- Opowiadanie: pirokaz - Deszcz

Deszcz

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Deszcz

Deszcz niemiłosiernie siecze moje ciało. Każda kolejna chwila spędzona na przystanku autobusowym przyprawia mnie o dreszcze. Nie tylko z powodu wszechogarniającego, jesiennego chłodu. Strach przed nieznanym. Nie wiem gdzie mam wysiąść, kogo pytać. Najgorsze są nieznane odpowiedzi. Jak to będzie? To mnie zadręcza. Kiedy przyjedzie ten cholerny autobus?! Obok mnie stoi starsza kobieta z dzieckiem. Wnuczkiem? Ochrania go własnym paltem przed deszczem. Stoi tu jeszcze kilka innych osób. Dlaczego, do cholery, żadna z nich nie ma parasola? Niech za karę mokną. Zaraz… To tyczy się także mnie.

 

Jest i autobus. Piętnaście minut spóźnienia. Niech przeklęty kierowca grzeje się w pierwszym kręgu piekła, a nie w ciepłym środku komunikacyjnym. Chciałbym, żeby wyszedł i poczuł to, co my. Kolejne zaskoczenie. Jakaś niewysoka kobieta, wcale nie brzydka, poprosiła o otworzenie bagażnika. Piwo dla tej pani! Zostałem jeszcze chwilę na zewnątrz. Chciałem zobaczyć grymas gniewu na twarzy kierowcy. Dobrze mu tak.

 

Ruszyliśmy. Usiadłem na kole. Z nudów policzyłem wszystkich pasażerów. Wyszło dwunastu. Nie wiedziałem, czy grubas przede mną liczy się za dwóch. Na wszelki wypadek zawyżyłem wynik. Podróż w nieznane zapowiadała się przygnębiająco. O szyby odbijały się z metalicznym dźwiękiem krople deszczu. „O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny i pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny” Dobrze wiem jak się wtedy pan czuł, panie Staff.

 

Z biegiem czasu coraz częściej spoglądałem na kobietę, która sprawiła mi tyle przyjemności. Słuchała muzyki z mp-trójki, delikatnie wystukując rytm palcami. Swój wzrok przeniosłem na jej dłoń. Wpatrywałem się w nią jak zaczarowany. Jak obłąkany. Postanowiłem się przysiąść. Kto mi zabroni?

 

Rozmowa się nie kleiła. Przedstawiłem się, ona również. Później milczeliśmy. Aż w końcu zapytała dokąd jadę. „Nie wiem”. Szczerze, to było mi obojętne, czy uzna mnie za dziwaka. Powiedziałem prawdę. „ A ty?” zapytałem. „Nie wiem” odparła. Przynajmniej coś nas łączy. Wróciłem na swoje stare miejsce i zająłem się czymś innym.

 

Od jakiegoś czasu uporczywie wpatrywałem się w lusterko wsteczne autobusu. A dokładniej w jego odbicie. Kierowcę. Zawsze to robiłem. Największy ubaw jest wtedy, gdy obserwowany się o tym dowiaduje. Wówczas ma się wrażenie, że wzajemne spojrzenia są coraz częściej wymieniane.

 

Zapadła noc. Nieoczekiwanie przysiadła się do mnie owa tajemnicza kobieta. Spojrzała na mnie. Poczułem się nieswojo czując wzrok zielonych oczu. Przybliżyła się. Nie chciała, by ktoś usłyszał, co mówi. Szeptała mi do ucha… Niestety przez turkot koła, na którym siedziałem, część słów mi umykała. Zrozumiałem jedynie, że przed czymś ucieka i potrzebuje mocy. Jakiej mocy do cholery?! Z każdą chwilą mówiła coraz szybciej, podniosła ton głosu. Wyczułem drżenie jej ust, drganie powiek. Kiedy skończyła, zapytała, czy się zgadzam. Odpowiedziałem, że tak. W rzeczywistości nie miałem pojęcia o co chodzi. Pocieszona pozytywną odpowiedzią wróciła na miejsce. Wariatka.

 

Niespełna pół godziny później odwróciła się do mnie i kiwnęła głową. Czy ona myśli, że jest jakąś pieprzoną agentką? Lara Croft się znalazła… Zaczynała mnie irytować. Irytacja jednak szybko przerodziła się w zaciekawienie, gdy autobus się zatrzymał. Co znowu wykombinował kochany kierowca? Jeden z pasażerów podszedł do niego.

 

Kierowca nie żył.

 

Zapanował chaos. Wariatka zaczęła krzyczeć: „Już tu jest! Przyszedł! Hej, wiesz co masz robić!” Te słowa były skierowane do mnie. Stanąłem jak słup soli. Nie wiedziałem, co się dzieje. Po chwili usłyszałem: „POMOCY, zrób to!” A więc nie chodziło o moc, tylko pomoc…

 

Czarna postać rozlała się w przestrzeni szerząc chłód. W ciemności kryła się śmierć.

 

Podobno we śnie nie można umrzeć…

 

Obudziłem się oblany potem.

Koniec

Komentarze

Takie bez "przypraw" - ani straszy, ani wzrusza, ani nie zaciekawia. Ot, kolejna opowieść we śnie. Większych błędów nie zauważyłam. A poza tym było tu już przynajmniej jedno opowiadanie o autobusie i śmierci.

Cóż, nie podobało mi się. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Do słów "są coraz częściej wymieniane." czytałem z zaciekawieniem. Po nich opowiadanie zrobiło się bardzo gorsze. a znając już całość mogę tylko wzruszyć, rozczarowany, ramionami i zabrać się za czytanie czegoś fajniejszego.

Poczułem się nieswojo czując wzrok zielonych oczu.   ---> wzrok oczu? Poza tym brak przecinka.  

Niestety przez turkot koła, na którym siedziałem, część słów mi umykała.   ---> koła autobusu nieogumione, pojazd jedzie po bruku? Przez turkot słowa umykały, czy turkot słowa zagłuszał?

Powyższe w charakterze dowodu przeczytania.  

Opowiadanie ma dwie zalety. Nie próbuje epatować żadnymi strasznościami i nie ześlizguje się w tak zwane filozofowanie na temat życia i śmierci.

Jakoś mnie ten tekst nie uwiódł;) poprawnie napisane.

Troszku nie zrozumiałam, o co chodzi. Ogólny zamysł pojmuję, szczególnego nie. Co autor miał na myśli? Jak dla mnie nieco zbyt mgliście.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Tak naprawdę nie wiem kto byl bohaterem: kierowca, kobieta, czy może deszcz? Bo w tym krótkim tekście nad tym został postawiony akcent. Tak jabym przeszła przez ulicę:  tu popatrzę, to zaobseruję i już jestem na ulicy kolejnej czyli wpadłam, zobaczyłam i wypadłam.Formą bardziej przypomina pamiętnik, zapiski, zwierzenia niż opowiadanie.

Byłam i przeczytałam.

Nowa Fantastyka