- Opowiadanie: Jack_Felix - Anaja

Anaja

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Anaja

Dajcie znać w komentarzach, czy warto kontynuować przygody Anaji :)

 

 

 

 

Biegła ile sił w nogach, żeby jak najszybciej dostać się do komnaty swojej pani. Nawoływania rozlegały się od dłuższej chwili. Anaja wiedziała, że wpadła w tarapaty. Nie mogła uwierzyć, że dała się nabrać na kolejny złośliwy podstęp Celii. Zaciskając zęby z wściekłości, dobiegła przed drzwi, wzięła kilka głębokich oddechów i weszła do pomieszczenia.

 

Jej pani, lady Adela, siedziała za długim stołem zastawionym półmiskami z jedzeniem. Twarz miała zaczerwienioną od ciągłego nawoływania swojej służki. Gdy Anaja znalazła się wreszcie w zasięgu jej wzroku, rozciągnęła żabie usta w wesołym uśmieszku.

 

– Proszę, proszę, jaśnie pani raczyła się w końcu pojawić – wyartykułowała głosem, w którym rozdrażnienie mieszało się z jadowitą satysfakcją. – Gdzieś się zapodziała tym razem, księżniczko? Czytałaś może jakąś powieść, czy też kontemplowałaś nad pięknem natury?

 

– Wybacz mi, pani, ale Celia powiedziała, że…

 

– Nie obchodzi mnie, co powiedziała Celia. To nie ona wydaje ci polecenia. Ale skoro już tak gorliwie jej słuchasz, pójdę ci na rękę. Od dzisiaj to ona będzie ci mówić, co masz robić.

 

Anaja pobladła. Nie mogła sobie wyobrazić gorszej kary. Celia nie cierpiała jej, odkąd pojawiła się w tym zamku. Pałała do niej niezrozumiałą, bezpodstawną nienawiścią, a przynajmniej tak się Anaji wydawało, bo jak do tej pory nie przemogła się, by spytać Celię, czemu jest dla niej taka wredna.

 

Siedząca przy stole kobieta patrzyła na swoją służkę, rozkoszując się jej przerażeniem. Dobrze wiedziała, że Celia nie znosi Anaji i będzie wykorzystywać sytuację, by znęcać się nad koleżanką. Lady Adela chciała, żeby tak było, bo nienawidziła Anaji, odkąd przed czteroma laty przywiózł ją posłaniec, w obstawie kilku żołdaków. Powiedział, że albo przyjmie dziewczynę pod swoją opiekę, albo wszyscy dowiedzą się, że otruła poprzednią żonę swojego męża, lorda Brendona, tylko po to, by móc zająć jej miejsce. Miał mocne dowody i Adela musiała się zgodzić. Oczywiście to, że rozkazuje jej jakiś chłop, któremu ledwo dano konia i tytuł posłańca, doprowadzało ją do szału, ale nie mogła mu odmówić. Gdyby lord Brendon dowiedział się, co tak naprawdę przydarzyło się jego pierwszej żonie, w najlepszym wypadku wysłałby lady Adelę do haremów w Imperium Aktańskim. Anaja była chodzącym przypomnieniem tego faktu.

 

Istniał jeszcze jeden powód, dla którego lady Adela nienawidziła Anaji: stojąca przed nią zaledwie czternastoletnia dziewczyna była księżniczką. Cała służba sądziła, że pani nazywa ją tak złośliwie, bo pochodzi z jakiegoś szlachetnego domu – jednego z tych, które przestały istnieć wraz z upadkiem królestwa Silva. Tymczasem Anaja naprawdę miała w sobie królewską krew. Stwarzało to wiele możliwości, jednak lady Adela nie mogła skorzystać z żadnej z nich. Posłaniec jasno określił, co się stanie, jeśli tożsamość dziewczyny wyjdzie na jaw. Tak oto, pozbawiona możliwości czerpania z oczywistych wpływów, jakie zapewniało posiadanie księżniczki podbitego państwa, lady Adela nabawiła się przekonania, że los okrutnie sobie z niej zakpił. Sprawiając Anaji przykrości, najzwyczajniej w świecie podbudowywała sobie i tak wysoką już samoocenę.

 

– Błagam, tylko nie Celia. Ona jest dla mnie okropna. Zrobię wszystko, pani, tylko nie zmuszaj mnie do wypełniania jej poleceń – Anaja drżała, wypowiadając te słowa. Wprawdzie była księżniczką, a księżniczce nie przystoi nikogo błagać, jednak dziewczyna wolała się upokorzyć, niż cierpliwie oczekiwać na karę w imię jakiegoś masochistycznego honoru. Lady Adela już niejednokrotnie pokazała jej, że honor ani trochę nie popłaca.

 

– Nie rób scen, księżniczko. Przecież ja jedynie przychylam się do woli jaśnie królewny. Chciała księżniczka słuchać Celii, to słuchać Celii księżniczka będzie.

 

– Ale ja wcale nie chciałam…

 

– Nie?! – przerwała jej skrzekliwie lady Adela. – Więc dlaczego księżniczka wypełniła jej polecenia zamiast moich? Wie dlaczego? Nie? To ja księżniczce powiem. Ponieważ tak chciała.

 

– To nie tak. Pani, pozwól mi wytłumaczyć…

 

– Dosyć! – Lady Adela podniosła się z krzesła, które zaskrzypiało w uldze. Wprawdzie krzesło, jako rzecz martwa, nie jest w stanie takowej ulgi odczuwać, jednak Anaja nie mogła inaczej określić tego w myślach, szczególnie że drewno, uwolnione od ponad stukilogramowego ciężaru, wydało bardzo specyficzny dźwięk. Żona lorda Berndona miała na sobie twarzową, błękitną suknię, ale to nie zmieniało faktu, że przypominała spasione prosię. Czasy, gdy była piękną, rudowłosą dziewczyną, potrafiącą rozkochać w sobie każdego szlachcica, już dawno minęły.

 

– Dosyć! – powtórzyła, rozwiewając nadzieje księżniczki na lżejszą karę. – Nie mam zamiaru słuchać twoich wymysłów! Od dzisiaj będziesz słuchać Celi! Koniec dyskusji!

 

Po tych słowach podeszła do wyjścia, wyjrzała na korytarz i wrzasnęła:

 

– Celia! Do mnie!

 

Celia pojawiła się w komnacie w czasie krótszym niż kilka uderzeń serca. Miała złote włosy spływające na plecy i ciemne brwi, spod których mierzyła wszystko jadowitym wzrokiem. Zobaczywszy Anaję, wyszczerzyła swoje równiutkie, białe ząbki.

 

– Tak, pani? – zaśpiewała głosem słodkim jak u słowika.

 

– Posłuchaj, kochana. Anaja zażyczyła sobie wykonywać twoje polecenia, a kim ja jestem, żeby jej odmawiać? Od dzisiaj to ty przydzielasz jej obowiązki, dobrze?

 

– Oczywiście, pani – Celi dygnęła z gracją, a potem posłała Anaji spojrzenie, od którego krew mogła zagotować się w żyłach.

 

– A więc sprawa załatwiona – lady Adela na powrót zasiadła przy stole i ujęła puchar z winem w swoją tłustą łapę. – Możecie odejść.

 

Obie dziewczyny ukłoniły się i opuściły komnatę. Gdy oddaliły się już nieco od wejścia, Anaja popatrzyła na Celię z całą nienawiścią tego świata.

 

– Dokładnie to sobie zaplanowałaś, co? – warknęła, cudem tylko powstrzymując się przed wydrapaniem rówieśniczce oczu.

 

– Grzeczniej, księżniczko – Celia nazywała Anaję tak samo jak lady Adela, choć dla niej było to przezwisko, a nie stwierdzenie faktu. – Pamiętaj, że teraz mogę ci bardzo uprzykrzyć życie. A co się tyczy twojego pytania… Naprawdę nie spodziewałam się, że wszystko potoczy się tak znakomicie, ha, ha, ha.

 

Perlisty śmiech Celi poniósł się echem po zamkowym korytarzu. Anaja zacisnęła pięści ze złości, a potem, czerpiąc z najgłębszych pokładów samokontroli, spytała:

 

– Co mam zrobić?

 

Celia uniosła brwi.

 

– No proszę, nasza księżniczka szybko uczy się, jak służyć – powiedziała z uśmiechem złośliwego chochlika. – Widać, nie jesteś taka głupia jak myślałam.

 

Szkoda, że tego samego nie mogę powiedzieć o tobie, odparła w myślach Anaja. Później jednak przypomniała sobie, jak naiwnie nabrała się na podstęp Celii, i naprawdę zrobiło jej się głupio.

 

Kiedy nadszedł wieczór, Anaja padała z nóg. Zadania, które zleciła jej Celia, były albo upokarzające, albo okropnie wyczerpujące. Najpierw musiała wyczyścić każdy z zamkowych wychodków, później rozkazano jej przynieść z targu dwa wielkie worki ziemniaków (gdy wreszcie doczołgała się z nimi do zamkowej kuchni, Celia uznała, że zajęło jej to zbyt wiele czasu, i musiała jeszcze obrać połowę z nich za karę), a na koniec polecono jej wyszorować nocnik lady Adeli. Dlatego teraz, zobaczywszy swoje łóżko, rzuciła się na nie niczym wygłodzony wilczur na soczysty kawał mięcha i po krótkiej jak trzy uderzenia serca chwili zasnęła.

 

Miała dziwny sen. Szła wąską alejką przez miasto-widmo. Budynki były poniszczone i wyblakłe, niczym zrobione ze strzępów mgły. W ich wnętrzach panowała pustka, zupełnie jakby huragan wymiótł ze środka wszelkie ślady ludzkiej egzystencji. W pobliżu nie było żywej duszy, jedynie absolutna cisza. Każdy krok w tej ciszy był jak uderzenie dzwonu, dlatego bała się kroczyć naprzód.

 

Rozmazany kształt przemknął między budynkami, zanosząc się śmiechem. Chciała mu się przyjrzeć, ale był zbyt szybki. Ruszyła dalej, przerażona, mając świadomość tego, że ją obserwuje. Po chwili jeszcze raz mignął w polu widzenia, cicho chichocząc. To nie był złośliwy chichot, bardziej niewinny i jakby… dziewczęcy. Nagle kształt wybiegł spomiędzy budynków i zatrzymał się na środku alejki.

 

To była dziewczyna, niezwykle do Anaji podobna. Obie miały smukłą sylwetkę, jasnozłote włosy i oczy o barwie miodu, ale nieznajoma była bardziej blada, na podobieństwo zjawy. Uśmiechając się wesoło, niemal przyjaźnie, powiedziała:

 

– Dlaczego mnie ukradłaś?

 

Anaja nie odpowiedziała.

 

– Dlaczego mnie ukradłaś? – uśmiech znikł z twarzy dziewczyny. – Popatrz, wszyscy umierają. Nie widzisz? Dla-czego? Nie pamiętasz, tak? Chodź, pokażę ci. To przez ciebie umierają. Ale nie zadręczaj się, tak musiało być.

 

Nieznajoma wskazała budynki, które zaczęły płonąć, a w blasku ognia objawiły się cienie ludzi krzyczących z bólu i przerażenia. Anaja lękała się tych cieni, ale zanim zdążyła uciec, dziewczyna złapała ją za rękę i ustawiła się do niej twarzą, która zaczęła topnieć w płomieniach.

 

– Dlaczego mnie ukradłaś?! – zawołały czerniejące usta nieznajomej.

 

Obudziła się tylko po to, by uświadomić sobie, że już wielokrotnie śniła o tej jasnowłosej dziewczynie i cieniach z płomieni. Nie miała pojęcia, co to oznacza, i prawdę mówiąc, wcale nie chciała się dowiedzieć. Chciała jedynie pozbyć się tego snu. Wystarczyło, że lady Adela i Celia dręczą ją za dnia, nie potrzebowała jeszcze chorego koszmaru, który dręczy ją po nocach.

 

Rankiem ubrała się szybko i poszła do kuchni, by zająć się swoimi codziennymi obowiązkami, ale Celia już tam na nią czekała.

 

– Dzisiaj będziesz usługiwać lady Adeli – oświadczyła swoim słodkim głosikiem. – Uczeszesz jej włosy i pomożesz założyć suknię. Później udasz się za nią do jadalni i będziesz jej usługiwać jak zawsze.

 

Anaja kiwnęła głową i bez słowa ruszyła w kierunku wyjścia. Zanim opuściła kuchnię, Celia powiedziała do swoich najbardziej zaufanych koleżanek:

 

– Widzicie, dziewczyny, nawet najszlachetniejszą sukę można nauczyć, jak być posłusznym.

 

Nie wytrzymała. Chwyciła Celię za włosy, wsadziła głową do paleniska i patrzyła, jak jej twarz roztapia się w płomieniach. Przynajmniej tak to sobie wyobrażała, idąc do sypialni lady Adeli. Kiedy tam dotarła, jej pani siedziała już przed lustrem ze znudzoną miną.

 

– No wreszcie. Ileż można czeka… ach, to ty. No i wszystko jasne. Moja najbardziej ślamazarna służka w końcu doczołgała się do komnaty. Chodź tutaj i uczesz mi włosy. Może przynajmniej to robisz porządnie.

 

Anaja podniosła szczotkę z komody i zabrała się do roboty. Tymczasem lady Adela żywo komentowała jej niekompetencje.

 

– Kto by pomyślał: weźmiesz dziewkę z wioski i przyuczysz, to będzie pracowita niczym pszczoła, a jak księżniczkę mianujesz na służkę, to lepiej muł ci będzie usługiwał niż ona. Ale nie ma się co dziwić, w końcu wieśniaczka wie, że w życiu jedynie ciężką pracą można coś osiągnąć, księżniczka z kolei myśli tylko o przystojnych książętach i wystawnych weselach. Niestety, ciebie to ominie. Ci, którzy cię tutaj ukryli, pewnie już dawno trafili pod topór, więc o byciu księżniczką możesz sobie zapomnieć, a patrząc na to, jak się tutaj sprawujesz, służką też długo nie pobędziesz. Taka jak ty może skończyć tylko w przydrożnym burdelu, gdzie za kilka monet każdy cham będzie mógł wydupczyć księżniczkę. Będziesz małą, głupiutką kurewką, prawda?

 

Anaja starała się skupić na czesaniu, ale miała z tym spore problemy – ręce za bardzo jej się trzęsły. Lady Adela spostrzegła to, uśmiechnęła się z satysfakcją i ciągnęła dalej:

 

– Chociaż z drugiej strony kto by chciał dupczyć córkę królowej Calanthii. Wszyscy przecież wiedzą, że Calanthia dawała dupy demonom, by mogły w niej zasiać czarnoksięskie nasienie. Za to właśnie Istari nakazali Wolnym Królestwom skrócić ją o główkę. Najgorszy moczymorda nie wyjmie swojego miecza ze spodni, by przerżnąć czarciego bękarta, jakim z pewnością jesteś. Wychodzi więc na to, że nawet w burdelu nie zrobisz kariery, kochaniutka. Zostaje chyba tylko sprzątanie końskiego łajna w stajniach. Szkoda by było marnować na ciebie łopatę, więc pewnie każą ci czyścić gówno mordą. Jak myślisz, moja droga, gównojad to twój odpowiedni poziom?

 

Anaja zacisnęła rękę na czaszce lady Adeli i, raz po raz, zaczęła uderzać jej świńskim ryjem o lustro, aż pokryły go drzazgi szkła, a drewnianą komodę splamiły rozpryski krwi. Potem stwierdziła, że naprawdę musi panować nad wyobraźnią.

 

– Co ty, u licha, robisz, głupia?! Zaraz będę miała na głowie strzechę! Nawet czesać nie potrafisz?! Daj mi to! – lady Adela wyrwała Anaji szczotkę z ręki. – Ja nie wiem… ty się rzeczywiście nadajesz tylko do sprzątania łajna. Przynajmniej łóżko pościel, niedołęgo!

 

Anaja ruszyła w kierunku łóżka, drżąc z furii. Prawdę powiedziawszy, wolałaby czyścić stajnię, niż usługiwać tej grubej świni.

 

W międzyczasie lady Adela przywołała Celię, która w bardzo krótkim czasie uformowała jej włosy w modną fryzurę (nic dziwnego, w końcu jej ręce nie trzęsły się z gniewu i bezsilności). Później wszystkie trzy zeszły do jadalni, przy czym pani zamku nie omieszkała głośno skomentować, jakie są różnice pomiędzy Anają i Celią. Ledwo zasiadła przy stole, główne drzwi rozwarły się na oścież i do pomieszczenia wkroczył lord Brendon.

 

Był on mężczyzną o siwych włosach, piwnym brzuchu i pulchnej, zwykle uśmiechniętej twarzy, na której teraz malowało się zmęczenie. Widać było, że nie zdążył się jeszcze przebrać po podróży, gdyż miał na sobie brudne odzienie, pancerz oraz pokryte błotem buty. Na jego widok lady Adela podniosła z krzesła swój tłusty zad i zawołała:

 

– Mój drogi, nareszcie wróciłeś! Tak bardzo tęskniłam!

 

Po tych słowach podeszła do lorda Brendona i cmoknęła go w policzek. Mężczyzna uśmiechnął się niemrawo, a potem oboje usiedli przy stole.

 

– Zapewne jesteś strudzony podróżą. Zaraz każę przynieść półmiski, byś miał z czego jeść – skończywszy mówić, lady Adela skinęła na Anaję. Dziewczyna pobiegła do kuchni i błyskawicznie przyniosła wszystko, czego tylko lord Brendon mógł sobie zażyczyć, włącznie z dodatkowym dzbanem wina. Po minie lorda szło się domyślić, że starania dziewczyny zrobiły na nim spore wrażenie, jednak lady Adela nie dała mu się długo zachwycać, bo jak tylko Anaja skończyła układać półmiski na stole, spytała:

 

– I jak potoczyły się sprawy? Udało ci się odnaleźć tych bandytów, którzy napadają na kupców w Lesie Szeptów?

 

Lord Brendon pokręcił głową, a na jego twarzy pojawiło się niezadowolenie. Nalał sobie wina do pucharu, który Anaja ustawiła tuż obok jego dłoni, po czym odparł:

 

– Niestety nie. Te oprychy są niczym zjawy. Próbowaliśmy ich złapać na wszystkie sposoby, ale nic nie poskutkowało. Ja i kilku z moich żołnierzy przebraliśmy się nawet za kupców, a potem jeździliśmy po całym lesie, tam i z powrotem, ale… ci bandyci nawet się nie zainteresowali naszym wozem, zupełnie jakby wiedzieli, że jesteśmy żołnierzami. Sława tych grabieżców urosła już tak bardzo, że mieszkający na granicy lasu wieśniacy nie mówią o Lesie Szeptów, tylko o Lesie Cieni. Uważają, że ci rozbójnicy to mityczne driady, które powróciły do swoich leśnych domostw, by bronić drzewa przed atakami ludzi. Czyste szaleństwo.

 

Oczy lady Adeli zaokrągliły się ze zdumienia.

 

– Naprawdę mówią o driadach? Skąd się wzięły takie plotki?

 

– Cóż, według zeznań nielicznych świadków, którzy przeżyli napady, tymi bandytami są… ehem… same kobiety.

 

– Co takiego?! Przecież to się w głowie nie mieści! Kobiety powinny się zajmować domem i wychowywać dzieci, jak to przystoi każdej damie, a nie włóczyć po lasach i napadać na kupców!

 

– Niestety, one mają inne zdanie – rzekł spokojnie lord Brendon. – Uzbrojone w łuki, przemykają w cieniach drzew, świecąc gołymi tyłkami.

 

Brwi lady Adeli znikły pod gęstwiną rudych włosów.

 

– Znaczy się, chodzą nago? – wypaliła.

 

– Cóż, tak właśnie wynika z zeznań.

 

– A to zbereźnice! Prędzej czy później trafią na stos, ja ci to mówię.

 

– A ja w to nie wątpię. Jeśli plotki o tych „driadach” rozejdą się po okolicy, Istari szybko wezmą sprawy w swoje ręce.

 

Na wzmiankę o Istarich lady Adela szybko pobladła.

 

– Ale… chyba nie będą niczego od nas chcieli, prawda?

 

Lord Brendon wzruszył ramionami, nakładając sobie na talerz sadzone jajko.

 

– Nie wiem. Mogą uznać, że nie złapaliśmy tych driad, bo sprzyjamy mitycznym obrzędom. Wyzwą nas od bluźnierców, spalą na stosie razem z tymi głupimi dziewczynami, którym zachciało się zbójnickiego żywota, i przejmą naszą twierdzę, by zrobić z niej kolejny ze swoich klasztorów.

 

– Brendonie, nie mów takich rzeczy – teraz lady Adela była już zupełnie blada. – Istari nie zrobili by czegoś takiego baronowi, który broni granic królestwa.

 

– Istari mogą wszystko… Ale rzeczywiście nie sądzę, żeby posunęli się tak daleko. Zresztą nie zamierzam bezczynnie siedzieć, aż zainteresują się całą sprawą. Ja i moi ludzie odpoczniemy trochę, a potem znowu ruszymy do lasu.

 

– Zamierzasz raz jeszcze mnie zostawić, mój mężu? – spytała Adela z niemalże autentyczną nostalgią.

 

– Niestety, obowiązki wzywają. Jestem lordem Końca Kłów i muszę chronić swoje ziemie przed bandytami, nawet jeśli są to mityczne driady. W innym wypadku te ziemie mogą już niedługo należeć do zakonu.

 

– Strasznie dramatyzujesz, Albercie.

 

– He, he, racja, spędziłem zbyt dużo czasu w tym ponurym lesie. Kilka dni odpoczynku z pewnością poprawi mi nastrój – po tych słowach lord Brendon zabrał się za konsumowanie śniadania. – Aha, zapomniałbym o jednej sprawie. Mój brat poszukuje nowe służące, wiesz, konsekwencje posiadania żony, he, he. W każdym razie myślałem, by podesłać mu trochę naszej służby, w końcu mamy ich tak dużo. Może nawet tę tutaj… Anaję, dobrze pamiętam?

 

Anaja ożywiła się na te słowa. Szansa na opuszczenie tego miejsca była dla niej niczym błogosławieństwo, ale lady Adela nie podzielała tych poglądów.

 

– Ależ mój mężu, chcesz mnie pozbawić jednej z najbardziej pracowitych służek? – spytała.

 

Anaja nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. O dziwo, Lord Brendon również, bo obdarzył małżonkę zdumionym spojrzeniem i powiedział:

 

– Przecież zawsze twierdziłaś, że to niedołęga i że trzymasz ją tylko dlatego, bo boisz się, że poza murami zamku umarłaby z głodu. Dlatego pomyślałem, żeby odesłać ją do mojego brata. Z głodu by tam nie umarła, a nowo poślubiona małżonka Johana raczej nie ma tak wygórowanego gustu jak ty, więc wszyscy byliby szczęśliwi, nie sądzisz, najdroższa?

 

Lady Adela nie wiedziała, co mu odpowiedzieć. Czyżby naprawdę miała pozbyć się Anaji? Jakby na to zareagowali ci, którzy ją tutaj umieścili? Z drugiej strony tajemniczy patroni dziewczyny nie dawali znaku życia, a sprawowanie opieki nad tym darmozjadem było zaprawdę bezsensowne.

 

By mieć jeszcze chwilę na rozmyślania, spytała swojego męża:

 

– A czemu twój brat nie weźmie paru dziewczyn z jakieś pobliskiej wioski, tylko żebrze u ciebie o służbę?

 

– Wcale nie żebrze. Jak dobrze wiesz, staraliśmy się złapać te driady razem, w końcu jego zamek leży tuż na skraju lasu. Pewnego dnia nadmienił, że jego żonie przydałaby się dodatkowa służba, a ja przypomniałem sobie, jak bardzo chciałabyś się pozbyć tej Anaji, więc powiedziałem, że kogoś mu podeślę.

 

Adela prawie w ogóle go nie słuchała. Jej myśli krążyły wokół księżniczki. Nie potrafiła znaleźć żadnego dobrego powodu, który przemawiałby za zatrzymaniem dziewczyny, a który mogłaby podać swojemu mężowi. Jeśli zaczęłaby bronić służki, na którą dotychczas ciągle narzekała, mogłaby wzbudzić podejrzenia u lorda Berndona, a jakiekolwiek podejrzenia dotyczące postaci Anaji były zdecydowanie zbyt ryzykowne. Zresztą po co w ogóle miałaby ją zatrzymywać? Patronom księżniczki jest chyba obojętne, czy będzie przebywała u niej, czy u brata jej męża? Najważniejsze, żeby Anaja była bezpieczna, a to Johan Brendon chyba potrafił zagwarantować.

 

– Wyglądasz na strapioną, droga małżonko. Aż tak bardzo cenisz sobie tę Anaję?

 

Lady Adela podjęła decyzję w ułamku sekundy.

 

– Ależ skąd, mężu, jeśli sądzisz, że ta niedojda się tam nada, możesz ją odesłać – powiedziała, starając się nadać wypowiedzi lekceważący ton.

 

– Czy mi się zdaje, czy jeszcze przed chwilą mówiłaś, że to jedna z twoich najlepszych służek – spytał lord Brendon, trochę rozbawiony, ale jego małżonka gładko wybrnęła z sytuacji:

 

– Ot, po prostu nie chciałam oddawać swojej służki, aczkolwiek po głębszym zastanowieniu doszłam do wniosku, że rzeczywiście nie mam jej po co tutaj trzymać.

 

Lord Brendon opróżnił do końca swój puchar i odstawił go głośno na stół.

 

– W takim razie postanowione – oświadczył. – Anaja trafi do mojego brata.

 

Anaja nie mogła w to uwierzyć. Jak tylko śniadanie dobiegło końca, przebiegła kilka korytarzy, wpadła do jakiejś pustej komnaty i upewniwszy się, że nikt jej nie słyszy, wydała z siebie okrzyk radości. Udało się! Nie będzie musiała służyć tej tłustej świni! Wreszcie trafi do kogoś, kto będzie traktował ją jak każdą inną dziewczynę! Nie mogła sobie tego lepiej wymarzyć. Pierwszy raz od dwóch lat była naprawdę szczęśliwa.

 

Drzwi otworzyły się i do komnaty weszła Celia.

 

– Nie pamiętam, żebym cię tutaj wysyłała – warknęła. – Waruj do kuchni, suko.

 

Mogła ją przezywać, ale to nic nie zmieniało. Anaja cieszyła się, że wreszcie stąd odejdzie.

 

– Poszczęściło się księżniczce, co? Myślisz, że w nowym zamku będą cię traktowali jak szlachciankę? Że będziesz dla nich jaśnie pani? Nic bardziej mylnego. Szybko się na tobie poznają. Zobaczą, żeś bezużyteczna szmata, że pożytku z ciebie nie ma nic a nic, i wypierdzielą cię na zbity pysk do jakiegoś rowu. Wtedy dopiero poznasz, co to prawdziwe życie.

 

– Ta? A skąd wiesz? Wiele już rowów pyskiem powitałaś? – Anaja wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu, za to jej rozmówczyni o mało nie dostała szału, co dało się zauważyć po czerwonej z wściekłości twarzy.

 

– Takaś mądra, suko? To przynieś mi tamten rondel – rozkazała Celia, bo były już w kuchni.

 

Anaja wzruszyła ramionami i posłusznie przyniosła wskazany rondel, pewna, że nic nie popsuje jej dzisiaj nastroju. W garnku znajdował się niedokończony gulasz, który kucharki przygotowywały na obiad. Celia wylała go na podłogę i powiedziała:

 

– Ups! Chyba będziesz musiała to posprzątać.

 

Anaja ruszyła po szmatę i wiadro, ale Celia zatrzymała ją, mówiąc:

 

– Dokąd to? Sprzątniesz ten bajzel tak, jak każda suka powinna to zrobić. Zlizuj to z podłogi.

 

– Co takiego?

 

– Zlizuj to z podłogi, suko. Co tak wytrzeszczał gały? Do roboty! – Celia chwyciła Anaję za włosy i zgięła ją w pół, by patrzyła prosto na gulasz. – No liż, psie! Do niczego innego się nie nadajesz! Już nigdy nie odważysz się krzywo spojrzeć na kogoś, kto wszystko, co ma w życiu, osiągnął dzięki ciężkiej pracy, a nie szlacheckiemu urodzeniu! Liż, kurwo!

 

Anaja chwyciła rondel i trzasnęła Celię tak, że dziewczyna dosłownie rozpłaszczyła się na podłodze, a z jej ust buchnął strumień krwi. Dopiero po chwili księżniczka zdała sobie sprawę z tego, że zrobiła to naprawdę.

 

W kuchni byłby tylko dwie dziewczyny – pomocnice kucharek – które zaliczały się do grona najlepszych przyjaciółek Celi. Widząc swoją koleżankę broczącą krwią u stóp księżniczki, jedna zamarła w osłupieniu, a druga wciągnęła ze świstem powietrze i wybiegła z pomieszczenia. Anaja miała duże pojęcie o tym, dokąd poleciała. Po chwili jej obawy się spełniły.

 

Lady Adela wkroczyła do kuchni, oceniła spojrzeniem całą sytuację, a później podeszła do Anaji, uśmiechnęła się w swój świński sposób i oznajmiła:

 

– Zdaje się, że jeszcze trochę z nami pobędziesz, kochaniutka.

Koniec

Komentarze

Przeczytałam jak dotej pory mniej więcej jedną trzecią, bo trochę jestem krótka z czasem teraz, ale podoba mi się. Napisane moim zdaniem zgrabnie i sprawnie, bez żadnych niemiłych niespodzianek i kfiatkuw ;) Jutro postaram się doczytać do końca i naskrobać coś jeszcze. Pozdro ;)

Przeczytałam. Ciekawe, bardzo, ale aż nie mogę się nadziwić, że napisał to chłopak. To takie, wybacz za określenie... babskie. Bardzo fajnie wykreowałeś postacie, choć czasami za jaskrawe - jedni to lubię, inni nie. Mi tam nie zgrzytało. Podobały my się fragmenty, nagle, ni z gruchy ni z pietruchy, o rozwalaniu łbów itp. To trochę urealniło postać. Ogólnie, lekkie, fajne i czekam na kolejne!:)

Też jestem ciekawa, co będzie dalej. Tylko, drogi Mężczyzno, nie każ otyłej kobiecie nosić błękitnej sukni. Jasne kolory pogrubiają. I dziwi mnie jeszcze, że dwaj bracia mają zamki, i to blisko siebie. Skąd niby ich ojciec wziął dwa?

Babska logika rządzi!

Hm, to z tymi zamkami mogę przerobić, np. zmienić brata na jakiegoś innego lorda. Chociaż z drugiej strony... dlaczego nie mogą mieć dwóch zamków? Dajmy na to, ojciec obu Brendonów postanowił, że jego młodszy syn ożeni się z córką lorda "pobliskiego" zamku. Owy lord zmarł przedwcześnie, nie mając żadnego syna i takim sposobem zamek przypadł w udziale młodszemu z Brendonów. To chyba prawdopodobny scenariusz, choć mogę się mylić, nie mam aż tak dużej wiedzy o czasach średniowiecza, więc każda rad się przyda :) 

A, jeśli potrafisz obronić swoją wersję, to wszystko w porządku. Ale z kiecką coś zrób...

Babska logika rządzi!

Ciemnozielona może być? Zdaje się, że to kolor odpowiedni dla wrednej ropuchy :D

Ona chyba ruda była? Idealny. :-) W błękitach mogą biegać te złotowłose dziewczyny.

Babska logika rządzi!

(...)  czy warto kontynuować przygody Anaji.   

Warto. Tylko bez pomyłek w zapisie dialogów. Oraz końcówkach fleksyjnych imion. Składni też mógłbyś pilnować i przestrzegać...

Hm, pomyliłem się gdzieś przy zapisie dialogów? Gdzie, bo nie widzę? ;) Co do tych końcówek fleksyjnych i składni, to też przydałoby mi się kilka przykładów, bym wiedział, co złego uczyniłem ;)

Pozwól, że jutro. Ziewam już...

- Proszę, proszę, jaśnie pani raczyła się w końcu pojawić – wyartykułowała głosem, w którym rozdrażnienie mieszało się z jadowitą satysfakcją.  ---> nie pasuje tutaj "wyartykułowanie". Proponuję:  (...) pojawić. --- W głosie lady Adeli rozdrażnienie (...).  

(...)  czy też kontemplowałaś nad pięknem natury?  ---> kontemplujemy "co", nie "nad czym". Czyli : piękno natury.  

Celia nie cierpiała jej, odkąd pojawiła się w tym zamku.  ---> nie wiadomo, o kogo chodzi, kto pojawił się w zamku. Fakt, że kilka zdań dalej znajduję wyjaśnienie, niczego nie zmienia. Zgrzyt zostaje... Proponuję zmienić na coś w rodzaju: od pierwszej chwili, od pierwszego spotkania.  

(...)  posłaniec, w obstawie  (...).  ---> przecinek na emeryturę.  

(...)  rozkazuje jej jakiś chłop, któremu ledwo dano konia i tytuł posłańca, (...).  ---> niezrozumiałe. Jeżeli jakiegoś autentycznego chłopa obarczono taką misją, no to wybacz, pomysł bez pomyślunku. Ani przemówić ani zachowac się nie potrafiłby --- a to przecież ważne. Jeśli według Ciebie "chłop" = "byle jaki szlachetka, szaraczek", no to już lepiej, ale dla lady Adeli chłop to chłop, a mówiąc i myśląc z pewną pogardą o posłańcu niskiego stanu, o wiele niższej "rangi szlacheckiej", nie nazwałaby go chłopem, a szlachetką, szaraczkiem, zagrodowcem.  

Komentarz dodatkowy: słowa często są podstępne. Znaczenie zasadnicze i znaczenie potoczne mogą się ze sobą tak rozmijać, że czytelnika wpuszcza się w maliny.  

(...)  lady Adela nabawiła się przekonania, (...),  ---> przekonań nie nabawiamy się, ale nabieramy ich, przejmujemy od innych albo pozwalamy, by wpojono nam określone przekonania. To trzeba doprecyzować, skąd te przekonanie lady Adeli. Jej własne czy narzucone.  

(...)  niż cierpliwie oczekiwać na karę w imię jakiegoś masochistycznego honoru.  ---> na pewno o cierpliwe oczekiwanie Tobie chodziło? A może o potulne przyjmowanie kary, potulne godzenie się?  

(...)  zaskrzypiało w uldze. ---> z ulgą. "W" to na przykład krzyczymy w rozpaczy, chociaż "z" rozpaczą też.  

(...)  słuchać Celi!  ---> więziennej? Celii... Pojedyncze litery też swoją wagę mają...  :-)  

(...)  gdy wreszcie doczołgała się z nimi do zamkowej kuchni, (...). ---> ponownie potocyzm, kolokwializm, skrót myślowy popsuł szyki i wrażenie. Jakie znowu doczołganie się? Dowlokła, przywlokła, no niechaj przytargała te worki...  

Jechać dalej, czy czujesz się naprowadzony na tropy tego, co warto wyłowić i poprawić?

Podobało mi się.

Do Adama KB,

Anaja pobladła. Nie mogła sobie wyobrazić gorszej kary. Celia nie cierpiała jej... ---> jak na dłoni widać tutaj, że chodzi Anaję, przynajmniej dla mnie.

Do reszty rad postaram się dostosować, nie pokazałeś jednak, jakie błędy mam w zapisie dialogów i tych całych "końcówkach fleksyjnych imion", a wcześniej mówiłeś, że takowe się pojawiają ;)

" Gdy Anaja znalazła się wreszcie w zasięgu jej wzroku, rozciągnęła żabie usta w wesołym uśmieszku." - To brzmi jakby to Anaja rozciągnęła usta.

 

Nawiasem mówiąc, to imię, jak na mój gust, winno odmieniać się inaczej. Anaja - Anai. Tak jak tuja, na przykład.

 

Jest jeszcze kilka potknięć w zapisie dialogów i innych drobiazgów, ale w sumie nieźle. Czytało się ok, pytanie jak długi jest tekst, który stworzyłeś - jeśli w miarę zwarty i do czegoś zmierzasz, to ok. Jeśli to powieść na osiemset stron, raczej bym się nie pakowała w czytanie, bo to chyba nie mój typ. Ale po tak krótkim fragmencie trudno ocenić.

 

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

" Gdy Anaja znalazła się wreszcie w zasięgu jej wzroku, rozciągnęła żabie usta w wesołym uśmieszku." - To brzmi jakby to Anaja rozciągnęła usta ---> rozumiem, o co chodzi i mogę tylko powiedzieć, że opisywanie sceny, w której są same kobiety, jednocześnie powstrzymując się przed ciągłym powtarzaniem ich imion, nie jest łatwą sztuką :)

Daj im różne kolory włosów albo chociaż oczu...

Babska logika rządzi!

Druga poprawka od końca dotyczy końcówki.  

Nie widać. Ty  widzisz, bo Ty pisałeś, ale czytelnik już widzieć nie musi. "Celia nie cierpiała jej (...)." można odnieść do kary, co podaję Tobie jako przykład pod rozwagę --- zaimek "odsyła wstecz" do ostatniego rzeczownika przed zaimkiem. Faktem jest, że ten przykład w tym przypadku nie wymaga zmian, jeśli w zakwestionowanym przeze mnie zdaniu dasz imię Anaji.  

Nie myśl, że chcę postawić na swoim. Nic mi z tego nie przyjdzie --- uwagi, czy to moje, czy regulatorów, czy jeszcze innych osób, są uwagami czytelników o tym, co im "nie zagrało", i mają podpowiadać, unaoczniać, jak różny jest odbiór, jak różna wrażliwość na szczegóły, niuanse znaczeniowe itp.

P.S.  Z końcówką imienia "Anaja" istotnie jest problem; wyszedłem z założenia, że im mniej głosek "obetniemy" z powodu końcówki, tym jednoznaczniej zaakcentujemy obcość tego wymyślonego imienia. Obcość, bo nie jest imieniem polskim.  Natomiast w przypadku użycia w charakterze imienia wyrazu obecnego w polszczyźnie, lub od takiego wyrazu pochodzącego w prostej linii, na przykład "Achaja", odmieniałbym "jak należy", Achai.

Nie znam dokładnych zasad zamików, ale według mnie bardziej naturalnie jest to, że zaimek odsłyła do ostatniego podmiotu przed zaimkiem, nie do rzeczwonika. Przykładowo, w takim zdaniu:

Anaja dobiegła przed drzwi, wzięła kilka głębokich oddechów i weszła do komnaty. Jej pani, lady Adela, siedziała za długim stołem zastawionym półmiskami z jedzeniem.

Stosując się do zasady, że zamiek odnosi się do ostatniego rzeczownika, "jej" tyczyłoby się komnaty, a nie Anai. Szczerze mówiąc, może jedna osoba na dziesięć tak by to zrozumiała, a może nawet mniej. Podobnie ze zdaniem: "Celia nie cierpiała jej (...)". Sądzę, że znamienita większość czytających pomyślała w tym miejscu o Anai, a nie o karze, właśnie dlatego, że to Anaja jest w poprzednim zdaniu podmiotem. 

Większość podanych przez Ciebie rad, Adamie, była naprawdę przydatna, ale co do tej akurat mam spore wątpliwości. Za resztę dziękuję i pozdrawiam :)

Masz rację w kwestii "zamieszania" z zaimkami. Opinia, że wstecznie delegują do podmiotu poprzedzającego zdania, nie jest ani nowością, ani nie jest rzadkością. Jednak zawsze, uważam, trzeba postawić pytanie: jak daleko wstecz można odsyłać, czy nie wprowadzi w błąd pojawienie się między "adresatem" a zaimkiem innego rzeczownika? Łagodzi ten problem zwrócenie uwagi na zgodność gramatyczną zaimka z podmiotem / rzeczownikiem, ale znowu pojawia się kwestia odległości --- chyba wszyscy czytelnicy pozgrzytują zębami :-), gdy muszą przerywać lekturę, cofać się, szukać, co do czego się odnosi...  

Jak widzisz, niezłomnym rygorystą nie jestem --- poza jednoznacznie schrzanionymi przypadkami --- mam na uwadze wygodę czytelnika.  

Miło mi, że uwagi przydały się Tobie. Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka