- Opowiadanie: barfly - Przesłuchanie

Przesłuchanie

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Przesłuchanie

I wtedy ziemia się otworzyła i z ziemi wyłonił się Ten Którego Nie Nazwano. Aarah poczuł trwogę, trwogę wielką jak pustynie i góry, morza i oceany. Rozbrzmiał się wicher a wicher ten był jego głosem. I głos ten rzekł: Tyś jest synem Moraja, syna Kosmy, syna Ohima, zrodzonego z włosów, krwi i mego trzewia. Dzieciom mym odebrano dom, a domem ich jest i lód, i ogień, woda, i powietrze, niebo, i ziemia. Nakazuje ci Aarahu, synu Moraja, odzyskać to co twoje, lud twój bowiem jest moim ludem i jemu wszystko zostało stworzone.

Arrahejska Księga Objawienia s.23 (przekład: Piotr Sakowski)

 

***

Konrad zakaszlał a z jego ust buchnęły drobinki krwi. Na oczach miał zawiązaną cuchnącą smarem opaskę, miażdżącą obręcz głowy. Mężczyzna wydał z siebie krzyk, przypominający duszący kaszel.

– Próba mikrofonu, raz, dwa – usłyszał kilka kroków dalej cichy męski głos.

– Kim jesteś, czego chcesz!? – wrzasnął

Nikt nie odpowiedział na jego wołanie. Opaska wydawała się być zrobiona z ciężkiego metalu, który zaciskał się wkoło czaszki, odcinając dopływ krwi do mózgu. Konrad poczuł nagłe mdłości, z jego ust wypłynął zmieszany z czerwoną posoką żołądkowy śluz.

Próbował sięgnąć pamięcią wstecz, przypomnieć jak znalazł się w tym miejscu, pobity i przywiązany do zimnego żelaznego krzesła.

 

Magda…

 

Mimo ściskającego bólu przywołał do siebie jej twarz.

 

Magda…

 

Pracowała w firmie od kilkunastu miesięcy, lecz dopiero przykry wypadek sprawił, że ją zauważył. Niosąc na spodeczku filiżankę kawy, niechybnie na niego wpadła rozlewając czarny wrzątek po aksamitnej koszuli.

– Cholera jasna! – krzyknął Konrad, wachlując materiał, który lepił się mu do skóry.

– O Boże, tak pana przepraszam! – próbowała mu pomóc, wyjęła z kieszeni chusteczkę higieniczną i zaczęła rozcierać plamę.

– Niech pani to zostawi! – rozkazał. Był zły, jednak kiedy spojrzał w jej zielone kocie oczy, momentalnie złagodniał. Cały gniew ulotnił się w powietrzu jak para.

Następnego dnia rano przyszła do biura z butelką jego ulubionej whisky. Próbował zgadnąć, skąd wiedziała, że pija irlandzkiego Connemara. Pytał ją o to wielokrotnie lecz nigdy mu nie powiedziała. Później, gdy spotkał ją na korytarzu, dokładnie w tym samym miejscu gdzie wylała na niego kawę, zaproponował jej wspólny obiad. Wieczorem skończyli u niego sącząc w salonie whisky, które kupiła mu w ramach przeprosin. Gdy Konrad obudził się rano pusta butelka leżała na podłodze a obok niego spała…

 

Magda…

 

Mężczyzna brutalnie zerwał mu opaskę z oczu. Oślepiające światło skierowane wprost na jego twarz o mało nie wypaliło mu tęczówek. Konrad odwrócił głowę, by uciec wzrokiem jak najdalej od promieni lampy.

– Błagam Cię…nie rób mi krzywdy !

– Nie zrobię jeżeli będziesz współpracował – odpowiedział mężczyzna. Głos miał zimny, szorstki, nieprzystępny. Jak surowy nauczyciel, wymagający od ucznia nazbyt wiele.

– Zapłacę ci ile będziesz chciał! -

– Oczywiście -

Kiedy oczy przyzwyczaiły się już do rażącego światła, Konrad odwrócił głowę, by przyjrzeć się swojemu porywaczowi. Stał za reflektorem i wyglądał jak nieruchoma figura woskowa. Na niewielkim statywie zamontował kamerę, zwróconą wprost na twarz swojego jeńca.

Chce wysłać film z żądaniem okupu, pomyślał Konrad. Wniosek ten napełnił go otuchą a zarazem trwogą. Miał przed sobą przynajmniej kilkanaście godzin życia zanim ten się zorientuje, że nikt mu nie zapłaci nawet złotówki.

Obiektyw kamery wysunął się, krótkie piknięcie znaczyło, że porywacz zaczął nagrywać.

– Podaj swoje imię i nazwisko -

– Słucham? -

– Imię i nazwisko -

– Konrad, Konrad Morawski -

– Twoje prawdziwe imię i nazwisko -

Zaległa ponura cisza, której świadkiem był on, jego porywacz i nieruchome oko kamery.

– Nie mam innego nazwiska

Mężczyzna po drugiej stronie kamery nie odpowiedział. Konrad próbował dostrzec jego twarz, spojrzeć mu w oczy by przekonać go, że mówi prawdę. Ten jednak skutecznie ukrył się za ciemnościami.

– Im szybciej zaczniesz współpracować tym szybciej cię wypuszczę – szepnął

– Ale ja nie wiem o co ci chodzi człowieku! -

Nic nie odpowiedział. Jego twarz spoglądała na mężczyznę zza smolistego cienia. Konrad próbował szarpnąć więzy krępujące jego dłonie, twardy sznur wbił mu się w skórę powodując piekący ból.

– Będziesz siedział tu tak długo dopóki nie odpowiesz na pytanie -

Węzeł wdzierał się w nadgarstek. Wyrwę się, kurwa, wyrwę i ucieknę, krzyczał lecz prócz niego nikt krzyku nie usłyszał.

Mężczyzna wciąż stał nieruchomo nagrywając na kamerze rysujący się grymas bólu na twarzy swojej ofiary.

 

Magda…

 

Leżała obok niego, plecami do góry, naga, odkryta z prześcieradła. Palcem mógł rysować po jej skórze niewidzialne wzory, zaczynając od giętkiej szyi i schodząc w dół, ku jej jędrnym pośladkom. Patrzyła na niego jak żadna inna kobieta, z którymi spędzał dotąd noce. Jej kocie oczy się śmiały a zarazem wyrażały podziw, troskę i oddanie. Nie chciał na nie patrzeć, czuł że nie przejdzie mu przez gardło

– Rozumiesz chyba, że to tylko jedna noc, nic więcej-

Zorientował się że powiedział to na głos.

– Wiem-

– Za trzy miesiące biorę ślub-

– Wiem-

– Mam nadzieje, że to zostanie między nami -

I zostało. Przez kolejne dni próbował jej unikać. Większość czasu spędzał w biurze i nie wychylał się na korytarz. Kiedy już ją mijał odwracał wzrok, udając, że jej nie widzi. Cały czas miał świadomość, że popełnił błąd, dał ponieść chwili i zaryzykował dla niej własną karierę.

***

 

Już czas synowie! Czas spełnić obietnicę ojców naszych daną Temu Którego Nie Nazwano!

Toriasz z Ravenny „Droga do doskonałości" XII w.

 

 

– Po co mnie porwałeś? – zapytał mając nadzieje że jego oprawca w końcu odpowie. Mijały kolejne minuty, może nawet godziny, odkąd mężczyzna stojący za kamerą zadał mu pytanie. Konrad do tej pory nie udzielił odpowiedzi.

– Ty nic nie rozumiesz. Jeżeli chcesz dostać za mnie okup to ci się nie uda. Nie jestem bogaty. Wypuść mnie a zapomnę o tym co się stało. Nie widziałem twojej twarzy, nie wiem gdzie mieszkasz.

Odpowiedziała mu jedynie sroga cisza. Przerwało ją nagle donośne burczenie w brzuchu. Konrad zdał sobie sprawę, że nie jadł od prawie dwóch dni. Pragnienie kompletnie wysuszyło mu usta, które wyglądały teraz jak dwie czerstwe bułki skruszone na miał.

Mężczyzna wciąż stał nieruchomo, wpatrując się w podgląd kamery. Gdyby wcześniej Konrad nie słyszał jego głosu pomyślałby, że to manekin.

– W porządku. Pytaj o wszystko, powiem co chcesz – rzekł, nie mogąc znieść bezruchu w jakim obaj tkwili.

– Twoje imię i nazwisko. Prawdziwe -

Konrad nie wiedzieć czemu odetchnął z ulgą słysząc jego głos.

– Kosma Hadik – odpowiedział. Zajęło mu tu kilkadziesiąt minut jednak miał przeczucie, że to dopiero początek trudnych pytań.

– Dlaczego zmieniłeś imię i nazwisko?-

– To nie tak…

– Odpowiedz

– Mój ojciec, nazywał się Arian Hadik. To on zmienił nazwisko na Morawski a ja je po nim przyjąłem. W akcie urodzenia nazywam się Konrad Morawski. To moje prawdziwe nazwisko-

– Dlaczego to zrobiliście?

Konrad zaczął się czuć coraz mniej pewnie. Do tej pory nikt nigdy nie pytał go o pochodzenie. Nikt prócz rodziny nie wiedział o jego korzeniach. Człowiek stojący za kamerą, wiedział..

– Do czego ci to potrzebne człowieku? Co chcesz osiągnąć, po co to nagrywasz?

– Jako dowód

– Dowód czego?

Nie udzielił odpowiedzi. Jego anonimowe, zakryte mrokiem oblicze stawało się coraz bardziej niepokojące. Zimny dreszcz przeszedł po skórze, Konrad zatrząsł się choć nie był pewien czy kamera to uchwyciła.

– Dlaczego twój ojciec zmienił nazwisko?-

– Może sam go zapytasz?-

– Gdyby żył zrobiłbym to-

Kim ty kurwa jesteś? Czego ty chcesz, zagrzmiał Konrad lecz nie miał odwagi wykrzyczeć tego na głos. Człowiek stojący za kamerą nie był kimś przypadkowym. Doskonale wiedział, kogo porywa.

Minęła chwila, lecz ani jedna ani druga strona się nie odezwała. Znów zamarła cisza, wszystko zastygło w bezruchu. Cokolwiek chciał od niego wyciągnąć, nie uda mu się. Może siedzieć tu przez trzy miesiące, srać pod siebie i pić własne szczyny lecz nic nie powie.

Zamknął oczy, skoncentrował się, spojrzał wstecz za siebie, wracając do niej.

 

Magda…

 

Mógł przysiąc na życie swojej matki, że o niej zapomniał. Teraz liczyła się tylko Oliwia, to z nią za dwa miesiące miał brać ślub. Czy ją kochał? Nie wiedział. Na pewno akceptował i tolerował a to połowa sukcesu. Wszystko się zmieniło pewnej nocy, kiedy przyśniła mu się ONA. Wcześniej rzadko kiedy pamiętał swoje sny, lecz teraz jej obraz był wyraźny i towarzyszył mu przez kolejne dni. Jak to możliwe, myślał, że śpiąc czuł zapach jej włosów, muśnięcie ust, czuły uśmiech i te zielone, kocie oczy wpatrzone w niego, jakby chciały wwiercić się mu jego głowy. To tylko sen, powtarzał sobie, lecz za każdym razem kiedy widział ją w kancelarii, przypominał sobie jej woń, dotyk, ciało.

Kiedy wychodziła z budynku czekał na nią na schodach. Zaproponował drinka

– Musisz wiedzieć Konrad – odparła – że mam kogoś

– Daj spokój, jeden mały drink – zachęcił i natychmiast poczuł się jak idiota. Oboje wiedzieli, że na tym się nie skończy. Zgodziła się a noc spędzili u niej. Było mu cudownie, cudownie jak w tym śnie, który był jak dobra wróżba, zwiastująca chwile spędzone u jej boku.

 

– Jeżeli chcesz do niej wrócić odpowiadaj na pytania – z wspomnień wybudził go zimny, metaliczny głos oprawcy.

– Do kogo?

Kolejny raz zbył go milczeniem. Czy to możliwe, że wie o nim tak dużo? Że wie o Magdzie?

– Jeżeli uważasz, że ci odpuszczę mylisz się – znów się odezwał – Będziesz tu siedział tak długo dopóki nie skończymy.

– Jaką mam pewność, że po wszystkim puścisz mnie wolno? -

– Rozumiem to, w tej chwili moje słowo nie ma dla ciebie żadnej wartości więc nie mam zamiaru cię przekonywać. Zaufaj intuicji-

Intuicja. Nie ma czegoś takiego. Liczy się tylko szczęśliwy traf. Orzeł albo reszka. Konrad nie był hazardzistą, nie bawił w zgadywanki, zawsze grał w otwarte karty. Teraz jednak wszystkie karty były zakryte i schowane w ciemnościach, by nie mógł na nie spojrzeć.

– Liczę że jesteś honorowym człowiekiem – rzekł w końcu – I spełnisz obietnicę

– Tak właśnie zrobię-

Zapytał go kolejny raz o ojca. Konrad miał zaledwie czternaście lat, gdy ten zginął w wypadku samochodowym. Minęło tyle czasu i zdążył wymazać go z pamięci. Czasami tylko pojawiał się mglisty obraz człowieka, wiecznie siedzącego nad książkami i zmuszającego syna do katorżniczej nauki. Zbigniew Morawski był profesorem prawa i wykładał na uniwersytecie. Nie dożył wolnej Polski, zabrakło mu pół roku by spełnił się jego proroczy sen. Matka często powtarzała Konradowi, że gdyby tej nocy ojciec nie wpadł w poślizg i nie wjechał w drzewo dziś byłby ministrem.

– Kiedy ojciec zaczynał karierę naukową na uniwersytecie poradzono mu by zmienił nazwisko na polskie. Tak zrobił i to cała historia-

– Wstydził się swojego pochodzenia? -

– Nie. Nie wiem. Może -

– A ty? Wstydzisz się? -

Konrad przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.

– Jestem Polakiem, nie wstydzę się tego-

– Nie. Urodziłeś się na polskiej ziemi ale twoje pochodzenie sięga znacznie dalej, znacznie głębiej. Wywodzisz się z ludu, który przez tysiące lat żył wśród gór, aż w końcu jego domem stał się cały świat -

Konrad, gdyby mógł wzruszyłby ramionami. Już jakiś czas temu podejrzewał że człowiek, który go porwał i związał a teraz przesłuchiwał może być jednym z tych fanatyków wierzących w spiskowe teorie dziejów. Do tej pory prócz paszkwili wypisywanych w gazetach pod adresem bogu ducha winnych ludzi, wydawali się niegroźnymi wariatami. Ten jednak był inny. Niebezpieczny, cholernie niebezpieczny.

– Pracujesz w kancelarii Eriasza Lebba -

– Kogo?

– Eriasza Lebba – powtórzył – podszywającego się pod nazwiskiem Mikołaj Niedzielski.

Człowiek, o którego pytał rzeczywiście nazywał się Mikołaj Niedzielski i był od dwóch lat szefem Konrada. Za kilka dni miał zostać także jego teściem.

– Dlaczego Lebb zatrudnił cię w swojej kancelarii? -

– Skończyłem prawo, starałem się u niego o aplikację, zgodził się i…

– Dlaczego się zgodził? – przerwał natychmiast porywacz. Jego głos stał się twardszy, zimniejszy, nieprzyjazny a zarazem pełen pogardy a może nawet skrywanej nienawiści.

– Nie wiem – odpowiedział Konrad choć znał odpowiedź.

– Tracisz tylko czas unikając odpowiedzi. Pamiętaj że mieliśmy umowę. Jeżeli będziesz współpracować wypuszczę cię. Ty nie współpracujesz. Dlaczego mam więc darować ci życie?-

Nie wiedział czy człowiek stojący w cieniu blefuje, tylko go straszy, czy mówi poważnie. Skoro jednak zadał sobie tyle trudu by go porwać i uwięzić co go powstrzymywało przez morderstwem? Konrad wyobraził sobie swoje ciało, spoczywające w nieznanej mogile, w środku lasu lub na dnie rzeki. Wzdrygnął się na myśl, że w dzisiejszych czasach zniknąć jest równie łatwo jak sto lat temu kiedy nie rozwieszano na słupach podobizn a w telewizji nie puszczano programów o zaginionych ludziach.

– Odpowiem na wszystkie pytania – zaczął w końcu Konrad – Lecz mam warunek. Powiesz mi dlaczego mnie porwałeś i dlaczego to wszystko nagrywasz.

– W porządku. To nie jest tajemnica -

– Zatem słucham -

– Porwałem Cię gdyż jesteś czystej rasy Aarahijczykiem. Chce poznać wasz sposób myślenia i działania. Wasze plany odnośnie ludzkości-

Konrad zaśmiał się choć nie był to śmiech szczery. Zbyt bardzo się bał by stać go było na rozbawienie.

– Ty naprawdę wierzysz w te wszystkie bzdury? Jestem Aarahijczykiem ale uwierz mi nie mam żadnych sekretnych planów a moje myślenie nie odbiega od normy.

 

Konrad znów nie powiedział prawdy. Przez te dwa lata zdobył niezłą praktykę jako adwokat i zamierzał wykorzystać dar przekonywania by odzyskać wolność.

– Znowu mnie okłamałeś – zagrzmiał mężczyzna. Tym razem w jego głosie dało się wyczuć nieskrywaną złość – Skoro nie potrafisz grać uczciwie jesteś dla mnie zbyteczny

Wyłączył kamerę i zgasił reflektor. Nastały egipskie ciemności i przeraźliwa martwa cisza. Konrad poczuł się jakby był zamknięty w ciasnym małym pudełku, z którego nie ma ucieczki.

– Poczekaj chwilę! Nie rób mi krzywdy! – krzyknął w ciemność. Jego oprawca mógł równie dobrze stać za kamerą bądź dwa kroki przed nim. Przez moment wydawało mu się, że czuje lekki podmuch, niewyraźny oddech, pozbawiony jednak woni człowieka. Z trudem ścisnął nogi by utrzymać pełny pęcherz. Nie chciał umierać mając mokre spodnie.

– Przysięgam, że więcej cię nie okłamię! Będę mówił prawdę, obiecuje! -

 

Magda…Gdzie jest Magda?

 

Spotykał się z nią coraz częściej. Czasami u niej, czasami w hotelu, nigdy u siebie. Do ślubu z Oliwią zostało niewiele, ponad cztery tygodnie. Konrad starał się o tym nie myśleć a każdą wolną chwilę spędzał z Magdą. Nigdy nie był wcześniej zakochany, a teraz był jak dziecko we mgle, zagubiony pośród wszystkich d nieznanych mu uczuć i emocji.

Wszystko się zmieniło kiedy jego szef, przyszły teść, Mikołaj Niedzielski wezwał go do swojego biura.

– Moja córka martwi się o Ciebie – odparł w chwili kiedy Konrad zamknął za sobą drzwi.

– Nie rozumiem -

– Od jakiegoś czasu jesteś inny, bardziej skryty-

Przenikliwie czarne źrenice Niedzielskiego wydawały się patrzeć na każdą część twarzy młodego adwokata, szukając grymasu, który potwierdzi jego słowa. Konrad nie był pewien jak wygląda teraz jego twarz i jakie znaki odczytuje z niej Niedzielski.

– Mam teraz sporo na głowie – skłamał

– Nie więcej niż kiedyś – zauważył słusznie przyszły teść. Był to człowiek niedźwiedziej postury, wysoki, barczysty. Mimo, że już dawno skończył sześćdziesiąt lat jego włosy wciąż pozostawały jasnobrązowe a skóra wolna od zmarszczek.

– Postaram się więcej czasu poświęcać pańskiej córce – odparł w końcu Konrad.

– Nie spieprz tego – ostrzegł mężczyzna – Postawiłem na ciebie a wiesz jak nie znoszę przegrywać.

 

Nie siła czyni zwycięskim lecz rozum, nie mieczem się zabija lecz piórem, nie batem się kara lecz złotem płaci niewolnikom! Historia naszego narodu, krew naszych ojców za nas przelana, uczyć nas powinna, że droga do panowania biegnie innymi ścieżkami. Każdy Arrajijczyk i następne pokolenia jego mieć na uwadze powinny te słowa. Obietnica dana nam wśród gór i kamieni spełni się niebawem a dzieci nasze odzyskają to co nasze, to co dla nas stworzone!

Zachowany fragment „Testamentu Aaraha", XVIII w.

 

 

Światło reflektora znów zabłysło, wprost na twarz Konrada. Oczy zdążyły przyzwyczaić się do ciemności a promienie sprawiały im ból.

Po chwili zauważył że mężczyzna znów stoi za obiektywem kamery co sprawiło mu niemałą ulgę. Obiektyw wysunął się a zakryty ciemnościami człowiek zaczął kolejny raz nagrywać przesłuchanie.

– Jeżeli jeszcze raz złapię cię na kłamstwie kończymy nagranie, rozumiesz? Na twoje miejsce znajdę następnego, a jeżeli będzie trzeba dziesięciu takich jak ty. I któryś w końcu mi powie wszystko co chcę wiedzieć

– Ok., załapałem. Żadnych kłamstw, tylko prawda -

Jaką masz gwarancję że po tym, jak mu wszystko powiesz, wypuści cię wolno? Jaką masz gwarancje, że cię nie zabije a nagranie umieści w internecie by wszyscy widzieli jak wykrwawiasz się na śmierć? Głos wewnętrzny, być może jakiś instynkt mieszał mu w głowie. Nawet jeżeli tak będzie nie chcę, by znowu zgasił światło kiedy go okłamię, szepnął zdrowy rozsądek wypierając wcześniejszą myśl.

– Wróćmy do kancelarii w której pracujesz. Powiedz mi w jaki sposób dostałeś pracę?-

Odpowiedź była bardziej skomplikowana niż sądził. To nie było dwa lata, pięć czy nawet dziesięć lecz właściwie całe jego życie, które musiał prześledzić w pamięci by zrozumieć w jaki sposób znalazł się w kancelarii Niedzielskiego.

Kiedy skończył sześć lat poszedł do szkoły. Nie była to jednak zwyczajna szkoła, pełna biegających po korytarzu rozwrzeszczanych dzieciaków. Właściwie, jeżeli sięgnąć pamięcią wstecz, szkoła do której chodził była opustoszałym budynkiem, w którym tylko czasami zamajaczył cień człowieka. Większość czasu Konrad spędzał zamknięty w klasie, z dwójką innych sześciolatków, równie bystrych i zdolnych jak on. Klasa wciąż pozostawała ta sama, zmieniali się tylko nauczyciele. Kiedy Konrad skończył dwanaście lat wiedzą przewyższał licealistów, z powodzeniem mógł zdawać maturę. To jednak nie wystarczało jego ojcu, który katował go kolejnymi książkami, klasykami literatury, płytami analogowymi z muzyka klasyczną, albumami malarskimi, podręcznikami historii nowożytnej.

– Dzięki temu stajesz się lepszym człowiekiem. Dzięki temu posiadasz duszę – mawiał ojciec podsuwając mu kolejne encyklopedie i słowniki. Dwa lata później zginął. Konrad był oszołomiony, do tej pory żył w kloszu a ludzkie tragedie śledził jedynie na kartach książek.

Po pogrzebie, kiedy wrócił z matką do domu czekali na niego ludzie, których nigdy wcześniej nie widział na oczy. Mimo, że miał czternaście lat, traktowali go jak dorosłego

– Dzieło twego ojca nie umrze. Ty jesteś jego dziedzictwem Kosma – przemówił mały skurczony człowiek, tak stary, że musiał pamiętać czasy wojny.

– Mamy wobec ciebie duże plany – powiedział drugi z mężczyzn. Dopiero potem Konrad zdał sobie sprawę, że to Mikołaj Niedzielski.

– Musisz kontynuować to co zacząłeś. My będziemy cię wspierać – dopowiedział trzeci. Konrad nigdy więcej go już nie zobaczył.

Rok później został przyjęty do prywatnego liceum, które przypominało jego starą szkołę pełną cieni, sunących po korytarzach smutnych dzieci. Ojciec nie zostawił matce dużych pieniędzy i Konrad do końca nie zdawał sobie sprawy kto finansuje jego edukację. Mógł się tylko domyślać, że robią to przyjaciele ojca nigdy jednak nie uzyskał całkowitej pewności. Na studia dostał się z pierwszego miejsca na liście. Z ulgą odetchnął kiedy okazało się, że uczelnia nie jest wymarłym budynkiem. Zaczęli otaczać go ludzie, poznał przyjaciół ale i wrogów zazdrosnych o jego sukcesy. Starannie dobierał dziewczyny z którymi się spotykał mając na uwadze opinie matki

– Pamiętaj że kobieta, którą wybierzesz będzie świadczyła o Tobie samym-

Żadna z byłych dziewczyn nie przypadła jej do gustu. Konrad zaczął się domyślać, że jedyną osobą jaką zaakceptuje matka będzie Aarahijka.

Kilka dni po tym jak udało mu się zaliczyć ostatnie egzaminy semestralne zadzwonił do niego asystent Niedzielskiego. Zaproponował mu zdobycie aplikacji w jego kancelarii. Konrad bez wahania się zgodził. Kilka miesięcy później zaproponowano mu już stałą pracę.

– Z tego co zrozumiałem twierdzisz, że propozycję pracy w kancelarii Eriasza Lebba dostałeś mając zaledwie czternaście lat? – zainteresował się porywacz.

– Trudno to wyjaśnić ale sądzę że tak-

– Więc wszystko co robiłeś przez ten czas było zaplanowane?-

Konrad skinął głową.

– I tak działają wasze struktury? Wspieracie się nawzajem a potem umieszczacie wzajemnie na wpływowych stanowiskach?-

– Mówię tylko o swoim przykładzie. Nie wiem nic o żadnych strukturach-

– Oczywiście-

Mężczyzna wydawał się być zadowolony z odpowiedzi. Jego głos stał się cieplejszy i bardziej wyrozumiały. Konrad też poczuł się lepiej. Może rzeczywiście warto z nim współpracować. Przy odrobinie szczęścia wypuści go wolno, pozwoli mu żyć.

– Nie rozumiem jednej rzeczy-

– Mianowicie?-

– Dlaczego uparli się na Ciebie. Dlaczego zainwestowali pieniądze w twoją przyszłość?-

Poczucie ulgi jakie mu towarzyszyło w jednej chwili zniknęło. Człowiek za kamerą wkraczał na tematy, o których nikt nie powinien wiedzieć. Zwłaszcza on. Konrad zdał sobie sprawę że milczy zbyt długo.

– Ponieważ mam dobre geny. Jestem synem profesora uniwersyteckiego, mój dziadek również był adwokatem a jego ojciec sędzią. Naturalne jest więc, że i ja pójdę tą drogą-

– Nie zadawala mnie taka odpowiedź -

– Nic więcej nie powiem -

– Szło nam tak dobrze. Chcesz wszystko zaprzepaścić -

 

Magda. Magda Magda Magda. Gdzie jesteś kochanie?

 

Nie mógł dłużej ryzykować. Zbyt wiele lat poświęcił by znaleźć się tu gdzie jest. Spotkali się w motelowym pokoju.

– Mam ci coś do powiedzenia -

– Ja tobie też -

– Mów pierwsza

– Chyba jestem w ciąży

Rozpłakała się a on ją przytulił i powiedział, że wszystko będzie dobrze. Wiedział jednak, że nie będzie. Za trzy tygodnie miał stanąć na ślubnym kobiercu. Miał się jej pozbyć ze swojego życia, teraz jednak nosiła w sobie jego dziecko. Usuń je, mówił jego instynkt, będziesz ojcem, odpowiadał głos rozsądku. Musiał zdecydować.

– Muszę wszystko przemyśleć, przyjdę do Ciebie w odpowiednim czasie – odparł i wyszedł walcząc z myślami.

 

– Wszystko ci już powiedziałem – odezwał się Konrad wracając z rozmyślań.

– Nie. Najważniejsze przed mną ukryłeś -

– Nawet jeżeli to prawda, nic ze mnie nie wyciągniesz.

Mężczyzna westchnął cicho. Ręką sięgnął do kieszeni kurtki i wyjął przedmiot.

Rozległ się metaliczny trzask.

O Boże, on ma broń, przeraził się Konrad. Przyznał, że to logiczne. Człowiek, który porywa ludzi w środku dnia na ulicy, musi mieć broń.

– Rozumiem że więcej nic z ciebie nie wycisnę -

– Na miłość boską, człowieku, opamiętaj się! Zamordujesz mnie z zimną krwią?! – Konrad poczuł, że jego pęcherz znów ledwo wytrzymuje napór moczu. Gardło zwinęło się w pokryty kolcami kłębek. Nie rób, tego, nie rób, tego błagam

 

Magda!

 

Wszedł do jej mieszkania. Zdecydował.

– Powiem o nas Oliwii. Nie chcę dłużej tego ciągnąć– odparł i złożył na jej ustach gorący pocałunek. Przyjęła go ochoczo, wtuliła się w jego ramiona a Konrad poczuł się kochany jak nigdy dotąd.

– A co z kancelarią? Niedzielski cię wyleje – spytała, kiedy godzinę później leżeli nadzy w łóżku.

– Nie zrobi tego. A jeżeli tak, znajdę inną pracę-

Boże co on wygadywał. Zgrywał przy niej twardziela, który przez życie idzie kopiąc w drzwi. Tak naprawdę był śmiertelnie przerażony tym co się stanie. Ukrywał tyle sekretów, tyle tajemnic, nie mógł ich się pozbyć z dnia na dzień.

– Magda, musisz coś o mnie wiedzieć

– Tak?

– Jestem z pochodzenia Aarahijczykiem. Naprawdę nazywam się Kosma Hadik-

– Kosma, piękne imię – uśmiechnęła się-

– Jest coś jeszcze co muszę ci powiedzieć-

I wtedy wyznał jej całą prawdę.

 

Mężczyzna wyłonił się z ciemności i zbliżył się do Konrada. Wyglądał teraz jak olbrzym, który chce go rozdeptać. Wyciągnął przed siebie dłoń, trzymał w niej rewolwer. Otworzył pusty magazynek po czym chwycił w palce niewielki przedmiot. Zaczął się nim bawić, przekładając między palcami. Po chwili uniósł go w stronę reflektora. Srebrozłoty pocisk zabłyszczał przed oczami Konrada. Mógł przysiąc, że przez chwilę widział w nim swoje wielkie, pełne strachu odbicie.

– Błagam cię, nie rób tego-

Nie odpowiedział. Pocisk zniknął w komorze magazynka. Zakręcił nim jak kołem fortuny po czym odbezpieczył broń. Zimny koniec lufy dotknął czoła.

– O Boże…nie zabijaj mnie…nie zabijaj

Gorący mocz pociekł po nogawce. Gdyby miał czym zwymiotować puściłby pawia. Krztusił się własnym strachem, świadomością nicości, urwanej przez wystrzał myśli.

Mężczyzna nacisnął spust.

Klik.

Rewolwer nie wystrzelił. Konrad wydał z siebie dźwięk przypominający ostatnie tchnienie duszącego się człowieka.

– Ten był pusty – szepnął morderca

Rozpaczliwy skowyt rozniósł się po ścianach pomieszczenia.

– Nie mogę Ci powiedzieć…zrozum…nie mogę!-

Klik.

Kolejny niewypał.

Krzyk rozpaczy wydawał się nie kończyć. Łzy ciurkiem spływały po policzkach, w powietrzu unosił się zapach moczu i cuchnących gazów. Tak właśnie umiera przerażony człowiek. Brudny, głodny, nieumyty, pozbawiony godności.

– Powiem ci wszystko – wyjęczał Konrad – Powiem…

– To już nie ma znaczenia. Powiedzą, że zmusiłem cię, że wszystko to nieprawda

– Nie!…Wcale że nie!-

Zobaczył palec naciskający spust. Raz za razem, jakby mężczyzna chciał wystrzelić w jego głowę wszystkie pociski.

Klik!

Klik!

Klik!

Klik!

Magazynek okazał się pusty. Konrad otworzył oczy, cholernie piekące od potu, który spływał mu po czole. Mężczyzna wydawał się uśmiechać. Otworzył drugą w dłoń, trzymał w niej pocisk.

– Nie włożyłeś kuli…nie włożyłeś jej sukinsynu-

Światło w pomieszczeniu się zapaliło. Znajdował się pod ziemią w piwnicy. Z przerażeniem odkrył, że zna to miejsce.

Drzwi się otworzyły i wtedy ją ujrzał.

W progu stała jego matka. Jej usta były blade i ściśnięte a zmarszczki pod oczami głębsze niż zwykle.

– Co to ma znaczyć?-

Nie odpowiedziała. Podeszła do niego i z całej siły się zamachnęła wymierzając mu siarczysty policzek.

– Ty cholerny idioto. Jak mogłeś być tak głupi-

Mężczyzna, który do tej pory go więził i dręczył pytaniami nachylił się i przeciął więzy. Dopiero teraz Konrad poczuł przeszywający ból w kościach, z palców rąk i nóg odpłynęła mu krew a kiedy wstawał o mało się nie przewrócił. Matka popchnęła go z powrotem na krzesło.

– Po co to zrobiłaś mamo?-

– Mało brakowało a zaprzepaścił byś dzieło swojego ojca!-

– Przecież nic mu nie powiedziałem!-

Znowu go uderzyła, mocniej niż wcześniej. Kiedy już poczuł czucie w nogach wstał.

– Jak mogłaś na to pozwolić! – krzyknął prosto w jej twarz – Trzymać mnie tu jak jakieś zwierze, straszyć bronią…jak mogłaś

– Zwracaj się do mnie z szacunkiem, jestem twoją matką – syknęła po czym chwyciła go pod rękę i wyprowadziła z piwnicy.

Schodami wyszli na górę, do przedpokoju. Przez ten cały czas znajdował się w swoim domu, domu w którym tyle lat dorastał.

– Wytłumacz mi…

– Chodź za mną

Ruszyła korytarzem a on bez słowa ruszył na nią. Stanęła przy drzwiach do łazienki, otworzyła je. Gestem dłoni zachęciła go by wszedł do środka. Zrobił to bez zastanowienia.

Rozejrzał się dookoła. Biała glazura świeciła czystością. Wszystko było poukładane na swoim miejscu. Jego matka zawsze lubiła dbać o porządek.

Minęła go. Jej obcasy stuknęły głośnym echem o płytki. Ten dźwięk zapamiętał już do końca życia.

Podeszła do kabiny, chwyciła zieloną zasłonę i odsunęła ją na bok

– Nie…O Boże…nie

W wannie leżała Magda. A właściwie to co z niej zostało. Wanna peła była krwistego soczystego mięsa, które nie zdążyło jeszcze wystygnąć. Kości, skóra, poszarpane mięśnie, kiszki i żyły…wszystko rzucone w jedną kupę, jak na rzeźnicką wagę. Poznał ją po oczach….zielonych kocich oczach wpatrujących sie w niego pustym spojrzeniem z pod zlepionych krwią włosów opadających na czoło.

– Co ty zrobiłaś. CO TY KURWA ZROBIŁAŚ?-

Kolejny raz trafiła go mocno w policzek-

– Mówiłam byś zwracał się do mnie z szacunkiem. Co by powiedział twój ojciec gdyby to usłyszał?-

– Mój ojciec nie żyje! -

– Ale ty tak! I będziesz żył tak jak on tego chciał!-

Konrad klapnął na podłogę, na brzegu wanny i rzewnie zawył.

– Zrozum, że zostałeś stworzony do wielkich rzeczy! Mało kto potrafi kierować swoim przeznaczeniem. My potrafimy! Ty potrafisz! Ale żeby znać swój los musisz być posłuszny samemu sobie. Arrahowi! Temu Którego Nie Nazwano!

Płakał dalej a ona nachyliła się nad nim by go pocieszyć.

– Jesteś silny. Bardzo silny. Byłeś gotowy poświęcić życie dla naszej sprawy. Zdałeś egzamin, udowodniłeś swoją wartość-

– Dlaczego ją zabiliście…dlaczego?-

– Chyba znasz odpowiedź-

Ostatni raz spojrzał na jej zwłoki.

 

Magda…

 

Pogłaskał ją po włosach i wziął głęboki oddech.

– Co chcesz mi powiedzieć kochanie? – zapytała

– To, że pracuje w kancelarii Niedzielskiego, nie jest przypadkiem. To, że żenię się z jego córką też zostało ustalone dużo wcześniej.

– Nie rozumiem…

– Mój ojciec był wpływowym człowiekiem. Autorytetem. Ludzie szanowali go za poglądy, widzieli w nim lidera. Kiedy już było wiadomo, że komunizm upadnie planował wstąpić do partii. Gdyby wygrał wybory, zostałby ministrem, a potem być może szefem rządu, albo nawet prezydentem.

– Nie mówisz chyba poważnie?-

– Uwierz mi kochanie, wszystko jest planowane na długie lata wstecz. Obalenie systemu zaplanowano jeszcze przed zrywem robotników. Ci, którzy o tym wiedzieli, ci którzy wymyślili ten upadek są dziś miliarderami. W świecie, w którym żyjemy nie staniesz się bogata bez naszej zgody. Nie wyjedziesz do Hollywood odebrać Oskara, jeżeli do nas nie należysz. Nie znajdziesz się na listach wyborczych, jeżeli my tego nie chcemy-

– Chcesz powiedzieć że rządzicie tym krajem?-

– Nie krajem. Całym światem. To gdzie żyjemy nie ma znaczenia. Jesteśmy jednym narodem a cała Ziemia należy do nas.

– Co ty masz z tym wszystkim wspólnego?-

– Po śmierci ojca stałem się spadkobiercą jego dzieła. Dorastałem wychowywany przez ludzi, którzy wiązali ze mną nadzieje. Najpierw kariera prawnicza, potem polityczna. Córkę Niedzielskiego wybrano dla mnie tylko dlatego, że była by idealną pierwszą damą-

– Masz zostać prezydentem?-

Zamyślił się.

– Wszystko się zmieniło-

– Przez mnie?-

– To już nieważne kochanie. Nieważne-

Przytulił ją i postanowił nigdy więcej nie wypuszczać z rąk. To jest prawdziwe życie, pomyślał. Normalne prawdziwe życie.

Nie wiedział, że kilka kroków dalej, pod komodą, w której Magda trzymała biżuterię przyklejona jest pluskwa.

 

Ci którzy widzą zagrożenie odsyłani są do domu wariatów a ich rodziny wyganiane z fabryk, na bruk i pewną śmierć głodową. Nie łudźmy się, świat już nie należy do ludzi lecz przeklętego plemienia z gór, któremu fałszywi prorocy obiecali władze nad światem. Od wieków realizują plan, pieczołowicie spisywany przez kolejnych pogańskich mistyków. Tak uwielbiany przez elitę uniwersytecką Toriasz z Ravenny to przecież nikt inny jak myśliciel aarahijski, siejący wśród swoich pobratymców niebezpieczne poglądy, których plony zbierają dziś kapitaliści. Swoje dzieci wychowują w przekonaniu własnej wyższości nad resztą istot ludzkich, co jest plugastwem i obrazą samego Boga, który stworzył nas wszystkich jako równych sobie. Zainteresowanych odsyłam do książki „Testament Aaraha", gdzie spisano wszystko to co ja opisałem powyżej. Publikacja ta jest dowodem na me tezy a fakt, że masowo jest niszczona, w obawie przed odkryciem prawdy tylko potwierdza moje słowa.

List Williama Roberta O'Shea wysłany do redakcji „The Guardian" 1897

Koniec

Komentarze

Konrad zakaszlał a z jego ust buchnęły drobinki krwi. – Buchnąć, to mogły kłęby pary z czajnika. Wystarczyło napisać, że zakaszlał krwią.

 

Na oczach miał zawiązaną cuchnącą smarem opaskę, miażdżącą obręcz głowy. – Jaką obręcz głowy? Miał na głowie też obręcz, którą ta opaska miażdżyła?

 

- Próba mikrofonu, raz, dwa - usłyszał kilka kroków dalej cichy męski głos. – Ta kwestia jest tak dziwnie zbudowana, że wynika z niej, iż słowa „próba mikrofonu…” zostały usłyszane przez cichy, męski głos stojący kilka kroków dalej.

 

Opaska wydawała się być zrobiona z ciężkiego metalu, który zaciskał się wkoło czaszki, odcinając dopływ krwi do mózgu. – Chłopie, tętnice mózgowe idą wewnątrz ciała. To co napisałeś, o odcięciu dopływu jakąś opaską, to kompletna bzdura.

 

Konrad poczuł nagłe mdłości, z jego ust wypłynął zmieszany z czerwoną posoką żołądkowy śluz. – posoka to krew rannego zwierzęcia, a domyślam się, że Konrad bydlęciem raczej nie był…

 

Oślepiające światło skierowane wprost na jego twarz o mało nie wypaliło mu tęczówek. – światło wypalające tęczówkę… Kolejna głupota.

 

Mężczyzna wciąż stał nieruchomo nagrywając na kamerze rysujący się grymas bólu na twarzy swojej ofiary. – nagrywał kamerą, filmował, a nie „na kamerze”.



Kawałek przeczytałem, początek zaledwie. Ale byków w nim było co niemiara. To wyżej, to wybór co większych kfiatków.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Pomijając błędy itp. opowiadanie jest ciekawe jak dla mnie. Teksty z ksiąg są najlepsze;)
pozdrawiam

Nowa Fantastyka