- Opowiadanie: mars - Paradygmat

Paradygmat

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Paradygmat

Paradygmat

 

 

 

W pewnym momencie świat się bardzo zmienił… Ogrom doktryn naukowych i zaawansowanych doświadczeń nie był już przyswajalny przez żadną ludzką istotę, ale tylko przez specjalne biocybernetyczne golemy, w które wprzęgnięto komórki nerwowe, a nawet mózgi ludzkie i zwierzęce; scentralizowano ośrodki naukowe ze względu na niewyobrażalne koszty finansowe badań jakie one pochłaniały. To był początek.

 

Z biegiem czasu owe technologiczne centra uniezależniały się politycznie od państw, unii i konfederacji, tworząc całkiem odrębne społeczności z własnym prawodawstwem, budżetem i polityką. Kolonizowały planety kosmiczne, eksploatując na nich minerały zapewniając sobie niepostrzeżenie finansową, a co za tym idzie polityczną suwerenność. Z chwilą, gdy opracowały technologię anty-broni na świecie zapanował pokój i dobrobyt pod ich rządami.

 

Niebawem uporały się z kartelami finansowymi, aż wreszcie zlikwidowały ostatecznie wszelkie materialne środki płatnicze. Wystarczyło być, żeby mieć.

 

Epoki wojen i pieniądza, których sinusoidalne skurcze dławiły bezustannie rozwój całej ludzkości odeszły do zamierzchłej przeszłości.

 

Biotechnologia uporała się z produkcją żywności, zaś medycyna wyeliminowała jej ujemne następstwa.

 

Przyrost ludności został wykorzystany do zaludniania nowych planet, gdzie wiele z nich dzięki nowatorskim technologiom do złudzenia przypominało Ziemię.

 

Państwa pozbawione wojska z bezużytecznym złomowiskiem uzbrojenia początkowo przekształcały się w korporacje handlowe, by powoli stopić się w tyglu wzajemnych konsolidacji i wreszcie na zawsze zaniknąć na przestrzeni niespełna 400 lat.

 

Dla ułatwienia przekazu informacji w najodleglejsze skrawki Ziemi i Kosmosu wprowadzono jeden język.

 

Na początku wywołało to wielkie protesty i niemało ofiar, atoli decyzja ta podjęta 700 lat temu zaowocowała już po 150 latach, czyli biblijnych siedmiu pokoleniach, niespotykaną wprost powszechnością wiedzy, jak się wyrażano, a w następstwie tego wyeliminowała w końcu i inne języki. Dzisiaj nikt nie potrafił już wytłumaczyć dlaczego ludzkość tak długo tkwiła w wielojęzyczności?

 

Dostęp do wynalazków technicznych i wszelkich dobrodziejstw nauki był zagwarantowany w konstytucji, podobnie jak i prywatność myśli, albowiem prawo surowo zakazywało rozwoju technologii umożliwiającej rejestrację szczególnych fal elektromagnetycznych ludzkiego mózgu – ludzkich myśli.

 

Jeden obowiązujący język sprawił wkrótce niespodziewane przyśpieszenie w rozwoju społecznym. Wyeliminował różnice kulturowe, obyczajowe, zaś przepływ ludzkich myśli w skali całej ludzkości miał już zasięg nieograniczony i nie wymagał transkrypcji, interpretacji; myśl ludzka stała się bliższa samej rzeczy na czym obok nauki zyskało również prawo.

 

Wszelkie maszyny cyfrowe posługiwały się także tym językiem. Język stawał się precyzyjnym narzędziem poznawczym, tożsamym z prawidłami logiki, niezawodnym systemem znaków pomiędzy ludźmi i maszynami.

 

Co prawda ujemnym następstwem tego zjawiska był zanik metafory, poezji, zaś potem literatury, ale ludzkość wytworzyła tak ogromną bibliotekę w poprzednich wiekach, że i tak nikt nie był w stanie przyswoić sobie tej skarbnicy, a nowych pomysłów już od 200 lat brakowało… Literatura wyczerpała się w swoim własnym tworzywie i zapadła jak umierająca gwiazda, stając się czarną dziurą, której nikt nie spostrzegał, ale która jeszcze przez jakiś czas wywierała niewidzialny wpływ na ludzkie umysły…

 

Co innego muzyka i malarstwo, dziedziny pierwotne, które w całej swojej historii nie miały aspiracji pseudo-poznawczych jak literatura. Dzięki swojemu realnemu tworzywu, którego nie wymyślił człowiek, przeżywały niezwykły rozkwit i w zupełności zaspakajały duchowe potrzeby całej ludzkości. Galerie i koncerty, dzięki osiągnięciom techniki, gromadziły w jednym miejscu miliony ludzi.

 

Wszelako jednym z największych osiągnięć było uporanie się z ahistoryzmem, dzięki czemu obok literatury znalazła swój ostateczny kres i jej córa – historia. A zaczęło się to przypadkiem, w ramach programu walki z przestępczością, gdy PLATO, bo tak nazywało się Supercentrum, opierając się na analizie historycznych wydarzeń, doszło do wniosku, że nie należy zmieniać natury ludzkiej tylko obiekty jej skłonności. Wszelkie rewolucje robiły właśnie ten błąd i czyniły odwrotnie – starały się zmieniać naturę człowieka.

 

Skoro wszystkie bestialskie przestępstwa, począwszy od zabójstw, a skończywszy na kłamstwie, będą całkowicie wykrywalne – obiekt skłonności zmieni się. Zespół naukowy w PLATO, po setkach lat eksperymentów, skonstruował dekodery czasoprzestrzeni – CUBE, gdzie czas jako czwarty wymiar pomógł odtwarzać wszelkie zjawiska z przeszłości…

 

Z początku były problemy z wdrożeniem teorii w wynalazek związane z korpuskularnością czasu i jego falową naturą jednocześnie, jednakże były to zwykłe artefakty, metodologiczne pokłosie analiz nad światłem z poprzednich wieków. Żadna zbrodnia nie uniknęła od tej pory kary, każde kłamstwo można było zweryfikować, żadne wydarzenie z historii nie podlegało już interpretacjom, stając się domeną sfery faktu.

 

Efektem tych fascynujących odkryć było zdarzenie fundamentalne – powstanie jednej religii, gdyż okazało się, że większość opisanych wydarzeń w Świętych Księgach wszystkich trzech monoteistycznych religii nie jest fikcją. Najpierw wprawiło to wszystkich w konsternację, nieco później fundamentalistom zabrakło argumentów i ludzie doświadczyli prawdziwego wymiaru religii… wciąż oczekując na nowe Objawienie lub Paruzję, gdyż co Prorocy mieli powiedzieć – zostało już powiedziane.

 

Rozwiązano wiele kontrowersyjnych zagadnień tak skutecznie, że po 50 latach ustały wszelkie spory, zaś po 100 latach pospolite przestępstwa zanikły całkowicie. Można było sobie odtworzyć dowolnie wybrany fragment z czasoprzestrzeni podając cztery dowolnie wybrane wymiary.

 

Jednakże współrzędne 0-0-0-0 dla dekoderów CUBE były jeszcze nieosiągalne, dlatego problem uniwersalnego początku jak grzech pierworodny nękał coraz dotkliwiej wiele umysłów.

 

Przeszłość przestała być już tajemnicą, każde przeszłe wydarzenie stało się teraźniejszością, każdy czyn pozbawiony został bezkarności. Historia straciła sens.

 

Zaistniałe przemiany poskutkowały drastyczną redukcją kontaktów międzyludzkich; skoro kłamstwo straciło rację bytu to również prawda przestała być wartością, ludzie przestali odczuwać potrzebę zaufania, a w kolejnych pokoleniach zanikały podstawowe relacje uczuciowe między nimi, nawet w rodzinach, która w końcu stała się tylko martwym obyczajem. Gwałtownie spadła liczba urodzeń. W celu uniknięcia kurczenia się populacji wprowadzono „gwarantowany współczynnik zastępowalności”, co oznaczało magazynowanie zygot ludzkich na wypadek kryzysu demograficznego. Po 200 latach życie seksualne oderwało się zupełnie od swej pierwotnej natury i stało się czynnością o charakterze tylko zmysłowym, nie obciążone żadnym ciężarem moralnym, jak swędząca pięta…

 

Swego czasu miały miejsce inspirujące próby uczynienia z seksu kolejnego działu sztuki; tworzono „symfonie zmysłów”, gdzie ciała były instrumentami, pobudzanymi według wymyślnych partytur, aliści zmysły ludzkie w odróżnieniu od instrumentów ulegały takiemu stępieniu, że jakiekolwiek strojenie nie pomagało przywrócić już ich stanu początkowego.

 

Tak jak świat cząstek elementarnych nie potrzebuje porządku moralnego, aby dobrze funkcjonować, tak samo świat ludzki dzięki ogromnej wiedzy o świecie fizycznym nie potrzebował już etyki, ponieważ prawie wszystko antycypował. Kategorie moralne zanikały.

 

Niedługo potem ludzie stali się w swej większości niepłodni. Na początku mężczyźni, później kobiety. Były oczywiście jednostki, które przedłużały gatunek w sposób przyrodzony, wszelako zastępowalność była gwarantowana już tylko przez inkubację zygot w specjalnych kulach owodniowych.

 

Ludzie budowali swoje życie wewnętrzne samotnie już od poczęcia, co pozbawiało ich wielu rozczarowań i cierpień oraz pobudzało nieznane dotąd zdolności adaptacyjne w nowym środowisku.

 

Z istoty społecznej człowiek stawał się istotą samotną. Odtąd stan samotności był egzystencjalnym ukojeniem, ontologicznym warunkiem poznawczym, a nie dotkliwym utrapieniem. Tak jak przed setkami tysięcy lat nastąpiła mutacja w istocie człekokształtnej pod naporem przemożnej potrzeby gromadności (wynikłej ze strachu i niewiedzy o prawach natury) i wyłoniła się wówczas istota ludzka, genus homo, tak teraz człowiek ze swoją wiedzą i pozbawiony strachu powracał do pierwocin swej egzystencji – samotności. Potrafił przemieścić się w każdej chwili w najodleglejszy znany ludzkości zakątek Kosmosu oraz kontemplować fenomen życia w każdym istniejącym organizmie na przestrzeni całej historii biosfery.

 

Pomimo stosunkowo długiego życia organicznego jednostki (istniało jeszcze „życie myślne”, o czym później), wszystkim brakowało nadal czasu na przyswojenie sobie dobrodziejstw Ziemi i Kosmosu, nie mówiąc o najnowszych wynikach badań i teoriach, które próbowały to syntetyzować. Zagadka egzystencji jednostki ludzkiej stała się nierozerwalnie związana z zagadką egzystencji wszechświata i jego, człowieka, monumentalną w nim samotnością.

 

Niosło to także wiele pozytywnych cech w ewolucji całej populacji. Przestały istnieć jakiekolwiek relacje zależności pomiędzy ludźmi; wraz z bogaczami wymarli ostatni pochlebcy, wraz z biedakami ostatni przyjaciele – funkcje społeczne jednostki zupełnie nieprzydatne w nowej strukturze.

 

Podstawowe potrzeby kontaktu, informacji, zaspokajały w przeważającej mierze rozmaite urządzenia, zwierzęta i gry, choć działo się to stopniowo, powoli i naturalnie.

 

Dopiero teraz jednostka była w pełni wolna i niezależna od wszelkich instynktownych imperatywów przetrwania, skupiona na sensie swojego nieprzypadkowego istnienia, a nie na miejscu w kolejnej hierarchii. Przyniosło to nieprawdopodobny rozwój zdolności umysłowych. Umysł nie zagrożony niebezpieczeństwem dla swego nosiciela, nie kierował się już tylko racją przetrwania, posiadania, przedłużenia gatunku, umysł ludzki otworzył się całą swoją otchłanią na zagadnienie sensu istnienia.

 

Ludzka inteligencja niepomiernie wzrosła w porównaniu do innych epok, a w populacji nie było już jednostek odbiegających od bardzo wysokiego poziomu. Głupców było tylu, ilu dawniej było geniuszy i odwrotnie.

 

Najdłużej ewoluowała miłość i to ona najdłużej nie dawała o sobie zapomnieć, mimo niepodważalnych dowodów naukowych na to, że jest to tylko funkcja zachowania gatunku w dwu formach: genetycznej (prokreacja) i grupowej (miłosierdzie), bez której nasze przypadkowe DNA nie przetrwałoby w takiej konkurencji organicznego świata. To jej zawdzięczaliśmy taki sukces ewolucyjny i to dzięki niej wyłoniliśmy się z chaosu. Dziś, kiedy biologiczna zagłada nam już zupełnie nie zagraża, jest to zespół emocjonalny osłabiający zdolności umysłowe. Jednak dopiero wynalezienie dekoderów czasoprzestrzeni CUBE pozwoliło w dużej mierze wyeliminować ostatnie atawizmy tego zjawiska, kiedy ludzie nie mogli przed sobą już nic ukryć, oprócz myśli…

 

To pozwoliło wreszcie przekierunkować miłość ku abstrakcyjnym pojęciom, takim jak piękno i prawda, których ucieleśnieniem w końcu przecież jest prawo i nauka.

 

Tak też szacunek dla prawa i zaufanie do nauki stały się przekształconą funkcją miłości i opoką nowej cywilizacji.

 

Nauka opanowała także zagrożenia ze strony wszelkich katastrof naturalnych, a przede wszystkim doprowadziła do wyrównania różnic w dobrach materialnych poprzez ich niespotykaną powszechność i dostępność. Wszelkie dobra materialne były odtąd jak powietrze, dlatego straciły na znaczeniu, a polityka oraz ekonomia (jedne z największych mitów nauki), które żerują na wszelkich różnicach umysłowych potencjałów, przestały wreszcie istnieć. W podręcznikach szkolnych figurowały w wiekach ciemnych jako szamańskie zabobony, przejawy dominacji jednostek nad ogółem obok pierwszych teorii kosmologicznych Ptolemeusza…

 

Cywilizacyjny dogmat, który kształtował od tysiącleci ludzką społeczność, polegający na nieustannej dominacji mniejszej grupy nad większą, stracił nieodwołalnie rację bytu. Nie było mniejszości i nie było proletariatu. Człowiek był wolny i suwerenny, zaś życie ludzkie, chwilowy błysk samoświadomości w łańcuchu białek i nuklein, było wytężoną pracą umysłu nad ogarnięciem przyczyny swojego skończonego w czasie i niepowtarzalnego jak dotąd istnienia w odkrywanym ludzką ręką interiorze Kosmosu.

 

Niewątpliwie ludzie realizowali swoje człowieczeństwo pomiędzy chwilami przyswajania najnowszych osiągnięć naukowych w sposób niezwykle dowolny. Początkowo pochłonęła ich pasja zgłębienia sfer zmysłowych, żądając nawet prawa do przeszczepienia szczególnie wrażliwych tkanek kręgowców do różnych części swojego ciała. Byli i tacy, którzy po wielu transseksualizacjach postanowili pozostać hybrydami, byli i tacy, którzy pragnęli wyzbyć się w ogóle wszelkich cech płciowych, jednak po krótkotrwałym nasileniu wielu zróżnicowanych zachowań, aspekt życia seksualnego potoczył się swoim mało znaczącym torem w życiu populacji, tym bardziej że nie dotyczył już rozrodczości.

 

Powszechnie uważano, że przed nauką zostały do rozwiązania tylko dwa problemy: problem początku i końca… Znano już właściwości fizyczne, występujące w pierwszej milisekundzie powstania Kosmosu, znano proces ewoluowania łańcuchów biochemicznych w coraz bardziej wyspecjalizowane organizmy, ale nadal nauka nie potrafiła odpowiedzieć bezwarunkowo na problem kreacji, Stworzyciela, Pierwszej Przyczyny czy też po prostu Boga. Wiedziano już „Jak ?” coś istnieje, ale nie wiedziano „Dlaczego?”

 

Najnowsze doniesienia z Supercentrum PLATO były coraz bardziej obiecujące. Wiadomo było, że nieskończoność jest jednak funkcją skończoności, a nie odwrotnie. Cała ludzkość śledziła najnowsze doniesienia, choć byli i tacy, którzy zadawali sobie pytania, co będzie dalej jeśli centrum rozwiąże ostatnie problemy?

 

Z dumą podkreślano, że jest to prawie najdłuższa cywilizacja w historii oprócz egipskiej, liczyła już ponad trzy tysiące lat. Nowy system władzy ani razu nie zawiódł, gdyż nie opierał się na konkretnych ludziach, jednostkach czy demokratycznej stadności, ani na jakiejś klasie społecznej, lecz na „Oceanie myśli”… Dzięki odkryciom naukowym człowiek wypracował nigdy wcześniej nie znany, nowy system podejmowania decyzji.

 

System był trzystopniowy. Na zasiedlonych planetach powstawały centra Beta ograniczające się do przekazywania danych nowych struktur fizycznych i chemicznych w standardowych modelach. Centra Alfa, było ich siedem, funkcjonowały na każdym kontynencie Ziemi oprócz jednego. Dodatkowy kontynent powstał na Pacyfiku, kiedy kolonizacje kosmiczne były jeszcze w powijakach, a przyrost naturalny zmusił centralę do opanowania technologii sejsmicznej, dzięki której powołano do istnienia nowe trzy miliony kilometrów lądu przez zaplanowane na ogromną skalę erupcje sejsmiczne. Dzięki temu udało się również zmagazynować energię na kolejnych 100 lat. Stało się to kosztem zwiększenia głębin oceanów, ale wykorzystano to później do magazynowania energii w szczepach abisalnych mikrobów, o czym opowiem wam innym razem…

 

Ten nowy kontynent z oczywistych względów nazwano ATLANTYDĄ i tam zbudowano ostatni, najwyższy stopień systemu – Supercentrum PLATO. O ile centra Beta zajmowały się zwykłą fizyczną indukcją, o tyle centra Alfa odpowiedzialne były za dedukcję zgromadzonych danych z centrów Beta i przesyłanie analiz do PLATO w postaci modeli chemiczno-fizycznych, gdyż fizyka i chemia stały się jedną nauką, oprócz której nie było już żadnej innej. Precyzja do jakiej doszły naukowe analizy i późniejsze odkrycia wyeliminowały wszelką interdyscyplinarność, która jak dotychczas była dowodem nienaukowości nauki. Algorytmiczna teoria pól przemiennych wypełniła zadowalająco luki metodologiczne w różnych dyscyplinach. Wszelkie decyzje zapadały w PLATO na kontynencie ATLANTYDA.

 

Wiadomo było, że PLATO generuje przesłane dane i analizy z poziomów Alfa i Beta, ale również posiada departament BIO. Był on odpowiedzialny za odbieranie wszelkich impulsów nerwowych świata organicznego jaki dotąd istniał tylko na Ziemi. Do impulsów nerwowych świata organicznego należały przede wszystkim myśli ludzi i zwierząt, a nawet jakieś pierwociny behawioralne organizmów niższych. Stały przepływ tej najczystszej rzeki informacji do PLATO i wszechstronne analizy świata fizycznego były gwarancją trafnych decyzji jakie tam zapadały. Przepływ wszelkiej substancji myślnej, nerwowej, który oplótł cały bioświat, opierał się na zasadzie, gdzie nośnikiem informacji jest światło, czyli metodzie światłowodowej znanej już od paru tysięcy lat.

 

Nad PLATO żarzyła się wielka świetlna kula, mieniąca się wszystkimi widzialnymi i niewidzialnymi dla oka zakresami. Rzeka informacji fotonowych trafiała właśnie do „Oceanu myśli”, wielkiej laguny, gdzie w wodzie morskiej, która najlepiej rozszczepia światło, bytowały (bo jakżeż można to nazwać inaczej?) aparaty myślowe świata organicznego wyewoluowane podczas całej historii życia na Ziemi.

 

Były to wyodrębnione systemy nerwowe, począwszy od cytoplazmy sinic do układu nerwowego człowieka, splecione ze sobą w niewiadomych połączeniach, niewiadomej ilości i zanurzone w gigantycznej kuli wypełnionej kosmiczną zupą w morskiej głębi. Jedność w różnorodności. Każdy mógł zobaczyć to niewiarygodne zjawisko, które zwykło nazywać się „Oceanem myśli”. To on podejmował wszelkie decyzje, on przetwarzał najnowsze odkrycia w wynalazki, generował niepokoje i zaspakajał pragnienia istot żyjących oraz sterował systemem zabezpieczeń wokół siebie.

 

Skoro kopyto czy płetwa jest odpowiedzią na środowisko fizyczne, w którym funkcjonuje, zatem świadomość materii ożywionej musi być odpowiedzią na swojego Stwórcę, projekcją swojej przyczyny.

 

Inne aparaty nerwowe, niż ludzkie, były selekcjonowane, zaś ludzkie mózgi z systemem nerwowym były absorbowane bez wyjątku do „Oceanu myśli” po wyznaczonym okresie średniej długości życia określonej w jednostkach zegara komórkowego i takiej samej dla wszystkich ludzi.

 

Właśnie na tym polegało drugie życie, „życie myślne”.

 

Wąska grupa ludzi administrująca PLATO to aronici. Byli to ludzie, których potomkowie przybyli tu z chwilą powstania PLATO. Jako jedyni mieli zakaz wyznaczony przez „Ocean myśli” do opuszczania PLATO w postaci pierwszego stopnia, każdy z nich miał bowiem po kilka klonów (czyli 2 stopnia, 3 stopnia itd.), które w celu odbycia kurtuazyjnych spotkań mogły się udać w ich mentalnym imieniu, choćby w najodleglejsze zakątki Kosmosu. Jako jedyni reprezentanci ludzkości mieli prawo do klonowania.

 

– Znowu śniłeś ?

 

X drgnął i ocknął się gwałtownie w grawitacyjnym fotelu (stan nieważkości był dla niego już medycznym wskazaniem). Rzeczywiście zasnął. Zdarzało mu się to ostatnio coraz częściej. Jego średnia długość życia dobiegała już końca. Coraz częściej męczył się i zasypiał. Śnił o końcu i przejmowało go we śnie nieznane uczucie, mrowiły go dreszcze, miał krótki oddech, ale gdy się budził uśmiechał się do siebie i był niezwykle podekscytowany tym co wkrótce miało go spotkać…

 

– Tak, znowu… – odparł stojącemu w głębi ciemnej sali Y.

 

Wyciągnął z dziwnej skrzynki, leżącej na czymś co przypominało stół, zwykły, czerwony pomidor i przekroił go na pół, długim, ostrym jak laser paznokciem. Korzenna woń rozeszła się szybko wokół. Sok wypłynął, ale wcale się nie rozlał, krople tylko grawitowały w powietrzu przed jego ustami jak atomy lub układ planet. Przyglądał im się długo. Wziął głęboki oddech i wciągnął wirujące krople w nozdrza. Uwielbiał pomidory od urodzenia, najbardziej te z genami bazylii i rozmarynu. Posypał solą i zjadł. Zaplótł ręce na piersi i kciukiem gładził tunikę z włókna skał nowo odkrytej planety. Tunika rytmicznie pulsowała wszystkimi kolorami i szeregami cyfr oraz liter.

 

Chciał jeszcze przed zaśnięciem, taki eufemizm zastąpił słowo śmierć, doświadczyć rzeczy wyjątkowej, która zdarzała się raz na kilkaset lat – Transgresji.

 

W miarę eksploracji Kosmosu poszerzała się również przestrzeń badawcza, wówczas urządzenia badawczo–pomiarowe Hubble’a, mające ograniczony zasięg, należało przemieszczać na nowe, optymalne miejsca w przestrzeni kosmicznej, mogące rejestrować i konstruować kolejną, poszerzoną mapę wszechświata. Ciągle udoskonalana technologia zwiększała oczywiście zasięg instrumentów badawczych, dlatego Transgresja z wieku na wiek odbywała się coraz rzadziej.

 

Tym bardziej ożywiała ostatnie resztki uczuć, emocji, które wygasały powoli w gatunku ludzkim. Mimo, że pojęcie nieskończoności Kosmosu tłumaczyło właśnie jego właściwości, jednak przy każdej kolejnej Transgresji przez wszystkich ludzi przechodził trwożny dreszcz, odzywały się nieznane dotąd i rzekomo uśmierzone przez naukę – lęki i nadzieje. A może jednak? Może to koniec? Jeśli dobrniemy do końca – poznamy początek… W czasach zamierzchłych podobne stany towarzyszyły milenijnym przesileniom.

 

Był to chyba już ostatni mit, z którym nauka nie potrafiła się ostatecznie rozprawić. Jako że życie ma swoją czasową skończoność, oczekiwano również tego, że i Kosmos posiada jakąś szczególną cechę skończoności lub choćby paralelnych dwu fizycznie światów… Podobny nastrój trawił również umysł X. W tych dniach światłowody myśli ulegały znacznym przesileniom.

 

PLATO reagowało sprawnie i szybko, przypominając historię wszystkich poprzednich transgresji i bezzasadność chwilowych niepokojów. Wszechświat jest nieskończony i mapa wszechświata będzie powiększać się nieskończenie!

 

X siedział w swojej komnacie i po raz kolejny czytał zaginione tragedie Ajschylosa jakie udało się odzyskać dopiero dzięki dekoderom czasoprzestrzeni. Tragedie, które spłonęły w Aleksandrii w kolejnej bezmyślnej wojnie o parę skalistych wysepek…

 

X w niewielu wolnych chwilach jakie miał interesował się właśnie dziełami, które materialnie nie przetrwały, dlatego nie wywarły wpływu na historię kultury ludzkiej. Pod wpływem nadciągającej Transgresji chwytał za literaturę najstarszą, literaturę początku, która zrodziła się tuż po narodzinach pisma. Cenił lirykę Atlantydów, niezwykłą wokalistyką homo erectusa, lecz szczególnie pasjonowała go tragedia „Kronos i Chaos” Ajschylosa, w której Kronos zabija swego ojca Chaosa i ćwiartuje jego ciało tak długo dopóki, dopóty ostatni kawałek stanie się nicością… Niestety ostatnie zwoje pergaminów były puste, Ajschylos sam nie dokończył swojego dzieła… albo brak końca był właśnie zakończeniem…

 

Nie mógł pozbawić się natrętnej analogii do badań materii, w których co chwilę ogłaszano odkrycie kolejnej, tym razem już najmniejszej cząstki materii. Nicość i nieskończoność łączy to, że nie są podzielne. Myśl ludzka odnalazła swój pierwszy kształt w filozofii i tam na koniec powraca, myślał…

 

Co to jest koniec? Przecież jego mózg też niedługo spocznie w „Oceanie myśli” wprzęgnięty w ten niezliczony łańcuch, pogrążony w nieśmiertelnym procesie poznawczym istot żywych i to nie będzie koniec lecz właśnie nieskończoność. A może nieskończoność to powtarzalność procesów skończonych? Człowiek niczego nowego przecież nie wymyślił, poza tym co już jest, wynalazki to tylko adaptacje procesów fizycznych. Nic ponad to co jest!

 

Schylił głowę do przodu w kierunku skrzynki, z której wcześniej wyciągnął pomidora, aby przekazać swoje myśli do PLATO . Ze skrzynki wydobył się biało-fioletowy snop światła i zatrzymał na czubku jego głowy. Pomyślał, że może to robi już ostatni raz. Dreszcz przeszedł mu po karku i poczuł potrzebę zbliżenia cielesnego, gdy nagle Y rzekł z głębi ciemnej sali:

 

– Rozpoczyna się…

 

Dopiero teraz zobaczyłem ich twarze, twarze pełne tak wielu szczegółów, że zrozumiałem dlaczego unikają swojego wzroku. Można było patrzeć w tę twarz bez końca… Przez czoło płynął maleńki strumyk, w którym pluskały się maleńkie rybki, rozgałęział się na fałdach czoła, rozwidlał i spływał do dwojga oczu, stawów mieniących się szafirami wody i błyskającymi łuskami podwodnych istot, pośrodku pływały małe łódeczki z nagimi ludźmi, którzy poruszali się na nich swobodnie, rozmawiali i łowili ryby. Można było usłyszeć ich rozmowy, plusk wody, szum trzciny. Ponad wszystkim górował nos, górski szczyt, którego zbocza pokrywało niezliczone mnóstwo kwiecia, falującego od wiatru. Po łąkach goniły zwierzęta, a u podnóży rozciągały się pustynie policzków z pofałdowanymi piargami piasków, niezliczone ziarna szczegółów… Jak gdyby ktoś pokrył skórę twarzy malowniczym skrawkiem ziemskiego arrasu. Były twarze oceany, lasy, pustynie, sawanny, po których drapieżne koty goniły swoje ofiary, wszystko co tylko możesz zobaczyć na Ziemi…

 

Dziwnie podekscytowany, stan rzadki jak na owe czasy, X wpatrywał się wbrew rozumowi w ekran z danymi. Transgresja została zaktywowana. Rój współrzędnych przesuwał się przed jego oczami bardzo długo i zdziwiło go to, że trwa to tak nieustannie. Współrzędne zaczęły się powtarzać, a algorytmy ciągle nie miały zastosowania i nie potrafiły uporządkować tych chaotycznych danych, które się wciąż o coś permanentnie odbijały. Kronos zabija Chaosa – pomyślał. A może jednak kres? To pytanie jak wątłe światełko oświetliło czarny korytarz. Przełknął niecierpliwie ślinę, może skończy się wreszcie ta warta w bezkresie molekuł?

 

Skąd do głowy przychodzą mu te bezsensowne metafory? PLATO uprzedzało o podobnym zjawisku. Serce zaczęło bić żywiej, gdy zorientował się, iż ciągi cyfr nadal się powtarzają… Żaden wypracowany dotychczas algorytm nie był w stanie strawić tego rozbuchanego menu na papkę zjadliwych formuł! A jeśli dotarliśmy do ”drugiego świata”, który rządzi się innymi prawami fizyki, gdzie życie znalazło innego nosiciela?! Może tylko „życie” będzie naszą cechą wspólną, a dotychczasowe aparaty techniczne z całą sferą pojęć będą już bezużyteczne, a nasza cywilizacja stanie się hipostazą? Ale w takim razie czym jest życie, jeśli prawa fizyczne mogą być alternatywne? Powstaliśmy w warunkach świata skończonego, nasz umysł jest dzieckiem początku i końca – Ziemi, eksplorując otchłanie Kosmosu, środowiska obcego naturalnej adaptacji, dochodząc do progu naszego poznania nazywamy to co poza nim i czego nie rozumiemy – nieskończonością… Dawniej też myślano, że prędkość światła jest maksymalna w świecie fizycznym… Jak zresztą część może pomieścić całość ?

 

A może to po prostu koniec, koniec naszego świata? Kolejne ekpyrosis, ostatnie współrzędne czasoprzestrzeni? Poczuł znowu lęk. Dawniej odczuwał go tylko we śnie… Zanim Abraham stał się, Ja Jestem… Przez umysł przewalały mu się rozmaite cytaty, aż wreszcie pomyślał o Bogu. Może wreszcie przemówił, wreszcie przypomniał sobie o nieudanym dziele, chcąc je poprawić? Poczuł wielkie pragnienie spotkania się z Nim… Ojcze, czemuś nas opuścił?.. Łzy napłynęły mu do oczu, topiąc jedną z łódek… podwodne głowonogi oplatały ludziki swoimi mackami.

 

Dlaczego istniejemy, a później umieramy? Dlaczego potrafimy zadać sobie to pytanie, a nie potrafimy na nie wciąż odpowiedzieć, mimo że dotarliśmy do rubieży Kosmosu?

 

Poczuł klepnięcie w plecy, nim się obrócił Y był już w głębi sali.

 

-Spójrz ! Jest już nowa mapa wszechświata poszerzona o 5 mld lat świetlnych. Istnieje duże prawdopodobieństwo istnienia życia na nowych obszarach… – Y spokojnie relacjonował mu nowe okoliczności.

 

-Być może dekodery CUBE uda się wkrótce przystosować do trybów przyszłościowych, a stary świat odejdzie w przeszłość !

 

X nie chciał już tego słuchać. Wówczas świat będzie tylko teraźniejszością w continuum nieskończoności. Nawet nie będzie już Transgresji! Czuję się gotowy, gotowy, aby zasnąć…, pomyślał. Światłowody dokonały natychmiastowego transferu tej myśli, lecz jego mózg jak drzewo, którego ostatnie kwitnienie jest najplenniejsze, zapełniał się dziwnymi myślami jakich nigdy wcześniej dotąd nie doznawał.

 

Nicość jest nieskończonością! Przekładamy dane na nasze procesy myślowe, przeinaczamy Kosmos. Nasz umysł jest wytworem naszej planety, a w Kosmosie tylko błądzimy w multiplikacji naszych ziemskich pojęć. Istnieje inny wymiar, ten wymiar jest poza naszą percepcją, a naszą percepcją na krańcach wszechświata jest tylko nauka… i to ona więzi nas w objęciach swoich poznawczych paradygmatów. Jest coś jeszcze…

 

– Nie znamy innych sprawdzonych metod poznawczych! – wyraźnie zirytowany przerwał mu Y, od dłuższego czasu odbierał światłowodem myśli jego neurotyczne wątpliwości, o których przestrzegało PLATO, że mają miejsce przy każdym zaśnięciu, a Transgresja to zjawisko jeszcze nasiliła. Nie doczekawszy się reakcji zapytał:

 

– Chcesz powiedzieć, że nasze metody implikują wyniki?

 

– Tak. – odparł cicho X.

 

– Ale muszą być przecież jakieś założenia!?

 

– Muszą być… – wyraźnie słabszy odpowiedział X. Jego czas dobiegał już końca.

 

– Nasza cywilizacja kręci się w kółko?

 

– Ona nie jest nasza…

 

W tej chwili poczuł nieodparte pragnienie odpoczynku. Radował się na myśl, że uśnie w lagunie, pogrąży się w nicości i zazna poznawczej ulgi. Powoli przestawał czuć władzę w rękach, nogach, ciało umierało, żal mu się zrobiło przez chwilę jego klonów; wiedział jaki los musi ich spotkać. Żywe arrasy na twarzy umierały powoli razem z nim tak nieprawdopodobnie pięknie, że zapewne kiedyś wam jeszcze o tym opowiem…

 

A więc tak to wygląda? Zasypiając znam jeszcze mniej odpowiedzi, niż wtedy kiedy się budziłem… Zamknął stawy swoich oczu, a fale wody jakie z nich buchnęły wsiąkły niepostrzeżenie w pustynię policzków.

 

Nagle skrzynka na stole rozjarzyła się słupem światła o oślepiającej jasności, który powoli pełgał po jego ciele i skanował każdą jego molekułę. Ciało zaczynało znikać, najpierw skóra, wnętrzności w końcu szkielet. Pozostał tylko nienaruszony system nerwowy z białą koroną mózgu. Po chwili i on jakby pod wpływem podmuchu wiatru zaczął wyginać się i znikać w gardzieli światła, część po części jak rzednący dym po zdmuchniętej świecy.

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

że po 50 latach ustały wszelkie spory, zaś po 100 latach  Porównaj: po pięćdziesięciu latach ustały wszelkie spory, zaś po kolejnych stu Co Ci się czyta lepiej? Mnie osobiście ukłuło w oczko, dlatego przytaczam. Oczko na szczęście nie wypłynęło.   Przeczytałem, ale nie podobało mi się. Dziewięćdziesiąt procent tekstu brzmi jak robocza notatka opisująca dystopijnego tło do jakiegoś opowiadania o przyszłości lub czysty, nie przepracowany jeszcze scenariusz opisowy do komiksowych plansz zbierający do kupy różnorakie (pseudo-?) filozoficzne wątki. Może z rysunkami byłoby lepiej? :)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

…Jak na amatorski portal literacki zbyt wysoki poziom abstrakcji. Dywagacja filozoficzna, która zainteresuje garstkę czytelników. Jak na razie za bardzo jesteśmy przywiązani do naszego prymitywnego, niedoskonałego świata. Doceniam intelekt autora. Pozdrawiam.

Nie zamieniaj imion bohaterów na literki, bo trochę mi się myliło. :) Nie wiem co sądzić o tym tekście… więc się nie wypowiem ;). Pozdrawiam.

Ogół nie chce wiedzieć, że jest myślącą masą złożoną z bezmyślnych jednostek

Ryszardzie, poziom abstrakcji poziomem, jeżeli człowiek bierze (upraszczając) Kuhna na warsztat, by napisać opowiadanie – to aż chciałoby się to przeczytać w, nawet może nieco płytszej, ale za to bardziej przystępnej odsłonie. Tutaj po dziesiątym akapicie przelatywałem już wzrokiem po zdaniach, aż doszedłem do pierwszego dialogu. Z całym szacunkiem dla wysiłku autora, po prostu "się nie czyta" ;)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

"Ogrom doktryn naukowych i zaawansowanych doświadczeń nie był już przyswajalny przez żadną ludzką istotę, ale tylko przez specjalne biocybernetyczne golemy, w które wprzęgnięto komórki nerwowe, a nawet mózgi ludzkie i zwierzęce; scentralizowano ośrodki naukowe ze względu na niewyobrażalne koszty finansowe badań jakie one pochłaniały. To był początek." Intelekt powinien chyba iść "za" a nie "przed" stylem? Możę tak: Żadna ludzka istota nie była wstanie przyswoić ogoromu doktryn naukowych. Stworzono do tego celu biocybernetyczne golemy, zaprzęgając komórki nerwowe, a nawet mózgi. Ludzkie i zwierzęce. Ponieważ badania naukowe pochłaniały coraz bardziej abstrakcyjne sumy, scentralizowano ośrodki. To był początek…" ;) pozdrawiam    

Marsie, próbowałam przeczytać tekst, próbowałam zrozumieć o czym napisałeś, ale nie udało się. ;-( Wolałabym, żebyś opowiedział o dalszych losach Andżeliki i Protora. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Lepiej chyba nie, będziesz miała sporo pracy :) a Dżela i Protor przenieśli się już do innego świata, niekoniecznie lepszego, ale powrócą czy to się komuś podoba czy nie ;) Warto niekiedy spróbować szarpnięcia formą, to chroni przed TWA i degeneracją puli genowej. Ewolucja wciąż trwa nie tylko w świecie organicznym, a mutacja to ważny proces. Oczywiście kryterium najważniejszym jest odbiór czytelnika… Komiks to dobry pomysł, trzeba coś zmienić, a może balet? :) Lepiej czyta mi się 10, niż dziesięć, 10 ma więcej przestrzeni do inspiracji. poważnie…

Mówisz o 10 rodzajach ludzi rozumiejących system dwójkowy? :)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

brawo, bardzo dobre :) sam widzisz że jest jednak większa przestrzeń inspiracji niż w instrukcji… nie poddawaj się, możesz wiele wykrzesać nawet z biletu MPK ;)

;) Swoją drogą widzę, że muszę poczytać więcej komentarzy pod opowiadaniami zamiast samych opowiadań, żeby przesiać przez cudze odbiory własne błędy, te już popełnione i te jeszcze nie zaistniałe – taka dygresja pod "Paradygmatem" :) A komiks – lub nawet opowieść ilustrowana – no to idealna rzecz, by chociaz wizualnie dotrzeć do takich baranów jak ja :D

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Wstęp opisujący świat i historię jest tak długi i nużący, że niestety nie doczytałem do rozpoczęcia intrygi (o ile jakaś jest). Taki wstęp jest do zaakceptowania w przypadku książki. Chociaż i tam są lepsze możliwości z wprowadzeniem czytelnika w uniwersum. W opowiadaniu należy jak najszybciej przejść do akcji.

"Akcyjka" rozpoczyna sie na końcu, ale nie będzie zrozumiana bez wstępu. Nie jest to klasyczne opowiadanie, próba poszukania nowej formułki, hybrydki. Chodzi o świat przyszłości ludzkiej i konsekwencje jakie z tego wynikają, ale z dużym przyśpieszeniem informacji. Coś pomiędzy esejem a małą fabułką. Zawsze są mozliwości lepsze, to jest próba amatorska.

Nowa Fantastyka