- Opowiadanie: Mortis&Spiritus - Wiara

Wiara

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wiara

 

 

 

Pewnego razu, gdy podróżowałem po mojej Imaginacji, znalazłęm pewną księgę. Po przeczytaniu zawartości znaleziska, postanowiłem opisać historię w niej zawartą. by Spiritus

 

Wiara

 

Zaczęło się od małej wioski, w której za sprawą miejscowego, młodego szamana zaczęto czcić boga zwanego Eseisem. W osadzie wybudowano małą świątyńkę, a człowiekowi, który jako pierwszy porozumiał się z bóstwem, dano imię Akoi Eionios i mianowano przywódcą duchowym i despotycznym władcą. Akoi, jako człowiek mądry, już za pierwszych lat swojego panowania dążył do zjednoczenia pobliskich osad. Z jednymi porozumiewał się drogą pokojową, inne plemiona podbijał, a robiąc to wszystko nawracał kolejnych ludzi na wiarę w Eseisa. Pakty handlowe, podatki lenne i haracze zbierane od buntujących się szczepów przyczyniły się do nagłego rozwoju pierwotnego osiedla Eseisjan. W tym miejscu powstało wielkie miasto, nazwane Topokatagogis, a w miejscu małej świątyńki zbudowano ogromne i bogato zdobione sanktuarium, które było ukazaniem głębokiej wiary i oddania wobec stosunkowo młodego bóstwa. Z podbitych krain powstawało nowe wielkie państwo, które mędrcy tamtych czasów, z Akoiem na czele, mianowali Ludem Epelechsike. Sam Eionios w wieku pięćdziesięciu lat został pierwszym władcą tego narodu. Obywatele tegoż kraju zostali podzieleni na grupy. Pierwszą i zarazem najliczniejszą kastą byli wojownicy. Kolejnym stanem społeczeństwa, byli ludzie mieszkający w Topokatagogis, jako najwierniejsi słudzy Eseisa pełnili rolę jego swoistych kapłanów. Ostatnią grupą byli zwykli obywatele i niewolnicy, ich zadaniem była praca rolnicza i rzemieślnicza. Ekspansywny rozwój Ludu Epelechsike, zatrzymały, z jednej strony morze, a z drugiej prężnie rozwijające się narody białych ludzi, którzy tworzyli całkiem odmienne kultury. Akoi, piastując funkcję władcy, dożył sędziwego wieku stu dwudziestu siedmiu lat. Pewnej nocy po prostu wszedł do świątyni i już stamtąd nie wyszedł, a jego ciała nigdzie nie znaleziono. Pomimo śmierci wielkiego mędrca i proroka, naród Epelechsików nie rozpadł się. Głównie dzięki niezbyt ortodoksyjnej wierze, która nie nakazywała składania ofiar, ani nawet modlitw, oraz szybkiemu wybraniu następcy władcy. Został nim syn Akoia, który wraz z innymi kapłanami opłakiwał śmierć władcy w wielkim sanktuarium. Wtedy wszyscy usłyszeli głos swojego ukochanego pana, który oznajmił, że nowym władcą ma zostać Ketoteros. Dla upamiętnienia pierwszego władcy oraz z powodu sposobu wybrania nowego, słowo akoi zostało tytułem. Kolejni akoiowie byli wybierani w ten sam sposób, a do sanktuarium przychodzono, po rady, w nadziei usłyszenia Eioniosa. Ogromne już państwo, zaczęło się powoli stabilizować, a żadnemu z władców nie udało się powtórzyć wielkich czynów. W kraju powoli zaczęto zapominać o wierze w boga, jego miejsce zaczęły zajmować pieniądze i inne dobra doczesne, jedynym wyjątkiem było miasto Topokatogogis, którego fanatyczni mieszkańcy wciąż dążyli do rozwoju swojej wiary. Kolejni władcy przestawali prowadzić politykę podboju i zawiązało sojusze z okolicznymi narodami białych ludzi. Tak się działo, aż do wyboru na akoia Opadosa, w linii prostej potomka wielkiego Eioniosa. On już za pierwszych dni swojego władania ruszył na podbój krain bladoskórych.

***

Na mapie, przedstawiającej pole nadchodzącej bitwy, stało kilka białych i brązowych pionków. Pochyleni nad nią lordowie przekrzykiwali się w tłumaczeniu planów na zwycięstwo. Na tronie, postawionym kilka kroków za stołem z planami bitwy, siedział zadumany akoi, nie rozmyślał nad tym jak mógłby wygrać walkę. Wszelkie taktyki przemyślał już dawno, był zdania, że dobry dowódca najpierw paluje zwycięstwo, a potem walczy. Ale Opados rozmyślał o przepowiedni zdrady jego wiary. Który z zebranych tu lordów mógłby śmieć przeciwstawić się potężnemu Eseisowi? W tym momencie płachty namiotu rozsunęły się, do środka weszło dwóch śniadych ludzi ubranych w czerwone płaszcze, gwardziści akoia, prowadzący jednego z bladoskórych. Fakt, że pojmanego prowadzili jego osobiści strażnicy zaniepokoił władcę. Znaczyło to, że wrogi zwiadowca lub wysłannik dostał się niepostrzeżenie, aż pod jego namiot. Przebywający w środku zamilkli. Opados skinął ręką, nakazując wyjść z namiotu lordom, gdy wszyscy pokornie opuścili kwaterę, spytał:

-Kim jesteś i czego tu szukasz?

-Przysłał mnie król Gregor, na którego państwo ośmieliłeś się zaatakować. – Wysłannik, nawet trochę nie przeraził się na widok akoia, z hardą miną mówił dalej. – Mój pan daje ci ostatnią szansę i wybór, wycofajcie się i złóżcie daninę prawowitemu władcy tych ziem, a uratujecie życie.

Opados wstał ze swojego tronu, jego długa, czarna szata dotknęła ziemi.

-Jesteś odważny, dlatego to ja dam ci szansę i wybór.– Wielki przywódca, zrzucił kaptur. Teraz dokładnie było widać jego twarz. Miał krótką, równo przystrzyżoną, czarną brodę, równie gładko przycięte bokobrody i łysą głowę. Jego oczy były otoczone cieniem, jakby zostały osmalone. Wyciągnął rękę w stronę posłańca. – Złóż hołd naszemu bogu, albo to ty zostaniesz zabity, jeśli spotkamy cię na polu bitwy. A teraz uciekaj, powiedz swojemu śmiesznemu królowi, żeby pożegnał się z rodziną, bo już nigdy ich nie zobaczy.

Głos akoia brzmiał przerażająco, lecz emisariusz nie przeląkł się. Skinął głową, ukłonił się, a jego ukłonowi wtórowało brzęczenie monet, obrócił się na pięcie i opuścił namiot.

***

Opados nie spał tej nocy, bez przerwy rozmyślał nad przepowiedzianą zdradą i czekał na nią. Nie mógł zrozumieć, dlaczego ktoś miałby zdradzić tak miłościwego boga. Co dla człowieka może mieć większą wartość niż zbawienie? Przed samym świtem postanowił wrócić do swojego namiotu. Gdy już wyszedł z gęstwiny, jego oczom ukazał się niemal całkowicie opustoszały obóz. Nie wiedząc, co tu zaszło ruszył w stronę swojej kwatery. Zastał przed nią jednego ze swoich lordów, który opowiedział władcy, że niemal wszyscy lordowie zostali przekupieni przez emisariusza i odeszli wraz ze swoimi oddziałami. Akoi zrozumiał wreszcie tę zdradę. Powiedział lordowi, aby zebrał wszystkich pozostałych lordów i przyszedł razem z nimi do jego namiotu.

Gdy zeszli już wszyscy lordowie, władca przywołał swojego gwardzistę i szepnął mu coś na ucho. Po odejściu gwardzisty, znowu siedział na tronie w milczeniu. Pozostali mu lordowie zaczęli się niepokoić, ale nie śmieli się odezwać. Po kilku chwilach do namiotu weszło paru ubranych w czarne kostiumy mężczyzn. Na twarzach mieli czarne chusty, więc było widać tylko ich oczy, jeden z nich miał przypiętą do ramienia czerwoną szarfę. Wszyscy ukłonili się przed akoiem, dwóch położyło przed nim dwa duże, czerwone worki.

-Panie, co to jest? – Jeden z lordów nie wytrzymał.

-Otwórz i zobacz. – Opados odpowiedział beznamiętnym głosem.

Ciekawski rozwiązał pierwszy z worków, a jego oczom ukazał się makabryczny widok. Znajdowały się tam głowy wszystkich zdradzieckich lordów. Mężczyzna odsunął się przerażony. Taka śmierć była najgorsza ze wszystkich możliwych, zabijano tak tylko niewiernych. Władca zwrócił się do zamaskowanych wojowników.

– Ludzi fanatycznie zakochanych w pieniądzach, można pokonać tylko dzięki fanatyzmowi religijnemu. Topokatagogijczycy, czy ruszycie razem ze mną do boju?

Wojownik z czerwoną szarfą klęknął i wyciągnął swój długi cienki miecz. Broń ta była pozbawiona jelca, głownia była lekko zakrzywiona. Zamaskowany mężczyzna trzymał ją w dziwny sposób, jakby odwrotnie niż normalne miecze, a ostrze chowało się za jego ramieniem.

-Ale panie.– Odezwał się kolejny lord.– Nie mamy szans w walce, czy nie powinniśmy raczej uciekać?

-Uciekać? – Akoi zrzucił szatę, pod nią miał ubrane szerokie spodnie, rozłożył ręce, a w jego dłoniach ukazały się skotłowane błyskawice. Jego głos brzmiał jak uderzenie gromów. – Nie, nie będziemy uciekać. Ześlemy na naszych wrogów gniew samego Eseisa!

 

C.D.N.

 

 

 

Zapraszamy na https://www.facebook.com/MortiSpiritus .

Koniec

Komentarze

Jest mnóstwo błędów. Wszystkich nie kopiowałam, bo mi się nie chciało.

dano imię Akoi Eionios i mianowano przywódcą duchowym i despotycznym władcą. To czy władca jest despotyczny wynika z charakteru, a nie z mianowania. w miejscu małej świątyńki zbudowano ogromne i bogato zdobione sanktuarium, które było ukazaniem głębokiej wiary i oddania wobec stosunkowo młodego bóstwa. Świątynka, nie świątyńka. Sanktuarium nie może być "ukazaniem głębokiej wiary", najwyżej dowodem. Z podbitych krain powstawało nowe wielkie państwo, które mędrcy tamtych czasów, z Akoiem na czele, mianowali Ludem Epelechsike. Nie można państwa mianować ludem. Nazwać można. Mianować oznacza nadać tytuł. – Mój pan daje ci ostatnią szansę i wybór, wycofajcie się i złóżcie daninę prawowitemu władcy tych ziem, a uratujecie życie. Uratują życie "komu"? Jak uratujecie, to musi po tym coś iść. Lepiej Zachowacie życie. Fragmentów nie lubię, nie da się powiedzieć, czy mają sens. Ten jest bardzo wtórny. Nic nowego, słabo napisane.

     To chyba jednak nie jest opowiadanie…

Z przykrością konstatuję, iż jest to jeden z gorszych tekstów, zamieszczonych na stronie w ostatnim czasie. Autor opowiada coś, co opowiadaniem nie jest. Może jakiś wstęp, początek relacji… Chyba nie czekam na ciąg dalszy.    „Pewnego razu, gdy podróżowałem po mojej Imaginacji, znalazłęm pewną księgę”. –– Literówka.   „Po przeczytaniu zawartości znaleziska, postanowiłem opisać historię w niej zawartą”. –– Powtórzenie.   „…już za pierwszych lat swojego panowania…” –– Wolałabym: …już w czasie pierwszych lat panowania… Lub: …już w pierwszych latach panowania… Wiadomo kto panował.   „Obywatele tegoż kraju zostali podzieleni na grupy”. –– Wybiórczo, czy kierowano się jakąś metodą, przydzielając obywateli do poszczególnych grup? ;-)   „…oraz szybkiemu wybraniu następcy władcy. Został nim syn Akoia, który wraz z innymi kapłanami opłakiwał śmierć władcy w wielkim sanktuarium. Wtedy wszyscy usłyszeli głos swojego ukochanego pana, który oznajmił, że nowym władcą ma zostać Ketoteros. Dla upamiętnienia pierwszego władcy…” –– Powtórzenia.   „…którego fanatyczni mieszkańcy wciąż dążyli do rozwoju swojej wiary”. –– Wiarę można szerzyć, umacniać, pielęgnować, ale raczej nie rozwijać.   „Kolejni władcy przestawali prowadzić politykę podboju i zawiązało sojusze…” –– Kolejni władcy przestawali prowadzić politykę podboju i zawiązywali sojusze…   „On już za pierwszych dni swojego władania…” –– On już w pierwszych dniach swojego władania…   „…był zdania, że dobry dowódca najpierw paluje zwycięstwo, a potem walczy.” –– Jak się paluje zwycięstwo i jak się potem, z takim palowanym, walczy?   „Który z zebranych tu lordów mógłby śmieć przeciwstawić się…” –– Wolałabym: Który z zebranych tu lordów śmiałby przeciwstawić się… Lub: Który z zebranych tu lordów miałby śmiałość przeciwstawić się…   „W tym momencie płachty namiotu rozsunęły się…” –– W tym momencie poły namiotu rozsunęły/rozchyliły się…   „Przysłał mnie król Gregor, na którego państwo ośmieliłeś się zaatakować”. –– Przysłał mnie król Gregor, którego państwo ośmieliłeś się zaatakować. Lub: Przysłał mnie król Gregor, na którego państwo ośmieliłeś się napaść/najechać.   „…żeby pożegnał się z rodziną, bo już nigdy ich nie zobaczy”. –– …żeby pożegnał się z rodziną, bo już nigdy jej nie zobaczy.   „Gdy już wyszedł z gęstwiny…” –– Z jakiej gęstwiny? Kiedy on do tej gęstwiny wlazł? A w ogóle, to skąd się wzięła gęstwina? Czy może to eufemistyczne określenie latryny, w której Opados stawiał poranne klocki? ;-)   „Pozostali mu lordowie zaczęli się niepokoić…”  –– Pozostali przy nim lordowie zaczęli się niepokoić…   „Akoi zrzucił szatę, pod nią miał ubrane szerokie spodnie…” –– W co były ubrane szerokie spodnie i dlaczego? Odzieży się nie ubiera!!! Odzież, w tym także szerokie spodnie, zakłada się, wkłada, przywdziewa, wciąga na grzbiet, wciąga na tyłek (w przypadku spodni), przyobleka, że wymienię tyle możliwości, ale nigdy, przenigdy ubrania się nie ubiera!!!

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

"To chyba jednak nie jest opowiadanie…" @RogerRedeye to jest opowiadanie, bo do publicystyki by tego nie wrzucił :)

*by tego nie wrzucił Bym tego nie wrzucił. Mały błąd :)

Zaiste, trudno zakwalifikować ten kawałek tekstu… Najpierw jest opis świata na prawie połowę tekstu, a potem szybko-szybko, właściwie nie wiadomo, o co chodzi. Końcówka zaś jest, przykro mi to mówić, dość śmieszna. Zaburzone proporcje i rytm, jest wstęp, ale właściwie brak rozwinięcia i zakończenia. Już pal licho błędy, ale musisz nauczyć się, jak prowadzić narrację, jak skonstruowane powinno być opowiadanie.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

     To nie jest opowiadanie – to jest opisywactwo. Co więcej, coraz więcej takiego opisywactwa na portalu.  Różnica między opowiadaniem a opisywactwem jest zasadnicza.      Pozdrówko. 

Ten zamieszczony tekst na portalu NF to przykład – ba, nawet więcej, – to wzorzec, jak nie należy konstruować i pisać opowiadań. W tym tekście leży wszystko od poprawności językowej, poprzez całą galaktykę błędów, po ogólne wrażenie po (szybkim) przeczytaniu tego tekstu. Bardzo, bardzo słaby tekst.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

No niestety, tragedia.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nowa Fantastyka