***
Przyciągnięty poruszeniem, gwarem i zapachem wszedłem do wnętrza jednej z przysadzistych tawern. Ciemne, zadymione sale niskiego pomieszczenia pełne były Threshan, o, i to nie owych cichych, spokojnych semirów którzy kląskającym głosem wtajemniczali nas w architektoniczne meandra starówki, lecz najprawdziwszej hołoty. Mówiono donośnie, z chropawym akcentem, tupano ordynarnie, krzyczano chętnie i taranowano się wzajem; wybuchy złości oraz salwy przytłaczającego śmiechu przetaczały się przez zbiorowisko.
Pykano z umocowanych na grzbietach fajek wodnych lub opróżniano przez rurki przytroczone do boków flaszki wypełnione kolorowymi cieczami, z pewnością o szczególnie pobudzającym działaniu.
Zdołałem jakoś utorować sobie drogę w tłumie. Zauważyłem, iż w centrum uwagi znajduje się wysłużony projektor głośno nadający jakąś interesującą audycję. Widziałem, że transmitowane są spękane ściany skalne oraz uwijające się poniżej maleńkie postaci. Wszystko opisywały nagłówki przypominające mozaiki usypane z piasku przez wiatr, których naturalnie nie rozumiałem ni w pięć, ni w dziewięć. Postanowiłem zasięgnąć języka.
Prędko nastrajając translator skierowałem się w stronę nieco osamotnionego gapia, który tępy wzrok wbijał w podłogę. Spojrzałem na niego z konwersacyjną miną, jednocześnie demonstracyjnie przeciążając głośnik obręczy. Wyglądał bardzo smętnie, pomarszczony i stary, z wąsami przypominającymi struny i wiszącymi zupełnie jak czerwone frędzle u jego szelek. Kiwał się lekko w miejscu.
Gdy wreszcie udało mi zwrócić jego uwagę, w oczach błysnęła mu jakby niechęć i odwrócił gwałtownie głowę w sposób sugerujący brak chęci do rozmowy. Obok napierały na mnie dwa inne ciała, chciałem więc już odejść, kiedy wąsacz zadreptał w miejscu i skierował znów ku mnie pytająco łeb. Zacząłem więc mówić – wolno, z namaszczeniem:
– Dobra istoto (i natychmiast pożałowałem tego słowa; nie chciałem wszakże powiedzieć „Threshaninie”, by nie zabrzmieć sztucznie, a „człowieku” zupełnie tu nie pasowało. Wierzyłem, że procesor semantyczny jakoś to poskłada.) – czy mogłabyś (nieumyślnie dalej dehumanizowałem go) powiedzieć mi, skąd całe to poruszenie?
Z głośnika znów zabrzmiał ten gruby i autorytarny nie – ja. Threshanin zrozumiał jednak zdanie, lekko potakując cały czas (w jego języku rozlazło się ono do kilkudziesięciu słów) i uważnie, jakby oglądał egzotyczny kwiat, odpowiedział do analizatora obręczy, z którą widać miał już do czynienia:
– W audycji nadzwyczajnej podają, że wznowione zostały wykopaliska wewnątrz łańcucha Sagruato. Wezmą w nich udział trzy grupy: tutejsi archeolodzy, zespół z Praisch – wypowiedział tę nazwę z wielką odrazą, zapewne wskutek lokalnej antypatii do tego miastocypla – i wasi, Pet………………-styczni. Obiektem szczególnego zainteresowania są słynne pesaria królowej Tyyghyr pogrzebane z pewnością gdzieś w tym kompleksie grobowym; kto pierwszy do nich dotrze, temu semiriat wypłaci wielką nagrodę – trzydzieści tysięcy falanx.
Nie mam może talentu do języków lecz z liczbami zawsze byłem za pan brat i bieżące kursy walutowe znam na wyrywki – zaśmiałem się tedy w duchu z wymienionej kwoty, gdyż po przeliczeniu, w domu, przy moim skromnym trybie życia mógłbym przeżyć za nią nie dłużej niż pół roku. Jakąż więc wartość mogła przedstawiać dla takiego molocha, jak Pet……………..-styczna?
Byłem jednak pewien, że i tak „nasz” zespół dołoży wszelkich starań aby ubiec archeologów threshańskich w poszukiwaniu zagadkowych artefaktów.
***