- Opowiadanie: Fasoletti - Vaginal Horror Show (bizarro fiction)

Vaginal Horror Show (bizarro fiction)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Vaginal Horror Show (bizarro fiction)

Tekst został napisany specjalnie dla portalu Niedobre Literki – polskiego centrum bizarro.

 

 

Trupa nazywała się Vaginal Horror Show i pochodziła z Czarnobyla. Tak przynajmniej napisali na plakacie. Na przedstawienie zostałem wyciągnięty przez syna, który w dzień występu obchodził piąte urodziny. Nie umiałem smarkaczowi odmówić, ale przyznam szczerze, że i mnie zżerała ciekawość. Ostatni raz byłem w cyrku chyba ze sto lat temu i szkoda byłoby przepuścić okazję do odnowienia wspomnień.

Poszliśmy więc pod supermarket Stonka. To obok niego rozłożono ogromny, kolorowy namiot. Po wykupieniu karnetów zajęliśmy miejsca na widowni.

Wnętrze konstrukcji było pogrążone w półmroku, a z głośników sączyła się cicha, niepokojąca melodia. Nie wiem czemu, ale po plecach przebiegł mi lodowaty dreszcz. Czy dobrze zrobiłem przychodząc tutaj? A może to tylko element gry? Już za chwilę mieliśmy się o tym przekonać.

– Drodzy państwo! Witamy w Vaginal Horror Show! – Pokraczny karzeł dupomówca w połatanym cylindrze zjawił się na arenie znikąd, jakby wyrósł spod ziemi.

Jego zdeformowana, pokryta ropiejącymi parchami morda przypominała krowi placek. Między pośladkami ściskał zardzewiały mikrofon.

– A zatem jedziemy! – wykrzyczał, a raczej wypierdział, odpowiednio modulując skalą puszczanych bąków.

Jako pierwsza na arenę wkroczyła obleśnie tłusta baba w miniówce. Widok jej owłosionych, salcesonowatych łydek sprawił, że kilka osób z audiencji puściło obfite pawie na głowy siedzących poniżej widzów. Kobieta, pocąc się i sapiąc, pchała przed sobą wirującą tarczę napędzaną biegającym w kółku chomikiem. Przywiązano do niej dzieci z wodogłowiem. Małe kreaturki wiły się spazmatycznie i szarpały, próbując rozerwać konopne sznury.

– Powitajcie pierwsze gwiazdy dzisiejszego wieczoru! – pierdział kurdupel. – Pochodzące z najgłębszych głębin radioaktywnej zony, wyrzucone do kontenera zaraz po urodzeniu, zostały przygarnięte przez grupę Vaginal Horror Show, by tego właśnie wieczoru rozbawić was do łez! A przed nami wielki, nieeeesamowity, Vlaaaad Paaalownik!

Publika dosłownie zaskowyczała z radości, gdy naostrzony drewniany bal rzucony przez cherlawego starca w staromodnym płaszczu zmiażdżył czaszkę pierwszego mutanta. Mój syn, widząc bryzgający na wszystkie strony mózg, aż klaskał z podekscytowania. Ja sam, muszę przyznać, również bawiłem się setnie.

Vlad miotał palami z zatrważającą precyzją. Chłopina w pełni zasłużył na swój przydomek. Kiedy ostatni czerep pękł niczym mydlana bańka, widzowie nagrodzili popis gromkimi brawami. Prowadzący uspokoił nas, byśmy nie martwili się losem wykorzystanych maleństw.

– Co prawda nie były to efekty specjalne i wszystkie umarły naprawdę, ale na tamtym świecie z pewnością jest im lepiej – zapewnił, gdy jakaś mała dziewczynka zaczęła pochlipywać. – Pełno tego tałatajstwa leży na czarnobylskim śmietniku, możecie być więc państwo pewni, że kiedy zawitamy tu po raz kolejny, Vlad Palownik znów zaprezentuje swoje zapierające dech w piersiach umiejętności!

Na buzi dziecka natychmiast zagościł szeroki uśmiech.

Każdy kolejny występ był lepszy od poprzedniego. Po pokazie Vlada mieliśmy przyjemność oglądać między innymi magika-zombie, który wyciągał sobie jelita przez odbyt, następnie połykał, a one w cudowny sposób wracały na miejsce. Czterorękiego chirurga obcęgami prostującego oczy dzieciom z zespołem downa. I wreszcie kobietę na zawołanie robiącą sobie skrobankę. Najlepsze było to, że za każdym razem wyciągnięty płód miał głowę innego zwierzęcia, a czasem nawet dwie lub trzy pary niedorozwiniętych kończyn.

Jednak największy rarytas zostawiono na sam koniec. Z głośników po raz kolejny popłynęła niepokojąca muzyka. Na widowni zapadła grobowa cisza. Karzeł dupomówca mlasnął zwieraczami i na znak szacunku dla artystki mającej za moment wejść na arenę zrzucił z głowy cylinder.

– A teraz! Przed wami! Panie i panowie! Chłopcy i dziewczęta! Nasza gwiazda! Jedyna w swoim rodzaju diwa o niepowtarzalnym głosie ery atomowej, wychowanka Casino de Czarnobyl, Wiooooolka!

Pod sklepieniem namiotu ekipa techniczna zawiesiła ogromny, kryształowy żyrandol, a wśród publiczności tresowany jamnik rozniósł zatyczki do uszu.

– Wyjmujecie je na własną odpowiedzialność – zaznaczył konferansjer.

Wstrzymałem oddech. Reflektory oświetliły blondwłosą, cycatą piękność, wywijającą na arenie piruety. Miała nieludzko długie nogi, mlecznobiałą skórę, a zamiast twarzy, ociekającą gęstym śluzem waginę. Na czole, niczym oko cyklopa, feerią barw mieniła się łechtaczka. Diwa odtańczyła karkołomny balet, jakiego nie powstydziła by się mistrzyni świata w akrobatyce, wywinęła poczwórne salto i zaczęła śpiewać. Ach, jakież przecudne dźwięki wypływały spomiędzy jej wibrujących delikatnie warg sromowych! Głos miała wspaniały! Czysty, delikatny, tak mocny, że kiedy podniosła skalę, klosze żyrandola eksplodowały na miliardy kawałków, tak samo jak czerepy kilku nieszczęśników, którym stopery wyślizgnęły się z uszu. Trwał ten nieziemski koncert jakieś pół godziny i mogę z ręką na sercu powiedzieć, że było to najzajebistsze trzydzieści minut mojego życia.

Wiolka dostała owacje na stojąco, w jej stronę poleciały bukiety kwiatów i męskie stringi. Ktoś żywiący nadzieję na dochowanie się z nią potomstwa rzucił wypełnioną nasieniem prezerwatywę.

Kiedy śpiewaczka powoli wślizgnęła się za kurtynę, spektakl dobiegł końca. Wyszliśmy oniemiali z zachwytu. Już w domu mój syn powiedział, że w czasie występu Wiolki ptaszek mu stwardniał, a potem strasznie się popluł. Aż wstyd było mi przyznać, że miałem dokładnie tak samo. A w nocy, gdy wspominałem przedstawienie, naszła mnie pewna refleksja. Wszędzie mówi się, że wybuch w Czarnobylu to tragedia i nieszczęście, a przecież gdyby nie ta eksplozja, nigdy nie obejrzelibyśmy genialnego widowiska, jakim był Vaginal Horror Show!

Koniec

Komentarze

Hmm, przeczytałem. I przyznać muszę bez bicia, że kompletnie nie pojmuję tych nowoczesnych trendów w fantastyce...

Jedna wątpliwość natury anatomicznej - co ta pani właściwie miała zamiast twarzy? Ani łecztaczka, ani wargi sromowe nie są częścią macicy, tylko troche innego kobiecego narządu...
Tak w ogóle to dzięki wielkie, że musiałam to sobie wyobrażać. 

Smutna kobieta z ogórkiem.

Fakt, palnąłem głupstwo. Dla mnie, jako faceta, to jeden pieron :P Poprawione.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Prawdę mówiąc... mogłabym dalej żyć szczęśliwie, nie poznawszy tego tekstu. Technicznie ok, ale fabuła? Dla fanów gatunku, wyłącznie.

Poza tym, że "powstydziłaby" napisałabym razem oraz zdania typu "Pod sklepieniem namiotu ekipa techniczna zawiesiła ogromny, kryształowy żyrandol, a wśród publiczności tresowany jamnik rozniósł zatyczki do uszu." drażnią mnie szykiem - bo mimo wszystko lubię, jak podmiot jest pierwszy i tresowany jamnik roznosi wśród publiczności, a nie wśród publiczności tresowany jamnik roznosi.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Jestem w połowie, ale daje szósteczke! Nie wiedziałem, że w Polsze ktoś tworzy takie cuda prozą [bo że poezja śpiewana jest to wszyscy wiemy, grindcore!].

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

Niesamowite!

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

Rozstawiono, rozbito namiot.
Bez komentarza, bo za bardzo Cię lubię.

ej Fasoletti to jest tak obrzydliwe, że łeeeee... No ale takie miało być zapewne ;)
Lubię teksty tak głupie, że aż śmieszne, ale to mnie specjalnie nie bawiło :( Brakło mi jakiejś odkrywczej pointy.

Pozdrawiam ;) 

swoją drogą całe to bizarro mnie intryguje ;)

Na przedstawienie zostałem wyciągnięty przez syna, który w dzień występu obchodził piąte urodziny.
Już w domu mój syn powiedział, że w czasie występu Wiolki ptaszek mu stwardniał, a potem strasznie się popluł.
Hmmm...

Nie podobało mi się. Na siłę wulgarny i nieprzyzwoity tekst z idiotyczną płentą.
Sorry Fasoletti. Podobają mi się Twoje poprzednie teksty. Są one ciekawe i... o czymś. A ten wydał mi się być właśnie o niczym.
Przeczytałem bo przeczytałem, ale jestem na nie :(

Pozdrawiam

Wybacz, ale nie doczytam.
I mam nadzieję, że nie będziesz miał dzieci... Masz jakąś obsesję na ich punkcie? Może chcesz o tym porozmawiać?

Oryginalne... Ani dobre, ani złe - po prostu inne, obrzydliwie inne. Fasoletti w (prawie) czystej postaci :)
Jeden zgrzyt logiczny nie daje mi spokoju - wszyscy świetnie się bawili na makabrycznym występie Vlada, a nie zdzierżyli widoku salcesonowatych owłosionych łydek, wzbogacając tym samym lokalną populację ptactwa gastrycznego?
Kilka ciekawych określeń, obrazów.
Sam nie napisałbym czegoś w połowie tak dziwnego... co jest w tym przypadku pochwałą :P
Eh, Fas, co z Ciebie będzie, jak Ty urośniesz?! :D

Złościć się to robić sobie krzywdę za głupotę innych.

Fas...
To nie jest fajne.

Ech. No dobra, jest to dobrze napisane. Stylistycznie i warsztatowo bez zastrzeżeń - wiadomo. Tylko - na miłość Jezusa Chrystusa i Trójcy Przenajświętszej - dlaczego to musi być takie niesmaczne? Czytałem już teksty obrzydliwe, wulgarne i strasznę. Sam od czasu do czasu lubuję się w rozczłonkowywaniu własnych postaci, ale - mimo wszystko - są pewne granice, których tekst literacki nie powinien przekraczać. Zawsze lubiłem myśleć, że czytanie opowiadania powinno sprawiać przyjemność - tu, autentycznie, krzywiłem się przy co drugim zdaniu. 
Gdyby cały ten wulgaryzm i rewia obrzydliwości miały jeszcze jakiś sens i cel, to jakoś bym je przebolał, ale puenta tego opowiadania jest... cóż... kiepska. 

Em, a mnie szczerze mówiąc bardziej zniesmaczył komentarz vyzarta. Taki ze mnie zły katol, że nie lubie szafowania imieniem tylko  po to żeby podkreślić własne zniesmaczenie.

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

Cóż, wybacz, jeśli uraziłem twoje odczucia religijne, Russ. Zrobiłem to niechcący i bez pomyślunku, więc mam nadzieję, że zaskarbię sobie twoje wybaczenie. I nie, to nie jest sarkazm.

Ech. Vyzartcie, nie pisze tego po to, żeby się kłucić. Pisze to, żebyś miał świadomość. Bo żyjemy w takich czasach, że ludzie albo mają pierdolca na tym punkcie albo, co powszechniejsze, nie mają pojęcia. I w moim poście też nie ma kpiny. Pozdrawiam.

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

Ech. No dobra, jest to dobrze napisane. Stylistycznie i warsztatowo bez zastrzeżeń - wiadomo. Tylko - na miłość Jezusa Chrystusa i Trójcy Przenajświętszej - dlaczego to musi być takie niesmaczne?

Specyfika gatunku vyzart. Bizarro to właśnie przesadna obrzydliwość, tanie porno, epatowanie niepotrzebną, nieuzasadnioną przemocą i surrealistyczni, zmutowani bohaterowie. Wstawiłem jako ciekawostkę gatunkową, bo dopiero nieśmiało wchodzi toto do Polski. Raczej nie będę na NF wrzucał już tego typu historyjek, więc spoko. A jakby ktoś chciał jednak poczytać jeszcze nieco zwyrolstwa i rzucania mięchem, to na Niedobrych Literkach może już w przyszłym tygodniu jeszcze dwa moje teksty pójdą.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Mocna rzecz, ale bez przesady. Nie aż tak, żeby wzbudzać obrzydzenie. Ot, ciekawostka gatunkowa. Tak zwana "literatura uznana" juz dawno przekroczyła granice wstydu i nikt się temu nie dziwi. Wystarczy poczytać coś Johna Irvinga. W jego twórczości aż roi się od mocnych scen. My wciąż jestesmy jeszcze za bardzo pruderyjni, a przez to troszeczkę zakłamani.  

W jego twórczości aż roi się od mocnych scen.

Ale tu jakoś nie znalazłem "mocnych scen" tylko obrzydliwości, których nia dało sie czytać...
Bez urazy Fasoletti.

Przeczytałam chyba z siedem powieści Irvinga, a choć zaiste było w nich parę kontrowersyjnych momentów, nie przypominam sobie, bym w którymś aż skrzywiła się z obrzydzenia.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

A we mnie kłębi się pytanie, zupełnie odbiegające od pruderii i zakłamania, jaki cel ma takie pisanie? Co daje czytelnikowi : "Przywiązano do niej dzieci z wodogłowiem. Małe kreaturki wiły się ..." I czy te dzieci muszą być nazywane kreaturkami i pokazywane jak małpki na sznurku? Notabene, pokazywanie małpek i innych zwierząt też jest dowodem na to, jaką, że się posłużę słownictwem "kreaturą" jest człowiek. Teoretycznie zdrowy na umyśle i fizycznie. Uważa, że ma prawo zaspokajać swoje wszelakiego rodzaju próżności i zachcianki. Zresztą taki teraz nacisk mamy na młodzież i dzieci " masz prawo do tego i tego, ważne co Ty czujesz, Twoim prawem jest to i to..." Szkoda, że o obowiązkach tak mało...

Wracając do tekstu, we mnie nie wzbudza on obrzydzenia. Tylko smutek. Ten tekst, ta próbka mi się nie podoba i czytać podobnych nie będę. Jestem fanką tekstów Fasa, ale nie taką która rzuca stringami na każde napisane przezeń słowo ;) Równowaga.

Fas, pozdrawiam :)

Spoko Aga, tak jak pisałem, to ciekawostka gatunkowa. Jeśli jeszcze kiedyś coś takiego napiszę, trafi jedynie na portal bizzarowski "Niedobre Literki". Jeśli komuś się takie pojebane historyjki podobają, może zawsze tam zajrzeć, a dostanie solidną dawkę tego typu motywów :).
(Trochę to zabrzmiało, jakbym się obraził za negatywne komentarze pod tekstem :P )

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Mały, obrzydliwy dewiant, który tkwi ukryty głęboko w najmroczniejszych zakamarkach mojego umysłu ma wielką ochotę na napisanie czegoś w tym stylu.

Smutna kobieta z ogórkiem.

Eeetam Fas. Nie napisałam tego pod Twoim adresem, to ogólne moje przemyślenia dotyczącego ludzkości i niesprawiedliwości na tym egoistycznym świecie. :( (Tak, siostra miłosierdzia, niech będzie :D)) Ty tylko je tym tekstem poruszyłeś. Więc z tym obrażaniem się to nie tak szybko. Ponadto na wiosne będę w Olkuszu. A zdaje się z kimś tam mam piwo wypić :O :D

O, fajnie. To daj znać, skoczymy na jakiego browara :)

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Fas, to ty hanys jesteś?

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

Nie wiem. A co to hanysy? Ja z małopolski.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Olkusz, olkusz.. A ty faktycznie, to na styku zagłebia i Małopolski. Sorry.
A hanys, czyli to czym ani ja ani ty nie są, jest rdzennym mieszkańcem śląska [po ojcu i matce ślązak]. 

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

Witaj!

Jakoś tak nie zrobiło na mnie wrażenia. Nie wiem... Może zbyt dużo grałem w Silent Hille i mam zawyżony próg tego, co można uznawać za dziwne? Ani to dla mnie wstrząsające, ani niesmaczne. Ot, jest sobie i tyle. Niestety mało odkrywcza ta Twoja puenta była, jakbyś nie Ty ją pisał. Niezbyt mi się podobało, bo za słabe na Ciebie. ;)

Pozdrawiam
Naviedzony

Apogeum twojej wyobraźni...

Nie belhaj, do apogeum mi jeszcze daleko... :P

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Dziwne. Stylistycznie niezłe, ale tekstowo... cóż. Powinno być mocne, ale czegoś mi zabrakło.

Ja też z Małopolski!

 

Tekst nie najgorszy, ale nie wyjątkowy: nie jestem "obrzydliwy" (nie brzydzi mnie taka sztuka). Opowiadanie wewnętrznie spójne, zakończenie ma sens, jest logika, już od dłuższego czasu chodzi mi po głowie koncepcja "brzydkiego cyrku", ale to niesprecyzowany pomysł. Ty pomysł cyrku doprecyzowałeś i to aż za bardzo, ja jednak nie jestem i chyba nigdy nie będę fanem bizzaro. Jestem miłośnikiem literatury w ogóle, ale nie lubię rozdrabniania na gatunki i nie przepada za gatunkami, które określają jakąś tam, obleśną sztampę.

 

Daję 4, bo tekst nie jest zły. Ale to tylko makabra. Wiem, że taki właśnie miał być, Fas.

 

Pozdrawiam i życzę miłego dnia. Albo nocy.

Nowa Fantastyka