- Opowiadanie: Bogus - Zew Księżyca - Karczemna Awantura Cz. 1

Zew Księżyca - Karczemna Awantura Cz. 1

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Zew Księżyca - Karczemna Awantura Cz. 1

– Już zmierzcha– rzekł jeździec.

– Co?– spytał drugi.

– Mówię, że już zmierzcha! – powtórzył głośniej.

– Ano, zmierzcha. Ciemniej na świecie się robi. Trza by jakąś karczmę, a i choćby stajenkę znaleźć na nocleg– rzekł trzeci jeździec, jadący bardziej z boku.

– Oj prawdę powiadasz Janie, prawdę. Już mi bokiem wyłażą noclegi pod niebem.

Jechało ich trzech, trzech jeźdźców. Ci dwaj, którzy jechali obok siebie ujeżdżało kare konie, trzeci zaś potężnego siwka. Z daleka widać było, że wojownicy. Każdy miał do pasa przypięty miecz półtorak. Na sobie nosili kolczugi, tylko w newralgicznych miejscach było widać płytowe ochraniacze. Wszyscy trzej byli w ciemnozielonych płaszczach.

Jechali już tak dłuższy czas, gdy nagle jeden z nich, zwany Janem zakrzyknął.

– Hej! Fortuna się do nas uśmiechnęła panowie! Tam przed nami widać dymy! Musi jakaś wioska przed nami, chłopi w piecach palą.

– Niech będą sławienni wszyscy anieli! Wyśpimy się chłopcy wreszcie, a jak się karczma trafi, to i pojemy!

Radośni wojownicy przyśpieszyli tempa, by jak najszybciej znaleźć się w ciepłych pomieszczeniach.

Zaraz i już byli w wiosce. Spotkali po drodze pijanego wieśniaka.

– Ej, chłopie!

– O Matulo Boska! Ludzie, bić przyszli! Mordować będą!

– Cichajcie, wariacie. Myśmy nie przyszli mordować i palić, myśmy tylko karczmy szukali.

– Karczmy? Jakiej karczmy?

– Nie przymuszaj mnie chłopie do gniewu! Co, nie wiesz, co to karczma, a pijany do domu się zataczasz? Och ty!

– Dobra już, dobra. Nie gniewajcie się panie. Gospoda tamój jest – rzekł niestabilnym głosem, wskazując za chaty– pacierz drogi stąd jeno.

Woj zwany Janem rzucił wieśniakowi z sakiewki monetę. Wieśniak mało nie rozpłakał się z radości.

– Dziękuję panie! Może co jeszcze się wywiedzieć chcecie? – rzekł z nadzieją w głosie.

– Idź ty do domu, żony, dzieciaków pilnować – odpowiedział Jan, i wszyscy trzej ruszyli we wskazanym przez pijaka kierunku.

Zgodnie ze słowami wieśniaka, nie minął pacierz nawet, gdy wjeżdżali na podwórzec karczmy. Nim jeszcze zdążyli zsiąść z koni, z karczmy wyleciał na powitanie im tłusty oberżysta.

– Witam, witam panowie – jął witać, kłaniając się przy tym– Witam panów w skromnych progach mojej gospody.

– Witaj, poczciwcu. Masz tu gdzie miejsce, by konie przechować?

– Tak panie, mam szopkę. Siana jest, se pojedzą koniki. A i wody każę przynieść zaraz.

– A prowadź człowiecze. Nie żałuj im sianka, wody, a nie pożałujesz.

Zsiedli z koni, oberżysta razem z jakimś pachołkiem, który nadbiegł na jego zawołanie poprowadzili konie do szopki.

– Poczekajcieże na mnie, na stronę udać się muszę.

– Dobrze, Macieju, dobrze. Tylko tak szybko się postaraj, bo już mi kiszki w brzuchu harcują.

Podczas gdy Maciej poleciał w krzaki, Jan i jego kompan mieli chwilę czasu by przypatrzeć się budynkowi. Była to dość duża karczma, z dwuspadowym dachem pokrytym słomą. Ściany były wykonane z byle jakich desek, gdzie niegdzie spleśniałych. Ale okolicznym wieśniakom to nie przeszkadzało, i tak budynek wyglądał lepiej niż ich chaty.

Po chwili przyszedł Maciej, i wszyscy trzej weszli do środka. Na dworze było raczej chłodno, zaś w karczmie panował zaduch. Od wejścia karczma powitała ich miłym ciepłem. Wnętrze gospody nie było lepsze niż wizerunek zewnętrzny. Na przeciwko drzwi był kominek, w którym wesoło tańczył ogień. Obok kominka leżał pijany wieśniak, do tego w samych hajdawerach. Po prawej i lewej stronie były podwyższenia. Po lewej było kilka stołów, dalej w głębi stał szynkwas, za którym stał już z powrotem oberżysta. Prawa strona była lustrzanym odbiciem lewej. Bliżej wejścia stało kilka stołów, dalej w głębi, zamiast szynkwasu, stało kilka piętrowych łóżek. Trzej panowie po krótkim rozpoznaniu terenu wybrali najdogodniejsze miejsce, najbliżej kominka. Rozsiedli się, odłożyli na bok broń. Wojownik zwany Janem zawołał oberżystę.

– Przynieś no tu jakiego piwa, tylko nie jakiegoś cienkusza, bo cię z batem zapoznam.

– Dobrze panie, dobrze. Wino zacne w piwniczce na zaś trzymam, może się dobrodzieje pokusicie?

– Ano pokusim się– rzekł Maciej– Rzeknij mnie tu tylko, masz coś tu do zjedzenia? Bo w brzuchu huczy jak na wojnie.

– Mam panie, świeżutką baraninę, baranek wczoraj bity.

– A więc leć, wina tego szybko nanieś.

Karczmarz ukłonił się, i poleciał po wino. Tym czasem trzej druhowie zaczęli dysputę.

– Będzie wojna, pankowie, będzie wojna! Tylko patrzeć, jak Krzyżacy na naszą Rzeczpospolitą się pokuszą.

– Prawdę gadasz Jerzyk, oj prawdę– potwierdził Jan– Nasi wojowie wypróbują miecze krzyżackie, co się sami zwą boskimi posłańcami.

– Gówno, nie boscy posłańcy! – oburzył się Maciej– Im bliżej diabłu służyć, niż boga reprezentować!

– Ano, psie syny –odrzekł Jerzy, uderzając ręką w stół– Niech oni na naszą mateczkę Polskę rękę podniesą, to im rychło jednej zbraknie.

– Ha, ha, ha – zaniósł się śmiechem Jan– Jeno nie za twoją sprawą. Za krótko swoim mieczem machasz, żeby krzyżackim diabłom w konkury stawać.

– Stanę, bo jak nie stanę! – zerwał się Jerzyk, łapiąc za swój miecz – Niech no którego spotkam, roztratuję jak psa!

– Siednij, Jerzyk, bo chłopów straszysz –uspokoił go Maciej. Rzeczywiście chłopi siedzący nieopodal patrzyli z zatrwożeniem. – Staniesz ty, i rozniesiesz w puch. Prędzej do Krakowa dojechać, do wojska się zaciągnąć, i zobaczym co wtedy będzie.

– Jeno ci mówię, że psich synów kopytami stratuję. Tak mi dopomóż bóg!

W tym czasie przyleciał oberżysta z winem.

– Jak tam, koniki opatrzone? – zapytał Jan.

– Opatrzone, panie. Sianka mają, wody mają. Jak panowie zażądają, to można i je z nieczystości podróżnych oczyścić.

– A oczyść koniki– potwierdził Maciej– Rób, co ci nakażemy, a stratny nie będziesz. Zapłacić czym mamy.

W tym momencie Maciej wyciągnął zza pazuchy sakiewkę, i potrząsnął nią. Ucieszony karczmarz jął lecieć czyścić konie, lecz Jan zatrzymał go.

– Powiedz ty mi jeszcze, czy stąd do Krakowa długo jechać?

– Oj, panie, długa droga strasznie. Ja żem raz jechał nieopodal po Kraków, swa dni na wozie jechałem. Ale gościńcem jechać to prosto cały czas.

– Dobrze, teraz do koników lecieć możesz.

Oberżysta ukłonił się żołnierzom, po czym poszedł w stronę szynkwasu. Jerzy pociągnął z kielicha i rzekł:

– Dobrym tempem na zajutrz o tej porze już stolicę widać będzie. No, panowie! Już niedługo będziem do wojsk naszej Rzeczpospolitej należeć. Za żołnierskie życie! Za zwycięstwo nad Krzyżacką hałastrą!

Po czym wszyscy trzej upili z kielichów. Dużo czasu spędzili na rozmowach o Krzyżakach, i jak to ich Jerzy będzie bił. Pojedli popili, co im się od pewnego czasu rzadko zdarzało.

Gdy już porządnie się ściemniło, do karczmy zawitali nowi podróżni. Wpierw wszedł gruby kupiec, widać znaczny, bo zacnie ustrojony. Trzymał pod rękę kobietę, zapewne żonę, która nie gorzej od niego była wystrojona. Lecz uwagę Jana nie przyciągali oni, lecz to co weszło za nimi.

To „coś” było młodą dziewczyną. Była ubrana w prostą, zwiewną sukienkę. Jan nie wiedział, czemu tak jest, lecz nie mógł oderwać wzroku od dziewczyny. Choć razem z towarzyszami opróżnili kilka kielichów wina, przez co zauroczony żołnierz był już z lekka pijany, wejście tej pięknej osóbki otrzeźwiło go natychmiast. Usiadła ona naprzeciwko kupca, a zrobiła to z taką gracją, iż Jan pomyślał, że ona nie chodzi, a lata.

Koniec

Komentarze

Zastanawia mnie, po co w ogóle dzieliłłeś to na części?

Ponieważ mniejsza ilośc tekstu bardziej skłania do przeczytania( Czytanie długich tekstów na komputerze męczy). A może byś tak też ocenił?

Może nie.

- Już zmierzcha- rzekł jeździec.
- Co?- spytał drugi.
- Mówię, że już zmierzcha! - powtórzył głośniej.
- Ano, zmierzcha.
Zmierzchało.
Tego wytłuszczonego mi tu brakuje. Początek w takiej formie byłby perfekcyjny.
Czytałeś to w ogóle przed wrzuceniem? Ilość powtórzeń jest zabójcza. 

- Już zmierzcha- rzekł jeździec.
- Co?- spytał drugi.
- Mówię, że już zmierzcha! – powtórzył głośniej.
- Ano, zmierzcha. Ciemniej na świecie się robi. Trza by jakąś karczmę, a i choćby stajenkę znaleźć na nocleg- rzekł trzeci jeździec, jadący bardziej z boku.
- Oj prawdę powiadasz Janie, prawdę. Już mi bokiem wyłażą noclegi pod niebem.
Jechało ich trzech, trzech jeźdźców. Ci dwaj, którzy jechali obok siebie ujeżdżało kare konie, trzeci zaś potężnego siwka.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Masa powtórzeń to największa wada tego tekstu. Dochodza infantylne dialogi. Co do fabuły, to się nie wypowiadam, bo do drugiej części nawet nie podchodzę.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Moc tego tekstu jest tak potężna, że wywabiła z grobu zgniłe zwłoki gregstera!
Jedziemy:

- Już zmierzcha- rzekł jeździec.
- Co?- spytał drugi.
- Mówię, że już zmierzcha! - powtórzył głośniej.

Z pewnością istotne dla dalszej fabuły zazaczenie głuchoty jeźdźca. Ale którego?

Jechało ich trzech, trzech jeźdźców.
Trzech ich jechało, jechało trzech ich, jeźdźców ich jechało ich!

Ci dwaj, którzy jechali obok siebie ujeżdżało kare konie, trzeci zaś potężnego siwka.
Ty, który napisał to zdanie - oszalało?


Na sobie nosili kolczugi...
W odróżnieniu od wielu innych, którzy złośliwie i uporczywie nosili kolczugi nie na sobie.

...tylko w newralgicznych miejscach było widać płytowe ochraniacze.
Biorąc pod uwagę gdzie facet ma "newralgiczne miejsca" mogło toi wyglądać całkiem zabawnie.


Spotkali po drodze pijanego wieśniaka....
Kluczowgo dla fabuły, jak potem okazało!

Co, nie wiesz, co to karczma, a pijany do domu się zataczasz? Och ty!
Och ty, niedobry!

- Dobra już, dobra. Nie gniewajcie się panie.
Figlarz z tego wieśniakia! Wiedział, ale nie chciał powiedzieć! Ani chybi jakiś przodek Grzesia Halamy.


Woj zwany Janem...
Odkryłem coś! Przeczytaj to szybko 10 razy a wyjdzie Ci "Joj zwany Wanem".

- Idź ty do domu, żony, dzieciaków pilnować
- Grozisz mi???

Nim jeszcze zdążyli zsiąść z koni, z karczmy wyleciał na powitanie im tłusty oberżysta.
Co im wyleciało z czego?

Nie żałuj im sianka, wody, a nie pożałujesz.
Jak nie będzie żałował, to nie pożałuje - kurde, logiczne!

Ale okolicznym wieśniakom to nie przeszkadzało
Co łacno było poznać, jako że takowy rzeczy stan gromko zza opłotków ogłaszali. Inaczej byśmy bowiem tego nie wiedzieli...


Po chwili przyszedł Maciej
Uff, czyli epicką scenę defekacji mamy już za sobą!

Obok kominka leżał pijany wieśniak, do tego w samych hajdawerach.
O, to już ACTA zablokowało Wikipedię?

Po prawej i lewej stronie były podwyższenia. Po lewej było kilka stołów, dalej w głębi stał szynkwas, za którym stał już z powrotem oberżysta. Prawa strona była lustrzanym odbiciem lewej. Bliżej wejścia stało kilka stołów, dalej w głębi, zamiast szynkwasu, stało kilka piętrowych łóżek.
Musiałem to sobie szybko rozrysować na rzucie izometrycznym, ale już ogarniam i czytam dalej...

Karczmarz ukłonił się, i poleciał po wino.
Karczmarz arcylatający, by nie rzec: lotny - lata non-stop!

Nasi wojowie wypróbują miecze krzyżackie, co się sami zwą boskimi posłańcami.
Miecze się zwą?

- Stanę, bo jak nie stanę!
Jak nie stanę, to nie stanę, no chyba że stanę, bo jak nie stanę?

W tym czasie przyleciał oberżysta z winem.
Czy on ma jakiś rozkład lotów?

Ucieszony karczmarz jął lecieć czyścić konie,
...

- Dobrze, teraz do koników lecieć możesz.
...!

Oberżysta ukłonił się żołnierzom, po czym poszedł w stronę szynkwasu.
Za którym ukrył koniki. A czemu nagle przestał latać - paliwka zabrakło?

Lecz uwagę Jana nie przyciągali oni, lecz to co weszło za nimi.
Co też ze sobą przywieźli???

To „coś" było młodą dziewczyną.
Fuj. A to ci dopiero "coś"!

Była ubrana w prostą, zwiewną sukienkę. Jan nie wiedział, czemu tak jest...
U niego baby po karczmach zawsze goło latały, ale szybko zrozumiał, że co kraj to obyczaj.

siadła ona naprzeciwko kupca, a zrobiła to z taką gracją, iż Jan pomyślał, że ona nie chodzi, a lata.
Co wyraźnie sugeruje, że był spokrewniona z Latającym Karczmarzem!

 

 

Najpierw zastanów się co piszesz, a później komentuj. Wiem że tekst nie jest idealny, ale czepiasz się takich fragmentów, które nie są złę. I piszesz jakieś idiotyczne komentarze do tychże fragmentów. Nie wstawiałem opowiadania by czytać twoje żałosne żarciki, tylko by usłyszeć opinię.

Bogus, gregster robi sobie jaja, to fakt, ale z fragmentów, które są ZŁE. Jakbyś jednak przełknął jego docinki i wczytał się w to, co Ci napisał, to bardzo dużo byś z tego wyciągnął.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Ale jeśli nie, to też światowej literatury nie zaboli :) Chłopie - masz zainteresowania, widzać że czytasz, szukasz, wizualizujesz - świetnie! Będą jeszcze z Ciebie ludzie, ale póki co moją opinię o tekście usłyszałeś. Chyba dało się ją wyczytać pomiędzy liniami, prawda?
A w kwestii złośliwości to ja tu jestem miękki, pluszowy misio akurat :)

Nowa Fantastyka