- Opowiadanie: kanithia - Biała Pani

Biała Pani

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Biała Pani

 

Po skończonym pogrzebie Robert udał się do starej kapliczki, gdzie mógł odetchnąć. Czuł się znużony, a wieczorem czekała go kolejna uroczystość.

 

Ręce i plecy miał obolałe. Rankiem kopał doły dla nieboszczyków, a przed chwilą spuszczał po linie trumnę. Nic więc dziwnego, że marzył o odpoczynku.

 

Dzisiejsza ceremonia odbyła się bez niespodzianek. Czarne, załzawione postaci pojawiły się tak szybko jak zniknęły. Pozostał po nich zdeptany trawnik i usiany kwiatami pomnik. Widok, do którego Robert przywykł. A nawet zaczął się do niego przywiązywać.

 

Ledwo rozpoczętą sjestę zakłóciło niespokojne pukanie do drzwi.

 

– Kto tam?

 

– Ja w sprawie dzisiejszego… – głos za drzwiami urwał się jakby wypowiedzenie prostych słów przychodziło z ogromnym trudem.

 

– Nie teraz, jestem zajęty! – skłamał Robert.

 

– Chciałem zapytać, czy wszystko jest gotowe… wie pan, zapięte na ostatni guzik.

 

– Tak – odrzekł w sposób niekulturalny i gburowaty.

 

Postać za drzwiami zaczęła się oddalać, najwyraźniej zniesmaczona zachowaniem grabarza. On nazywał takich ludzi interesantami, których należało jak najszybciej spławić. Sam doskonale wiedział co i jak ma robić. Nie potrzebował gderliwej duszy patrzącej mu na ręce.

 

Zmęczone oczy grabarza spoczęły na wiekowym zegarze. Wskazówka trzęsła się delikatnie. A mimo to wybijała jednostajny, miarowy rytm.

 

Robert wykorzystał przerwę na zjedzenie obiadu i krótki sen. Starość sprawiała, że stawał się coraz mniej zdatny do pracy. Potrzebował więcej czasu na odpoczynek.

 

Opuścił kapliczkę z myślą o podjęciu przygotowań na pogrzeb, jednak za drzwiami zobaczył nieznajomą osobę. Ubrana była w ciemnozieloną marynarkę i wytarte jeansy. Włosy miała zaczesane delikatnie w bok, a ostre rysy podkreślały kanciaste okulary. Przez szyję przewieszony był aparat fotograficzny. Z kieszeni marynarki wystawał dyktafon.

 

– Jest pan dziennikarzem? – zapytał Robert, podejrzliwie zerkając na interesanta.

 

– Zgadza się. Tomasz Weidgard z dziennika krajowego.

 

Dziennikarz wyciągnął dłoń na przywitanie, a grabarz niechętnie i jakby z obrzydzeniem ją uścisnął.

 

– Pochmurny dziś dzień – powiedział Tomasz.

 

– Duszno, będzie burza.

 

– Nie będzie burzy…

 

– Po coś pan tu przyszedł?

 

– Wiele słyszałem o tym cmentarzu.

 

– Miejsce jak każde inne na ziemi. Nie ma tu nic do oglądania.

 

– A jednak wiem, że wielu interesujących rzeczy mogę się od pana dowiedzieć.

 

– Na przykład jakich?

 

– Był pan świadkiem wszystkich tajemniczych zgonów w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat.

 

– Codziennie chowam trupy.

 

– Nie rozumiemy się. Nie mówię o ludziach martwych od kilku dni, którymi się pan zajmuje. Mówię o tych, którzy zginęli na pana oczach!

 

– Przepraszam, śpieszę się do pracy – uciął zniecierpliwiony i rozdrażniony grabarz.

 

Robert zadrżał. Dreszcze zawładnęły jego ciałem. Twarz mu zbielała, serce przyspieszyło. Poczuł pulsujące ciepło w uszach.

 

– Wszystko w porządku?

 

– O czym pan mówisz – zapytał gorączkowo.

 

– Zbladł pan. Może wejdziemy do środka.

 

– Odejdź ode mnie człowieku. Jestem na służbie!

 

Po tych słowach Robert obrócił się na pięcie i skierował się w stronę stanowiska pracy. W jednej chwili tysiące myśli przeleciały mu przez głowę. Dlaczego ten bezczelny człowiek, wypytywał o to właśnie jego? Czyżby domyślał się, jaką tajemnicę skrywa? Tajemnicę, którą dawno temu powierzył mu cmentarz? Biała Pani wciąż istniała w jego pamięci.

 

Była wyjątkowa. Dzięki niej, przywiązał się do tego miejsca. Czuł, że są sobie nawzajem potrzebni. Byli duchową jednością, która zabijała monotonię marmurowych nagrobków. Od czasu do czasu działo się coś niezwykłego. Zawsze, gdy się pojawiała, zatwardziałe serce Roberta miękło.

 

Biała Pani jest istotą pozamaterialną, istniejącą pośród ludzi. Na zrozumienie jej bytu Robert poświęcił wiele czasu. Wiedział, że mogła być zwyczajnym duchem, postacią, która nie znalazła przejścia na Tamten świat. A jednak w głębi duszy pragnął wierzyć w to, iż jest odzwierciedleniem samotności, zagubionych zmysłów w labiryncie grobowców. Fascynacja tą postacią pchała Roberta w otchłań bez dna, miejsce w którym tylko pozornie panuje się nad sytuacją. W rzeczywistości jednak wciąż spadał. Inaczej mówiąc, widok Białej Pani był dla niego okrutnym spektaklem, gdzie głównymi bohaterami w końcu zostają widzowie.

 

Ostatni raz na pogrzebie pojawiła się dwa lata temu. Jej prześwitujące, blade ciało przesłonięte było białym płaszczem. Oczy zaszłe bielmem niespokojnie kręciły się w oczodole. Ona sama unosiła się pomiędzy zebranymi. Przypominała wypatroszoną, szmacianą lalkę, którą znudzony właściciel powiesił na metalowym stelażu. A jednak Robert widział w niej dworską damę. Przez nikogo niewidziana ocierała się o czarne postaci. Szukała osoby, z którym podzieli nieszczęsny los.

 

I tylko stary grabarz dostrzegał jej płynne ruchy. Uśmiechał się, gdy widział ją tańczącą pośród „interesantów”.

 

Po długim oczekiwaniu, Biała Pani przystanęła obok wybranka. Z pożądaniem wpatrzyła się w zapłakane oczy, odbierając mu to, czego nie widział – życie.

 

Ów mężczyzna padł jak kłoda. Był martwy. W jaki sposób tego dokonała, pozostawał tajemnicą. Nie wykonywała żadnych gestów, ruchów, czegoś, co mogło by wskazywać, że zabija. A jednak uśmiercała swoją obecnością.

 

Później Biała Pani zniknęła. Jednak Robert wiedział, że czai się gdzieś za granitowymi płytami, że po cichu przemyka w cieniach drzew, że śpi w wykopanych przez niego dołach. Jednak wszelkie poszukiwania kończyły się fiaskiem. Biała Pani była więc jak przeznaczenie, któremu niesposób się sprzeciwić.

 

Dziennikarz, który wypytywał o popełnione przez nią morderstwa zniknął. Robert chwycił za łopatę i odgarnął świeżo wykopaną ziemię. Spokój znów powracał. Jednak sama myśl o tym, że nawet za chwilę, na najbliższym pogrzebie Biała Pani może się pojawić wydawała się podniecająca. Przyjdzie, by zabrać kolejną duszę do swojego świata. Na oczach Roberta czyniła to wiele razy. On sam nie pamięta od jak dawna jest świadkiem podobnych czynów.

 

– Proszę pana! – zawołał jakiś wysoki, kobiecy głos – Karawana i goście są już przed bramą cmentarną. Możemy zaczynać?

 

– Tak, oczywiście – odpowiedział z uśmiechem na twarzy. Zaczynała się następna ceremonia.

 

Kilkudziesięciu „interesantów” w czarnych strojach przelało się główną uliczką i zatrzymało we wskazanym miejscu. Płacz, jęki i donośne krzyki zawładnęły cmentarzem. Nienawiść znów wstąpiła w serce Roberta,gdy słyszał owe dźwięki. Z wielką arogancją przełożył sznur pod trumną i oczekiwał na znak od księdza. Gdy mowa pożegnalna zaczynała się przedłużać, nieświadomie począł śledzić zebranych. I wówczas ujrzał Ją. Wspaniałą, białą postać, jeszcze straszniejszą i jeszcze bardziej pociągającą niż ostatnim razem. Rozpoczęła swój obłąkańczy, szalony taniec pomiędzy ludźmi. Czasami ocierała spływającą łzę, szeptała coś do ucha. Jednak nie zatrzymywała się. Zapatrzony Robert zapomniał się i dopiero upomnienie kapłana częściowo przywróciło mu zmysły. Przemówienie dobiegło końca, przyszedł czas na opuszczenie trumny z nieboszczykiem w dół. Zebrani podchodzili bliżej, by rzucić garstkę piachu i odchodzili. Białą Pani, nie zważając na ścisk, przemykała pomiędzy nimi. Chciała obejrzeć każdego z bliska.

 

Jej obecność niechybnie wróżyła śmierć. Była nieomylna i zwiastowała koniec życia.

 

Jednakże uroczystość dobiegała końca. Zebrani padali sobie w objęcia i zaczynali opuszczać cmentarz. Dlaczego Biała Pani nie zatrzymała się przy kimś na dłużej? Dlaczego akurat dzisiaj, kiedy zmysły i nadzieje Roberta zostały tak rozbudzone? Dlaczego miała sprawić mu tak wielki zawód?

 

Grabarz jakby czując bliskość klęski uchwycił łopatę. Ścisnął ją z całej siły i zagryzł wargi.

 

Nie widział już Białej Pani, która odeszła do tajemniczej kryjówki.

 

Był tylko on sam. Nie mógł pozwolić, by wróżba się nie spełniła. Tu chodziło o jego ambicje, nadzieje, honor.

 

Ruszył pędem za ostatnim interesantem i gdy miał już przekroczyć cmentarna bramę, zdzielił go potężnym uderzeniem łopatą w głowę. Ten upadł, a grabarz, ze straszliwym grymasem, trzasnął ostrą krawędzią w kark nieszczęśnika. Zachrzęściły łamane kości…

 

Biała Pani go nie zawiodła.

Koniec

Komentarze

Przeczytałam. Lubię historie o duchach, ale ta wydawała mi się trochę niedopracowana. Pomysł w porządku, zgorzkniały grabarz to fajny element. Jednak w momencie, gdy Robert zaczyna wspominać Białą Panią, totalnie siada napięcie. O wiele ciekawiej by było zaciekawić czytelnika tajemnicą i nie wspominać o niej w retrospekcjach, a dopiero pozwolić jej się pojawić. I zaskoczyć. Jeśli chodzi o formę, to nieszczególnie podobało mi się wytykanie palcem podejścia grabarza. Lepiej by było pozwolić czytelnikowi samemu zinterpretować te "trupy" jako lekceważenie, niż to tłumaczyć. Zgrzytnęła mi też wypatroszona lalka. Lalka nie ma wnętrzności. Co do języka, to zwróciłabym uwagę na przecinki itp, było kilka zgrzytów. I jeansy piszemy bez apostrofu. "Tu chodziło o jego ambicje, nadzieje, … honor." <– tutaj interpunkcja do poprawy. Przecinek i trzy kropki to dość niecodzienny twór.   Ogólnie opowiadanie nie jest złe, ma potencjał. Warto byłoby nad nim usiąść i je trochę poprawić, wg mnie.

Nienawiść znów wstąpiła w serce Roberta, słysząc owe dźwięki – brzmi, jakby nienawiść słyszała. Ja bym napisała "gdy słyszał". Nie jest źle, właściwie mogę podpisać się pod postem jeralniance.

https://www.martakrajewska.eu

Zakończenie mnie zaskoczyło i to bardzo dobrze. Dodatkowo fajnie Ci wyszło zbudowanie klimatu tajemniczości i postać grabarza. Jest w tekście kilka niezgrabności, ale nie przeszkadzały w lekturze. Przejrzyj przecinki, bo czasem pojawiają się w niewłaściwych miejscach.   Pozdrawiam

Mastiff

Czytało się nienajgorzej, chociaż trochę niezręczności jest. Mnie najbardziej przeszkadzało to, że niektóre rzeczy przedstawiasz za bardzo kawa na ławę (chodzi mi tu przede wszystkim o wyjaśnienia po wypowiedziach grabarza czy cały ten fragment o Białej Pani, który jednak powinien zostać bardziej zgrabnie wpleciony w tekst). Co do zakończenia: kiedy myślałam że wiem, jak się historia zakończy, okazało się, że nic nie wiem. A to na plus :).

Mam podobne odczucia jak Ocha. Podobało mi się, ale niektóre wyrażenia sparwiały, że zgrzytnęłam zębami:

 Z wielką ignorancją przełożył sznur pod trumną – chodziło Ci chyba o nonszalancję lub coś podobnego

Zmizerniał pan – zmizerniał odnosi się raczej do osoby, która jest chora, straciła na wadze i mnie kojarzy się raczej z długtrwałym procesem niż z krótką chwilą.

Jest tego jeszcze trochę + przecinki, ale pewnie lepiej niż ja zrobi to Regulatorzy. Ciekawy tekst.    

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Dziękuję za opinie ;) Wytknięte błędy zostały poprawione. A co do lalki, to chodziło oczywiście o szmacianą lalkę. Zostało to naprawione w tekście. Z interpunckją rzeczywiście są problemy. Popracuję nad tym ;)

Całkiem niezły pomysł i opowiadanie też niezłe, tylko wyjątkowo niedopracowane. Tak jakby Autorce przyszedł do głowy pewien koncept, wszystko szybko napisała i wrzuciła na stronę, nie przeczytawszy nawet swego dzieła. Mam nadzieję, że kolejnemu opowiadaniu Autorka poświęci więcej uwagi, że napisze je staranniej.  

 

„Czarne, załzawione postaci pojawiły się tak szybko jak zniknęły”. –– Załzawione mogą być oczy, postaci raczej nie.

 

„Pozostał po nich zdeptany trawnik i usiany kwiatami pomnik”. –– Wolałabym: Pozostał po nich zdeptany trawnik i przykryty/pokryty kwiatami pomnik.

 

„Tak – odrzekł w sposób niekulturalny i gburowaty”. –– Wolałabym: Tak – odrzekł niegrzeczniegburowato.

 

„Wskazówka trzęsła się delikatnie. A mimo to wybijała jednostajny, miarowy rytm”. –– Od kiedy wskazówka wybijaja rytm?

 

„Opuścił kapliczkę z myślą o podjęciu przygotowań na pogrzeb…” –– Opuścił kapliczkę z myślą o podjęciu przygotowań do pogrzebu

 

„Ubrana była w ciemnozieloną marynarkę i wytarte jeansy”. –– Ubrana była w ciemnozieloną marynarkę i wytarte dżinsy.

 

Przez szyję przewieszony był aparat fotograficzny”. –– Na szyi przewieszony był aparat fotograficzny. Trudno przewiesić coś przez szyję, pozostawiając właściciela szyi przy życiu. ;-)  

 

„Zgadza się. Tomasz Weidgard z dziennika krajowego”. –– Zgadza się. Tomasz Weidgard z Dziennika Krajowego.

Tytułu gazet i czasopism piszemy wielkimi literami.

 

„…postacią, która nie znalazła przejścia na Tamten świat”. –– …postacią, która nie znalazła przejścia na Tamten Świat.

 

„Oczy zaszłe bielmem niespokojnie kręciły się w oczodole”. –– Oboje oczu w jednym oczodole? ;-)

 

„Przypominała wypatroszoną, szmacianą lalkę…” –– A może: Przypominała pozbawioną trocin szmacianą lalkę

 

„Szukała osoby, z którym podzieli nieszczęsny los”. –– Szukała osoby, z którą podzieli nieszczęsny los.

 

„W jaki sposób tego dokonała, pozostawał tajemnicą”. –– W jaki sposób tego dokonała, pozostawało tajemnicą.

 

„Biała Pani była więc jak przeznaczenie, któremu niesposób się sprzeciwić”. –– Biała Pani była więc jak przeznaczenie, któremu nie sposób się sprzeciwić.

 

Karawanagoście są już przed bramą cmentarną”. –– Karawana Beduinów z turystami na wielbłądach? ;-)

Karawanżałobnicy są już przed bramą cmentarną.

 

„Kilkudziesięciu „interesantów” w czarnych strojach przelało się główną uliczką…” –– Kilkudziesięciu „interesantów” w czarnych strojach przelało się główną alejką

 

„Nienawiść znów wstąpiła w serce Roberta,gdy słyszał owe dźwięki”. –– Brak spacji.

 

„Z wielką arogancją przełożył sznur pod trumną…” –– Sam spuszczał trumnę do grobu i nie wywalił jej? Sznur można przełożyć niedbale, byle jak, od niechcenia, ale arogancko?!

 

„…przyszedł czas na opuszczenie trumny z nieboszczykiem w dół”. –– Opuszczanie w dół jest masłem maślanym. Nie można niczego popuścić w górę. Bezsensowne byłoby opuszczanie do grobu trumny bez nieboszczyka. Proponuję: …przyszedł czas na opuszczenie trumny do grobu.

 

Białą Pani, nie zważając na ścisk, przemykała pomiędzy nimi”. –– Biała Pani, nie zważając na ścisk, przemykała pomiędzy nimi.

 

„Zebrani padali sobie w objęcia i zaczynali opuszczać cmentarz”. –– Czy opuszczali cmentarz we wzajemnych objęciach? ;-)

 

„Tu chodziło o jego ambicje, nadzieje, honor”. –– Tu chodziło o jego ambicję, nadzieję, honor.

 

„Ruszył pędem za ostatnim interesantem i gdy miał już przekroczyć cmentarna bramę, zdzielił go potężnym uderzeniem łopatą w głowę”. –– Ruszył pędem za ostatnim interesantem i gdy mężczyzna miał już przekroczyć cmentarna bramę, potężnym uderzeniem łopaty zdzielił go w głowę.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ojej dziękuję ;) Na pewno dużo wniosków z tego wyciągnę. Szkoda tylko, że tak późno i nie można już edytować.

Cieszę się, że mogłam pomóc. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka