- Opowiadanie: ABEKING - Łzy Boga

Łzy Boga

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Łzy Boga

Zgrabiałą ręką sięgnął po kubek z herbatą. Przysunął sino czerwone usta do krawędzi i upił spory łyk gorącego płynu. Tym razem była bez dodatków, stary Zenek nie zdołał skołować żadnego alkoholu. Owinął się szczelniej starym, nadgryzionym przez mole kocem i przysunął się bliżej ogniska. Chociaż ubrał się jak mógł, znalazł wreszcie suchy kąt na opuszczonej budowie i rozpalił ognisko, wciąż czuł, jak szpony mroźnego wiatru chłostały jego skórę.

A kiedyś było zupełnie inaczej!

Pamiętał to jak dziś: osiemdziesiąty piąty rok, okolice Święta Pracy. To wtedy on i jemu podobni ludzie sięgnęli za broń, by walczyć o wolność i prawa człowieka w swoim własnym kraju. Pamiętał, jak po miesiącu wojny domowej wtargnęli do siedziby KC PZPR, jak osobiście dźgnął Wojciecha Jaruzelskiego nożem prosto w pierś. Stał się bohaterem narodowym, porównywalnym tylko z tym teoretykiem Wałęsą, który do samego końca odmawiał przyłączenia się do rewolucji, mówiąc, że „przemoc nie jest rozwiązaniem”. Głupi dureń!

Wspomnienia przerwał nagły atak kaszlu. Zenek rzężąc, chwycił się za klatkę piersiową, upuszczając kubek z herbatą. Wrzątek rozlał się po nieskładnie ułożonym ognisku starca, parując z głośnym sykiem. Mizerny płomień ogniska zgasł. Dziadek zaklął głośno, ocierając z kącika ust krew. To było jedyne suche drewno, jakie znalazł i jakie nadawało się do użycia. Teraz, na skutek własnej nieuwagi, pogrążył się w ciemnościach. Jeszcze kilka godzin wcześniej mógłby szukać miejsca do spania w jakiejś noclegowni, lecz o tej porze z pewnością spotkałby się z brakiem wolnych miejsc. Kto pierwszy, ten lepszy, niestety…

Kolejny powiew wiatru wstrząsnął jego ciałem. Położył się na betonowej podłodze, zwijając w kłębek. Może jakoś wytrwam do rana, pomyślał. Niezdarnie wykonał znak krzyża, mamrocząc pod nosem modlitwę.

– I obym tylko obudził się jutro rano. – Poprosił cicho.

Dobiegł go odgłos stawianych kroków. Gwałtownie zerwał się na równe nogi, sięgając po leżący w pobliżu jego legowiska worek. Pospiesznie przeszukał zawartość, aż wreszcie odnalazł swoją jedyną broń, pękniętą butelkę po wódce. Uśmiechnął się pod nosem. Tak wiele razy walczył za jej pomocą o jedzenie, miejsce do spania czy alkohol, że czasem sądził,

iż szklany „tulipan” stawał się przedłużeniem jego ręki. I ostatnią linią obrony w najbardziej kryzysowych sytuacjach.

– Halo? – Skrzekliwym głosem krzyknął w stronę źródła hałasu. – Kim jesteś?

Nikt mu nie odpowiedział. Zenek pokręcił głową. Raczej nie było z nim aż tak źle, by miał słyszeć odgłosy istot, które nie istnieją. Na pewno ktoś musiał się tam ukrywać.

– Czy mam przyjemność z panem Zenonem Bogyćko? – Tuż za nim rozległ się łagodny, męski głos.

Starzec odskoczył na bok z zadziwiającą, jak na swój wiek, sprawnością. Zamachnął się butelką w kierunku źródła głosu, lecz jego cios trafił w pustkę. Przynajmniej takie odniósł wrażenie, wytrzeszczając oczy w ciemności.

– Nie możesz mnie trafić, bo mnie po prostu tutaj nie ma. – Kontynuował spokojnie nieznajomy.

– Co? – Zdziwił się Bogyćko. – To niemożliwe! Wiedziałem, jednak naprawdę zwariowałem! – Krzyczał spanikowany.

Niespodziewanie poczuł niewiarygodne ciepło przepełniające jego wnętrze. Zaczął rozumieć, jak bezsensownie postąpił atakując niespodziewanego gościa.

– Wybacz mi, musiałem cię uspokoić, abyś nie zrobił sobie krzywdy. Jestem Gabriel. – Oznajmił facet. W jego głosie było coś nienaturalnego, coś, co od razu wzbudziło podejrzenia starca.

– Jesteś aniołem? – Zapytał. – W tym świecie żaden człowiek nie odważyłby się tu przyjść.

– Dlatego, że urzęduje tutaj bezdomny starszy pan? Nonsens. Chociaż masz rację – jestem aniołem. Nie możesz mnie zobaczyć, gdyż i tak nie objąłbyś rozumem mojego majestatu. Przyszedłem do ciebie, aby pomóc ci przetrwać kataklizm, jaki niedługo nadejdzie.

– Kataklizm? – Prychnął dziadek. – Przecież nie może być gorzej, niż jest teraz…

– Mylisz się. – Przerwał mu Gabriel. – Zbliża się dzień Sądu Ostatecznego, a ty jesteś w posiadaniu jedynego przedmiotu mogącego ci zapewnić wniebowstąpienie. Pamiętasz kobietę imieniem Lidia?

Starzec spuścił głowę. Nagłe wspomnienie jego towarzyszki niedoli zakłuło go w piersi mocniej, niż nawet najostrzejszy napad kaszlu. Poznał ją przed pięciu laty, jeszcze w roku 2015, i od tego czasu trzymali się razem, wspólnie stawiając czoła trudom bezdomności. Aż do tej zimy, gdy podczas snu zostali zaatakowani i pobici przez bandę wyrostków. Lidia nie doczekała przyjazdu karetki, zaś on… On do tej pory zmagał się ze skutkami zapalenia płuc, których nabawił się w trakcie próby dotarcia do najbliższego szpitala. Gdyby nie ten gliniarz, jak mu tam było… Jabolski?

– Tak, oczywiście, że ją pamiętam. Chodzi o jej wisiorek, prawda? – Rozpiął dziurawą, pobrudzoną kurtkę i spod przepoconej, podartej koszuli wyciągnął podłużny, przypominającą łzę zawieszkę. Była niewielka, szerokości paznokcia, z jeszcze mniejszym błękitnym kamykiem pośrodku. Zenon nie wiedział, co to za kamień i jaka byłaby jego wartość. Bohaterowie rewolucji nie musieli znać się na wszystkim.

– W rzeczy samej. Ale to nie jest zwykły wisiorek, tylko specjalny bilet gwarantujący przetrwanie Sądu Ostatecznego. – Oznajmił Gabriel. – Wystarczy, że dasz go mnie, a w Dniu Końca znajdziesz się w gronie tych szczęśliwców, którzy zostaną zbawieni i znajdą się w Domu Ojca. Proste, prawda?

Starzec milczał. Ktoś próbował go namówić, by oddał mu swój najcenniejszy skarb, obiecując w zamian jakieś mrzonki? Znowu gówniażeria robi sobie ze mnie żarty, pomyślał. Pewnie schowali się gdzieś w pobliżu i mają teraz ze mnie niezły ubaw…

– Wal się. – Rzucił sucho. – Zostaw mnie w spokoju i wynoś się stąd natychmiast!

Nie czuł już chłodu, nie czuł przenikliwego wiatru, do niedawna mrożącego jego serce. Jedyne, co teraz czuł, to narastający gniew i wstyd, że chociaż był w stanie uwierzyć swojemu rozmówcy. Przecież tak samo było ostatnim razem! Gdy niespodziewanie został narodowym bohaterem, mógł mieć wszystko. Kobiety, pieniądze, sławę. Lecz pomimo tych wszystkich pokus, wciąż chciał po prostu działać, zmieniać kraj, czynić go lepszym. I proszę, skończył jako samotny bezdomny, będący ofiarą żartów przygłupiej młodzieży…

– Tylko spokojnie, Zenonie. – Głos Anioła przywołał go do porządku. – Rozumiem, jak dla ciebie jest ważna ta zawieszka. Ale nie bój się, nie chcę cię oszukać. Naprawdę ten przedmiot może cię ocalić! Chyba perspektywa życia wiecznego jest ważniejsza od sentymentalnych pozorów? Poza tym nie martw się, Lidia przebywa u nas w niebiosach, cała i zdrowa. I jak, teraz mi wierzysz?

Po policzkach starca popłynęły łzy. Ten Gabriel zaczynał być coraz bardziej przekonujący. A jeśli to była prawda, przemknęło mu przez głowę. Jeśli świat faktycznie miał ulec zniszczeniu i tylko on mógł przeżyć Armagedon? I jeśli faktycznie mógł ponownie zobaczyć się z Lidią?

– Dlaczego ja? – Zapytał po długim milczeniu. – Dlaczego ja, morderca, bluźnierca i heretyk, zasłużyłem na zbawienie? Czy nie powinno być na odwrót?

Wiele razy zadawał sobie to pytanie. Zabił generała Jaruzelskiego, tu jego wina była bezsprzeczna. Potem, po obaleniu komunizmu, za namową znajomych kontynuował aktywność społeczną. Wiedział, że po pokonaniu komuchów, nad Polską zbierały się nowe czarne chmury. Czarne, jak czerń sutann kleru. Natychmiast rozpoczął kampanie społeczną wymierzoną w tę kłamliwą i okrutną organizację. Większość go potępiła, reszta wyśmiała. Nie można jednak powiedzieć, że jego poglądy na ten temat przeszły przez kraj bez echa. Zaliczył kilkukrotne wizyty w różnych opiniotwórczych programach i talk-show’ ach, lecz niestety, gdy minęło jego pięć minut sławy, niegdysiejszy bohater narodowy i przyszłość narodu stał się pospolitym mordercą oraz heretykiem. Tak długo słyszał niepochlebne opinie od różnych „obrońców moralności”, aż w końcu sam w nie uwierzył. A teraz jakiś żartowniś ponownie mieszał mu w głowie.

– Dlaczego to mam być ja? – Powtórzył, przełykając łzy.

– Bo wszystko, co zrobiłeś, robiłeś dla dobra ludzi. – Spokojnie tłumaczył mu anioł. – Doskonale zdajemy sobie sprawę z twoich grzechów, lecz nigdy nie popełniałeś ich, by coś na tym zyskać. Poza tym, twoja Lidia obdarowała cię jedną z Łez Boga, prawda? A pospolici ludzie ich nie otrzymują.

Zenon wytężył słuch.

– Poczekaj, co powiedziałeś? – Zapytał zdumiony. – Jakie „Łzy Boga”?

– Twój wisiorek to nie jest jakaś tam błyskotka. – Oznajmił Gabriel. – To jeden z pradawnych artefaktów, zwanych „Łzami Boga”. Są to skamieniałe łzy naszego Stwórcy, który tak przeżył śmierć swojego syna, że –chociaż nie musiał! – osobiście postanowił ocalić niewinnych od śmierci. Każdy, kto ma taką łzę, będzie miał gwarancję wniebowstąpienia podczas Armagedonu. I właśnie po to tutaj jestem, aby dopilnować wszelkich formalności w swoim rejonie. Zenonie Bogyćko! – Starzec odruchowo podniósł wzrok. – Czy zechcesz oddać mi Łzę Boga i stawić się w odpowiednim czasie na wezwanie Pana Naszego, Jahwe?

Zenon wziął do dłoni zawieszkę. Poczuł w palcach jej chłód, delikatnie potarł mały niebieski kamyczek tkwiący na środku. Przypomniał sobie moment, kiedy Lidia obdarowała go tym wisiorkiem. Było to kilka dni przez jej tragiczną śmiercią. Przy tak samo mizernym ognisku jak teraz, chwyciła jego ręce i wcisnęła w nie ten mały, ciepły wtedy przedmiot.

„To dla ciebie, byś wiedział, że dałam ci to, co dla mnie najcenniejsze.” – powiedziała.

Czy już wtedy wiedziała, co się stanie?

– Gabrielu, czy Lidia wiedziała, że umrze? – Zapytał.

– Żaden człowiek nie może poznać swojej przyszłości. Choć przyznam, że mogła mieć coś w rodzaju przeczucia czy intuicji. Ale głowy nie dam. – cicho zarechotał.

Bezdomny starzec w milczeniu analizował wszystkie za i przeciw. Teraz wiedział, że w żaden sposób nie zasłużył na dar, jaki otrzymał. To nie mógł być przypadek, lecz przeznaczeniem również by tego nie nazwał…

– Nie oddam ci jej. – wyszeptał pod nosem.

– Że jak?! Głupcze! – Gabriel stracił cierpliwość. – Ta kobieta oddała ci swój klucz do zbawienia, abyś z niego skorzystał! Jeśli mi teraz odmówisz, nie będziesz mógł już wejść do Królestwa Niebieskiego! Rozumiesz, co to oznacza?! – ryknął.

– Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. – stwierdził Zenon. Jeszcze nigdy wcześniej nie czuł się tak staro, jak teraz. – Lecz jeśli ten artefakt ma otrzymać dobry człowiek, z całą pewnością nie mogę to być ja. Mimo najgorszych dla mojego krajów czasów, wciąż widzę koło siebie ludzi, bardziej zasługujących na bilet do nieba ode mnie. I żaden twój argument tego nie zmieni.

– Idioto! Ona cię kochała!

– Więc na pewno zrozumie powody mojej decyzji. – ciężko westchnął. – Powtórzę jeszcze raz, Gabrielu: nie oddam ci Łzy Boga, sam zdecyduję, komu ją przekazać. I może akurat ta osoba zgodzi się pójść z tobą zamiast mnie…

– Niech ci będzie. – prychnął anioł. – W takim razie, żegnaj Zenonie Bogyćko. Niech jasność twego serca oświetla ci wyboistą drogę ku wieczności.

 

 

***

 

Zenon otworzył oczy. Rozejrzał się zdezorientowany po okolicy. Wciąż znajdował się na terenie starej budowy, przykryty zapleśniałym kocem. Za oknem już świtało, słabe promienie słońca łagodnie rozświetlały wnętrze budynku. Więc jednak przeżyłem, pomyślał, z trudem wstając z prowizorycznego posłania. Spod zwałów ubrania wyciągnął zawieszkę od Lidii.

Łzy Boga, przemknęło mu przez głowę. To wszystko zdarzyło się naprawdę, czy tylko mu się przyśniło?

Uśmiechnął się do siebie. Mógł się zapytać Gabriela, kiedy ma nastąpić ten „Koniec Świata”. Wiedziałby chociaż, ile jeszcze czasu pozostało mu na odnalezienie tej jedynej właściwej osoby. A tak był zmuszony działać po omacku.

Schował amulet pod ubranie i powoli wyszedł z budynku. Poszukiwania najlepiej zacząć od noclegowni, tam kręci się najwięcej takich jak ja, pomyślał.

A Armagedon nieubłaganie nadchodził…

 

 

Koniec

Komentarze

Och, tak liczyłam na jakieś mocne, zwalające z nóg zakończenie, a tu nic. ; O

Niby pointę ma stanowić sam fakt, że Zenek postawił się aniołowi, ale dręczy mnie głębokie przekonanie, że coś takiego, jak Łza Boga, powinno być gwarancją zbawienia już podczas trwania Armageddonu - znaczy, następuje wielkie BUM i ci, którzy akurat mają przy sobie talizman, taśmowo trafiają do Nieba. Czemu Gabriel miałby zabierać wisiorek wcześniej? Jakoś tak gdzieś w środku czuję, że samo to jest niewłaściwe, tak postąpiłby nie Gabryś, a Lucek, żeby wykiwać bogobojną duszyczkę. Też bym nie oddała swojego biletu do Raju akwizytorowi pojawiającemu się za wcześnie. ; P

Językowo ok, poza kilkoma potknięciami, które wpadły mi w oko (gdzieś tam był jakiś ogonek, jakaś literówka, aha, i jeszcze:
- Nie "Mógł się zapytać Gabriela" tylko po prostu "Mógł zapytać Gabriela", bo samego siebie to on akurat nie pytał.
- Gdzieś też jest coś o szeptaniu pod nosem - ponieważ raczej pod nosem nie wrzeszczy się ani nie piszczy, "pod nosem" jest zbędne, bo samo "szeptanie" mówi nam, że głos jest cichy).

I jeszcze kwestia zapisu dialogów. Piszesz:
"- Mylisz się. - Przerwał mu Gabriel."

A powinno być tak:
"- Mylisz się - przerwał mu Gabriel."

Po kwestii mówionej bez kropki i, jeśli to nie jest zdanie zamknięte, słowa po myślniku takie jak "powiedział", "rzekł", "szepnął" itp. z małej litery. W sekcji Hyde Park jest tekst poświęcony zapisowi dialogów, radzę do niego zajrzeć.

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Dzięki za komentarz i wskazówki. Te błędy w pisowni słów po myślniku są winą "poprawiania błędów" w Wordzie. Wiedziałem, żeby nie ufać programom...
A co do zakończenia: w nowej, poprawionej wersji, tuż po wyjściu Zenka z budynku miał zacząć padać krwawy deszcz, ale tutaj wrzuciłem starszą wersję, bo nie byłem pewien która jest lepsza.
Ogólnie wiem, że zakończenie jest słabe, ale od zawsze byłem kiepski w wymyślaniu zwalających z nóg puent ;)
Jeszcze raz dzięki za wskazówki!
 Pozdrawiam.

Żadna nie jest dobra niestety. Opowiadanie mnie znużyło, a zakończenie jest nijakie. Sama koncepcja nie wydaje się logiczna - wygląda jakby był jeden pomysł, później drugi, poźniej jeszcze coś ...i wyszło bardzo niespójnie, a na dodatek nudno. Życzę wytrwałości. Pozdrawiam.

To wtedy on i jemu podobni ludzie sięgnęli za broń, by walczyć o wolność i prawa człowieka w swoim własnym kraju. – I co zza tej broni wyciągnęli? Sięgnąć mogli PO broń. ZA broń, mogli chwycić.

 

 Wrzątek rozlał się po nieskładnie ułożonym ognisku starca, parując z głośnym sykiem. – PO co określać, że ognisko należało do starca? Przecież wcześniej pisało, że to on je rozpalił.

 

Mizerny płomień ogniska zgasł. – Bez ogniska. Ognisko masz w zdaniu poprzedzającym, więc będzie wiadomo co za płomień zgasiło.

 

Tyle uwag technicznych ode mnie. A ja nawet przyjemnie spędziłem pare minut przy tym tekście. Zachwycić nie zachwycił, ale tragiczny też przecież nie jest. 

Co do tego amuletu, podzielam opinię jeseheim. Też bym takiego biletu nie oddał, bo do Nieba powinni wejść posiadacze.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Nowa Fantastyka