- Opowiadanie: Encyfalograf - Czerń czy biel, wewnątrz i tak czerwień

Czerń czy biel, wewnątrz i tak czerwień

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Czerń czy biel, wewnątrz i tak czerwień

Witam,

Słowem wstępu jest to mój debiut. Pierwsze opowiadanie jakie publikuję i może drugie jakie kiedykolwiek napisałem do końca. Zachęcam wszystkich do lektury i komentowania.

Dziś znowu był wtorek, a w każdy wtorek pan Strawiański opowiadał kolejną historię. Zamiast normalnych lekcji rozmowa z weteranem. Taki był plan Ministerstwa Edukacji od dwóch miesięcy prężnie realizowany w tym przedszkolu. Jego opowieści często nierozumiane do końca przez dzieci, były bardzo ciekawe. Głównym tematem była Wielka Wojna podczas której ludzie o różnych kolorach skóry czy wyznaniach zaczęli walczyć ze sobą. Wojna pochłonęła miliony, jeśli nie miliardy istnień.

 

Zbliżała się trzynasta. Dzieciaki był już po obiedzie, a przedszkolanka zaczynała kłaść je spać. W końcu leżakowanie było bardzo ważne. Jednak nie tym razem, spokój przerwał wchodzący pan Strawiański. Nawiasem mówiąc dzieci wołały do niego per Dziadku dlatego, że wyglądał na ponad siedemdziesiąt lat. Cały czas chodził zgarbiony "Przytłoczony starością" jak miał w zwyczaju mówić. Mimo swojej niedoskonałości zawsze był staranie ubrany. Miał na sobie stary trzyrzędowy garnitur, dokładnie wypastowane czarne buty, dębową laskę i złoty monokl. Chodziły plotki, że przed wojną był szlachcicem ale zrzekł się tytułu po strasznej masakrze "Błękitnych" podczas wojny. Ich zbrodnia polegała na wymordowaniu ponad tysiąca ludzi w londyńskim schronie AB-2 dla czystości krwi i rasy.

Przedszkolaki, gdy tyko dostrzegły pana Strawiańskiego, swojego Dziadziusia, podniosły gwar i zerwały się z leżaków. W kilka chwil uzbierał się wokół niego tłum, każde dziecko chciało się przywitać, dać buziaka czy przytulić. On, mimo że był twardy i robił w życiu złe, bardzo złe rzeczy zawsze przy przywitaniu miękł. Nie lubił buziaków ale przytulał wszystkie dzieci tak długo jak tylko mógł.

Jego szybka komenda, niczym w wojsku "Gotować się do opowiadania". Nie pozostała bez echa. Brzdące błyskawicznie rozsiadły się wygodnie w specjalnie przygotowanej części przedszkola. Specjalna była z bardzo prostego powodu. Był tam bujany fotel obrócony tyłem do dużego okna i mały elektryczny piecyk. Dziadziuś lubił tam siedzieć. Zwykł mówić "Tylko słońce pozwala mi zapomnieć o reumatyzmie". Wszyscy jednak wiedzieli, że piecyk też pomaga.

 

Przedszkolanka Basia, kobieta w średnim wieku ze śladami wielu zabiegów plastycznych na twarzy które miały coś zamaskować,pewnie defekt fizyczny albo uraz nabyty podczas wojny. Poczekała aż ucichnie gwar i powiedziała:

– Witamy, panie Strawiański. Dzisiaj przyszedł pan trochę zbyt wcześnie. Miał być pan dopiero na zmianie tej nowej, po piętnastej.

-Ależ droga pani moi żołnierze nie mogą na mnie czekać do piętnastej, a dodatkowo dzisiaj przygotowałem bardzo długą historię. A ta nowa to Kasia. Przecież pracuje tutaj już co najmniej dwa miesiące. Proszę zapamiętać jej imię. – Lubił dzieciaki ale nie lubił Basi. Miał ku temu swoje powody, wiele milionów powodów.

-Postaram się zapamiętać i mam nadzieje, że dzisiejsza historia będzie w miarę łagodna. Proszę pamiętać one mają dopiero siedem lat.

-Zawsze taka jest. Zostanie pani z nami? – zapytał raczej z grzeczności, bo znał już odpowiedź.

-Niestety nie mogę. Mam wiele spraw które rozwiązuje kiedy one śpią.

-Wielka szkoda, standardowa procedura? – Z jakiegoś powodu ciągle mówił jak wojskowy.

-Tak, proszę się podpisać w dzienniku opiekunów. Ja do piętnastej będę obok, w socjalnym. Później przyjdzie Kasia.

Gdy przedszkolanka wychodziła, dzieciaki zaczynały ciągnąć go do fotela, mimo że jeszcze musiał się podpisać. Nie lubił tego, one o tym wiedziały i robiły to specjalnie. Dziadek w odpowiedzi na zaczepki robił groźne miny, a wszystkie dzieci które mu dokazywały chowały się i śmiały. Była to dla nich przednia zabawa. Po złożeniu podpisu usadowił się wygodnie w bujanym fotelu, a młodzież u jego stóp na poduszkach i pufach. Po czym rozpoczął swoją historię.

 

Dzisiaj usłyszycie o jednej z wielu moich misji. Będziecie pierwszymi cywilami którzy to usłyszą. Opowiem wam o meksykańskiej maskarze. O rzezi w której zabiłem prawie setkę zwolenników "Czystej Krwi", ugrupowania które swoimi terrorystycznymi atakami rozpętało i w podsycało wojnę. Przedszkolanka gdy usłyszała słowa "meksykańska masakra", zlękła się i postanowiła podsłuchiwać.

Miałem dokonać egzekucji, czyli zabić kogoś. Było to już po WW ale osoba której miałem wymierzyć sprawiedliwość była jednym z wielu zbrodniarzy wojennych. Wiedziałem, że znajdę ją w Meksyku, jego najgorszej części. Dobrze przeczuwałem, zbrodniarz przebywał w barze nieopodal krateru meksykańskiego, który zrobiła bomba antymateryjna w miejscu gdzie kiedyś było miasto Meksyk. Bar, to za duże słowo była to zwykła speluna, nazywał się "U Conchity".

Do owego baru schodziły się najgorsze szumowiny ale nie spodziewałem się, że spotkam tam tak wiele potencjalnych celów. Prawdopodobnie znowu coś knuli. W dzień który się tam zjawiłem była całkiem ładna pogoda, słońce świeciło jak nigdy. Niestety unoszące się w powietrzu resztki materii pozostawione przez wybuch antymaterii psuły cały efekt.

Bar, nie był pozostawiony sam sobie. Pilnował go jakiś osiłek, lepsza ochrona ściągnęła by uwagę ludzi, a co z tym idzie władz. Wejście do środka nie okazało się trudne, wyglądałem jak jeden z nich, jak meksykański terrorysta z przeżartym od potu i brudu poncho. Wszedłem do baru, pierwsze co rzuciło mi się w oczy to tłok i dym. Nie utrudniło mi to jednak lokalizacji mojego celu, od razu go zauważyłem. Meksykańskiego śmiecia. Hablo zwanego "Uśmieszkiem", który między innymi organizował broń dla Błękitnych i wielu innych organizacji. Swoją ksywę otrzymał po ataku gazami rozpuszczającymi na Tokijskie metro. Gazy niszczyły żywą materię i rozpuściły wszystkich nieszczęśników znajdujących się w metrze. Sam też oberwał. Stracił kawałek policzka i przez to jego usta zawsze były w dziwnym grymasie, w krwawym uśmiechu. On jednak, nie przykuł mojej uwagi. Zrobili to inni goście. Jak już mówiłem był tam tłok, a ja co chwilę rozpoznawałem różnych zbrodniarzy z "Czystej Krwi" poszukiwanych listami gończymi na całym świecie. Rozpoznałem prawie wszystkich, tylko jeden młody chłopak nie dawał mi spokoju. Gdyby nie on wysadził bym całe te siedlisko zarazy.

 

Był to młody, chudy blondyn z perkatym nosem i głębokimi oczodołami który siedział w kącie baru czytając jakaś gazetę. Nie wiem jak on mógł tu czytać, dym który był wszechobecny tłumił światło lepiej niż zasłony. Postanowiłem, że go sprawdzę. Może jest tutaj tylko przez przypadek, pomyślałem i podszedłem do niego. Byłem naszpikowany specjalnymi enzymami które zmieniły mój kolor skóry i włosów, a nawet wiek. Niestety nie mogłem w żaden sposób skontaktować się z bazą. Złapali by mnie po sygnale nie zdążył bym powiedzieć "stół z powyłamywanymi nogami" ale nie bałem się rozpoznania więc postanowiłem go przepytać.

-Witam, jestem Pako. Lubisz zagadki? – Wielgachny nóż myśliwski przy pasie i cały bandolier granatów zapalających. Te atrybuty mówiły "nie ignoruj mnie".

-Witaj, dziwne pytanie. – Pewnie wiedział, że w barze są szaleńcy którzy zabili by matkę za półdarmo więc wolał nie urazić rozmówcy. – Lubię zagadki.

-Zadam ci jedną, jak wygrasz ja stawiam następną kolejkę.

-A jak przegram?

-To ty stawiasz. Pasuje?

-Piję tequile z cytryną, tak na przyszłość. – Zamknął gazetę.

-Wpierw zagadka, zobaczymy jak sobie poradzisz. Teraz słuchaj – i zacząłem opowiadać.

 

Widzisz jezioro zniszczone przez wojnę i zalane całą masą chemii, jest przez nią prawię zielone. A na jego brzegu chłopaczka który ma może szesnaście lat i rzuca kamieniami kaczki. Widzisz go dokładnie. Jest ubrany w ochronny strój, taki zabezpieczający całe ciało przed skażeniem, i ma przy sobie broń. Nie widać jego twarzy jest zasłonięta maską gazową z odblaskową szybką, nie wiesz czy jest czarny, biały, żółty czy może jeszcze inny. Nagle podchodzi do niego drugie dziecko, tak samo jak obrane, w masce z bronią. Spotykają się nad jeziorem i bez słów bawią się kilka godzin. Biegają, rzucają kaczki i są po prostu zadowoleni ze swojego towarzystwa. Po zabawie są zmęczeni więc ściągają maski i widzą, że są z innych ras. Sam wymyśl z jakich. Długo trwająca wojna nauczyła ich, jeśli ty nie zabijesz to zostaniesz zabity przez "odmieńca" z innej rasy. Doskonale zdają sobie sprawę, jeden z nich musi umrzeć. Nagle pada strzał i jeden z nich pada na miejscu martwy.

-To jest moja zagadka. Różni się od innych tym, że sam musisz wymyślić pytanie i odpowiedź.

-Hmm, Pytanie: Który strzelił pierwszy? Odpowiedź: Pewno czarnuch, oni uczyli się strzelać już w dwudziestym pierwszym wieku – wybuch chrumkająco-skrzecącącego śmiechu.

-Przez takich jak ty wybuchła ta wojna, śmieciu – to chciałem mu powiedzieć. -He he, bardzo zabawne zaraz przyniosę twoją tequilę, skoczę się tylko wylać – to powiedziałem.

-Nie zapomni o cytrynce!

-O nie, nie martw się gnido, nie zapomnę. Ciekawe czy zauważyłeś mój mały prezent. – Pomyślałem wychodząc

Gdy byłem już na zewnątrz zacząłem biec, bez bandoliery było to łatwiejsze. Nie mogłem jednak oddalić się na odpowiednią odległości. Gdy tylko wyszedłem oni zauważyli mój prezent i zaczęli uciekać. Zdetonowałem ładunki wcześniej, musiałem widziałem jak tamci zaczynali wybiegać z baru. Chwilę przed detonacją powiedziałem, bardziej do siebie niż do nich "Jest tylko jedna dobra odpowiedź – wybuch był bardzo silny, że aż straciłem równowagę – i to nie była ona".

Prawie wszyscy zginęli, a wydarzenie nazwano końcem Wielkiej Czystki. Jak później się dowiedziałem blondyn z którym rozmawiałem to młody hrabia von Bahf, syn generała "Czystej Krwi", a oni przebywali tam tak liczne bo szykowali kolejny zamach. Na nowo próbowali podjudzić zmęczone już wojną społeczeństwo. Ale nie tym razem. Przez głupie szczęście, a może nie szczęście, udaremniłem ich cele. Akcja miała się odbyć później ale musiałem uruchomić koneksje i nakłonić odpowiednich ludzi na przyśpieszenie jej. Pierwotna data kolidowała z porodem mojej śp. żony, a był to poród zagrożony który okazał się śmiertelny dla żony i dziecka. Później w piwnicach baru która łączyła się z pobliskimi jaskiniami odnaleźliśmy plany ataku, przygotowaną broń i enzymy zmieniające barwę skóry. Z planów wynikało, że przebrani za czarnych chcieli zmieść z powierzchni ziemi cały Nowy Meksyk.

 

I tak drogie dzieci rozbiliśmy ostatnią terrorystyczną organizację która przetrwała WW. Niestety wielu niedobitków z różnych organizacji szukamy po dziś dzień np. Krwawej Anny, kobiety odpowiedzialnej za przed wojenne ataki terrorystyczne, które pochłonęły setki tysięcy albo nawet miliony istnień.

Jakieś pytania? Wiele rączek w górze oznaczało dużo pytań. Niestety równie duża grupa zadawała pytania bez czekania na wywołanie. Z chaosu wyłowił, a może sam wymyślił, jedno pytanie "A jaka jest odpowiedź?".

-Odpowiedź jest bardzo prosta. Może zapytamy panią Basię? I tak stoi koło drzwi podsłuchując.

-Nie podsłuchiwałam. Podsłuchiwanie to bardzo zła rzecz, a złych rzeczy wystrzegamy się najbardziej. Po prostu historia okazała się bardzo ciekawa i jak przechodziłam postanowiłam chwilę posłuchać.

-Więc, jaka pani zdaniem jest odpowiedź?

-W jak chorym świecie żyjemy by dwójka świetnie bawiących się dzieci musiała się zabijać. I kto ukształtował ten świat w tak złowieszczy sposób. Dzieci, pamiętajcie wierszyk "Czarny,biały czy Azjata. Każdy kocha go jak brata" i to, że kolor skóry ma takie samo znaczenie jak kolor oczu. – Z dumą prezentowała wypiętą pierś.

-Brawo pani Anno. To jest dobre pytanie i odpowiedź.

-Anno? – Na dźwięk tego imienia załamał się jej głos. – Chyba Barbaro.

-Nie pomyliłem się – twardym, suchym lecz silnym głosem powiedział Dziadziuś.

-Mogę pana zabrać na chwilę dzieciom i zaprosić do socjalnego? – zapytała, jąkając się prawie niezauważalnie.

-Ależ oczywiście. Już idę. – Po dziadziusiu nie było widać jego wieku szedł wyprostowany, stawiał duże kroki.

Pokój socjalny znajdował się naprzeciwko więc dojście tam zajęło im mniej niż chwilę. Gdy byli już wewnątrz przedszkolanka zamknęła drzwi i zwróciła głowę w stronę rozmówcy nie otwierając ust, myślała.

-Wiem co pani knuje, i wiem że to nie ma sensu. Po pierwsze budynek jest otoczony, a po drugie nie jestem tym na kogo wyglądam. Mój wygląd zawdzięczam wielu specyfiką które modyfikują mój wiek i aparycję. Teraz zalecam się pani dobrowolnie poddać i pozwolić im dokonać ekstrakcji, oczywiście dopiero po wyroku sądu.

 

Na twarzy, dekolcie i dłoniach pani Basi, a może Anny, było widać pot. Próbowała to maskować, niestety nieudolnie, pociła się jak bóbr mimo tego, że było co najwyżej ciepło.

-Ale jest też inne wyjście. Odpowiedziała pani na pytanie, zrozumiała pani, więc zostawię to na stole. -Położył pistolet z czasów wojny. – Ma jeden nabój i jest wyłączony, aktywuję go po wyjściu. Żegnając się muszę pochwalić twojego chirurga operacja musiała się udać, prawie nie widać śladów po dawnej twarzy.

Dalsza rozmowa była bezcelowa, więc opuścił pokój socjalny i zamknął za sobą drzwi. Wszedł do pomieszczenia w którym siedziały dzieci i dalej opowiadał, po czym aktywował broń.

Przed samobójstwem złożyła fakty w całość. Nigdy nie wiązała kontroli jakie zaczęły się jej przydarzać z obecnością pana Strawińskiego. Prawda bywa brutalna, "Dziadziuś" pojawił się dokładnie dwa miesiące temu. Wtedy zaczęły się kontrole. Sprawdzano jej metrykę chrztu, akt urodzenia, a nawet świadectwa ukończenia szkół. Intuicja podpowiadała jej dobrze. Miała uciekać lecz myślała "Mam idealną kryjówkę, nikt mnie nie znajdzie". Myliła się o jeden raz za dużo. Wiedziała, że ekstrakcja jest straszna, gorsza od śmierci. Podniosła pistolet i włożyła lufę do ust.

Chwilę po rozmowie Anny z Dziadkiem, Agenci Dziedzictwa Kulturowego zaczęli wbiegać do budynku. Od razu po tym jak pierwszy z nich wbiegł do budynku, padł strzał.

 

Wokół przedszkola rozciągnięto żółtą taśmę, za linią taśmy wielu reporterów próbowało robić zdjęcia czegokolwiek, fotografowali dosłownie wszystko agentów, lekarzy , policjantów i dzieci. Niektórzy z nich starali się wyciągnąć informacje od przedszkolaków ale policjanci od razu odganiali natrętów. W całym tym chaosie nikt nie zwracał uwagi na starego, zgarbionego człowieka.

Dziadek z jakimś funkcjonariuszem z ADK, oddalali się od przedszkola w stronę rządowego wana ze znakami agencji. Nikt się nimi szczególnie nie interesował, nikt nawet nie spoglądał w ich stronę. Podczas tego spaceru rozmawiali.

-A więc miała broń i się zastrzeliła? – zapytał agent.

-Pewnie bała się ekstrakcji bardziej niż śmierci – odpowiedział Dziadek.

-Szkoda, że nie wiedziała o zakazie wprowadzonym po sprawie Ivana.

-A skąd mogła wiedzieć? W sumie dobrze, że to zrobiła. Dożywocie to za niski wyrok.

-Broń była czysta?

-Zawsze jest czysta. Kto następny?

Odchodząc ominęli wana, a Agent gdy już byli dostatecznie daleko zdarł z kurtki oznaczenia rządowe i wrzucił do pobliskiego kontenera wraz z dziennikiem opiekunów. Po chwili ze śmietnika buchnął ogień.

W przedszkolu nad przykrytym ciałem krwawej Anny stała grupka agentów,rozmawiali.

-Skąd miała broń? – zapytał dowódca.

-Nie wiem, podejrzewam, że jeszcze z wojny – odpowiedział mu inny agent.

-Dlaczego nie mieliśmy nikogo podstawionego?

-Nasza agentka "Kasia" zbliżyła się jak tylko mogła, bez pozytywnych efektów.

-Sprawdziliście wszystkie papiery?

-Tak ale zaginął dziennik opiekunów – tym razem odpowiedziała agentka.

-Na pewno wpisywała się tam psychopatyczna niańka. Poważnie, co tam możemy znaleźć? -powiedział z sarkazmem.

-Dane tego weteran który uczył ich historii. Ważne było by go przepytać.

-Przyjdzie jutro. Wtedy go zatrzymacie.

-Niestety,według rozkładu dzisiaj był ostatni raz.

-Trudno, przecież na pewno nie jest w to zamieszany staruszek który akurat przez przypadek przychodził tutaj opowiadać historyjki. Bądźmy poważni. – dowódca zamknął temat. – Posprzątać i jutro chcę widzieć raport na biurku.

Niestety nie wiedzieli jak łatwo można oszukać ministerstwo edukacji. Z jaką prostotą staruszek dostał się do przedszkola w idealnym dla niego momencie. Dopiero jeden z agentów, skrupulatny typ, sprawdził papiery z Ministerstwa Edukacji i odkrył, że to przedszkole było pozbawione przydzielonego weterana. Miały w nim być prowadzone normalne lekcje historii, było w grupie kontrolnej. Sprawdzili to za późno, trop był już zimny.

 

Koniec

Komentarze

"Dzisaj" chyba nie dam już rady...

Złościć się to robić sobie krzywdę za głupotę innych.

"Cały czas chodził zgarbiony, przytłoczony starością jak miał w zwyczaju mówić" - wydaje mi się, że "przytłoczony starością" powinno być w cudzysłowie. cytujesz w końcu wypowiedź jednego z bohaterów.

"Jego szybka komenda, niczym w wojsku - Gotować się do opowiadania" - "gotować się do opowiadania". jak wyżej.

"Nie lubił tego, one o tym wiedziały i robiły to specjalnie, gdy Dziadek w odpowedzi na zaczepki robił groźną minę wszystkie dzieci które go zaczepiały chowały się i smiały" - nie jest to może błąd per se, ale zdanie wydaje mi się trochę "nieporadnie napisane". w tekście masz kilka tego typu tworów, w których możnaby ograniczyć ilość zaimków ("tego", tuż obok "tym" i "to" nie wygląda za dobrze) i które wyglądałyby chyba nawet lepiej po podziale na kilka prostszych zdań (nadmierna złożoność nie zawsze jest wskazana). możnaby spróbować nakreślić coś na kształt: "Dzieci wiedziały, że tego nie lubił, lecz i tak dokazywały. Gdy dziadek, w odpowiedzi na zaczepki, robił groźną minę, maluchy chowały się i śmiały." - to tylko przykład, ale jak widzisz, zlikwidowany został nadmiar zaimków i powtórzenia.

"Po złozeniu podpisu usadiowił się wygodnie w bujanym fotelu, a młodzierz u jego stóp na poduszkach i pufach" - literówka przy "usadowił". poza tym, jeśli jeszcze raz napiszesz "młodzierz" - gdziekolwiek, nawet jeśli będzie to ściana publicznej toalety - osobiście trzasnę cię w głowę wielkim, gumowym młotkiem.

"Dzisaj usłyszycie o jednej z wielu moich misji. Miałem dokonać egzekucji, czyli zabić kogoś." - nawet jeśli historia jest przydługa, mimo wszystko, powinna być oznaczona myślnikiem, jako kwestia dialogowa. ewentualnie chociaż oddzielona przerwą, gwiazdkami czy czymkolwiek.

"Wiedziałem, że znajde ją w meksyku" - jeśli miałeś na myśli miasto lub państwo, to przypominam o wielkiej literze.

"którapolegała na bezwzględnym ściganiu wojennych zbrodniarzy" - brakująca spacja. teksty przed wrzuceniem gdziekolwiek poza szufladą, dokładnie przeglądamy - właśnie po to, żeby uniknąc takich błędów. nie każdemu chce się bawić w redaktora wolontariusza.

"O rzeźi w której zabitłem prawie setke zwolenników "Czystej Krwii"" - cudownie... trzy błędy w jednym zdaniu. jak tak dalej pójdzie, gumowy młotek będę musiał zamienić na dziesięciotonowe kowadło. po pierwsze, "rzezi", po drugie " zabiłem", po trzecie "setkę".

"Pszeczkolanka gdy usłyszała słowa "meksykańska masakra"" - "pszeczkolanka"? ... serio? ty to robisz specjalnie, prawda? ... "przedszkolanka", kolego. ortografia to przyjaciel pisarza.

"unoszące się w powietrzu resztki materii pozostawione przez wybuch unosiły się w powietrzu i psuły cały efekt" - "unoszące się w powietrzu resztki, unosiły się w powietrzu". ma to niby jakiś tam sens, ale mimo wszystko w tekstach literackich staramy się unikać powtórzeń - zwłaszcza tak absurdalnych.

"zaczołem opowiadać." - "zacząłem" opowiadać - stutonowe kowadło właśnie zmieniło się w sporych rozmiarów, czerwono białą rakietę, naszpikowaną materiałami wybuchowymi.

"cale ciało przed skażeniem" - "całe" ciało ... ech.

"zaraz przyniose twoją tequile, skocze się tylko wylać" - "przyniosę" i "skoczę" - te ogonki przy literkach nie są tylko dla ozdoby.

"-Nie zapomni o cytrynce!" - "zapomnij"

"Gdy byłem już na zewnątrz zaczołem" - "zacząłem" - rakieta, naszpikowana ładunkami wybuchowymi, powoli zmienia się w bombę atomową.

"wybuch był bardzo silny, że stracilem równowagę" - "wybuch był tak silny, że straciłem równowagę".

"dziecią i zaprosić do socjalnego" - "dzieciom" - gratuluję, właśnie zasłużyłeś na zdetonowanie bomby wodorowej na własnej potylicy.

"zamkneła drzwi i zwróciła głowę w stronę rozmówcy nie otwierającł ust" - "zamknęła" i "otwierając" - skoro nawet bomba wodorowa nie pomogła, to może chociaż dezintegrator wielofazowy?

"pani knuję" - ja knuję, pani knuje.

"Mój wygląd zawdzięńczam wielu specyfiką które modyfikują mój wiek i aparycję." - "zawdzięczam" - robisz tyle błędów, że skończył mi się realny arsenał i musiałem zasięgnąć tego bardziej nierealnego. miotacz antymaterii?

"Nasza agentka "Kasia" zbliżyła się jak tylko mógła" - "mogła" ... ... ...

"w idealnym dla niego momęcie" - "momencie"

ech. zacząłem czytać, bo pomysł wydał mi się ciekawy. ba, do opowieści dziadka nie jest nawet aż tak źle. potem jednak wszystko zaczyna się sypać. cała jego opowieść to jedno wielkie cmentarzysko logiki. nigdy nie uwierzę, członkowie różnych "złych organizacji" mogliby tak po prostu wszyscy przyjśc do jednego baru (który z resztą nawet nie był strzeżony, mimo iż znajdowała się tam tajna baza i skład amunicji), wpuścić obcego i dać się wysadzić w powietrze. toż to nawet nie jest bujda na resorach.

poza tym, obawiam się, drogi autorze, że nie masz zielonego pojęcia o zasadach języka polskiego. pomijam już nawet interpunkcję, bo z tym każdy ma problem, ale zrobienie tylu literówek i błędów ortograficznych w jednym tekście jest po prostu żenujące. rozumiem, że jest to twój debiut i w ogóle, ale to nie jest jeszcze powód, żeby nie przejrzeć go po napisaniu i pozwolić sobie na tak absurdalną ilość błędów.

powiem szczerze i bez owijania w bawełnę - twój aktualny poziom literacki jest bardzo, bardzo niski. jeśli myślisz choć trochę poważnie o pisaniu, musisz ostro wziąć się do roboty - przede wszystkim czytać dużo książek, bo to zawsze się przydaje. poza tym wypadałoby poznać zasady języka, w którym się pisze. nikt nie chce czytać tekstów, naszpikowanych błędami. poza tym czytaj, czytaj, czytaj i pisz - dużo. bardzo dużo. zastraszająco dużo. jeśli włożysz w pisanie wystarczająco dużo pracy, być może gdzieś zajdziesz. innymi słowy - albo zaczniesz ostro pracować nad sobą, albo odpuścisz sobie pisanie.

to tyle z mojej strony, dziękuję za uwagę.

(swoją drogą, zaczynam chyba dostrzegać w sobie masochistyczne skłonności... ech...)

Literówka w samej zajawce skutecznie mnie zniechęciła ;) a po komentarzu vyzarta nie ma chyba już co dodać.
Pozdrawiam i trzymam kciuki za coraz lepsze opka spod Twojej ręki.

Czytając wstęp miałem złe przeczucia - "komętowania", no litości proszę. Kilka zdań później stwierdziłem, że skoro szanownemu autorowi nie chciało się wrzucić tekstu do worda, to nie warto się męczyć. Pozdrawiam!

Witam,
Odpowiem po kolei ale od dołu.

|PP| :
Zaręczam,  nie jest tak jak piszesz. Ta opcja w Wordzie nie działa u mnie jak powinna. Po naciśnięciu guzika "Spelling & Grammar" zawsze odpowiada "The spelling check is complete." ,mimo że mam zainstalowane odpowiednie pakiety językowe. Literówka w "komętowaniu" jest straszna, kajam się jak tylko mogę.

NightRage :
Nie dziwię się mnie też by zniechęciła, o ile bym ją zauważył.

vyzart:
Wpierw chciałbym podziękować za twój czas, musiałeś go sporo poświecić. 

"Cały czas chodził zgarbiony, przytłoczony starością jak miał w zwyczaju mówić" - wydaje mi się, że "przytłoczony starością" powinno być w cudzysłowie. cytujesz w końcu wypowiedź jednego z bohaterów.
Poprawione. Nie wiedziałem jak to zapisać. A tak proste rozwiązanie nie wpadło mi do głowy.
 
"Jego szybka komenda, niczym w wojsku - Gotować się do opowiadania" - "gotować się do opowiadania". jak wyżej.
Jak wyżej. Poprawione.

 "Nie lubił tego, one o tym wiedziały i robiły to specjalnie, gdy Dziadek w odpowiedzi na zaczepki robił groźną minę wszystkie dzieci które go zaczepiały chowały się i śmiały" - nie jest to może błąd per se, ale zdanie wydaje mi się trochę "nieporadnie napisane". w tekście masz kilka tego typu tworów, w których można by ograniczyć ilość zaimków ("tego", tuż obok "tym" i "to" nie wygląda za dobrze) i które wyglądałyby chyba nawet lepiej po podziale na kilka prostszych zdań (nadmierna złożoność nie zawsze jest wskazana). można by spróbować nakreślić coś na kształt: "Dzieci wiedziały, że tego nie lubił, lecz i tak dokazywały. Gdy dziadek, w odpowiedzi na zaczepki, robił groźną minę, maluchy chowały się i śmiały." - to tylko przykład, ale jak widzisz, zlikwidowany został nadmiar zaimków i powtórzenia.
Tu objawił się mój strach przed tworzeniem zbyt prostych zdań - jak widać przeciągnąłem w zła stronę.

"Po złożeniu podpisu usadowił się wygodnie w bujanym fotelu, a młodzież u jego stóp na poduszkach i pufach" - literówka przy "usadowił". poza tym, jeśli jeszcze raz napiszesz "młodzież" - gdziekolwiek, nawet jeśli będzie to ściana publicznej toalety - osobiście trzasnę cię w głowę wielkim, gumowym młotkiem. 
Nie mam nic na swoją obronę. Poprawione.

"Dzisiaj usłyszycie o jednej z wielu moich misji. Miałem dokonać egzekucji, czyli zabić kogoś." - nawet jeśli historia jest przydługa, mimo wszystko, powinna być oznaczona myślnikiem, jako kwestia dialogowa. ewentualnie chociaż oddzielona przerwą, gwiazdkami czy czymkolwiek. 
Witam i tutaj muszę powiedzieć, że to nie moja wina. Podczas wrzucania opowiadania na stronę całe formatowanie tekstu zostało zniszczone. Przez co siedziałem do późna i próbowałem odnaleźć te wszystkie zagubione "entery".
Poprawione. 

Wiedziałem, że znajdę ją w meksyku" - jeśli miałeś na myśli miasto lub państwo, to przypominam o wielkiej literze. 
Nie wiem czemu napisałem z małej, pewnie nieuwaga. Poprawione.

"która polegała na bezwzględnym ściganiu wojennych zbrodniarzy" - brakująca spacja. teksty przed wrzuceniem gdziekolwiek poza szufladą, dokładnie przeglądamy - właśnie po to, żeby uniknąć takich błędów. nie każdemu chce się bawić w redaktora wolontariusza. 
Poprawione. Na swoje usprawiedliwienie mogę jedynie dodać, że jest to spowodowane moim natręctwem zmieniania. Co chwila coś zmieniam i potem wychodzą takie kwiatki.
 
"O rzezi w której zabiłem prawie setkę zwolenników "Czystej Krwi"" - cudownie... trzy błędy w jednym zdaniu. jak tak dalej pójdzie, gumowy młotek będę musiał zamienić na dziesięciomilionowe kowadło. po pierwsze, "rzezi", po drugie " zabiłem", po trzecie "setkę". 
Kajam się. Poprawione. 

Przedszkolanka gdy usłyszała słowa "meksykańska masakra"" - "przedszkolanka"? ... serio? ty to robisz specjalnie, prawda? ... "przedszkolanka", kolego. ortografia to przyjaciel pisarza.
Nie wiem z czego wynikał ten błąd pewnie z nie wiedzy. Poprawione.

"unoszące się w powietrzu resztki materii pozostawione przez wybuch unosiły się w powietrzu i psuły cały efekt" - "unoszące się w powietrzu resztki, unosiły się w powietrzu". ma to niby jakiś tam sens, ale mimo wszystko w tekstach literackich staramy się unikać powtórzeń - zwłaszcza tak absurdalnych. 
Moja mania poprawiania. Tuż przed wrzuceniem postanowiłem przebudować to zdanie i nie zauważyłem kawałka do wycięcia. Poprawione.
 
"zacząłem opowiadać." - "zacząłem" opowiadać - stutonowe kowadło właśnie zmieniło się w sporych rozmiarów, czerwono białą rakietę, naszpikowaną materiałami wybuchowymi.  
Nie wiem czemu ale mam straszne problemy z ą i ę. Nigdy nie wiem gdzie powinny być, a gdzie nie. Poprawione. 

"cale ciało przed skażeniem" - "całe" ciało ... ech.  
Zły efekt komunikatorów internetowych. Przywykłem tam pisać bez polskich znaków ale chyba czas spróbować się przestawić. Poprawione. 

"zaraz przyniosę twoją tequile, skocze się tylko wylać" - "przyniosę" i "skoczę" - te ogonki przy literkach nie są tylko dla ozdoby.  
Pisałem o tym wyżej. Poprawione. 

"wybuch był bardzo silny, że straciłem równowagę" - "wybuch był tak silny, że straciłem równowagę"
Poprawione. 

"dzieciom i zaprosić do socjalnego" - "dzieciom" - gratuluję, właśnie zasłużyłeś na zdetonowanie bomby wodorowej na własnej potylicy.  
Poprawione. 

"zamknęła drzwi i zwróciła głowę w stronę rozmówcy nie otwierając ust" - "zamknęła" i "otwierając" - skoro nawet bomba wodorowa nie pomogła, to może chociaż dezintegrator wielofazowy?  
Poprawione.

pani knuję" - ja knuję, pani knuje.
Poprawione.

"Mój wygląd zawdzięczam wielu specyfiką które modyfikują mój wiek i aparycję." - "zawdzięczam" - robisz tyle błędów, że skończył mi się realny arsenał i musiałem zasięgnąć tego bardziej nierealnego. miotacz antymaterii?  
"Nasza agentka "Kasia" zbliżyła się jak tylko mogła" - "mogła" ... ... ... 
"w idealnym dla niego momencie" - "momencie"  

Poprawione 

ech. zacząłem czytać, bo pomysł wydał mi się ciekawy. ba, do opowieści dziadka nie jest nawet aż tak źle. potem jednak wszystko zaczyna się sypać. cała jego opowieść to jedno wielkie cmentarzysko logiki. nigdy nie uwierzę, członkowie różnych "złych organizacji" mogliby tak po prostu wszyscy przyjść do jednego baru (który z resztą nawet nie był strzeżony, mimo iż znajdowała się tam tajna baza i skład amunicji), wpuścić obcego i dać się wysadzić w powietrze. toż to nawet nie jest bujda na resorach. 
W żadnym miejscu nie napisałem, że byli tam członkowie rożnych organizacji. Było tam wielu ale z jednej. Bar był ich ostatnim bastionem. O tajne bazie nie wiem nic ale mogłeś wynieść takie wrażenie. Nie przedstawiłem tego tak jak chciałem. Teraz wiem, że każde niedopowiedzenie w tekście obróci się przeciw autorowi i dopiero teraz zrozumiałem Marka Twaina "Prawda jest dziwniejsza od fikcji, a to dlatego, że fikcja musi być prawdopodobna. Prawda - nie."

poza tym, obawiam się, drogi autorze, że nie masz zielonego pojęcia o zasadach języka polskiego. pomijam już nawet interpunkcję, bo z tym każdy ma problem, ale zrobienie tylu literówek i błędów ortograficznych w jednym tekście jest po prostu żenujące. rozumiem, że jest to twój debiut i w ogóle, ale to nie jest jeszcze powód, żeby nie przejrzeć go po napisaniu i pozwolić sobie na tak absurdalną ilość błędów.  
Wiedziałem, że mam problem z ą, ę ,om ,ą itp. ale nie spodziewałem się, że aż taki. Interpunkcja to dla mnie czarna magia stawiam przecinki "na czuja" ,mimo że czytałem jak to działa na sjp.pwn.pl dalej nie rozumiem. Mam nadzieje, że czas mnie nauczy. Co do nie przeglądania tekstu to z tym nie mogę się zgodzić. Poświęciłem mu czas ale jak widać zbyt mało.

powiem szczerze i bez owijania w bawełnę - twój aktualny poziom literacki jest bardzo, bardzo niski. jeśli myślisz choć trochę poważnie o pisaniu, musisz ostro wziąć się do roboty - przede wszystkim czytać dużo książek, bo to zawsze się przydaje. poza tym wypadałoby poznać zasady języka, w którym się pisze. nikt nie chce czytać tekstów, naszpikowanych błędami. poza tym czytaj, czytaj, czytaj i pisz - dużo. bardzo dużo. zastraszająco dużo. jeśli włożysz w pisanie wystarczająco dużo pracy, być może gdzieś zajdziesz. innymi słowy - albo zaczniesz ostro pracować nad sobą, albo odpuścisz sobie pisanie. 
Niestety tutaj muszę  zgodzić się z pierwszym zarzutem. Ten tekst stoi na niskim poziomie. Czytam dużo, myślę, że wychylam się sporo ponad średnią krajową. Zasad języka nigdy ( rozumiem to jako podstawówka, gimnazjum, technikum, studia) nie musiałem się uczyć. Tak, tak słynna dysleksja pozwoliła mi to olać, a teraz mogę tylko żałować.
 
to tyle z mojej strony, dziękuję za uwagę. 
(swoją drogą, zaczynam chyba dostrzegać w sobie masochistyczne skłonności... ech...) 

Jeszcze raz dziękuję za Twój czas i mam nadzieje, że następne moje teksty nie będą taką masochistyczną wycieczką.

TyraelX:
Nie uwierzysz ale zawsze tak pisałem i nikt nigdy nie zwrócił mi uwagi. Poprawione.

Na koniec mogę dodać, że nie taki był mój cel kiedy wrzucałem to opowiadanie. Przeglądałem je wielokrotnie lecz tych błędów nie zauważyłem nigdy. Dodatkowo wszystkich których zraziłem do swojej osoby najserdeczniej przepraszam. Już teraz szukam jakiegoś narzędzia sprawdzającego błędy i poprawność językową. 
Jedyne na co mogę mieć nadziej to na powiedzenie "Złe dobrego początki". Nadzieję, że w tym ludowym przysłowiu tkwi chociaż ziarnko prawdy.

P.S Jak to jest z tym podkreślaniem błędów. Do połowy komentarza działo potem przestało.


I znowu moje formatowanie poszło w las ... Jak tutaj edytuję się komentarze?

Hm... Może w takim razie warto wysłać tekst do kogoś, kto ma sprawny moduł sprawdzania pisowni?


Tytułem wyjaśnienia: Nie zraziłeś mnie do swojej osoby, a do swojego tekstu. Jeśli tylko zamieścisz porządnie przygotowany tekst, zasiądę do czytania.


Witam,
Nie usprawiedliwiam się. Teraz wiem, że popełniłem sporo błedów. Gdy przeglądałem to sam, możesz mi wierzyć albo nie, nie widziałem ich. A co z tym idzie nie czułem potrzeby poszukiwania jakiegoś inengo spospobu sprawdzenia pisowni. Szczerze mówiąc komentarz vyzarta zbił mnie z pantałyku. Dopiero po nim "obudziłem się" i zrozumiałem, że w tekście jest sporo błedów. Nawiasem mówiąc błedy są poprawione i jeszcze raz za nie przeprasza. Ale taki juz mój zwyczaj zawsze zaczynam nowe znajomości od wpadki.

tak czy inaczej jestem pod wrażeniem twojej wytrzymałości na internetową krytykę, która jak wiadomo jest najstraszniejszą z możliwych. jeśli zamierzasz jeszcze pisać, to możesz liczyć na moje porady redakcyjno, stylistyczne w następnych tekstach (oczywiście, jeśli nie masz nic przeciwko sarkazmowi i ironii, w które obfitują)
trzymaj się zatem, autorze. do zobaczenia w następnym tekście.

Witam,
Uwierz mi, w moim krótkim życiu spotkały mnie takie rzeczy, że internetowa krytyka jest mi nie straszna. I cieszę się, że mimo masochistycznej przeprawy jaką miałeś z moim pierwszym "tekstem" dalej zamierzasz pomagać mi w drodze do celu. A co do sarkazmu to dodaje on życiu kolorów, a czym jest życie bez nich?
Jedyne o co mogę prosić to ponowne, nawet pobieżne, przeczytanie. Może znowu wiszę głową w chmurach ale "tekst" przeszedł wiele poprawek ( L4 więc siedzę tu od rana ) i stał się tekstem. Przynajmniej mam taką nadzieje. 

Żeby już nie dublować benedyktyńskiej pracy vyzarta zwrócę uwagę tylko na ubogą składnię. Za dużo zdań pojedynczych, które miejscami aż proszą się o połączenie w złożone.
Z życzeniem złotej stalówki ;), pozdrawiam

Ach, więc przeczytałem, jak widzę, już poiprawioną wersję. A już się bałem, że oślepłem i dlatego nie dojrzałem tylu rażących błędów. :p Mimo tego parę jeszcze wyłapałem.

1. Cząstki  -by-, -bym-, byś- etc. za czasownikami w formie osobowej piszemy łącznie! "Ściągnąłby uwagę", "złapaliby mnie", "zabiliby matkę" itd. W razie wątpliwości zaglądaj np. do Poradni Językowej PWN.

2. -Przez takich jak ty wybuchła ta wojna, śmieciu - to chciałem mu powiedzieć. -He he, bardzo zabawne zaraz przyniosę twoją tequilę, skoczę się tylko wylać - to powiedziałem. 
Tę linijkę trzeba rozbić na dwie. Pierwszej z nich - do pierwszej kropki - nie poprzedzamy myślnikiem, ponieważ tych słów bohater nie wypowiedział, to tylko zapis jego myśli. Resztę w nowym akapicie i zaczynając od myślnika.

3. Język masz kulawy, konkretów teraz już chyba nie odnajdę. Tak, jak radził vyzart: przede wszystkim dużo czytaj. Najlepiej poważnej literatury, a nie bylejakich czytadeł. No i pisz, pisz, pisz, a poza tym to jeszcze pisz.

4. Opowieści dziadka, poza tym, że stanowi "cmentarzysko logiki", bardzo brakuje klimatu. Jest trochę szkicowe, trochę jakby na kolanie napisane. Przydałoby się wstawić jakieś okrzyki, czy pomruki gości, albo dające się zasłyszeć "kątem ucha" strzępki rozmów. Może trochę więcej miejsca poświęcić opisowi wnętrza. Postać barmana jest w takich miejscach zwykle bardzo charakterystyczna. Dobry barman to 3/4 sukcesu baru.

5. Akcja Dziadka tez logicznie kuleje. Nikt nie sprawdził, czy rzeczywiście został przysłany z ministerstwa? A co z dziećmi? W trosce o nie chociażby, całą sprawę powinno się rozwiązać zupełnie inaczej.

6. Za mało psychologii w końcówce. Kiedy Anna decyduje się skorzystać z pistoletu, przydałby się obszerniejszy zapis jej myśli, może jakaś retrospekcja? Wyrzuty sumienia tudzież ich brak? Emocje?

Mimo wszystko jednak dla mnie opowiadanie dało się czytać. Nie było tak źle. Pomysł, mimo, że utyka, jest całkiem ciekawy. Gdyby nad nim jeszcze popracować, mogłaby z tego wyjść naprawdę ciekawa historia. Tylko ta Wielka Wojna Rasowa jest taka... pretensjonalna. Kojarzy mi się z naprawdę tanim moralizatorstwem. O mało nie zniechęciła mnie do lektury. Nie możesz nazwać jej jakoś inaczej?

Podsumowując, dla mnie nie jest źle. Dałbym 3, gdyby mnie ktoś dał taką władzę. Powodzenia na przyszłość.

Ukłony

P.S. Przeinstaluj Worda? Znajdź <bezczelna reklama>lepszy procesor tekstu</bezczelna reklama>? :p 

Witam,
I po kolei od ostatniego komentarza.

Świętomir:
Ach, więc przeczytałem, jak widzę, już poprawioną wersję. A już się bałem, że oślepłem i dlatego nie dojrzałem tylu rażących błędów. :p Mimo tego parę jeszcze wyłapałem.
Cieszę się, że wyłapałeś tylko parę.

Cząstki -by-, -bym-, byś- etc. za czasownikami w formie osobowej piszemy łącznie! "Ściągnąłby uwagę", "złapaliby mnie", "zabiliby matkę" itd. W razie wątpliwości zaglądaj np. do Poradni Językowej PWN.
Muszę to sobie przyswoić.

-Przez takich jak ty wybuchła ta wojna, śmieciu - to chciałem mu powiedzieć. -He he, bardzo zabawne zaraz przyniosę twoją tequilę, skoczę się tylko wylać - to powiedziałem. 
Tę linijkę trzeba rozbić na dwie. Pierwszej z nich - do pierwszej kropki - nie poprzedzamy myślnikiem, ponieważ tych słów bohater nie wypowiedział, to tylko zapis jego myśli. Resztę w nowym akapicie i zaczynając od myślnika.

Podobnie jak z argumentami vyzrata dotyczącymi cudzysłowu. Nie wiedziałem jak to zapisać.

Język masz kulawy, konkretów teraz już chyba nie odnajdę. Tak, jak radził vyzart: przede wszystkim dużo czytaj. Najlepiej poważnej literatury, a nie byle jakich czytadeł. No i pisz, pisz, pisz, a poza tym to jeszcze pisz.
Czytałem poważnych i dalej czytuję, wielu. Sprawa stworzenia własnego stylu pisania, na pewno potrwa i jestem tego świadomy.

Opowieści dziadka, poza tym, że stanowi "cmentarzysko logiki", bardzo brakuje klimatu. Jest trochę szkicowe, trochę jakby na kolanie napisane. Przydałoby się wstawić jakieś okrzyki, czy pomruki gości, albo dające się zasłyszeć "kątem ucha" strzępki rozmów. Może trochę więcej miejsca poświęcić opisowi wnętrza. Postać barmana jest w takich miejscach zwykle bardzo charakterystyczna. Dobry barman to 3/4 sukcesu baru.
Sam często zauważam, że jest za mało opisów ale równie często wydaję mi się, że mój twór jest dobry, albo nawet doskonały i dodanie nawet najmniejszej linijki tekstu zniszczy równowagę. Co do cmętarzyska logiki nie wiem czy mogę się zgodzić w stu procentach ale na pewno troche zdrowego rozsądku tam brak.

Akcja Dziadka tez logicznie kuleje. Nikt nie sprawdził, czy rzeczywiście został przysłany z ministerstwa? A co z dziećmi? W trosce o nie chociażby, całą sprawę powinno się rozwiązać zupełnie inaczej.
Tutaj jest błąd z mojej strony i wiele niedopowiedzeń w końcówce. „Niestety nie wiedzieli jak łatwo można oszukać ministerstwo edukacji. Z jaką prostotą staruszek dostał się do przedszkola w idealnym dla niego momencie."
Chodziło mi m.in. o sfałszowane papiery którymi legitymował się w przedszkolu. Nie napisałem tego mój błąd. Z jakiegoś chorego powodu ciągle, wszędzie gdzie tylko się da zostawiam niedopowiedzenia.

Za mało psychologii w końcówce. Kiedy Anna decyduje się skorzystać z pistoletu, przydałby się obszerniejszy zapis jej myśli, może jakaś retrospekcja? Wyrzuty sumienia tudzież ich brak? Emocje?
Nie mam jak się nie zgodzić przedstawiłem to bardzo sucho i sztucznie.

Mimo wszystko jednak dla mnie opowiadanie dało się czytać. Nie było tak źle. Pomysł, mimo, że utyka, jest całkiem ciekawy.
Dziękuje.

Gdyby nad nim jeszcze popracować, mogłaby z tego wyjść naprawdę ciekawa historia.
Niestety już za późno. Gdybym wiedział to co teraz wiem przed wrzuceniem tekestu ...

Tylko ta Wielka Wojna Rasowa jest taka... pretensjonalna. Kojarzy mi się z naprawdę tanim moralizatorstwem
Pierwotnie miała być po prostu Wielka Wojna i chyba tak było by lepiej.

O mało nie zniechęciła mnie do lektury. Nie możesz nazwać jej jakoś inaczej?
Cieszę się, że jednak tego nie zrobiła. Po namyślę Wielka Wojna brzmi chyba lepiej

Podsumowując, dla mnie nie jest źle. Dałbym 3, gdyby mnie ktoś dał taką władzę. Powodzenia na przyszłość.
Trzy to już i tak dużo lepiej od tego co pierwotnie wrzuciłem. Bardzo dziękuje.

P.S. Przeinstaluj Worda? Znajdź <bezczelna reklama>lepszy procesor tekstu</bezczelna reklama>? :p 
Przeinstalowanie nie daj skutku sprawdziłemałem.Już mam Open Office ale używam go tylko do sprawdzania tekstu. Microsoft office jest ładniejszy :).

Mam nadzieje, że nie jesteś urażony rozczłonkowaniem Twojej wypowiedzi.

Krustis:

Składnia na pewno nie jest moją mocną stroną ale z tego co widzę to muszę się postarać żeby nie była tą najsłabszą.

Naprawdę nie ma opcji edytowania komentarzy? Bo ja nie mogę takowej znaleźć.
Zawsze jak wrzucam coś na tę stronę, niezależnie czy z Open Office czy Microsoft Office, przez Google Chrome czy Mozillę to ten mały niewdzięczny prostokąt u dołu niszczy mi cały format tekstu. Najgorsze jest to, że robi to po naciśnięciu przycisku dodaj.

Strasznie długi  wstęp, w którym nic się nie dzieje. Opis przedskola ma przyciągnąć czytelnika? Nużące. Trzeba bylo pomyśleć o udramatyzowaniu fabuly. Może scena masakry w  wspomnianym bunkrze w ramach retrospecji poruszyloby czytelnika?
Podstawowy zarzut - niestety, od samego początku nudnawe.

Edycji komentarzy brak, więc nie szukaj takiej opcji.
O popełnianych przez Ciebie błędach było już dość, nie będę Cię dodręczał. Założenie fabularne do przyjęcia, w szczegółach mocno niedopracowane; przykro mi, ale tak jest...
Zaopatrz się w słownik interpunkcyjny. Są takie. Po dwusetnym trzynastym sprawdzeniu, czy aby na pewno przed "niż" potrzebny jest przecinek, zaczniesz pamiętać, kiedy potrzebny, a kiedy zbędny.
Na Wordzie  w pełni polegać nie można, niestety...

"Zaopatrz się w słownik interpunkcyjny. Są takie. Po dwusetnym trzynastym sprawdzeniu, czy aby na pewno przed "niż" potrzebny jest przecinek, zaczniesz pamiętać, kiedy potrzebny, a kiedy zbędny."
Szczerze odradzam. Co najwyżej szlag cię trafi i głowa spuchnie, a poprawa będzie niewielka. Przecinki są sprawą zupełnie naturalną w konstrukcji zdania i jeżeli będziesz odpowiednio dużo czytał, to w końcu to zauważysz. Wykuwanie zasad na pamięć to tylko strata energii. Oczywiście, IMO.

Lassar, w dużej części masz rację, ale nie do końca. Niestety nie wszystkie zasady interpunkcji są logiczne i oczywiste. Niestety są wyrazy (spójniki, partykuły), które z automatu wywołują przecinek przed sobą i są też tego samego rodzaju wyrazy, które przecinka nie wywołują. Nie wszystko niestety da się tutaj wykoncypować logiką i obserwacją. Pewnych rzeczy trzeba się nauczyć.

Wszystko zostało już powiedziane. Przyłączam się do opinii przedmówców. Dużo pracy przed Tobą..

Pozdrawiam.

Witam,

Dziękuje wszystkim którzy poświęcili swój czas na przeczytanie mojego opowiadania. Wiem, że czeka mnie dużo pracy ale jednocześnie cieszę się z tej publikacji. Na pewno nie była ona idealna, ba nawet nie leżała na tej samej półce co ideał, ale dzięki niej i Waszej pomocy mam teraz drogowskaz który jasno wskazuję mi drogę i pokazuję nad którymi aspektami powinienem pracować. Jedyne co mogę zrobić to jeszcze raz wszystkim Wam podziękować za Wasz czas.

abstrahując od porad warsztatowych, miło przeczytać opowiadanie zaangażowane.
pozdrawiam :)

Nowa Fantastyka