- Opowiadanie: LuqashQ - Robimy potwora

Robimy potwora

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Robimy potwora

Popołudnie ciągnęło się miękką krówką od moich ust do dłoni, która trzymała cukierek. Byłam upaćkana karmelowym smakiem i wcale mnie to nie martwiło. Wiedziałam, że zimne mleko, które właśnie niosła Mama skutecznie rozpuści wszystkie kleje, utrudniające teraz mówienie.

– Glup, glup – wybulgotałam w ramach podziękowania.

– Glup? Glup? – zapytała Mama, jakby niedowierzając własnym uszom.

Wiedziałam, że się nie gniewa. Ona nigdy się nie gniewa, a zwłaszcza w ciepłe, upalne popołudnia, które dzień po dniu musimy spędzać same. Nagle przyszła mi do głowy szalona myśl. Wybiła się od dna pomysłów i wyskoczyła w górę wprost do ust, które właśnie rozkleiły się dzięki magicznym właściwościom mleka.

– Mamo? – zagadnęłam, aby sprawdzić jej minę – Co ty na to, żebyśmy zrobiły potwora?

– Potwora? – Mama powtórzyła to słowo w zamyśleniu, które wcale nie wróżyło nic dobrego, choć tego jeszcze nie mogłam wiedzieć.

– Tak! – klasnęłam w dłonie zapominając o krówce, która się na nich rozpłaszczyła. – Zróbmy strasznego, złego, potwora! Monstrum, które każdego będzie porażać strachem!

– Potwora… – Mama, jak to Mama. Wciąż delektowała się słowem, jak kwiatem, który należy dokładnie obejrzeć, obwąchać i…

– Potwora, który będzie miał zęby, ogon, łapy i będzie straszny…

– Tak. – Mama wreszcie przestała się namyślać. – To wspaniały pomysł, choć muszę przyznać, że raczej niebezpieczny. Tata wcale nie będzie zadowolony…

– Tata wcale nie musi wiedzieć! – Odpowiedziałam z potworną kpiną w głosie.

– Owszem… – Mama popatrzyła na mnie pustym wzrokiem. – Nie wspomnimy mu o potworze. W takim razie Ty leć do piwnicy zebrać narzędzia, a ja zgaszę ciastka. Na pewno się już upiekły…

Szybka jak tylko się da i lekka jak niezrealizowany jeszcze pomysł zbiegłam do piwnicy. Zapaliłam żarówkę i ciekawie rozejrzałam się po warsztacie majsterkowicza, czy raczej potwororobicza amatora.

Przez następne pięć minut zbierałam potrzebne przedmioty i gromadziłam je w jednym miejscu, aby nic nie umknęło w mrok i ciszę, które czaiły się w kątach piwnicy. Krzątałam się dość odważnie, kiedy nagle spostrzegłam, że w jednym z czarnych pudełek, które niknęły w kurzu i szarości – coś błysnęło.

Stałam zalękniona, kiedy nadeszła Mama. Drżącą ręką wskazałam pudełko i szeptem wytłumaczyłam o co chodzi. Na szczęście Mama dopiero przyszła i miała na sobie dużo światła i odwagi, które pochodziły z kuchni. Patrzyłam jak jej postać na moment zniknęła w cieniu, by następnie pojawić się na nowo z małą lampką, która raz po raz zapalała się i gasła. Wyglądało, że były to ostatnie podrygi latarki, którą ktoś zostawił zapaloną i teraz baterie powoli się wyczerpywały. Mama zgasiła latarkę i odłożyła z powrotem do pudełka.

Jednak pomysł prysł. Jego czar, nowość i radość, gdzieś się zapodziały. Mama stała smutna, z głową opuszczoną, jakby nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić.

– Mamo? Miałyśmy robić potwora… Już nie chcesz? – szepnęłam bojąc się zmącić ciszę, która pływała wokół nas niczym przejrzysta woda w sadzawce.

– Tak… Tak… – Mama nie mogła wyrwać się z zamyślenia.

– No to chodź… – wzięłam ją za rękę i zaprowadziłam do miejsca, gdzie leżały zgromadzone przeze mnie przedmioty.

Mijały minuty i jakoś praca nam nie szła. Coś się zepsuło, rozsypało. Błyskająca latarka złapała nas w kleszcze, które miażdżyły wszelką radość. Składałyśmy potwora bez entuzjazmu. Praca ta zdawała się obowiązkiem, a nie doskonałym pomysłem na spędzenie reszty popołudnia.

Wtem coś głośno szurnęło. Zamknęły się drzwi do piwnicy i zgasło światło. Obie z Mamą chwyciłyśmy się odruchowo za ręce, aby nie zgubić się w ciemnościach.

– Chyba robienie potwora nie jest najlepszym pomysłem – Mama ostrożnie szepnęła mi do ucha.

– Możliwe, ale teraz nie możemy się zatrzymać. Potwór nie ma nóg, jeśli zostawimy go w takim stanie będzie sfrustrowany i dopiero może narobić bigosu.

– Rozumiem, ale jest ciemno…

– Weź latarkę, przecież jeszcze zostało w niej trochę światła.

– Aha… tylko mów do mnie, bo chyba umrę od tej ciszy i ciemności…

– Dobrze…

Mama ostrożnie puściła moją rękę i niczym duch pogrążyła się w przestrzeni piwnicy. Mówiłam do niej co mi ślina na język przyniosła, ale słowa jakoś tak same uparcie wracały do potwora.

Opisywałam jego kształty, odnajdywałam łączące go koligacje ze znanymi potworami z historii, nawet odkryłam kilka mrocznych prawd z jego przeszłości. Starałam się jak mogłam, ale moje usta nie potrafiły przerwać wymieniania katalogu zbrodni, których dopuścił się potwór.

Kleszcze, które wcześniej zacisnęły się na naszej radości teraz poczęły mocno chwytać moje nogi, ręce i szyję. Czułam się okropnie. Uwięziona w ciemności i ciszy, która nie wróżyła nic dobrego. Nagle, z odległości o wiele większej, niż się spodziewałam odezwał się głos Mamy:

– Kochanie zamknij się wreszcie! Co ty wygadujesz?!

Chciałam jej powiedzieć, że to nie ja, ale z moich ust wyrwał się tylko piskliwy, przerażający śmiech, który zawisł między mną, a głosem Mamy dając jej najgorszą z możliwych odpowiedzi.

Potwór już żył i trzeba było z nim walczyć. Kleszcze na moim ciele zwarły się jeszcze mocniej, pozbawiając mnie czucia w nogach i odbierając oddech. Zaczęłam się dusić, łapiąc powietrze jak ryba. Szarpnęłam się, ale bez skutku.

Zabłysło światło. Kleszcze cofnęły się i znów mogłam ruszać nogami i oddychać. Mama zbliżała się do mnie z mrugającą latarką w ręku.

– Musimy się pospieszyć – powiedziała i zabrała się do składania potwora.

Kiedy praca została ukończona Mama powiedziała do stworzonego przez nas monstrum, że ma się nam poddać. Musi zrozumieć, że jest w naszej mocy i nie wolno mu się przeciwstawiać, ani robić nam krzywdy.

Potwór rzucał dzikie i złe spojrzenia, które zdawały się kpić z tego, co powiedziała Mama. Jakby cały świat należał teraz do niego. Wszystko, co było stało się jego częścią, a wszystko, co będzie na zawsze miało być z nim związane.

Mama odsunęła się od stołu, na którym siedział stwór. Ja także odeszłam i starałam się za wszelką cenę nie krzyczeć. Krok za krokiem posuwałyśmy się w kierunku schodów. Powoli, niemal leniwie wchodziłyśmy tyłem na stopnie, które jak na złość stały się śliskie, całkiem oblodzone.

Potwór drgnął. Widziałam wyraźnie, że jego okrutne dłonie poruszyły się, poderwały i na moment zawisły w powietrzu, by zaraz potem spaść z ogłuszającym łoskotem grzmotu na kawałek blachy. Mama poderwała się i zaczęła wbiegać po schodach. Kiedy była na górze, ja wciąż tkwiłam w połowie drogi.

Potwór patrzył na mnie. Jego przeniknięte złem oczy wwiercały się we mnie, chcąc dotrzeć do ostatnich bastionów odwagi. Już miałam poddać się zupełnie i bezwolna zsunąć po stopniach wprost w szpony bestii, gdy Mama otworzyła drzwi. Do piwnicy wlało się światło. Niczym wrzątek rozpuściło pokrywający schody lód i jednym tchnieniem przewróciło potwora, który nie mógł go znieść.

– Wbiegaj na górę, szybko! – Mama krzyczała z całych sił, choć byłam zaledwie dwa metry od niej.

Jej krzyk sprawił, że poderwałam się i przeskakując po dwa, trzy stopnie w mig znalazłam się na szczycie.

Już łapałam ją za rękę, już widziałam drobinki ciasta i kurzu na jej fartuchu, kiedy jakaś okrutna siła pociągnęła mnie w dół. Mama złapała mnie i szarpnęła do siebie. Z nogi ześlizgnął mi się but, za który trzymał mnie potwór i niczym wystrzelona z procy poleciałam wprost w objęcia Mamy.

Nagle otworzyły się drzwi i do domu wszedł Tata. Obie z płaczem rzuciłyśmy mu się na szyję i opowiedziałyśmy o potworze, który teraz czaił się w ciemnościach i ciszy piwnicy.

Tata pośmiał się z nas i powiedział, że potwory nie istnieją. Potem zszedł do piwnicy, wymienił przepaloną żarówkę i poskładał śmieci, które porozrzucałyśmy. Wychodząc oświadczył, że żadnego potwora tam nie ma.

Mama śmiała się i powiedziała, że wie, ale nie chciała psuć mi zabawy. Wszyscy śmialiśmy się do rozpuku, kiedy Mama raz jeszcze opowiedziała, jak piszczałam, kiedy zostałam sama w ciemności. Wróciliśmy do kuchni i razem zjedliśmy ciasteczka, które do tego czasu zdążyły już wystygnąć.

Potwór zaś pozostał w piwnicy. Zgarnięty na bok. Pozbawiony szponów strachu, który wzbudzał. Siedział osowiały i gorzkniejący. Zły na nas i pałający zemstą. Wiedziałam, że przyjdzie dzień, kiedy odpowiemy przed nim i przed światem za to, co się stało.

Zrobiłyśmy potwora. Jeszcze jedną nieszczęśliwą, pozbawioną sumienia bestię, która musi straszyć i siać zło, podczas gdy wokół jest taki piękny świat. Nie wolno tworzyć potworów dla zabawy – teraz to wiem. Czy wystarczy, jak powiem, że potwornie mi przykro?

 

Koniec

Koniec

Komentarze

Skoro potwór zrobiony, to może teraz zróbmy komentarz. ;-)

Muszę przyznać, że najbardziej podobał mi się początek tekstu. Zaintrygowało mnie pytanie: "Co ty na to, żebyśmy zrobiły potwora?" Czyżby rodzina Adamsów, która chce stoworzyć nowego wujka Frankensteina? 

Bardzo fajne są m. in. te zdania:   

"W takim razie Ty leć do piwnicy zebrać narzędzia, a ja zgaszę ciastka." 

"Na szczęście Mama dopiero przyszła i miała na sobie dużo światła i odwagi, które pochodziły z kuchni."

"Już łapałam ją za rękę, już widziałam drobinki ciasta i kurzu na jej fartuchu(...)" 

Szczególnie spodobało mi się gaszenie ciastek, pewnie dlatego, że też mam talent do przypalania. ;-)

Tak jak początek przypadł mi do gustu, tak już środek nieco mniej, a zakończenie raczej wcale. Wydaje mi się, że pod koniec autor bardzo się spieszył, byle tylko zamknąć opowiadanie. Stąd też ciągle powtarza się "potwory", "potwora", "potwór", "potworów" itp. Normalnie gęsto ich tam jak przekupek na targu. Poza tym zastanawiam się, czy bohaterka miała dar widzenia w ciemnościach? Bo:

"Potwór patrzył na mnie. Jego przeniknięte złem oczy wwiercały się we mnie(...) 

Dopiero potem: "Do piwnicy wlało się światło."

A tu odpowiadanie przed całym światem zabrzmiało jakoś nadęto:

"Wiedziałam, że przyjdzie dzień, kiedy odpowiemy przed nim i przed światem za to, co się stało." 

Gdzieś tam zabrakło jakiegoś przecinka, ale to tylko taki szczegół. 

Pzdr.

Dziękuję za komentarz. Zgadzam się, że być może nieco za szybko skończyłem tekst, choć mam wrażenie, że rozwlekanie też nie byłoby dobre. Co do zarzutu, że:

>Poza tym zastanawiam się, czy bohaterka miała dar widzenia w ciemnościach? Bo:

>"Potwór patrzył na mnie. Jego przeniknięte złem oczy wwiercały się we mnie(...)

>Dopiero potem: "Do piwnicy wlało się światło."

...to chciałbym zwrócić uwagę, że chwilę wcześniej Mama włączyła światło w piwnicy. Być może nie zaznaczyłem tego wystarczająco wyraźnie, ale założyłem, że piwniczna żarówka jest słaba i stąd taka była różnica, kiedy do piwnicy "wlało się światło" słoneczne, pochodzące z kuchni...

Pozdrawiam!

Nie wiem, co tu napisać... Żaden wyrazisty komentarz mi się nie ciągnie od palców do klawiatury....

Taa... Ktoś zrobił potwora. ;-) 
Nawet się trochę uśmiałem.
Pozdrawiam. 

Nowa Fantastyka