- Opowiadanie: RobertZ - Senfiliada Rozdział XXII O tym jak Senfil spotkał czarną panterę z uszami nietoperza

Senfiliada Rozdział XXII O tym jak Senfil spotkał czarną panterę z uszami nietoperza

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Senfiliada Rozdział XXII O tym jak Senfil spotkał czarną panterę z uszami nietoperza

Autor: A więc…uff… Szczerze mówiąc to lubię śliwki, ale, gdy jedna taka wyrośnie mi na głowie to… (autocenzura). Gdybym dopadł tego… (autocenzura) to bym go tak urządził, że… (autocenzura). Narrator i Pafnucy poszli do pobliskiego lasu na wschód od… Zresztą w Nieświecie, w którym operuje moja wyobraźnia kierunki nie mają znaczenia, gdyż one także są częścią mojej osobowości. Oczywiście uświadamiam sobie to, że prawdziwy czytelnik może podjąć próbę personifikacji moich zwidów, ale to daremne, gdyż jestem tu tylko ja. Gdybym dopadł tego Narratora to bym…. (autocenzura). Zresztą nie zazdroszczę mu. Ta Wampirzyca jest tak obrośnięta, że po pier… (autocenzura) będzie cały odrapany. A jakie to nieśmiałe. Wstydził się, że ich dzieciaki podglądają, to znaczy zwidy tych dzieciaków. Może obawia się ten (autocenzura). Dzieciaki myślą, że w kapuście, a on (autocenzura). Mam tego dosyć. Czego się tak uczepiło?!

Czytelnik I: Kto?

Czytelnik II: Nie wpuścili nas do sex shopu. Mieliśmy pieniądze, brachol pożyczył, ale pan w sex shopie powiedział, że jesteśmy za mali i jak nam wąsy urosną to nas wpuści, a ci z ósmej klasy wchodzili i się z nas śmiali, i pokazywali takiego dużego siusiaka co był z plastiku i stał na wystawie…

Sumienie: Nie, ja już nie mogę. Gryzie mnie sumienie.

Autor: Wrrh… Ja ci (autocenzura)! Czyś ty się uparł, czy na głowę upadłeś? Jak śmiesz się wtrącać do moich spraw i dlaczego nie ocenzurowałeś nieprzystojnych wypowiedzi tych dzieci, że przed innymi czytelnikami muszę się rumienić, i żaden wydawca nie będzie chciał tego wydać bez jakiś skrótów, a ja tego nie chce i…

Sumienie: Właśnie. Każdy powie, że to pornos. Zwykłe przytulanki i rozbieranki. Demonstrowanie narządów, o których nie wypada wspominać, obraza wiary chrześcijańskiej, nieprzystojne dowcipy etcetere, etcetere.

Autor: To nie moja wina, że czytelnicy są tacy, jacy są, że Pafnucy wariuje, a Narrator zupełnie już zbzikował, że pojawiają mi się syreny i wampirzyce.

Sumienie: Pafnucy jest częścią ciebie. Pozostaje nam także jeszcze sprawa Stefana Pomidora alias Dzieweczka, alias Rzeźnik alias Bohater Narodowy alias Superman alias Kapitan Ameryka w konspiracji alias…

Autor: Dosyć! Jesteś tylko częścią mnie i odbieram ci głos.

Sumienie: A sprawa krowiej pupy?

Autor: Ja tylko opisuje.

Sumienie: Własne urojenia i kompleksy, a przestrzeganie wartości chrześcijańskich?

Autor: Ja nie przedstawiam swoich poglądów, lecz ukazuje świat taki, jakim jest.

Sumienie: Wątpię.

Autor: No… w krzywym zwierciadle.

Sumienie: Nie unikasz jednak pewnych wypaczeń i wulgaryzmów.

Autor: Takie jest życie.

Sumienie: Trochę wazeliny i gładko wejdziesz czytelnikowi… No wiesz gdzie.

Autor: To nie są metody dla mnie.

Sumienie: Trupem siejesz tak samo gęsto, jak antybohaterami.

Autor: I w realnym świecie zdarzają się tacy ludzie i takie sytuacje, a ja jestem zobowiązany, aby o tym napisać.

Sumienie: I to ma być pisarz.

Autor: Jesteś częścią mnie. Ja ciebie stworzyłem i ja cię likwiduję jako byt nieużyteczny.

Czytelnik I: Widziałeś?

Czytelnik II: Ale krew sikała. Zarąbał je starym toporkiem, którym zazwyczaj obcina się łby kurom.

Autor: Wystarczy. Ani mru mru o tej sprawie.

Czytelnik I: Pan jest cały ochlapany.

Autor: To krew. Zaraz ją zmyję.

Czytelnik I: Szczerzę mówiąc to z pana nie gorszy rzeźnik od tego Pomidora.

Autor: To tylko zwid. W rzeczywistości nikogo nie zabiłem.

Czytelnik I: Moim zdaniem niezależnie od tego, czy się kogoś zabiło naprawdę, czy też we śnie, jeżeli dokonano tego świadomie, z premedytacją lub w szale to pozostaję to morderstwem.

Czytelnik II: Ja chce krwi!

Czytelnik I: Cicho bądź.

Czytelnik II: Nie mógłby pan jeszcze kogoś zabić?To takie fajowe. Może ja także kogoś kiedyś zabiję.

Autor : Hmmm… Mógłbym was zabić.

Czytelnik I: Nie musi się pan na nas zamierzać siekierą!

Czytelnik II: To ja dziękuję.

Autor: Wiecie co. Lepiej wam opowiem co się zdarzyło następnego dnia po tym jak Senfil śnił ostatni opisany przeze mnie i po części przez Narratora sen. Ale jak mi któryś coś powie to… Zrozumiano?

Czytelnik I: Jasne.

Czytelnik II: Oczywiście.

Autor: Senfil wrzasnął i skoczył na drzewo, a raczej jego zwid, bo przeleciał przez nie i upadł na ziemię nabijając sobie o przydrożny kamień guza na głowie. Syknął i…

Czytelnik II: A dlaczego on skoczył na to drzewo, którego nie było?

Czytelnik I: Czy mógłby pan odłożyć tę siekierę?

Czytelnik II: Auuć! Nie bij mnie, bo zawołam mamę i będę płakał.

Autor: Ja się powieszę.

Czytelnik I: Co się wydarzyło po tym wypadku z drzewem?

Autor: Za Senfilem stała czarna pantera, a raczej skrzyżowanie tejże z nietoperzem, bo jej uszy miały coś z wachlarzy, były wielkie i mięsiste, a zęby długie i ostre. To właśnie tak przestraszyło Senfila. Szedł jak zwykle do aparatu, aby znowu śnić, gdy nagle zauważył, że za nim biegnie ta bestia. Nawet do głowy mu nie przyszło, że może to być sprytnie skonstruowana iluzja.

Czytelnik II: A była?

Autor: Nie. To zwierzę zwało się arrabuta, a dokładniej mówiąc był to Stefan, który przybrał cielesną formę arrabuty.

Czytelnik I: Stefan Pomidor?

Autor: Widzę, że nie czytaliście zbyt dokładnie. To był przyjaciel Senfila. Towarzysz jego przygód, tych, które przydarzyły się Senfilowi naprawdę.

Czytelnik II: Przepraszam, ale nie rozumiem.

Autor: Stefan nie był częścią jakiegoś snu-gry, ale urodził się w prawdziwym świecie i wraz z Senfilem, po opuszczeniu przez niego miasta Łodzi, podróżował po Polsce.

Czytelnik. I: Ale przecież ta opowieść jest tylko bajką tak jak te sny, tylko że ona jest jakby nadrzędna, spaja je, tak, aby tworzyły pewną całość, ale to przecież także jest fikcja.

Autor: A czy wy jesteście prawdziwi? Powstaliście, bo ja tak chciałem. Był to kaprys jednej z wielu części mojego mózgu i równie dobrze mogę wolą innego kaprysu mogę zapomnieć o was, a nawet wykreślić z kart tej opowieści.

Czytelnik II: Boję się!

Czytelnik I: Nie zrobisz tego! To oznaczałoby naszą śmierć, a my nie chcemy umierać!

Autor: Bo ja tak chciałem.

Czytelnik I: A ty, czy ty jesteś prawdziwy?

Autor: Sądzę, że tak. Za drzewem śpiewają ptaki, ą ja gryzmolę w zeszycie formatu A4 i myślę o tym, że jestem prawdziwy, a oczami duszy widzę zmagania Senfila z losem, który tak naprawdę jest częścią mnie. Zresztą, nie wiem. Może jestem Senfilem, który śni o tym, że nim nie jest i że całe jego życie jest tylko opowieścią pisaną na papierze.

Senfil: Ja chce wystąpić.

Czytelnik I: On nie może mówić, gdy ty o nim opowiadasz.

Autor.: To prawda. Ja jestem tu autorem, ale burząc konwencje, zezwalając na to, aby moje twory żyły jakby własnym życiem, chociaż to oczywisty fałsz, muszę pogodzić się z tym, że każdy z moich bohaterów może tu wystąpić samemu relacjonując swoje przygody. Oczywiście to znowu jestem ja, ale… To dziwne… Pisząc mam wrażenie, że kłamie. Bo w niezrozumiały dla mnie sposób opowiadane historyjki żyją własnym życiem i ja chce, aby one były autonomiczne, niezależne ode mnie, aby same się opowiadały.

Czytelnik II: Aaaaa… Nudzę się. Spać mi się chce.

Autor: No tak. Znowu zapomniałem, że czytelnik tu najważniejszy, a on lubi, gdy się morduję, wypruwa flaki i rozśmiesza go. Dobrze jest, gdy zostaje to okraszone porcją niezbyt wulgarnej erotyki.

Senfil: To może ja już sobie pójdę?

Autor: Niekiedy to takie trudne, zbyt trudne. Lepiej opowiedz nam, drogi Senfilu, co się zdarzyło, gdy przeleciałeś przez obraz nieistniejącego drzewa?

Senfil: Walnąłem się. A potem ten duży kot z uszami słonia powiedział, że jest Stefanem. Lepiej ty mów. Ja stąd lepiej sobie pójdę.

Czytelnik I: Zniknął.

Autor: To tylko złudzenie. Posłuchajcie.

 

 

Senfil zawsze miał skłonność do pewnej nadpobudliwości. Objawiało się to w dość szczególny sposób na polu bitwy. Wojny wybuchały rzadko i w zasadzie jego główną powinność należałoby określić jako skrzyżowanie komornika z policjantem. Czasami tłumiono bunt lub urządzano polowanie na rozbójników. Jednak niekiedy dochodziło do wojny i wtedy okazywało się,że nasz bohater, tak skory do jakże odważnych czynów potrafił zaplątać się o własne nogi, niekiedy niegroźnie postrzelić, albo dostać ostrej niestrawności o podłożu nerwowym. Nie zawsze jednak jego nadpobudliwość potrafiła mu się przysłużyć. Tym razem siedział sobie na ziemi i głośno jęczał masując wyrosły na czole siniak.

– To tylko ja, Stefan – powiedział arrabuta.

– Co za ja?

– Przecież mnie widzisz. Stoję przed tobą. Ja tylko zmieniłem powłokę, ciało.

Senfil powoli dochodził do siebie.

– Mogłeś mi o tym wcześniej powiedzieć.

– Próbowałem, ale ty uciekałeś.

– To była raczej próba pożarcia niż poinformowania mnie o tym kim jesteś.

– Miałbym cię zjeść? – arrabuta wzdrygnął się. – Wątpię abyś mi smakował – głośno zarżałokwiknął, a powinniście to usłyszeć by móc zrozumieć. Po części przypominało to śmiech, jak i kpinę.

Senfil wstał. Intensywnie masował obolałe siedzenie.

– Mam rozumieć, że zamieniłeś stare ciało na nowe?

– Stare było trochę niewygodne. Czegoś mi w nim brakowało. Zawsze czułem się obcy. Wiesz dlaczego

– Byłeś ułomny. Mogłeś usunąć tą ułomność.

Arrabuta uśmiechnął się. Senfil, na wszelki wypadek, wolał się cofnąć.

– To mi nie wystarczało. Nie mogę wrócić już do Łodzi. Chciałem zaznać coś nowego. Jeszcze raz zacząć życie, utopić się w przygodach, radościach i nieszczęściach. Poznać smak prawdziwego życia.

– Jesteś mięsożerny?

Arrabuta zademonstrował kły.

– Ładne, co? W zasadzie arrabuty są wszystkożerne i rzadko jadają mięso. Mają jednak wielu wrogów i dlatego potrzebne im są kły.

– Nie mogę w to uwierzyć. Czy ty rzeczywiście stałeś się tym co widzę?

– Nie jestem snem. Rzeczywistość jest trudniejsza od fałszu. Bardziej skomplikowana i mniej szczęśliwa. Nie rządzą nią jakieś dokładnie ustalone reguły, a jedynie ich zarys, ale i tu można spotkać takie jak ja dziwy.

– Nigdy nie śniłeś.

– Wierz mi, ten świat jest ciekawy i na swój sposób wspaniały.

– Mogę cię dotknąć?

– Proszę. Chce, abyś mi uwierzył. Tego także potrzebuję.

– Miękkie futro – szepce Senfil. – Nie jesteś iluzją. Nie jesteś też już Stefanem.

– Zwij mnie Arra. To dość popularne u nich imię. Mówi ono o dążeniu do sławy i walce o własne ideały. Trurl powiedział mi, że zazwyczaj dodaje się później do niego przydomek. Stanowi on jakby ukoronowanie życia. Mówi o tym co się zrobiło.

– Co zamierzasz, Arro?

– Udać się do świata arrabutów i żyć prawdziwie żyć.

– Przecież nie znasz drogi do tego świata.

– Przejdę przez dziurę.

– Jaką dziurę? – zdziwił się Senfil.

– Tak to nazwał Trurl. Powiedział, że Ziemia przypomina ser szwajcarski pełen dziur i zakamarków, które prowadzą do innych światów. Dowiedziałem się od niego, że jest w stanie wysłać mnie do świata arrabutów. Powiedział, że jeżeli będę chciał to zawsze mogę wrócić. Wiesz, oni mają swoją własną cywilizację, ale Arra chodzi własnymi drogami. To wielki wojownik.

– Sława i walka. Czy to ciebie satysfakcjonuję?

– Nie wiem, mój drogi kocie. Niekiedy zdaje mi się, że przeczytałem zbyt wiele bajek, ale i w bajkach jest prawda, a ja zawsze mogę wrócić i spróbować jeszcze raz. Gdy Arra starzeje się zostaje wielkim wodzem lub mędrcem, a to jest droga, do której zawsze tęskniłem będąc malutkim człowieczkiem. Każdy człowiek marzy o swej własnej wielkości.

– Filona o tym wie?

– Tak. Jedynie ty o tym nie wiedziałeś i to tylko dlatego, że za bardzo spodobały ci się te sny. Nie tędy wiedzie droga, chociaż nie wiem, naprawdę nie wiem gdzie biegnie ta prawdziwa. Myślę, że my sami ją sobie wybieramy i ważny nie jest cel, do którego prowadzi, lecz ona sama. Jest wiele dziur. Wystarczy poprosić Trurla, aby ci powiedział jak do nich dojść, a poznasz cały Wszechświat. Dowiesz się jak naprawdę smakuje życie, gdyż musi ono smakować, aby mogło być prawdziwe.

– Nie wiem – Senfil wahał się. – Pomyślę o tym. To za bardzo przypomina zabawę w sny.

– Te światy istnieją naprawdę, są one jak najbardziej rzeczywiste.

– Skoro tak mówisz.

– Potrzebna tobie jest wiara – powiedział Arra. – Musisz w coś wierzyć, bo inaczej umrze.

– Spróbuję. Ale to takie trudne.

– Rzuć się w wir przygód. Zrób to samo co ja. Po prostu wybierz.

– Zrobię to. Obiecuję.

– Muszę już się z tobą pożegnać. Nasze drogi dziś się rozchodzą. Nie wątpię w to, że się jeszcze kiedyś spotkamy. Trurl dał mi nieśmiertelność. To przerażające, nie sądzisz? Ludzie zyskali wszystko i to właśnie ich zniszczyło. Nawet dziury są ich dziełem.

Szli w kierunku aparatu do snów.

– W jakim celu je stworzyli? – spytał Senfil.

– Trurl tego niestety nie wie. Uważam, że oni po prostu chcieli uciec.

– Może kiedyś ich zrozumiem.

– Jesteś bliski zrozumienia. Bliższy niż ci się wydaje. Chcesz zasnąć?

Senfil usiadł na łożu, na którym przeżył tak wiele ze swoich przygód.

– Spotkamy się jeszcze? – spytał Stefana.

– Tak, ale będziemy już inni.

– Więc żegnaj.

Czarna pantera z uszami nietoperza poszła swoją drogą. Senfil pozostał sam ze sobą i ze swoimi własnymi snami.

Koniec

Komentarze

Czytam kolejny rozdział - przyznaję, że zacząłem dopiero parę rozdziałów temu. Osobliwe. Kiedyś siądę spokojnie i ogarnę całość. Pisz, pisz; będę czytał.

:)

To mnie zaczyna psychicznie wykańczać; a jednocześnie nie potrafię się oderwać. Sam już nie wiem, co o tym myśleć. Każdy odcinek jest zupełnie inny.
Mam nadzieję, że pozwolisz Senfilowi zacząć znowu przeżywać prawdziwe przygody, zamiast marnować życie w snach. Czy on się przypadkiem nie uzależnił już od tych sen-gier? To trwa zbyt długo, moim zdaniem.

Pozwolę i planuje dla niego nowe przygody :)

Nowa Fantastyka