- Opowiadanie: pzwierzynski - Kostur I.Potęga Khalifa

Kostur I.Potęga Khalifa

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Kostur I.Potęga Khalifa

Na wzgórzu nieopodal miasta Tageris stała postać odziana w czarny płaszcz. Tylko osoba wiedząca o niej byłaby w stanie ujrzeć delikatne falowanie płaszcza spowodowane lekkim wiaterkiem ze wschodu na tle granatowego nieba przyozdobionego milionami gwiazd. Nikt inny nie ujrzałby obserwującego dzieło swojej siły Khalifh`a.

W jego oczach odbijał się blask płomieni. Całe miasto było w ogniu. Na twarzy maga malował się szyderczy uśmiech. Był dumny z tego czego dokonał w ciągu ostatnich godzin.

– To spotyka tych, którzy się mi sprzeciwiają. – Mówił sam do siebie.

***

Tageris, stolica Królestwa Słońca jak mówiono o ziemiach zamieszkałych przez ludzi o ciemnej cerze, stało w płomieniach. Dzisiejszego dnia, w godzinach popołudniowych, do pałacu wkroczył człowiek dobrze zbudowany, odziany w czarny długi płaszcz i z turbanem w tym samym kolorze zakrywającym twarz. Było widać tylko jego oczy. Dokładnie jedno oko, gdyż po drugim zostało tylko wgłębienie. Żądał spotkania z królem.

– Chce widzieć Shala Im Khurra. Natychmiast! – Mówił to głosem nieznoszącym sprzeciwu. Miał też szczęście, bo strażnicy pełniący aktualnie służbę byli prostymi żołnierzami, których łatwo było zmanipulować. Nie musiał stosować żadnych gróźb, siły na co był przygotowany,

Szybko otworzono przed nim drzwi do sali tronowej gdzie pan i władca pałacu przyjmował gości. Wszedł do niej pewnym krokiem, spojrzał na strażnika, który podążył za nim i coś szepnął do siebie. W tej samej chwili żołnierz odwrócił się i wyszedł zamykając za sobą drzwi.

Khalifh rozejrzał się spokojnie, a ujrzawszy przy przeciwległej ścianie tron stojący pomiędzy wysokimi kolumnami utrzymującymi sklepienie podążył w jego kierunku. Rozsiadł się w nim wygodnie i czekał.

Dopiero po upływie kilku minut do sali wkroczył król ze swoją przyboczną obstawą składającą się z pięciu największych i najbardziej odważnych wojowników w mieście. Już na sam widok przybysza uznał, że czeka go niemiła rozmowa i kłopoty.

– Kim jesteś, że żądasz spotkania ze mną i jeszcze zasiadasz na moim tronie, głupcze?

– Uważaj na słowa. – Shal Im Khurr poczuł się jakby dostał w policzek. – To ty możesz zostać głupcem jeżeli nie będziesz ze mną współpracował. – Khalifh wypowiadał słowa powoli, głośno i z taką pewnością siebie, że władca Królestwa Słońca poczuł się niepewnie.

Chociaż był u siebie na zamku, otoczony swoimi najlepszymi ludźmi coś w jego podświadomości mówiło, że jest pod wielkim zagrożeniem. Spojrzał na swych obrońców i dał znać aby byli gotowi na walkę.

– Głupcze – Im Khurr drgnął z przerażenia – Oni ci nie pomogą – ten głos rozbrzmiewał w jego głowie.

– Brać go!

Wojownicy rzucili się do ataku niczym jakieś dzikie zwierze. W ciągu ułamku sekundy wyjęli z pochew szable. Nie były to zwykłe szable. Ich klinga była szeroka, a na samym końcu zwężała się w kształt połówki rogala. Lecz po paru szybkich krokach zamarli.

– Widzisz – teraz Khalifh mówił na głos – Mogę zrobić wszystko. Zatrzymać twych ludzi w miejscu jakby zamarli, a nawet ich spalić. – W tej chwili żołnierz stojący najbliżej króla stanął w płomieniach. Jego krzyki słychać było w całym zamku.

Do drzwi zaczęli dobijać się inni wartownicy. W całym pałacu zaczęto bić na alarm. Żołnierze w pośpiechu przyodziewali zbroje, dobywali broń i biegli w stronę sali tronowej. Lecz wszystkie wejścia prowadzące do niej były w jakiś sposób zamknięte.

– Teraz nikt nam nie przeszkodzi. Zamilcz! – ostatnie słowo wypowiedział do palącego się wojownika, który nadal krzyczał z bólu. I w tej samej chwili został z niego tylko proch. – Gdzie jest mapa?

– Nie wiem o czym mówisz. Z kimś mnie mylisz.

– Nie kłam! – krzyk Khalifha rozbrzmiał w głowie Shal Im Khurr`a niczym grom. Król złapał się za głowę i upadł na kamienną posadzkę. – Powiesz mi albo umrzesz!

– To zabij mnie bo nic ci nie powiem! – wykrzyczał to ostatnimi siłami. Ból w głowie stawał się coraz bardziej dokuczliwy. Pragnął umrzeć. Wiedział, że zaraz to nastąpi.

– Powiedz to teraz lub wyrwę informacje z twojego umysłu, a uwierz mi, to nie jest przyjemne. – głos odbijał się echem w umyśle Im Khurr`a – I nie pozwolę ci umrzeć.

Kuląc się z bólu i wbijając paznokcie w głowę król niczym małe dziecko krzyczał na podłodze. Nad nim stał ubrany w czerń Khalifh. W jego oku widać było olbrzymie skupienie. Wydzieranie wspomnień, informacji z umysłu było bardzo trudną i ryzykowną sztuką. Można było zabłądzić i pozostać w tym stanie do końca życia.

Żołnierze stali zza drzwiami nie mogąc nic zrobić. Słuchali tylko jak ich ukochany król, panujący nad nimi od kilkunastu lat krzyczy przeraźliwym głosem. Mogli sobie tylko wyobrażać co tam się dzieje. Nikt jednak nie miał pojęcia co przeżywał ich władca.

Shal Im Khurr czuł jak jego umysł rozpada się na kawałeczki. Widział przed sobą wszystkie wspomnienia z swej przeszłości. Chciał już umrzeć, lecz oprawca nie spieszył się. Wiedział, czeko szuka w jego umyśle. Nie mógł tego zdradzić. Niestety nie wiedział, że gdy o tym pomyśli to poda mu odpowiedź niczym na talerzu.

– Mam! – to były ostatnie słowa jakie usłyszał w swym życiu. Nigdy nie dowie się już, że zdradził największą tajemnicę jaką mu kiedykolwiek powierzono.

– Ludzie Tageris! – głos nieznajomego usłyszeli wszyscy mieszkańcy miasta – Nazywam się Khalifh. Nie chcę wam zrobić krzywdy. Lecz jeżeli ktoś mnie zaatakuje to zniszcze całe miasto.

Wszystkich ogarnęła panika. Czarnoskórzy, jak nazywano mieszkańców Tageris, zaczęli rozmawiać ze sobą, niektórzy uciekać. Nikt nie wiedział co się dzieje. Nikt oprócz żołnierzy zgromadzonych wokół sali tronowej. Domyślali się, że ich król już nie żyje i z całych sił pragnęli go pomścić. Uznali, że napastnik blefuje, gdyż nigdy nie słyszeli o kimś kto zniszczy sam całe miasto.

– Gdy drzwi się otworzą atakujemy – mówili do siebie.

Dopiero po paru minutach drzwi, którymi Khalifh wszedł na spotkanie z Shal Im Khurr`em otworzyły się nagle i z wielką siłą uderzyły stojących najbliżej nich żołnierzy zabijając ich. Gdy pojawił się w nich jego uszu doszły krzyki żołnierzy – do ataku!. Wiedział o tym wcześniej gdyż zaglądał im w umysły. Chciał jednak dać im szanse na ocalenie siebie i tego miasta. Zmarnowali ją.

Pod turbanem pojawił się szyderczy uśmiech. Teraz dopiero pokarze całą swoją potęgę. Cały Stary Świat się dowie o jego mocy. Zbyt długo się już ukrywał. Lecz teraz jest już za późno.

Zebrał całą moc w sobie i posłał ją we wszystkie strony świata. Wydobywająca się z jego ciała przekształcała się w ogień. Palił wszystko wokół. Sam zaś nie mógł zostać ranny od płomieni. Wysłał całą swoją moc do miasta i idąc już ostatkami sił w stronę bram miasta wiedział, że musi się teraz gdzieś schronić i znów nabrać sił.

Odchodząc ustał na pobliskim wzgórzu i zerknął na swoje dzieło. Tageris przestało istnieć. Ogień będzie utrzymywał się jeszcze przez parę dni.

– Muszę odpocząć. Zaraz zemdleję. Gdzie jesteś Salitynie? – ostatnie zdanie wysłał telepatycznie w świat i upadł. Miał tylko nadzieję, że uczeń go nie zostawi.

Koniec

Komentarze

Strasznie naiwny ten tekst i raczej słabo napisany.
-- wielki mroczny mag wybija straż pałacową i pali całe miasto, a nie może na odległość wyciągnąć wiadomości o jakieś mapie. Niby zaznaczyłeś, że grzebanie w pamięci jest trudne, ale dlaczego łatwiej zabić kilka/kilkanaście tysięcy ludzi niż uzyskać jedną informację?
-- mag (przypominam wielki i mroczny) załatwia jakąś super cenną mapę, a potem niszczy rzeczone miasto tylko po to, żeby znaleźć się na łasce/niełasce swojego ucznia. To nie wygodniej było zamienić się we wronę albo po prostu wyjść za bramy, skoro zwykli mieszkańcy nie byli skorzy do walki?
-- pałacu pilnuje banda ciuli, którym byle bawół (sam zaznaczyłeś, że nie użył żadnych superpowers) może powidzieć, żeby spadali, a oni go wpuszczą. Z takim wojskiem to chyba nie jest królestwo słońca, a co najwyżej księstwo dwudziestowatówki -- takiej przepalonej.
-- ja zawsze myślałem, że po to się po pałacach kręcą stada strażników, żeby żaden ww. bawół nie zbeszcześcił symboli władzy, czyli przykładowo nie nasrał królowi na tron.
-- i jeszcze jedno, skoro magia jest tak potężna, to dlaczego król nie ma jakieś antymagicznej ochrony

Co do języka, to też słabo. Brakuje przecinków. Podmioty w zdaniach hasają jak otulone czarnymi płaszczami postaci w historiach fantasy. Słabo. Ode mnie 1 + na zachętę.
pozdrawiam

Jeszcze garść bubli:
Było widać tylko jego oczy. Dokładnie jedno oko  -- to jest głupie.
- Nie wiem o czym mówisz. Z kimś mnie mylisz. -- Ta, pomylił króla z żulikiem Jankiem spod monopolowego.
Dzisiejszego dnia -- to jest zwrot języka formalnego, w opowiadaniu fantasy to zasadniczo błąd.
Pod turbanem pojawił się szyderczy uśmiech. Teraz dopiero pokarze całą swoją potęgę. Cały Stary Świat się dowie o jego mocy. Zbyt długo się już ukrywał. Lecz teraz jest już za późno. -- Moc ukrytego, szyderczego uśmiechu, który pokazuje potęgę.

I po co to było?

Dzięki za wszelkie podpowiedzi i zwrócenie uwagi na błędy. To mój pierwszy tekst napisy z nudów, więc nie spodziewałem się dobrych ocen. Chciałem tylko sprawdzić czy wogóle do czegoś się on nadaje.
Jeszcze raz dzięki za 1+:)

"tylko osoba wiedząca o niej, byłaby w stanie ujrzeć..."- znaczy się, jeżeli o nim nie wiem, to go nie widzę, nawet jeśli stanę tuż obok? No i dodałem przecinek.
"jest pod wielkim zagrożeniem"- a może "jest w wielkim zagrożeniu", chociaż to i tak dziwnie brzmi.
"wojownicy rzucili się do ataku, niczym jakieś dzikie zwierzęta"- znów brak przecinka, 'jakieś' zbędne i zwierzęta powinny być w liczbie mnogiej, bo masz wojowników, a nie wojownika.
"Nikt nie wiedział co się dzieje. Nikt oprócz żołnierzy zgromadzonych wokół sali tronowej"- powinno być "Nikt, oprócz żołnierzy zgromadzonych na sali tronowej, nie wiedział, co się dzieje"
To tylko kilka smaczków. Jest tego dużo więcej. Pracuj chłopie nad warsztatem, bo pieruńsko ciężko się to czyta. No i rzeczywiście- naiwniutka ta akcja.

- - Tylko osoba wiedząca o niej byłaby w stanie ujrzeć delikatne falowanie płaszcza spowodowane lekkim wiaterkiem ze wschodu na tle granatowego nieba przyozdobionego milionami gwiazd. - już pomijając wspomnianą kwestię widać - nie widać, zdanie jest straszliwie przepakowane informacjami i brzmi przez to koślawo + gdzieś połknąłeś garść przecinków ;)
- - To spotyka tych, którzy się mi sprzeciwiają. - Mówił sam do siebie. - tak nie zapisujemy dialogów. Jeżeli po myślniku znajduje się opis mówienia, albo ogólniej wydawania dźwięków, to przed myślnikiem nie ma kropki.
- -z turbanem w tym samym kolorze zakrywającym twarz - nie jestem pewna czy turban może twarz zakrywać, ale to szczegół.
- - Miał też szczęście, bo strażnicy pełniący aktualnie służbę byli prostymi żołnierzami, których łatwo było zmanipulować. - tu się uśmiałam! Co to za straż, która przepuści każdego, kto wystarczająco głośno krzyknie?
- - - Uważaj na słowa. - Shal Im Khurr poczuł się jakby dostał w policzek. - to brzmi tak, jakby mówił to Khurr, a przecież nie o to chodziło. Lepiej by było: na te słowa poczuł się..., albo gdy to usłyszał...
- - To ty możesz zostać głupcem jeżeli nie będziesz ze mną współpracował. - to brzmi dziwacznie: jakby bycie głupcem zależało od nadania tytułu, albo czegoś w tym stylu.
- -  coś w jego podświadomości mówiło, że jest pod wielkim zagrożeniem - nie można być "pod zagrożeniem", "pod" to możesz być, co najwyżej, mostem.
- - Wojownicy rzucili się do ataku niczym jakieś dzikie zwierze. W ciągu ułamku sekundy wyjęli z pochew szable. - najpierw się rzucili i to jakoś tak zwierzęco, a dopiero potem pomyśleli, że przydałaby im się jakaś broń w ręku? Zaraz, zaraz... Coś tu nie gra. Poza tym powinno być: ułamka sekundy, nie ułamku.
- - Nie były to zwykłe szable. Ich klinga była szeroka, a na samym końcu zwężała się w kształt połówki rogala. - nie znam się szczególnie na broni, ale dla mnie brzmi to właśnie jak opis zwykłej szabli - Lecz po paru szybkich krokach zamarli. - w tym momencie nie wiadomo o co właściwie chodzi, bo piszesz o szablach, a ty nagle ktoś zamiera po paru krokach. Ja wiem, że można się domyśleć, ale ani to ładne, ani właściwe.
- -  Zatrzymać twych ludzi w miejscu jakby zamarli - zamrzeć oznacza zatrzymać nagle (w miejscu, jak to ująłeś), więc właściwie wychodzi z tego zdania: mogę zatrzymać twych ludzi, jakby się zatrzymali. To bez sensu.
- -  Nie wiem o czym mówisz. Z kimś mnie mylisz - "wcale nie jestem władcą tego królestwa, tylko akurat przypadkiem przechodziłem przez salę tronową i tylko przypadkiem awanturowałem się, że siedzisz na moim tronie, bo on w sumie mój nie jest..."
- - To zabij mnie bo nic ci nie powiem! - wykrzyczał to ostatnimi siłami. Ból w głowie stawał się coraz bardziej dokuczliwy. Pragnął umrzeć. Wiedział, że zaraz to nastąpi. - czyżby już mu się znudziło udawanie, że nie jest królem i pomyślał, że teraz fajnie dla odmiany będzie zostać trupem?
- - I nie pozwolę ci umrzeć. - "zaraz cię zabiję... Albo, wiesz, jednak nie..."
- - Domyślali się, że ich król już nie żyje i z całych sił pragnęli go pomścić. - teraz to chcą pomścić króla, a wcześniej wpuścili do sali tronowe kolesia w czarnym płaszczu, bo na nich nawrzeszczał?
- - ...otworzyły się nagle i z wielką siłą uderzyły stojących najbliżej nich żołnierzy zabijając ich. Gdy pojawił się w nich jego uszu doszły krzyki żołnierzy - znowu nie wiadomo o kogo chodzi, kto pojawił się w drzwiach i czyje to uszy. 
- - Odchodząc ustał na pobliskim wzgórzu i zerknął na swoje dzieło. - chyba przystanął, albo zatrzymał się. Ustać oznacza: przestać coś robić.
- - Jak już był tak niewyobrażalnie potężny, to czemu tak kretyńsko zużył nagle całą moc i zemdlał?
To takie najbardziej kujące po oczach rzeczy. Nie miałam już siły mordować się z przecinkami, ale trochę tam tego było. Cała historia naiwna i kiepsko napisana. Ale nie poddawaj się i pisz;)!

A więc po pierwsze "Turban" nie zakrywa twarzy, turban nosi się na głowie, twarz zakrywa naprzykład "nikab".
Nie chcę mnie się wypisywać błędów, poprostu nietrawię tego.
Ocenka oczywiście 2- :)
Pozdrawiam!
 

Teraz dopiero pokarze całą swoją potęgę. Cały Stary Świat się dowie o jego mocy. Zbyt długo się już ukrywał. Lecz teraz jest już za późno. -- Moc ukrytego, szyderczego uśmiechu, który pokazuje potęgę.

Syf, ten uśmiech to jeszcze lepszy kozak. On tę potęgę ukarał. I to własną. Masochista jakiś?

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Nowa Fantastyka