- Opowiadanie: Ruczek - Kpina losu [KB GOT2]

Kpina losu [KB GOT2]

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Kpina losu [KB GOT2]

Artur nie mógł uwierzyć w swoje szczęście – znalazł się w grupie ludzi, którzy otrzymają szansę zdobycia Kostura Pomyślności. O ten artefakt powalczy trzynastu mężczyzn, którzy zostali wylosowani spośród wszystkich mieszkańców Osteraku – krainy stworzonej przez samych bogów, i nadal przez nich objętej „opieką”. Wszechmocni wykorzystują ją niczym swój plac zabaw, tworząc na niej rzeczy i zjawiska, jakie tylko przyjdą im do głowy. Na różnorodność zwierząt i innych stworów także nie ma co narzekać. Zatem, jak można zauważyć, Kostur Pomyślności jest wielce pożądany, bowiem raz zdobyty służy danej rodzinie przez trzy lata i chroni ją od nieprzyjemnych niespodzianek, tym samym zapewniając dobrobyt.

 

Stanie do boju wraz z dwunastoma mężczyznami, pełnymi determinacji i woli walki, równymi jego. Wie, że zrobi wszystko, aby ochronić pierwsze lata życia swojego jeszcze nienarodzonego dziecka. Jest także świadom, że nie będzie mu łatwo, gdyż niektórzy z jego rywali są o wiele lepiej zbudowani i zaprawieni w walce. Jednak na jego korzyść przemawia to, że nikt nie wie, co ich czeka, więc szanse na wygraną są wyrównane. Czas pokaże, z czym przyjdzie im się zmierzyć i kto tym razem odniesie zwycięstwo.

 

* * *

 

Wszyscy uczestnicy zebrali się w dolinie Nagawee, aby poznać Złotą Zasadę tegorocznego turnieju. Pojawia się sam Ares, najbardziej zainteresowany walką, i wyjawia ją swoim potężnym głosem:

– Wygra tylko ten, który będzie potrafił oddać zdobyty Kostur!

Zdziwienie wszystkich zebranych było ogromne. Jak mają walczyć o coś, co następnie będą zmuszeni oddać?

– Kostur Pomyślności – ciągnął dalej Ares – jest ukryty w pobliżu czerwonej wody, tuż pod nosem wilka. Niech walka się rozpocznie! – zagrzmiał i zniknął.

 

Wszyscy popatrzyli na siebie lekko zdezorientowani, niepewni, co mają myśleć na temat Złotej Zasady, jednak w głowie Artura zrodziła się myśl – jest jedna osoba, której mógłby oddać wszystko. Maribel, jego żona. Jeśli tak uczyni, Kostur i tak obejmie ochroną jego rodzinę. Rozejrzał się pełen euforii ze swojego odkrycia i zauważył, że pewna grupa mężczyzn zaczęła już iść w stronę lasu.

 

„Czyżby mieli pojęcie, gdzie może być ukryty artefakt?” – pomyślał zatrwożony.

 

Jako, że on sam się tego nie domyślał, ruszył za nimi i, korzystając z osłony drzew, zaczął ich śledzić. W lesie rozpoczął się prawdziwy wyścig; wszyscy przyspieszyli, gnani chęcią zwycięstwa. Po około półgodzinnym biegu, Artur dostrzegł odłączenie się od grupy jednego z rywali – zbyt cicho i ostrożnie tamtem to zrobił, by wyglądało to na zgubienie śladu reszty. Zatrzymał się zatem i on, udając, że łapie oddech, gdyby i jego ktoś obserwował, i ruszył za tamtym, najciszej jak mógł. Okazało się, że był to Markus, znany ze sprytu i zamiłowania do wszelakich łamigłówek. A więc trop był dobry.

 

***

 

Wiele godzin minęło na przedzieraniu się przez gęstwiny lasu. Artura bolały już oczy od wypatrywania w półmroku Markusa, a dłonie i kolana miał pozdzierane, od zbyt częstych upadków na niepewnym gruncie. Dodatkowo od kilku minut dało się wyraźnie wyczuć wzrost temperatury oraz dziwną ciszę. Starając się zrobić to niezwykle cicho, podkradł się do rywala jeszcze bliżej, aby mieć lepszy widok. Zauważył, że tamten zwalnia i niepewnie stawia kolejne kroki, zapewne również wyczuwając zmianę w otoczeniu. Następne minuty przyniosły falę takiego ciepła, że coraz ciężej było zaczerpnąć oddech. Cisza wydawała się jeszcze bardziej niepokojąca, dopóki nie przerwało jej dziwne bulgotanie. Dopiero dotarcie na szczyt wzniesienia oświeciła Artura.

 

„Czerwona woda! No tak, lawa!” – skarcił się w duchu. – „Jak mogłem wcześniej na to nie wpaść? Przecież to oczywiste!” – jednak nie było czasu na dalsze wyrzuty, bowiem Markus nagle przyspieszył i zaczął zbiegać z wzgórza w kierunku lawy.

 

Artur rzucił się za nim w pogoń, w końcu dostrzegając posąg wilka, który był osadzony tuż przy zakolu koryta tej „gorącej rzeki”. Doganiając rywala, rzucił się na niego, zwalając go z nóg. Tamten, nie spodziewając się ataku, jęknął zaskoczony. Zaczęła się szarpanina, z przerwami na spadanie. Na samym dole zbocza, po szybkim złapaniu oddechu, Artur chwycił kamień, na który natrafił i zamachnął się w stronę przeciwnika próbując uderzyć go w głowę, niestety chybił. Markus był bardziej skuteczny, mocno obijając Arturowi żebra znalezioną gałęzią. Nagle, z boku, na Markusa rzucił się ktoś trzeci. Gabriel, jak rozpoznał go szybko Artur. Obaj szarpali się przez chwilę, podczas gdy on zbierał siły, po dość mocnym ciosie, próbując również złapać oddech. Gabriel był mniejszej postury od Markusa, zresztą jak większość osób w okolicy, więc dość prędko został odepchnięty na bok i stracił przytomność, uderzając się głową o kamień. Markus, korzystając z okazji, rzucił się ku posągowi wilka. Artur patrzył zrezygnowany, jak mistrz zagadek biegnie po trofeum. Nie potrafił nawet go znienawidzić, wiedząc, że ten zasłużył na zwycięstwo, jako pierwszy odkrywając umieszczenie Kostura i walcząc dla swoich dzieci, które mają już tylko jego. Jednak nie dane mu było zobaczyć triumfu przeciwnika – gdyż nagle zniknął on z pola widzenia. Artur rozejrzał się zdezorientowany i dostrzegłszy, że Gabriel zaczyna się podnosić, ruszył w stronę pomnika ostrożnie stawiając kroki, nie wiedząc co spotkało Markusa. Po kilkunastu metrach zauważył ogromną dziurę w ziemi, ciągnącą się w obydwie strony jak wzrokiem sięgnąć, a w niej Markusa – nadzianego na piki. Stał tak, nie wiedząc co zrobić, patrząc na ten żałosny i niesprawiedliwy widok, aż podszedł do niego Gabriel.

– Musimy przedostać się na drugą stronę, nim dotrą tutaj pozostali – rzekł tamten spokojnym głosem. – Wydawało mi się, że słyszę ich głosy – dodał, widząc spojrzenie Artura.

– Dlaczego?

– Co, dlaczego?

– Dlaczego mówisz „my”? – chciał wiedzieć Artur. – Nie powinieneś mnie wepchnąć do środka – rzekł wskazując dół – i sam pójść po Kostur?

Gabriel uśmiechnął się pod nosem.

– Widzisz, ja nie mam komu go przekazać, a nie chcę, żeby wygrał jakiś gbur. Ty nim nie jesteś.

Artur spojrzał na niego nieufnie, po czym skinął głową. Gabriel rzeczywiście nie miał nikogo. Ale czy mógł mu stuprocentowo zaufać?

– Chodź. Musimy przeprawić się przez dół. Piki nie są zbyt gęsto rozstawione, więc nie powinno być z tym problemu – mówiąc to zaczął schodzić. – No! Rusz się!

 

Po kilkunastu minutach obaj byli po drugiej stronie, a gorąco bijące od lawy stało się nie do zniesienia. Ostrożnie ruszyli w stronę wilka, spoceni i z trudem oddychający gorącym powietrzem, spodziewając się kolejnych zasadzek, jednak tym razem nic na nich nie czekało. Pod samym nosem wilka, jak powiedział Ares, na jego łapach, spoczywał Kostur Pomyślności – choć niepozorny, to na swój sposób piękny. Artur wstrzymał oddech, niepewny, co zrobić.

– No, bierz go – nalegał Gabriel. – Dasz go swojej żonie. Wam bardziej się przyda, szczególnie, że jest ona przy nadziei.

Artur skinął głową i sięgnął po artefakt, dla którego inni byli gotowi zginąć. W dotyku niczym się nie wyróżniał, ot zwykła laska. Wiedział jednak, że skrywa ona niezwykłą moc. Moc, która teraz będzie chronić jego rodzinę.

 

***

 

Artur przekazał Kostur małżonce, kobiecie swego życia, a ona z radością rzuciła się mężowi na szyję.

– Dziękuję – wyszeptała przez łzy. Następnie wyswobodziła się z jego ramion, odsuwając się o krok i przyjrzała uważnie artefaktowi, trzymanemu w dłoniach.

– Dla ciebie wszystko, ukochana.

Przez jej twarz przemknął grymas.

– Wiem, dlatego przepraszam. Wybacz mi.

Spojrzał na nią skonsternowany, nie rozumiejąc, co ma jej wybaczyć. Przecież powinni świętować. Zapewnił im opiekę. Maribel odsunęła się od niego jeszcze dalej, rzucając mu smutne spojrzenie.

– Odchodzę – wydusiła z trudem. – Odchodzę do kogoś, kogo pokochałam, zanim rodzice zmusili mnie do ślubu z tobą. I… Musisz wiedzieć. Dziecko nie jest twoje – dodała z powagą patrząc mu w oczy. – I wraz z nim odchodzę, do jego prawdziwego ojca.

Mocniej pochwyciła trofeum, raz jeszcze obrzuciła go smutnym spojrzeniem, następnie odwróciła się i pewnym krokiem podeszła do Gabriela, który na powitanie złożył pocałunek na jej ustach.

 

Nagle wszystko stało się jasne – pomoc, której mu udzielił w tak ważnej walce, jego słowa o dziecku, kiedy nikt jeszcze nie mógł o nim wiedzieć, gdyż wraz z żoną trzymali to w tajemnicy. Dotarło do niego także, że już wcześniej mógł to zauważyć – stopniowe oddalanie się Maribel, jej tajemnice, uciekanie wzrokiem, wszystko. Musieli planować to od dawna, a wylosowanie do walki Gabriela dodatkowo im pomogło. Zaplanował sobie, żeby to Artur zdobył Kostur. Wiedział, że on jedyny na pewno będzie potrafił i miał komu oddać zdobycz. Jaki był głupi!

 

Teraz, bardziej zrozpaczony zdradą ukochanej niż zły na utratę trofeum, patrzył, jak oboje odchodzą, obejmując się.

 

Koniec

Komentarze

Pomysł fajny, czytało się szybko, nawet za szybko. Tak czułam, że żona będzie ta złą. ;)
Na początku coś mi zgrzyta z czasami " Artur nie mógł uwierzyć w swoje szczęście"   a później "Artur stanie do boju z dwunastoma mężczyznami"  chyba lepiej by brzmiało  "Stawał do boju", ale ja sie nie znam, niech mądrzejsi się wypowiedzą. :)

Właśnie to też mi nie do końca pasuje, ale nie wiedziałam jak to zmienić ;) Może i "stawał do boju" będzie lepiej. Jeszcze nad tym pomyślę i poczekam na uwagi innych.
A co do szybkości - w wordzie wyglądało na długie, a po wrzucieniu tutaj aż się zdziwiłam, jak krótkie się zrobiło :D Widzisz, jesteś bardziej domyślna od moich testerów - dla nich było to zaskoczeniem ;)

Artur chwycił kamień, na który natrafił ręką i wziął zamach w stronę przeciwnika, niestety chybiając. Markus był bardziej skuteczny, mocno obijając Arturowi żebra znalezioną gałęzią. Nagle, z boku, na Markusa rzucił się ktoś trzeci. Gabriel, jak rozpoznał pokrótce go Artur. Obydwoje szarpali się przez chwilę - to najgorszy fragment w całym niezłym opowiadaniu.

1. a czym niby miał natrafić na ten kamień? Każda inna część ciała w tym miejscu byłaby dziwaczna i wymagałaby dalszego komentarza.

2. samo wzięcie zamachu jeszcze nic nie znaczy. Nie można biorąc zamach chybić, można natomiast spudłować rzucając czymś.

3. rozpoznał pokrótce? zła kolokacja. Pokrótce można coś zreferować. A rozpoznać - szybko, błyskawicznie.

4. obydwoje - oj, nie. Obydwoje to on i ona. Tu bardziej pasuje "Tych wdóch", lub "Dwaj mężczyźni". Powtórzyłeś ten błąd...

Po kilkunastu minutach oboje byli po drugiej stronie. - tutaj.

Całkiem niezłe opowiadanie, choć ostatnie zdanie wziąłeś z taniego romansu...

Dzięki za uwagi, poprawię :)
PS. Jestem dziewczyną ;) 

Jezusmaria:( Nie zajrzałem do profilu. Przepraszam.

Nic się nie stało :)

Dobrze sie czytało, wartka akcja. me likey!

     Uważam, że opowiadanko jest takie sobie. Nie zachwyciło mnie niczym. Miejscami napisane dość nieporadnie. Przeczytałam bez emocji, raczej z obowiązku. Rozbawiło mnie kilka zdań, ale nie mogę zapisać tego na plus, bo Autorka nie miała zamiaru nikogo rozśmieszać.

 

„Artur nie mógł uwierzyć w swoje szczęście – znalazł się w grupie szczęśliwców…”

–– Powtórzenie.

 

„Stanie do boju wraz z dwunastoma mężczyznami, pełnymi determinacji i woli walki, równych jego”. –– Stanie do boju wraz z dwunastoma mężczyznami, pełnymi determinacji i woli walki, równymi jego.

 

„Jednak na jego korzyść przemawia to, że nikt nie wie, co ich czeka”. –– Zdanie sugeruje, że Artur wie, co ich czeka. A jeśli nie wie, to nic na jego korzyść nie przemawia.

 

„…korzystając z osłony drzew, zaczął ich śledzić. W lesie zaczął się prawdziwy wyścig…” –– Powtórzenie.

 

„Artur dostrzegł odłączenie się od grupy jednego z rywali – zbyt cicho i ostrożnie to zrobił, aby wyglądało to na zgubienie śladu reszty”. –– Czy Artur zbyt cicho i ostrożnie dostrzegł, że rywal odłączył się od grupy? ;-)

 

„Zaczęła się szarpanina, z przerwami na spadanie w dół zbocza”. –– Czy szarpanina mogła być przerywana na spadanie w górę zbocza? ;-)

Spadanie w dół jest masłem maślanym.

 

„Artur chwycił kamień, na który natrafił i wziął zamach w stronę przeciwnika próbując uderzyć go w głowę…” –– Nigdy nie miałam zamiaru uderzyć kogoś kamieniem, ale wydaje mi się, że gdybym musiała to zrobić, zamach wzięłabym raczej od, a nie w stronę uderzanego.

 

„…próbując również złapać oddech obolałą klatką piersiową”. –– Obawiam się, że te próby mogły spełznąć na niczym i skończyć się uduszeniem,  jako że klatką piersiową oddechu się nie zaczerpnie. ;-)

 

„…stracił przytomność, uderzając się głową w kamień”. –– W tych okolicznościach, kamień też zapewne doznał obrażeń. ;-)

Ja napisałabym: …stracił przytomność, uderzając głową o kamień.

 

„Musimy przeprawić się przez dół. Piki nie są zbyt gęsto rozstawione, więc nie powinno być z tym problemu – mówiąc to zaczął schodzić w dół”. –– A gdyby tak, nic nie mówiąc, zaczął schodzić w górę;-)

Schodzenie w dół, to także masło maślane. Ponadto jest powtórzenie.

 

„…jednak musieli iść dalej. Ostrożnie ruszyli naprzód…” –– Zdziwiłabym się, gdyby ostrożnie ruszyli do tyłu;-)

Iść dalej i ruszyć naprzód, to także masło maślane.

 

„Artur przekazał Kostur małżonce, kobiecie swego życia, a ona z radością rzuciła mu się na szyję”. –– Ja także, gdyby ktoś dał mi taki Kostur, rzuciłabym się Kosturowi na szyję, a nawet jakby szyi nie miał, to wyściskałbym go z całej siły, z radością, jak owa Arturowa małżonka. ;-)

 

„Dziękuję – wyszeptała przez łzy. Następnie wyswobodziła się z jego ramion, odsuwając się o krok i przyjrzała uważnie artefaktowi, trzymanemu w dłoniach”. – – Ja także dziękowałbym Kosturowi, choć pewnie byłabym oszołomiona, widząc że ma też ramiona, więc zlustrowałabym go dokładnie, z rąk nie wypuszczając; a nuż, prócz szyi i ramion, wystaje mu coś jeszcze…  ;-)

 

„Zapewnił im opiekę. Ta odsunęła się od niego jeszcze dalej, rzucając mu smutne spojrzenie”. –– No proszę, opieka się odsuwa coraz dalej i smutno patrzy. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za wszystkie porawki, już je zastosowałam i mam nadzieję, że niczego nie pominęłąm ;) Ja natomiast uśmiałam się widząc, jak w rzeczywistości można było odebrać moje zdania, chociaż śmieszne to być nie powinno. Jak to czasami człowiek nie wie, jakie błędy popełnia :) Zapamiętam na przyszłość. To mój debiut, jeśli chodzi o publikowane opowiadanie, więc domyślałam się, że dobrze od razu nie będzie, a nie zdecydowałabym się na publikację gdyby nie konkurs.  Ale i tak wyszło mi to na dobre, gdyż zyskałam kilka cennych uwag :) 

Jeśli pomogłam, bardzo się cieszę. Mam nadzieję, że kolejny tekst będzie napisany lepiej.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

W połowie pomyślałem, że jest trochę naiwne, ale sam byłem naiwny, zakończenie mnie zaskoczyło. 

Czytało się dobrze.

Pomysł jest niezły. Niestety nierówna narracja nieco psuje radość z czytania. Zmiany czasu na początku tekstu są zbyteczne. Mieszasz treść akapitów (jeden akapit=jedna myśl, inaczej robi się chaos). Zbyt dużo uwagi poświęcasz kwestii postury bohaterów --- wystaczy o tym raz wspomnieć i czytelnik zapamięta.

Pisz, pisz więcej, i czytaj swoje opowiadania na głos, to będzie Ci łatwiej opanować takie buble.

pozdrawiam

I po co to było?

Dzięki za komentarze!
syf. - dziękuję za uwagi, zapamiętam i skorzystam w przyszłości :) Osobiście jeszcze nie czuję się gotowa na publikację swoich tekstów i, jak wspominałam, gdyby nie konkurs, to do tej pory bym się nie odważyła, a nadal szlifowała własne twory i warsztat w domowym zaciszu. Będę ćwiczyć i możliwe, że kiedyś wrócę po ocenę i kolejne rady :) 

Jeżeli masz gotowe teksty, to lepiej coś wrzucić. My tu się staramy dawać jakieś rady, a zresztą sam odzew czytelników sporo daje. Popraw jedno opowiadanie i opublikuj --- zasadniczo nic na tym nie stracisz ; )

pozdrawiam

I po co to było?

Nowa Fantastyka