- Opowiadanie: kamilbakdg2 - poprawiony fragment I rozdziału

poprawiony fragment I rozdziału

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

poprawiony fragment I rozdziału

 

Wiem, że "poprawiony fragment" to za dużo powiedziane i moje pismo dalej jest niewłaściwe, a dialogi i narrator jak ze styropianu, ale krytyka napedza tylko i motywuje mnie do pisania, dlatego wstawiam tu te kilka akapitów.

 

 

 

Rozdział I

 

 

 

Każdy ma jakieś marzenie. Większe, czy mniejsze. Zawsze się jakieś znajdzie. Nie poznałem jeszcze osoby, która by o czymś skrycie nie marzyła. No może jedynym wyjątkiem w całym naszym pięknym wszechświecie była Susan Loiter, nastolatka mieszkająca w Nowym Jorku.

 

Susan miała szesnaście lat (miała skończyć już wkrótce), a każde jej urodziny były kolejnym powodem aby rodzice kupili jej coś niesamowitego i bardzo drogiego. Jej ojciec był szefem wielkiej korporacji, a matka redaktorem naczelnym pewnego wydawnictwa w stanach. W każdym razie prawni opiekunowie panny Loiter byli niezwykle bogaci i zakup czegokolwiek dla ich rozpieszczonej córeczki nie był absolutnie problemem.

 

Dla wszystkich, oprócz Susan, urodziny były czymś niezwykłym. Trudno jednak się dopatrzeć różnicy wartości jej prezentu urodzinowego do zwykłych prezentów, które dostaje niemalże w każdym tygodniu, więc dzień dwudziestego pierwszego grudnia dwa tysiące dwunastego roku był dla niej zupełnie normalnym dniem, w którym, jak co dzień, szła zadowolona do szkoły.

 

Szkoła. Właśnie. To jedyne miejsce, w którym Susan czuła się jak królowa absolutna. Nie to żeby miała dobre oceny, czy coś, ale chodzi tutaj o rówieśników, którzy byli na każde jej zawołanie. Można tak powiedzieć, choć naprawdę była to tylko banda kilkunastu nastolatków, którzy szli krok w krok za Susan mając nadzieję, że bycie obok niej naładuje ich popularnością i staną się w pewnym wyimaginowanym sensie lepsi.

 

Susan lekko otworzyła oczy. Promienie słońca bezskutecznie próbowały przedostać się przez barierę niebieskich zasłon zawieszonych nad wielkim oknem. Dziewczyna usiadła na swoim wielkim łożu i przeciągnęła się. Była ubrana w niebieską koszulę nocną we fioletowe falbanki, która swoją drogą była dużo, dużo za krótka. Wszystkich gości, którzy kiedykolwiek zawitali do jej sypialni w mieszkaniu nr 56b, jednego z najwyższych wieżowców na Manhattanie, dziwił niezwykle fakt, że wszystko w pokoju jest w jednym kolorze. Co dziwne kolor ten nie był kolorem różowym, jak można by się spodziewać po rozpieszczonej, bogatej blondynce, jaką była Susan. Był to niebieski, który od zawsze należał do gamy jej ulubionych barw.

 

Najnowszy Iphone, który wszedł we władanie Susan niespełna dwa tygodnie temu, wskazywał godzinę siódmą. Mieszkając, budynek dalej od swojej szkoły, Susan zawsze mogła sobie pozwolić na odrobinę więcej snu, co jej zdaniem wpływało na nieskazitelne piękno twarzy i co zawsze powtarzała swojej przyjaciółce, Alice Bitmounth. Jeszcze w piżamie, weszła do kuchni, gdzie siedzieli jej rodzice. Jej ojciec, Steven, siedział przy stole jadalnym i przeglądał jakieś strony na swoim laptopie, a matka, Anne, siedziała na wysokim stołku przy kuchennym blacie szperając w papierach równo ułożonych w czarnej teczce.

 

– Gdzie to jest do cholery? – mruknęła pod nosem Anne nie zwracając uwagi na córkę, która powolnym i jeszcze śpiącym krokiem weszła do kuchni.

 

– Cześć, mamo… Cześć, tato…

 

Żaden z rodziców nie odpowiedział córce. Tylko Steven kiwnął lekko głową, ale było to pewnie skierowane do komputera. Susan nie przejmowała się tym. W sumie było to raczej normalne zachowanie z ich strony i zdziwiłaby się, gdyby któryś z nich odpowiedział jej na powitanie.

 

Dziewczyna otworzyła dolną szafkę z lewej strony wielkiej lodówki i zerknęła do niej, po czym wyprostowała się ponownie.

 

– Gdzie jest Mary? – zapytała kierując słowa do matki.

 

Mary była ich gosposią. Lekko schorowana sześćdziesięciolatka, ze sporą nadwagą i krótkimi czarnymi włosami, pracowała u państwa Loiterów od zawsze. Zajmowała się sprzątaniem, gotowaniem, robieniem zakupów, oraz odbieraniem Susan ze szkoły, gdy ta była jeszcze mała. Dziewczyna nigdy nie doceniała pracy gosposi. Często wręcz rozkazywała jej nie używając przy tym ani jednego „magicznego słowa”. Biedna pani Johnson nie mogła poradzić sobie z niewychowaną wówczas smarkula, ale pomimo to kochała ją bardziej niż jej rodzice.

 

– Dałam jej dzisiaj wolne – rzekła sucho matka nie odrywając wzroku od kartek. – Chciała pomóc w przyszykowaniu przyjęcia, ale powiedziałam jej, że to zajęcie organizatorów i pracowników restauracji i odesłałam ją do domu.

 

– Miała kupić płatki – rzuciła Susan. – Skończyły się już przedwczoraj. Dlaczego jeszcze tego nie zrobiła?

 

Matka odłożyła papiery i spojrzała na córkę karcącym wzrokiem.

 

– Nie widzisz, że jestem zajęta? Ciężko pracuję na te twoje płatki i inne zachcianki.

 

– Nie tylko ty – odezwał się Steven nie odchodząc od laptopa.

 

Oczywiście nie był to asertywny zwrot ze strony rodziców. Czasami zdarzało się, ze przypominali córce ile to na nią nie wydają pieniędzy, ale i tak kończyło się to podwyższeniem jej kieszonkowego.

 

– Zjesz na mieście – powiedziała Anne wracając do przeglądania dokumentów. – I ubierz się tym razem w coś odpowiedniego. Szkoła to nie wybieg, a ty ubierasz się czasami jak nie powiem kto.

 

Karcące spojrzenie matki nie utkwiło w Susan na zbyt długi czas. Anne nie przesadzała w tym co mówiła. Susan miała ostatnio w zwyczaju nosić do szkoły sukienki, buty na wysokich obcasach oraz wyzywające, markowe ciuchy, które tylko coraz bardziej przykuwały wzrok męskiej strony szkolnego społeczeństwa.

 

– Ubiorę się w co mi się podoba – powiedziała Susan i wróciła do pokoju unikając dalszej rozmowy.

 

 

Wchodząc ponownie do pokoju, dziewczyna, potknęła się o swoją sportową torbę, którą nosiła na basen, i upadła klnąc przy tym pod nosem. Wstając zdała sobie sprawę, jak nieobecność Mary w apartamencie Loiterów wpływa na porządek w jej pokoju. Po podłodze walały się ubrania, biurko było całe w kartkach, talerzach i kubkach, które nie zostały sprzątnięte po wczorajszej wizycie Alice, a jasnoniebieska biblioteczka, która nie służyła Susan zbyt często, była pokryta kilogramem kurzu.

 

Tylko garderoba była zawsze czysta, bo sprzątała tam Susan, zabraniając wchodzenia tam, pani Mary. Szafa panny Loiter była tak duża, że mogłaby służyć za drugą sypialnię dla gości (oczywiście państwo Loiterowie posiadali już takową sypialnię i była ona większa niż mogłoby się spodziewać). Wracając do garderoby, była ona wypchana ciuchami po brzegi. I to nie zwyczajnymi ciuchami. Susan nie uznawała tanich ubrań, które okazjonalnie kupowały sobie jej koleżanki. Wolała ubierać się w cos bardziej ekstrawaganckiego. Służyło jej motto: „Zakładaj to na co inni kasy nie mają”. Dlatego najczęściej kupowała ubrania w Internecie sprowadzając je z drogich sklepów europejskich.

 

Susan przeleciała wzrokiem całą, pięknie oświetloną, garderobę. Na górze po lewej stronie znajdowały się T-shirty, koszule, topy i bardzo obcisłe topy, które zakładała na wyjątkowe imprezy. Po prawej wisiały wszelkiego rodzaju spodnie, szorty, spódnice, sukienki, bardzo krótkie sukienki i sukienki tak krótkie, że nadawały się tylko jako towarzystwa do topów na wyjątkowe imprezy. Dziewczyna była niezwykle dumna ze swojej kolekcji ubrań, ale cały czas miała wrażenie, że jest ich za mało. Szczególną uwagę przykuwała do malej ilości butów, które stały na dolnych półkach. Miała tylko czterdzieścidwie pary z czego dwadzieścia dwie służyły jako buty do szkoły, dziesięć jako buty na imprezę (okazjonalnie do szkoły) i dziesięć jako buty, które kupiła, żeby je mieć, a nie nosić. Susan wzięła top kupiony tydzień temu, buty zakupione dwa dni temu, oraz jedną z niebieskich sukienek z wieszaka „bardzo krótkie”. Dobrze wiedziała, że tym zezłości swoją matkę, licząc na ojca, który zawsze stanie po stronie swojej córeczki.

 

Idąc świeżo wyczyszczonym chodnikiem w stronę szkoły, opracowywała sobie idealny scenariusz swoich urodzin. Rodzice zorganizowali je w jednej z najlepszych restauracji w Nowym Jorku, która należała do angielskiej rodziny Livensbrocków. Susan była niezwykle zadowolona z wyboru rodziców. Wiedziała, że o tej imprezie będą mówić kolejne pokolenia chodzące do jej szkoły. Szczególnie, że całość będzie emitowana jako kolejny odcinek „Supersłodkich Urodzin” na kanale MTV. To sprawiało, że dosłownie każdy chciał być na dzisiejszej imprezie.

 

Wchodząc na plac szkolny Susan usłyszała dobrze znany jej, piskliwy i momentami denerwujący głos.

 

– Suzi!

 

Była to Alice – szczupła brunetka wysokości Susan, ubrana w podobne do niej ubrania, która stała obok kilku innych koleżanek. Opuściła je jednak podchodząc do swojej przyjaciółki i całując ją słłłitaśnie w policzek na przywitanie.

 

– O mój Boże! – pisnęła Alice tak głośno, że lewe ucho Susan odmówiło jej posłuszeństwa na krótką chwilę. – Dosłownie każdy w budzie gada o dzisiejszej imprezce! To niesamowite, ale pobiłaś chyba rekord popularności. – dodała gestykulując przy tym dziwacznie jakby chciała wysuszyć ręce.

 

Przyjaciółka Susan miała rację. Gdy tylko jubilatka pojawiła się na dużym, szkolnym holu, wszyscy zwrócili wzrok w jej stronę i zaczęli szeptać. Dziewczyna nie czuła się dziwnie i nie swojo. Uwielbiała być w centrum ogólnoszkolnego zainteresowania.

Koniec

Komentarze

Tytuł rozdziału jest... delikatnie mówiąc, do bani. Odstraszający. Dziecinny. Nie jest chwytliwy.

Interpunkcja --- leży i kwiczy.

Zapis dialogów --- leży i kwiczy.

Powtórzenia, niezręczności językowe, dziecinny styl, "miała mieć" --- na rany koguta!!!

Jest to fragment zmieniony w stosunku do poprzedniego. Poziomem się jednak nie różni. Wciąż tkwisz w podstawówce, kolego.

Zamiast poprawiać, napisz to od nowa.

Muszę się chyba bardziej przyłożyć ;/

Tak właściwie to piszę to od nowa, exturio.

Nie to, że się nie zgadzam z Twoim zdaniem, ale co jest niepoprawne w zapisie dialogów, Antona Ego?

na przykład to:

- Dałam jej dzisiaj wolne. – rzekła suc...


Dałeś kropkę na końcu zdania, a nie powinieneś. Poza tym rozpoczynasz dialog dywizem, a później lecą już półpauzy.

Kropki, kropki i jeszcze raz kropki.

Zajrzyj tu. Nie zaszkodzi, jak przeczytasz wszystko, ale zwróć szczególną uwagę na punkt C.

Dziekuję, Antona Ego :)

Czytam dosyć dużo książek (naprawdę ;)), ale jak przychodzę do pisania to nigdy nie zauważam tego błędu. Teraz już zapamiętam.

<body>Wydaje mi się, że Twoim problemem jest rodzaj zakotwiczenia w starej wersji tekstu. A weź --- tak na próbę --- napisz coś kompletnie innego i niezwiązanego z tematem. Jeśli zaś upierasz się przy tym, to radzę Ci zrobić sobie ogólny plan wydarzeń na podstawie obecnej wersji, następnie rzucić ją w jak najdalszy kąt i pisać od nowa, trzymają się jedynie chronologii. Zobaczysz, że pozornie to samo, a w rzeczywistości wyjdzie zupełnie coś innego. Kto wie? Może będzie lepsze?

Jeszcze raz dziękuję, Antona Ego.

Masz absolutną rację i podsunęłaś mi świetny pomysł. Pisząc od nowa tę "historyjkę", bo trudno mi teraz mówić, że to powieść, wzorowałem się, akapit po akapicie, na poprzedniej wersji, a to był błąd, bo powinienem odrzucić tą starą wersję i skupić się na moim "dzisiejszym rozumowaniu" ;)

Wybacz złość, ale nie jestem cierpliwy.

Wydaje mi się, że dosyć jasno zostało Ci powiedziane, żebyś napisał to od nowa i wtedy nam pokazał. CAŁOŚĆ. I co, napiszesz kolejny pierwszy fragment i znowu nas nim uraczysz?

Pisanie wymaga cierpliwości.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Teraz to wiem, beryl.

Nie dodam już żadnych fragmentów ani całej powieści i prosiłbym aby wszystkie kiedykolwiek zamieszczone przeze mnie teksty zostały usunięte.

Da się załatwić.

Ale zamieścić jakieś opowiadanie, prawda? Napisane przez Ciebie w całości teraz.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Spróbuję coś napisać, ale nie wiem czy mi się uda.

Źle mi się pisze historie jednowątkowe ;/

Nowa Fantastyka