- Opowiadanie: rinos - Vincent - Magia widziana przez klarowny płyn - Czesc 2 - ostatnia

Vincent - Magia widziana przez klarowny płyn - Czesc 2 - ostatnia

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Vincent - Magia widziana przez klarowny płyn - Czesc 2 - ostatnia

Po chwili włączyłem telewizor. Zajmował czwartą ścianę mojego gabinetu. Tę za biurkiem. Dzięki temu nie byłem w stanie równocześnie używać komputera i oglądać TV. Zauważyłem kiedyś jak zgubne może być coś takiego. Oglądając relacje z wojny w Afganistanie kupiłem sporo akcji przemysłu zbrojeniowego! Nie mogę powiedzieć, żebym na tym stracił, jednak nie lubię zbrojeniówki. Nienawidzę maszyn do zabijania i przeciwny jestem zabijaniu jako takiemu. Wg mnie, cholerne rządowe instytucje powinny świecić przykładem dla obywateli. Nie powinny zabijać, bo dają zły przykład motłochowi. Dlatego też zawsze pozostanę wrogiem kary śmierci.

Przyciemniłem światło w gabinecie. Gigantyczny, plazmowy telewizor stał się jedynym źródłem światła. Kupiłem go już z dziesięć lat temu, nadal jednak cieszyła mnie jego powierzchnia. Wysłałem synowi SMSa: „Jutro nie idziesz do szkoły! Masz się stawić w moim gabinecie o godzinie 9 rano".

 

Obróciwszy się tyłem do biurka oglądałem telewizję. Leciały czarnobiałe powtórki „Rodziny Adamsów". Jakże atrakcyjną kobietą była Morticia Adams! Była nieco podobna do Sylwii, ale nie blondynką. Poza tym Sylwia wystrzegała się tak mocnego makijażu. Lubiłem ten serial za klimat i absurdalne pomysły. Strzeliłem sobie jeszcze setkę wódki. „Addamsowie" stali się bardziej zabawni. Uzupełniłem następną setką.

 

W końcu zasnąłem na fotelu.

 

***

 

Obudziłem się z bólem w krzyżu. Zabytkowy zegar ścienny wybił właśnie ósmą trzydzieści. Telewizor nadal był włączony, wyświetlał teraz jednak „News of the world". Dowiedziałem się, że nosorożce czarne są bliskie wyginięcia. Dowiedziałem się, że nasz czarny, amerykański prezydent traci w rankingach popularności. Później trafiłem na expose premiera ojczyzny mego ojca. Polski premier opowiadał sensowne rzeczy, myślę jednak, że nikt normalny mu nie wierzył. Teraz nie było już obietnic wejścia do strefy euro. Europejska waluta zaczęła tak śmierdzieć, że nikt przy zdrowych zmysłach nie deklarowałby przyłączenia do niej. Premier właśnie opowiadał o koniecznych cięciach budżetowych, gdy nagle spoza moich pleców rozległ się głos, także mówiący o cięciach.

 

„Odetniemy aortę, lub dwie. Oddzielimy duszę od ciała!" – obróciłem się w fotelu. Okna w gabinecie miałem zasłonięte. Telewizor rzucał światło na całe pomieszczenie. W tym chybotliwym oświetleniu wiszący naprzeciw obraz ożył. To był pierwszy z obrazów kupionych od Bondery. „Nieznośna lekkość bytu" przemawiała plastycznie ruchomymi trójkątami i kwadratami. Rzuciłem okiem na prawo i lewo. Pozostałe malarstwo Bondery było nadal martwe. Tylko ten pierwszy miał magiczne właściwości. To on dał mi hebanowy posążek przynoszący szczęście. Położyłem dłoń na sklepieniu czaszki hebanowego Murzyna. Poczułem słabe przesłanie: Akhali ma.

 

Skupiłem wzrok na obrazie. Psychodeliczne kolory przemawiały:

 

„Cięcia będą konieczne! Najbiedniejsi złożą ofiarę, by nam żyło się lepiej. Ten młody człowiek TO CZYSTE ZŁO!" obraz był na tyle niewielki, że mieścił się obok drzwi wejściowych do mego gabinetu, które teraz się otworzyły i wszedł przez nie mój syn z oczami pokornie skierowanymi w podłogę. „Wzywałeś ojcze?"

 

Szaleńcze wrzaski magicznych obrazów zamilkły. Telewizor wyciszyłem używając pilota.

 

– Vic, Twoja nauczycielka twierdzi, że zatruwasz umysł Rebecki.

– Zatruwam? – Vic wyglądał na zaskoczonego.

– Podobno opowiadasz dziewczynie, że Bóg nie istnieje. Wiesz przecież, że nie możemy być tego pewni.

– Ach… ha ha – roześmiał się Vic nieco nerwowo. Wiedział doskonale, że ze mną może rozmawiać o wszystkim, jednak pewne tematy wprawiały go w zakłopotanie.

– Wiesz tato – ściszył głos, bo to była najwyraźniej wstydliwa tajemnica – ja chcę się dostać do jej majtek!

 

Roześmiałem się z ulgą. Mój syn nie był zły! On chciał tylko dostać się do majtek tej młodej kobiety! Który facet nie zacząłby opowiadać, że Bóg nie istnieje, kiedy cel był tak istotny!

 

Odprawiłem młodego i kazałem mu wracać na tyle lekcji, na ile zdąży. Nie zabroniłem mu kontaktów z Rebecą. Po cóż miałbym?

 

Wróciłem do telewizora, jednak nie bawił mnie on już dzisiaj. Odwrócony plecami do panoramicznej plazmy wykupiłem akcje kilku mało znanych firm. To były polskie firmy i miałem szansę na wykupienie większościowych pakietów. Czułem, że mój instynkt łowcy służy mi dobrze.

 

Malutkimi krokami zło zakradało się bliżej mnie. Kiedy tak się zastanawiałem moja praca nie była warta więcej niż praca chirurga plastycznego. Ludzie doskonale mogli sobie radzić bez chirurgów i bez finansistów.

 

Miałem pełną świadomość, że nie jestem dobrym człowiekiem. Było dla mnie jednak ważne, by mój syn został kimś takim. Jak? Nie umiałem odpowiedzieć na to pytanie. Nie powinien bić żony, nie powinien znęcać się nad zwierzętami. Tylko, że na razie za wcześnie było na takie rozważania. Nie chciałem by stał się zły, dawałem mu jednak carte blanche jeżeli chodziło o usprawiedliwione złe uczynki. Czy złe uczynki mogą być usprawiedliwione? Oczywiście, mogą. Na przykład, kiedy dasz żonie po twarzy, bo przespała się z innym facetem, nie mówiąc ci o tym.

 

Sylwia zrobiła kiedyś coś podobnego, tyle tylko, że najpierw to ze mną uzgodniła. Facet ładnie mi się przedstawił a później ja poszedłem na górę., zostawiając ich samych. Nie powiem, męczyło mnie to trochę. Następnego dnia Sylwia była dla mnie taka kochana, że pomyślałem, że facet całkowicie się nie sprawdził. Takie eksperymenty robiliśmy, kiedy jeszcze Vica juniora nie było na świecie.

 

Teraz strzeliłem sobie setkę doskonale zmrożonej wódki. Czułem jak ogarnia mnie ciepło. W tym momencie czułem sympatię do wszelkiego stworzenia. Wyłączyłem komputer. Wykupywanie akcji to zawsze akt agresji. Nie miałem na to w tej chwili ochoty.

 

Jakby wyczuwając moje chwilowe pozytywne nastawienie figurka Murzyna szepnęła: Akhali ma. Pierwszy obraz Bondery zaczął się ruszać. Martwe do tej pory trójkąty otworzyły portal, w który mogłem sięgnąć. Śmiało sięgnąłem poprzez kurtynę rzeczywistości. Tym razem z obrazu wydobyłem prymitywny, lecz pięknie wykonany nóż. Prawdopodobnie był to także heban. Jako drewno nie mógł być przesadnie ostry, jednak sztych miał szpiczasty, i niewątpliwie, był zdolny do śmiertelnych pchnięć.

 

Coś mnie tknęło, więc zajrzałem do sejfu, w którym przechowywałem własną duszę zaklętą w jajko. Z niepokojem zauważyłem kilka pęknięć na skorupce. Nie chcąc się nad tym zastanawiać odłożyłem jajko do sejfu, czule otaczając je miękką ligniną.

 

Zdecydowanie potrzebowałem konsultacji. Zawinąłem prymitywny, hebanowy nóż w gazetę. Dochodziła dziesiąta wieczór. Wezwałem Juliana, który w tym momencie zajadał smakowitą kolację w pobliżu naszego Rollsa. Dbał o swój brzuch na równi z limuzyną! Takie oddanie wykonywanej pracy dobrze świadczyło w moich oczach.

 

Julian spokojnie wyjaśnił mi, że o tej porze na rynku, w Harlemie nikogo nie zastanę. Umówiliśmy się na wyjazd z rana.

 

Poszedłem do swojego pokoju muzycznego. Kwadratowe pomieszczenie, usytuowane niemal w secu dworku miało jedną funkcję: słuchanie muzyki.. Było nieomal puste. Tylko na środku ustawione były dwa fotele. Usiadłem na jednym z nich i włączyłem pilotem zestwa nagłaśniający. Na podłodze w narożnikach pokoju stały potężne subwoofery, służące do przekazywania niskich dźwięków – basów. W górnych narożnikach zawieszone zostały głośniki średnio i wysokotonowe. Pomieszczenie pozbawione było jakichkolwiek szyb, zbudowane jak bunkier – z litego betonu. Poza membranami głośników nic nie miało prawa tu brzęczeć! Włączyłem dziewiątą Beethovena. Zwykle wprawiała mnie w dobry nastrój. Żadna muzyka nie brzmiała tak dobrze na odpowiednim sprzęcie jak klasycy. Syn mnie kiedyś zabrał na koncert kapeli heavy metalowej. Widziałem, że dzieciak to kręci i także usiłowałem udować, że jest to coś wielkiego dla mnie. Prawda była jednak taka, że słyszałem w tym tylko wrzask i hałas. Ciotka Vica, siostra Sylwii, usiłowała mi to wyjaśnić. To ten hałas miał być czymś cudownym. Wyjaśnienia do mnie nie trafiły. Zacząłem myśleć o siostrze Sylwii jako o infantylnej starej pannie.

 

Nazajutrz Julian zawiózł mnie na targ w Harlemie. Siostra Mum Mum stała tam gdzie poprzednio i szybkimi ruchami dzieliła kurczaka. Pozornie nic się nie zmieniło, tylko na skroniach Murzynki pojawiły się białe pasma siwizny.

– Pamiętasz mnie siostro Mum Mum? – zagadnąłem z rękami w kieszeniach mojego prochowca.

– A jakże mam nie pamiętać – Murzynka uśmiechnęła się do krojonego mięsa. Tasak uderzał rytmicznie. – Jesteś ten biały co pytał o śmierć farbiarza. Niezdrowo zainteresowany sprawami Czarnych, ty! – pogroziła mi żartobliwie tasakiem, po czym odłożyła go na bok, oparła się obiema rękami o blat i zapytała:

– Czego chcesz od starej Mum Mum tym razem?

 

Z kieszeni wyjąłem hebanowy, zdobiony nóż. Podsunąłem jej pod oczy. Mum Mum nieomal upadła usiłując się odsunąć.– Złe! Złe loa! Zabierz to ode mnie!

 

Usiłowałem coś mówić, jednak z Murzynki udało mi się wycisnąć tylko tyle, że porozmawia ze mną następnego ranka gdy już przyjadę bez artefaktu.

 

Wróciliśmy z Julianem akurat w porze lunchu. Sylwii nie było, zrobiliśmy sobie więc w kuchni po kilka kanapek. Późniejlian poszedł polerować naszego Rollsa. Ja zamknąłem się w gabinecie by popijając wódeczkę pilnować rodzinnych interów. Dwie godziny później do gabinetu zapukał mój syn. Wszedł, by złożyć codzienny raport. Opowieści o dzisiejszych kartkówkach słuchałem jednym uchem. Nieco się zainteresowałem, gdy opowiedział mi o swojej kłótni z Rebbecą. Usiłował wyjaśnić jej, że Bóg prawdopodobnie istnieje, a wcześniejsze przeczące temu wypowiedzi to tylko były młodzieńcze teorie. Przytakiwałem częściowo zainteresowany. Syn wszedł za moje biurko. Wyglądało na to, że potrzebuje czułości. Brał do ręki kolejne rzeczy z pulpitu i bezwiednie się nimi bawił.

 

– Tato, czy myślisz, że ona mnie kocha?

 

Przytuliłem dzieciaka. – Jesteście jeszcze oboje młodzi. Nie wiecie co to znaczy.

W tym momencie poczułem ból w lewej stronie piersi. Ciepło i straszny ból rozlały się pod moją marynarką.

– A ty mnie kochasz?! – Zaklęty w hebnowym ostrzu Raga Loa przynosił nienawiść i zemstę.

 

Odsunąłem dzieciaka na odległość ramion. Z mojej piersi sterczał hebanowy nóż, wbity prawie po rękojeść.

Syn uciekł z mych słabnących objęć.

 

– Dlaczego Vic? – wychrypiałem.

– Bo pijesz, bo nie obchodzi cię Rebbeca, bo nie lubisz hevy metalu. Bo jesteś złym ojcem!

 

Moja dusza uciekła z ciała, by stać się kolejnym loa. Zagubiony podczas życia, po śmierci też miałem zostać zagubionym duchem. Ktoś, gdzieś, jakiś czarnoksiężnik Voodoo, mógł mnie wykorzystać do swoich celów. Moja własna wola zanikała.

Ileż jej zresztą było? Po śmierci, jak i za życia stwałem się łatwym do manipulowania narzędziem.

Koniec

Komentarze

Opowiadanie nie podobało mi się, ale tylko z jednego powodu. Nie polubiłem głównego bohatera. Skurwiel jeden. To on odpycha. Wcale nie było mi go żal, kiedy umierał.
To znaczy, że, jak dla mnie, napisane jest świetnie. Potrafisz wzbudzić emocje, sprawić, by czytelnik pałał antypatią do stworzonej postaci. Tylko temat nie przyciąga i nie zachęca do pozostania przy lekturze.
Brakowało mi kogoś, kogo można by polubić, trzymać za niego kciuki, identyfikować się. Bohatera, dla którego czytałoby się dalej, z ciekawości, jak mu się ułoży.
Dam ci 4

Wysoka ocena jak na opko, które się nie podobało. Dzięki:). A poważnie: bohater miał być ludzki. Taki, żeby jedni go lubili a inni wprost przeciwnie. Z tej gorszej strony już się udało, teraz tylko z nadzieją czekam na opinię, że ten stary skurwiel, Vincent dał się lubić.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Ja go lubiłem. Ale zakończenia nie lubię. Jak dla mnie, cholernie mało wiarygodne. Zabrakło kilku słów wyjaśnień, że nie wiem, ten nóż (bo podejrzewam, że on) sprawił, iż chłopak uzewnęrznił swoje skrywane żale do ojca, a jakieś tam moce z obrazu pchnęły go do morderstwa, czy coś w tym stylu. Bo tak, jest na siłę i mętnie.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Przeczytaj sobie jeszcze raz drugi akapit mojej wypowiedzi. To dlatego dałem ci 4. Za warsztat, umiejętność wywoływania pożądanych emocji, realizm psychologiczny bohatera. Jeżeli bohater odpycha, bo miał odpychać, (a nie dlatego, że autor nie umie pisać) to jest zaleta. Jeżeli syn i żona bohatera wzbudzaja litość, bo taki był zamiar autora to zaleta.

Fasoletti: dopisałem jeszcze kilka zdań do zakończenia. Jak sądzisz: jest sens dopisywać epilog, w którym wyjaśnię czym było Akhali Ma, na jakiej zasadzie obdarowywał obraz Bondery oraz, że Raga Loa zaklęty w nożu miał decydujący wpływ na zabójstwo dokonanene przez Vica? (W końcu zarzuty, jakie stawia nastolatek ojcu są typowe dla nastolatków)

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Po śmierci, jak i za życia stwałem się łatwym do manipulowania narzędziem.- A mnie się cały czas wydawało, że Vincent to nie dający sobie w kaszę dmuchać indywidualista :O

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Ale był słaby, wciąż ulegał swoim nałogom. Był wygodnicki.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Rinosku, pozwalanie na manipulowanie sobą i łatwowierność, to zupełnie coś innego niż słabość do alkoholu czy wygodnictwo.

Ja jestem zdania, że po prostu chciałeś już skończyć ten cykl i wymyśliłeś to zakończenie na poczekaniu :P

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

To prawda, że se słabościami to nie jest tak prosto. To prawda, że chciałem zakończyć ten cykl. Ale, z ręką na sercu, naprawdę zastanawiałem się nad tym zakończeniem ze dwa tygodnie! Dziękuję za przeczytanie! Przyznaj tylko, że czasu spędzonego na czytaniu Vincenta nie uważasz za całkowicie stracony i moja znękana tym bohaterem dusza zazna spokoju.
W zamian przyrzekam więcej nie zaczynać opowiadać, zanim sam nie wiem jak się ta opowieść zakończy :)

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Ubiłeś Vincenta? Tak po prostu?! Oj, podpadłeś. Słabe zakończenie ciekawej opowieści :( Daj chociaż epilog, w którym wyjaśnisz, o co chodziło z Akhali Ma, farbami i sztyletem.

Nowa Fantastyka