- Opowiadanie: k.stelmarczyk - Wilk, Fuks i Nalewajek. Odrobina szczęścia. Akt III: Seks i przemoc

Wilk, Fuks i Nalewajek. Odrobina szczęścia. Akt III: Seks i przemoc

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wilk, Fuks i Nalewajek. Odrobina szczęścia. Akt III: Seks i przemoc

***

– „Morderstwo Gonzagi” możecie zagrać?

– Możemy, panie.

– To grajcie je jutro.

– Jak rozkażesz, miłościwy panie.

– Mógłbyś w potrzebie nauczyć się dwunastu do piętnastu wierszy, które bym napisał i wtrącił do twojej roli?

– Czemu nie, łaskawy panie.

– Horacy, mam pomysł.

– Uchowaj bogini.

 

***

Książę ostrożnie wyjrzał z galerii.

– Oddal się Gertrudo – nie widział stryja, ale jego głos niósł się po sali tronowej. Usłyszał szelest sukni i drobne kroki. Dlaczego ona pozwala sobą pomiatać, rozłościł się książę.

Od pewnego czasu matka działała mu na nerwy. Była nadopiekuńcza i jednocześnie całkowicie oddana stryjowi. Doprowadzało to do szewskiej pasji.

– Weź książkę – to głos Poloniusza. – Udawaj, że czytasz.

– Natomiast my tak się ukryjemy, że będziemy mogli wszystko dobrze widzieć i słyszeć.

Do tego wykorzystuje biedną Ofelię do swoich brudnych spraw. Zrobiło mu się szkoda dziewczyny. Zanim dowiedział się o skrytobójczej śmierci ojca, wydawało mu się, że coś do niej czuje. Chciał jakoś zapełnić pustkę w swoim życiu, a Ofelia miała w sobie moc, której nie książę nie znajdował w kobietach, z jakimi miał do tej pory kontakty. Ale teraz miał coś innego głowie i odrzucenie jego zalotów przez dziewczynę było mu na rękę. Wolał jednak, żeby nie musiała brać udziału w tej farsie. Bezgłośnie sklął stryja i wycofał się ostrożnie. Chcecie przedstawienia, to je dostaniecie.

Wziął głęboki oddech i westchnął głośno.

– Ha! co widzę? – zaczął z przesadnym entuzjazmem. – Piękna Ofelia!

– Jakże zdrowie waszej książęcej mości od dni tylu? – dziewczyna nerwowo zamknęła książkę. Książę przeszedł przez drewnianą balustradę i zeskoczył lekko do sali tronowej o mało co nie łamiąc sobie nóg. Ofelia ukryła uśmiech rozbawienia za książką.

– Dobre. Pokornie dziękuję – uśmiechnął się szarmancko i od niechcenia otrzepał spodnie.

– Mam panie od was kilka pamiątek, które dawno zwrócić pragnęłam – dziewczyna sięgnęła do kieszeni sukni i wyciągnęła plik kartek. Książę rozpoznał liściki miłosne, które podrzucał jej pod drzwi. Momentalnie spochmurniał.

– Nigdy w życiu nic pannie nie dałem – burknął.

Ofelia posmutniała.

– Wiesz dobrze, książę, żeś to czynił. A podarunki swoje ubarwiałeś słowami, które wszelkiej rzeczy wartość podnoszą. Ich woń uleciała, zatem weź je na powrót. W oczach każdej szlachetnej osoby najdroższe dary lichymi się stają, gdy dawca jest martwy.

Zlustrował twarz dziewczyny.

– Jesteś uczciwa? – spytał poważnym głosem.

– Mości książę!

– Jesteś piękna?

– Co znaczą te pytania?

– To, że jeśli jesteś uczciwa i piękna, uczciwość twoja nie powinna mieć do czynienia z pięknością.

No, pomyślał książę, będą mieli zagadkę. Ofelia patrzyła na niego zmieszana. Jej oczy przybladły, a twarz posmutniała jeszcze bardziej.

– Kochałem dawniej pannę.

Oczy dwórki zaszkliły się i w kąciku zebrały się łzy.

– Dawałeś mi to książę do zrozumienia – głos jej drżał, gdy ocierała je dyskretnie.

Książę nienawidził stryja i Poloniusza, za to, co teraz robił tej biednej dziewczynie. Chciał chwycić ją za rękę, całować dłoń i zapewnić o swojej miłości. Zamiast tego musiał grać dalej.

– Nie trzeba było tego tak rozumieć. Nie kochałem cię wcale.

Twarz Ofelii poszarzała.

– Zatem zwodziłeś mnie panie – w jej głosie nie było słychać złości. Tylko smutek i żal.

– Idź do klasztoru! Na co ci mnożyć grzeszników? – za to on nie ukrywał wściekłości. – Jesteśmy arcyhultaje i żadnemu z nas nie ufaj. Idź prosto do klasztoru. Gdzież panny ojciec?

– W domu mości książę – dziewczyna cofnęła się nieco, przestraszona nagłym wybuchem.

– Zamknij go na klucz, aby nigdzie indziej nie grał roli błazna. Bądź zdrowa – odwrócił się do niej plecami i chciał odejść, ale się rozmyślił.

– A jeśli za mąż pójść zechcesz, to pamiętaj, że choćbyś jak śnieg czysta była, nie ujdziesz obmowy. Adieu – machnął pogardliwie ręką. Obrócił się na pięcie i zrobił dwa kroki.

– Słyszałem też o malowaniu się waszym. Nie dość wam jednej twarzy, że dorabiacie sobie drugą – mówił odwrócony do niej tyłem, wdzięczny, że nie widzi jego twarzy i nie patrzy mu w oczy. Inaczej nie powiedziałby tego wcale. – Sztafirujecie się, krygujecie, cedzicie słowa, a chuć ukrywacie pod płaszczykiem naiwności – szydził. – Precz! Precz! Nie chcę już na to patrzeć. To mnie doprowadza do wściekłości. Do klasztoru!

Ofelia patrzyła w milczeniu jak wychodzi, trzaskając drzwiami. Z ciemności pod galerią wyłonili się królem z szambelanem.

– Miłość? To nie są jej symptomy – król miał wątpliwości. – To, co mówił, choć bez związku, nie nosiło cech szaleństwa.

Spojrzał w kierunku drzwi, za którymi zniknął jego synowiec i podrapał się po brodzie. Po głowie chodziła mu myśl, że ten dzieciak coś kombinuje. Z tego jajka wykluje się jakaś zguba, pomyślał. Ponownie spojrzał na drzwi i w głowie zaświtał mu pewien pomysł.

– Wyślemy go do Anglii – stwierdził krótko. – Może podróż i widok różnych miejsc pomoże mu stanąć na nogi.

A po drodze wiele może się chłopcu przydarzyć, zacierał w duchu ręce.

– Wyślemy go tam z jego przyjaciółmi. Co ty na to, szambelanie?

– Może to być dobre – szambelan uważnie przyjrzał się królowi. Jednak chcesz się go pozbyć, pomyślał. To trochę komplikowało szambelanowi plany, ale po prostu będzie musiał przyspieszyć kilka ruchów. – Uważam jednak, że problemem tkwi w miłości – spojrzał na córkę. Czy będzie w stanie wypełnić zadanie, które jej powierzy?

 

***

Ciężko oddychał. Oparł się o ścianę i tłumił łzy. Smutek mieszał się z wściekłością. Zabije stryja. Nie dlatego, że zabił mu ojca, że kazał go zabić, nie dlatego, że wziął ślub z jego matką, że wciąga Ofelię w swoje bagno; zabije go, bo chce przeżyć.

Uczepił się tej myśli i zmusił się do uspokojenia. Żadnych łez. Może potem. Teraz ma ważniejsze rzeczy na głowie. Stryju dostaniesz ostrzeżenie. I to takie, że poczujesz je głęboko. Wszyscy zobaczą, a część z nich zacznie się zastanawiać. Będą unikali twoich spojrzeń i będziesz wiedział, z jakiego powodu. To cię zaboli.

– Schadzka poszła pomyślnie?

Odwrócił się zaskoczony.

– Chyba nie – Nalewajek popatrzył mu prosto w oczy.

– To nie jej wina. Ojciec zmuszą ją do tego wszystkiego – książę jawnie otarł resztki łez i smarków w rękaw kaftana. Kacper pogrzebał pod szatą i wydobył mały, ale pękaty bukłak z czarnej skóry. Odkorkował i pociągnął długo. Podał księciu. Chłopak wzruszył ramionami i upił trochę.

– Z czego to jest zrobione!

Paliło go gardło, brakowało tchu, momentalnie się spocił, a na twarz wystąpił rumieniec.

– Z włosów dziewicy – Nalewajek znów przyssał się do bukłaczka. – Dostałem przepis od jednej wiedźmy.

– Nie zgrywaj się. Włosy dziewicy to takie zioło. Nawet ja to wiem – popatrzył na niego z wyższością, ale Nalewajek tylko się uśmiechnął.

Nagle księcia olśniło.

– Gdzie go pędzisz łajdaku?

 

***

– Musisz uwieść księcia.

– Ależ ojcze… – Ofelia zakryła usta dłonią.

– Nie sprzeciwiaj się woli ojca – Poloniusz chwycił ją za ramiona i ścisnął.

– Boli – dziewczyna skrzywiła się.

Szambelan puścił ramiona i delikatnie ujął dłonie córki.

– Ukochana moja – zaczął ciepłym tonem. – Widzę, że lgniesz do tego chłopaka, a i on, choć niespełna rozumu, miłość do ciebie czuje. Zrozumiałem, że nie mogę stawać na drodze waszego uczucia ze względu na dobro królestwa. Jego powrót do zdrowia od ciebie zależy.

Ofelia wysunęła dłonie z uchwytu ojca.

– Nie ojcze. Choć szlachetne są twoje intencje, nie godzi się tego robić w ten sposób.

– Zrozum, że to jedyny sposób. Nawet przyjaciele nie są w stanie mu pomóc. Tylko ty możesz to zrobić – Poloniusz uderzył w surowy ojcowski ton.

– Nie legnę z nim.

– Legniesz.

– Nie.

– W takim razie nie opuścisz tego pokoju, dopóki się nie namyślisz.

 

***

W komnacie paliła się tylko jedna pochodnia. Za oknem strażnik oznajmiał, że minęła północ i wszystko jest w porządku. Pod retortami i kolbami płonęły małe płomyki. W naczyniach bulgotało, ciecze kotłowały się, zmieniały stan i kolory, czasami coś błyskało, a książę nie był w stanie powiedzieć, czy błyski to tylko odblaski pochodni, czy w rzeczywistości coś błyskało we wnętrzu tej, czy tamtej kolby.

– Nieźle się urządziłeś w tej norze alchemika – Fuks uniósł i przechylił drewniany kubek. Skrzywił się i nalał sobie następną kolejkę z glinianej butelki. – Z czego ty to pędzisz?

– Z włosów dziewicy – wyprzedził odpowiedź Nalewajka książę. – Dostał przepis od jednej wiedźmy – dodał nagannym tonem.

Siedzieli przy małym stoliku. Książę ledwie mieścił pod nim nogi.

– Czy to, ta sama wiedźma, która na pół roku zamieniła cię kozła – Wilk odstawił swój kubek. Siedział odsunięty od stołu prawie na długość ramienia.

– Nie na całe. Przy pełni zmieniała mnie na powrót w człowieka. Wtedy było całkiem miło – Kacper siedział wyciągnięty na krześle i wspierał ręce na okazałym brzuchu.

– Nie macie, o czym gadać?

– Co się złościsz mały – Fuks, który jako jedyny mógł normalnie zasiadać za stołem, wstał i chwiejnym krokiem ruszył w mrok pokoju. – Normalna rzecz, że zdrowy na ciele i umyśle mężczyzna myśli o zaletach kobiecych wdzięków – dobiegł z ciemności jego głos. Fuks westchnął głośno i rozległy się odgłosy wielu kropel spadających do wypełnionego w połowie wiadra.

– Powinieneś umówić się z tą Ofelią książę – poradził Wilk.

– Bierze mnie za wariata – książę wychylił kubek i nalał sobie i olbrzymowi. Kacper zdążył przsynąć, trzymając kubek w rękach splecionych na brzuchu. Hamlet nalał mu trochę bez budzenia go i odstawił butelkę.

– To powiedz jej prawdę – Wilk sięgnął po kubek.

– Nie. Nie chcę jej w to wciągać.

– Nie musisz jej w to wciągać. Wciągnij ją do łóżka, a potem jakoś będzie – Fuks wyłonił się z ciemności, poprawiając pas. Usiadł i wzniósł kubek do toastu.

– Zdrowie pięknych pań – przepił do Wilka i księcia.

– Zdrowie tych, co je kochają – przyłączył się Wilk.

– No pohybel ich ciemięzcom i więzicielom – książę przywołał obraz łez Ofelii.

– Niech chwała bogini spłynie na kochanków – kubek przebudzonego Nalewajka dopełnił ostatniego toastu.

Wypili. Fuks z hukiem odstawił swój kubek.

– Panowie, to jeszcze nie koniec nocy – powiedział uśmiechając się niczym mały urwis, który właśnie ma zamiar spłatać jakiegoś figla.

 

***

– Wspinaj się!

– Nie krzycz.

– Wspinaj się.

– Książę Hamlecie?!

– O pani wdzięki twe wielbić pod niebiosa przybywam.

– Książę! Ciszej. Jeszcze kto usłyszy…

– Niech słyszy, kto chce!

– Tyś najcudniejsza ze wszystkich kobiet na świecie.

– Tyś najcudniejsza ze wszystkich kobiet na świecie.

– Kto tam jest z tobą, panie? Horacy! Panowie Kreuz i Star?

– Wspinaj się mały.

– Panowie, to nie honorowo pod oknem damy nocą takie rzeczy wykrzykiwać.

– Ofelio…

– Książę!

– Trzymaj się mały!

– Łap go dziewczyno.

– Mam cię książę.

– Trzymaj go, trzymaj!

– Podciągnij się mały!

– Ofelio…

– Mój panie, mogłeś skręcić kark.

– Wszyscy, by się ucieszyli.

– Nie ja mój panie.

– Ofelio…

– Panie jesteś szalony.

– Ty mnie do szaleństwa przyprowadzasz.

– Książę… piłeś?

– Jestem pijany miłością.

– Słyszeliście go jak pięknie mówi.

– Cicho Star.

– Sam cicho.

 

***

– A potem córka twa panie linę wciągnęła i okno zamknęła, a książę dopiero, gdy świtać zaczęło, po linie na powrót się spuścił i do własnej komnaty powrócił – zdawał relację jeden ze szpiegów Poloniusza. Jak on się zwał? Aha, Rajnold.

– Co tam robili, nie dowiedziałeś się aby? – szambelan przełożył kartkę na stertę po lewej stronie.

– Nie panie. Domyślam się tylko – szpieg uśmiechnął się znacząco.

Poloniusz, zajęty przekładaniem dokumentów, nawet na niego nie spojrzał.

– Ktoś jeszcze to widział? Straż księcia nie nakryła? – wyciągnął pękata sakiewkę ze szkatułki na stole.

– Nie panie.

– Dobrze. O tym, co się stało, nikomu pary z ust nie puścisz. Zrozumiałeś? – podrzucił sakiewkę.

– Zrozumiałem panie.

Poloniusz rzucił pieniądze. Szpieg chwycił sakiewkę i szybko ukrył w fałdach szarego płaszcza.

– Nie chcemy przecież martwić jego królewskich mości i wywoływać skandalu.

Szpieg wyszedł, a Poloniusz chwycił pusty arkusz. Zanurzył pióro w kałamarzu i zaczął pisać: „Kochany Leartesie. Czarne chmury nad królestwem naszym zebrały się ostatnimi czasy. Wracaj do Elsinoru szkody po burzy pomniejszać.”

Będzie miał sporo do przemyślenia po drodze, spojrzał na list Poloniusz.

– Rajnold!

– Tak panie?

– List memu synowi dostarczysz.

Kiedy Rajnold wyszedł, Poloniusz rozparł się wygodnie na stolcu. On sam z pewnością nie, ale kto wie, może Leartes wkrótce zostanie królem. Król Leartes. Poloniuszowi bardzo podobało się brzmienie tych słów, tak bardzo, że musiał wymówić je na głos.

– Król Leartes – wyszeptał, bo bał się, że duch starego króla mógłby usłyszeć.

– Słyszałem, ty padalcu – powiedział duch króla, ale oczywiście Poloniusz nie mógł go usłyszeć.

 

***

Ofelia przeciągnęła się przed lustrem. Przyjrzała się swojemu szesnastoletniemu ciału. Nie znalazła w nim skazy. Złożyła ręce na brzuchu. Tu złożył swoją głowę, pomyślała, i wszystko mi powiedział. Ofelia objęła się, zakręciła i zaśmiała radośnie. Jest zdrowy i jest jej. Przyszedł do niej sam, z własnej woli.

Od słodkich wspomnień oderwało ją pukanie.

– Córko! Jesteś gotowa do przedstawienia – zza drzwi dobiegł głos ojca.

Poloniusz zapukał jeszcze raz. Ofelia nie odpowiedziała. Za drzwiami zapadła cisza. Po chwili dało się usłyszeć chrobot klucza w zamku. Chwyciła koszulę i szybko ją na siebie włożyła.

– Dlaczego nie odpowiadałaś? Dlaczego jesteś jeszcze nieubrana?

– Wybacz ojcze.

– Nie szkodzi, nie szkodzi. Masz jeszcze trochę czasu.

Poloniusz chwycił ją za ramiona i lekko ścisnął.

– Mam dla ciebie prezent w sam raz na występy aktorów. Książę tam będzie i musisz pięknie wyglądać.

Pocałował ją w policzek i wyszedł. Po chwili weszła pokojówka z zawiniątkiem pod pachą. Ofelia spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Twarz psuł grymas. Ojciec zawsze wszystko potrafi zepsuć.

 

***

Aktorzy kończyli rozkładać namiot na zamkowym dziedzińcu. Między nimi kręciły się umorusane dzieciaki. Kacper rozmawiał z szefem trupy, Wilk opierał się o jeden z zakrytych wozów i rozglądał się leniwie. Fuks zabawiał rozmową jedną z aktorek. Wskazał ręką opartego o wóz czarnego olbrzyma i coś powiedział. Kobieta roześmiała się głośno. Z wozu, o który opierał się Wilk, wysunęła się głowa księcia.

– I cóż mości panie? Czy król zechce spożyć ten kęs widowiska? – zahuczał wesoło prosto do ucha olbrzyma.

– Za chwilę ty nie będziesz miał czym te kęsy rwać – zasyczał Wilk.

– Drogi Guild Star! – zignorował go książę. – Pogońże aktorów i przestańże zawracać w głowie naszej królowej.

Fuks nawet się nie odwrócił, tylko pochylił ku aktorce i szepnął coś do ucha. Ta spojrzała na Hamleta. Książę zamachał do niej, uśmiechając się szeroko. Aktorka odpowiedziała mu, puszczając do niego oko.

– Dobrze się bawisz?

– Nieźle, kochany Rosen Kreuz. Hola Horacy!

Kacper skończył rozmawiać i podszedł do wozu.

– Co rozkażesz panie?

– Czegoż bym mógł się od ciebie spodziewać, prócz radości z wyżywienia i okrycia?

Kacper wysupłał spod szaty skórzany bukłaczek i zdrowo z niego pociągnął. Podał Wilkowi, który dopełnił honorów, mocno się przy tym krzywiąc.

– Mocne, psia jucha – Wilk wyciągnął bukłak do Hamleta. Chłopak odmówił kiwnięciem głowy.

– Obserwuj stryja. Szczególnie podczas sceny, którą dopisałem.

– Nie ucz ojca dzieci robić i rybaka w sieci łowić – Kacper przejął do Wilka bukłak.

Aktorzy skończyli stawiać namiot w dobrym momencie, bo na dziedzińcu zrobiło się zamieszanie. Król i królowa wraz z dworem przybywali na przedstawienie.

– Idą. Muszę udawać idiotę. Dalej na miejsca! Czy aktorowie już w pogotowiu? – księciu z nerwów pociły się ręce. To jest ta chwila, teraz wszystko się okaże.

– Czekają na twe rozkazy panie – uspokoił go Wilk.

– Siądź przy mnie kochany Hamlecie.

Książę odwrócił się gwałtownie.

– To matka. Nie zostawiaj mnie! – syknął do Wilka.

Wilk rozejrzał się po sali.

– Koło Ofelii jest wolne miejsce.

Książę nerwowo zlustrował publikę.

– Nie. Jeszcze ludzie zaczną gadać.

– Głupi jesteś.

– Sam jesteś głupi.

– Dobra. Zajmij miejsce przy matce. Ja siądę przy Ofelii.

– Nic z tego. Wybacz kochana matko, tu jest metal silniej pociągający. Mogę, o pani, lec na twoim łonie?

Ofelia zaczerwieniła się. Palnąłem gafę, pomyślał Hamlet.

– To znaczy… głowę, czy złożyć mogę?

– Możesz książę.

Hamlet rozejrzał się. Gertruda patrzyła przed siebie. Usta miała zaciśnięte i książę doskonale wiedział, co to oznacza. Wymówki później. Poloniusz szeptał Klaudiuszowi do ucha. Aha, tu cię mam, pomyślał.

– Sądzisz, że miałem na myśli coś innego – szepnął, kładąc się u stóp dziewczyny.

– Ja nic nie sądzę – Ofelia rozejrzała się nerwowo. Prawie wszyscy na nich patrzyli. Król, królowa, ojciec, Horacy, Star, Kreuz. Zaciekawieni dworzanie z dalszych rzędów wyciągali szyje, żeby zobaczyć na własne oczy, co tym razem wymyślił ich szalony następca tronu.

– To byłby nie lada pomysł, położyć się między twoimi nogami – wyszeptał w łono książę.

– Książę dziś wesół – Ofelia była oficjalna, a w jej głosie brzmiała nagana. Hamlet uniósł głowę.

– O jestem tylko twoim wesołkiem.

Niech słyszą. Niech wiedzą. Był następcą tronu, a to była jego ukochana.

– Cóż zresztą ma czynić człowiek, jeśli nie weselić się? Oto na przykład moja matka, – zniżył głos – patrz pani jak promiennie wygląda.

Ofelia spojrzała i ukryła uśmiech za dłonią. Zabrzmiały trąby.

– Zaczyna się.

 

***

– Co ci jest panie?

– Światła! Wychodzimy.

– Światła! Światła! Światła!

Kiedy wszyscy się rozeszli, Hamlet chwycił Kacpra za łokieć i pociągnął w cień kolumny.

– Niech ryczy z bólu ranny łoś! Powinienem zostać jakimś aktorem, albo coś.

– Musiałbyś trochę poćwiczyć.

– Gdzie wczoraj Jowisz był na tronie, tam dziś panuje pustka.

– Nie rymuje się.

– Widziałeś?

– Widziałem.

– Kiedy mowa była o otruciu…

– Widziałem.

Kacper położył rękę na ramieniu Księcia.

– Uspokój się, bo nie pożyjesz długo. Nawet Kreuz i Star ci nie pomogą.

Hamlet strącił rękę.

– Daj spokój. Teraz to nie potrwa długo.

Na dziedzińcu pojawili się Wilk z Fuksem. Kacper zamachał do nich.

– Mówię ci, panuj nad emocjami. Zacząłeś niebezpieczną grę i właśnie odsłoniłeś się przed wrogiem.

– Odsłoniłem?

– Teraz Klaudiusz wie, że mu zagrażasz. Znasz jego śmiertelną tajemnicę.

– No mały, musze przyznać, że to twoje przedstawienie narobiło niezłego bigosu – wyszczerzył zęby Fuks, jak tylko dołączyli do księcia i Nalewajka.

– Co z królem?

– Nie czuje się najlepiej. Ponoć żółć mu się wzburzyła.

– Szkoda, że nie jestem lekarzem. Zapisałbym mu coś na przeczyszczenie.

– Wracając do tematu, to nie król nas przysyła, lecz twoja matka.

– Czego chce?

– Chce się z tobą widzieć w swojej sypialni, nim udasz się na spoczynek – włączył się Wilk.

– No tak. Tego się spodziewałem. Czas na wymówki.

Wilk powstrzymał go.

– Powiem to tylko raz i nie będę cię tym więcej zamęczał. Nie zadręczaj się tą sprawą z ojcem. Dobrowolnie zamykasz drzwi swobodzie.

– Nie mam innych widoków.

– Możesz zostać królem.

– Dostał koń owsa…

– Uwaga szpicel – syknął Kacper.

– Mości książę, królowa życzy sobie pomówić z wami i to teraz – Poloniusz ukłonił się nisko.

– Widzisz tą chmurę podobną do łasicy?

– Widzę, panie. Wasza matka…

– Nie, nie. Chyba bardziej do szczura.

– W rzeczy samej do szczura, panie. Polecenie było wyraźne, wasza matka…

– Idę, idę. Przy głupcach zgłupieć można.

– Król chce jeszcze z panami Kreuz i Star kilka słów zamienić. Niezwłocznie.

 

***

– Księciu nie można wierzyć i bardzo nieroztropnie byłoby popuszczać mu dalej wodze szaleństwa – zaczął Klaudiusz natychmiast, gdy tylko stawili się w królewskim gabinecie. Poczekał, aż Poloniusz wyjdzie i nakazał im być cicho. – Macie być w pogotowiu – ciągnął dalej poważnym tonem, pokazując na migi jednocześnie, że trzeba uważać na uszy. Potem pokazał na drzwi, za którymi zniknął Poloniusz. – Jak tylko odbierzecie zlecenie, macie być gotowi do wyjazdu z nim do Anglii – król osobliwie zaakcentował zlecenie. – Dobro naszego państwa nie zezwala na ryzykowanie jego kolejnego wybryku, który mógłby zaszkodzić mojej osobie – dodał.

– Będziemy w pogotowiu – Fuks ukłonił się nisko. – Gdy o dobro królestwa idzie, troskliwość króla o zachowanie berła jest święta – dodał.

– Widzę, że się rozumiemy – król rozsiadł na stolcu i nalał sobie wina.

– Każdy prywatny żywot jest w obowiązku chronić się przed uszczerbkiem, a co dopiero taki, od którego zależą tysiące żywotów – dodał Wilk składając głęboki i trochę przesadny ukłon.

– Skąd pan go wziąłeś, panie Star? – spytał rozbawiony Klaudiusz i pociągnął zdrowo z kielicha.

– Kupiłem na dalekim południu, na targu niewolników. Ma skłonności do filozofowania i poezji, ale dobrze robi mieczem i posłuszny jest jak dziecko, to wszędzie go ze sobą biorę – odpowiedział Fuks, poklepując Wilka po plecach i bicepsach.

– Dobrze. Powiedz mi negrze, czy powinienem rozwiązać problem z księciem raz na zawsze? – spojrzał uważnie na Wilka. – Spójrz na mnie, kiedy będziesz odpowiadał – dodał.

Wilk podniósł głowę i spojrzał królowi w oczy.

– Majestat nie kończy sam swoich dni, ale jak spadający potok ciągnie za sobą wszystko, co w pobliżu. Majestat jest jak wielkie koło na szczycie góry, na którym wiszą przyczepione dzwoneczki, od największych po najmniejsze; jeśli koło się stoczy, każdy z dzwonków, nim w przepaść spadnie, dźwięk wyda. Nigdy król nie wydał ostatniego jęku, bez jęków ogólnych – skończył wywód Wilk.

Król wysłuchał go w milczeniu, gdy Wilk skończył odwrócił się i spojrzał w okno.

– Nie kończy sam, powiadasz? Jak to ująłeś? Nie bez jęków ogólnych… To mi się podoba – uśmiechnął się paskudnie król. – Dobrzeście go swej roli nauczyli panie Star. Szykujcie się do podróży. Możecie odejść – król machnął ręką na znak, że audiencja skończona.

Jak tylko wyszli, do pokoju wśliznął się Poloniusz. Król wzdrygnął się na widok szambelana, który nieodmiennie kojarzył mu się z łasicą.

– Jest w drodze do komnaty królowej wasza królewska mość – zdał natychmiast raport szambelan.

– Do czyjej bramki grasz mój drogi szambelanie? – król był w parszywym nastroju i postanowił wyładować się trochę na tym gryzoniu w ludzkiej skórze. Przedstawienie wytrąciło go z równowagi. Ta wszystkie aluzje do małżeństwa z Gertrudą i to morderstwo. Dworzanie dość dziwnie mu się przyglądali, gdy opuszczał dziedziniec.

– Jestem oddany tobie panie – Poloniusz ukłonił się nisko, żeby ukryć nagłą bladość. Czy król go podejrzewa? Ten szalony szczeniak swoim przedstawieniem wydał na siebie wyrok. Miejmy tylko nadzieję, że noc z Ofelią przyniesie owoce. Może zanim książę opuści ten świat udałoby się zorganizować jeszcze jedną schadzkę.

– Co ci powiedział szef trupy? – król nalał sobie wina.

– Ustępy o zbrodni i dialog króla z królową zostały dodane do oryginalnej sztuki przez księcia Hamleta, mój królu – Poloniusz wciąż nie podnosił głowy.

– Tak myślałem. Jakie są twoje wnioski mój szambelanie, szpiegu szpiegów? – zadrwił Klaudiusz.

– Książę jest szaleńcem mój panie – Poloniusz skłonił się jeszcze wyżej. Nie mogę się zdradzić, nie mogę się zdradzić, powtarzał w myślach. On nie może dowiedzieć się, że ja wiem, upomniał samego siebie.

– Nadal się upierasz przy szaleństwie Poloniuszu? – król parsknął śmiechem. – Albo jesteś bardzo głupi, albo bardzo sprytny – śmiał się dalej. – Nie, nie. To gra, książę postanowił ze mną zagrać i teraz ja zagram z nim, ale nie w jego grę, tylko moją, na moich zasadach, a ty mój szambelanie musisz wybrać stronę, po której będziesz grał – mówił coraz ciszej, a ostatnie słowa wymawiał niemal szeptem.

– Jestem twoim graczem mój panie i królu – pokora w głosie szambelana chyliła głowę niżej jeszcze niż on sam.

– Dobrze. Idź i graj. I pamiętaj, że chcę wiedzieć, o czym nasz królewski wariat rozmawiał z królową – król odwrócił się od Poloniusza i audiencja była skończona. Poloniusz wyszedł dziękując wszystkim bogom, że król nie wie, co szambelanowi udało się podpatrzeć pewnego dnia w ogrodzie.

 

***

– Ratunku!

– Królowo! Co się stało?

– Och panowie Kreuz i Star. Nieszczęście!

– Gerti! Dlaczego krzyczysz?

– Kochanie straszna rzecz się stała.

– Cóż takiego się stało?

– Hamlet zabił szambelana.

– Co?!

– Biedny Poloniusz schował się za odbiciem i przysłuchiwał się naszej rozmowie, aby dowiedzieć się, co jest przyczyną szaleństwa księcia. Ale jak tylko Hamlet tu wszedł zaczął na mnie krzyczeć, że zabiłam ojca. Kiedy chciałam uciec, chwycił mnie i nie pozwolił opuścić komnaty. Poloniusz chciał wezwać pomoc, ale książę tylko krzyczał, że szczur jest za obiciem i trzeba zabić szczura, i przebił go mieczem. Potem ruszył na mnie i nagle zatrzymał się, jakby zobaczył coś a może kogoś. Wydawało się, że słucha kogoś, ale nikogo w komnacie nie było. Potem wyciągnął ciało szambelana i nie wiem, gdzie jest teraz.

– Książę jest całkowicie szalony i niebezpieczny. Musimy wysłać go do Anglii kochanie. Tutaj zagraża nawet swojej własnej matce. Panowie, wiecie, co macie robić. Zaopiekujcie się i zajmijcie nim w trakcie podróży. Jego sługa zostaje.

 

***

– Na boginię! Dzieciaku, co ty wyrabiasz!? – głos Kacpra osadził księcia w miejscu.

– Kacper! – książę odwrócił się. Na jego umorusanej twarzy smarki mieszały się ze łzami. Trzymał pod ramionami Poloniusza i ciągnął go po ziemi. Ciało zostawiało za sobą czerwony ślad. W korytarzu unosił się zapach krwi.

– Ja nie wiem, co ty masz zamiar z tym zrobić, ale mnie w to nie mieszaj – Kacper odwrócił się i zaczął odchodzić.

– Kacpeeeer – głos księcia przeszedł w płacz. – Ja nie chciałem. Ja nie wiem, co robić. Matka wszystko widziała – książę połykał łzy i krztusił się. Nalewajek zatrzymał się.

– Jak go zabiłeś? – spytał, nie odwracając się.

– Schował się za obiciem. Chciałem go postraszyć i zacząłem krzyczeć, że to szczur i trzeba go zabić. Kilka razy mieczem ukłułem. I nagle on się zerwał i uciekać chciał, ale nie widział, że ja akurat pchnięcie w tą stronę posłałem i … – nie dokończył książę.

Kacper odwrócił się i spojrzał na Hamleta. Chłopak wyglądał jak siedem nieszczęść razem zebranych. Twarz miał całą pobrudzoną krwią, podobnie jak kaftan i rajtuzy. Zakrwawionym rękami ocierał łzy, ale efekt był jeszcze gorszy. Dobrze, że się w lustrze nie widzi, stwierdził Nalewajek.

– Bierz go za nogi, ja biorę za ręce i wynosimy – zakomenderował Nalewajek.

Książę spełnił polecenie.

– A jak nas zobaczą? – głos mu się trochę uspokoił, ale wciąż chrypiał.

– Nie ma takiej możliwości – uśmiechnął się Nalewajek.

– On tam był, Kacper.

– Kto?

– Ojciec. Powiedział, że dobrze zrobiłem – książę spojrzał Nalewajkowi w oczy.

– Dobrze zrobiłeś?

– Tak powiedział, nic więcej nie wyjaśnił.

Po spojrzeniu księcia Kacper wiedział, że chłopak jest przerażony. „No tak, zacząłeś zabijać i dociera do ciebie, że to nie takie łatwe, co?”, pomyślał, ale zachował swoje uwagi dla siebie.

– Chyba będę musiał z nim poważnie porozmawiać – powiedział zamiast tego.

– Możesz? – zdziwił się książę.

– Mam pewne… hmmm zdolności – puścił oko Kacper.

 

***

– Co tam dokładnie się stało?

Zaskoczony król odwrócił się i zobaczył Kacpra. Nalewajek był wściekły. Król siedział na ogrodowej ławie, z którą był tak mocno związany.

– Nie wiedziałem, że możesz mnie zobaczyć w ciągu dnia – zdziwił się.

– Wielu rzeczy o mnie nie wiesz – powiedział Kacper oschłym tonem. – Co tam się wydarzyło? – powtórzył pytanie.

– Pokłócił się z matką i ten szczur Poloniusz zaczął wzywać straż. Chłopak chciał go postraszyć, a ten mu się nadział na miecz. Ot wielka sprawa – wzruszył widmowymi ramionami król.

– Dlaczego powiedziałeś chłopakowi, że dobrze zrobił? – Kacper był coraz bardziej wściekły.

– Obserwowałem tego drania ostatnio i przejrzałem grę, którą prowadził. Chciał posadzić swojego syna na moim tronie! – ostatnie słowa król wypowiedział z gniewem.

– To nie jest już twój tron – sprostował Kacper.

– To tron mojego syna. Jaka to różnica? Wiesz, co on sobie wymyślił. Wiedział, że Klaudiusz mnie zamordował. Potem tylko czekał na okazję, żeby to wykorzystać. Zorientował się, że Hamlet jakoś dowiedział się, co naprawdę zaszło. Liczył po cichu, że mój brat, niech go diabli, zabije księcia, ale ten wcześniej zostanie ojcem dziecka Ofelii. To dlatego wmawiał wszystkim, że chłopak oszalał z miłości, chciał mieć podstawę do swoich roszczeń – król wziął oddech, po czym dotarło do niego, że to tylko odruch, bo przecież nie potrzebował już powietrza.

– Jakich roszczeń? O tron? Zapomniałeś, że po drodze jest jeszcze Klaudiusz – przypomniał mu Nalewajek.

– Mój brat jest bezpłodny. Odkąd pamiętam, folgował sobie z kobietami i nigdy nie uważał, ale żadne dziecko z jego lędźwi i krwi się nie zrodziło. Z tego między innymi powodu, mnie ojciec wyznaczył na swego następcę. Ja miałem syna, a on nie miał nawet bękarta – wyjaśnił król. – Wiesz, co to znaczy? To Hamlet jest przedłużeniem naszego rodu na tronie. Poloniusz wiedział o tym i chciał to wykorzystać, by posadzić na tronie własnego syna – skończył. Skrzyżował ramiona na piersi i butnie spojrzał na swojego rozmówcę.

– Sprytny szczurek – stwierdził Nalewajek. – Gdyby Klaudiusz zgładził Hamleta, a sam umarł bezpotomnie, w razie potrzeby z lekką pomocą, to jako dziadek następcy tronu miałby ugruntowaną pozycję na dworze. Może zostałby nawet regentem.

– Właśnie, a dzieci często umierają z różnych powodów w młodym wieku – podjął król. – Stąd już tylko kroczek od korony dla Leartesa. W końcu byłby członkiem rodziny królewskiej. To pchnięcie królestwa do wojny! – był oburzony.

– To jeszcze nie jest powód do mówienia swojemu synowi, że dobrze zrobił, zabijając człowieka, do tego ojca swojej ukochanej – skrzywił się Nalewajek.

– To był szczur nie człowiek! – teraz przyszła kolej na wybuch królewskiej złości. – Nie zasługiwał na życie! Powinienem sam załatwić go wcześniej, ale byłem głupi – westchnął.

– Trzeba było to zrobić samemu, a nie wysługiwać się synem. Ta krew spłynie na niego, nie na ciebie – Nalewajek popatrzył na króla z niesmakiem.

– Prawo zemsty jest święte! Niech chłopak uczy się życia, bo jeśli zostanie królem, nic innego, pozą grą na śmierć i życie, na niego nie czeka – wybuchł król.

– Tylko po to tu się kręcisz? Dla zemsty? – spytał Kacper.

– Tak. Po cóż innego? – zdziwił się król.

– Powiadają, że duchy zostają na tym świecie, bo wciąż mają niedokończone sprawy – Nalewajek spojrzał groźnie na króla. – Jaką ty masz niedokończoną sprawę?

– Poza zemstą? Żadnej. O co ci właściwie chodzi?

– Ja ci zaraz pokażę, o co mi właściwie chodzi.

– Jestem martwy. Co gorszego może mnie spotkać?

– Dużo.

– Co się stało z twoimi oczami? Nie! Nie zbliżaj się do mnie! Zostaw mnie!

– Chłopak jutro wyjeżdża i już go nigdy nie zobaczysz.

Koniec

Komentarze

"od niechcenia otrzepał spodnie"... a nie mógl po prostu otrzepać? a tak w ogóle, to jak się "otrzepuje spodnie" od niechcenia?
"głos Kacpra osadził księcia w miejscu"... książe zarżał i zaczął niecierpliwie przebierać kopytami...

itp, itd....

Przepraszam, jak zwykle patrzę na detale ale takie detale mogą zniechęcić...

dzięki, tropiciele takich detali, to dla twórcy zmora, ale przede wszystkim ogromna pomoc w wyłapywaniu błędów, siędzę nad poprawkami, więc słucham uwag

Nowa Fantastyka