- Opowiadanie: RasCichy - Opuszczamy Bazę

Opuszczamy Bazę

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Opuszczamy Bazę

Dnia 09 grudnia 2021 o godzinie 06:27 pierwsza z rakiet termojądrowych uderzyła w Nowy Jork powodując śmierć przeszło 3 milionów ludzi. Państwa członkowskie NATO ogłosiły stan najwyższej gotowości, zarządzając ewakuację ludności cywilnej do schronów przeciwatomowych a także podziemnych miast, przygotowywanych na podobne okoliczności przez lata.

Wybuchła wojna. Pół godziny po ataku na Nowy Jork, państwa reszty świata począwszy od poszkodowanych Stanów Zjednoczonych wystrzeliły w niebo własną broń masowego rażenia skierowaną w stronę agresora, Chin które zjednoczyły się z Rosją. Europa wraz z Azją stały się polem bitwy a wielu niewinnych cywili zginęło. Ziemia przeobraziła się w pozbawioną życia pustynię, po której ludzie wędrowali jedynie żeby uzupełnić zapasy żywności, chociaż na powierzchni wcale nie było jej tak wiele.

Tę datę zapamiętałem jednak z innego powodu. Wtedy się urodziłem.

 

17 lat później.

 

Carther wkroczył pewnie do kwatery podlegającego mu oddziału.

– Wstawać ścierwa! – krzyknął wprost przy uchu Williama. Jak przez mgłę widoczny horyzont, tak słowa dowódcy powolnie docierały do mózgu młodzieńca, który je analizował. Komenda wyrwała Willa z łóżka. Wystraszony młodzieniec stanął na równe nogi, przykładając dwa złożone palce prawej dłoni do swojego czoła.

– Tak jest! Sir – odparł. Carther wziął wdech by wypowiedzieć kolejne zdanie lecz przerwał mu dźwięk syreny alarmowej, który właśnie rozbrzmiał w całym sektorze. Nieprzyjemnemu dźwiękowi towarzyszyły przebłyski czerwonego światła bijącego z lamp ostrzegawczych .

– Co jest kurwa? – zaklął pod nosem i pośpiesznie wybiegł z pokoju kierując się do sztabu dowództwa.

W głównej hali panowało poruszenie. Mieszkańcy szóstego sektora krzątali się po hangarze w przerażeniu spowodowanym niewiedzą dotyczącą wszczętego alarmu.

Wtem z głośników porozmieszczanych w całym podziemnym mieście przemówił głos mężczyzny pełniącego rolę dowódcy.

– Oddziały zwiadowcze generała Carthera i pułkownika Storna mają stawić się w hangarze za 4 minuty. W pełnej gotowości!.

William słysząc te słowa osłupiał a jego ciało ogarnęło niepojęte podniecenie. Dopiero dołączył do oddziału zwiadowczego, nawet nie minęły trzy dni a już wyrusza na swoją pierwszą misję. Po raz pierwszy wyjedzie na powierzchnię. Ekscytacja ogarnęła młodzieńca, odcinając go od świata rzeczywistego. Rozmyślał o tym jak wygląda powierzchnia ziemi, jak wygląda niebo o którym tyle słyszał, co znajduje się tam na zewnątrz?. Pytania te zadręczały go przez prawie całe życie a teraz uzyska na wszystko odpowiedź.

– Willie! Ruszaj dupsko – Usłyszał czyiś głos, nawołujący go z hangaru. Wskoczył w mundur tak prędko jak nigdy wcześniej i chwytając maskę tlenową wybiegł z kwatery mieszkalnej, wybiegł do hangaru.

– Zbiórka gamonie! – Wrzasnął dowódca, poirytowany brakiem dyscypliny uwijającej się w bezładzie grupy zwiadowczej.

– Słuchać mnie uważnie – dodał – Wyruszamy na powierzchnię co może być dla was chrztem bojowym! Wielu z was pewnie nawet nie widziało słońca więc mam dla was prezenty – wraz z wypowiadaniem tych słów Carther przeszedł przed oddziałem, rozdając podopiecznym nakładki przeciwsłoneczne na ich maski – Załóżcie to! Chyba że wolicie oślepnąć – westchnął – To nie będzie zabawa na strzelnicy! – Carther odwrócił wzrok w stronę Williego.

– William i Diego!

– Tak jest! Sir! – odpowiedzieli chórem.

– Zajmiecie pozycje przy karabinach! Zrozumiano? – zapytał.

– Tak jest! Sir! – powtórzyli.

– Dobrze.. – Mruknął pod nosem generał Carther – Od teraz wszyscy jesteście oddziałem Gamma! – dodał, wziąwszy głęboki wdech – Oddział Gamma do Bradleya! Jazda! – mężczyźni rozbiegli się zajmując miejsca w pojeździe.

W powietrzu rozbrzmiały trzy przeciągłe sygnały oznaczające otwarcie włazu wyjazdowego. Pierwsze promienie światła przemykały pod unoszącą się ścianą, rozświetlając ogromną halę.

– Odpalaj ten złom – syknął Carther, siedząc przy kierowcy.

Dwa pojazdy typu M2 Bradley opuściły szósty sektor wyruszając przed siebie po obumarłej ziemi.

Koniec

Komentarze

     Klasyczny strzępek tekstu z klasycznymi błędami --- nic z niego nie wynika.

LICZEBNIKI W TEKŚCIE ZAPISUJEMY SŁOWNIE!

Poza tym:

interpunkcja --- leży i kwiczy,

zapis dialogów --- leży i kwiczy.

Wrażenia mam podobne do Rogera: strzępek tekstu pełen błędów.

Och. Sporo pracy przed Tobą, autorze.

A interpunkcja to zupełna porażka. Wielokropek ma trzy kropki. Przed kropką nie stawiamy spacji. Po znaku zapytania nie stawiamy kropki.

Pomijając to, że tekst roi się od błędów, zwrócę Ci uwagę na coś jeszcze. Napisz coś, co ma fabułę, bo ten tekst jest o niczym.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Pamiętał dzień, kiedy przyszedł na świat? No, to gratuluję.
Na tym niestety poprzestałam tą krótką lekturę.

Oddział, dowodzony przez generała, mieści się w dwóch pojazdach. Nadmiar generałów, jak w naszej armii, czy niedobór szeregowych? Czy pojazdy takie gigantyczne?  

(...)  zarządzając ewakuację ludności cywilnej do schronów przeciwatomowych a także podziemnych miast, przygotowywanych na podobne okoliczności przez lata.  ---> zastanowił się Autor nad sensem swojej wizji? Chyba nie... Jeden czy drugi schron --- owszem, powstały, dla sztabów... --- to jak cię mogę, ale podziemne miasta... Łojjj...

Twój problem polega na tym, że co innego  „autor ma na myśli” a co innego mu wychodzi, czyli kuleje, najogólniej mówiąc, precyzja języka. Na przykład w tym fragmencie:

„Carther wkroczył pewnie do kwatery podlegającego mu oddziału.
- Wstawać ścierwa! - krzyknął wprost przy uchu Williama. Jak przez mgłę widoczny horyzont, tak słowa dowódcy powolnie docierały do mózgu młodzieńca, który je analizował. Komenda wyrwała Willa z łóżka. Wystraszony młodzieniec stanął na równe nogi, przykładając dwa złożone palce prawej dłoni do swojego czoła.”

1. Kwatera oddziału czyli grupy żołnierzy --> dowódca ryczy „wprost przy uchu Wiliama” leżącego na pryczy (trep musiał się więc schylić — chyba, że był wyjątkowym kurduplem — bo nic nie wiadomo na temat, aby W. spał na piętrusie) --> na równe nogi zrywa się wyłącznie Wiliam. Pytanie: Gdzie podziała się reszta żołnierzy? Czy był to jednoosobowy oddział?

2. „Carther wkroczył pewnie do kwatery (…)”. Czy istnieje jakikolwiek powód, aby dowódca oddziału wchodził do kwatery podkomendnych NIEPEWNIE? Musiałby być straszną łajzą, ergo – do pełnienia swojej funkcji zupełnie by się nie nadawał. „Wkroczyć pewnie”  nie znaczy to samo co np. „wparować”, co prawdopodobnie miałeś na myśli.

3. „Wstawać ścierwa” nie jest komendą. Ostatecznie mogłoby być „brutalną (wulgarną) komendą” ewentualnie rykiem, który gwałtownie wyrwał W. ze snu albo kazał mu się na równe nogi zerwać z łóżka. Adekwatne określenia są ważne.

4. Rozbudowane porównanie „słowa docierały do mózgu młodzieńca jak przez mgłę widoczny horyzont” jest pozbawione sensu, co dostrzec można, gdy się je trochę przekonfiguruje.

5. „Wystraszony młodzieniec” – podobna charakterystyka skreśla bohatera w oczach czytelnika. Co to za żołnierz, który trzęsie porami, słysząc głos dowódcy. Można znaleźć mnóstwo innych określeń, trafniej oddających aktualny stan ducha Wiliama.

6. „przykładając dwa złożone palce prawej dłoni do swojego czoła” – czyżby młodzianek chciał się popukać w czoło? W obliczu dowódcy? No niezłe jaja! Karne szorowanie klopów szczoteczką do zębów, ma jak w banku. Po co opisałeś w tak śmieszny sposób czynność, która ma swoją oczywistą nazwę – salutowanie?

Dalej jest podobnie, czyli treść wynikająca ze zdań rozmija się z tym, co zamierzałeś w nich faktycznie zawrzeć. Pisz nadal, skoro lubisz, ale włącz samokontrolę – spontanicznie przelewaj sobie na ekran pomysł, ale potem pracuj nad nim ostro i bez zgubnego samozachwytu, zastanawiając się jednocześnie, czy sam, jako czytelnik, miałbyś ochotę przeczytać podobną historię.

To zdanie bardzo mnie rozśmieszyło, kilka innych też, ale myślę, że opinie wcześniej komentujących i ten przykład, wystarczą.

 

„Zbiórka gamonie! - Wrzasnął dowódca, poirytowany brakiem dyscypliny uwijającej się w bezładzie grupy zwiadowczej”. –– Jakiś bardzo opanowany dowódca. Ja bym się wściekła, gdyby dyscyplina poszła sobie, by pouwijać się w bezładzie, zamiast razem z gamoniami uczestniczyć w zbiórce. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

"przykładając dwa złożone palce prawej dłoni do swojego czoła" - dwa palce do czoła sugerują tzw. salutowanie, czyli oddanie honoru. Nie robi się tego do pustego czoła tylko do orzełka na czapce - dwa palce sugerują wojsko polskie - inne armie może i salutują do pustego czoła, ale robią to całą dłonią.

Właściwie to, o co chodzi w tym opowiadaniu? Znowu jakiś kawałek, o którym trudno coś napisać.

Opowiadanie ma wstęp, rozwinięcie i zakończenie.

pozdrawiam

I po co to było?

Nowa Fantastyka