- Opowiadanie: ilona499 - Enko cz2

Enko cz2

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Enko cz2

 

 

 

 

 

 

 

 

Na drodze ukazał się kolejny wędrowiec, który widząc co się święci pospieszył biedakowi z pomocą. Natarł z impetem na rabusiów i zalśniła w promieniach słońca stal jego miecza. Ciosy spadały z niezrównaną szybkością, znamionując mistrza walki. Polała się krew, a zaskoczeni łotrzykowie widząc, że z nowym przeciwnikiem nie mają najmniejszych szans, pierzchali przerażeni. Gonieni jeszcze okrzykami starca, który ujrzawszy nieoczekiwanego wybawiciela zaczął zagrzewać go do walki. Gdy rabusie uciekli, uradowany biedak padł na kolana.

 

– Szlachetny panie, dziękuję za ocalenie! – giął się w pokłonach – Uratowałeś mnie biednego, nędznego kupca! Komu zawdzięczam ten zaszczyt? – pytał.

 

Wędrowiec spojrzał uważnie na klęczącego u jego stóp nieszczęśnika, który głową niemal dotykał ziemi.

 

– Wstań – powiedział – Nie jesteś ranny? – spytał.

 

– Och, szlachetny panie! Nie zdążyli ranić, ani okraść biednego człowieka. – powiedział starzec, podnosząc się i spoglądając ukradkiem na swego wybawiciela. Uśmiech rozjaśnił jego brudną, pomarszczoną twarz, a ręką przygładził zmierzwione, siwe włosy. Jeszcze raz skłonił głowę.

 

– Jak na starego człowieka, całkiem nieźle radzisz sobie z tym kijkiem. Czyżbyś służył kiedyś w armii cesarskiej? – spytał nieznajomy.

 

– Ech, dawne czasy panie. – odparł kupiec. – Nikt już teraz o nich nie pamięta. – spojrzał z zainteresowaniem na przybysza. – Jestem Etsuya panie. Skromny rzemieślnik, najlepsze lata mam już za sobą. Teraz czekam już tylko na śmierć. Żyję skromnie z wyplatanych własnoręcznie ozdób i naczyń. Mój jedyny majątek i najlepszy przyjaciel to ten szary konik. Nie oddałbym go bez walki tym rzezimieszkom… Mogę wiedzieć komu zawdzięczam ocalenie? – spytał nieśmiało.

 

– Jestem Hiroyama Takeshi i nie jestem samurajem tylko roninem. Wyrzutkiem podobnym tym, którzy chcieli cię ograbić. – powiedział, smutno spoglądając na starca.

 

Ten baczniej przyjrzał się swemu rozmówcy i drgnął nieznacznie na dźwięk jego imienia.

 

– Z daleka przybywasz szlachetny roninie? Nie wyglądasz, ani nie mówisz w sposób podobny tym, którzy uciekli niczym spłoszone zające. Nie sądzę, panie, byś mógł porównywać się z tymi łotrami, dobrego człowieka widać w tobie…

Przybysz uśmiechnął się lekko. Rzeczywiście, nie przypominał w niczym brudnych, obdartych i podchmielonych rabusiów. Nie był to już bardzo młody człowiek, mógł mieć około trzydziestu-czterdziestu lat. Jego czarne kimono, dobrze skrojone i starannie zawiązany pas obi, podkreślały wysportowaną sylwetkę zaprawionego w bojach samuraja. Wysoki i przystojny przyciągał swym wyglądem spojrzenia, choć jego ubiór był bardzo skromny i widać było, że nie jest pierwszej nowości. Ubrany był czysto i starannie. Czarne włosy, zaczesane w samurajski kok, a na skroniach można było dostrzec kilka siwych pasemek. Jako, że nie był samurajem nie miał wygolonego czoła i przodu głowy. Ubioru dopełniała zatknięta za pas katana o czarnej rękojeści, bez żadnych ozdób. Przykuła ona jednak uwagę starca, którego źrenice rozszerzyły się nieznacznie.

– Możesz spokojnie odejść. Myślę, że droga jest już bezpieczna – powiedział spoglądając na starca – Ani tobie, ani twojemu konikowi już nic nie zagraża.

– Szanowny samuraju, co cię tu sprowadza w nasze strony? To biedna prowincja, zapomniana przez wszystkich. – kupiec giął się w pokłonach.

– Szukam kogoś od niemal roku, przemierzając najdalsze rejony naszego kraju, ale nie natknąłem się na ślad osoby, której poszukuję – zamyślił się spoglądając przed siebie.

– Kogóż panie? Jestem wędrownym sprzedawcą, przechodzę od wioski do wioski i znam tu wielu ludzi, może słyszałem o tym, kogo szukasz. Jakie jest jego imię?

 

– Nie sądzę byś je znał. Może jednak słyszałeś, bądź widziałeś jeźdźca, na czarnym jak noc koniu, o grzywie długiej sięgającej niemal po pierś i pęcinach spowitych włosiem. Samuraj ten podąża z wilkiem, o jasnej, niemal białej sierści. To młody człowiek…

 

Starzec zamyślił się głęboko – Nie panie, nigdy nie widziałem, ani nie słyszałem o kimś takim. Na wierzchowcu tak pięknym jedynie wielmoże mogą jeździć. A wilk… to nie jest możliwe… może przyśnił ci się ktoś taki…? – odpowiedział starzec zniżając głowę.

 

– W takim razie nie potrafisz mi pomóc. Bywaj zdrów i uważaj na grasujących złodziei – odparł przybysz wsiadając na swego gniadosza.

 

Kupiec nie zamierzał jednak ustąpić i złapał za uzdę, konia samuraja, prosząc…

 

– Panie, to prawda, nie słyszałem o tajemniczym jeźdźcu, ale znam te rejony jak własną kieszeń, mogę cię poprowadzić. Ludzie prędzej powiedzą coś komuś kogo znają i ufają niż obcemu samurajowi. Będę ci Hiroyamasan wiernie służyć, zawdzięczam ci życie – błagał chwytając stopy ronina. – Przydam ci się, panie…

 

– Nie jestem panem, ale wyrzutkiem, nie mam pieniędzy i nie zapłacę ci za twe usługi .

 

– Nigdzie mi nie jest spieszno. Nie mam przyjaciół ani rodziny. Szlachetny samuraju, ulituj się nad biedakiem. Zaprowadzę cię w najodleglejsze zakamarki naszej prowincji. A razem zawsze raźniej jest wędrować, mój konik, choć niepozorny, na pewno dotrzyma kroku twemu wierzchowcowi – mówił spoglądając na wędrowca.

 

Od czasu do czasu jednak jego wzrok spoczywał na czarnej katanie przybysza, a palce drapieżnie zaciskały się, niczym szpony ptaka.

 

Ronin zamyślił się, przez chwilę spoglądając na uczepionego jego kimona nędzarza.

 

– Dobrze, ruszajmy więc razem w drogę. Może rzeczywiście przyda mi się towarzysz. Zbyt długo już sam przebywałem – uśmiechnął się smutno.

 

Etsuya ochoczo, z zadziwiającą wręcz lekkością, wskoczył na swego dziwacznego konika, pozostawiając na drodze rozrzucone podczas utarczki wiklinowe wyroby.

 

– Czy jest ci obojętne, w którą stronę ruszymy? – zainteresował się przybysz.

 

– Dokąd tylko każesz, szlachetny panie. – stary wojak zgiął się w ukłonie.

 

– Jedźmy więc do najbliższej wioski, bądź moim przewodnikiem.

 

Ruszyli razem przed siebie. Po pewnym czasie dotarli do niewielkiej osady, gdzie mogli dostać pożywienie, a obwoźny handlarz mógł sprzedać pozostałości ze swych wyrobów. Przy okazji wypytywał więc o tajemniczego jeźdźca. Nikt jednak nic bliższego nie umiał odpowiedzieć. Dzień coraz bardziej chylił się ku zachodowi, zmęczeni rozbili niewielkie obozowisko nieopodal wioski. Starzec rozpalił ognisko i wrzucił do kociołka kilka garści ryżu zakupionego od wieśniaków. Hiroyamę niezbyt obchodziły jego zabiegi. Zajął się swym wierzchowcem, starannie go czyszcząc i pętając na noc. Usiadł na powalonym konarze drzewa i zapatrzył się na zachodzące słońce. Sięgnął w zanadrze swego kimona i wyjął niewielki przedmiot. Przyglądał mu się dłuższa chwilę, by przycisnąć go do ust. Siedział, spoglądając na niewielki talizman.

 

– Cóż to jest panie? – zagadał w pewnym momencie Etsuya – siedzisz już tak długo, wpatrując się w tę błyskotkę, czy jest cenna? – spytał chytrze mrużąc oczy. Podszedł do ronina z parującą miseczką ryżu i uważnie przyjrzał się przedmiotowi trzymanemu w ręku.

 

Był to okrągły medalion noszący wyraźne ślady uszkodzenia. Przedstawiał dwa smoki splecione ze sobą.

 

– Nie przedstawia większej wartości. To tylko metal. Jednak dla mnie jest bezcenny, uratował mi życie. Podarowano mi go, by mnie chronił. Mam nadzieję, że zawiedzie mnie także tam, gdzie pragnę się dostać – szepnął Hiroyama, przesuwając palcami po zniszczonej i wyblakłej zielonej wstążce, na której zawieszony był medalion.

 

– Nie jestem głodny, możesz zjeść moją porcję – powiedział podnosząc na chwilę głowę i obojętnym wzrokiem spoglądając na pochylonego nad nim starca.

 

– Długo jechaliśmy panie. Nie widziałem byś coś przez ten czas spożywał. Myślę, że nie powinieneś gardzić skromnym posiłkiem, który przyrządziłem.

 

– Wierz mi, nie pogardzam twoim poczęstunkiem. Jakoś niewielką uwagę przywiązuję do tego co się dzieje wokół. Posiłki nie sprawiają mi przyjemności, ani nie mają smaku .Ot… kiedy głód mi doskwiera wtedy coś jem. – uśmiechnął się blado.

 

– Źle postępujesz. – powiedział zaradny starzec – Należy dbać o siebie, bo o chorobę w tych czasach nietrudno. Jedz więc panie na zdrowie – wręczył roninowi gorącą miseczkę, klękając przed nim z szacunkiem. – Kogo szukasz szlachetny panie? Czy możesz powiedzieć mnie, biednemu starcowi, chętnie wysłucham twej historii. Zaintrygowałeś mnie swym postępowaniem. Chciałbym wiedzieć coś więcej o człowieku, któremu zawdzięczam życie.

 

– To długa historia i nie wiem czy może mieć dobre zakończenie – ronin zadumał się.

 

– Dobrze, opowiem ci co mnie sprowadza w tak odległe zakątki kraju. Wszystko zaczęło się jakiś rok temu. Pamiętam… kwitła wtedy sakura. Nie myślałam jednak wtedy, ani o wiośnie, ani o kwiatach wiśni. W głowie miałem jedynie walkę i same niewesołe myśli. Tak… to było dokładnie rok temu… .

Koniec

Komentarze

Proszę o pomoc. Po wklejeniu tekst zbija mi się w całość i biegnie sobie wężykiem zdanie po zdaniu. To dlatego wcześniej dałam tak krótki kawałek , bo reszta zbiła się w jeden zlepek. Myślałam,że tekst jest zbyt długi, jednak teraz nawet jak wklejam po jednym zdaniu, też jest tak samo. Na podgladzie jest wszystko oki , dopiero jak wciskam" zapisz" dzieja się cuda.Jeśli nie uda mi się dać całości , czy jest możliwość usunięcia wpisu. 

Spróbuj sformatować w notatniku i z niego przekleić.

Cały czas to robię. Nie wiem dlaczego, nawet to ostatnie zdanie" – Szanowny samuraju, co cię tu sprowadza w nasze strony? To biedna prowincja, zapomniana przez wszystkich – kupiec giął się w pokłonach. "jak rozdzielam i ustawiam na miejsce,po zapisaniu dalej jest tak samo.

Pasuję , proszę administratora o usunięcie calego wpisu.

[…]  powiedział smutno spoglądając na starca.  ---> smutno powiedział, czy smutno spoglądał? Oto jest pytanie, na które tylko przecinek odpowiedzieć może…   Ten […] imienia. Nic jednak nie powiedział. ---> pozostawione w całości zdanie "Nic […] powiedział" jest, wybacz, Autorko, bez sensu. Następny akapit zaczyna się od słów handlarza… Chyba, że miałaś na myśli to, iż nic nie powiedział na temat imienia, na którego dźwięk drgnął. W takim przypadku należy inaczej to zdanie sformułować.   Co Ty chcesz kasować? Doprowadziłaś przecież układ tekstu do światła wiary…

No wlasnie caly problem tkwi w akapitach, nie chcą się zrobić.Tekstu mam jeszcze ze dwa razy tyle. Chce to dac w całości, aby znowu nie było zarzutow o to,że wklejam kawalek bez sensu. Natomiast jak go daję w całości to robi się rzeźnia.

W jakim programie piszesz i w jakim formacie zapisujesz? Weź pod uwagę, że nie ma absolutnej zgodności w kodowaniu. Poza tym – jak masz ustawione opcje akapitu, jak i do czego używasz entera? Nie ma rady, trzeba zaczynać od eliminacji własnych błędów, jeśli się je popełnia.    Wklejałem tutaj teksty zapisane w Wordzie 1997 do 2003, w formatach .doc oraz .rtf. Żadnych problemów…

Word 2010, co do formatu, to nie mam zielonego pojęcia. Nie rozumiem tylko, dlaczego część tekstu wkleja mi się bez przeszkod, a inna ani drgnie. Poza tym, nawet jeśli źle wkleiłam, to poprawiam na waszej stronie  i jak na podglądzie jest oki,  to tak samo powinno być po zapisaniu, a nie jest . Mam tu np: takie zdanie w środku tekstu , zaczyna się od "– Och, szlachetny panie!…" powinno iść od nowego wiersza  a za diabła nie chce.

Format jest opisany trzema lub czterema literami, poprzedzonymi kropką, i ten opis, symbol, jeśli wolisz, znajduje sie po nazwie pliku. Na przykład: >> Bajka na dobranoc .docx << .docx jest natywnym formatem dla wersji Worda od 2007 wzwyż. Wybierz opcję: "zapisz jako" – potem w okienku wyboru odszukaj albo "tryb zgodności 1997-2003", albo "tekst sformatowany – .rtf", zapisz i taki tekst spróbuj wkleić. Jeżeli skończy się niepowodzeniem, wykasujesz tekst, zostawiając tytuł, a potem poprosisz dj Jajko o wykasowanie do reszty. Niepowodzenie będzie oznaczało, tak na trzy czwarte pewności, że niepoprawnie używasz: entera, opcjonalnych znaków podziału, twardych spacji, ustawień akapitów – i cholera wie, czego ewentualnie jeszcze.

Dziękuję, powalczę z tym jeszcze, mam czas do jutra.

To, co pisałem o wykasowaniu, dotyczyło tej części opowiadania, której nie wrzuciłaś. Istniejącej nie kasuj, poprawiłaś, zbierają się komentarze…

Dziękuję za pomoc :)

Nowa Fantastyka