobrze się czujesz? Może jesteś chory? Janusz.– Teraz zwróciła się do męża -Spójrz na niego on ma chyba gorączkę. Janusz!

Lekko wyłysiały mężczyzna z miłą i okrągłą twarzą spokojnie wychylił się zza gazety i bacznie przyjrzał się synowi.

– Nie sądzę żeby coś mu było, po prostu jest zmęczony – rzekł spokojnym głosem i wrócił do porzuconego przed chwilą zajęcia.

– I taki jest z niego pożytek – szepnęła pod nosem mama tak że tylko Tomek mógł to dosłyszeć po czym dodała już normalnym tonem głosu – Synku zjedz kolacje i połóż się spać

Chłopiec choć nie chętnie wypełnił wszystkie polecenia. Rano obudził się już prawie nie pamiętając owego strasznego snu.

Cały dzień mijał powoli i chłopiec korzystał z chyba ostatnich ciepłych dni w tym roku wybierając się z kolegami, po szkole, na rower.

W nocy zaś działy się dziwne rzeczy.

Około godziny 23:00 obudził go hałas dochodzący z ogródka. Tomek powoli wstał i wyjrzał przez okno. Cisza w domu oznajmiała że chyba tylko on usłyszał ów harmider.

W ogrodzie zaś hałas spowodował człowiek wyglądający na bezdomnego, miał długą czarna brodę, podarte ubrania i brudne włosy.

Mężczyzna zauważył Tomka w oknie i gestem zawołał do siebie, trochę to zmieszało chłopca ale postanowił zejść do nieproszonego gościa. Ubrał się jak umiał najszybciej, zbieg po schodach, i opuścił dom po czym przeskoczył rabatkę kwiatową i skierował kroki w stronę ogródka. Szedł przy ścianie przyklejony do niej plecami, wychylił się zza krawędzi starzec już na niego czekał więc chłopiec wyszedł za nim na środek ogrodu.

– Witaj Tomku – Rozpoczął rozmowę nieznajomy.

– Skąd zna Pan moje imię?

– Hmm… wiem o Tobie bardzo wiele rzeczy, których nawet Ty jeszcze o sobie nie wiesz – Odpowiedział Staruszek z miłym uśmiechem ledwo widocznym zza gęstej zapuszczonej brody.

– To znaczy ? – strach powoli ustępował ciekawości.

– To znaczy że jest coś o czym muszę Ci powiedzieć a czego sam nie jesteś zrozumieć i zapewne gdy będę Ci tłumaczył ową sprawę na pewno na początku nie uwierzysz w ani jedno moje słowo.

– Może watro spróbować? – zapytał Tomek, którego ciekawość zżerała od środka.

– Dobrze więc – z uśmiechem odpowiedział starzec – Jestem jednym z Ministrów DragoLikanów przybyłem by powiadomić Cię o tym że zostałeś jednym z nas

– DrogoLikanine a co to takiego ?

– Hmmm. Są to pół wilkołaki pół smoki, które jako ludzie posiadają magiczne moce, je zaś poznasz pod czas szkolenia. DragoLikanie powstali gdy trwała ewolucja ludzi z małp. Nasza rasa rozdzieliła się od głównej ewolucji i powoli rozrastała się i stawała potęgą, żyliśmy w ukryciu gdyż ludzie bali się nas i tego co potrafimy, ratowaliśmy ich i tak jest do dziś, nie szukamy rozgłosu uśmiech i szczęście naszych podopiecznych jest najważniejsza. Pierwszy z nas nazywał się Draton żyje on do dziś gdyż my DragoLikanie jesteśmy nieśmiertelni. Ja sam mam około kilku miliardów lat.

– To dosyć nie prawdo podobne co pan mówi – rzekł chłopiec z niedowierzaniem w głosie myśląc że ów pan chyba spożył za dużo alkoholu.

– Mówiłem ze trudno będzie Ci w to uwierzyć ale to nic wszystko stanie się dziś o pół nocy dobranoc.

W tej chwili tajemniczy Pan odwrócił się i znikną w zaroślach zza ogrodem, szybciej niż Tomek mógł zareagować.

Na zegarach w domu wybiła północ. Tomka przeszły ciarki ale tylko chwilowe gdyż pomyślał że ów mężczyzna oszukał go. Skierował kroki do domu gdy coś zaszeleściło w krzakach odgradzający ogród rodziny Wiatraków od ich sąsiadów Wawelskich, chłopiec odwrócił się na pięcie lecz nic nie zauważył więc uspokojony znowu skierował się w stronę domu gdy z nikąd zaatakował go ostry ból w prawej partii szyi. Coś dużego czarnego wbiło w niego kły podwajając ból po ugryzieniu, czymś co przypominało poparzenie. Ciemność powoli zaczęła zakrywać mu pole widzenia opadał z sił poczuł pod sobą mokrą trawę, głowa bezwładnie uderzyła o ziemię.

 

* * *

 

Z omdlenia wyrwał go krzyk jego mamy, chłopiec z trudem otworzył lekko oczy, ujrzał kosz z ubraniami przewracający się na ziemie i znowu ciemność ogarnęła jego świadomość.

Następnego dnia obudził się w szpitalu w sali w której, jak wywnioskował, było mnóstwo pielęgniarek i lekarzy. Bał się otworzyć oczu gdyż obawiał się kolejnego omdlenia. W Sali panował bałagan i harmider, Wszystkie pielęgniarki zajmowały się jego raną, co jakiś czas do uszu chłopca dochodziły urwane zdania typu „jaka ta rana jest okropna, nie wiadomo czy się zagoi". Jego własna niewiedza i domysły lekarzy napełniały go obawą, bał się również że jako „DragoLikanin" zrobi krzywdę swoim bliskim, w końcu była to bestia na którą mógł nie mieć kontroli.

– Będziesz miał nad nią pełną kontrolę.– W sali zaległa nagle nie naturalna cisza, głosy pielęgniarek ucichły, było słychać tylko miarowe oddychanie kogoś obok łóżka i przyspieszone bicie serca chłopca.

– Jak pa-a-an tu wszedł ? – zapytał Tomek drżącym głosem – I dlaczego tu nikogo innego nie ma ? – Dopytał tym samym roztrzęsionym głosem.

– To bardzo proste – Wyjaśnił Staruszek z uśmiechem na ustach.

Chłopiec zrozumiał ze to za sprawą magii, więc zadał całkiem inne pytanie.

– Skąd ma Pan pewność że będę mógł kontrolować to.. coś ?

– Tak jest zawsze, odkąd powstali DragoLikanie, czemu w Twoim przypadku miało by być inaczej?

Faktem jednak jest że potrzebny Ci będzie trening gdyż Twoja siła jest o wiele większa niż normalnie ale po przećwiczeniu bestia będzie pod pełną kontrolą człowieka nie odwrotnie.

– A może mi Pan coś więcej o powstaniu Dragoczegoś tam?

– DragoLikanów – Poprawił z uśmiechem Minister – Wcześniej mówiłem że powstali w trakcie ewolucji ludzi z małp prawda? – i nie czekając na odpowiedz kontynuował – Teraz to trochę sprostuje i dodam kilka istotnych szczegółów. Otóż czworo pierwszych ludzi powstałych od Małp lub jak mówią chrześcijanie, jak również i Ty, stworzył ich Bóg, mieszkali na terenie dzisiejszej Francji, kiedy dwoje z nich mężczyzna i kobieta oddzielili się od pozostały dwóch osób. Pod czas długiej podróży przez lądy europejskie mężczyznę ukąsił wilk by po 44 dniach w pełnie księżyca zamienić się w Wilkołaka. Kobietę ugryzła jaszczurka, nie wykazywała ona potem jakiś szczególnych zdolności lecz to było dosyć kluczowe w całej historii. Po długiej i bez owocnej podróży para pierwszych ludzi zawróciła do pierwszego miejsca pobytu. Tam obie pary poczęły potomstwo. Ukąszona para poczęła chłopca, nie ukąszona dziewczynkę.

– Tym chłopcem był Draton tak?

– Tak, to był on, był pierwszym DragoLikaninem, gdy jego moc się ujawniła porwał dziewczynę i znikną bez śladu. Ja jestem jednym z trojga dzieci Dratona i Wialoi. Garges czyli ja, Leodia moja siostra i Petrić mój brat.

Żyliśmy w spokoju żeniąc się z członkami ludzkiej rasy, przez co nas ród rozrastał się cały czas, a ponieważ jesteśmy nieśmiertelni było nas co raz więcej.

Spokój trwał do roku 1000. Wtedy pojawili się oni, stwory z podziemia. Ziemią zawładnęła ciemność, walczyliśmy aż do roku 1284, ale udało nam się pokonać mrok, lecz zamiast podziękowań od ludzi dostaliśmy tylko prześladowania za posługiwanie się czarną magią, musieliśmy się ukrywać by nie skończyć na stosie. Ukrywamy się do dziś, nie jest to ani przykre ani trudne, jesteśmy przyzwyczajeni do ciągłego znikania i uważania na to co robimy, ale teraz powstały inne okoliczności. Podziemie rośnie w siłę by zniszczyć wszystko co powstało do tej pory, a Ty i wszyscy DragoLikanie musimy ich powstrzymać.

– Ale jak ? – pytanie wyrwało się z ust chłopca nim zdążył je przemyśleć.

– Cała nadzieja jest w Tobie

– W mnie? Ale jak to we mnie ?

– Tak, w Tobie. Raz na 10 miliardów lat rodzi się człowiek o nie spotykanej sile. Takim człowiekiem jest Draton i Ty, lecz Draton jest już za słaby by stawić czoło nadciągającym siłom zła, dlatego Ty zostałeś powołany do tego zadania.

– Myśli pan że dam sobie rade?

– Musisz, inaczej wszystko przepadnie raz na zawsze, na ziemi zapanuje ciemność którą władać będzie władca podziemia Derkness.

Po tych słowach Minister zniknął, a do sali znowu napłynęło stado pielęgniarek i lekarzy. Chłopiec, który i tak miał dość wysłuchiwania rozmów na temat jego rany spróbował zasnąć, a przyszło mu to szybko gdyż był wyczerpany dzisiejszym dniem.

Obudził się i od razu spostrzegł zmianę, spoglądając w górę nie widział obskurnych ścian, tylko plakat swojego ulubionego piłkarza. Podparł się łokciami i rozejrzał do o koła, był w swoim pokoju ! Rozejrzał się jeszcze raz, o pomyłce nie było mowy to był na pewno jego pokój. Wstał i nie pewnym krokiem podszedł do drzwi, Nacisnął na klamkę, zrobił krok do przodu i poczuł że nie wszystko jest tak jak powinno. Nie wyczuł pod stopą pewnego gruntu, spadał, spadał coraz dalej w ciemność, która otulała co raz mocniej prawie zabierając mu oddech, wokół słyszał szepty przeradzające się w krzyk i krzyki, przeradzające się w szepty. Nie rozróżniał słów, były one raczej sykiem niż słowami, choć czasami zadało mu się że wyłapuję słowo lub dwa które nie miały w ogóle sensu. Pod sobą przestrzeń zmieniała powoli kolor na kolor ognia, i nie był to tylko kolor bo im bliżej był tego świecącego punktu czuł coraz większe ciepło, ciepło przemieniało się w gorąco aż w końcu upał był nie do wytrzymania. Tomek był już tak blisko języków ognia, że czuł je prawie na twarzy.

Obudził się nagle, cały oblany zimnym potem, szybko spływającym mu po plecach twarzy i brzuchu. Przed oczami nadal miał kosmyki ognia, próbujące poparzyć mu twarz i resztę ciała. Usiadł na łóżku i przetarł napływające mu do oczu krople potu. Odetchną głęboko próbując się uspokoić. Owy sen utwierdził go w przekonaniu że po spotkaniu dziwnego pana jego życie już nigdy nie będzie normalne.

Ułożył sobie poduszki, by móc na nich spokojnie oprzeć plecy w pozycji siedzącej i wlepiając wzrok w ścianę myślał o tym co zobaczył w koszmarze, do jego głowy nie napływały żadne logiczne wyjaśnienia tego widoku, myślał że był to obraz piekła, lub, skoro potwory z którymi miał walczyć są z podziemia, ich królestwo. Ciszę przecięły kroki dochodzące z korytarza, zmierzające w stronę Sali numer 12. Za chwile też w szybie tuż przy przyklejonym kwiatku wychyliła się głowa drobnej osóbki z czepkiem pielęgniarki na jej czubku. Przeszła szybko pomiędzy łożami stojącym po obu stronach sali i stanęła na łóżkiem leżącym pod samym oknem górą w stronę parapetu, spojrzała wypoczywającemu tam, jeszcze trochę spoconemu pacjentowi prosto w oczy, po czym rzekła cienkim, lecz stanowczym głosem.

– Pańska matka Agnieszka Wiatrak, prosiła o wypisanie pana na życzenie, proszę o to pańskie ubrania – dodała wyjmując z pod fartucha jakieś zawiniątko – Proszę się przebrać i wyjść tymi drzwiami będę czekała zaraz za nimi.

Szybko wykonał polecenie, myśląc tylko o tym by opuścić ten szpital i wrócić już na prawdę do swojego przytulnego pokoju.

Wyszedł z pomieszczenia nie oglądając się za siebie, podążył za drobną postacią do głównego holu, gdzie przy rejestracji czekała na niego mama.

– O Tomuś na reszcie, chodź do samochodu i jedziemy do domu– Orzekła uśmiechając się szeroko, po czym złapała go szybkim ruchem za rękę i lekko pociągnęła za sobą. Przeszli przez wielkie szklane drzwi, przez które do szpitala wdzierało się słonce, obeszli fontannę w kształcie delfina stojącą na przeciw wejścia i skierowali kroki w stronę parkingu. Mijali różno kolorowe auta różnych marek aż w końcu dotarli do brunatnego, lekko brudnego, porysowanego na tylnim zderzaku, Opla Astry.

Wsiedli do niego, zapłacili za postój i nie pospiesznie wrócili do domu, na co Chłopiec miał ochotę najbardziej na świecie.

Już w od progu jasne było że Tomek musi odpoczywać w swoim pokoju co podkreśliła jego mama donośnym głosem, gdy tylko rozebrali się z ubrań wierzchnich.

Dotarłszy na miejsce chłopiec położył się na łóżku, które stało pod lekko otworzonym oknem, zza łóżkiem w rogu pokoju stała szafka z lampką nocną i dwiema książkami. Po lewej stronie drzwi stało biurko a na nim komputer i podręczniki do klasy matematycznej, z prawej strony stała ciemno brązowa, zamykana na dwoje drzwiczek, dotykająca sufitu szafa.

Był strasznie zmęczony a rana na szyi ostro dawał o sobie znać choć wydałoby się że ból trochę zelżał. Leżał patrząc na falujące pod wpływem leciutkiego wiatru koronkowe firanki, jego głowę przepełniały myśli, co będzie dalej? Jak potężni są jego przeciwnicy? Kiedy odbędzie się szkolenie? Takie i wiele innych pytanie przemykało przez jego mózg niczym błyskawice, ale był zbyt zmęczony by spróbować logicznie na nie odpowiedzieć. Nie miał siły by podnieś głowę, lub wykonać jakikolwiek ruch, poddał się więc działaniu usypiającej mocy wykończenia, i pogrążył się w śnie.

 

Koniec

Komentarze

Nie chcę cię martwić, ale pierwsze zdania nie zachęcają do kontynuwania lektury. Pełno w nich błędów.
'Pogodnego dnia na ulicy prowadzącej na aleje Lipową, tą nazwę zawdzięczała pięknym rozłożystym drzewom owego gatunku, szedł chłopiec powłócząc nogami, wlekł się zmartwiony tym że to już ostatni dzień wakacji.'
To powinno wyglądać mniej więcej tak:
' (Pewnego) Pogodnego dnia ulicą prowadzącą na aleję Lipową - tę nazwę zawdzięczała pięknym, rozłożystym drzewom owego gatunku - szedł, powłócząc nogami, chłopiec. Wlekł się zmartwiony tym, że to już ostatni dzień wakacji.'
Praktycznie każde zdanie jest do poprawki, są w nich literówki i błędy wszelkiego rodzaju. Polecam przyjrzeć się zasadom łączenia 'nie' z innymi wyrazami, interpunkcji, a poza tym - dużo czytać, żebyś oduczył się takich rzeczy jak nadużywanie słowa 'on' i łyknął trochę podstawowych zwrotów. Kwestia estetyczna - nie wciskaj enteru po każdym zdaniu, raczej staraj się łączyć je w dłuższe akapity.
Co do treści - początek tekstu, aż do spotkania dziewczyny możnaby zamknąć w dosłownie kilku zdaniach, czytanie o tym jak główny bohater ubierał się, szedł spać czy jadł śniadanie jest raczej mało interesujące. Potem jest lepiej, chociaż i tak ciężko się skupić na fabule, gdy cały czas natykasz się na błędy. Może byłoby lepiej, gdybyś wrzucił tekst do Worda i jeszcze raz go przejrzał?
Pozdrawiam

Racja, za dużo chciałem wrzucić poprawek do tekstu tuż przed wrzuceniem na stronę, przez co całość wyszła chaotycznie i wręcz beznadziejnie. Muszę unikać pochopności przy wrzucaniu swoich tekstów. Dziękuję za krytykę, bo nawet najgorsza, jest budująca. Dobrze, ze do jutra mogę to jeszcze edytować. :)

Ojej. Niestety, niecierpliwa jestem i odpadłam na samym początku.

Wszystko, co Milika rzekła, prawdą jest - otwórz sobie tekst w Wordzie i włącz moduł sprawdzania pisowni, a potem jeszcze raz zdanie po zdanie przeczytaj wszystko powoli i uważnie, starając się wyłapać jak najwięcej błędów.

Nie ma złotego środka na nauczenie się tego "jak pisać", ale podstawy gramatyki i interpunkcji są niestety niezbędne (u Ciebie ich ewidentnie brak). I czytanie jak największej liczby książek, dzięki któremu wyrabia się intuicję i nabiera nawyków.

Co do fabuły - jak mówię, odpadłam, więc się nie wypowiem. Odstraszyło mnie wymienianie po kolei wszystkich czynności dokonanych przez bohatera. Wstał rano, przetarł lewe oko, przetarł prawe oko, poszedl do łazienki, umył zęby, wrócił do pokoju, oworzył szafę, ubrał się, poszedł do kuchni, odsunął krzesło, usiadł przy stole, zjadł śniadanie, popił herbatą, odsunął krzesło, wstał od stołu... Iik.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Nowa Fantastyka