- Opowiadanie: rafal18500434 - Krypta Vylarriona rozdział 8 - Yaskel

Krypta Vylarriona rozdział 8 - Yaskel

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Krypta Vylarriona rozdział 8 - Yaskel

Nogi młodszego chłopca zaczynały omdlewać znacznie przed południem, co zmusiło go do wspięcia się na konia. Nie był on jeszcze tak wytrzymały jak jego brat, lecz był ku temu na dobrej drodze. Aaron stał się na tyle silny, że całkiem śmiało mógłby biec bez wytchnienia cały morderczy dzień.

Jadąc w oddali, usłyszeli przerażający ryk jakiegoś stworzenia! Nie był on tak potwornie nieprzyjemny jak wycie venatora, lecz po jego dźwięku można było się domyśleć, że owe zwierze niezmiernie cierpi.

– Aaron zaczynam się powoli bać. – Mówił trzęsąc się Jamie.

– Ty też? – Spytał chłopiec, lekko uśmiechając się – chodź sprawdzimy, skąd dobiega ten dźwięk.

– W życiu. Sam idź!

– Jak sobie chcesz, ale pamiętaj, że zostaniesz tu sam, a bestia może cię zaatakować.

– Jaki ty wredny się zrobiłeś. Wiesz?

Hybryd zostawił te pytanie bez odpowiedzi, po czym pobiegł w stronę głosu przepełnionego potwornym bólem. Bracia weszli w las, który wyglądał przepięknie i kolorowo. Z daleka pachniał i prezentował się bajkowo. Początkowo widać było małe kolorowe kwiatuszki w ściole z mchu. Gdy znaleźli się już w nim i podeszli bliżej, mogli wyróżnić poszególne gatunku drzew. Zawsze najbardziej urokliwe były rozłożyste, królewskie dęby. Tak samo cudownie wyglądały masywne buki i piękne pachnące modrzewie. Dookoła prezentowała się zieleń soczysta i lśniąca w blasku słońca. Brzozy, które wabiły swoimi białymi konarami. Zapach grzybów jaki roznosił się po lesie, aż zachęcał do ich zbierania. Gdzie by nie spojrzeć to wystaje kozak, prawdziwek, maślak i borowik. Dookoła piękny zielonosoczysty, jak dywan wyścielony las mchem. Gdzieś w oddali wszędzie widać ślady zwierząt, cóż przecież to ich prywatny teren i naturalne środowisko. Usłyszeć można było cudowny śpiew ptaków, stukot dzięciołów, kukanie kukułki a także piękne nawoływania wilgi. Las latem wyglądał, jak prawdziwy bajkowy świat, można pomarzyć, poczuć się jak w raju, widząc, jak kończy się te cudo nie wiedzieli czy wracać, gdyż głos ucichł.

– Aaron nic nie słychać, wracajmy. – Prosił go Jamie.

– Nie ma mowy, znajdę te stworzenie. Prędzej czy później.

Obaj podskoczyli, a koń spłoszył się, gdyż teraz ryk był dużo głośniejszy, donośniejszy i bardziej przepełniony bólem. Na skraju lasu Aaron spostrzegł gromadę dorosłych venatorów, którzy okrążyli coś większego od nich.

– Jamie, to venatorzy. Schwytali kogoś. – Szepnął chłopiec, który tym razem czuł lęk.

– Ilu ich jest?

– Około dziewięciu.

– Uciekajmy, nie pokonamy ich.

– Jak to nie? Zrobimy tak jak ostatnio. Dam ci znak i zacznij strzelać, a gdy skończą ci się strzały, przyjdź mi z pomocą. Sam ich nie pokonam, jest ich zbyt wielu, a poza tym są to dorośli mordercy.

Była to odwaga posunięta do zuchwalstwa: atakować zaprawionych w bojach venatorów. Jednak mieszaniec miał swój powód, dla którego chciał zabić wszystkich łowców pół-ludzi, krążących po tej ziemi. Ścigali oni osoby mu podobne, zabijali bez skrupułów, chełpili się, widząc jak cierpią dzieci. A to, co teraz schwytali, z pewnością nie było złe. Jamie zsiadł z konia i przywiązał go do drzewa, z kolei Aaron poprawił swoje dwa miecze wiszące u pasa. Zawiesił na plecy kołczan pełen strzał a jedną z nich założył na cięciwę dębowego, pamiątkowego łuku. Wychodząc na polanę dopiero teraz venatorzy, wyczuli jego zapach. Był na tyle sprytny, by zajść ze strony, z której nie wiał wiatr.

– To miesaniec! Ssam pakuje się w nase ręce.

Mimo grozy Aaronowi chciało się śmiać, słysząc jak venator sepleni.

– Witam panów, dlaczego dręczycie to…

Chłopca wmurowało. Ujrzał czerwonego smoka, który był związany linami. Nie mógł się poruszać, co było niezgodne z jego naturą. Gady te, to wolne i niczym nieograniczone stworzenia. Łuski o kolorze czerwieni stanowiły bardzo dobry, naturalny pancerz, jednak nie ma idealnego zabezpieczenia przed obrażeniami i tak ta bestia krwawiła w wielu częściach ciała. Na szczęście błony umieszczone na skrzydłach nie były przebite, tylko gdzieniegdzie widać było krwiak. Na ogromnej paszczy zauważalne dla wszystkich przerażone, a zarazem zdziwione widokiem chłopca żółte oczy. Co chwilę mrugał przysłaniając je zmęczonymi, ciężkimi powiekami. Szpony i białe zęby widoczne gołym okiem stanowiły zapewne póki, co jedyną broń. Widok jego był zaskakujący, a zarazem żałosny. Takie piękne stworzenia zostało schwytane przez te nikczemne, podłe, bez skrupułów potwory! Aaron nie mógł przyglądać się tej masakrze…

– To smok! Jak wam podłe jaszczury udało się go pokonać?

– Udzelę ci odpowiedzy nim zginiess. To młody gad, nie potrafi ziać ogniem, a magią nie chciał się posłuzyć, bądz nie potrafi.

– Nie pozwolę wam go zabić!

– Ale my nie chcemy go zabić, potzebują go geadar…

I tu venator umilkł, widząc jak pozostałe wściekle patrzą na niego.

– Kim są geadar?

– Dośsć tego.

Nieoczekiwanie nastąpił zwrot akcji:

– Jamie teraz!

Młodszy brat rozpoczął nalot strzałami. Venatorzy byli zdezorientowani, ponieważ nie wiedzieli, kto w nich strzela.

– Zaraz cię uwolnię, ale obiecaj, że mnie nie zabijesz.

Gad tylko popatrzył na hybryda, miał związaną paszczę, więc nie mógł wypowiedzieć ani słowa.

– Nie bądz tego taki pewien. – Syknął jeden z wrogów.

Mordercy z piekła rodem rzucili się na dobrze uzbrojonego i przygotowanego do starcia chłopca. Na szczęście było ich o jednego mniej, gdyż Jamie wyeliminował stojącego najbliżej. Pozostało tylko ośmiu.

– Lgaat.

Czwórka rzuciła w chłopca morderczą kulą. Aaron nareszcie mógł poćwiczyć długo wyczekiwane zaklęcie na odbicie magicznego pocisku nieprzyjaciela.

– Lemmen.

Wszystkie cztery, jak pestki zostały odbite, jeden z nich trafił w mordercę powalając go na ziemię. Jamiemu skończyły się bełty i wkroczył do akcji z przypasaną opaską na czole, wyglądając jak ninja. Dwóch venatorów skoczyło ku niemu z rozprostowanymi skrzydłami, które były zakończone jadowymi kolcami.

– Dwójka morderców to zdecydowanie za dużo przeciwko jednemu człowiekowi. Rinhuex.

Niebieski promień energii odrzucił kolejnego, pozbawiając go przytomności. Hybryd uznał, że dość korzystania z magii, później nie będzie miał siły na dalsze zmagania. Wyciągnął dwa jednoręczne miecze i ruszył w bój. Venator walczący z Jamiem był zbyt pewny siebie, co doprowadziło go zguby. Chłopiec po prostu, z łatwością pokonał go. Dwa nieprzytomne stwory zaczynały się podnosić, ten rzucił sztyletami pozbawiając ich życia, na które z resztą i tak nie zasłużyli. Wyciągnął sztylety schowane za pasem i ruszył na pomoc bratu, który nie radził sobie za dobrze.

– Rinhuex!

Oczy zalał błękit, a kolejne dwa stwory zostały odrzucone na bok, pozbawiając ich przytomności. Zostało tylko trzy, które bały się Aarona, wiedziały, że go nie pokonają, więc ruszyły na jego brata. Ten był w szoku, jak dobrze radzą sobie z tymi ohydnymi mordercami. Chłopiec wypuścił w stronę jednego sztylet, trafiając w zabrudzone najprawdopodobniej krwią smoka czoło. By mieć dwa, wyciągnął z ciała venatora swoją broń, którego wcześniej zabił. Tym uzupełnił zapas broni i ponownie skoczył w bój. Aaron nie mógł pozwolić, by smokowi stała się krzywda. Pełen obaw podszedł do niego i z łatwością rozciął oślizgły sznur wiążący mu paszczę, następnie ten, który krępował skrzydła i nogi. Mistyczny stwór stojąc na czterech szponiastych łapach był dużo wyższy od łowców nagród. Jedno jego skrzydło było takie jak cztery venatora. Aaron zauważył, że krwawi z wielu części ciała, jednak teraz musiał pomóc swemu bratu.

– Dziękuje. – Powiedział ludzkim językiem, po czym swoimi szponami rozdarł dwóch oprawców walczących z Jamiem.

Z pozostałej dwójki trzeba było wyciągnąć informacje. Ciągle nieprzytomne stwory zostały związane przez Jamiego, który czerpał radość, czyniąc to.

– Nie mogę uwierzyć, że widzę smoka. – Powiedział mieszaniec krwi do Jamiego – w dodatku mówisz naszym językiem i chyba nie masz zamiaru nas pożreć? – Spytał smoka.

– Nie, nie mam. Jeszcze raz dziękuję za uratowanie mi życia.

– Krwawisz, pozwól, że cię uleczę.

Gad nie odpowiedział, tylko wyprostował się, ukazując swą dostojność. Wyczerpany magią Aaron zbliżył się.

– Teraz ochlapię cię wodą.

Ten zwrócił ku niemu swoje ogromne żółte oczy ze znakiem zapytania.

– W ten sposób cię uleczę.

Chłopiec obryzgał jego ciało.

– Rofath.

Ciecz znikła z jego łusek i skumulowała się obok ran.

– Orm selkareh.

Zaklęcie lecznice poskutkowało i urazy bestii zrosły się.

– Pomożesz nam? Chcemy dotrzeć do elfów, albo do innych magicznych stworzeń, które uchronią nas przed tymi bezwzględnymi venatorami i innymi osobami czyhającymi na nasze życie.

– Czym ty jesteś? – Zapytał smok.

Hybryd myślał, że chodzi mu o to, kim on jest, że prosi go o taką rzecz…

– Czym ty jesteś? Kim byli twoi rodzice?

Ulżyło mu.

– Nie mam pojęcia.

– Ale jak to możliwe. Czuć w tobie wampira. A władasz magią jak elf. Czyżby…

– Nie chce cię urazić, ale wampiry także posługują się tym darem.

– Ale nie tak, jak ty!

– Jak się nazywasz?

– Jestem Yaskel.

– A więc jesteś samcem?

– Tak, dokładnie tak.

– Dlaczego te okropne stwory chciały cię schwytać?

– Od pewnego czasu rada starszych najęła je, by ścigać mieszańców. Smoki tak samo jak i elfy nie mają nic przeciwko mieszaniu ras. Radzie nie podoba się to, a w dodatku budują ogromną armię, z przyczyn na razie nikomu nieznanych. Chcą wyłapać smoki i za pomocą magii zmusić je do współpracy z nimi. Zostało nas niewiele, a te, które przeszły pod ich kontrolę nie mają wolnej woli. Są bezwzględne i tak samo złe jak Geadar.

– Gearad? – Spytał Aaron.

– Nie gearad tylko Geadar. To rada starszych w naszym języku. Chyba się spełnia… – Ostatnie zdanie Yaskel szepnął sam do siebie.

– Czyli gdybyśmy ci nie pomogli, stałbyś się zły?

– Najprawdopodobniej. Venatorzy także próbują wyłapać elfy i również z pomocą magii przekształcają je w mroczne, z których składa się Geadar.

– A co z wampirami?

– Ludzie, którzy byli dobrymi za życia stają po słusznej stronie, ci drudzy nie. Część nieśmiertelnych to tchórze, które wolą się ukryć i przeczekać całą wojnę, która właśnie rozpoczęła się z twoim przybyciem Erilu.

– Nie jestem żaden Eril, czy jakoś tak, tylko Aaron.

– Eril to twoje prawdziwe imię, które zostało ci nadane wieki temu, przed twoim narodzeniem. Od tysięcy lat krążyły legendy o twoim przybyciu. Do naszych ziem miał dotrzeć potomek, który zawiera w sobie cechy wszystkich ras. Twoje imię samo w sobie zawiera bardzo potężną moc. Pierwszą literą jest "E", pochodzi ona od słowa Ekrioeh, co oznacza wampir. Drugą natomiast "R" – Repilf czyli elf. "I" swoje pochodzenie ma w bardzo bliskim ci otoczeniu, człowiek – Immudaes. Ostatnią literą jest to, kim po części myślałeś, że jesteś. "L", litera pochodzi od słowa Lohxiw, czyli mieszaniec krwi. Tak, więc twoje prawdziwe imię jest potężne. Gdy osiągniesz pełnię sił będziesz władać magią jak repilfs, twoja siła będzie równa potędze wampirów, a długowieczność zapewni ci tysiące lat życia. Jednak będzie czyhać na ciebie Geadar, która ze wszelkich sił postara się zgładzić naszego i swojego wybawcę. Elfy będą opiewać twoje przybycie, staniesz się ich bohaterem. Zaprowadzę cię i twojego brata przed oblicze ich króla i królowej. Gdy już tam dotrzesz nie będzie odwrotu od twojego przeznaczenia. Nikt nie wie, jak skończy się ta wojna, którą dużo osób ma za zaniechaną. Erilu twoim zadaniem jest przeżyć i zapewnić spokój naszym nieszczęsnym, pogrążonym w smutku i rozpaczy magicznym krainom. Gdy zaatakuje cię jeden z mrocznych smoków nie wahaj się go zabić. Nie możesz szczędzić na niego łez. Zabijesz albo zostaniesz zabity.

– Chyba mnie z kimś pomyliłeś. To nie możliwe. Ledwo, co pokonuje młodego wampira, a mam walczyć z kimś, kto ma ponad pięć tysięcy lat?

– Żeby tylko tyle… Szkolenie wśród smoków, elfów i wampirów uczyni z ciebie prawdziwego, niepokonanego wojownika.

– Hej, nie zapominasz o kimś? – Wtrącił Jamie.

– Ty również zostaniesz przyprowadzony do krainy wiecznego szczęścia, ale czeka cię zupełnie inny los…

– Mogę coś wiedzieć? Ile masz lat?

Tu smok wydał z siebie dziwny dźwięk, który wskazywał na jego śmiech.

– Jestem młody wiekiem, a legendę, którą ci opowiedziałem zna każdy, smok i elf.

– Nadal nie odpowiedziałeś.

– Mam 200 lat.

– To niemożliwe, wyglądasz młodo.

– Tak, jak sądziłem… Twoje wiedza jest niedostateczna. Nasz gatunek po osiągnięciu jednego tysiąclecia wygląda na dorosłego osobnika, a do tej pory każdy wyglądem przypomina mnie. Oczywiście różnimy się kolorami łusek, nie każdy jest czarny, albo niebieski.

– To tak jak z ludźmi, niektórzy są biali jak ściana inni ciemni. – Wtrącił nieokrzesany Jamie.

– Yaskel jak daleko stąd znajduje się kraina elfów?

– Nawet nie wyobrażasz sobie ile trzeba jechać na koniu, aby tam dotrzeć. To bardzo długa podróż, która będzie najeżona potwornymi niebezpieczeństwami. Na moim grzbiecie skróciłbym ją o ponad połowę.

– Super, to będziemy latać! – Krzyknął Jamie.

– A nie boisz się? – Zapytał Yaskel, a żeby zwiększyć grozę ryknął.

Jamie popatrzył na Aarona, ze strachem w brązowych oczach.

– Może trochę.

– Jamie, polecimy na nim, zajmie to o wiele mniej czasu. A co do konia: za niedługo dotrzemy do miasta, sprzedamy go i będziemy mieć pieniądze na prowiant.

– Nie, nie, nie. Z trudem będzie mi się lecieć z dwoma ludźmi na grzbiecie, nie wspominając o dodatkowym obciążeniem, jakim jest wasza broń.

– Ale my musimy jeść.

– To codziennie będziemy urządzać polowania.

– To opóźni nasz lot! – Znów wtrącił Jamie.

– Yaskel, jutro dotrzemy do miasta, mógłbyś się ukryć do tego czasu? Nie chciałbym, by przestraszeni mieszkańcy pochowali się w domach i szykowali do ataku widząc, lecącego smoka.

Na te słowa znowu wydał cichy chichot.

– Oczywiście Erilu.

– Co zrobimy z ciałami tych potworów i z dwoma związanymi?

– Ścierwa niech zostaną, będzie z nich chociaż jeden użytek, dadzą nawóz ziemi. Z tamtymi dwoma przeprowadzę poważną konwersację.

Jamie podszedł i rozpoczął przebudzanie, które nie trwało długo. Oprzytomniałe stwory zaczęły się szarpać. W pewnym momencie chłopiec miał wrażenie, że uwolnią się, jednak więzy były za silne.

– Jak ssmiecie nass niewolić? – Zapytał jeden z uwięzionych.

Wszyscy czuli ogromną nienawiść do tego gatunku, więc puścili te pytanie mimo uszu.

– Mów, po co i dlaczego Geadar zbiera armię? Jeżeli odpowiecie zgodnie z prawdą uwolnię was. Daję słowo królewskiego smoka!

– Królewskiego smoka? – Powtórzyli bracia pod nosem, robiąc wytrzeszcz.

– Sstarssi chcą zabić nie tylko miesańców, ale i wsystkie isstoty, które im pomagają, a my doskonale ich w tym rozumiemy. Lgaat.

Mroczna kula energii powędrowała ku Aaronowi, który był tym całkowicie zaskoczony. Yaskel nie mógł pozwolić na odebranie mu życia i bez zastanowienia skoczył przed niego. Smok był całkowicie uleczony przez chłopca, ale dwa zaklęcia poważnie uszkodziły łuski. Ranny nie wydał z siebie ryku boleści, jak działo się to wcześniej podczas torturowania. Aaron widząc cierpienia smoka wybuchł nieposkromioną złością.

– Lieath.

Chłopiec nigdy nie próbował zrobić czegoś tak potwornego… Doprowadził do tego, że krew w obydwu stworach podnosiła swoją temperaturę.

– Przestań! – Krzyknął przepełniony bólem Yaskel.

Chłopiec jednak nie zwracał na nic uwagi. Temperatura posoki podniosła się już wystarczająco wysoko, że u człowieka doprowadziłaby do zgonu. Venatorzy odczuwali ból, który wyrażali grymasem twarzy, darciem ziemi pazurami i wyginaniem ciała. Nie chcieli wydać z siebie krzyku. Czyżby to ich zwyczaj? Rytuał? Aaron nie wytrzymując całego zgiełku, który dział się wokół niego, doprowadził do śmierci obydwu bestii. Jamie był w szoku tą sytuacją. Nie wiedział, że jego brat posiada tak ogromną i niszczycielską moc!

– I cóż żeś narobił? Przepowiednia powoli spełnia się. Osiągnąłeś tym wysoki poziom magii. Doprowadzanie do podnoszenia się temperatury osiągają elfy, które poświęcają wiele lat na naukę tego daru. Widzę, że wybrałeś swój żywioł. Lieath, bardzo słuszny wybór. Dzięki niemu będziesz mógł zarówno ocalić czyjeś życie, jak i odebrać.

– Ja po prostu nienawidzę tych potworów, a widząc jak cię krzywdzą nie powstrzymałem się.

Do Aarona dotarło, że po raz pierwszy zwiększał temperaturę cieczy.

– Przepraszam.

– Chłopcze, mimo tego nie możesz zachowywać się tak, jak oni. W niedługim czasie nie będziesz się różnił od tych potworów chyba, że zapanujesz nad swoimi mocami.

Skarcony, a jednocześnie zaskoczony słowami smoka Aaron, poczuł się okropnie. Yaskel miał rację: nie można zabijać jeńców.

– Nie przejmuj się, dobrze zrobiłeś. – Powiedział Jamie.

Smok zwrócił ku niemu swoją ogromną paszcze. Chłopiec, aż podskoczył, przestraszył się.

– To znaczy chciałem powiedzieć…

– Ruszajmy w drogę. – Przerwał Aaron.

– Polecę nad wami, ze mną nie stanie się wam nic złego.

– Ta… Nie byłbym tego taki pewien. – Dorzucił Jamie.

Smok wzbił się w powietrze. Jego ogromne skrzydła spowodowały nawał wiatru, przez który do oczu braci dostał się piasek. Wsiedli na swojego rumaka i ruszyli powrotną drogą na gościniec. Nim dotarli na miejsce minęło sporo czasu, Yaskel ze swojej natury cierpliwy, czekał na nich.

– Nadal nie mogę uwierzyć, że widziałem smoka. – Powiedział Jamie.

– Ja też. Jestem pełen podziwu dla tej pięknej i mądrej bestii.

Po pokonaniu powrotnej drogi znaleźli się przy iście magicznej istocie.

– Yaskel, mamy mnóstwo pytań…

– Śmiało.

– Która z tych wszystkich ras jest dobra?

– Bez porównania żadna nie dorówna elfom i smokom. Ich magia władania żywiołami i siłami natury jest ogromnie potężna. Są oni bardzo pożądani podczas jakichkolwiek potyczek, tudzież wojen. Potrafią zesłać nawałnice czy spowodować zapadanie się ziemi. Gdy dadzą słowo wolą umrzeć, niżeli je złamać. Są honorowe i oddane, czego oczekują od innych. Przysięgi często nie są spełnianie przez co, z dnia na dzień zamykają się w sobie co raz bardziej. Nie muszą uczyć się władać magią, one są nią. Nikt nie dorównuje im we władaniu bronią. Ulubioną są miecze i łuki.

Smok jest dumny ze swego pochodzenia. Magią nie chcemy się posługiwać, chociaż czasem zostajemy do tego zmuszone.

– Dlaczego nie lubicie magii? – Spytał Aaron.

– To nie tak, że nie lubimy, my jesteśmy magią, jesteśmy z niej stworzone. Po prostu od zawsze ludzie cierpią przez nią. Czego nie możemy znieść, dlatego unikamy posługiwania się nią.

– Czyli wolałbyś stać się złym i zabijać, aniżeli jej użyć? – Znów spytał hybryd.

Gad uniknął odpowiedzi.

– Jak już mówiłem smoki…

– A wampiry? – Spytał zafascynowany nimi od samego początku Jamie.

– One z kolei są najsilniejsze i najszybsze. A co najważniejsze nigdy nie umrą śmiercią naturalną. Z wampirami jest tak, że jak nienawidzą to od samego początku, jeśli kochają to bezgranicznie. Ich uczucia są dużo mocniejsze niż pozostałych ras. Jedyną ich wadą jest odżywanie się krwią. Pamiętają zadany im ból, potrafią opisać wszystko sekunda po sekundzie. Człowiek pocierpi i zaraz zapomina ile go to kosztowało, z krwiopijcami tak nie jest. Pamiętają wszystko. Dosłownie wszystko! Nie potrafią zapomnieć, co ich bardzo boli.

– A wy?

Aaron nie chciał, by poczuł się urażony. Najpierw on mu przerwał opowieść, następnie Jamie. Mogłoby to rozgniewać smoka. A może i nie?

– My smoki jesteśmy różne…

– To znaczy?

– Przekonasz się w krainie elfów, gdzie żyje nas największa ilość.

Aaron został spławiony. Smok poczuł urazę.

– Nie gniewaj się.

– Ja? Nie mogę się na ciebie Erilu gniewać.

– JA JESTEM AARON! – Powiedział z naciskiem na swe imię.

– DLA MNIE JESTEŚ ERIL!

– Jak sobie chcesz. – Powiedział zrezygnowany hybryd.

– Jak sobie chcesz? – Powtórzył za nim smok.

Ta sytuacja wydała się śmieszna Jamiemu, który ich obserwował.

– Dlaczego nie potrafisz ziać ogniem? – Zapytał z nutą ironii w głosie Jamie.

Smok ponownie poczuł się urażony, odwrócił głowę w bok. Nie wiedząc, co zrobić wzbił się w powietrze.

– I co narobiłeś?! Jeszcze nas zostawi.

– Ja nie chciałem. Naprawdę nie chciałem. Przepraszam.

– Nie mnie tylko Yaskela przeproś.

 

Koniec
Nowa Fantastyka