- Opowiadanie: syberyjska - Wieczna

Wieczna

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wieczna

 

Wzburzone fale biły o skalisty brzeg niewielkiej wysepki, na której wzniesiono starą latarnię. W małej komnacie, wewnątrz wieży, przy kominku siedziały dwie kobiety. Starsza z nich spowita była w ciemnofioletowe powłóczyste szaty, natomiast młodsza nosiła się iście po królewsku. Ta właśnie wstała nagle i szybkim, nerwowym krokiem podeszła do okna. Patrzyła przez chwilę na wściekłą nawałnicę, czerpiąc radość z tego, iż ona sama znajduje się w ciepłym, bezpiecznym miejscu. Młódka spojrzała na swą towarzyszkę. Kobieta ta była w trudnym do określenia wieku, całą jej postać spowijała szata, tak wiec z jej sylwetki niewiele można było odczytać. Włosy miała ciemnobrązowe, rysy twarzy wyraziste świadczyły o arystokratycznym pochodzeniu.

 

– Matko Wi – zwróciła się młódka do swej starszej towarzyszki – Czy jesteś pewna, że ta burza nic mu nie zrobi?

 

Dojrzała kobieta podniosła na pytającą oczy. Miały one intensywną fioletową barwę – podobnie zresztą jak cały ubiór Matki Wi. Dziewczyna jak zwykle w takiej sytuacji, poczuła dziwny niepokój.

 

– Wypowiedziałaś swoje życzenie a ja obiecałam, że je spełnię, wiec tak będzie Spokojnie Selenes, swojego ukochanego znajdziesz rankiem na plaży. Masz na to moje słowo.

 

Słowo Matki Wi było świętością, wiedziała o tym już od najmłodszych lat, wiec i teraz nie miała powodu by je kwestionować. Jednak kobieta, która przed miała przed sobą wydawała się być tak spokojna i łagodna, że Selenes, gdyby nie ujrzała – nigdy by nie uwierzyła w to, co zobaczyła raptem parę godzin temu. Spokojna Matka Wi która siedziała teraz przed kominkiem, przygotowując maść na zwyrodnione stawy starej żony latarnika, wyglądała bardzo przeciętnie. Jednak młoda kobieta widziała już, do czego jej towarzyszka jest zdolna.

 

Niespełna miesiąc temu, Selenes miała zostać poślubiona swemu ojcu. Chora miłość, jaką obdarzył ją jej rodziciel miała dwojakie podłoże. Była po części odpryskiem uczucia, jakim król Solan darzył matkę Selenes, kobietę zamordowaną wiele lat temu. Jego córka była podobna do matki nie tylko z wygładu, ale przede wszystkim z usposobienia. Twarda, nieugięta, władcza i bardzo niepokorna, te cechy jej charakteru sprawiały, że podobnie jak jej matki, bano się księżniczki w całym królewskim pałacu.

 

Innym powodem było to, że młoda kobieta dysponowała ogromna mocą. Jej ojciec, był najpotężniejszym magiem świata, po czasie Wymazania Ksiąg. Jego żona, Selena a matka Selenes, także była obdarzona mocą. Powiadano, że moc ta sprowadziła na nią jedynie nieszczęście. Król Karon ojciec Seleny okazał wielka mądrość poddając królestwo i wyrażając zgodę na ślub młodego zdobywcy ze swą córką. Złośliwi powiadali, że Karon wydał dla Seleny i Solana wspaniałą ucztę ślubną. Jednak, jak głosiła plotka, biesiada ta nie była nawet w połowie tak wspaniała, jak następna urządzona z okazji pozbycia się córki z królestwa. Młody zdobywca, zabrał świeżo poślubioną małżonkę do pałacu, jednak została ona po kilku latach zamordowana. Powiadano nawet, że morderstwa dokonano na zlecenie jej ojca, który bał się potężnego gniewu córki. Nic wiec dziwnego, że potomkini dwóch potężnych magów również była magiczną potęgą.

 

Na dwa dni przed ślubem Selenes ze swym ojcem, do akcji wkroczyła Matka Wi. Zapytała młódkę, co myśli o tym osobliwym małżeństwie, a przekonawszy się, że nie jest to szczyt marzeń młodej kobiety, wykradła ją z pałacu i razem uciekły znajdując bezpieczny azyl w starej latarni. Matka Wi zrobiła znacznie więcej, na początek wydobyła z Selenes prawdę o tym, dlaczego tak naprawdę nie chciała zostać żoną swego ojca. Wszyscy od zawsze wiedzieli iż rodziciel, darzy swą córkę szczególnym uczuciem a jej nigdy to nie przeszkadzało. I tak w końcu młoda kobieta, zdradziła imię swego ukochanego. Wtedy dama w fiolecie, okazała wielkie zrozumienie, a nawet obiecała, że sprowadzi miłość Slenes do ich kryjówki.

 

Księżniczka zastanawiała się jak Matka Wi zamierza tego dokonać, skoro są uciekinierkami schronionymi w latarni na środku morza. Tak na środku morza, bo któryś z dawnych królów, nie wiedzieć, czemu, kazał pobudować takie twory na wszystkich władanych przez siebie morzach. Selenes nie doceniła jednak swojej towarzyszki. Rankiem, Matka Wi rozmawiała z mewą, co samo w sobie niebyło takie dziwne, gdyż każdy w pałacu wiedza, że kobieta w fiolecie zna wiele jeżyków także i zwierzęcych. Jednak, kiedy rozmowa dobiegła końca Matka oświadczyła:

 

– Twój ojciec wysłał po ciebie swoją flotę. Dowiedział się o naszej kryjówce. Widzisz, wszystko wskazuje na to, że całkiem nieźle cie zna, bo znalazł twojego ukochanego i umieścił go w ładowni jednego ze statków.

 

– Był pewny, że gdyby go tam nie ukrył zniszczyłabym wszystkie okręty jednym zaklęciem. – Przyznała Selenes. – Matko Wi, co teraz zrobimy nie chce żeby użyli Lodarego jako zakładnika.

 

I wtedy starsza kobieta pokazała swą faktyczną moc. Zapytała, czy jeśli ocali miłość Selenes, ta obieca jej począć i oddać dziecko. Młódka nigdy nie zastanawiała się nad macierzyństwem, a dziecko byłoby dla niej zbędnym obowiązkiem. Dlatego też, przyrzekła oddać maleństwo, kiedy tylko przyjdzie na świat. Matka Wi otrzymawszy obietnicy, podniosła ręce wysoko nad głowę i rozpoczęła nucenie pieśni w starym języku. Selenes rozumiała tylko kilka slow: pieśń opowiadała o falach morskich, porywistym wietrze i ulewnym deszczu, delfinach, miłości oraz statkach. Kiedy osobliwa muzyka dobiegła końca, na zachodzie zaczęły gromadzić się pojedyncze chmurki, które z czasem zasnuły niebo szaroburym płaszczem. Do wieczora rozpętała się potworna nawałnica, którą to Selenes obserwowała teraz przez okno.

 

– Położę się już Matko Wi – oznajmiła kobieta. – Jutro podobno czeka mnie ciężki dzień. Dobranoc.

 

*********************************************************************

 

Rankiem na niebie, po nawałnicy nie zostało już najmniejszego śladu. Ślady jednak, można było znaleźć wszędzie wokół maleńkiej wysepki. Kiedy Selenes zeszła by poszukać swego ukochanego, zobaczyła połamane deski, maszty i belki statków jej ojca. Znała je, gdyż pływała nimi nie raz, towarzysząc swemu rodzicielowi w wielu morskich podróżach. Teraz jednak, mogła tylko zgadywać, która z części należy do "Srebrnej Bryzy" a która do "Morskiego Króla" i wielu innych, które wysłano by ją sprowadzić do pałacu. Stąpała ostrożnie pomiędzy wrakami, uważając by nie skaleczyć nogi o połamane drewno, gwoździe i inne niebezpieczne rzeczy, które wypluły morskie fale. Równie mocno zależało jej, by nie podrzeć jednej z niewielu sukni. Była królewną, która szła na spotkanie ze swą miłością, nie mogła, więc wyglądać jak żebraczka. Celowo ignorowała wyrzucone na skały, ciała martwych żołnierzy jej ojca. Matka Wi wyraźnie powiedziała jej gdzie znajdzie Lodarego, tak samo jak zapewniała ją o tym, że poza jej ukochanym wszyscy inni utonęli. Selenes wierzyła już we wszystko, co jej opiekunka mówi.

 

I tym razem słowa Matki Wi znalazły swe spełnienie. Znalazła Lodarego na wysokiej skale, skąd nie mogły dosięgnąć go fale. Wyglądał jak gdyby spał. Był wprawdzie wynędzniały a na rekach nosił ślady po kajdanach, jednak niewątpliwie żył. Pomimo żałosnego wygładu, był to ten sam człowiek, którego Selenes pragnęła od dawna, ale pragnienie to wołała nazwać miłością. Nachyliła się nad mężczyzna i pocałunkiem – bo czymże by innym – zbudziła śpiącego. W pierwszej chwili tylko otworzył oczy i potoczył nimi wokół, zaraz jednak poderwał się gwałtownie, nie rozumiejąc gdzie jest. Lecz kiedy ją poznał, padł przed księżniczką na kolana i oddając honory, jak należało to uczynić wobec kobiety o jej statusie. Zawsze ceniła tą jego galanterię, okazywana nawet w najdziwniejszej sytuacji. Selenes uśmiechnęła się do niego i zaprowadziła do komnaty, gdzie zaledwie poprzedniej nocy rozmawiała ze swą opiekunką.

Tam zadbała o jego potrzeby, najpierw rozgrzewając pod kocami, potem podając zaprawiane wino, które przygotowała dla nich Matka Wi, a na koniec zaprowadziła go do łoża by odpoczął, a sama położyła się obok by ogrzewać go własnym ciałem. Wino – jak przewidziała Wi – zrobiło swoje. To, które wypił Lodary, doprawione było mieszanką wzmacniającą pożądanie, a te wypite przez Selenes miało uczynić ją tego dnia płodną. Młoda kobieta zamierzała dotrzymać danej obietnicy. Tego poranka poczęli dziecko.

Na polu przed pałacem zgromadziły się dwie armie. Król Solan i wszyscy jego poddani zajmowali ogromny teren. Obok monarchy, w równym rzędzie, stali dowódcy jego wojsk oraz pozostali żołnierze. Osłaniali oni liczne żony, konkubiny i dzieci, które z owymi kobietami spłodził ojciec Selenes. Na płodzenie miał wiele lat, które skrzętnie wykorzystał. Był magiem a wiec śmierć nie imała się go dopóki na swej drodze nie spotkał nikogo potężniejszego od siebie.

 

Kiedyś młoda kobieta pogardzała całym tym zastępem kobiet i bachorów. Teraz jednak, przez trzy lata ucieczki i zbierania własnej armii Selenes patrzyła na tych wszystkich ludzi inaczej. Wprawdzie nie czuła już pogardy, ale też nie wzbudzali oni w niej kompletnie żadnych uczuć. Wiedziała, że są jedynie narzędziami jej ojca. Ujrzała w nich puste naczynia, które dla własnego użytku, jej ojciec wypełnił mocą i ukształtował dla swojej wygody. Byli tylko rezerwa mocy, która zasilała potęgę jej ojca. Wszystkie jego żony, dysponowały jakąś cząstka mocy a dzieci zrodzone z magicznych rodziców również władały magia.

 

"Wojsko" Selenes była niewielka i składała się z buntowników, wyrzutków uciekinierów, bandytów, biedaków i ludzi, którym, z różnych powodów, nie odpowiadały rządy króla. Była to dziwna zbieranina: mężczyźni oraz kobiety, dzieci i starcy, jedni zakuci w zbroje inni niemal nadzy, wszyscy jednak wyglądali na wynędzniałych i zabiedzonych. Jednak w ich oczach można było zobaczyć determinacja tak silną, że aż przerażała. Gdyby samą tylko determinacją można było wygrać wojnę, byliby oczywistymi zwycięzcami.

 

Selenes stała na czele swych ludzi. U jej boku po prawej miała Matkę Wi a po lewej Lodarego. Dziecko zostawili bezpiecznie ukryte wraz z mamką, która je niegdyś wykarmiła. Nikt nawet nie silił się na próbę pertraktacji. Obie strony doskonale wiedziały, że rozmowy nic tutaj nie pomogą.

 

Zgodnie z przewidywaniami Kobiety w Fiolecie to król Solan zaatakował, jako pierwszy wysyłając w kierunku wojsk Selenes ogromny strumień mocy. Widać było, iż chce to wszystko zakończyć jak najszybciej. Jednak jego córka nie zamierzała oddać tej wojny walkowerem i sama rzuciła czar ochronny na swoich popleczników. I był to czar potężny, gdyż korzystała z niezmierzonych zasobów mocy Matki Wi wiedząc, że jej obietnica pomocy nie zostanie bez pokrycia. "W tym właśnie momencie ojciec powinien zorientować się, że to nie będzie takie łatwe zwycięstwo jak pierwotnie sądził." – Myślała królewna odpierając atak.

 

I nie pomyliła się. Jej rodziciel widząc tak zacięty opór uświadomił sobie, że jest zbyt słaby by w pojedynkę wyjść zwycięsko z tego starcia. Nie tylko nie zdoła pokonać Selenes, ale i najprawdopodobniej przypłaci tę walkę życiem. "Przypomniałeś sobie ojcze, co to strach?" – Pomyślała młoda kobieta widząc jego reakcję. – "Bój się bój tak jak bali się wszyscy ci, którzy dziś stoją u mego boku."

 

Selenes nie doceniła jednak swego ojca. Widząc, co się dzieje król nagle wpadł w szał, który jednak szybko minął by ustąpić miejsca całkowitemu spokojowi. Zamknął oczy i rozpoczął melodyjne nucenie a wraz z każdą rozbrzmiewającą w powietrzu nutą, na ziemie osuwało się coraz więcej martwych ludzi. To jednak nie byli poplecznicy jego córki, lecz jego właśni poddani, jego rodzina. Selenes w mgnieniu oka zrozumiała, co robi monarcha. "Są tylko naczyniami" – myślała – "Naczyniami wypełnionymi magią, której on teraz rozpaczliwie potrzebuje i nie wacha się jej odbierać nawet kosztem ich życia.".

 

Nie mogła im jednak pomóc, zresztą ich życie niewiele ją obchodziło. Dla królewny liczyło się jedynie jej własne życie a także bezpieczeństwo Lodarego i Matki Wi. Dziecko nie miało znaczenia, było zapłatą a ludzie, którzy stali u jej boku to tylko środek do realizacji celu, przydadzą się ale dopiero po wojnie. Gdyby nie miała wyjścia zrobiłaby to samo, co jej ojciec. To jednak nie było teraz ważne, gdyż stała na polu bitwy przewidując nadejście furiackiego ataku. Pospiesznie wzniosła barierę z mocy wysłanej jej przez Kobietę w Fiolecie. W potężnym strumieniu nie zauważyła nawet wplecionego drobnego czaru, małej zaledwie modyfikacji niezauważalnej dla przeciętnego maga.

 

W momencie stworzenia zapory poczuła jak uderza w nią zaporę ogromna fala mocy. Siła natarcia była tak wielka, iż Selenes bała się, że jej własna osłona pęknie jak bańka mydlana, skazując tym samym ich wszystkich na śmierć. Bariera jednak wytrzymała i w całym zastępie jej wojsk poległa zaledwie jedna osoba. Królewna zauważyła to niemal natychmiast wyczuwając, jak stojący obok niej Lodary, osuwa się bezwładnie na ziemię. Patrzył na nią oczami, które niczego już nie mogły dostrzec.

 

I wówczas w żyłach kobiety zawrzała furia tak straszliwa, jakiej jeszcze nigdy nie zaznała. Jedynym sensowym celem ujścia dla nagromadzonej złości stała się osoba, która odważyła się podnieść rękę na jaj własność. Selenes skierowała swe oczy w stronę króla Solana i wypowiedziała słowa mające nieść śmierć. Połączone strumienie mocy jej i Matki Wi naparły na monarchę przygniatającą go magiczna potęgą. Jego opór trwał tylko chwile, zaraz jednak rozsypał się w drobny mak a w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą stał Solan, widniały już tylko poczerniałe zwłoki.

 

*********************************************************************

 

Matka Wi spojrzała na pole zasłane ludzkimi trupami. To nie byli jej wrogowie a jednak to ona ich zgładziła. Uczyniła to nie tylko mocą udzielona swej podopiecznej, ale i swym rozumem, świadomie skazując tych ludzi na śmierć. Wiedziała, że nie miała wyjścia gdyż Solan już od stulecia posuwał się za daleko w swych poczynaniach, ale świadomość tego, co zrobiła i tak sprawiała jej dojmujący ból. Teraz myślała o tym, czy to wszystko nie poszło na próżno.

 

Z ociąganiem spojrzała na Selenes. Dziewczyna klęczała w pyle z głową Logarego na kolanach. Jeszcze jedna śmierć, którą sprowadziła… Chciała przekonać się czy to, co dziś zaszło przyniosło zamierzony skutek. Skutek główny a nie poboczny którym było zagładzenie niemal całego królewskiego nasienia. Kobieta patrzyła jak jej podopieczna podnosi się z ziemi otrzepuje zakurzoną suknię a swe spojrzenie podnosi wprost na nią. I wówczas Matka Wi zobaczyła w jej oczach to, czego tak bardzo bała się ujrzeć."Popełniłam kolejny błąd"'– pomyślała – "Śmierć tych ludzi niczego jej nie nauczyła”. Oczy Selenes nie tylko były całkiem suche, ale i można było zobaczyć w nich bezbrzeżne pragnienie by posiąść moc, która była jej użyczona tylko krótką chwile. I starsza kobieta już wiedziała, że ani śmierć setek ludzi, ani miłość a już tym bardziej macierzyństwo nie zgaszą nowego ognia, który tego dnia sama roznieciła w duszy dziewczyny.

 

Patrzyła jak młoda księżniczka, która teraz jest już królową odwraca się i pewnym krokiem zmierza w stronę pałacu nie zaszczycając nawet ostatnim spojeniem ciała Lodarego. Nie patrzyła także na zwłoki swego ojca, przyrodnich braci czy sióstr, zdążając prosto do celu, jakim był tron i możliwość władania i gromadzenia mocy.

 

Matka Wi podążyła za nią, ale tylko kawałek. Zatrzymała się przy ciele króla Solana czekając, aż cała procesja przejdzie dalej. Kiedy tłum ludzi się oddalił, jednym krótkim zaklęciem przeniosła siebie i zwłoki na pobliskie wzgórze. Tam wypowiedziała czar niewidzialności, po czym klęknęła biorąc w ramiona spalone szczątki. Powiodła dłonią po twarzy trupa delikatnym, czułym gestem. W miejscu gdzie jej ręka ponownie odsłaniała ciało ukazywało się dawne, przystojne oblicze króla. Kobieta w Fiolecie przytuliła do swych piersi głowę martwego, a na jego nieruchomą twarz poczęły spadać łzy.

 

– Przepraszam cie synku za to, co musiałam uczynić. Powinieneś był mnie posłuchać, tyle razy cię prosiłam i przestrzegałam. To nie mogło dłużej trwać… Tyle istnień…Tyle przelałeś krwi… Twojej krwi… Mojej krwi… Naszej krwi… Krwi tego świata…. Za dużo tego… Zbyt wiele…Przepraszam… – Szeptała nie przestając tulić zwłok.

 

Nagle powietrze wewnątrz otulającej ich banki zgęstniało i dało się wyczuć, czyjąś obecność. Podniosła głowę wiedząc, co, a właściwie, kogo, zobaczy. Stali naprzeciw niej patrząc jak przyciska syna do swej piersi. Zwiewni, eteryczni, anielsko piękni, a w ich oczach dostrzegało się niepojętą, starożytną mądrość.

 

– Witaj Wieczna. – Rzekła jedna z kobiet. – Znów przyszło nam się spotkać.

 

Matka Wi spojrzała swymi fioletowymi oczyma na przemawiającą do niej świetlistą postać. Głos, który z siebie wydobyła był ochrypły ze smutku:

 

– Mam nadzieję, że jesteście szczęśliwi. Zjawiacie się tutaj jak gdyby nigdy nic po ponad trzystu latach i to akurat w chwili, kiedy opłakuje swe jedyne dziecko. Skoro już tu was wysłano powiedzcie mi, chociaż co się stało z jego duszą, czy zaznał ukojenia po śmierci, gdzie teraz przebywa?! Mówcie!

 

– Twój syn został osądzony wedle swych uczynków on i cała reszta, która przyszła prze nim. Tylko tyle możemy ci powiedzieć, nie jesteś jedną z nas i nie zdradzimy nic więcej.

 

– Oczywiście, gdzież byście śmieli o czymkolwiek mi powiedzieć wierne, ślepe psy. Wy zawsze potraficie jedynie smutno patrzeć, ale pomóc nie chcecie! Nienawidzę was za to, co mi zrobiliście, nienawidzę z całego serca. To wszystko wasza wina!

 

– Nie Wieczna, nie nasz, lecz twoja. Wiesz o tym bardzo dobrze i to od dawna. – Tym razem przemawiającym był jeden z mężczyzn, którego gdyby nie oczy, można było by wziąć za młodzieńca. – To nie my chcieliśmy zostać bogiem, lecz ty.

 

Na te słowa Kobieta w Fiolecie skurczyła się jak gdyby smagnięta batem, lecz po chwili szepnęła:

 

– Powinniście byli mnie wówczas zabić, zasłużyłam na to. Zniszczyłam tysiące istnień by skraść im moc. Chciałam być potężna, tak potężna, by On wreszcie mnie zauważył, a przysłano mi Was.

 

– Zrobiłaś wiele złego, to prawda – przemówiła kolejny z kobiecych duchów – ale i wiele dobrego. Dlatego właśnie dostałaś szansę. Wymazaliśmy księgi byś miała czyste konto i mogła zacząć od nowa. Stałaś się najwyższą siłą na tej planecie i miałaś nią kierować by udowodnić, iż jesteś godna zasiąść w Jego radzie. Ty jednak, zaledwie po trzystu latach, płaczesz i lamentujesz jak mała dziewczynka. Chciałaś władać światami, służyć swą radą i mądrością Najwyższemu współdecydując o losach wszechświata a nie jesteś w stanie zapanować nad zaledwie jedną planetą. Nawet nad własną rodziną nie panujesz a dowód tego spoczywa w twych ramionach.

 

Wieczna i Duchy Światłości spojrzeli na ciało Solana nadal tkwiące w jej objęciach.

 

– Mogliście mnie uprzedzić, że to zbyt trudne – Tym razem Matka Wi mówiła niemal szeptem. – Powinniście powiedzieć, że to nie dla mnie, że jestem zbyt mała, zbyt słaba by sprostać temu zdaniu. A wy daliście mi nieograniczoną moc, zdolność przewidywania przyszłości i nieśmiertelność. Po co? By ukarać mnie za pychę? Lubicie patrzeć jak ludzie tego świata cierpią z mojej winy, przez moją nieudolność? Bawi was to?

 

– Nie, nie bawi. Jak możesz uważać, że czyjekolwiek cierpienie sprawia nam radość czyżbyś nie wiedziała, kim jesteśmy? – Przemówił kolejny smutny mężczyzna. – To ty wybrałaś tę drogę, wkraczając na nią świadomie i z własnej nieprzymuszonej woli. Co więcej, kiedy ostatnio się spotkaliśmy przyrzekałaś nie zmarnować danej ci szansy. Obiecałaś, że dzięki tobie ta kraina będzie bezpiecznym miejscem pełnym miłości i wiary w tego, w kogo warto wierzyć. Dziś jednak zarzucasz nam, iż to my jesteśmy winni twym niepowodzeniom.

 

– Posłuchaj Wieczna, minęło dopiero trzysta lat – przemówił ponownie młody mężczyzna. – Każdy z nas kiedyś uczył się odróżniania dobra i zła oraz tego jak właściwie służyć Jemu. Nasza nauka wcale nie była mniej bolesna niż twoja, możesz mi wierzyć lub nie. Twoim problemem jest to, że za bardzo skupiasz się na sobie. Dostałaś szansę by nieść pomoc innym a nie sobie samej, nie ty masz być szczęśliwa, ale ci, których powierzono twojej pieczy. Patrz na nich i patrz do przodu. Jedno pokolenie to niewiele. Każdego dnia rozpoczynasz tkanie nowej nitki, ale z chwilą jej stworzenia musisz wiedzieć gdzie chcesz ją wpleść. To ty jesteś tkaczem, ty decydujesz o doborze nici, bo jedynie ty wiesz, jaki wzór chcesz uzyskać. Myśl, planuj, projektuj, twórz, ale przede wszystkim myśl i kochaj. Wszystko zależy od ciebie. I pamiętaj masz wybór, jeśli tylko wypowiesz słowa zagłady znikniesz. Sama zdecyduj, czego chcesz. Do zobaczenia za kolejne stulecia.

 

Z tymi, słowami wszyscy zniknęli a Matka Wi, czy też Wieczna jak ją nazwali, zgasła sama. Nadal przyciskała syna do piersi, jednak chwilę potem ucałowała go i ostrożnie położyła na ziemi. Własnymi rękoma wykopała dół, w którym złożyła ciało. Potem z jednej z licznych sakiewek przytroczonych do paska wyjęła niewielkiego żołędzia, którego wetknęła w spulchnioną ziemię tuż nad miejscem, w którym znajdowało się serce jej dziecka. Zasypała dół, po czym zaczęła nucić pieśń. Śpiewała o tym, jak nasionko obumiera i wyrasta z niego pęd, który przedostaje się przez ziemię i wzrasta w stronę słońca. Melodyjny czar mówił o łodyżce, listkach, słońcu, deszczu i wietrze. Kiedy zakończyła śpiewne zaklęcie przed nią rosło piękne młode drzewko. Kobieta w Fiolecie podeszła do pnia i położyła na nim są rękę. Rzekła do niego:

 

– Wyrośniesz na wielkie i dumne drzewo. W twoich konarach będą gnieździć się ptaki a liczne zwierzęta znajdą schronienie w twej koronie. Staniesz się symbolem sprawiedliwości gdyż na twych gałęziach będą wieszać złoczyńców i niegodziwców. Byś nie cierpiał twe istnienie zakończy piorun. Z twego pnia wyrzeźbią tron, na którym zasiadać będą sprawiedliwi monarchowie po wszystkie czasy. Takie jest twoje przeznaczeni taka jest twoja nić.

 

Odeszła kawałek od drzewa by lepiej mu się przyjrzeć. Uśmiech rozjaśnił jej twarz na widok tego, jak piękne jest to, co stworzyła. A potem skierowała swoje fiołkowe oczy na pałac, w którym schroniła się Selenes. I pomyślała o dziecku, które przebywa z mamką. „Jest jeszcze nadzieja” – pomyślała – „Z nasionka wyrosło drzewo, którego los ukształtowałam z człowiekiem zrobię to samo. Nie poddam się, wszak na świecie zbyt dużo jest porzuconych miejsc.”

Koniec

Komentarze

Z kwestii technicznych: zwracają uwagę powtórzenia i nadmiar zaimków – przejrzyj tekst pod tym kątem. Opowiadanie jest napisane średnio, ani specjalnie dobrze, ani też jakoś bardzo źle, ale jeszcze dużo pracy przed Tobą. Jeśli chodzi o sam pomysł, to niezbyt mi się podobał. Mam wrażenie, że w krótką formę starałaś się upchnąć zbyt wiele wątków i tematów, dotyczących wykreowanego przez Ciebie świata. Sama intryga i kwestie militarne są nieco naiwnie przedstawione i niezbyt przemyślane.   Pozdrawiam.

Dzięki za wyrażenia zdania, miło że chociaż przecztałeś i postanowiłeś napisać coś od siebie. Niestety nie nabrałam jeszcze dostatecznej wprawy w pisaniu ale się staram,  lubię to robić i staram się nad tym pracować. Ale uwagi doceniam i mam nadzieje że następny tekst bardziej Ci się spodoba. 

Bóg stworzył ko­ta, żeby człowiek mógł głas­kać tygrysa.

Pracy przed Tobą jeszcze niestety dużo. Przeczytałam pierwszy fragment tylko.   "Wzniesiono starą latarnię" – czy była stara już w momencie budowania?   W pierwszym akapicie powtarzasz "spowita w szaty". Co to znaczy: nie można było nic odczytać z jej sylwetki?   Piszesz, że Selenes nie miała powodu by kwestionować słowa Matki Wi, a jednak robi to, zadając pytanie o bezpieczeństwo ukochanego. Ponadto piszesz, że Selenes znała Matkę już od najmłodszych lat, ale z późniejszego  opisu raczej wnioskuje się, że Matka pojawiła się na scenie dopiero tuż przed weselem…   Stawy zwyrodniałe raczej niż zwyrodnione.   "Jednak kobieta, która przed miała przed sobą wydawała się być tak spokojna i łagodna, że Selenes, gdyby nie ujrzała – nigdy by nie uwierzyła w to, co zobaczyła raptem parę godzin temu. Spokojna Matka Wi która siedziała…" – nie konstruuj kolejnych zdań w ten sam sposób, bo to bardzo źle się czyta. Tekst powinien płynąć.   Masz nieprawidłowości w zapisie dialogów, literówki (zwłaszcza gubisz ogonki w polskich literach), potknięcia interpunkcyjne.   "…nie tylko z wygładu…" – wyglądu. Wybacz, ale to wygląda tak, jakbyś nawet nie zadała sobie trudu sprawdzenia tekstu przed jego wrzuceniem tutaj.   "Slenes" – błąd w imieniu bohatera to grzech   niebyło – rozłącznie   "zna wiele jeżyków" – jak wyżej. Języków.   Zajrzyj na początek do podpiętego w Hyde Parku wątku "Wskazówki dla piszących". Fabuły nie mogę ocenić, bo nie doczytałam do końca, pewnym jest jednak, że przede wszystkim najpierw trzeba wyszlifować warsztat, a potem konstruować historie.   Pozdrawiam i powodzenia.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Nowa Fantastyka