- Opowiadanie: Świętomir - Pierwszy dzień wiosny

Pierwszy dzień wiosny

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Pierwszy dzień wiosny

Świat obiega huk gromu.

 

Jak co roku Perun pierwszym wiosennym, zapładniającym Matkę Mokosz uderzeniem pioruna daje znak do rozpoczęcia odwiecznych zmagań. Jest w tym akcie powiew dawnej namiętności, jaka ponoć rozpalała parę bogów w najdawniejszych czasach, zanim Gromowładca wziął sobie Perperunę za małżonkę. Spada ulewny deszcz. Mówią, że każda zdrada boli tak samo, że do pewnych rzeczy nie sposób przywyknąć. Perperuny te słowa dotyczą z całą pewnością.

 

Jak co roku, nieodmiennie od setek lat, wśród zawodzenia wiatru, wśród nabrzmiałych dorocznym żalem łez, wśród huku i kolejnych uderzeń jurnego władcy niebios, Jarowit na czele swych zastępów wychodzi z otwartego łona Matki. Gdyby kiedyś śmiertelna niewiasta mogła zobaczyć postać bożyca, nie zaznałaby już spokoju na tym świecie. Uschłaby wkrótce z tęsknoty za jego postacią wysoką i muskularną, gołowąsą jeszcze, lecz już silną, gotową odmieniać porządek świata. Jeśli przypadkiem jakiś świetlisty promień Tarczy Dażbożej przebije się przez grubą warstwę chmur spowijającą niebo, zalśni w kroplach wody zdobiących dorodne, boskie ciało piękniej niż w jakimkolwiek drogim kamieniu obrabianym ręką śmiertelników.

 

Zaprawdę, tylko Mora może pozostać nieczułą na jego urok, piękno i powab. Jak co roku, nie zamierza darmo oddać panowania nad światem. Wzywa na pomoc wichry północne, niosące mroźne powietrze znad Długiego Morza i ziem leżących na drugim jego brzegu. Gromadzi wokół siebie szczupły zastęp śnieżnych i lodowych duchów – jej bogunów, którzy ozdabiają ziemię białymi, puchowymi kobiercami, girlandami sopli i malowniczym szronem – symbolami jej panowania. Wiele z nich to dusze ludzi przywiązanych do ziemi, lecz zgorzkniałych, nienawidzących wesela, życia i kwitnienia. Wspomagają swą boginię w odwiecznej walce z budzącym się na nowo życiem.

 

Ale dostojny Jarowit już nadyma policzki i dmucha parzeciw niej ciepłem swego oddechu, i sam Strzybóg staje za jego plecami, gdyż z rozkazu Najwyższego nadszedł dzień, gdy zimne północne wiatry mają ustąpić miejsca cieplejszym. Młodzieniec dzierży złotą włócznię, podarek otrzymany ongi od Dażboga. Raz za razem kolejnym pchnięciem przeszywa lodowe zastępy Mory, odsyłając je na powrót do Nawii, gdzie czeka je długi i zasłużony wypoczynek po trudach czynienia zimy.

 

Wszystko to byłoby piękne i wzniosłe, jak sobie bogowie u zarania dziejów umyślili. Byłoby, gdyby nie było tak koszmarnie monotonne. "Przed tobą wielkie zadanie: musisz zbudzić cały świat do życia" – pomyślał Jarowit, za wszelką cenę pragnąc przypomnieć sobie, jak to było przed wiekami, gdy świat był młody. "Teraz wzniosę raz jeszcze swój oręż, a Mora jak przed nią jej sługi pierzchnie przede mną w najdalszy zakątek Wyraju i będzie tam cierpliwie oczekiwać kresu jesieni".

 

Spojrzał w przyglądające mu się beznamiętnie zimne, szare oczy siostry. Mógłby pomyśleć, że przeżywała coś podobnego, gdyby nie znał jej tak dobrze. Ruszył wolnym krokiem w jej stronę. Miała na sobie zawsze tę samą burą, postrzępioną tunikę z kapturem naciągniętym na bladą niby śnieg twarzyczkę. Nieraz myślał, że mogłaby nawet być całkiem ładna, gdyby tylko nabrała trochę rumieńców. I gdyby nie była tak straszliwie wychudła. Mokra szata doskonale przylegała do skóry, pozwalając dokładnie policzyć wszystkie żebra. Sama skóra i kości; jedyna, której nigdy żaden bóg nawet przez moment nie pragnął za małżonkę.

 

– Czas na ciebie, siostro – powiedział Jarowit, wznosząc włócznię do ostatniego ciosu.

 

Uśmiechnęła się. Chyba po raz pierwszy od początku świata Mora się uśmiechnęła. Ale bogu nie spodobał się ten uśmiech: zimny i szyderczy, jakim jeszcze nikt nigdy go nie uraczył. "Ona też jest już tym znudzona" – pomyślał. "Może jeszcze bardziej niż ja. Mnie z początku rozgrzewały emocje i patos odwiecznej wojny, a ją? Czy ona zna jakiekolwiek uczucia?"

 

– Czas na mnie – zgodziła się. – Ale zanim odejdę, powiedz mi, bracie, po co jeszcze wymachujesz tym żelastwem? Przecież wiesz, że skończę się, zanim ty nastaniesz; nigdy mnie nie dogonisz. Nie możesz. Gdyby to się kiedyś stało… sam pomyśl.

 

Uśmiechnął się krzywo, rozumiejąc aluzję. Rzeczywiście, bogom czasów nie wolno było nigdy przebywać razem. Zawsze gonią się nawzajem, w karykaturalnym, boskim berku, ale nigdy nie mogą się naprawdę spotkać. Wkrótce i pora Jarowita się skończy i Rujewit przyjdzie ze swymi bogunami, by go przegnać i uczynić lato. Tak, jak teraz on z Morą – zamienią może kilka słów, a Jarowit uda się na zasłużony spoczynek.

 

Opuścił broń.

 

– Perun nigdy do tego nie dopuści. Zbyt wiele wysiłku włożył w poćwiartowanie Świętowita, by ryzykować, że znów się połączymy.

 

– Zbyt wiele zwad miał od tamtego czasu z Welesem – dodała Mora – by mógł jeszcze liczyć na współpracę z jego strony. Jeśli kiedyś zdołamy się złączyć, jego panowanie się skończy i on doskonale zdaje sobie z tego sprawę – uśmiechnęła się jeszcze szerzej, zwracając się ku zalewającym się łzami niebiosom. – Prawda, Gromowładco?

 

Grube krople kapały z jej siwych, zniszczonych włosów. Kolejny piorun uderzył w pobliskie drzewo. Żadnej innej odpowiedzi niebiosa nie udzieliły.

 

Jarowit patrzył w zdumieniu na siostrę. Czy ja śnię? – myślał. – Przecież ona nigdy się tak nie zachowywała. Zawsze wszystko było jej obojętne. Na Boga Bogów, przecież ona jest wcieloną śmiercią! Tymczasem Mora po chwili kontynuowała.

 

– Kiedy ostatnim razem skończyła się moja warta, pomyślałam, że to właściwie ciekawe, jak będzie wyglądać koniec. Czy któregoś dnia złamiemy Klątwę Welesa? Postanowiłam sprawdzić, czy Książ to wie. W końcu podobno wie wszystko. I wiesz, co? – zrobiła dłuższą pauzę. Jarowit oczywiście nie wiedział, ale im szyderczy uśmiech siostry był szerszy, tym mniej mu się podobał. – Zaprosił mnie do siebie na kielicha. Była też Dola i ich dzieci: Księżyc, Rod, nawet Prowe. Cała wesoła rodzinka. A wiesz, jaka jest Dola, kiedy się upije…

 

Jarowit wiedział. Zawsze uważał, że to dosyć niepoważne, jak na Panią Przeznaczenia, ale Dola całkowicie traciła kontrolę nad sobą. Zaczynała prorokować bez opamiętania. W dodatku język jej się plątał i w efekcie niewiele z jej słów miało jakikolwiek sens. Mało kto potrafił cokolwiek z tego zrozumieć, ale Książ skrupulatnie zapamiętywał te wszystkie farmazony i przechowywał w swojej srebrzystej głowie. Powiadał, że nie było jeszcze takiej przepowiedni, która by się w jakiś pokrętny sposób prędzej lub później nie sprawdziła.

 

Niektóre z nich podszeptywał śmiertelnikom w snach, oraz kiedy w modlitwach prosili go o proroczy dar. Jarowit sądził, że Pana Tajemnic musiało niezwykle bawić przyglądanie się ludziom, kiedy usiłowali na podstawie tych mętnych bzdur przeniknąć mroki przyszłości. Nigdy i z nikim nie podzielił się tą myślą, jednak podejrzewał, że większość bogów skrycie uważa tak samo. Z Książem jednak niebezpiecznie się wadzić.

 

Pokiwał powoli głową, a Mora ciągnęła:

 

– Kiedy zapytałam, co się z nami stanie, Dola najpierw zachłysnęła się miodem, a potem jednym tchem, jak to ona ma w zwyczaju, wyrzuciła z siebie taki wierszyk:

 

Kiedy piękno zeszpetnieje,

Wrócą wtenczas dawne dzieje.

Głowa z głową się spotkają,

Gdy młodzieńcza minie radość.

Trzecia wkrótce ku nim bieży,

Gdy się bunt po ziemi szerzy.

Lecz czy czwarta je dopełni,

Nie przenikną nieśmiertelni.

 

– Chyba zgodzisz się – ciągnęła – że może chodzić tylko o cztery głowy Świętowita. Czyli o nas.

"Mora oszalała, bez dwóch zdań" – myślał Jarowit, przytakując. "Przejmuje się tym, jakby to już nadchodziło, a przecież nic się nie dzieje. Nie może. Świat jest wciąż piękny i dobry. Może nie tak piękny i dobry, jakim się kiedyś wydawał, ale wciąż wart istnienia. Dlaczego mielibyśmy chcieć cokolwiek w nim zmieniać?"

 

– Jeśli to się stanie – powiedział na głos – my też znikniemy.

 

– Ależ nie, drogi bracie, my staniemy się na powrót Nim. Przecież On wciąż żyje w nas. Perun i Weles nie mogli Go zabić; skoro to On sam ich stworzył. Poćwiartować to nie to samo, co zabić w tym przypadku. Ta chwila nadchodzi, bracie. Nawet ja czuję to w kościach, a wiesz sam, że nie jestem szczególnie wrażliwa na te rzeczy.

 

Mora roześmiała się głośno i przez cały czas zanosząc się głośnym rechotem, jakiego świat nie słyszał od początku swego istnienia, odwróciła się na pięcie. Jarowitowi nie bardzo się to podobało. "Czyżby rzeczywiście świat miał się ku końcowi? Może dlatego, że z rutyny popadamy w szaleństwo i przestajemy należycie wypełniać nasze zadania?"

 

Wiele godzin później zapadł zmrok, a chmury po pierwszej wojennej ulewie się rozpierzchły. Burza ucichła, a pracowite wiły zamiatały resztki śniegu, zakładały na drzewach pierwsze pąki i zalążki liści, budziły zwierzęta z zimowego snu. Strzybóg pognał do Wyraju, by sprowadzić swoje ptaki, które chroniły się tam przed zimą. Tyle pracy.

 

Jarowit z pierwszą jaskółką na ramieniu przechadzał się w blasku miesiąca. Patrzył na nagie jeszcze drzewa i krzewy. Jeszcze nie ożywione, a już urodziwe na swój przedwiosenny sposób. Nagle poczuł ukłucie żalu, jakby to wszystko, nad czym co roku się trudził, miało już teraz zostać mu zabrane.

– Czy świat rzeczywiście psuje się przez naszą nieudolność? – zawołał do Księżyca. – Czy tylko ja jeden widzę jeszcze jego piękno?

 

Książę Nocy błysnął tylko srebrzyście, potrząsając swoją pełną tarczą. Jego ojciec także nie znał odpowiedzi. Zapewne nawet Weles, może tylko sam Świętowit znał tę część przyszłości. Bóg, którego nie ma. "Który jest w tobie…" – usłyszał jakby dobiegający z oddali głos siostry. Wzdrygnął się na wspomnienie oszalałej bogini. Już obawiał się, co się zacznie dziać następnej zimy.

 

O świcie procesje ludzi wychodziły ze swych siedzib, by spalić specjalnie na tę okazję przygotowane kukły. Zgodnie z pradawnym obyczajem, jak każdego roku.

Koniec

Komentarze

Przyznam szczerze, że o wielu słowiańskich bóstwach nie miałem pojęcia, dlatego nie mam innego wyboru, jak uwierzyć na słowo, że wszystko się zgadza :) Jeśli chodzi o sam takst, to jedyne do czego bym się przyczepił to troszkę długi wstęp, który - choć dobrze i bardzo sprawnie napisany - nieco mi się dłużył. Lecz to uczucie zniknęło wraz z początkiem walki między bratem, a siostrą. Całość jest nie tylko dobrze napisana, ale zawiera też sporo informacji, których chyba na próżno szukać w podstawowych podręcznikach historii. No i w końcu wiem, skąd się wziął zwyczaj topienia, bądź też palenia Marzanny ;)
Jeśli miałbym wystawić ocenę, to wahałbym się między 4, a 5, ale raczej na korzyść tej wyższej.
Pozdrawiam!

p.s Nie miałem żadnych zastrzeżeń, co do tekstu, ale chyba raz coś uciekło:
a przecież nic się dzieje. - chyba uciekło "nie" :)

Dzięki, cieszę się, że się podobało. :)

Do informacji na temat bogów nie przywiązywałbym się za bardzo. To tylko moja koncepcja, na ile zgodna z rzeczywistością - raczej już się nie dowiemy. Większość imion pochodzi ze źródeł, choć nie wszystkie są wiarygodne. Niektóre, jak Książ, są tylko hipotetyczne. Wielu (np. Jarowit, Rujewit) znamy tylko z imion, zaś ich funkcji możemy się najwyżej domyślać.

Nie wiem, co napisać, to zaznaczę tylko, że byłem i dołącze wyrazy uznania.

Opowiadanie byloby może i fajne, gdyby:
a) było bardziej poukładane, bo póko co, to nie wiadomo, kiedy kończą się myśli bohatera a kiedy wkracza narrator, do tego są momenty, w których poszczególne zdania wypadają, jak Filip z konopii.
b) coś się w nim działo, bo na razie to jest taki zalążek, że niby jest na coś szansa, ale opisać Ci się tego nie chciało...

Mam kolegę, który specjalizuje się w mitologii słowiańskiej i ma na ten temat całkiem okazałą wiedzę. Od jakiegoś czasu próbuję go ściagnąć na ten portal i jak zaczęłam czytać, to nawet pomyślałam, że być może zrobił mi niespodziankę incognito, ale po przeczytaniu tekstu i Twojej wypowiedzi na temat źródeł nie mam już wątpliwości. Podsumowując: tekst z potencjałem, ale niestety niewykorzystanym.

www.portal.herbatkauheleny.pl

Suzuki, czy mógłbyś, proszę, poprzeć tezę a) przykładami? Byłbym bardzo zobowiązany, wiedziałbym, co poprawić. Co do b) - czy to, co Jarowit mówi i myśli nie świadczy wystarczająco o tym, co czuje? Czego tu brak?

Wielkie dzięki za uwagę, mogę tylko żałować, że tekst się nie spodobał.

@Lassar - Tobie też dzięki. Czy uznanie wynika z tego, że tekst się spodobał, czy z czegoś innego? 

Jak co roku Perun pierwszym wiosennym gromem, zapładniającym Matkę Mokosz uderzeniem swego oręża daje znak do rozpoczęcia odwiecznych zmagań. Spada ulewny deszcz. Mówią, że każda zdrada boli tak samo, że do pewnych rzeczy nie sposób przywyknąć. Perperuny te słowa dotyczą z całą pewnością.

Przyznaję się, że pierwszego zdania nie rozumiem. Grom zapładnia uderzeniem swojego oreża? I chyba po "orężu" powinien być przecinek? A później jest to zdanie-Filip: jaka niby zdrada, o co chodzi? 

Wszystko to byłoby piękne i wzniosłe, jak sobie bogowie u zarania dziejów umyślili. Byłoby, gdyby nie było tak koszmarnie monotonne. Przed tobą wielkie zadanie: musisz zbudzić cały świat do życia - pomyślał Jarowit,  za wszelką cenę pragnąc przypomnieć sobie, jak to było przed wiekami, gdy świat był młody. Teraz wzniosę raz jeszcze swój oręż, a Mora jak przed nią jej sługi pierzchnie przede mną w najdalszy zakątek Wyraju i będzie tam cierpliwie oczekiwać kresu jesieni.

Cały akapit to myśli Jarowita? Ja, czytając, zrozumiałam, że wielkie zadanie stoi przed czytelnikiem... Potem masz znowu narratora, i ni z gruszki, ni z pietruszki, znowu słyszymy myśli bohatra. Tak masz w całym tekście. 

Odnośnie zarzutu "b": czyli chciałeś napisac tekst, o tym co mówi, myśli i czuje bohater? To w takim razie Ci się udało. Tylko ja wolę teksty z fabułą. 

www.portal.herbatkauheleny.pl

Ok, pierwsze zdanie może rzeczywiście jest zbyt enigmatyczne. Odwołuję się tu wprost do tego, co czytałem w pracy: A. Szyjewski, Religia Słowian, Kraków 2003. Na podstawie badań etnograficznych odtworzył on słowiańskie objaśnienie przejścia zimy w wiosnę, które miało się zaczynać od pierwszej wiosennej burzy, w czasie której piorun, będący dosłownie orężem, ale metaforycznie także członkiem Peruna zapładnia Ziemię (wg mnie - i o ile pamiętam wg Szyjewskiego również - reprezentowaną przez boginię Mokosz), z która w efekcie zaczynają wyrastać rośliny. Stąd Perperuna - małżona perunowa - czuje się zdradzona. Wydawało mi się, że będzie to czytelne, ale najwyraźniej się pomyliłem. Spróbuję to dopracować.

Co do przykładu drugiego - rzeczywiście masz rację, umknęło mi to.

Co do b) - czyż to, co myśli i czuje bohater nie jest elementem fabuły? Jak zrozumiałem brakuje Ci szerszego zarysowania świata, wydarzeń z jego przeszłości bądź bardziej rozwiniętej akcji. Jeżeli tak, to rzeczywiście ich przedstawianie w tym tekście nie było moim zamiarem. Miałem pomysł na taką oto krótką formę i go zrealizowałem. Ale zakończenie na tym opowiadania nie oznacza, że porzucam świat. Po prostu wszystko co piszę, pomyślane jest jako większa całość. Elementy świata niedopowiedziane tu wyjaśnią się gdzie indziej. Cierpliwości. Zapraszam do lektury następnych tekstów, które - mam nadzieję - niebawem. :)

Dziękuję bardzo za poświęcony czas i uwagi. Postaram się poprawić, póki mam możliwość edycji tekstu.

Kłaniam się.

Ten pan z awatara przypomina mi mojego nauczyciela historii i boję się krytykować.:)
Nie no, oczywiście że z tekstu... 

Kiedyś dwa razy przez miesiąc uczyłem historii. Najpierw w podstawówca, a potem w gimnazjum. Ale to były tylko praktyki, więc chyba jednak pomyłka... :D

Podobało mi się. Bardzo fajnie napisane. Poruszasz wdzięczne tematy, bo mitologia słowiańska jest raczej mało znana i widać, że masz wiedzę w tym zakresie. Dobry pomysł z formą fabularyzowanego mitu.

Pozdrawiam.

Dobre - oficjalnie subskrybuję Twoje teksty ;) Klasyczne połączenie wiedzy i pomysłu dało w efekcie ciekawe i wciągające opowiadanie. Pozdrawiam!

mitologia słowiańska jest raczej mało znana i widać, że masz wiedzę w tym zakresie
Też uważam, że to bardzo wdzięczny temat, dlatego postanowiłem go podjąć. Co do mojej wiedzz w tzm yakresie, wciąż dokuczają mi jej niedostatki. Dobrze, że przynajmniej pierwszy rzut oka ich nie widać. :p

Bardzo serdecznie dziękuję za uwagę i cieszę się, że zyskuję czytelników. :)

Kłaniam się. 

Nie dodam nic nowego, ale bardzo mi się podobało;)

Czytając, nie widzi się liter czy poszczególnych słów, a obrazy. Jak filmowe stop-klatki, pełne odcieni szarości i deszczu. Bardzo dobre. 

Dziękuję. Nie ma większej pochwały dla pisarza nad tę. Kłaniam się. :)

Masz u mnie plus za promowanie słowiańskiej mitologii.

Sam tekst napisany bardzo dobrze, pod względem warsztatowym nie mam się do czego doczepić. Czytało się szybko i przyjemnie. Ładnie oddałeś odczucia Jarowita.

Jedynym moim zarzutem jest to, iż tekst bardziej pasuje na fragment powieści, niż opowiadanie. Oczywiście wyjaśniłeś to w komentarzach, ale pierwsze wrażenie pozostaje.

Podobało się.

Nie wykluczam, że kiedy już zdecyduję się rozpocząć prace nad swoim Opus Magnum, właśnie ten tekst stanie się jego prologiem. Oczywiście po stosownych przeróbkach zapewne. Na razie jednak pomysł musi dojrzeć i dokształtować się. Nie mówiąc już o warsztacie. Polecam się na przyszłość. :)

Nowa Fantastyka