- Opowiadanie: visznu - "Poznajcie Agatkę"

"Poznajcie Agatkę"

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

"Poznajcie Agatkę"

"Poznajcie Agatkę"

 

 

Okolica była cicha i posępna. Nie dochodziły tu odgłosy autostrady, fabryk i miejskiego życia. Żadnego wycia syren, klaksonów czy też kłótni sąsiadów za ścianą. Miejsce to choć ponure pozwalało niekiedy na chwilę refleksji nad życiem. Myśli biegły wtedy wolniej i w ciszy odnaleźć można było spokój ducha.

Wprowadzili się do starej opuszczonej kamienicy. Owego jesiennego dnia niebo spowijała szarość a wiatr rozganiał po ulicach żółtobrązowe liście. Żaden z tutejszych mieszkańców nie pamiętał już kolorów minionego lata. Nie czuć było zapachu bzu i kwitnących kwiatów. Dni stawały się coraz krótsze, poranki chłodne i mgliste a za oknami coraz szybciej zapadała ciemność.

 

Magda rozmawiała właśnie przez telefon nie spuszczając z oczu swojej siedmioletniej córki.

– Przyzwyczaisz się … – słyszała głos w słuchawce – za kilka tygodni nie będziesz nawet chciała się stamtąd ruszyć.

– Chciałabym, żeby tak było, naprawdę. Jak na razie jednak musimy rozpakować wszystkie rupiecie, ustawić meble…

– Bez obaw, powiedziałem przecież, że wam pomogę.

– Nie, nie, nie chce ci zawracać głowy.

– Jestem ci to winien siostrzyczko – odpowiedział Daniel.

– Jasne – uśmiechnęła się po czym żegnając się odłożyła słuchawkę.

 

W domu zjawił się dopiero wieczorem. Wchodząc do mieszkania zawiesił płaszcz i poszedł do salonu. Na kanapie przed telewizorem siedziała Magda.

– Piotrek to ty ? – szepnęła. Byli małżeństwem od dziesięciu lat. Poznali się w okresie liceum i choć byli od siebie różni to rozumieli się doskonale.

– Cześć kochanie – odpowiedział siadając obok.

– Dlaczego dziś tak późno ?

– Ludzie pochorowali i ktoś musi teraz pracować za nich. – odrzekł – A jak minął pierwszy dzień w nowym domu?

– Dobrze, a właściwie nie wiem – wbiła wzrok w podłogę.

– Nie rozumiem, coś się stało ?

– Nic takiego, ale panuje tutaj jakaś nienaturalna cisza – odrzekła. – Jak gdyby okolica ta została opuszczona przez ludzi.

– Przecież tego właśnie chcieliśmy – przerwał jej. – Marzyliśmy o ciszy i spokoju.

– Tak, ale … – czuła, że nie do końca pojął co chciała powiedzieć.

– To minie, zobaczysz.

– To samo twierdzi Daniel.

– Daniel ?

– Daniel, mój brat – powtórzyła. – Dzwonił niedawno. Obiecał jutro wpaść pomóc nam przestawiać meble.

– To miło z jego strony.

 

Nazajutrz z samego rana Ola zbiegła po schodach do kuchni.

– Mamo, mamo – krzyczała – co będzie na śniadanie.

– Ciii …, obudzisz tatusia – uciszała dziewczynkę – wrócił wczoraj bardzo późno.

– Przepraszam.

 

Była inteligentnym i posłusznym dzieckiem. Rodzice nigdy nie mieli z nią najmniejszych kłopotów. W szkole wyróżniała się pojętnością oraz zaangażowaniem. Była aktywna na zajęciach. Jej wrodzony wdzięk sprawiał, że nikt nie przechodził obok niej obojętnie.

 

Tego dnia Magda postanowiła przejść się po "Zalesiu". Chciała zwyczajnie pospacerować i poznać część okolicy. Opuszczając kamienice miała wrażenie, iż przechodzi właśnie do nieznanego jej dotąd świata. Zimna listopadowa mgła opływała korony drzew, które o tej porze roku przypominały suche, umierające dłonie.

Przeszła kilkadziesiąt metrów gdy w oddali dostrzegła rozmazane kontury wysokiego budynku. Podchodząc bliżej zdała sobie sprawę, iż stoi przed gmachem pewnego kościoła. Wydawał się stary i miał w sobie coś osobliwego. Ściany na zewnątrz pokryte były dziwnymi napisami a gdzieniegdzie odpadający tynk odsłaniał stare czerwone cegły. Pismo nie przypominało żadnego znanego języka. Nie sposób było rozróżnić które znaki są literami, a które przedstawiają słowa. Wszystko to miało jednak swój rytm i harmonię. Dotknęła ręką muru. Odniosła dziwne wrażenie, że ktoś namalował te transparenty smołą. Najwyraźniej nie chciał, by zostały one zmyte przez deszcz – pomyślała. Zatem treść posiadać może jakieś znaczenie.

Nagle poczuła się strasznie niepewnie, jakby coś ją obserwowało. Rozejrzała się, wokół nie było jednak nikogo. Skierowała wzrok ku górze. W jednym z okien tajemniczej katedry dostrzegła kruka. Oczy jego lśniły czymś nienawistnym, niemalże demonicznym. Spojrzenie to podobne było do nocy w której brak nadziei na świt.

Pomyślała, że powinna się oddalić. Szła w stronę domu, przynajmniej tak jej się wtedy wydawało gdyż mgła zrobiła się jakby nieprzenikniona a droga ledwo widoczna. Słyszała odgłos własnych stóp przemieszczających się po zmarzniętej ziemi. Nie wiedzieć czemu przyśpieszyła kroku. Potem usłyszała czyjeś stąpanie. Ktoś za nią szedł. Ogarnął ją strach który szybko zmienił się w panikę. Zanim jednak zdążyła pomyśleć o ucieczce, poczuła na ramieniu zimną dłoń. Odwróciła się gwałtownie i zobaczyła przed sobą Piotra.

– No w końcu cię znalazłem – powiedział – gdzie ty się podziewałaś ?

– Piotrek ? Co ty tu u diabła robisz ?! Śmiertelnie mnie wystraszyłeś !

– Szukałem cię – odrzekł. – Przyjechał Daniel, mogłaś chociaż zabrać ze sobą telefon.

– Chciałam tylko chwilę pospacerować – tłumaczyła.

– Chwilę !? Kobieto, nie było cię przeszło godzinę.

 

W tym czasie Ola wraz ze swoim wujkiem szperała po kartonach szukając ulubionych lalek. Były dla niej czymś więcej niż plastykowymi kukiełkami. Każda z nich miała nie tylko imię, ale i poszczególne wady, zalety oraz upodobania jakie wyobrażała sobie dziewczynka. Często z nimi rozmawiała, ulegając złudzeniom, że także one kiedyś przemówią. Właściwie nigdy się z nimi nie rozstawała. Spędzała w ich towarzystwie niemal każdą chwilę, jedząc posiłek, oglądając telewizję. Niekiedy zabierała je nawet do szkoły.

– Wujku, to musi być ten! – wykrzyknęła radośnie wskazując na wielkie brązowe pudło

– Spokojnie mała, najpierw musimy czymś je otworzyć. – roześmiał się Daniel – Przydałby się nożyk lub coś czym można przeciąć taśmę.

– Ojej, tatuś pewnie by wiedział gdzie są takie rzeczy.

– Więc musimy na niego zaczekać.

 

Niebawem Magda i Piotr wrócili do domu. Mieszkanie pogrążone było w zagadkowym mroku, jak gdyby przez okna nie wpadało światło dnia. Przeszli na pokoje gdzie walały się kartonowe pudła. W kuchni czekała na nich gorąca kawa.

– W samą porę – odezwał się Daniel.

– No proszę, cóż za powitanie – odpowiedziała Magda – Nie spodziewałam się.

– Mała niespodzianka. Siadajcie, na pewno zmarzliście.

 

Chwilę później cała trójka gawędziła przy stole. Rozmawiali głownie o swoim dzieciństwie, szkolnych wybrykach. Piotr opowiadał jak kiedyś zjadł surowego ziemniaka by dostać gorączki i nie pójść do szkoły. Nie wyszło mu to jednak na dobre gdyż tego dnia zajęcia się nie odbyły z powodu święta o którym niestety zapomniał. W pewnym momencie Daniel zapytał ich o sąsiadów.

– Jeszcze żadnych nie poznaliśmy – odpowiedział mu Piotr.

– A na parterze ?

– Na dole nikt nie mieszka, właściwie wyprowadzili się kilka dni temu.

– Wyprowadzili się ? – wtrąciła się Magda – Nic mi wcześniej nie mówiłeś.

– Nie myślałem że to takie istotne.

– Masz rację, będziecie mieć przynajmniej święty spokój – stwierdził Daniel.

 

Był wieczór, około godziny dwudziestej. Oparła ręce na parapecie i z nieruchomą twarzą wpatrywała się w okno. Droga, która zdawała się prowadzić do centrum widoczna była w pomarańczowym świetle latarni. Wokół całej iluminacji wszystko pogrążone było w smolistej czerni. Nigdy wcześniej nie pomyślałaby, że mrok przybierać może tak osobliwe oblicze. Znajome spojrzenie nocy mówiące, iż jest ona nieunikniona. Z chwilą gdy zegar wybija północ z otchłani budzi się coś, czego ludzkie zmysły nie są w stanie zrozumieć. Cienie drzew, budynków, nie są już tylko kreacją księżycowej poświaty. Nabierają wtedy nowego, głębszego znaczenia. Przemawiają językiem jakim człowiek określać rzekł imieniem grozy. Rodzi się świat, który ociera się o ludzką rzeczywistość.

Piotr siedział wygodnie w fotelu czytając gazetę. Na stole obok leżała paczka papierosów i zapalniczka. Przerzucał kartki nie mogąc na niczym skupić wzroku. Wkrótce też wstał i podszedł do okna.

– Co cię tak zainteresowało ? – Zapytał żony.

– Widzisz ? – Odpowiedziała szeptem.

– Co?

– Tą ciemność ?

– Widzę, ale to chyba nic nadzwyczajnego ?

– Prócz lamp nie palą się żadne światła.

– No rozumiem, ale co w związku z tym ? – pytał spokojnie. – jest wieczór, to chyba normalne ?

– Nie dziwi cię to?

– Niby co miałoby mnie dziwić? Kochanie, o co ci chodzi ?

– W okolicy jest podobno wiele budynków, kamienic. Wydają się być opuszczone, w żadnym z okien nie palą się światła. Nie słychać także poszczekiwania psów, ruchu samochodów a przecież muszą mieć jakiś kontakt ze światem. Panuje cisza jak na cmentarzu.

– Wiesz wydaje mi się, że trochę przesadzasz – zapalił w tym momencie papierosa.

– Przesadzam ? Niby w czym, że wprowadziliśmy się w miejsce gdzie ludzie siedzą wieczorami po ciemku ? A może oszczędzają energię elektryczną !?

– Uspokój się – powiedział łagodnym lecz obojętnym tonem – Spróbuj spojrzeć na to z innej strony. Może po prostu wcześnie kładą się spać. My pochodzimy z miasta, prowadziliśmy dotychczas inny tryb życia. Najpewniej ludzie ci również żyją inaczej.

– No może masz rację – odparła – ale mimo wszystko uważam, że to dziwne.

– Moja mała dziewczynka – uśmiechnął się i objął ją ramieniem.

– Myślisz, że niepotrzebnie tragizuje.

– Nie, nawet tak nie pomyślałem, po prostu musi minąć trochę czasu zanim się przyzwyczaimy.

 

Następnego dnia na niebie pojawiło się słońce. Jaskrawe promienie wtargnęły przez okno do pokoju Oli. Dziewczynka ocknęła się, lecz z uwagi na chłód jaki panował w pomieszczeniu postanowiła pozostać jeszcze trochę pod kołdrą. Zwykle zaraz po przebudzeniu próbowała przypomnieć sobie ostatnie sny. Tym razem pamiętała je doskonale. Wędrowała gdzieś między krzewami czując dziwny i niespotykany wcześniej zapach. Po raz pierwszy w życiu czuła tak wspaniały aromat, który niczym esencja niebiańskich kwiatów wirował w jej głowie. Postanowiła więc dotrzeć do jego źródła. Wkrótce znalazła się na wąskiej dróżce, a przed nią rozciągała się śnieżnobiała mgławica. Posuwała się coraz dalej, aż w końcu znalazła się pośród gęstych obłoków. Usłyszała czyjś głos, miły i nadzwyczaj przyjazny. Cudowna woń stawała się coraz bardziej intensywna. Sen niespodziewanie urwał się a w sercu dziewczynki pozostało uczucie tęsknoty.

 

Niedaleko ich domu znajdował się niewielki sklep, a właściwie coś co go tylko przypominało. Stał samotnie pośród połamanych drzew w zgiełku jesiennych wichrów. Z zewnątrz oklejony częściowo był papą, w pozostałych miejscach widniały deski a miejscami przedzierała się nawet zgnilizna. Budynek nie miał okien i można było sadzić, iż przedtem służył jako zwykła drewutnia. W środku zaś roznosiła się woń nieświeżego mięsa, więc Magda pomyślała, że jest tutaj pierwszy i ostatni raz. Przed nią w kolejce stał wysoki i barczysty mężczyzna. Gdy mówił w głosie jego słyszała jedynie obojętność. Wychodząc popchnął nogą drzwi tak, że o mało co nie wyleciały one z zawiasów. Sprzedawczyni zdawała się nie zwrócić na to uwagi. Była niewzruszona a oczy jej przysłaniał dziwny cień. Magda rozejrzała się dookoła. Spostrzegła, że półki są niemal puste, a wszystkie dostępne produkty schowanie gdzieś pod ladą. Ponure wnętrze rozświetlały opajęczone lampy, wyglądem przypominające pęknięte bryły onyksu. Nie mogła uwierzyć jak można pracować w takich warunkach.

– Dzień dobry – powiedziała, lecz sprzedawczyni nie odpowiedziała.

– Dzień dobry! – powtarzając próbowała patrzeć obcej kobiecie w oczy. Ta jednak milczała i patrząc w ziemię unikała spojrzenia. Magdę ogarnęło dziwne uczucie, potem przyszło jej do głowy, że ekspedientka może być po prostu niema. Postanowiła więc zrobić zakupy i jak najszybciej wyjść.

– Poproszę jeden bochenek chleba, trzy bułki i musztardę.

 

Sprzedawczyni schyliła się i wyjęła z pod lady żądany towar.

– Ile płacę? – spytała Magda, jednak nie czekając na odpowiedź wyciągnęła z portfela dziesięciozłotowy banknot. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, iż w sklepie nie ma kasy fiskalnej ani nawet kalkulatora. Sprzedawczyni wszystko zapisała na kartce po czym wydała resztę.

 

Miała właśnie wychodzić, kiedy coś niespodziewanie przykuło jej wzrok. Z początku pomyślała, iż to jedynie złudzenie, jednakże strach nie pozwoliłby oczom kłamać. Na kawałku papieru widniało coś szczególnego. Pismo sprzedawczyni miało podobny charakter do wzorów na ścianach starego kościoła. Nie mogła się mylić, było to nazbyt wyraźne. Wychodząc znowu czuła ten sam niepokój i uczucie, że jakaś obca siła obserwuje ją z ukrycia. Mimo to zamierzała dowiedzieć się o tym czegoś więcej.

 

Gdy wróciła do domu zastała męża siedzącego nad stertą dokumentów. Z jednej strony złościło ją kiedy pracownicze obowiązki z pracy przynosił do domu, z drugiej było jej go żal wiedząc jak bardzo się stara chcąc zapewnić rodzinie utrzymanie.

– Czy ty kiedykolwiek odpoczywasz? – zapytała z melancholią w głosie.

– Sam już nie wiem, ale muszę to dzisiaj skończyć.

– Może jednak zrobisz sobie przerwę, zaparzę kawy.

– Właściwie masz rację – przystał na propozycję – dobra kawa postawi mnie na nogi.

– Na pewno mam rację – odparła z uśmiechem.

 

Wtem do mieszkania wpadła Ola. Cała w skowronkach podskakiwała raz na jednej to na drugiej nodze. Wbiegła do salonu radośnie wykrzykując:

– Tato, już wróciłam !

– Wróciłam!? – zdziwiła się jej matka – A gdzie ty w ogóle byłaś ?

– Tu i tam … – mówiła dziewczynka.

– Co takiego!? – przerwała – Pozwoliłeś jej samej chodzić po okolicy? – zwróciła się do Piotra?

– A czemu by nie? – odpowiedział – Ma już siedem lat.

– Ma dopiero siedem lat! – powoli narastała w niej złość – To małe dziecko, mogło jej się coś stać.

– Niby co? Przecież nie mieszkamy teraz w mieście, nie ma tu wielu samochodów, autostrad i raczej ciężko jest się tu zgubić.

– Raczej!?

– Kochanie, zaufaj mi – próbował ją uspokoić – nic jej się nie stanie a może nawet pozna inne dzieci.

– Już poznałam! – zawołała dziewczynka.

– No widzisz – powiedział do żony Piotrek

– Ma na imię Agatka i jest jak taka duża lalką, którą zawsze chciałam mieć. – Oczy jej błyszczały gdy to mówiła. Na twarzy miała rumieńce i zdawała się być tak szczęśliwa jakby otrzymała właśnie najpiękniejszy urodzinowy prezent. Los zesłał jej tymczasem coś więcej, coś z czego nie wyrasta się jak z dziecięcych zabawek.

– No dobrze, niech już wam będzie – odezwała się Magda. – Pamiętaj tylko Olu by nie oddalać się zbyt daleko od domu. Tak naprawdę jednak martwiła się o córkę. Nie wiedziała czy strach ten powodowany jest zwykłą rodzicielska troską czy przeczuciem, iż okolica ta skrywa jakieś mroczne tajemnice.

– Dobrze mamusiu, obiecuje.

 

Przez kolejne dni Ola spotykała się ze swoją nową koleżanką. Wracając ze szkoły natychmiast rzucała plecak, jadła obiad i szła pobawić się z Agatką. Często potem opowiadała rodzicom jaka jest wspaniała i jak fajnie się z nią rozmawia. Opisywała jej cechy osobowości podkreślając przy tym te które uważała za najlepsze. Mówiła, że Agatka ma najpiękniejszy uśmiech pod słońcem, a zapach jej włosów przypomina powiew najlepszych perfum. Potrafiła mówić o niej godzinami i wszystko wskazywało na to, że Ola zaaklimatyzowała się w nowym miejscu.

 

Tymczasem Magda z różnych źródeł próbowała zasięgnąć cennych informacji dotyczących nowego miejsca zamieszkania jak i tajemniczego pisma, które wzbudziło w niej dziwny niepokój. W tym celu postanowiła przejrzeć wszystkie dostępne mapy i zapiski mając nadzieję, iż uda się znaleźć jakiś trop, a tym samym poznać historię mrocznej okolicy.

Otworzyła przeglądarkę internetową i wpisała nazwę miejscowości "Zalesie". Po chwili na ekranie pojawiły się linki do innych stron. Klikała je po kolei. Interesowała ją głównie historia miejscowości oraz wszelkiego rodzaju mapy i stare fotografie. Wchodząc na stronę z grafiką dostrzegła pewne zdjęcie przedstawiające stary gotycki kościół. Rozpoznała go od razu mimo, iż widok był dość rozmazany. W tle widniał tajemniczy napis. Co znaczą te litery – pomyślała – jeśli w ogóle są to litery. Przeszła do źródła strony, po czym jej oczom ukazał się nagłówek "Zakon Czarnego Kruka". Poniżej były jeszcze inne czarnobiałe fotografie. Niemiej jednak żadne nie przedstawiało wnętrza budynku. Z treści wywnioskować można było jedynie, iż organizacja ta przestała istnieć zaraz po drugiej wojnie światowej. Kto i kiedy ją założył? Czym się zajmowali? Wszystko to owiane było tajemnicą. Musiała poszukiwać dalej. Niestety na kolejnych stronach nie dowiedziała się niczego nowego. Stanęła w martwym punkcie. Po chwili wpadła na pomysł by zadzwonić do brata. Pracował on w urzędzie wojewódzkim jako archiwista i być może miał dostęp do bardziej dokładnych źródeł. Chwyciła więc za komórkę i wystukała numer.

– Cześć siostrzyczko! – odezwał się.

– Cześć, od razu wiedziałeś kto dzwoni, co?

– Jak widać – zaśmiał się.

– Słuchaj, dzwonię do ciebie w bardzo nietypowej sprawie.

– Nietypowej, hhmm…

– Tak, musze cie prosić o pomoc

– No to słucham, co mogę dla ciebie zrobić?

– Chodzi mi o pewną organizację która kiedyś istniała na terenie Zalesia, jej nazwa to "Zakon Czarnego Kruka"

– Tak …

– Czy mógłbyś dowiedzieć się czegoś poza tym że ich działalność przestała istnieć wraz z zakończeniem wojny?

– No to rzeczywiście nietypowa sprawa. – powiedział – Teoretycznie nie ma takiej możliwości gdyż wszystkie dokumenty z archiwum są pilnie strzeżone a ich treść ujawniana jest w wyjątkowych okolicznościach np. podczas policyjnego śledztwa, rozpraw sądowych.

– Dobrze, ale jeśli nawet zajrzysz do niektórych akt to kto się o tym dowie.

– W sumie nikt, ale …

– Proszę cię, to dla mnie bardzo ważne – nalegała.

– No ok. Ale musisz mi obiecać, że pod żadnym pozorem nie …

– Tak wiem – uprzedziła jego myśl – obiecuje.

– Mam nadzieję, że mogę ci wierzyć.

 

Za niecałą godzinę Daniel oddzwonił informując siostrę o tym czego zdołał się dowiedzieć. Otóż "Zakon Czarnego Kruka" datował swoje istnienie na lata 1932– 45. Liczył około 150 członków, którzy parali się astrologią i naukami ezoterycznymi. Miejscem ich spotkań był właśnie stary kościół, lecz jego dokładna historia pozostaje nieznana.

– Jak to nieznana? – zapytała z niepokojem Magda.

– Po prostu nic na ten temat nie zamieszczono. Jest tylko mała wzmianka w aktach, iż podobno powstał on jeszcze w okresie średniowiecza.

– Rozumiem, czy jest coś jeszcze?

– Tak, wyszukałem też listę nazwisk, niemieckich nazwisk. – Dodał po chwili – Wszystko wygląda więc na to, że …

– To Niemieckie Towarzystwo – dokończyła.

– Zgadza się.

– Dobrze, a czy wiadomo coś o tych ludziach więcej?

– Wprawdzie mógłbym to sprawdzić w rejestrze, ale może to trochę potrwać. Nie rozumiem tylko po co ci te informacje?

– Danielu, po prostu musze to wiedzieć – odparła – to dla mnie bardzo ważne.

– Wiele mi to nie mówi, ale dobrze niech ci będzie, postaram się to sprawdzić i jutro oddzwonię.

– Dzięki braciszku, wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć.

– Co ty nie powiesz … -zironizował.

 

Weszła do pokoju Oli. Na oknach pojawiły się pierwsze oznaki mrozu. Srebrzyste wzory przypominały kształtem wymyślne ornamenty. Gdy była dzieckiem, wierzyła, iż odpowiedzialne są za to elfy, które przychodzą nocą i zdobią okna w dziecięcych sypialniach. Czasami nawet próbowała kolorować popielate wzorki co niestety nie wychodziło jej za dobrze.

Łóżko jak zwykle idealnie zaścielone, ubranka równo poukładane. Mimo to miała wrażenie, że w pomieszczeniu panuje dziwny chaos. Rozejrzała się dookoła, wszystko jednak wyglądało tak jak zawsze. Usiadła ze skrzyżowanymi nogami na dywanie i zasłoniła rękoma twarz. Nagle poczuła się strasznie senna, co nie zdarzało się jej o tak wczesnych godzinach. Wstała i miała już wychodzić gdy z niedowierzaniem dostrzegła, iż regał na którym zawsze znajdowały się lalki jest pusty. Porozrzucane były gdzieś po kątach, inne leżały pod stolikiem, przy łóżku, szafach. Jak mogła wcześniej tego nie zauważyć. Dotychczas Ola układała je równo na półce. Każda lalka miała odpowiednie miejsce w szeregu, od lewej do prawej, alfabetycznie, według imion. Postanowiła zwrócić na to uwagę gdy tylko jej córka wróci ze szkoły. Nie zamierzała za nią robić porządku. Takie już miała metody wychowawcze, które z resztą zawsze przynosiły skutki. Zajęła się, więc swoimi obowiązkami. Umyła okna, pościerała kurz z mebli i przygotowała obiad. Potem, zanim jeszcze Piotr wrócił, poszła dokładniej zbadać mury "Zakonu Czarnego Kruka". Na wszelki wypadek zabrała ze sobą aparat, jeśli coś wyda się warte upamiętnienia.

Podczas drogi zdarzyło jej się spotkać kilku mieszkańców. Nigdy jeszcze nie czuła się tak nieswojo. Witała się z ludźmi, lecz tamci nie odpowiadali. Nikt nie zwracał na nią najmniejszej uwagi. Chodzili z opuszczonymi głowami, a wyraz ich oczu nadal pozostał dla Magdy tajemnicą. Zachowanie to nie przypominało nawet wrogości. Było raczej czystą obojętnością jaką traktuje się kamień leżący na ziemi. Widzi się go, ale tak naprawdę nie dostrzega.

Gdy dotarła na miejsce, znowuż opanowało ją ta dziwna świadomość czyjejś obecności. Zamierzała uważniej przyjrzeć się kabalistycznym literom. Szukała jakiegoś logicznego ciągu, czegoś co mogłoby tworzyć zdania, powtarzających się znaków i kresek. Chodząc wokół kościoła badała każdy widoczny szczegół. Trafiając na wielkie dębowe drzwi, próbowała dostać się do środka. Coś jednak blokowało je od wewnątrz.

Czuła się trochę nieswojo. Nigdy wcześniej nie sądziła, iż będzie bawić się w detektywa. Postanowiła zrobić kilka zdjęć, najpierw z bliska dokoła muru, później oddaliła się kawałek dalej. Ustawiła odpowiednią ostrość i nagle w obiektywie ukazała się czarna sylwetka kruka.

Mimowolnie pstryknęła zdjęcie nim aparat wypadł jej z rąk. Ponownie widziała te czarne spojrzenie napawające człowieka poczuciem osaczenia. Widziała jak tamten rozkłada swoje ogromne skrzydła i wnosi się do lotu. Trwała w bezruchu, po czym cofnęła się kilka kroków. Ptak był coraz bliżej, a gdy zorientowała się, że jest w niebezpieczeństwie zaczęła uciekać. Oddech jej przyspieszył, a serce biło jak oszalałe. Czarna bestia szybowała w powietrzu wydając przeszywające umysł odgłosy. Z każdą sekundą brzmienie to było coraz wyraźniejsze. Bezbronna kobieta czuła jak z niewiarygodną prędkością kruk się do niej zbliża.

Nagle upadła twarzą do ziemni. Nad nią unosiła się ciemna demoniczna sylwetka. Ptak wisiał w powietrzu niczym szatański cień, a potem runął w dół wbijając szpony w szyję swojej ofiary.

Magda próbowała krzyczeć, lecz ze zdławionej krtani nie dobywał się żaden dźwięk. Zaczęła obkładać zwierzę rękami. Ten z kolei zdawał się być nieczuły na ciosy i atakował z coraz większą agresją. Jednak w pewnym momencie z niewiadomych przyczyn uniósł się w powietrzu i odleciał.

 

Stała przed lustrem i wpatrywała się w swoje blade oblicze. Rany na szyi nie były na szczęście poważne. Delikatnie przemyła je wodą utlenioną. Nigdy wcześniej nie przeżyła takiego spotkania. Zetknęła się z prawdziwym demonem, czarnopiórą bestią, która pragnęła jedynie rozszarpać ją na strzępy.

W lustrze coś błysnęło. Odruchowo dotknęła szyi. Wisiał na niej mały srebrny krzyżyk, o którym dopiero teraz sobie przypomniała. Dostała go od babci w dniu swoich osiemnastych urodzin. Jeśli jego właściciel posiadał czyste serce, miał on podobno moc odstraszania złych duchów. Babcia mówiła, że pochodzi jeszcze z szesnastego wieku i jest przekazywany z pokolenia na pokolenie. Czy to właśnie ten niewielki talizman powstrzymał przeklętego kruka? – pytała samą siebie Magda. Jeśli tak, to miała do czynienia z siłami zła, a ich źródłem mógł być pradawny zakon.

 

Uruchomiła komputer i podłączyła aparat, by dokładniej przyjrzeć się zrobionym zdjęciom. Postanowiła o niczym nie mówić mężowi, uznałby ją pewnie za wariatkę. Zranienia na szyi ukryła pod grubą warstwa makijażu, a podrapane ręce osłoniła długimi rękawami bluzki.

Na ekranie pojawił się folder z plikami. Powiększyła jedno ze zdjęć i nie mogła uwierzyć własnym oczom. Fotografia była całkowicie rozmazana, budynek starego kościoła stał tam niczym widmo pośrodku mglistych cieni. Zdjęcia z bliska wyglądały podobnie, napisy na murach rozmywały się w metnej czarnej mgle. Gdy ujrzała ostatnią z fotografii omal nie spadła z krzesła. Widok doszczętnie ją przeraził. Zamiast kruka jej oczom ukazała się czarna upiorna postać, prawdziwy demon. Stał niewyobrażalnie blisko a jego sylwetka była nadzwyczaj wyraźna.

W tym momencie zadzwonił telefon. Magda odebrała i słuchawce usłyszała głos Piotrka.

– Cześć kochanie – mówił. – Posłuchaj, mam tutaj sporo pracy i niestety nie wrócę dziś na noc do domu.

– Słucham!? – odparła zszokowana – Jak to nie wrócisz …

– Po prostu musze zostać.

– Chcesz bym była dziś w nocy sama!?

– Przecież nie raz już musiałem zostawać dłużej i nigdy nie zauważyłem, że sprawia ci to aż taki kłopot.

– Ale… no dobrze, a co z Olą?

– No właśnie, wróci autobusem, więc odbierz ją proszę z przystanku.

– Dobrze, rozumiem.

– Cieszę się – odpowiedział – w takim razie do zobaczenia jutro rano.

– No pa, do jutra.

 

Szelest nocnego wiatru zdawał się bezimiennym wołaniem. Tykanie zegara cicho lecz dogłębnie roznosiło się po całym mieszkaniu. Gdy dzień ustępuje miejsca nocy te same dźwięki nabierają innego, niekiedy mrocznego znaczenia.

Długo nie mogła zasnąć. Przewracała się z boku na bok chcąc znaleźć odpowiednią pozycję. Przez jej głowę przebiegało tysiące szalonych myśli. Następnie zmieniły się w obrazy i wizje. W tym momencie bezgłośnie utonęła w oceanie snów. Zegar całkowicie ucichł, a pojękiwanie nocnych wichrów stało się rzeczywiste.

Szła otoczona tumanami mgły, po krętych i mrocznych ścieżkach. Mijała budynki w których nie paliło się żadne światło. Dostrzegała tylko ich cienie, czarne, smoliste kształty rozlewające się w księżycowym blasku. Gęste połacie mgły nie były w stanie zasłonić tego widoku. Ogarnął ją paraliżujący chłód. W oddali usłyszała głos Oli. Zdawał się jakby stłumiony i nie można było określić skąd dobiega.

Miała wrażenie, że głos córki jest tylko wytworem wyobraźni, myśli nasączonych strachem. Im głębiej tonęła w morzu sennych marzeń, tym upiorniejsze widziała obrazy. Mgła zlewała się z odmętami nocy, stając się progiem prowadzącym do samego piekła. Przed oczami ujrzała ciemny korytarz. Z jego mrocznych czeluści dobiegał przenikliwy płacz dziewczynki.

Magda poczuła na ciele lodowaty oddech zła. Zaczęła iść w stronę dziecięcego lamentu. Tunel zdawał się nie mieć końca, był jakby próżnią, wymiarem poza czasem i przestrzenią. Nagle przed jej oczami pojawiła się postać podobna do cienia. Widok ten był odbiciem zdjęcia jakie zrobiła diabelskiemu krukowi. Upiorne widmo trzymało w swych szponach Olę, której głos był teraz bezdźwięczny, poruszały się tylko jej usta, a z oczu lały się strumienie krwi. Potem demon w jednej chwili pochłonął ciało bezbronnej dziewczynki, po czym poszedł się w głąb czeluści.

Magda biegła ile sił w nogach. Serce biło jak oszalałe, a powietrze jakie wdychała stawało się coraz bardziej toksyczne. Z trudem stawiała kroki, piekielny wiatr wstrzymywał jej ciało. Demon zatopił się w demonicznych głębiach. Przed jej oczami ziała teraz tylko śmiertelna pustka. Ostatnim tchnieniem wydała z siebie głos, był to krzyk rozpaczy, który ostatecznie zbudził ją z koszmaru.

 

W jednej chwili zerwała się z łóżka i pobiegła do pokoju Oli. Za oknami widniały już pierwsze oznaki świtu. Otworzyła drzwi do sypialni małej. Zazwyczaj kładła się szczelnie opatulona kołdrą, teraz leżała zupełnie odkryta. Zaniepokojona matka podeszła bliżej. Spojrzała na jej niewinną twarz i nie zauważyła niczego dziwnego. Dziewczynka oddychała spokojne. Lalki nadal rozrzucone były po pokoju. Dawniej Ola z nimi zasypiała. Co sprawiło, że tak nagle przestała ich potrzebować? Pytanie to nie dawało jej spokoju i do głowy przyszła myśl, iż może to mieć związek z przeprowadzką do tego miejsca.

 

Kilka godzin później wrócił Piotr. Była sobota, zamierzał więc cały dzień odpoczywać. Jak tylko przekroczył próg swojego mieszkania, zapowiedział żonie, iż jest zbyt zmęczony by jeść śniadanie więc od razu położy się spać. Nie zauważył nawet jak blada była jej twarz.

 

Zauważyła, że Ola od rana zachowuje się jakoś dziwnie. Była osowiała i mało ruchliwa. Jednak jej zachowanie nie można było określić smutkiem. Było to raczej otępienie. Zdawała się być nieobecna. Chodziła bez celu i co jakiś czas mówiła do siebie dziwne niezrozumiałe słowa.

– Ola – zawołała Magda. Ta jednak nie odezwała się, – Ola! – powtórzyła.

– Tak…?

– Dokąd idziesz ? – zapytała widząc jak jej córka kieruje się w stronę wyjścia.

– Do Agatki – odparła cicho dziewczynka.

– Dzisiaj nigdzie nie pójdziesz – Sama nie wie czemu to powiedziała, ale coś jej mówiło, iż tak będzie najlepiej.

– Jak to? – oburzyła się Ola – przecież …

– Nie pójdziesz i już – natychmiast przerwała dyskusję. – Poza tym chciałam z tobą o czymś porozmawiać.

– O czym, nic nie zrobiłam.

– Nie o to chodzi. Usiądź proszę, chcę się ciebie zapytać o jedną rzecz.

 

Dziewczynka posłusznie usiadła na wskazanym przez matkę miejscu, po czym ze skwaśniałą miną popatrzyła jej w oczy.

– Ostatnio zauważyłam w twoim pokoju bałagan. – Mówiła.

– Przecież sprzątam jak zawsze – tłumaczyła Ola

– … A lalki?

– Lalki?

– Tak, właśnie o tym mówię. Zawsze ładnie je układałaś. Dbałaś o nie.

– Teraz też o nie dbam.

– To dlaczego leżą na podłodze?

– Mamo, to tylko kawałek plastyku.

– Słucham? – zdziwiła się.

– No kawałek plastyku – powtórzyła Ola – co innego jakby były żywe.

– Olu, ale przecież zawsze je lubiłaś, co się stało, że tak nagle … – rozłożyła ręce w geście zakłopotania.

– Teraz mam Agatkę. – Odparła stanowczo – czy mogę wreszcie do niej pójść?

– Dobrze, ale później. Teraz idź do pokoju i pochowaj swoje lalki do szafki jeśli nie chcesz się nimi bawić, dobrze?

 

Słowa siedmioletniej córki wywarły na niej osobliwe wrażenie. Dręczyły ją przeciwstawne uczucia. Nie wiedziała czy zachowanie Oli można było nazwać wcześniejszym dojrzewaniem, czy są to pewne zaburzenia psychiczne o których razem z Piotrem powinna porozmawiać. Sięgnęła po telefon by poradzić się w tej sprawie Daniela. Miał on przecież dwójkę dzieci w tym jedenastoletnią córkę i powinien powiedzieć jej coś więcej.

– Tak słucham.

– Cześć Daniel, tu Magda.

– Nareszcie – odrzekł niespokojnym tonem – dzwonię do ciebie od ponad godziny i nic, gdzie ty nosisz telefon?

– Przepraszam, komórkę mam rozładowaną a zapomniałam podać ci domowy numer.

– Dobrze, mniejsza o to – mówił bardzo niecierpliwie co zaniepokoiło Magdę.

– Coś się stało, masz dziwny głos. – zapytała.

– Dowiedziałem się czegoś o "Zakonie Czarnego Kruka"

Zadrżała gdy usłyszała te słowa. Serce jej przyspieszyło, a na twarz opadła blada zasłona przerażenia.

– Ten pradawny zakon był kiedyś miejscem kultu diabła! Źródła historyczne mówią o tym, iż na przestrzeni wieków miały tam miejsce tajemnicze zniknięcia dzieci. – Odetchnął głęboko, po czym mówił dalej. – Rodziny wprowadzały się w te okolice a później ich potomstwo po prostu ginęło bez śladu. Członkowie tej organizacji utrzymywali, iż zajmują się astrologią, ezoteryzmem. Nikt też nigdy im niczego nie udowodnił. Ludzie jednak wiedzieli swoje. Niektórzy próbowali dostać się do środka gmachu, lecz wejścia strzegł ogromny ptak, najpewniej czarny kruk!

– Boże, Daniel! – powiedziała – Nawet nie wiesz jak bardzo jestem ci wdzięczna. Posłuchaj ostatnio też zauważyłam, iż Ola dziwnie się zachowuje.

– Nie ignoruj tego, to na pewno nie dzieje się bez powodu. – przerwał jej – Od wieków w tej okolicy nie ma ani jednego dziecka.

– Ale Ola ma jakąś koleżankę, z którą się bawi.

– Widziałaś ją!? Uwierz mi, dokładnie przeszukałem archiwa. Nie natrafiłem na żadne dokumenty zgonu, lub zmiany miejsca zamieszkania dzieci poniżej dziesiątego roku życia. A to znaczy, że musiały one po prostu zaginąć!

– To niemożliwe – mówiła drżącym głosem. – Od początku wiedziałam, że dzieje się tutaj coś złego.

– Jeszcze coś ważnego o czym powinniście z Piotrkiem wiedzieć. Jak wiesz zakon oficjalne przestał istnieć po drugiej wojnie. Jednak kilku członków żyje do dziś. Jeden z nich mieszka w Zalesiu!

– Czy możliwe zatem by kontynuował on swoją przeklętą działalność. – krew odpłynęła jej z twarzy a w nogach czuła zimne mrowienie. Myślała, że za chwilę straci przytomność.

– Bardzo możliwe. – odparł – pamiętasz jak Piotrek mówił że zanim się wprowadziliście, to piętro niżej mieszkała jedna rodzina?

– Tak.

– Otóż tak się składa, iż zaginęła im ośmioletnia córka Agata, przynajmniej tak podpisany był jej medalik. Miała go na sobie w dniu zaginięcia. Twój mąż wspominał, że się stamtąd wynieśli, ale to nie do końca jest prawdą. W aktach nie ma nic co wskazywałoby na zmianę meldunku. Dowiedziałem się, że długo jeszcze poszukiwali córki, a potem sami zniknęli bez śladu.

– Jezu, Daniel co ja mam teraz robić?

– Po prosu natychmiast się stamtąd wynieście!

– A co z tym człowiekiem?

– Nazywa się Hans Steiner, podam ci dokładny adres, to niedaleko od was, jak sądzę.

 

Gdy odłożyła słuchawkę, zdecydowała się natychmiast podjąć działanie. Zaraz, jak się nazywała ta dziewczynka!? – imię to zabrzmiało teraz w jej głowie nadzwyczaj przenikliwie. Nieopisana groza szarpała jej duszę, zupełnie jakby demon przejął nad nią kontrolę.

Natychmiast obudziła Piotra. Jej działaniem kierowały emocje. Instynkt dodawał odwagi i wbrew pozorom pozwolił panować nad sytuacją.

– Co ty wyprawiasz!? – odezwał się wyraźnie zszokowany. Pod oczami rysowały mu się sine wstęgi wskazujące na skrajne wyczerpanie. Wyglądał niczym upiór wyrwany ze świata nocy.

– Muszę z tobą porozmawiać.

– Teraz? Dopiero co się położyłem.

– Nie budziłabym cię gdyby to nie było ważne. – Nie wiedziała od czego ma właściwie zacząć. Było jasne, że nie od razu jej uwierzy, ale wolała działać zanim stanie się coś złego. Czuła, iż grozi im niebezpieczeństwo.

 

Opowiedziała mu o starym kościele znajdującym się w ich okolicy. Mówiła, że zainteresowały ją tajemnicze znaki na ścianach katedry. Badając jego pochodzenie odkryła, iż nie jest on zwykłą świątynią, lecz pradawnym zakonem i możliwe, że odprawiano tam kiedyś satanistyczne rytuały. Pokazała mu zdjęcia które wykonała, jak i to które przedstawiało oblicze kruka.

Piotr wahał się czy dać temu wszystkiemu wiarę. Zawsze był sceptykiem i starał się wyjaśniać wszystko za pomocą logiki. Nie wierzył w magię, duchy i zjawiska nadprzyrodzone, ale to co usłyszał z ust żony wywołało w nim swoisty niepokój. Uznał więc, że sprawa zasługuje na bardziej wnikliwy ogląd, chociażby ze względu na ich córkę. Ostatecznie przekonały go blizny na szyi Magdy.

 

Obje podjęli decyzję, by porozmawiać z Olą. Weszli na górę do jej pokoju. Niestety oprócz leżących na ziemi lalek sypialnia była pusta. Sprawdzili inne pomieszczenia. Magda czuła jak z każdą sekunda narasta w niej przerażenie. Przeszukali całe mieszkanie, łącznie ze strychem i piwnicą. Wołali jej imię, lecz odpowiadała im jedynie cisza. Nigdy wcześniej nie wychodziła z domu uprzednio o tym nie informując.

Jedyną myślą jak przeszła Magdzie przez głowę było nazwisko Steiner. Najprawdopodobniej to on był odpowiedzialny za zniknięcie jej córki. Razem z Piotrem postanowili go jak najszybciej odnaleźć. Mieli szansę uratować nie tylko Olę ale także jej przyjaciółkę, Agatkę.

Krążyli po okolicy obserwując kamienice, z których wyzierało się martwe oblicze. Szukali jednej ulicy, lecz cały problem poległ na tym, iż nie wszystkie były oznaczone. Błądzili bez celu, gdy ich oczom ukazał się nieduży, pokryty odpadającym tynkiem dom. Numer się zgadzał. Okna budynku, były stosunkowo małe, i miały różnorodne kształty. Przypominały trójkąty, koła i inne figury geometryczne. We wszystkich wisiały kruczoczarne zasłony. Było to nietypowe i od razu budziło podejrzenia.

Zapukali w ciężkie drewniane drzwi. Nikt nie otwierał, więc Piotr bez wahania szarpnął za klamkę. Wewnątrz panowała osobliwa cisza, która dodawała grozy chorej atmosferze. Chłód jaki poczuli był jakby uderzeniem czystego zła. Paraliżował nie tylko ich ciała, ale i dusze.

– Witam – odezwał się głos z ciemności. Jego brzmienie pozbawione było najmniejszych emocji.

– Kto tu jest!? – zapytał Piotr.

– Chyba to mnie należą się wyjaśnienia – odparł nieznajomy.

– Szukamy Hansa Steinera, czy wie pan może gdzie go znaleźć?

– Doprawdy ? – zdawał się uśmiechać, ale jego twarz nadal skrywała się za zasłoną mroku. – Myślałem, że szukacie córki.

Wiedzieli już kto do nich przemawia. Rozglądając się ujrzeli w jednym z rogów biurko. Zza niego wystawała się ciemna sylwetka. Nieznajomy siedział na krześle lekko pochylony w ich stronę. Jednakże jego głos zdawał się być nieprawdopodobnie odległy.

– Jak pani szyja? – zwrócił się do Magdy. Mówił zimnym tonem, nieznoszącym sprzeciwu.

– Słucham!? – zdała sobie sprawę, iż nie mają do czynienia ze zwykłym człowiekiem, jeśli w ogóle był on człowiekiem.

– Dosyć tego! – odezwał się Piotr. – Gdzie jest Ola?!

– Nie tak szybko, jeśli myślicie, że jest tutaj to jesteście w błędzie.

– Co z nią zrobiłeś?! – W tym momencie zrobił krok do przodu, ale jakaś nieznana siła sprawiła, iż zastygł w bezruchu. Ciałem wstrząsnęły dreszcze. Nie był w stanie nawet samodzielnie myśleć.

– To chwilowy paraliż, jeśli będziecie grzeczni nic wam się nie stanie. – odrzekł nieznajomy, po czym zwrócił się do Magdy. – Swoją drogą to odważna z pani kobieta. Od dawna nikt nawet nie podszedł tak blisko zakonu. Czarny kruk pilnie strzeże jego wejścia. Jego progi przekroczyć może tylko niewinna dusza. Jedynie serce dziecka jest nieskalane i czyste jak łza.

– Chce mi pan powiedzieć, że tam właśnie jest Ola?

– Jej ciało na pewno.

– O czym ty do cholery mówisz?! – krzyczał przerażony Piotr. Nie możesz jej tak po prostu więzić!

– A skąd przypuszczenie, że ktoś ją tam więzi? Jak wiecie "Zakon Czarnego Kruka" przestał istnieć zaraz po wojnie, która niestety pochłonęła wielu jego najwierniejszych członków. Wielu szlachetnych ludzi należało do wewnętrznego kręgu, wielu oficerów SS, uczonych, lekarzy. Wszyscy oddali życie za wiarę , a ci którzy przeżyli zostali albo straceni albo skazani na niewolę. Bez nich zakon stracił część swojej mocy. Niemniej jednak cały czas na jego ścianach widnieją wersety. To język demonów, osoba która zdoła je odczytać posiądzie moc, która pozwoli na nowo odtworzyć naszą wspólnotę. To szansa na odrodzenie.

– Ale co wspólnego ma z tym nasza córka? – Mówiła drżącym i przerażonym głosem.

– Ma niewinną duszę, która po śmierci jej ciała ma szansę wstąpić w piekielne szeregi i stać się wiernym sługą samego diabła.

– Nasza córka ma być szatańskim pomiotem?! – odezwała się ze wściekłością. Jednocześnie wiedziała, iż moc tego człowieka była zbyt wielka by nad nią zapanować. – Czy można ją uratować?! – pytała łkając – Czego chcesz w zamian?!

– Dusza za duszę – odpowiedział jakby z otchłani, a to ton jego głosu zmąciła śmiertelna cisza.

– Jestem gotowa poświęcić własne życie.

– Nie o twoje życie mi chodziło, musisz poświęcić życie które w sobie nosisz.

– O czym ty mówisz!? – Była wyraźnie zszokowana. Ten człowiek najprawdopodobniej wiedział o czymś o czym nie wiedziała ona sama. Spojrzała na bladą twarz swojego męża który wyglądał jakby miał za chwile zemdleć. Na jego czole dostrzegła krople zimnego potu. Był to znak skrajnego przerażenia.

– Jesteś w ciąży? – Zapytał niemal szeptem.

– W drugim miesiącu – przerwał Steiner – a więc jak będzie ?

– Łżesz! – wrzasnęła.

– Być może, w takim razie opuście mój dom.

– Ty chory popaprańcu! Zabiję cię! – Piotr rzucił w jego kierunku. W tym samym momencie coś dosłownie ścięło go z nóg i zaczęło gwałtownie miotać jego ciałem. Twarz wykrzywiła mu się z bólu, zdawał się mieć problemy z oddychaniem.

– Dobrze już, przestań! Zrobię wszystko co karzesz! – krzyczała Magda.

 

Piotrek znowu zaczął oddychać. Był prawie nieprzytomny, patrzył na żonę pustymi, błagalnymi oczami.

– Jak mogę ocalić Olę? – zapytała

– Jedno z waszych dzieci musi umrzeć – na samą myśl krew zastygła jej w żyłach, musiała jednak zaryzykować. Śmierć za śmierć – to zdanie usłyszała z ust Hansa Steinera. – Musi pani wiedzieć, że nigdy nie zabiliśmy żadnego dziecka. Więziliśmy je w naszej świątyni. Następował rytuał oczyszczania ciał. Kiedy umierały z głodu ich niewinne dusze były gotowe by wstąpić do piekielnego królestwa. Jeśli chcesz uratować swoją córkę musisz popełnić samobójstwo. Dziecko, które w sobie nosisz musi umrzeć razem z tobą. Rytuał musi się dokonać w kościele. Drzwi świątyni otworzą się, jeśli poświęcisz trochę własnej krwi. Naznacz nią piekielne wrota, a królestwo ciemności stanie przed tobą otworem. Wewnątrz znajduje się nieczysty krąg, w tym miejscu musi dokonać się ceremonia. Gdy serce dziecka przestanie bić, wrota ponownie się otworzą. Wtedy Ola będzie wolna, jeśli oczywiście będzie chciała opuścić naszą wspólnotę.

– Co to znaczy, jeśli będzie chciała?

– Wcześniej spotykała się tam ze swoją przyjaciółką, widać, że to miejsce przypadło jej do gustu. – zakpił, a w pomieszczeniu rozległ się jego demoniczny śmiech.

– Kiedy mam to zrobić?

– Kiedy chcesz, wybór należy do ciebie. – Były to ostatnie słowa jakie usłyszeli z ust prawdziwego demona. Potem zwyczajnie rozpłynął się w ciemności.

Magda podeszła do miejsca, w którym niedawno widziała jego upiorną sylwetkę. Na biurku leżał sztylet na którego rękojeści widniał wizerunek kruka. Zabrała go ze sobą.

 

Ruszyli przed siebie. Piotr szedł nieco ospale, ale dotrzymywał kroku małżonce. Nieuchronnie zapadał zmrok, nie mogli uwierzyć, że czas w tej przeklętej miejscowości płynie niekiedy z niewiarygodną prędkością. W piekle zegar tyka nieprzewidywalnie– pomyślała.

Niebawem ich oczom ukazał się "Zakon Czarnego Kruka". Wysoko nad nimi przeleciał przeklęty ptak. Zasiadł na jednym z okien katedry i spokojnie obserwował przebieg wydarzeń. Podeszli do drzwi. Magda wyjęła sztylet i nacięła nim swój nadgarstek. Następnie palcem naznaczyła odrzwia pradawnego zakonu.

– Nie możesz tu wejść – powiedziała do Piotra. Jeśli przekroczysz te progi możesz już nigdy ujrzeć światła dnia.

– Ale jeśli tego nie zrobię, to mogę już nigdy więcej nie ujrzeć ciebie i naszej córki. – Nie wiedziała dlaczego w takiej chwili ujrzała w jego oczach błysk nadziei. – Posłuchaj, Hans Steiner twierdzi, iż Zakon utracił część swojej mocy. Mówił też, że Ola przychodziła bawić się tu z Agatką. Nie zastanawiało cię dlaczego od razu jej tu nie uwięził?

– Dobrze, ale to by znaczyło, że rodzina, która mieszkała tutaj przed nami nie zaginęła a Ola zna ich córkę. Piotrek, to brzmi zbyt niedorzecznie.

– Wiem, ale jeśli Steiner lub ludzie zakonu mogli zatajać przez lata historię całego towarzystwa, mogli jednocześnie mieć dostęp do archiwów i po prostu sfałszować pewne dokumenty.

– To możliwe, ale po miałby to robić? – Miała mieszane odczucia z jednej strony widziała w tym jakiś sens, z drugiej przypominała sobie jaką mocą posługiwał się ten człowiek.

– On chce, abyś zabiła własne dziecko! – powiedział – Może Ola jest tam cała i zdrowa i czeka na swoją koleżankę lub po prostu się z nią teraz bawi. Pewnie dlatego uciekła z domu, bo nie chciałaś jej wcześniej puścić. Możliwe też, że Steiner kłamał i nasza córka nigdy nie przekroczyła tych progów.

– Za późno, teraz i tak musimy to sprawdzić – powiedziała gdy wrota zakonu stanęły przed nimi otworem.

 

Z wnętrza od razu buchnął przygniatający smród. W miarę jak posuwali się naprzód stawał się coraz bardziej intensywny. Między nimi wznosiły się ogromne kolumny, zdobione licznymi gotyckimi ornamentami. Gdy patrzyło się w górę nie widziało się ich wierzchołka. Cały sufit okryty był gęstą, zielonawą mgłą. Na ścianach rysowały się demoniczne znaki. Leżały tam także szkielety małych dzieci. Wiele rzeczy wskazywało na to, iż Hans Steiner nie do końca kłamał.

Z niewiadomych przyczyn w niektórych miejscach paliły się pochodnie. Ich ogień był jednak niczym w porównaniu z panująca tutaj ciemnością. Niemożliwe by Ola kiedykolwiek tutaj była – pomyśleli – od razu uciekła by w popłochu. Szli dalej, aż stanęli w środku pięcioramiennej gwiazdy, otaczał ją wielki kamienny krąg. W tym miejscu dokonać się miała krwawa ceremonia. Niespodziewanie gdzieś w oddali odezwał się cichy głosik. Ola! – krzyknęła Magda – odezwij się. Razem z Piotrkiem nasłuchiwali przez chwile, po czym rozbiegli się. Ola! – brzmienie roznosiło się miedzy przeklętymi ścianami. Wrócili w to samo miejsce i ujrzeli przed sobą siedmioletnią dziewczynkę.

– Mamo, co wy tutaj robicie? – zapytała z uśmiechem. Twarz jej lśniła jak dawniej.

– Kochanie, razem z tatusiem szukaliśmy cię.

– Chciałam się tylko pobawić z Agatką – ponownie się roześmiała.

 

Cała trójka była teraz w kameralnym uścisku. Rodzice wyjaśniali córeczce, jak bardzo się o nią martwili i by nigdy więcej nie wychodziła bez pozwolenia. Dziewczynka nieco posmutniała, po czym przyrzekła, iż nigdy więcej tak nie zrobi.

– Mamusiu musicie poznać moją koleżankę – wykrzyknęła radośnie zeskakując na ziemię. Chodźcie za mną.

– Ale dokąd? – Zapytał jej ojciec.

– Musicie poznać Agatkę, – chwyciła ich za ręce – chodźcie, zaprowadzę was.

 

Dziewczynka ciągnęła ich ciemnymi alejkami. Nie zdawali sobie sprawy, ile tajemnych zakątków skrywa ten kościół. Ola podskakiwała radośnie, niewrażliwa na upiorne obrazy, jakby w ogóle nie bała się panujących ciemności. Co chwilę odwracała się by upewnić się, że idą za nią rodzice. Była wyraźnie szczęśliwa, co widać było w jej dużych błyszczących oczach. Jesteśmy na miejscu – powiedziała zatrzymując się przy iskrzącej pochodni.

Magda i Piotr poszli we wskazanym kierunku. Przez zasłonę mroku przezierała się nieruchoma sylwetka pewnej osóbki. Zbliżyli się ujrzawszy brudną poszarpaną sukienkę w którą ubrana była leżąca na kamiennych płytkach dziewczynka. Płomienie oświetlały jej siną, naznaczoną śmiercią twarz. Z oczodołów wypływała gęsta zielonobrunatna ciecz, a z otwartych ust wylatywały ohydne bzyczące owady. Obok gnijących zwłok ułożonych było w rządzie kilka lalek. Znad ciała wydobywał się syczący odgłos rozkładających się tkanek.

Rodzice obserwowali jak ich siedmioletnia córka najpierw zawiesza się na szyi a potem mocno tuli się do swojej koleżanki, bawiąc się jej małym srebrnym medalikiem.

 

– Mamo, tato, poznajcie Agatkę – powiedziała Ola.

Koniec

Komentarze

Nie no takie długie, a ja to przeczytałam! Inni ci wypiszą błędy, bo ja tak nie umiem, choć sporo zauważyłam! Opowiadanie fajnie i wciągające...choc ten  koniec jest trochę niezrozumiały...

Zgadzam się z NIEnormalną, bo sam jestem nienormalny. Przy okazji polecam swoje opowiadania. Zapraszam do lektury.

Przerywam czytanie i poczekam, aż powstawiasz przecinki. Twoja niechęć do nich jest niezrozumiała, bo poza tym piszesz dobrym, konkretnym językiem.

Początkowo myślałem, że idzie w kierunku koncepcji "Innych", tyle że w scenerii miejskiej. Na szczęście dla opowiadania, akcja poszła innym torem.
Masz kilka nieścisłości, jak np.:
- piszesz, że Zakon Kryka funkcjonował w latach 1932- 45, a kilka linijek później, że powstał prawdopodobie w średniowieczu. Potem, że to pradawny zakon, a w okolicy od wieków nie ma dzieci. Za chwilę, że Daniel nie natrafił na żadne akty zgonu dzieci. zdziwiłbym się, gdyby znalazł- jeżeli nie ma tam dzieci, to i nie umarły. Jak już zdecydujesz się, jak stary jest ten zakon, przemyśl- czy od wieków nie ma tam dzieci, czy też od wieków znikają tam dzieci.
- totalna nieznajomość Zalesia przez bohaterkę, jest conajmniej dziwna. Jakby przed przeprowadzką nie widzieli tego miejsca ani razu i nie dowiadywali się, w jakiej okolicy będą mieszkali. Więc jak kupili/wynajeli mieszkanie? Normalnie człowiek robi rekonesans dokąd wyjeżdza, tym bardziej gdy ma dziecko. Wyglada to tak, jakby zostali tam przeniesieni całą rodziną w tajemniczy sposób.
- kruk jest ptakiem drapieżnym; i nie jest mały. Gdyby napadł na tą kobietę, tak jak to opisałeś, zmasakrowałby ją w kilka minut.

Całość- dla mnie brzmi naciąganie. Mógłby być z tego dreszczowiec, ale wymaga dopracowania szczegółów i opisów. Na przykład: nie wydaje mi się, żeby w realnym życiu, żona wchodząc do niebezpiecznego miejsca, mówiła do męża używając słów: "możesz nie ujrzeć już światła dnia".
Ode mnie 3

Masz strasznie sztywny styl. Brzmi wyuczenie, dałoby się to z trudem przełknąć w narracji, ale dialogi masakruje raczej.

Nowa Fantastyka