- Opowiadanie: Khilu - Tampe- Prolog

Tampe- Prolog

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Tampe- Prolog

 

 

Otworzył drzwi domu. Nie wiedział gdzie jest ani co tu robi po prostu był. Wszedł w stary zakurzony korytarz obity drewno podobnymi panelami sięgającymi do połowy wytapetowanej w zielony wzór ściany. Szedł powoli po czerwonym chodniku dziwnie niepasującym do tego miejsca. Towarzyszyło mu wrażenie, że choćby bardzo chciał nie mógłby się zatrzymać, niemal czuł na ramionach ręce osoby popychającej go wciąż do przodu. Kurz unosił się na boki spod jego stóp. Na końcu korytarza znajdowała się kuchnia, było ją widać przez futrynę w której brakowało drzwi. Szafki były poobrywane i zdemolowane a kafelki na podłodze popękane tak jakby mieszkała tu osoba z chroniczną amnezją która zdenerwowana faktem, że nie może sobie przypomnieć gdzie leży otwieracz do puszek wpada w szał i niszczy wszystko dookoła. Nawet gdyby ten widok przesłaniały brakujące drzwi on by wiedział ze właśnie tan znajduje się kuchnia. Po prawej stroni korytarza około dwóch metrów przed kuchnia znajdowały się schody prowadzące na piętro do pokoju dziecięcego, garderoby i sypialni, jednak to nie one go interesowały. Jego celem było duże dobrze nasłonecznione pomieszczenie na lewo a był to salon. Nagle zatrzymał się zdezorientowany powrotem wolnej woli, stał chwilę niedowierzając że znowu może się poruszać za własna myśla. Wie, że może się cofnąć ale nie robi tego, stawia jeszcze dwa kroki na przód, skręca w lewo i przekracza próg salonu.

Pokój był oświetlony przez dwa ogromne okna leżące na ścianie po lewej. Oprócz nich znajdowało się tam jeszcze jedno okno naprzeciwko drzwi, jednak teraz prawie całkowicie zakrywała je ciężka, ciemno brązowa zasłona. Jasna tapeta odchodziła od ścian a po prawej w rogu przy suficie czaił się grzyb. Pierwsze co rzuciło się chłopcu w oczy był obraz wiszący po jego prawej stronie. Z daleka trudno było dostrzec co przedstawia, zanim jednak ruszył w głąb pokoju rozejrzał się. Zrobił to odruchowo, tak go uczono w szkole. Na środku pomieszczenia znajdowała się duża dębowa ława dookoła której stały dwa fotele i sofa, wszystkie obite materiałem tego samego koloru co zasłony. Oprócz nich był tam też jeden fotel odwrócony plecami do środka pomieszczenia a przodem do zasłoniętego okna, sztaluga na lewo od wejścia przy jednej ze ścian przylegających do korytarza, komoda z powyciąganymi szufladami i mały stoliczek na którym stał czarny telefon z obrotowym panelem do wybierania numeru na środku. Stwierdzając, że salon jest bezpieczny ruszył pewnym krokiem w kierunku obrazu. Parkiet ospale skrzypiał pod jego ciężarem jakby był zbudzonym ze snu gigantem który podczas przeciągania się mocno ziewał. Słońce na moment oświetliło mu twarz i oślepiło lewe oko kiedy znalazł się na wysokości ukrytego za zasłona okna jednak nie wzruszyło to nim był już zbyt blisko swego celu. Zatrzymał się piętnaście centymetrów od malowidła. Było mocno zakurzone i gęsto pokryte pajęczyną jednak środek pozostał odsłonięty ukazując to co najważniejsze.

 

Obraz przedstawiał las w którym miedzy drzewami tańczyła trójka dzieci ubranych tak jak rdzenni indianie ameryki północnej. Jednak ich skóra była nietypowego zielonego koloru gdzieniegdzie poznaczona mocno niebieskimi żyłami. Cała trójka o brązowych włosach i oczach. Po prawej stronie stała oparta o drzewo postać. Kozie nogi pokryte ciemno brazowym futrem aż do twardych kopyt i rogi wystające z pośród długich włosów zakrywajacych twarz chłopak rozpoznał od razu, był to bożek Pan wtórujący dzieciom do tańca na swej fletni. Na obrazie znajdowała się jeszcze jedna postać której młodzieniec nie zdążył zauważyć gdyż ciszę panującą w pomieszczeniu ponownie rozdarło skrzypnięcie starego parkietu.

 

 

 

Nagle pulsująca w skroniach krew zyskała ogromną siłę zupełnie tak jakby chciała aby jego głowa eksplodowała. On jednak znał dobrze swój organizm i wiedział, że to reakcja na strach. Widział teraz dużo lepiej niż przed chwila ponieważ jego źrenice rozszerzyły się pod wpływem adrenaliny. Słyszał skrzypienie małych chitynowych stawów odnóży pająków znajdujących się za obrazem. Był w pełni gotowy aby odeprzeć każdy atak. Już miał się odwrócić kiedy usłyszał słaby głos. Było to jedno słowo, którego najpierw nie zdołał zrozumieć. Jednak kiedy zostało powtórzone głośniej tak aby jego mózg zdołał je rozszyfrować, zamarł. To słowo brzmiało Gabriel. Tak właśnie miał na imię chłopak. Jego ciało zmieniło się w kłodę drewna, serce z maksymalnych obrotów zwolniło prawie do zera w ułamek sekundy. Obraz zaczął mu się przesuwać przed oczami ale nie pamięta aby sam chciał się obrócić. Był raczej swoistym, żywym posągiem na obrotowej platformie, który właśnie jest odsłaniany. Najpierw grzyb na ścianie, później drzwi, pierwszy fotel, drugi, ława a za nią okna. Komoda, sofa i kolejny fotel tyle, że teraz ktoś przy nim stał. W cieniu nie widział twarzy ale po sylwetce rozpoznał, że jest to kobieta. Chciał zapytać kim jest ów osoba lecz język odmówił posłuszeństwa zmieniając się w zwykły, martwy kawał mięsa. To było jednak bez znaczenia ponieważ postać stojąca przed nim zrobiła krok do przodu tak, że światło padające z częściowo zasłoniętego okna oświetliło jej twarz. Rozpoznał ją od razu, była to jego matka.

 

Stała przed nim tak jak zawsze kiedy czekała na niego gdy późno wracał z imprezy, albo dostała kolejny telefon od jego wychowawczyni o skandalicznym zachowaniu jej syna w szkole. Jednak czuł że coś jest nie tak, dopiero wtedy zauważył pojawiające się małe czarne punkciki na jej twarzy i rękach które z sekundy na sekundę stawały się coraz większe. Po chwili na ich krawędziach zobaczył pobłyskujący złotoczerwony odblask. W tym momencie jego matka przemówiła:

-Gabrielu pamiętaj aby się nie bać i nigdy nie poddawać. Oni tylko na to Czekaja.

-Kim są oni? – zapytał chłopak nie rozumiejąc o co chodzi.

-Ciemność je… – zaczęła kobieta, jednak nagle urwała nie mogąc nic więcej powiedzieć. Jej język zmienił się w popiół i rozsypał. Gabriel ruszył szybkim krokiem w jej kierunku nie wiedząc co się dzieje, znalazł się przy niej w chwilę później. Próbował objąć ją ramieniem aby pomoc jej usiąść lecz jego ręka nie natrafiła na nic wystarczająco twardego. Po prostu zagłębiła się parę centymetrów w jej plecy, mniej więcej na wysokości łopatek zmieniając je w pył. Jego oczy wyrażały mieszankę bólu, strachu i bezsilności. Obróciła twarz w jego stronę i uśmiechnęła się tak jakby chciała pokazać że to nie boli. W chwile później był już sam w pokoju z kupka popiołów na butach. Upad na kolana niedowierzając w to co się stało. Nabrał w prawa dłoń trochę prochów swej matki po czym z całych sił krzyknął.

Zerwał się z krzykiem. W pokoju było ciemno, siedział jednak na swoim łóżku nadal patrząc przed siebie i analizując co się właśnie stało. Obrócił głowę w prawo aby spojrzeć na budzik. Była 5:36 , alarm miał się włączyć za 4 minuty. Opadł powrotem na poduszkę i dopiero wtedy zdał sobie sprawę z panującej w pokoju ciemności.

 

 

Koniec

Komentarze

>> Otworzył drzwi domu. << – Co zrobił?   >> Nie wiedział gdzie jest ani co tu robi po prostu był. << – To w końcu jak? Wiedział czy nie? Bo raz piszesz, że nie wiedział gdzie jest, a potem był, ale gdzie? Kto? Co? O co chodziło tutaj?   >> Wszedł w stary zakurzony korytarz obity drewno podobnymi panelami sięgającymi do połowy wytapetowanej w zielony wzór ściany. << – Próbowałeś to zdanie, chociaż raz przeczytać na głos? Ja tak, a mało brakowało, abym się udusił. Po za tym „Wszedł do zakurzonego korytarza …”   >> Szedł powoli po czerwonym chodniku dziwnie niepasującym do tego miejsca. << – A co w tym dziwnego, że czerwony chodnik? A zielony lub żółty by nie pasował?   >> Towarzyszyło mu wrażenie, że choćby bardzo chciał nie mógłby się zatrzymać, niemal czuł na ramionach ręce osoby popychającej go wciąż do przodu.<< -– Jeezuuu… znowu to zdanie! Nie da się tego przeczytać, a zrozumienie tego, oraz jego próba, może mieć bardzo niepożądane skutki.   >>  Kurz unosił się na boki spod jego stóp.<< – Co to za opis?   >>  Na końcu korytarza znajdowała się kuchnia, było ją widać przez futrynę w której brakowało drzwi. << – A gdzie ta futryna była, że tak dobrze było widać kuchnię znajdującą się na końcu korytarza? Ja tego nie widzę?   >> Szafki były poobrywane i zdemolowane a kafelki na podłodze popękane tak jakby mieszkała tu osoba z chroniczną amnezją która zdenerwowana faktem, że nie może sobie przypomnieć gdzie leży otwieracz do puszek wpada w szał i niszczy wszystko dookoła. << --– Sorry, tego nie zrozumiałem. O co tutaj chodzi? Amnezja sobie czegoś nie może przypomnieć do licha, czy jak?   >>  Nawet gdyby ten widok przesłaniały brakujące drzwi on by wiedział ze właśnie tan znajduje się kuchnia. << – Co?   >> Po prawej stroni korytarza około dwóch metrów przed kuchnia znajdowały się schody prowadzące na piętro do pokoju dziecięcego, garderoby i sypialni, jednak to nie one go interesowały. << – To po chorobę pisać o tym, czego i tak nie widać, a bohater tam i tak nie zajrzy.   >>  Jego celem było duże dobrze nasłonecznione pomieszczenie na lewo a był to salon. << -– Jego celem był jakiś pokój… aha, był to salon. Ok. Rozumiem.   >>  Nagle zatrzymał się zdezorientowany powrotem wolnej woli, stał chwilę niedowierzając że znowu może się poruszać za własna myśla. << – Za czym się mógł poruszać?   >> Wie, że może się cofnąć ale nie robi tego, stawia jeszcze dwa kroki na przód, skręca w lewo i przekracza próg salonu.<< – Nagle zmieniasz czas, i wszystko leci na, rozsypując się na kawałki. W ogóle ten opis, to zdanie, to śmietnik a nie proza.

Ten tekst to tragedia. Tutaj do poprawienia jest wszystko, dosłownie wszystko. A język, w jakim piszesz, to nie jest poprawna polszczyzna. Na podstawie pierwszego akapitu (bo po prostu dalej już nie dałem rady z wyłapywaniem błędów)  widać, że masz problemy ze wszystkim, od budowy zdań zwykłych i złożonych, po ich logikę. Najpierw zacznij od czytania książek, i opisywania prostych czynności, a potem bierz się za pisanie opowiadań. Na razie z tym sobie nie radzisz. Co nie znaczy, że sobie nigdy nie poradzisz. Jak będziesz dużo czytać, i dużo pisać, ze szczególnych uwzględnieniem zasad poprawnej pisowni polskiej, to wtedy wróć do pisania prozy.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Zwarty blok tekstu bardzo źle się czyta. To raz. Dwa – interpunkcja jest niezbędna tekstowi jak powietrze płucom. Inaczej można się udusić. Porównanie do osoby z amnezją jest LOL. Kolejny grzech to literówki. Oraz przyswojenie, które wyrazy i zwroty pisze się rozdzielnie, a które łącznie. Okna leżące na ścianie oraz nauczanie w szkole rozglądania się dookoła, w połączeniu z komentarzem Regulatorów sprawiły niestety, ze dalej nie czytałam.   Przede wszystkim praca u podstaw. Najpierw poprawnie budować zdania, potem składac z nich tekst.   Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Joseheim, to znowu mkmorgoth był dzielny, nie ja.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Aaaaaa! ; O

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Jak zobaczyłem dopisek "prolog" po tytule, spodziewałem się kiepsko i niestarannie napisanego tekstu. Nie pomyliłem się. Jest źle i dużo do nadrobienia. Odpadłem po kilkunastu zdaniach, niestety.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Spodziewałem się tego samego, co Fasoletti, i to samo dostałem. Niestety, nie doczytałem całego tekstu. Jest źle napisany. Brak przecinków, nieskładna gramatyka, problemy z logiką. Ćwicz kolego, ćwicz.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Koszmarnie napisany tekst, wszystko nadaje się do poprawki, co już zauważyli przeedmówcy. Wiele pracy przed Tobą, zanim napiszesz coś strawnego.

Nowa Fantastyka