- Opowiadanie: CodyM - Wywiad z Trójcą Świętą

Wywiad z Trójcą Świętą

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wywiad z Trójcą Świętą

Dzień dobry się z państwem! Guestem specjalnym naszego dzisiejszego programu "Ciepła herbatka z cukrem i cytrynką na podwieczorek" będzie niezwykła trójka artystów, którzy zmenili oblicze światowej sceny. Mam mega zaszczyt i hiper przyjemność powitać w naszym studio niezwykłą, niepowtarzalną, jedyną w swoim rodzaju – Trójcę Świętą, w składzie: Pan Bóg na gitarze, Pan Jezus na wokalu i keybordzie oraz Duch Święty na bębnach.

 

* * *

Natka Zmiotko-Podmiotko: Dzięki, że znaleźliście chwilę. Pewnie nie macie za dużo czasu?

 

Pan Bóg ("Guru"): Spoko. Dla takiej laski zawsze się coś wykroi.

 

N: Ja jestem waszą wielką fanką. Gdy gracie, odczuwam to całym ciałem, jakbyście mnie wypełniali od środka. Jak wy to robicie?

Duch Święty ("Matrix"): Ja tam po prostu nieźle napierdalam w gary. Ale komponuje głównie Guru.

 

PB: Czy ja wiem, to jakoś tak samo przychodzi. No i Młody ma to coś w głosie, co chwyta za serca. Jak tylko Matrix go przyprowadził, to od razu wiedziałem, że musi wejść do bandu.

 

N: No, właśnie. Jak to było? Jak się to wszystko zaczęło?

 

PB: Ale masz na majndzie jeszcze przed Młodym?

 

N: Zacznijcie od samego początku.

 

Pan Jezus ("Młody"): Guru z Matrixem to grają już chyba od początku świata.

 

PB: Bez przesady, bez przesady. Ale prawda rzeczywiście jest taka, że robiłeś jeszcze w pory, jak my już hałturzyliśmy po knajpach i weselach. A wszystko zaczęło się przypadkiem…

 

DŚ: Ja siedziałem w knajpie "Paradise" i wystukiwałem ręką jakiś nieskomplikowany bit na blacie.

 

PB: Przechodząc obok, zobaczyłem cię takiego rozmemłanego, schlanego w trzy dupy, ale ten bit był naprawdę niezły i wtedy słowa same zaczęły się ze mnie wylewać.

 

DŚ: No, to był czad! Siedzieliśmy tak sześć dni i sześć nocy. Żłopaliśmy wódę i darliśmy japy. Ale, o dziwo, ludziom to się tak spodobało, że zaczęli przychodzić specjalnie, żeby nas posłuchać.

 

PB: Siódmego dnia padliśmy kompletnie wycieńczeni, ale wiedzieliśmy już, że to jest to! Będziemy dawać czadu, a ludzie będą nas podziwiać. Ale to niestety było trochę za mało. Teksty były dobre, bit był dobry, ale mieliśmy za surowe brzmienie, nie mogliśmy się przebić na rynek amerykański. Powiedziałem Matrixowi, że musi skołować jakiś dobry wokal. Nie czarujmy się, ludzi trzeba zaczarować. Bez porządnego wokalu nie ma szans na sukces komercyjny.

 

N: I wtedy znaleźliście Młodego?

 

DŚ: Młody był wtedy naprawdę młody. Miał z piętnaście lat i szwendał się po ulicach, dorabiając śpiewaniem dla przechodniów. Ale ten jego głos był niesamowity. Jak usłyszałem go po raz pierwszy, to miałem ciarki na plecach. Aż nie wierzyłem, że jeszcze żaden producent nie przerobił go na jakiegoś jebanego Justina Biebera.

 

PJ: Chcieli, ale pokazałem im "fuck off". W sensie, żeby spierdalali. Wolałem być niezależny. Ale od zawsze podziwiałem Guru za te jego genialne kompozycje i przede wszystkim genialne teksty. Więc jak pewnego dnia zobaczyłem, że przysłuchuje mi się Matrix, to ugięły się pode mną kolana i straciłem na chwilę głos.

 

DŚ: No, to było niezłe, jakby cię ścięło. Ale szczerze mówiąc, to ja też miałem miękkie kolana. Bałem się, że się nie zgodzisz.

 

PB: Ale wszystko dobrze się skończyło, no i jesteśmy teraz najlepsi! Namber, kurwa, łan. I to bez lizania dupy komukolwiek.

 

PJ: Nawet bez dawania.

 

PB: No, nie da się ukryć, jesteśmy zajebiści. Ponad miliard fanów na Facebooku.

 

N: Tak, we trójkę zdecydowanie macie to "coś". Ale nie wszystkim twoim fanom, Guru, spodobało się, że dokooptowałeś Młodego. Twierdzą, że wasza muza zrobiła się przez to cukierkowata i ugrzeczniona.

 

PB: Jak się nie podoba, to mogą sobie szukać szczęścia gdzie indziej. Jak się nie podoba, to jest Louis Cyphre. Droga wolna, ja nikomu na siłę nie każę nas słuchać. Banda żydowskich debili. Ale tak to jest, nigdy wszystkim nie dogodzisz, zawsze się znajdą jacyś malkontenci. My po prostu robimy swoje i staramy się robić to dobrze.

 

N: Na samym początku to była jakaś psychoza, skatowali Młodego, bili waszych nowych fanów.

 

PB: No, mówię. Banda rozwydrzonych debili. Żydowskie plugastwo. Poobrzezane pedały.

 

N: Widzę, że emocje wciąż są żywe. Ciągle macie z nimi kłopoty?

 

PB: Teraz to mogą nam nagwizdać. Osiągnęliśmy sukces. Ale naprawdę były momenty, że chcieliśmy to wszystko pierdolnąć i zająć się inną robotą. Nie rozumiem, za co oni tak znienawidzili Młodego. On wniósł przecież nową jakość. A jego głos jest naprawdę nieziemski. No, ale mówię – zawsze znajdą się ćwoki, którym się wydaje, że wiedzą lepiej od ciebie, jak masz grać. Jak są tacy cwani, to niech sami, kurwa, grają, a nie siedzą chuje przed telewizorami i tylko wszystko krytykują.

 

N: No, racja. Zmieńmy lepiej temat na jakiś przyjemniejszy. Skąd bierzecie natchnienie? Jak wygląda proces powstawania waszych kawałków?

 

PB: To proste. Mówię "niech się stanie" i już!

 

N: Bez ściemy. Serio się pytam.

 

DŚ: Sorry, ale musimy już pędzić. Mamy jeszcze wywiad u Kuby, w TVNie.

 

N: No, nic. To dzięki za rozmowę w takim razie.

 

PB: No, dzienx i do zoba!

 

* * *

PS TRZEBA IŚĆ DO NIEBA!

Koniec

Komentarze

Rzadko się wypowiadam na tej stronie i rzadko komentuję, choć czytam dużo.

Jesteś dość oryginalny pod względem koncepcyjnym. Wykonanie - zwykle trzeba popracować i każdy tekst sprawia wrażenie pisanego na szybko. Postaraj się lepiej, bo może Ci wyjść coś fajniejszego od szorcików wokół jedngo tematu. Zobaczymy, co z Ciebie będzie dalej. Sukcesu na tym portalu nie wróżę, trochę nie ta bajka.

Pozdrawiam,
RR-Ajw.

Dziękuję za komentarz. To jest już naprawdę ostatni krótki tekst, który tu umieszczam. A umieszczam, bo: a) zapisując się na tym portalu, chciałem się jakoś przedstawić, b) zbieram się w sobie, żeby usiąść do dłuższego opowiadania, którego tematyka będzie już ściśle typu "hard sf". Robię rozeznanie - jakie mam mocne, jakie słabe punkty, jakiego stylu użyć do opowiedzenia historii, którą mam już mniej więcej ułożoną w głowie. Czy na przykład powyższy dość agresywny, napastliwy ton nie jest przegięciem? Czy tekst nie staje się z tego powodu wcale-nie-śmieszny?

Na portalu NF jestem zupełnie nowy, stąd może nie do końca dopasowanie się z tematyką, ale wydanie papierowe czytam często i chętnie. W dodatku jestem wielkim fanem Lema, więc chciałbym w przyszłości napisać kilka poważniejszych rzeczy o tematyce science-fiction. I do pewnego stopnia swoją przyszłość, jeżeli chodzi o pisanie, będę chciał związać z "Nową Fantastyką" (w sensie wysyłania do niej swoich tekstów - bo uważam, że to najlepsze tego typu pismo w Polsce, które jednocześnie ma niezwykle pozytywne podejście do debiutantów).

Na razie więc pozostanę tu jako czytacz i komentator, a swój kolejny tekst - tym razem już taki "poważniejszy" (choć dla mnie te też są poważne - po prostu nie odważyłem się jeszcze wyjść poza formę "szortu") - po napisaniu i dopracowaniu, przedstawię tutaj jakoś na początku przyszłego roku.

Pozdrawiam.

Powtórzę za pierwszym komentarzem: Jesteś dość oryginalny pod względem koncepcyjnym.
Ale ja w to nie wchodzę. Nie mój klimat.

Nie wiem, co Tobie da skakanie po tematach. Piszesz, że "masz w głowie" plan czegoś dłuższego, hard SF. Trenuj na formie, która jest Twoim celem --- przynajmniej ja tak bym robił, bo trzymając się grupy tematów miałbym szanse na wypracowanie stylu odpowiedniego do rzeczonego tematu. Tak myślę.
Co do samego szorta: pokazałeś, że znany Ci jest drugi język polski oraz nie boisz się zarzutów tak zwanej obrazy uczuć religijnych.

Dobrze i zręcznie napisane, wyciskające maksimum komicznego w sumie  efektu z przewrotnego pomysłu. Niestety, bez załączonego obrazka tekst nie byłby już taki sugestywny, a to pokazuje, że oddziaływanie samego tekstu jest wątle. I w tym tkwi szkopuł. Efekciarskie, ale wątłe,  wygrane tylko na jednej nucie odwrócenia ról. 
Jako wprawka pisarska niezłe, ale nic więcej. 
3/6

@AdamKB - już się tłumaczę, co da mi "skakanie po tematach".

Uważam, że napisanie opowiadania science-fiction to nie jest rzecz taka sobie ot i hop-siup. Że w miarę porządne opowiadanie musi być poprzedzone precyzyjnym przygotowaniem świata, w którym ma być osadzone. Licząc tak z lekka, podejrzewam, że będą to około dwa miesiące roboty - miesiąc przygotowań i miesiąc pisania (oczywiście, biorąc pod uwagę moje warunki - kiedy do dyspozycji mam co najwyżej weekendy, a w zasadzie to tylko niedziele). Krótko mówiąc - sporo roboty.

Natomiast napisanie kilku, szybkich opowiadań, przy pisaniu których praktycznie na niczym nie trzeba się znać, to nie aż tak wyzywające wyzwanie. Natomiast sam mój styl pisania jest w nich zawarty (czy raczej - przekrój kilku moich styli).

Bo zanim siądę do tego dłuższego opowiadania, które wymaga poświęcenia dużej ilości czasu, pracy i serca, chciałem przekonać się, czy ma to w ogóle jakikolwiek sens. Czy moje pisanie nie jest dziecinno-przedszkolne i nie nadające się do niczego poza koszem na śmieci. Uważam, że zabieranie się za jakąś większą pracę, musi być zawsze poprzedzone zrobieniem rozeznania, czy dana osoba się do tej pracy nadaje. Ponieważ ja nigdy nie pisałem niczego na poważnie, chciałem sprawdzić, czy się po prostu do tego nadaję i jak to widzą inni. Czy nie stracę masy czasu, którego szczerze mówiąc mam naprawdę mało.

To tyle słowem wyjaśnienia się.

@RogerRedeye - co do tego obrazka, tekstu i konfrontacji ich sugestywności: być może to właśnie pokazuje dokładnie to, o czym chciałem tu powiedzieć. Że pusta wydmuszka, namalowana przez geniusza - Michała Anioła - na sklepieniu Kaplicy Sykstyńskiej, staje się czymś, czym nie jest. Efekciarstwo, o którym mówisz, jest sednem mojej myśli - Bóg, Jezus i Duch Święty to tanie efekciarstwo najpodlejszego gatunku, jednak poprzez obrazy, monumenty, wielowiekową tradycję - wyniesione do rangi czegoś PRZEPOTĘŻNEGO. A ja wolę wierzyć, że potęgą jest sama miłość.

Oceniałem oddziaływanie samego tekstu. Bez zderzenia obrazka i tekstu opowiadanie traci co najmniej pól swojej siły oddziaływania na czytelnika. Czyli - żeby osiągnąć  jakiś efekt, autor musiał  posłużyć się środkami pozaliterackimi. Żeby przyciągnąć uwagę i zderzyć dwa sposoby pojmowania istoty boskiej ( tak to nazwijmy) , Autor posłuzył się efektowaną, ale plytką zbitką. Czyli mamy pseudoliterackie iefekciarstwo ... CBDU. 
Pozdro.

Nie chcę wyjść tu na jakiegoś buca, który broni swego zdania rękami i nogami, wbrew rozsądkowi, ale...

Chciałbym przedstawić jednak swój punkt widzenia. Dlaczego ten obrazek ma taką siłę? Dlaczego sam tekst jej nie ma? Obrazek to symbol - Trójca Święta. To, co się tutaj konfrontuje, moim zdaniem, to nie "jakiś tam obrazek", ale nasze "wyobrażenie o Trójcy Świętej" (siła samego tego symbolu, niezależnie od wiary w niego lub nie) z nakreślonym przeze mnie obrazkiem trzech panów, którzy są z krwi i kości, i wcale nie bardzo różnią się od zwyczajnych ludzi. Moim zdaniem ta "siła oddziaływania" (jeśli taka jest, a dowiaduję się tego od Ciebie - Roger) polega nie na zbitce tekstu z obrazkiem, ale utartej, znanej symboliki Trójcy Świętej z nakreśloną przeze mnie jej "odmienną wersją". Takie było moje zamierzenie i myślę, że Twoja opinia mimo wszystko to potwierdza, niezależnie od tego, czy ten obrazek byłby tutaj, czy nie.

Ale to tylko moje zdanie, oczywiście zgadzam się, że możesz mieć odmienne i szanuję to.

Pozdrawiam i dziękuję za - niezależnie od wszystkiego - ciekawą i sporo wnoszącą dla mnie (jako autora) dyskusję.

Nowa Fantastyka