- Opowiadanie: ppp92 - dawka dziennego fantasy

dawka dziennego fantasy

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

dawka dziennego fantasy

 

– Jak to uciekł!? – Sysktus krzyknął, gdy tylko jeden ze strażników doniósł mu o tym. – Przecież to jest niemożliwe! Jest zwykłym dzieckiem!

 

Przerażony heretyk w granatowej szacie cicho dodał:

 

– Uciekł dzięki pomocy Wojownika Krwi, który teraz prawdopodobnie przebywa razem z nim.

 

Sykstus słysząc te słowa, zaniemówił. Jak to jego największe dzieło życia, ten Alechman, ten zwykły beznadziejny człowiek, który dzięki niemu został potężnym heretykiem, mógł go zdradzić? Kiedy przeszedł na drugą stronę? Od kiedy jest jego wrogiem, wrogiem, który jednocześnie był namiestnikiem jego państwa!? Czemu to go spotkało?!

 

Nie mogąc złapać oddechu, zbuntowany mag usiadł na miękkim krześle. Powoli się uspokajał, nadal jednak nie mogąc uwierzyć w to co się stało. Przecież on stworzył tego młodzieńca od nowa…

 

Heretyk stał przy biurku i nie mogąc się doczekać jakiegoś rozkazu, zapytał:

 

– Panie?

 

Sykstus gniewnie się na niego spojrzał, aż tamten odwrócił wzrok.

 

– Nic nie warci, nic nie warci! Banda głupich psów!

 

Przerażony heretyk spuścił głowę. Każdy bał się tego maga, nekromanty i heretyka zarazem. Mówili mu, że służba u niego jest łatwa, że czeka go bogactwo i rola zwycięzcy w wojnie. Ale jak na razie ciągle żył w strachu i musiał pilnować jakiś bachorów w twierdzy, zamiast uczestniczyć w prawdziwych walkach.

 

– Rozkazy panie. – powtórzył pokornie.

 

Mag patrzył się już przez okno, uspokojony. Będzie musiał sobie jakoś z tym poradzić. To tak naprawdę nie duży problem. Alechaman pożałuje zdrady, tak samo jak ten, który go do niej nakłonił.

 

– Przyprowadź mi Elestera. Ma tu być natychmiast! Jeżeli się tu nie stawi w ciągu kilku minut nakaże Egzekutorom, wybić wszystkich będących pod twoimi rozkazami! Zrozumiano?! – oznajmił głośno z wyczuwalną nutą desperacji, Sykstus.

 

– Tak panie. – odrzekł heretyk i wyskoczył szybko z biura.

 

Pokonywał kolejne korytarze w mgnieniu oka. Wiedział że mag nie żartuje, widział już egzekucje tych, którzy nie wykonali jego poleceń bądź się mu sprzeciwili.

 

Gdy minęło kilka minut i nadal nie mógł odnaleźć Elestera, zaczął popadać w panikę. Skręcił w korytarz prowadzący do zbrojowni. Odetchnął z ulgą, gdy z naprzeciwka wyszedł mu drugi heretyk.

 

– Sykstus… cię prosi… do siebie. – oznajmił, próbując złapać oddech.

 

Mężczyzna o całych czarnych jak noc oczach się uśmiechnął i ruszył powoli w kierunku biura. Wiedział już o zdradzie Alechmana. Pewnie teraz Sykstus rozpacza nad swoją sytuacją. Pójdzie mu pokaże, że Wojownika Krwi da się zastąpić. Zadowolony z tego faktu wszedł do Sali Ognia. Pewnie niedługo zostanie namiestnikiem. Wiedział, że tak się stanie. A wtedy mając władzę wewnątrz kraju Sykstusa, będzie mógł się szybko wzbogacić. Nie rozumiał Alechmana, który nie potrafił wykorzystać sytuacji. Był taki sprawiedliwy. Nie pasował do świata heretyków. A teraz on stanie się prawą ręką najpotężniejszego maga Renionu.

 

Delikatnie otworzył drzwi do gabinetu. Sykstus siedział na krześle, odwrócony tyłem do wejścia.

 

– Witam cię Elesterze. Dobrze że jesteś. – rzekł spokojnym głosem mag.

 

– Witam panie. – odparł heretyk klękając.

 

Sykstus się uśmiechnął. Lubił to jak ludzie oddawali mu cześć. A ten oto heretyk był w tym najlepszy. Wiedział doskonale. że jego lizusostwo może mu się przydać. Wstał i podszedł do niego. Heretyk powoli się podniósł.

 

– Jakie ma pan dla mnie rozkazy?

 

– Pewnie wiesz doskonale, że nasz Alechman nas opuścił?

 

– Słyszałem pewne pogłoski.

 

Mag znowu usiadł na krześle.

 

– Ale nie pozwolę sobie na takie opuszczanie nas bez żadnego pożegnania…

 

Elester uśmiechnął się szyderczo.

 

– … tym bardziej że zwolniło się jego stanowisko namiestnika jak i mojej prawej ręki, a Quidor nie wyznaczył żadnego następcy…

 

-Wykonam każdy rozkaz panie. – oznajmił ochoczo Elester.

 

– Cudownie cudownie. – zadowolony Sykstus zauważył te iskry w oczach heretyka – dostaniesz to stanowisko gdy przyniesiesz mi głowę Alechmana i żywego chłopca.

 

Elester spojrzał uważnie na maga. Przecież tamten doskonale wiedział, że on sam nie poradzi sobie z magią Wojownika Krwi.

 

Sykstus widząc przerażenie na twarzy mężczyzny oznajmił:

 

– Ale nie wyruszysz tam bez mojej pomocy. Cała flota stacjonująca w Aperetenie jest na Twoje rozkazy. Wiemy doskonale, że nasi uciekinierzy kierują się do Abbey. Nakazałem więc żeby flota patrolowała obszar Cieśniny Dwóch Rogów. Tam też się udasz.

 

Elester nie mógł uwierzyć, że stanie na czele floty. Całe setki statków pod jego rozkazami. Że też Alechamn porzucił taką władzę by pomóc jakiemuś dziecku.

 

– Oczywiście też przyda ci się jakaś doraźna pomoc. – to powiedziawszy, Sykstus wyciągnął czarny woreczek i podał go heretykowi. – używaj tylko ich rozważnie.

 

Brązowowłosy mężczyzna zajrzał do środka i to co zobaczył bardzo go zaskoczyło. Dwa złote pierścienie, jeden z czerwonym rubinem a drugi z niebieskim szmaragdem. Czuł, jakby te przedmioty żyły, gdyż w jego rękach wyraźnie wibrowały.

 

– Panie…Czarna Korona? – zapytał przerażony gdy dotarło do niego, co właśnie się stało i co trzyma w ręce.

 

Sykstus się głośno zaśmiał.

 

– Czarna Korona jest mi już nie potrzebna. Mam coś o wiele wiele potężniejszego. A teraz idź i przynieś mi głowę tego zdrajcy, a sowicie cię wynagrodzę. Pamiętaj, nie ruszaj chłopca.

 

Herteyk już miał wyjść, lecz mag go zatrzymał:

 

– Weź jeszcze Kamienie Ataranum ze skarbca. Musisz się przecież śpieszyć. Powtórzę jeszcze raz. Chłopiec ma wrócić tutaj cały. – ostatnie słowa zabrzmiały groźnie, lecz zadowolony Elester nie zwrócił na nie uwagi i wybiegł z gabinetu. Nareszcie pokaże temu Alechmanowi gdzie jego miejsce, nareszcie go pokona i nareszcie zyska władzę.

 

Kiedy tamten już poszedł Sykstus usiadł na krześle. Jego oddech był spokojny i miarowy. Wszystko pójdzie zgodnie z planem i gdy wreszcie przyjdzie na to czas, gdy jego Trzynastka będzie gotowa, pokaże światu prawdę, a wtedy się do niego przyłączą i pokonają prawdziwego wroga. Ubolewał, że musi jeszcze współpracować z tymi podrzędnymi andalami i heretykami, ale dzięki nim wstrząśnie Renionem i ruszy na prawdziwego wroga. Wroga, który ciągle się czai na ostatnim piętrze wieży Wielkiego Aternianu.

 

 

 

Młody chłopak o długich, jasnych włosach szybko przemierzał kolejne marmurowe korytarze. Ci, których mijał, ustępowali mu pośpiesznie, aby jak najszybciej mógł dotrzeć do Sali Starszych, gdzie zawsze przebywał któryś z arcymagów. Każdy wiedział, że śpieszący się młodzieniec był posłańcem Specjalnej Jednostki Szpiegującej, o czym świadczył jego strój. Czarne spodnie, czerwona tunika ze znakiem Bractwa Arbrarhrim spod której wystawał kołnierz białej koszuli. Wszyscy się dziwili jak posłańcy zawsze utrzymują swoje stroje w idealnej czystości. Przecież wiadomo było, że wszelkie odległości pokonywali oni tylko na swoich nogach, nigdy nie korzystali z żadnego środka transportu. Obdarzeni małą ilością mocy, przeznaczali ją całą na trening specjalnej zdolności przeznaczonej dla nich. Settuppu pozwalało na pokonywanie setek kilometrów dziennie praktycznie bez żadnego zmęczenia. Tak osoby z namiastką magii stawały się nieodłącznym elementem każdego bractwa i państwa.

 

Większość z posłańców potrafiło również wykształcić Shutto, czyli Niewidzialne Kroki, które przewyższały zdolności szybkiego poruszania się innych osób obdarzonych magią. Pozwalało to posłańcom na szybką ucieczkę z miejsca zagrożenia.

 

Gdzie chłopiec nie przebiegł dało się słyszeć również szepty. Dodatkowy symbol na jego piersi, przedstawiający czarnego sokoła oznajmiał, że mieli do czynienia z samym dowódcą posłańców bractwa. Jeżeli pojawił się on we własnej osobie, to musiało oznaczać, że wiadomość którą niesie jest najwyższej wagi.

 

Kiedy strażnicy strzegący wejścia do Sali Starszych rozpoznali go, niezwłocznie otworzyli mu drzwi. Posłaniec w mgnieniu oka znalazł się wewnątrz długiego pomieszczenia, na środku którego wzdłuż stały dwa rzędy kamiennych tronów zwróconych do siebie. Nie było tu żadnych okien. Blade, niebieskawe światło pochodziło ze specjalnych kul, wypełnionych czystą magią.

 

Młodzieniec przystanął na chwilę aby się rozejrzeć po Sali. Pierwszy raz był tutaj i trochę inaczej sobie wyobrażał to miejsce. Zamiast przepychu, którego się spodziewał zobaczył prostotę charakteryzującą mieszkania krasnoludów.

 

Z tronu znajdującego się w głębi podniosła się jakaś lekko przygarbiona, wychudzona postać. Powoli ruszyła w jego stronę więc ten uklęknął na prawe kolano. W tym samym momencie przez drzwi wpadł jakiś starszy mężczyzna i pokłonił głowę.

 

– Przybyłem najszybciej jak to było możliwe Saro. – powiedział tamten, po czym spojrzał wprost na staruszkę, która właśnie wyłoniła się z cienia.

 

Młodzieniec nie mógł uwierzyć, że stoi przed nim kobieta-legenda, mająca ponad już dwieście lat Sara Eriu-El’Tenna. Podobno rzadko kiedy opuszczała swoje apartamenty. Jako najstarszego członka bractwa darzono ją niezmiernym szacunkiem w całej Eleberii. O jej sile pisano książki, a na jej badaniach opierają się podręczniki do nauki magii. Sama nie pokazywała się publicznie od kilkudziesięciu lat. Mówiono również, że to ona kieruję poczynaniami bractwa ze swych pokoi.

 

Gdy podniósł się i spojrzał na kobietę, ujrzał smukłą twarz, pokrytą niezliczoną ilość zmarszczek i przenikliwie patrzące na niego, stalowoszare oczy. Siwe włosy były spięte w dwa długie warkocze. Sara miała na sobie granatową szatę bez żadnych ozdób, prócz srebrnego oka wyszytego na lewej piersi. Staruszka poruszała się niezgrabnie, lecz szybko. Najdziwniejszym okazał się jednak fakt, że nie posiadała butów i boso chodziła po zimnej posadce.

 

– Jak zwykle szybki jesteś Sertenerze. Gdybym nie wiedziała, że znajdujesz się w gabinecie naprzeciwko to pomyślałabym, że używasz Shutto. – staruszka zaśmiała się szczerze, po czym dodała – a teraz wysłuchajmy naszego posłańca.

 

Młodzieniec przez chwilę nie potrafił nic jeszcze powiedzieć, ale mężczyzna ponaglił go lekkim szturchnięciem.

 

– Witam szanowną arcymag Sarę i sekretarza bractwa Sertenera. Nazywam się Arei San-Canto, jestem dowódcą eskadry posłańców. Przybywam z ważną wiadomością.

 

Mag rzekł niecierpliwie:

 

– Dobrze, dobrze to wiemy. Powiedz lepiej, co się stało.

 

– Przestań. Spójrz na niego. Jest lekko stremowany widząc mnie. – uśmiechnęła się staruszka, po czym oznajmiła – to co za interesującą informacje nam przyniosłeś, chłopcze?

 

Arei się trochę rozluźnił po słowach Sary.

 

– Nasz szpieg stacjonujący w okolicach Terminian przekazał łącznikowi wiadomość, po czym stanął w jego obronie aby ten mógł uciec, Mag prawdpodobnie nie przeżył. Kazał przekazać, że dotarły do niego niepotwierdzone informacje, jakoby Alechman Quidor razem z jakimś chłopcem uciekli z twierdzy i udali się w kierunku Abbey. Tym samym Wojownik Krwi bez pozwolenia przerwał swoją misję najwyższej wagi. – młodzieniec wydusił szybko.

 

Sertener spojrzał na Sarę a ta na niego.

 

– Musiało się to kiedyś stać. Tylko kim była osoba mu towarzysząca? – zapytała staruszka wyglądająca na lekko ożywioną.

 

– Dowiemy się wszystkiego gdy Alechman dotrze do Abbey, mamy tam swoich ludzi u boku króla. Ale co go podkusiło, żeby to zrobić? – rzekł Sertener.

 

Sara ruszyła w stronę tronów.

 

– Zwołaj zebranie arcymagów na wieczór. Trzeba się nad tą kwestią zastanowić. Widocznie przeoczyliśmy coś bardzo ważnego. Od lat niepokoją mnie pewne wibracje na świecie. Coś mi się wydaje, że jesteśmy świadkami początku burzliwych wydarzeń Sertenerze.

 

Mężczyzna nie rozumiejąc praktycznie nic z tego o czym mówiła staruszka, ruszył do wyjścia wykonać polecenie.

 

Arei chciał jednak jeszcze coś powiedzieć. Sara wyczuwając to, rzekła:

 

– Zaczekaj. – mag stanął – Chłopcze czy jest coś jeszcze czym chciałbyś się z nami podzielić?

 

– Nasz szpieg był specjalistą w wykrywaniu sensorycznym. Mój podwładny jednak stwierdził, że nie potrzebne były żadne dodatkowe zdolności żeby wyczuć ogrom magii jaki emanował z wieży, a potem z tej dziwnej postaci która pojawiła się chcąc zgładzić ich oboje. Szpieg oznajmił, że ta osoba posiadała pokłady mocy dużo potężniejsze od Sykstusa. Z tego osobnika jak mi powiedział posłaniec, biło czyste zło. Pierwszy raz go wyczuli. A stało się to od razu po tym, jak moc należąca do Quidora opuściła Terminian. – odparł natychmiast Arei.

 

Sara przyglądało mu się z otwartymi oczami.

 

– Mówisz, że magiczna moc została wykryta przez zwykłego posłańca?

 

– Tak pani.

 

– I że to coś było potężniejsze od Sykstusa?

 

– Owszem.

 

Staruszka ruszyła pośpiesznie w stronę tronu, na którym usiadła. Jej oddech przyśpieszył, a ruchy stały się bardziej gwałtowne.

 

– Czyli moje podejrzenia się sprawdziły. Sertenerze, zwołaj zebranie arcymagów natychmiast. A tobie chłopcze dziękujemy i bylibyśmy wdzięczni jakbyś sprowadził swojego podwładnego jak najszybciej do Wanannanden. Muszę z nim porozmawiać.

 

Obydwoje skłonili się na znak szacunku kobiecie, po czym wymaszerowali pośpiesznie z pomieszcznia.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

– O Matrono!!! – krzyknęła Elrissa wpatrując się swoimi oczami w wirujący czarny proszek, który unosił się tuż przed nią.

 

W mgnieniu oka w jej grocie pojawił się przestraszony Kririn.

 

– Pani, co się stało? – zapytał wpatrując się w czarny pył.

 

Żółte światło wpadało przez otwór znajdujący się u szczytu jaskini. W małej sadzawce pływały złote i zielone rybki, uwielbiane przez wyrocznie florensy i erinby. Czarny proszek opadł do wody całkowicie się rozpuszczając. Ryby jednak zachowywały się jakby nic się nie stało. Pływały co chwilę gwałtownie zmieniając kierunek, czasami przystawały co chwilę tuż przy samej tafli, jakby czekały na trochę jedzenia od swojej pani.

 

Przez moment Elrissa nic nie mówiła, patrząc na swoje rybki, aż wreszcie oznajmiła lekko podekscytowana.

 

– Zaczęło się, zaczęło mój drogi mężu .

 

– Ale co?

 

– Upadek naszej potęgi – odparła kobieta, po czym obydwoje wymienili radosne spojrzenia.

Koniec

Komentarze

Jak to – dzienne fantasy dozowane nocą?

I po co to było?

Opowiadanie bardzo takie sobie. Zdania trochę zgrzytają, a poza tym robisz wiele małych, niepotrzebnych błędów (np. pleonazm w postaci czerwonych rubinów). Sama historia ma może jakiś potencjał, ale jest mocno niedopracowana. Tak więc, o ile cieszy mnie, że spędzasz swój wolny czas na pisaniu, bo to szlachetne zalęcie, o tyle wolałbym, żebyś jeszcze trochę poćwiczył rzemiosło przed następną publikacją. Bo nie jest źle, ale widać, że brakuje ci warsztatu i obycia. 

Wielkie dzięki za uwagi. Wiem, że długa droga przede mną, żeby stworzyć coś naprawdę godnego uwagi. Bedę ćwiczył jak najwięcej. Poza tym, dopiero dziś widzę te niedociągnięcia i błędy, których podczas pisania i sprawdzania nie dało się zauważyc…

– Jak to uciekł!? – Sysktus krzyknął, gdy tylko jeden ze strażników doniósł mu o tym (Strażnik doniósł mu o tym, że krzyknął. Na to wygląda). – Przecież to jest niemożliwe! Jest zwykłym (Jeśli dalej nie będzie niczego o niezwykłych dzieciakach, to tak niekoniecznie) dzieckiem! Sykstus, (przecinek) słysząc te słowa, zaniemówił. Jak to jego największe dzieło życia, ten Alechman, ten zwykły beznadziejny człowiek, który dzięki niemu został potężnym heretykiem, mógł go zdradzić? (Ten ten ten – Ty, Autorze, zgrabniejsze zdania twórz) Kiedy przeszedł na drugą stronę? (ulicy?) Od kiedy jest jego wrogiem, wrogiem, który jednocześnie był namiestnikiem jego państwa!? (Po pierwsze – po pierwszym wrogu kropka, a po drugie – zaimkoza sprawiła, że nie do końca wiadomo o jakim „jego” mowa) Czemu to go spotkało?! (Dlaczego go to spotkało? Czyż nie brzmi ciut ładniej?)   Nie mogąc złapać oddechu, zbuntowany mag usiadł na miękkim krześle. (Z czego jest to miękkie krzesło?) Powoli się uspokajał, nadal jednak nie mogąc uwierzyć w to, (przecinek) co się stało. Przecież on stworzył tego młodzieńca od nowa… (Napisz to zdanie od nowa)   Przerażony heretyk spuścił głowę. (Gdzie? Z mostu ją zrzucił może?) Każdy bał się tego maga, nekromanty i heretyka zarazem. Mówili mu (Niepotrzebny zaimek), że służba u niego jest łatwa, że czeka go bogactwo i rola zwycięzcy w wojnie (Dobrze, że nie funkcja).   Jak widzisz, wzięłam pod lupę zaledwie kilka zdań. Wolałabym się nie czepiać, ale jeśli już po paru akapitach czepiać się muszę, nie chce mi się czytać dalej. Faktycznie, musisz popracować nad warsztatem, bo, mimo tego co myśli wielu początkujących, zgrabne zdania to połowa sukcesu. Powodzenia.

Nie mogąc złapać oddechu, zbuntowany mag usiadł na miękkim krześle. Powoli się uspokajał, nadal jednak nie mogąc uwierzyć w to co się stało. Przecież on stworzył tego młodzieńca od nowa… Heretyk stał przy biurku i nie mogąc się doczekać…” –– Trochę zbyt wiele nie mogąc.   „Sykstus gniewnie się na niego spojrzał, aż tamten odwrócił wzrok”. –– Zbędny zaimek zwrotny. Wolałabym: Sykstus spojrzał na niego gniewnie, aż tamten odwrócił wzrok.   „Mag patrzył się już przez okno, uspokojony”. –– Zbędny zaimek zwrotny.   To tak naprawdę to nie duży problem”. –– Może: Tak naprawdę, to nieduży problem.   „Ma tu być natychmiast! Jeżeli się tu nie stawi…” –– Powtórzenie.   „Jeżeli się tu nie stawi w ciągu kilku minut nakaże Egzekutorom, wybić wszystkich będących pod twoimi rozkazami! Zrozumiano?!” –– Może: Jeżeli się tu nie stawi w ciągu kilku minut, nakażę Egzekutorom wybić wszystkich, będących pod twoimi rozkazami! Zrozumiano?!   „Tak panie. – odrzekł heretyk i wyskoczył szybko z biura”. –– Wyskoczył oknem, jak mniemam. ;-) Wolałabym: Tak panie. –– odrzekł heretyk i szybko wyszedł z biura/opuścił biuro.

„Odetchnął z ulgą, gdy z naprzeciwka wyszedł mu drugi heretyk”. –– Gdzie oddychający z ulgą miał owo naprzeciwko, z którego wyszedł mu właśnie heretyk? ;-) Może: Odetchnął z ulgą, gdy z przeciwka nadszedł drugi heretyk.   „Mężczyzna o całych czarnych jak noc oczach się uśmiechnął …” –– Czy miał oczy o czarnych źrenicach, czarnych tęczówkach i czarnych białkach? ;-) Może: Mężczyzna o oczach czarnych jak noc, uśmiechnął się…   „Pójdzie mu pokaże, że Wojownika Krwi da się zastąpić”. –– Pójdzie, powie/wytłumaczy mu, że Wojownika Krwi da się zastąpić.   „Zadowolony z tego faktu wszedł do Sali Ognia”. –– Jakiż to fakt tak go zadowolił? Zadowolony z tego postanowienia wszedł do Sali Ognia.   „Pewnie niedługo zostanie namiestnikiem. Wiedział, że tak się stanie”. –– W jednym zdaniu dopuszcza się możliwość zostania namiestnikiem, w drugim sprawa jest już pewna? Nie chce mi się wierzyć. ;-)   Tu odpuszczam. Wybacz Autorko, nie umiem czytać Twojego opowiadania. Pewnie stężona dawka dziennego fantasy przerosła moje dzienne możliwości. Przestałam rozumieć kto, kogo i dlaczego. Nic do mnie nie trafia, niczego nie rozumiem. Starałam się, chciałam, nie wyszło.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wiem, mój styl jest bardzo niedopracowany. Dzięki Wam teraz widzę te błędy ;) (Następnym razem, zanim cokolwiek opublikuje, to pozwolę polonistce to sprawdzić) Tylko chciałbym uścilić, że jestem płci męskiej :D

Jeju, jeju! Najmocniej przepraszam. Nie wiem, dlaczego zrobiłam z Ciebie dziewczynę.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Widać, że Autor ma dobre chęci, ale jednocześnie widać, niestety, że sporo brakuje Mu do pełni umiejętności. Ale to nie tragedia, to trudność do przezwyciężenia – potrzebne są tylko czas, wytrwałość, trening i dobre wzory, czerpane z książek dobrych autorów.

Jakie książki dobrych autorów polecacie na wakacje?

Zależy ile masz lat.  Na przykład ja w wieku dwunastu lat przeczytałem "Zbrodnię i karę" Dostojewskiego, więc i Ty możesz.

Dostojewski <3 Ja zawsze polecam Sienkiewicza, kawał solidnej literatury.

czytałem już ;)

Nowa Fantastyka