- Opowiadanie: Alabastrowy - Necro część I.

Necro część I.

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Necro część I.

Czarny kot gapił się na Dokryjski trakt, nie patrząc jedyny jaki w tym kraiku występował.

Nie było by zapewne w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że był to środek puszczy kilometry od najmniejszej osady, nie licząc Domu Vers'a. Ale Vers nie lubił kotów nie lubił niczego pewne dlatego też nigdy nie wyłaził ze swojej zatęchłej nory, ale kto tam bogatego grubasa wie. Drugą podejrzaną w kocie rzeczą była moc. Kot jeśli to był kot był mocą, ale w tej krainie koty to dziwne stworzenia więc mógłby być równie dobrze starym zbzikowanym zmiennym bez lepszych perspektyw niż gapienie się na trakt. Ale ten kot był mocą, iluzją.

Necro to widział. Lekka poświata spod jego kaptura to wyczuwała, powietrze w tym miejscu drgało niespokojnie kiedy się zbliżał.

-Kto cię wysłał?– spytał unosząc lekko głowę nad łbem kasztanki.

-Zawróć– mrukną spokojnie czarny kot.

Świetnie, pewnie ten przeklęty półwysep przejął już jakiś pośredni zmienny. Myśląc to Necro patrzył na znikającego w jasnej mgiełce kota. Ruszył dalej, gdyby miał słuchać tych którzy powtarzali mu przestać dążyć do przody zapewne byłoby mniej wdów i jednego kmiotka w Skardii więcej. Ale jechał za to teraz traktem do Ostatniego Bezpiecznego Domu jak Vers zwykł nazywać swoją, bądź co bądź bezpieczną i ostatnią gospodę.

Wiedział już, że coś się zmieniło w Dork, ostatnio było tu dwóch królów jeśli bliźniaków bijących się o tron zalesionego półwyspu można nazwać królami. Pięć wiosek na krzyż i dwa zameczki bez murów czy nawet wilczych dołów, ale jednak coś o co warto walczyć, jak się nic nie ma. W tych regionach bito się jedynie drewnianymi maczugami i młotami z racji braku ród żelaza czy nawet miedzi. Przez co bitwy kończyły się najczęściej 5 ogłuszonymi wojami i bólem głowy jednego z książąt.

Necro zbliżał się do domu Vers'a a słońce do końca horyzontu. Za godzinę zapadnie zmrok i koń mi okuleje na tych wertepach. Drogi oczywiście nie były naprawiane i czyszczone. Gałęzie i mniejsze drzewka obalone przez burze walały się po trakcie. Dork nazywane przez żeglarzy Przylądkiem Burz a przez mieszkańców innych krajów zadupiem w lesie, w pełni zasługiwało na te nazwy. Król Genstergardu, który jako jedyny z nim graniczył, nawet nie próbował nigdy przejąć Dork. Nic tam po prostu nie było, za Dork był Ocean Końców zwany tak z prostego powodu, był końcem tego co zna człowiek.

Pod drzwiami do wielkiego budynku krytego strzechą leżał mężczyzna. Każdy z was pewnie pomyślał by, że jeden ze Złotych Mieczy, najemników Vers'a, upił się jak zwykle i leży nieprzytomny na warcie. Necro wiedział jednak, że nie żyje. Nie było w nim już mocy która każdy posiada, każdy żywy. Spokojnie zsiadł z konia uspokajając go mocą by przypadkiem prychnięciem nie zwrócił uwagi na nowo przybyłego. Kiedy szedł przez podwórze zaczął padać lekki deszcz, krople spływały po jego długim skórzanym płaszczu poszukiwacza i czarnej ubitej w pojedynczy pręt czarnej brodzie. W jego kraju zwano taką fryzurę dredami a w tej okolicy chamstwo zwykło wołać na to nabrodnym kutasem nie podobało mu się to, ale co zrobić z plebsem?

Necro wszedł do głównej sali karczmy. Czuć było mokrym psem, piwem, kaszą na smalcu i śmiercią. Jako takiego rozkładu nie było czuć lecz Necro wyczuwał śmierć nawet gdy nie miała jeszcze zapachu. Po dwóch końcach stołu siedziało dwóch identycznych mężczyzn z krwawą pianą na ustach. Królowie Dev's i Gev's. Czyżby kolejne przewroty pałacowe? Po bokach stołu siedziały dwory obu panów i ich wojowie wszyscy martwi z pianą na ustach.

Ktoś zatruł jedzenie, to pewnie psia jagoda, czyżby Vers sięgał po koronę? Myślał wąchając pianę jednego z wojowników Dev'a z srebrnym listkiem na piersi.

Poszukiwacz podszedł cicho do okna i wyjrzał na zewnątrz. Na pobliskim dębie siedziała ciemna sylwetka z łukiem ułożonym na kolanach. Necro zmrużył oczy i spojrzał mrucząc coś do siebie patrząc na łucznika. Spod kaptura wydobył się lekki blask i gałąź razem z przyczajonym człowiekiem się ułamała. Łucznik runą o ziemię, za nim poleciała gałąź, z podwórza dobiegł trzask łamanego drewna i kości. Poszukiwacz wyszedł spokojnie na spotkanie skrytobójcy tylnymi drzwiami i chwilę na niego popatrzył. Zielona koszula i wełniane portki farbowane na brąz wyglądały dosyć przeciętnie, lecz łuk był porządny z utwardzanego drewna, byle rozbójnik nie miał takiego oręża. Necro pochylił się nad omdlałym łucznikiem i zabrał miedziany sztylet z pochwy przyczepionej do skórzanego pasa. Jest za dobrze uzbrojony i ma złamanie otwarte, za długo nie pożyje.

-Obudź się– powiedział cicho Necro.

-Aaaagghhh– odwrzasną dosyć nieuprzejmie raniony chwytając się za ranę.

-Kim jesteś i co tu się stało– nie podnosząc głosu uśmierzył bul mocą.

-Zarvek z Brivke– przedstawił się dosyć niechętnie.

-Pytałem kim jesteś nie jak ci matka na nazwała, masz złamanie otwarte jeśli chcesz mieć trochę krwi do życia zacznij odpowiadać na pytania.

-Nie zastraszysz mnie– powiedział hardo, za hardo jak na chłopka.

Necro wypuścił swoją moc z nogi, na co łucznik zaczął wrzeszczeć na całe Dork.

-Aaahhh będę mówił, będę mówił!

-Znasz pytania– mrówką podenerwowany znowu uśmierzając ból.

-Jestem Wolnym Człowiekiem z lasów Dork, moi bracia przejęli właśnie te ziemie z rąk podłych królewskich oprawców wolnego ludu. Zaraz tu będą i mnie uratują psie!

-Nie wydaje mi się-odparł twardo Necro zdejmując kaptur.

Łucznik spojrzał na jaśniejące prawe oko poszukiwacza i cicho jękną z własnym sztyletem w krtani. Coś ty zrobił Vers, że nawet leśniacy chcą zabić ciebie i twoich braci? Grubas był nie patrząc bękartem starego króla Dork a Dev i Gev jego braćmi. I kto opłacił trucicieli i morderców którzy wybili Złote miecze. Nikogo przecież w tym kraju nie stać na takie wyposażenie dla zwykłego łucznika, nawet jak jest skrytobujcą.

Necro zszedł do loszku na wina pod karczmą, pachniało kurzem i Dorwi dobrego rocznika. Przesuną beczkę z ale i zszedł ukrytą klapą do podziemnego korytarza. Na końcu obok stalowych drzwi paliła się pochodnia.

-Katja? Mówiłem ci, że nic nie chcę idź obsługiwać moich braci– dobiegł zza drzwi basowy głos.

-To ja Necro– krzykną przez drzwi do Vers'a – otwórz te cholerne drzwi.

-Czego tu szukasz? Dwa lata temu cię stąd wyrzuciłem na zbity pysk, miałeś nie wracać parszywcze i w ogóle jak mnie znalazłeś?

-Od tych twoich drzwi bije mocą na kilometr, otwórz ma dla ciebie ważną wiadomość.

-Wiadomość możesz przekazać przez drzwi, poza tym sam nie do końca wiem jak się je otwiera.

Biedny grubas siedzi w swojej celi 10 lat z paranoidalnym lękiem przed skrytobójcami, po tym ataku nie wyjdzie przez przynajmniej kolejne dziesięć. Necro podszedł do drzwi i lekko uchylił klapkę. Za nią siedział w fotelu łysy gruby jegomość z pokaźną łysiną. I baranim udźcem w ręce.

-W twoim Ostatnim Bezpiecznym Domu zamordowano twych braci i ich ludzi– stwierdził Necro z przekąsem.

-K-k-k-t-to?

-Dowiem się.

Koniec części pierwszej. To moje pierwsze opowiadanie, mam nadzieję napisać kolejne 3-2 części jeśli chociaż jednej osobie się spodoba. Ale liczę też na krytykę, że będzie szczera i bolesna nie wątpię.

Koniec

Komentarze

zgroza, po trzykroć zgroza.
osobiście sądzę, że jeśli przeciętny czytelnik, taki jak ja, musi przeczytać pierwsze zdanie tekstu trzy razy, żeby chociażby zrozumieć jego sens, znak to niechybny, że tekst nie rokuje najlepiej. no ale pomyślałem sobie, że każdemu zdarza się czasem potknięcie, a dalsza lektura odsłoni na pewno morze potencjału i ciekawych pomysłów.
okazuje się jednak, że źle sobie pomyślałem. naprawdę nieczęsto używam tak negatywnych określeń, ale ten tekst (moim skromnym zdaniem oczywiście) jest straszny. wybacz bezpośredniość, ale inaczej nie umiem tego nazwać.
już nawet nie chodzi to o sam pomysł czy rys fabularny, bo z tych dałoby się dużo wyciągnąć. chodzi o język, styl, ortografię, interpunkcję - innymi słowy cały warsztat, którym pisarz może zabłysnąć przed publicznością u ciebie po prostu wysiadł. ba, uciekł z krzykiem i schował się za stodołą.
powinienem w tym miejscu przytoczyć przykłady błędów, o które mi chodzi, ale jest ich tyle, że musiałbym chyba przytoczyć cały tekst. opowiadanie sprawia wrażenie, jakby autor napisał je z marszu i ani razu nawet go nie przejrzał. interpunkcja jest fatalna, a niektóre zdania wręcz nieczytelne. nie wspomijanąc już o perełkach w stylu "czarnej ubitej w pojedynczy pręt czarnej brodzie". język również utyka i kuleje, a styl pozostawia wiele do życzenia.

jest źle. bardzo, bardzo źle. nie jest natomiast tragicznie i chciałbym wierzyć, że z autora coś jednak wyrośnie. dlatego proponuję się nie poddawać i dużo, bardzo dużo ćwiczyć. bo jak na razie tekst nie nadaje się właściwie do niczego

Zajrzałem, przeczytałem, zapłakałem.
(...) łysy gruby jegomość z pokaźną łysiną.
No to jaki, łysy czy tylko z łysiną?
Pisanie na kolanie daje takie skutki.

Przedmówca już wymienił wszystko. Tekst jest fatalny i bełkotliwy. Nie da się tego czytać. Do napisania od nowa. Tym razem ze słownikiem w ręku.

Pozdrawiam.

Co Szanowny Autor pali? Też chcę!

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Oczywiście, że tekst jest wyjątkowo zły. Z prostego powodu, jest pierwszy. Chciałem wiedzieć co robię źle okazało się, że wszystko co mnie specjalnie nie dziwi w przypadku pisania tekstu bez zastanowienia. Odradzam czytania tego opowiadania, nie ma sensu.

Kakofonia słów i zgrzyt błędów, sugeruje przysiąść nad nim i przemyśleć fabułę oraz inne mnie istotne sprawy.

Zajrzałem na początek tekstu. Odrzuciło mnie, aż odbiłem się od ściany. Pełen dobrych chęci, pomyślałem, że zacznę od końca. Przeczytałem radę autora- Alabastrowy. Z czystym sumieniem zastosuję się do niej.
ps. Nadal nie rozumiem pokrętnej logiki- po co wklejał coś takiego. Wnoszę wniosek o skasowanie tego nowotworu literackiego.

Nowa Fantastyka