Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Chrumka, Skwarka i Piggy stały pośrodku pola, w zamyśleniu grzebiąc raciczkami w ziemi.
– Jak ona mogła nam to zrobić? – jęknęła Chrumka.
– Starzy bywają wredni – Skwarka ryła glebę z coraz większym zapałem. – Stara hipokrytka! „Jesteście już duże. Musicie zbudować swój dom!" Dobry kit, tylko kto go łyknie? I to już drugi raz! Pewnie znowu sprowadzi sobie tego knura zza rzeki.
– Dziewczynki, po kartofelku i bierzemy się do roboty – zakomenderowała Piggy. – Jak zrobi się ciemno, przyjdzie Same-Wiecie-Kto.
Za niedługi czas, kiedy posiliły się nieco, Chrumka podniosła ryjek znad kartofliska:
– W drogę! Dziś już niczego nie zbudujemy. Rozejrzymy się, popytamy, może ktoś nas przyjmie pod swój dach.
Pobiegły truchcikiem w stronę lasu. Nim zdążyły się zasapać, ich oczom ukazała się maleńka chatka.
– Tu byłybyśmy bezpieczne. Okiennice, drzwi zamykane na klucz, grube ściany. Schronienie jak ta lala! – ucieszyła się Piggy.
– Oby tylko kominek nadawał się do użytku. – Skwarka oblizała się ze smakiem. – Znowu upichcimy sobie jednego z …
– Oby tylko nas wpuścili! – przerwała jej Chrumka i zbliżyła się do chatki. – A cóż to takiego? – zapytała, obwąchując ścianę.
– Wygląda na jadalną. Spróbuj.
Chrumka zbliżyła ryjek do ściany i nadgryzła kawałek.
– Fuj! – splunęła. – Co za słodkie paskudztwo. Jakiś piernik, czy co?
– Ja tam lubię słodycze – odpowiedziała Skwarka, po czym podeszła do drzwi. Te, o dziwo, okazały się otwarte. W środku było widno. Na stole stała lampa, a obok niej leżał klucz. Na podłodze, przy kominku, stał wielki kocioł, w kącie izby spoczywał worek z ziemniakami.
– Zamykamy drzwi i bierzemy się za kolację! – zawołała beztrosko Skwarka.
– Zwariowałaś? Ktokolwiek tu mieszka, może wrócić lada moment – przerwała jej jedna z sióstr.
– A kto powiedział, że go wpuszczę? – Skwarka zatrzasnęła drzwi i przekręciła klucz.
Niezadługo w kominku buchał wesoło ogień, a w stojącym na palenisku kotle wrzała woda z gotującymi się pyrkami.
Nagle rozległo się podejrzane chrobotanie.
– Ktoś jest na dachu! – krzyknęła przerażona Chrumka.
– Ciiii… cho. Sam wpadnie.
Świnki zamarły w oczekiwaniu. Chrzęściło, chrzęściło, aż w końcu… plusk! I cisza. Ofiara nawet nie zdążyła krzyknąć. Musiała utopić się na miejscu.
– Znowu będzie mięsko! – pisnęła Skwarka, wspominając wilka, którego ugotowały poprzedniej jesieni. Nie zwlekając, siostry zestawiły gar z paleniska i zajrzały do środka.
– Dz.. dziew.. czynyy, ccco to takiego?
– Chyba czapka. Może mu zimno w uszy było?
– A to?
– Okulary?
– Patrzcie! Wypłynął. Czy to…?
Wtem znowu rozległ się chrobot. Tym razem hałas nie dobiegał z dachu, lecz z dołu, jakby spod ziemi. Poczuły dziwne wibrowanie pod kopytkami. Przestraszone, cofnęły się o kilka kroków. W klepisku pojawił się niewielki otwór. Chrobot nie ustawał, a dziura robiła się coraz większa, aż w końcu wygramolił się z niej sprawca całego zamieszania.
– I co, prosiaczki? Prezentów nie będzie w tym roku? – zapytał Krecik.
Ciekawy misz-masz. Choć miałam nadzieję, że ktoś zje te niedobre, leniwe świnki ;) Baba Jaga albo Volde... tfu! Sam-Wiesz-Kto ;)
Napisz drugą część:D Wszystko możliwe w Stumilowym Lesie.
Też właśnie piszę świątecznego szorta, ale w nieco innych klimatach. Za to "Krecik" pojawił się w moim tekście na ostatni błyskawiczny ;)
Dobrze napisane i sympatyczne. Tylko zakończenie trochę niedopracowane ( a czemu akurat Baba - Jaga była na dachu, a nie gdzie indziej ? ).
Pozdro.
Roger: ten idiota na dachu to był Święty Mikołaj. Tradycja amerykańska. Wg Autorki powinieneś znać ;)
Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.
pomieszanie z poplątaniem - takie przyjemne, choć tylko jednorazowo :)
pzdr
Złościć się to robić sobie krzywdę za głupotę innych.
W jadalnej chatce z czekolady? Inaczej mi się nieco skojarzyło. Co ja zrobę ...
Aż nie wiem, co napisać o tej dziwnej mieszance... Taka przyjemna czytanka do poduszki i nic więcej :)
A ja tak sobie teraz myślę, że jeśli wypić odpowiednią ilość Metaxy (***** minimum) to ten shorcik odkryje swoje drugie dno i będzie jeszcze przyjemniej poplątany :)
Złościć się to robić sobie krzywdę za głupotę innych.
Zabawne. Faktycznie mieszanka, ale mnie się podobało.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
@RodgerRedeye and Rinos - bo to był św. Mikołaj w przebraniu Baby Jagi, który/ -a miał/ -a lądowisko dla latających mioteł (i innych aerodziwadeł z zaprzęgiem) na dachu, a zejście z dachu oczywiście prowadzi przez komin.
Złościć się to robić sobie krzywdę za głupotę innych.
*RogerRedeye, nie RodgerRedeye, przepraszam :D
Złościć się to robić sobie krzywdę za głupotę innych.
NMZC.
Mi się podobało :) a Mikołaja mi nie szkoda, dziadek mróz był lepszy, nie dałby się zrobić tak jak ten czerwony bez prawa jazdy na sanki:D
http://tatanafroncie.wordpress.com/
Z tym wchodzeniem przez komin... przychodzi mi do głowy makabryczna historia o Mikołaju, który przez komin wchodził do żydowskich dzieci w obozach koncentracyjnych. Całe szczęście, że nie muszę tego napisać. No i Żydzi nie obchodzą Bożego Narodzenia.
Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.
Meksico, niby tak, ale zauważ, że okcja opowiadania dzieje sie jesienią. Tropy są jednoznaczne. Raz - śwnki posiliły się na kartoflisku ( zimą kartofelki są juz w kopcach, a tu o kopcach nie ma mowy). Dwa - na końcu opowiadania w chatce pojawia się krecik, a krety zimą zapadają w sen zimowy ( i niech sobie teraz smacznie spią). Co jesienią Święty Mikolaj ma do roboty na dachu chatki z piernika? To nie mogl być Świety Mikolaj.
Mam jedną uwagę-
"Chrumka, Skwarka i Piggy stały pośrodku pola, w zamyśleniu grzebiąc kopytkami w ziemi." - świnie mają racice. To takie podwójne kopytka, tak jak u krowy, owcy i kozy.
Treśc- super. Lubie takie zlepki z różnych bajek, chociaż ten Krecik tak sztucznie doklejony na zakończenie. Można by go wciągnąć jakoś w akcję.
Roger :) Mikołaje to stworzenia istniejące cały rok, poza sezonem pewnie gdzieś tam sobie żyją i coś tam sobie robią:)
Zresztą święte mikołaje dzielą się na wiele podgatunków. Choćby mikołaj śniady zwany potocznie śmiercią lub kostuchą, mikołaj wędrowny - patron złodziei i włamywaczy, Mikołaj granatowy - od tych wyjebanych w kosmos prezentów, mikołaj stepowy(wystąpił w kilku teledyskach i czasem można go spotkać na rynku w Krakowie) i teraz dochodzimy do najważniejszego: Mikołaj Jesienny zwany Bzową babuleńką, i z nim tu mamy do czynienia :)
Kłaniam się :)
http://tatanafroncie.wordpress.com/
Meksico, przekonałeś mnie. Zresztą, ostatnie zdanie opowiadania jest jednoznaczne ... Dziękuję za obszerne wyaśnienie co do rodzajów i gatunków istoty ( istot ), przynoszącej / cych / prezenty. Ale znowuz - skąd się wzięly w kotle te okulary? Hmm ...
Kłaniam się nsko i dobranoc.
witam wszystkich
mi się Olu bardzo podobało:)
pozdrowionka
Sympatyczny tekst, nawet się uśmiechnąłem. Na czwóreczkę.
Pozdrawiam
P.S. Masztalski, gdzieś Ty był, jak Ciebie nie było?
Mastiff
Dzięki wszystkim za komentarze.
A tu moja inspiracja:)
O jejku, bajka też niezła :P
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Hehe, bajka wymiata.
Mastiff
trochę pomieszane, ale milutkie. lubię bajki ;)
Witaj!
Bajeczka w sam raz na shorcik. Generalnie jest dobrze, choć nie za bardzo lubię taką pomieszaną groteskę. Jak dla mnie tak na 4.
Pozdrawiam
Naviedzony