- Opowiadanie: Ranferiel - [KB020] Krecia robota

[KB020] Krecia robota

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

[KB020] Krecia robota

– Nareszcie się spotykamy – powiedział Batman.

Chciał, by zabrzmiało to odpowiednio dramatycznie…. I na chceniu się skończyło. Bohater po prostu nie potrafił ukryć rozczarowania.

Przed nim – zamiast ucieleśnienia zła – stał niewysoki jegomość, który bardziej wiarygodnie wypadłby w roli księgowego, niż nowej nemezis Gotham. Najbardziej nieuchwytny złodziej w historii okazał się chudzielcem w płaszczu przeciwdeszczowym i masce, która podejrzanie przypominała wysłużoną pilotkę z jeszcze bardziej wysłużonymi goglami.

– Faktycznie. Trochę to trwało, zanim wreszcie przyłapałeś mnie na gorącym uczynku – odparł przestępca. – A tak w ogóle to jestem Człowiek-Kret.

– Kret? Nie powinieneś być przypadkiem ślepy?

– I kto to mówi.

Batman nie odpowiedział.

– Człowiek-Kret to bardzo dobry pseudonim dla złoczyńcy – ciągnął tamten. – Jeżeli uprawiasz ogródek, wiesz co mam na myśli. Te szkodniki są nieuchwytne i ciężko się ich pozbyć. No, chyba, że ktoś ma dynamit…

– Da się załatwić – uciął Batman. – A teraz zamilcz. Łapy za głowę i na ziemię.

– Chyba chciałeś powiedzieć: pod.

W tej samej chwili pomieszczenie wypełnił gęsty dym. Batman wstrzymał oddech i skoczył w stronę przestępcy. Ręce napotkały pustą przestrzeń. Gdzieś z dołu rozległ się stłumiony okrzyk:

Ahoj!

 

***

 

– Dzień dobry, panie Wayne – łagodny głos Alfreda kaleczył uszy niczym łomot młota pneumatycznego.

Batman jęknął i nakrył głowę poduszką.

– Proszę to wypić. – Lokaj wskazał szklankę mętnego płynu. – Powinno zneutralizować toksynę, która była w gazie.

Bruce Wayne – bohater i milioner w jednej osobie – posłusznie wychylił napój.

– Co masz dzisiaj dla mnie? – spytał, gdy nieco doszedł do siebie.

– Trochę tego jest – Alfred sięgnął po iPada. – Od czego zacząć?

– A jak myślisz?

– Człowiek-Kret zaatakował wczoraj po raz siódmy…

– Zauważyłem – mruknął Batman, masując obolałe skronie.

– Aby dostać się do skarbca użył podkopu, wykonanego za pomocą nieznanej technologii. Komisarz Gordon nie przesłał jeszcze raportu, ale pracownicy banku twierdzą, że zginęło tylko złoto.

– Jak zwykle. Czy jest coś jeszcze? Jakieś ślady? Zdjęcia maszyny? Cokolwiek?

– Nie. Tunel znów został zasypany. Może policyjni biegli wpadną na jakiś trop.

– Nie liczyłbym na to – ponuro odparł Bruce Wayne. – Czy to już wszystko?

Starszy mężczyzna poprawił okulary i dotknął ekranu.

– I tak… i nie, proszę pana. Nie mam więcej informacji dla Batmana, ale pozostaje jeszcze firma…

– Na litość boską, Alfredzie! Jestem wykończony. Czy to nie może poczekać?

– Raczej nie. – Lokaj wyjął teczkę z dokumentami. – Lucius prosi o dodatkowe fundusze na… badania i rozwój. Musi pan też zaakceptować nowy system premiowy i kandydata na stanowisko dyrektora finansowego.

– Przypomnij mi, co się stało z poprzednim?

– Zwolnił go pan w zeszłym tygodniu.

– A tak, faktycznie. Pokaż te papiery. – Wayne podpisał wszystko za jednym zamachem. – Obudź mnie, jak tylko Gordon przyśle raport.

 

***

 

Batmobil przyspieszył i zrównał się z pojazdem Człowieka-Kreta.

A więc tym robił podkopy! – pomyślał Batman, zerkając na osobliwy wehikuł. W jego przedniej części nadal poruszały się strzaskane Bat-pociskami wiertła.

Tym razem złodziej popełnił błąd. Bank, który wybrał od dawna był pod obserwacją ludzi Gordona. Policjanci zawiadomili Batmana, gdy tylko poczuli, dochodzące spod ziemi wibracje. Bohater niemal natychmiast znalazł się na miejscu. I tak zaczął się pościg, który trwał już dobre pół godziny.

– Poddaj się! Tym razem nie uciekniesz!

Gdzieś w górze krążył policyjny helikopter. Ktoś z megafonem – może nawet sam komisarz – z zapałem przekrzykiwał hałas śmigieł i syreny licznych radiowozów. Kret się jednak nie poddawał. Choć nie mógł skryć się pod ziemią, nadal próbował uciekać.

Bruce Wayne odpalił kolejną serię rakiet. Dwie spudłowały, ale jedna dosięgła celu. Kretowóz – jak w myślach nazywał go Batman – obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni i zarył w stos pustych kartonów.

Wypadek wyglądał naprawdę groźnie.

Batman wyskoczył z samochodu i jednym ciosem rozbił przyciemnianą szybę. Miejsce kierowcy okazało się puste.

Bohater zaklął szpetnie.

– Szukajcie go! Nie może być daleko! – krzyknął do policjantów, którzy zaczęli wysypywać się radiowozów.

Wtedy kątem oka dostrzegł, że jedno z pudeł cudownie ożyło i pobiegło w kierunku najbliższego zaułka.

– Jest! – zawołał, rzucając się w tamtą stronę.

Gdy wpadł w uliczkę po ruchomym kartonie nie było śladu. Człowiek-Kret znów jakby zapadł się pod ziemię.

– Świetnie… – mruknął Batman.

W tej samej chwili zadzwonił telefon.

– Tak?

– Skoro pan odebrał, zakładam, że pościg już się skończył – w słuchawce rozbrzmiał głos Alfreda. – Mam nadzieję, że nie jest pan mocno poobijany?

– Nie. Dlaczego pytasz?

– Obawiam się, że będzie pan musiał jutro iść do firmy.

 

***

 

– Wzywał mnie pan, panie Wayne?

– Tak. Proszę usiąść.

Oscar Hanushek – absolwent Harvardu i nowy dyrektor finansowy Wayne Corporation – okazał się drobnym czterdziestolatkiem w okularach i perfekcyjnie skrojonym garniturze. Mimo niepozornej postury był dość przystojny, a ciepły uśmiech z pewnością zapewnił mu sympatię wielu współpracowników. Bruce Wayne do nich nie należał.

Zdecydowanym ruchem położył na biurku kwartalne sprawozdanie finansowe i od razu przeszedł do rzeczy:

– Proszę mi wytłumaczyć, co to takiego? – spytał, wskazując jedną z pozycji.

– Minus.

– To widzę. Wayne Corporation zdarzały się już gorsze okresy. Pytam o astronomiczną kwotę ZA minusem.

Hanushek uśmiechnął się przepraszająco.

– Cóż, mamy kryzys. Poza tym mój poprzednik sporo namieszał, a mnie nie udało się wszystkiego naprostować. Następny kwartał będzie lepszy.

– Mam nadzieję…

Telefon komórkowy niespodziewanie ożył. Motyw z „Leona zawodowca" wskazywał na komisarza Gordona.

– Przepraszam. Muszę odebrać. Jeszcze wrócimy do tej rozmowy.

– Oczywiście.

Dyrektor finansowy natychmiast opuścił gabinet.

– Nareszcie coś mamy – po krótkim powitaniu zaczął komisarz. – Udało nam się zidentyfikować producenta wierteł. Ten drań zaopatruje się w Shimizui.

Bruce od razu rozpoznał nazwę japońskiego giganta.

– Ich cacka to precyzyjny i drogi sprzęt – ciągnął Jim Gordon. – W dzisiejszych czasach niewielu na nie stać. Większość firm przeszła na tańsze, chińskie substytuty. Gdyby udało nam się zdobyć listę odbiorców, prędzej czy później dotarlibyśmy do Kreta. Tylko, że…

– …to nie jest zadanie dla Batmana.

 

***

 

– Och, Bruce! Było cudownie!

Yana Shimizui miękko opadła na poduszki. Jej długie, czarne włosy ślicznie kontrastowały z jasną skórą i czerwoną bielizną, której resztki miała jeszcze na sobie. Batman pomyślał, że życie przystojnego milionera ma też swoje jasne strony.

– Czym właściwie się zajmujesz? – spytał, gdy oboje nieco ochłonęli.

– Jak to czym? – Zmarszczyła kształtny nosek. – Jestem dziedziczką, głuptasie!

– Ale co robisz w rodzinnej firmie?

– To i owo. Teraz na przykład wizytuję nasz amerykański oddział. Rozmawiam z pracownikami, chodzę na bankiety. Nudy.

Bruce czuł, że to właściwy moment.

– Posłuchaj, Yano. – Ukląkł i ujął jej drobne dłonie. – Czy mogę cię o coś zapytać? To kwestia życia i śmierci. Współpracuję z policją i…

– Och!… – krzyknęła z przejęcia.

– To nic takiego – pospiesznie zapewnił kochankę. – Czasami pomagam w śledztwach. Teraz potrzebuję pewnej informacji. Chciałbym zobaczyć listę odbiorców działu mechaniki precyzyjnej Shimizui.

– Czy takimi rzeczami nie powinien się zajmować Interpol? – spytała przytomnie.

Bruce spojrzał w ciemne oczy ślicznej Japonki i zaczął się zastanawiać, czy to możliwie, że jednak nie docenił jej inteligencji. Na szczęście szybko rozwiała jego wątpliwości:

– Nieważne! – pisnęła, jak nastolatka, którą już dawno nie była. – To takie ekscytujące! Tam jest komputer. Hasło to: kawaii-pink-love. Ściągnij sobie, co tam potrzebujesz, misiaczku.

 

***

 

– Do stałej grupy odbiorców wierteł dołączyła ostatnio nowa firma – Krtek PLC z siedzibą w George Town na Kajmanach. Niestety jej stuprocentowym udziałowcem jest kolejny podmiot gospodarczy, tym razem zlokalizowany na Wyspach Dziewiczych. Gordon jeszcze nie ustalił, kto jest ostatecznym właścicielem.

Stary lokaj nie wydawał się szczególnie zaabsorbowany płomiennym monologiem pana Wayne'a. Który natychmiast to zauważył.

– Co się dzieje, Alfredzie?

– Rzadko bywa pan w firmie – sucho stwierdził służący.

– To chyba zrozumiałe. Jestem już o krok od ujęcia Człowieka-Kreta!…

– Płynność Wayne Corporation ostatnio bardzo się pogorszyła.

– Przecież wiem. – Batman ze zniecierpliwieniem machnął ręką. – Dwa miesiące temu rozmawiałem o tym z Hanushkiem. Twierdzi, że sytuacja jest pod kontrolą. Trwa kryzys. Wszędzie dzieje się źle.

– Moody's chce obniżyć rating firmy. Jeżeli do tego dojdzie, S&P na pewno zrobi to samo. Ceny akcji spadają…

– Tak jak cały Dow Jones – przerwał Bruce Wayne. – Proszę, Alfredzie. Nie teraz.

Lokaj zrozumiał, że nic nie wskóra. Ruszył w kierunku drzwi.

– Powinien pan wiedzieć jeszcze jedno… – powiedział na odchodne.

– A mianowicie?

– Musimy zawiesić prace nad nową wersją Batmobilu. Lucius mówi, że kontroling wziął się za cięcie wydatków. Kręcą się koło jego działu i zadają dużo niewygodnych pytań. W zasadzie powinniśmy wstrzymać się z inwestycjami w każdy nowy sprzęt dla pana B. Przynajmniej dopóki sytuacja finansowa choć trochę się nie poprawi.

Bruce Wayne nie był zadowolony. Mimo to uśmiechnął się i powiedział:

– W porządku, Alfredzie. Jak widać nawet bohaterowie odczuwają efekty globalnego kryzysu.

Stary lokaj skinął głową i odwrócił się. Nie chciał, by pan Wayne widział wyraz zmartwienia na jego twarzy.

 

***

 

Stek prezentował się naprawdę wspaniale. Znacznie lepiej, niż wegetariańska papka, którą zamówił Hanushek.

Bruce Wayne wiedział, że rozmowa z dyrektorem finansowym nie będzie przyjemna. Dlatego zadbał, by spożywany przy okazji lunch choć trochę zrównoważył dyskomfort.

– Wie pan, dlaczego tu jesteśmy?

– Bo to najlepsza restauracja w Gotham?

– Nie to miałem na myśli.

– Ale taka jest prawda, panie Wayne. – Hanushek uśmiechnął się tajemniczo. – Przyszło nam żyć u schyłku wielkiej cywilizacji. To najlepszy czas na zmysłowe przyjemności. Bo cóż innego nam pozostaje?

– Proszę nie filozofować, tylko wyjaśnić, dlaczego moja firma stoi na granicy bankructwa.

– Ależ właśnie to robię! Upadek Grecji, Hiszpanii i Portugalii, kryzys strefy Euro i amerykański dług publiczny, rozrośnięty do monstrualnych rozmiarów – oto przyczyny. A w zasadzie przyczyny przyczyn, gdyż bezpośrednim powodem naszych problemów jest niestabilność rynków finansowych i ograniczenie globalnego popytu. I niepewność. Przede wszystkim niepewność. Dolar już dawno nie jest as good as gold.

– Sugeruje pan powrót do systemu sprzed Bretton Woods?

– Na to już trochę za późno. Faktem jest jednak, że w ciężkich czasach rynki zawsze pokładają wiarę w kruszcach.

Bruce Wayne westchnął.

– Proszę obiecać, że zrobi pan wszystko, by dogadać się z bankami. Jeżeli wypowiedzą nam kredyty, Wayne Corporation diabli wezmą.

– Oczywiście. Obiecuję.

Gdy skończyli, Bruce zapłacił rachunek i pożegnał się. Cieszył się, że ma już to z głowy. Takie sytuacje stresowały go znacznie bardziej, niż walka z przestępczością.

Uspokoił się dopiero, gdy wsiadł do limuzyny.

– Jak rozmowa z panem Hanushkiem? – spytał Alfred.

– W porządku. Dziwny z niego człowiek, ale chyba wie, co robi. Przypomnij mi: czym właściwie podpadł nam jego poprzednik? Czy był niekompetentny?

– Ależ wręcz przeciwnie. Był bardzo kompetentny. Tyle, że okradał firmę.

– Faktycznie, wspominałeś o jakichś zerwanych lokatach.

Przez chwilę obaj milczeli.

– Chce pan usłyszeć dowcip, panie Wayne?

– Dowcip? To do ciebie niepodobne, Alfredzie – odparł z kwaśną minął. – Może innym razem. Jakoś nie jest mi teraz do śmiechu…

– Nalegam.

– No dobrze. Wal.

– Pewna firma zatrudniła nowego prezesa. Gdy po raz pierwszy wszedł do wielkiego gabinetu, zastał tam swojego poprzednika. „Nic się nie martw, wszystko ci pokażę" – powiedział tamten. – „Tu masz cygara i barek. Tam jest pole golfowe i korty do tenisa. Lunch najlepiej zjeść w restauracji na dole, podają świetnie homary" i tak dalej. W końcu nowy nie wytrzymał: „Ale co z pracą?" – spytał. „Pracą? Nie kłopocz się tym. W sejfie zostawiłem ci trzy, ponumerowane listy. Gdyby coś szło nie tak, otwórz pierwszy z nich. Powodzenia!". Świeżo mianowany prezes posłuchał rad. Przez cały rok pił whisky, grał w golfa i jadł homary. Niestety, wyniki finansowe firmy okazały się kiepskie, więc został wezwany przed oblicze rady nadzorczej. „Co robić?! Co robić!?" – panikował. Wtedy przypomniał sobie o listach. Natychmiast otworzył pierwszy z nich: „Drogi następco" – pisał poprzednik. – „Jeżeli wyniki okazały się słabe, zwal wszystko na mnie. Powiedz radzie, że narobiłem bigosu, a ty – choć próbowałeś – nie byłeś w stanie szybko wyprowadzić firmy na prostą". Nowy uśmiechnął się i taką właśnie wersję przedstawił radzie. Przez kolejny rok pił whisky, grał w golfa i jadł homary. Niestety i tym razem jego działania nie wyszły firmie na dobre. Prezes otworzył drugi list: „Tym razem musisz powołać się na kiepską sytuację makroekonomiczną. Powiedz, że wszystko przez kryzys. Uwierzą". Uwierzyli. Wiadomo, co było dalej. Po roku sytuacja firmy była już niemal tragiczna. Prezes wcale się tym nie przejmował. Ze spokojem sięgnął po kolejny list. Jednak mina mu zrzedła, gdy tylko odczytał jego treść: „Teraz zacznij pisać listy".

Na ustach Bruca Wayne'a zastygł na wpół uformowany uśmiech… który prawie natychmiast przerodził się w wyraz szczerego zdumienia.

– Zawracaj. I przyciemnij szyby. Muszę się przebrać.

Alfred bez słowa wykonał polecenie.

 

***

 

– To jawny mobbing, panie Wayne – powiedział Oscar Hanushek, wycierając rozbitą wargę.

– Skąd wiedziałeś, że to ja jestem Batmanem!? – spytał bohater, podnosząc z podłogi swojego dyrektora finansowego. – Gadaj!

– Tego zdradzić nie mogę…

Cios w splot słoneczny całkowicie odebrał mu oddech.

– Co na to Państwowa Inspekcja Pracy? – wykrztusił po chwili.

– Tym się nie kłopocz! Zwalniam cię!

– Tak bez odprawy?

– Ja ci dam odprawę!…

Parę minut i kilkanaście ciosów później Hanushek wyglądał jak krwawy strzęp człowieka. Mimo to nadal się uśmiechał.

– Przestań się szczerzyć! Jeżeli sądzisz, że jesteś bezkarny, to grubo się mylisz! – warknął Batman. – Nawet jeżeli nie udowodnię, że jesteś Człowiekiem-Kretem i tak cię wsadzą za działanie na szkodę firmy…

– Oraz czerpanie nienależnych korzyści majątkowych – skrupulatnie dodał obity mężczyzna.

– Dokła… że co?

– Ostatecznym udziałowcem Krtek PLC jest Wayne Corporation. – Hanushek uśmiechnął się bezczelnie. – Finansowałem sprzęt z pańskich pieniędzy.

Batman dopiero po kilkunastu sekundach zrozumiał sens jego słów.

– To niemożliwe – wykrztusił. – Gdy cię zatrudniałem, Człowiek-Kret działał już od kilku miesięcy.

– Wcześniej miałem innego sponsora… W każdym razie, nieźle pana załatwiłem.

– Ty mnie!? Coś ci się pomyliło! Zgnijesz w Arkham!

– A pan na zasiłku dla bezrobotnych. Wayne Corporation to już trup. Zapominałem wspomnieć, że ostatnio otworzyłem kilka uroczych transakcji pochodnych. To miała być taka pożegnalna, pozabilansowa niespodzianka. Dzisiaj rano ich negatywna wycena trzykrotnie przekroczyła wartość kapitałów własnych.

Bruce Wayne puścił Hanushka. Zrobiło mu się słabo.

– Batman nie ma żadnych supermocy – ciągnął były dyrektor. – Jego jedyną siłą są pieniądze i zabawki, które za nie kupuje. Nie ma kasy. Nie ma Batmana.

 

***

 

– Nie masz apetytu, Bruce? – spytała Yana Shimizui.

Wygląda pięknie – pomyślał były Batman. Miał na myśli zarówno kobietę, jak i wykwintne dania, które zaserwowała.

Jednak nawet romantyczna kolacja z uroczą kochanką nie była w stanie poprawić mu humoru.

– Rozchmurz się, misiaczku – szczebiotała. – Bankructwo to nie koniec świata. Nawet Donald Trump zaliczył kilka wpadek.

– Nie o to chodzi…

Zaśmiała się.

– Ależ wiem! Nic się nie przejmuj. Jestem wielką fanką Batmana, więc chętnie ci pomogę.

Bruce z wrażenia upuścił widelec.

– Skąd wiesz… – wyjąkał.

– Przecież mówiłam! Od lat jestem twoją wielką fanką. I mam więcej pieniędzy, niż ty kiedykolwiek miałeś. Wiesz najlepiej, jakie to daje możliwości.

– Wiem – mruknął.

– Dolej szampana, pieszczoszku. – Upiła łyk i kontynuowała. – Zaopiekuję się tobą. Przy mnie niczego ci nie zabraknie. Będziesz miał samochody, najnowocześniejszą broń i… obcisłe stroje.

Bruce zerknął na kuszący dekolt japońskiej piękności. Pomyślał, że życie herosa-utrzymanka może wcale nie będzie takie złe.

– Tylko musimy coś zrobić z tą czernią. Twój strój jest zbyt mroczny i w ogóle nie-kawaii. Wiem! Wystylizujemy cię na bohatera mojego ulubionego anime z dzieciństwa!

Bruce automatycznie wyobraził sobie siebie w stroju Iron Mana. Japońskie roboty w sumie nie wyglądały tragicznie. Poza tym fajnie by było w końcu latać naprawdę. Uśmiechnął się na samą myśl.

– I koniecznie przefarbujemy cię na blond – ciągnęła sponsorka. – Och, będzie z ciebie taki cudowny Yatta-man!

Bruce Wayne przestał się uśmiechać.

THE END

Cast (in order of appearance)

Bruce Wayne/Batman – Christian Bale

Oscar Hanushek/Kret – Johnny Depp

Alfred – Michael Caine

Yana Shimizui – Lucy Liu

Jim Gordon – Gary Oldman

Lucius Fox – Morgan Freeman

Koniec

Komentarze

Michael Caine. Świetny aktor.

Dzięki. Ale mam nadzieję, że to nie będzie Twój jedyny komentarz a propos tekstu ;)

Raczej tak, z dość oczywistych względów. Piszę opowiadanie na konkurs, pod tytułem " Kłopoty nie są moją specjalnością". Zobaczymy, co z tego wyjdzie.  Co prawda, inni bohaterowie - Jack Sparrow versus Terminator. Mimo wszystko, wolę się wstrzymać z komentowaniem. 
Pozdrowienia.     

Ze względu na "obsadę" Hanushka i ewentualną kolizję terminów aktora? ;) Ja tam komentuję teksty do konkrsów, w których startuję. Czekam na Twoje opowiadanie. Uwielbiam KAPITANA Jacka Sparrowa :)

Możesz się nieco rozczarować. Jack Sparrow jest spokojnym mieszkańcem hrabstwa Carrington i znany jest miejscowemu szeryfowi Wallisowi głownie z tego, że nielegalnie produkuje na swojej farmie świetny bimber. Co prawda, Sparrow opowiada, że natchniony entuzjazmem wojennym wstapił do marynarki USA na początku 1943r. i stał sie bohatrem wojennym, a jeszcze wcześniej, coś tak na początku  XIX wieku dowodzil sporym żaglowcem, ale  któżby wierzył w takie bajdy ... Tym bardziej, że Jack Sparrow wybudowal na  gazonie przed swoim domostwem trzynaście klatek - dla trzynastu małp.
Pozdrowienia.
Bez odbioru.  

Kretowóz - jak w myślach nazywał go Batman - obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni i zarył w stos pustych kartonów. - to chyba jeszcze z ostatniego "błyskawicznego" zostało?:P
Dobre opowiadanie. Zabawne, choć jednocześnie pojawia się temat jak z "Margin Call". No i świetne zakończenie, a filmik przypomniał mi, że kiedyś byłem wiernym fanem Yatta-mana. Wypada pogratulować pomysłowości.
Pozdrawiam

Mastiff

Ha ha ha ha - to za zakończenie. Poza tym czyta się dobrze i jest ciekawe :) Ach Ran... te Twoje rynki finansowe... ;)

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Bardzo fajny tekst. Dobrze napisany i zabawny.
Mam tylko jedną uwagę: kret nie należy do rzędu gryzoni i kto jak kto, ale człowiek-kret powinien o tym wiedzieć ;)

Pozdrawiam

Nie ma kasy. Nie ma Batmana.
Ze też nikt wcześniej na to nie wpadł :D Ale miałam nadzieję, że Yana przebierze Wayne'a za Czarodziejkę z Księżyca ;)

Świetne. Zakończenie rozbraja:) Bardzo lubię czytać twoje teksty. Po prostu nie ma się ochoty oderwać.

Dwa drobiazgi które rzuciły mi się w oczy:

- Oscar Hanushek - piszesz że jego uśmiech zapewniał mu sympatię współpracowników,

Mimo niepozornej postury był dość przystojny, a ciepły uśmiech z pewnością zapewnił mu sympatię wielu współpracowników. Bruce Wayne do nich nie należał.- odniosłam wrażenie że Wayne jest szefem a nie współpracownikiem. Niby można powiedzieć, że z szefem też się współpracuje ale jakoś mi to tak troszkę zgrzytnęło.

- Lucius mówi, że kontroling wziął się cięcie wydatków. - wziął się ZA

Bardzo się cieszę, że Wam się podobało :)
@Bohdan, a z tymi kartonami to jakoś samo przyszło. Naturalnie aluzja zamierzona ;)
@rinos, w filmach firma i fortuna pana Wayne'a zawsze przedstawiana była jako coś oczywistego - ma kasę i już. A obecny kryzys jakoś tak dodatkowo mnie zainspirował. Zauważ, że opowiadanie wybiega nieco w (negatywną) przyszlość. W "realu" problemy Hiszpanii i Portugalii (jeszcze) się nie "zmaterializowały" (i miejmy nadzieję, że nigdy do tego nie dojdzie).
@Ibastro, dzięki za czujność. Gryzoń poprawiony ;) 
@Dreammy, to by było zbyt brutalne ;]
@Laodika, bardzo dziękuję za miły komentarz i zwrócenie uwagi na technikalia. Szczerze nie mówiąc nie pamiętam, czy w filmie Bruce pełnił w firmie jakąkolwiek funkcję. Jeżeli był tylko właścicielem, to faktycznie nie można tu mówić o "współpracy". Natomiast jeżeli był prezesem (ew. szefem rady nadzorczej) to już jak najbardziej kwalifikuje się do roli współpracownika. W tekście przyjęłam, że Bruce jest w zarządzie i aktywnie wpływa na politykę firmy (inaczej intryga nie miałaby odpowiedniej "mocy") :) 

kawaii ;D fajnie się czyta, masz dobry styl. jak ja kocham johhnyego deppa

O żesz ty... Taki numer! Mucha nie siada :-) A już miałem nadzieję, że załapię się na nagrodę :-)
Dla mnie też ten fragment ze współpracownikiem nie pasuje. Mimo wszystko Bruce był szefem. Jak widać- naiwnym szefem. Przyjmuje na dyrektora nie sprawdzonego człowieka. Dziwne, że wcześniej nie zrobiono z niego bankruta.
Mam- tutaj pięknie wpisuje się opowiadanie rinosa!
Japoneczka po kilku upojnych tygodniach znudzi się Brucem i wyrzuci go na bruk. Wayne zostaje bezdomnym i następuje rozdział rinosa :-) Kolejna powieść w odcinkach. Jestem genialny.
Poważnie- bardzo mi się podobało. Pomysł genialny- pozbawić Batmana mocy, to uciąć mu forsę. No i te szczególy o finansach. Nie znam się na tym, ale dla mnie brzmiały kompetentnie.

Dzięki za komentarze! Cieszę się, że Wam się podobało :)

Nowa Fantastyka